Recenzja: McIntosh MHA100

 Budowa

Nareszcie legenda audiofilizmu trafiła do naszej redakcji - oto: McIntosh MHA100.

Nareszcie legenda audiofilizmu trafiła do naszej redakcji – oto: McIntosh MHA100.

   Dajmy spokój polityce i historiozofii, i zajmijmy się czymś przyjemniejszym. Na przykład McIntoshem.

Jak niebiesko, to niebiesko – niebieski jest sam McIntosh i niebieska goszcząca go teraz w sensie właścicielskim Italia. A jak ze szkła, to ze szkła – czyli „Famous McIntosh Illuminated Glass Front Panel”.

Wzmacniacz stoi przed moim nosem, zaraz obok monitora, i świeci poprzez ciemne szkło tego sławnego panelu potężnymi wskaźnikami wychyłowymi, oczywiście podświetlanymi na niebiesko. Jeszcze w latach 90-tych wskaźniki takie można było nagminnie spotkać w stacjonarnych magnetofonach kasetowych i we wzmacniaczach, a firma Pioneer miała nawet także niebieskie, ale były to wskaźniki z prawdziwą strzałką poruszaną magnetycznie, a dziś są to prawie zawsze ekrany OLED, taką strzałkę tylko imitujące. Tego typu ekrany spotykamy i tutaj, ale bardzo porządne i już z niewielkiej odległości do złudzenia przypominające te dawne.

Nim ruszymy na teren obudowy, muszę jednak napisać, że nomenklatura słuchawkowego wzmacniacza, wypisana złotą czcionką na jego wierzchu i zieloną na froncie, jest w tym wypadku wysoce nieprecyzyjna. Urządzenie nie jest bowiem tylko słuchawkowym wzmacniaczem, ani nawet całym tradycyjnym kombajnem do stawiania przy komputerze na użytek słuchawkowego słuchania, ale dodatkowo jeszcze wzmacniaczem głośnikowym, mającym z tyłu grubo złocone (jak się chwalą), stosowne odczepy i mogącym swymi pięćdziesięcioma Watami mocy zasilić zarówno biurkowe głośniki monitorowe, jak i normalne kolumny w salonie. Ma nawet stosowny przełącznik, pozwalający dostosowywać parametry wewnętrzne w zależności od tego czy głośniki są małe czy duże. Tak więc oprócz wzmacniacza słuchawkowego jest tutaj DAC i przedwzmacniacz, a także wzmacniacz głośnikowy. Pełnia w takim razie szczęścia i komplet użyteczności. Do tego pilot i ekskluzywny wygląd, a więc szczęśliwość na skalę makro i błękitna czara z muzyczną ambrozją. Jak to u McIntosha.

Wracając do zewnętrznego wyglądu. Wzmacniacz jest skrzynkowy i kanciasty. Nie ma nowomodnym zwyczajem zaokrąglonych rogów ani płaskiego czy spionowanego wzorca, tylko zgodnie z tradycją sztuką budowania urządzeń audio posiada solidny panel przedni i solidny korpus. Panel musi być wysoki i szeroki, bo inaczej nie zmieściły by się na nim wskaźniki wychyłowe, jak również umieszczone pomiędzy nimi tradycyjne logo McIntosh, wypisane zielonym gotykiem. Poniżej ulokowano niewielki ekran informacyjny, komunikujący niebieską czcionką o aktywnym w danym momencie wejściu, poziomie głośności, trybie próbkowania i wykonywanych innych regulacjach, o ile są właśnie wykonywane. Po obu stronach tego ekranu widnieją tradycyjne dla McIntosha chromowane pokrętła, z których każde jest podwójne i jeszcze z centralnym przyciskiem. To mniejsze, a więc wewnętrzne, umieszczone po lewej stronie odpowiada za wybór wejścia, a większe na jego obwodzie za trzyzakresową regulację impedancji słuchawek, przy czym dla każdego z trzech zakresów można ustawić pozycję NORMAL, przy której moc wyjściowa wynosi 250 mW, albo HIGH, przy której wynosi ona 1 W. W sumie jest zatem sześć ustawień, a siódme włącza tryb głośników, automatycznie odcinający słuchawki.

Ten solidny kloc dość przełomowe dzieło w historii firmy - DAC, przedwzmacniacz, wzmacniacz słuchawkowy, oraz głośnikowy w jednym.

Ten solidny kloc to dość przełomowe dzieło w historii firmy – DAC, przedwzmacniacz, wzmacniacz słuchawkowy oraz głośnikowy w jednym.

Z kolei gdy używamy głośników a wetkniemy w gniazdo słuchawki, nastąpi automatyczne przejście do trybu słuchawkowego, czyli automatyka działa w obie strony. Mniejsze pokrętło po prawej to potencjometr, a większe pozwala zapamiętać wybrane profile ustawień i przełączać się pomiędzy nimi. Przyciśnięcie lewego przycisku włącza bass-buster o zakresie regulowanym pokrętłem albo z pilota (sześć poziomów), a naciśnięcie prawego włącza filtr HXD (Headphone Crossfeed Director Circuitry), mający zielony indykator aktywności i z założenia mogący przemieniać  brzmienie słuchawkowe w analogiczne do głośnikowego, czemu przyjrzymy się podczas odsłuchów. Przyciski można też przez chwilę przytrzymać, a wówczas wchodzą w tryb programowania, co dokładnie zostało opisane w instrukcji. Gniazdo słuchawkowe jest pojedyncze i niesymetryczne, a ponadto mamy jeszcze czerwony włącznik główny, opatrzony po boku dodatkową czerwoną diodą, świecącą zarówno gdy urządzenie jest wyłączone jak i wyłączone, a także dwa czerwone indykatory przesterowania kanałów, umieszczone pomiędzy wskaźnikami wychyłowymi. Dużo tam tego jest, trzeba przyznać, ale także powierzchnia by zmieścić odpowiednia.

Cały panel, jak zawsze u McIntosha, jest z ciemnego szkła, oprawionego bokami w kanciaste aluminiowe obejmy, przydając całości bardziej optymistycznego i połyskliwego wyglądu. Korpus to z kolei dwie wydzielone obudowy transformatorów, za którymi rozciąga się obudowa główna, a wszystko to osadzone zostało na chromowanej podstawie o wysokich brzegach. Całość przejawia stylistykę retro, bezpośrednio nawiązując do mody sprzed lat co najmniej dwudziestu, co bardzo sobie chwaliłem, czując się w takim otoczeniu jak ryba w wodzie. Na takich obudowach bowiem się wychowałem i mam dla nich duży sentyment. A niezależnie od tego całość jest bardzo szykowna, świetnie wykonana, oryginalna, rozpoznawalna i funkcjonalna. Obsługa przy tym sprawna i prosta, a gdyby komuś przeszkadzały ozdobne wyświetlacze, można je po prostu wyłączyć.

Z tyłu poza odczepami głośnikowymi są cztery cyfrowe wejścia: optyczne, asynchroniczne USB 2.0,  AES/EBU i koaksjalne, a także analogowe RCA i XLR. Wyjście jest tylko jedno, analogowe RCA do zewnętrznego przedwzmacniacza, jeśli nie liczyć portu PWR, służącego do komunikacji z innymi urządzeniami McIntosha na okoliczność regulacji włącz/wyłącz. Poza tym jest tylko wtyk dla kabla zasilającego oraz gniazdo bezpiecznika, który na szczęście pozwala się  wymieniać od zewnątrz, co wcale nie jest regułą, gdyż w takim Accuphase czy Phasemation trzeba dla tej banalnej czynności rozkręcić całą obudowę.

Urządzenie zostało, jak to u McIntosha, ozdobione wykazem danych technicznych.

Urządzenie zostało, jak to u McIntosha, ozdobione wykazem danych technicznych.

Od strony technicznej wiadomości są takie, że wewnętrzny DAC (nieznanego producenta, ukryty pod wierzchnią płytą montażu powierzchniowego, a więc także przed wzrokiem) obsługuje próbkowanie do 192 kHz/32-bit, ale nie obsługuje standardu DSD. Zniekształcenia THD są wyjątkowo niskie, poniżej 0,005%, a wzmacniacz oferuje wielopiętrową, bardzo rozbudowaną ochronę słuchawek i głośników, których spalenie jest w związku z tym praktycznie niemożliwe. Wcale to nie jest błahostka, bo uszkodzenia słuchawek czy głośników czasami się zdarzają. Rzadko wprawdzie, ale jak już, to do końca życia się popamięta. Odstęp szum-sygnał wynosi 105 dB, a pasmo przenoszenia obejmuje 12 Hz – 100 kHz (+- 3dB). Nominalna impedancja głośników to 8 Ω, a zakresy impedancji słuchawek wynoszą: 8 – 40 Ω ; 40 – 150 Ω ; 150 – 600 Ω. Całość waży 12 kg i ma konstrukcję stricte tranzystorową, co mnie zaskoczyło, bo przecież McIntosh zaczynał od lamp i po dziś dzień uchodzi za specjalistę tej technologii. Tu jednak chciał upchnąć jednocześnie wzmacniacz głośnikowy, a miejsce na niego było ograniczone, tak więc tranzystory pozostawały jedynym wyborem. Urządzenie prezentuje się ekskluzywnie i ekskluzywnie kosztuje, albowiem przewidywana należność za wszystkie oferowane specjały wynosi 18 800 PLN.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

18 komentarzy w “Recenzja: McIntosh MHA100

  1. gabler pisze:

    Ten wzmacniacz jest zjawiskowy ,magia z niego emanuje,słuchałem ostatnio w salonie Maca Ma 6300,grał bardzo fajnie,100 też mieli ale brakło czasu posłuchać…,ciekawe jak napędza kolumny w porównaniu do 6300,można by nim za jednym zamachem rozwiązać 3 potrzeby

  2. emero pisze:

    „I znów lądujemy w objęciach słuchawek o wyższej impedancji, ale nie tak wysokiej jak u 600-ohmowych HD 650, tylko bardzie w pół drogi, czyli u 300-ohmowych HD 800. ”

    HD650 są 300-ohmowe

    1. Piotr Ryka pisze:

      Te z obecnej produkcji tak, i dlatego grają nieco inaczej. Ale ja mam bardzo stare, z pierwszego roku produkcji, 600-ohmowe.

  3. gabler pisze:

    jako sam wzmak do kolumn z jakim innym można go przyrównać,cenowo, czy podłogówki 2 drogi pociągnie

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jak pociągnął 2,5 drożne Spendory, to 2 drożne na pewno pociągnie. Jakościowo go nie porównywałem bezpośrednio, tak więc niechętnie robię odniesienia, ale powiedziałbym, że jest troszkę słabszy niż Hegel H80, czyli naprawdę bardzo dobry. A może słabszy nie jest? Nie będę zgadywał.

  4. Roland pisze:

    szkoda ze brakuje do kompletu jak gra z k812

    1. Piotr Ryka pisze:

      Te K812 zapadły w pamięć. Coś się wymyśli. 🙂

  5. Sławek pisze:

    Co do brzmienia z komputerem – jakim programem był Maczek odsłuchiwany i na jakich sterownikach? Czasem się może zdarzyć, że firmowe sterowniki jeszcze nie są wydobyć z DACa pełnego potencjału. Sprawdziłem na własnych uszach – sterownik do Audio-gd daje dźwięk mocniejszy basowo i gęstszy, a nowy JPlay 6 beta bardziej przestrzenny i przejrzysty (jak trzeba to łupnie basem zjawiskowo), ale ogólnie lepszy o klasę…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Odsłuchiwałem, jak zawsze ostatnio, na Windows Playerze i z niego pochodzą opisy. Na JPlay gra to oczywiście lepiej, ale chciałem żeby było jak najbardziej zwyczajnie. Niedawno miałem gości, którzy bardzo się zdziwili jak potrafi grać w ten sposób wzmacniacz Sugdena z przetwornikiem Myteka, a także sam Mytek Manhattan.

  6. gość44 pisze:

    Pytanie może trochę dziwne, ale .. czy ten wzmacniacz (słuchawkowy?) mocno się grzeje podczas pracy?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dlaczego dziwne? To czasami jest bardzo ważne z uwagi na lokalizację, albo chęć postawienia na nim słuchawkowego stojaka. Nie grzeje się prawie wcale.

  7. Bartek pisze:

    Zeby jeszcze ta cena byla nizsza tak powiedzmy o 6 tys to mozna by brac bez zastanowienia.
    Niestety z tego co slyszalem Macintosh nie pozwala na jakies znaczace obnizki u dystrybutorów. Z drugiej strony ich wyroby trzymaja dobra cene na rynku wtórnym.
    ….No nic, poczytac zawsze mozna 🙂

  8. Nina pisze:

    Pan Piotr nadal nie wie czym w muzyce jest zmiana (zawyżanie) tonacji. A zawyżanie tonacji przez urządzenie (z punktu akustyki i muzyki) to odstrojenie częstotliwości wzorcowej w górę skutkiem przechodzenia sygnału przez urządzenie… Rzecz niedopuszczalna aby tej klasy sprzęt zmieniał częstotliwość wzorcową na wyjściu. Ciągle mam wrażenie, że nie o zmianę (zawyżanie) tonacji Panu Piotrowi chodzi. Może balans tonalny, całościowa barwa, tembr, koloryt urządzenia itd. Na litość boską tylko nie zmiana tonacji.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Ale przecież mówiłem, że to audiofilska gwara i proponowałem poprawniejszą definicję, której się nie doczekałem. Więc może jeszcze raz: jeżeli Maria Callas za pośrednictwem jednego odtwarzacza śpiewa z tej samej płyty wyższym głosem niż z drugiego, to jak to nazwiemy?

    2. Alex pisze:

      Również nie wiem czym różni się „odstrojenie częstotliwości wzorcowej w górę” od podniesionego balansu tonalnego czy stwierdzenia, że urządzenie gra jasno. Proszę o wyjaśnienie.

      1. Maciej pisze:

        Czy jeśli hipotetycznie przyjmiemy że zakres głosu danej osoby mieści się w paśmie 400Hz-4kHz i mamy dwa urządzenia z których każde z nich akcentuje inne pasmo – bo urządzenia audiofilskie z tego słyną, że kładą na coś nacisk i to pozwala im mieć różne grupy odbiorców. To jeśli urządzenie A eksponuje (podnosi o dB lub ich ułamki) przedział 400-1000Hz a urządzenia B 3000Hz-4000Hz, to czy urządzenie B nie gra wyżej ludzkiego głosu? Przecież do naszych uszu dociera więcej wysokich częstotliwości – to głos brzmi wyżej.

  9. Endriuu pisze:

    Czy jest sens kupować ten wzmacniacz słuchawkowy, gdy ja będę sporadycznie słuchać na słuchawkach tylko głośnikach? Wymiary i ten styl do mnie przemawia.
    Proszę o odp.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Moim zdaniem nie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy