Recenzja: McIntosh MHA100

Odsłuch cd.

Dość tego pustego przebiegu - fajerwerki czas zacząć!

Dość tego pustego przebiegu – fajerwerki czas zacząć!

Fostex TH-900

Fostexy bardziej podobały mi się w ustawieniu NORMAL, bo w HIGH soprany zbytnio im się forsowały, ale nawet w tym NORMAL podkreślone były dużo bardziej niż u HD 650, co nie do końca mi odpowiadało. Trochę tej góry było tutaj za dużo, a jednocześnie bas jak zwykle akcentowany bardzo mocno, tak więc skraje pasma grały role pierwszoplanowe, na czym traciła średnica, przysłaniana z jednej i drugiej strony. Poczucie realizmu okazało się w efekcie nieco słabsze, choć niuansowość odrobinę niż u HD 650 była lepsza. Jak zawsze kiedy wysokie tony są podniesione, artykulacja była wyraźniejsza, ale w sposób lekko nienaturalny, nie do końca przystający do rzeczywistości. Niemniej w sposób bardzo czysty, oczyszczony już bez filtra w większym stopniu niż u HD 650 z filtrem. Siła ataku i moc uderzeń były przy tym wyjątkowo potężne, potężniejsze niż u i tak potężnych HD 650, co dawało w tym aspekcie masę satysfakcji. Z potężnego kopa to biło, mimo iż ludzkie głosy były lżejsze i nieco dalsze względem Sennheiserów. W sumie granie bardzo wysokiego poziomu, ale bez pełnej synergii, co moja szczątkowa synestezja zakomunikowała minimalnym podbarwianiem dźwięku na czerwono, jak zawsze kiedy wysokie tony nie są do końca poprawne w sensie brania ich za wysoko. Super wyraźnie, bardzo przejrzyście i z mocarnym basem, ale z  lekko wypaczonymi sopranami.

Co do użycia HXD, sytuacja była dokładnie analogiczna jak dwa razy poprzednio, tak więc nie będę tego powtarzał. Rzucę tylko, że słuchawki są jeszcze nie wygrzane, tak więc powyższy opis nie w pełni jest miarodajny.

Sennheiser HD 800 (kabel FAW Noir Hybrid)

Po tym jak zagrały HD 650, spodziewałem się popisu HD 800. I się nie pomyliłem. Brzmienie względem starego flagowca było podobne w sensie doboru tonacji, chociaż u HD 800 była ona jeszcze niższa, natomiast źródła dźwięku były tutaj zdecydowanie większe, a pierwszy plan bliższy. Jednak przede wszystkim narzucało się, że całe ich brzmienie bardziej było majestatyczne – jak u dużych głośników a nie słuchawek. W ciężkim rocku wyzwalało to ryk złowrogich olbrzymów, operujących o wiele cięższego kalibru głosami niż u Fostexów i z minimalnie tylko mniejszą niż u nich wagą basu. Brzmienie było gęste, mroczne, mocarne – i można się było poczuć jak w otoczeniu cyrkowych siłaczy, że człowiek malał jak pchełka.

A testować będziemy z pomocą licznych słuchawek...

A testować będziemy z pomocą licznych słuchawek…

Niezależnie od mocy ogólnej i lekko obniżonej całościowo tonacji wysokie tony były wyjątkowo rozciągnięte przestrzennie i wysoko idące, ale bez żadnej dominanty w paśmie, tylko w całość wpojone. A w efekcie smutek czy rzewność wyrażone z umiarem, bez żadnej histeryczności czy rozpaczliwej skargi, tylko dostojnie, z godnością, z wyczuciem. Struny dość mocno z kolei okazały się naprężone, ale na samej granicy pomiędzy naturalnością a przesadą, dzięki czemu dźwięki spod nich wychodziły duże i mocne, ale nie twarde.

Zaznaczyła się bardzo silna personalizacja i bliskość osób, a jednocześnie wszystkie postaci wpisane zostały w perspektywę i działo się to już bez udziału filtra HXD. Na całe zresztą szczęście, bo jego uaktywnienie po raz pierwszy okazało się skutkować degradacją i do tych słuchawek nie pasowało. Wszystko stawało się dziwne, zbyt nerwowe, nazbyt podniesione tonacyjnie i nieprzyjemnie jęczące. A w zamian żadnych pozytywów, bo scena i bez tego była głęboka, bardziej naturalna i z piękniejszą muzyką. Zaciekawiony sięgnąłem jeszcze po filtr HOT i z nim było zdecydowanie lepiej, bo z naturalnym choć lżejszym nieco i jaśniejszym dźwiękiem, a za to z większą i bardziej przejrzystą sceną. Śpiew się rozrzewnił a kobiece postaci stały drobniejsze. Przybyło powietrza i światła, tak więc atmosfera pojaśniała i na większy obszar przeniosła. Była to zatem pełna alternatywa dla braku filtra, czego o HXD nie mogę powiedzieć. Ale i tak wolałem całkowity brak filtrów z naturalną dla wzmacniacza mocą, światłocieniem i gęstością.

Audeze LCD-3

Flagowe Audeze nie oferowały tak dużych źródeł i operowały jaśniejszym, kremowym oświetleniem, a szybkością i mocą nie ustąpiły nikomu. Jednocześnie proponowały najpłynniejszy przekaz i szczególną muzykalność. Taką z nutką słodyczy i dotykiem gładkości, a z mniejszym poczuciem realizmu. W manierze lekkiego upiększania i łagodzenia, chociaż na bazie basowej potęgi. W porównaniu ich realizm okazał się jednak  słabszy nawet niż u AKG, co mocno mnie zaskoczyło. Przekaz był przefiltrowany i w stylu poprawiaczy obrazu filtrem »Soft«, czego nie lubię, tak więc zmuszony jestem napisać, że słuchawki te z McIntoshem podobały mi się najmniej.

Po włączeniu filtra HXD nie zmieniał się tym razem charakter dźwięku, bo już bez filtra był aksamitnie gładki, natomiast następowało wyraźne ściszenie i złagodzenie już poprzednio złagodzonych sopranów. W nagrodę większa scena i wyraźniejsza perspektywa, ale dla mnie była to niedostateczna rekompensata. Raczej jeszcze większe przefiltrowanie i jeszcze mniejsza naturalność. Nie, takie coś to nie dla mnie.

...głośników Spendor D7...

…głośników…

Dobrze za to spisał się filtr HOT, bo właśnie paradoksalnie odjął nieco filtracji, eksponując soprany i sprawiając, że „nadmuchany” bez filtra bas, mający dużą głośność ale trochę za mało konkretu, stawał się konkretniejszy, bardziej swą twardością w miejsce dmuchania prawdziwy. Ale nawet z HOT te Audeze podobały mi się najmniej. Może inaczej będzie przy odtwarzaczu, ale tutaj bez satysfakcji. Słuchawki te niewątpliwie potrafiły przy innych okazjach grać zdecydowanie lepiej.

Reasumując pierwszy etap można napisać, że nowe dziecko McIntosha wydaje się woleć słuchawki o wyższej impedancji, chociaż z AKG to się nie potwierdziło. Ale generalnie z tymi o wyższej oporności daje większe poczucie naturalności i prawdy, a z doborem tonacji mniej ma kłopotów.

 

Przy odtwarzaczu

Tym razem akcent położymy nie na to jak zabrzmiały poszczególne słuchawki, tylko na porównanie z konkurencją, czyli innym słuchawkowym wzmacniaczem. Poprzeczkę zawiesiłem bardzo wysoko, bo do porównań stanął będący wyłącznie słuchawkowym wzmacniaczem a kosztujący 12 tysięcy Trilogy 933. Właśnie on, żeby dźwigać w górę poziom, a jednocześnie żeby porównanie odbyło się w domenie tranzystorowej, bo lampy to nieco inna historia. A został ten Trilogy ustawiony w blokach startowych na świetnej pozycji, bowiem spinał go z Accuphase DP-700 referencyjny interkonekt CrystalCable Absolute Dream, a McIntosha podpiąłem także wybitnym, ale jednak nieco skromniejszym Tellurium Q Black Diamond. Za to podpięcie miał symetryczne, co niektórzy uważają za lepsze. Wygoda testowa płynęła z tego pełna, bo można było przekładać wtyk słuchawkowy w locie, czyli optimum.

Znowu zacząłem od AKG i od razu zostałem zaskoczony. Spodziewałem się bowiem jakichś wyraźnych różnic, a nie pokazały się prawie żadne. Na upartego można powiedzieć, że McIntosh grał śladowo bardziej ofensywnie, ale ślepego testu bym niemal na pewno nie przeszedł. Miał też trochę niższą tonację, lecz na tyle nieznacznie, że w oderwaniu zgadnięcie kto jest kto mogłoby być trudne. W efekcie tego obniżenia soprany z resztą pasma u niego bardziej kontrastowały, a u Trilogy bardziej były spojone. Jednak to Trilogy umiał minimalnie lepiej różnicować dźwięki, na przykład perkusji na tle wokalu. Inne jeszcze nagranie pozwoliło stwierdzić, że dźwięk Trilogy bardziej był jedwabisty i miękki, a McIntosha twardszy, mocniej akcentujący kontur. Ale wszystko to w wąskim marginesie naprawdę nieznacznych różnic, a nie w ramach głównego nurtu. Ciut ciemniejszy i bardziej kontrastowy McIntosh, ciut bardziej powłóczysty i srebrzysty Trilogy, a może to tylko obudowy tak na podświadomość działały? Przestrzenie w dodatku całkiem co do wielkości analogiczne; i jeszcze jedno było podobne – z oboma wzmacniaczami słuchawki zagrały naprawdę imponująco. Jak na słuchawkowego średniaka – rewelacja.

...oraz K1000, które wymykają się klasycznym uszeregowaniom.

…oraz K1000, które wymykają się klasycznemu uszeregowaniu.

Dlaczego w takim razie Sennheisery HD 650 znów spodobały mi się bardziej? Bo były dźwięczniejsze, bardziej tajemnicze i bardziej misterne. Niesamowicie wręcz dobre, a już zwłaszcza z McIntoshem. On znów zagrał ciemniej, a Trilogy bardziej srebrzyście, czyli jednak mi się nie zdawało, jak również ponownie głębiej i niżej tonacyjnie, co czuć było tym razem wyraźniej. Trilogy podawał równiejsze, bardziej zwarte pasmo, a McIntosh grał głębokim oddechem prawdziwego miecha, z głębszej czerni dźwięk wydobywał i czynił bardziej kontrastowymi. Poza tym inaczej budował scenę. Trilogy bardziej, jak to się mówi fachowo, z perspektywy żabiej, czyli na wprost oczu, a McIntosh z lotu ptaka, ustawiając słuchacza powyżej. To mu dawało przewagę w budowaniu scenicznego ogromu i poczucia niesamowitości, tak więc muzyka wielkoobszarowa była po jego stronie. Z kolei Trilogy świetnie budował kameralne nastroje i muzykę w klubie. Dodać wypada, że same HD 650 wypadły w tym doborowym towarzystwie na miarę high-endu, i to wcale nie raczkującego, tylko stawiającego pewne kroki. Smakowity odsłuch.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

18 komentarzy w “Recenzja: McIntosh MHA100

  1. gabler pisze:

    Ten wzmacniacz jest zjawiskowy ,magia z niego emanuje,słuchałem ostatnio w salonie Maca Ma 6300,grał bardzo fajnie,100 też mieli ale brakło czasu posłuchać…,ciekawe jak napędza kolumny w porównaniu do 6300,można by nim za jednym zamachem rozwiązać 3 potrzeby

  2. emero pisze:

    „I znów lądujemy w objęciach słuchawek o wyższej impedancji, ale nie tak wysokiej jak u 600-ohmowych HD 650, tylko bardzie w pół drogi, czyli u 300-ohmowych HD 800. ”

    HD650 są 300-ohmowe

    1. Piotr Ryka pisze:

      Te z obecnej produkcji tak, i dlatego grają nieco inaczej. Ale ja mam bardzo stare, z pierwszego roku produkcji, 600-ohmowe.

  3. gabler pisze:

    jako sam wzmak do kolumn z jakim innym można go przyrównać,cenowo, czy podłogówki 2 drogi pociągnie

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jak pociągnął 2,5 drożne Spendory, to 2 drożne na pewno pociągnie. Jakościowo go nie porównywałem bezpośrednio, tak więc niechętnie robię odniesienia, ale powiedziałbym, że jest troszkę słabszy niż Hegel H80, czyli naprawdę bardzo dobry. A może słabszy nie jest? Nie będę zgadywał.

  4. Roland pisze:

    szkoda ze brakuje do kompletu jak gra z k812

    1. Piotr Ryka pisze:

      Te K812 zapadły w pamięć. Coś się wymyśli. 🙂

  5. Sławek pisze:

    Co do brzmienia z komputerem – jakim programem był Maczek odsłuchiwany i na jakich sterownikach? Czasem się może zdarzyć, że firmowe sterowniki jeszcze nie są wydobyć z DACa pełnego potencjału. Sprawdziłem na własnych uszach – sterownik do Audio-gd daje dźwięk mocniejszy basowo i gęstszy, a nowy JPlay 6 beta bardziej przestrzenny i przejrzysty (jak trzeba to łupnie basem zjawiskowo), ale ogólnie lepszy o klasę…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Odsłuchiwałem, jak zawsze ostatnio, na Windows Playerze i z niego pochodzą opisy. Na JPlay gra to oczywiście lepiej, ale chciałem żeby było jak najbardziej zwyczajnie. Niedawno miałem gości, którzy bardzo się zdziwili jak potrafi grać w ten sposób wzmacniacz Sugdena z przetwornikiem Myteka, a także sam Mytek Manhattan.

  6. gość44 pisze:

    Pytanie może trochę dziwne, ale .. czy ten wzmacniacz (słuchawkowy?) mocno się grzeje podczas pracy?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dlaczego dziwne? To czasami jest bardzo ważne z uwagi na lokalizację, albo chęć postawienia na nim słuchawkowego stojaka. Nie grzeje się prawie wcale.

  7. Bartek pisze:

    Zeby jeszcze ta cena byla nizsza tak powiedzmy o 6 tys to mozna by brac bez zastanowienia.
    Niestety z tego co slyszalem Macintosh nie pozwala na jakies znaczace obnizki u dystrybutorów. Z drugiej strony ich wyroby trzymaja dobra cene na rynku wtórnym.
    ….No nic, poczytac zawsze mozna 🙂

  8. Nina pisze:

    Pan Piotr nadal nie wie czym w muzyce jest zmiana (zawyżanie) tonacji. A zawyżanie tonacji przez urządzenie (z punktu akustyki i muzyki) to odstrojenie częstotliwości wzorcowej w górę skutkiem przechodzenia sygnału przez urządzenie… Rzecz niedopuszczalna aby tej klasy sprzęt zmieniał częstotliwość wzorcową na wyjściu. Ciągle mam wrażenie, że nie o zmianę (zawyżanie) tonacji Panu Piotrowi chodzi. Może balans tonalny, całościowa barwa, tembr, koloryt urządzenia itd. Na litość boską tylko nie zmiana tonacji.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Ale przecież mówiłem, że to audiofilska gwara i proponowałem poprawniejszą definicję, której się nie doczekałem. Więc może jeszcze raz: jeżeli Maria Callas za pośrednictwem jednego odtwarzacza śpiewa z tej samej płyty wyższym głosem niż z drugiego, to jak to nazwiemy?

    2. Alex pisze:

      Również nie wiem czym różni się „odstrojenie częstotliwości wzorcowej w górę” od podniesionego balansu tonalnego czy stwierdzenia, że urządzenie gra jasno. Proszę o wyjaśnienie.

      1. Maciej pisze:

        Czy jeśli hipotetycznie przyjmiemy że zakres głosu danej osoby mieści się w paśmie 400Hz-4kHz i mamy dwa urządzenia z których każde z nich akcentuje inne pasmo – bo urządzenia audiofilskie z tego słyną, że kładą na coś nacisk i to pozwala im mieć różne grupy odbiorców. To jeśli urządzenie A eksponuje (podnosi o dB lub ich ułamki) przedział 400-1000Hz a urządzenia B 3000Hz-4000Hz, to czy urządzenie B nie gra wyżej ludzkiego głosu? Przecież do naszych uszu dociera więcej wysokich częstotliwości – to głos brzmi wyżej.

  9. Endriuu pisze:

    Czy jest sens kupować ten wzmacniacz słuchawkowy, gdy ja będę sporadycznie słuchać na słuchawkach tylko głośnikach? Wymiary i ten styl do mnie przemawia.
    Proszę o odp.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Moim zdaniem nie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy