Recenzja: M2Tech HiFace Two 192 kHz – Digital Audio Interface

HiFace_Two_10   Opisywać przejściówkę? W dodatku tak małą jak pendrive albo wtyk USB? To może jeszcze założymy specjalną zakładkę z recenzjami przejściówek? Ale z drugiej strony… Jeżeli można z całą powagą pisać recenzje interkonektów i kabli zasilających, szeroko rozwodząc się nad jakością zastosowanych przewodów i rozpisując, co też to się nie wyprawia z dźwiękiem dzięki zastąpieniu jednego miedzianego drutu innym albo skutkiem zamiany wtyczek, to czemu nie poświęcić tekstu przejściówce, która w tym wypadku nie jest wcale kawałkiem drutu łączącym dwa gniazdka, tylko bardzo zmyślnym urządzonkiem.

– Że co, że małym? No, to chyba dobrze? Chyba lepiej niż gdyby miało wielkość pieca albo ciężarówki. Bycie coraz mniejszym i mniejszym to dla urządzeń elektronicznych jedyny słuszny kierunek, podobnie jak bycie coraz szybszym i tańszym. Dzięki temu rzeczy pożyteczne i użyteczne mogą się realizować za pośrednictwem takich ogólnie dostępnych maluchów jak nasz HiFace, który nie dość że miejsca nie zajmuje i kosztuje niewiele, to jeszcze nawet przegapić go łatwo, albo i wcale nie widzieć. Sam wpiąłem go od tyłu do komputera i z oczu mi zniknął; tylko kabel zza obudowy wystawał; w sumie też niewidoczny, bo obudową Eximusa albo innego Bursona przysłonięty. Powiadają, że co z oczu, to z serca – ale nie tym razem. Bo z oczu owszem, ale nie z uszu. A dla audiofila ucho rzecz ważna i to co słyszy na sercu mu leży. Tak więc kiedy słucha muzyki, ma tego HiFace w uszach i za uszami, toteż odczuwa wdzięczność, bo dobrą robotę ten malutki przejściówkowiec odstawia.

M2Tech HiFace nie jest nowicjuszem, o czym już sama dwójka w jego nazwie oznaczająca drugą wersję nas informuje. Wersja pierwsza powstała w 2009 roku i narobiła sporego szumu, zaliczając szereg recenzji a w nich pochwał. Urządzonko sprawdzało się świetnie i bez kompleksów rywalizowało z interfejsami których przeoczyć już nie było sposobu, albowiem wyglądały jak normalny audiofilski klocek i niejednokrotnie po audiofilsku przy tym kosztowały. Bo zauważmy od razu, że tego rodzaju interfejs wcale nie musi być tani. Zarówno te mające postać urządzeń zewnętrznych, jak i takie instalowane w obudowach jako upgrade zewnętrznego zegara czy konwertera, potrafią kosztować ładnych kilka tysięcy dolarów, przy czym w czasach gdy pierwsza wersja HiFace wchodziła na rynek wiele z tych ponad tysiącdolarowych przejściówek (interfejs to po polsku tyle co przejściówka albo sposób, czy też miejsce wymiany informacji, chociaż brzmi zwięźlej i bardziej uczenie) nie oferowało częstotliwości 192 kHz, tylko niższe. Tak więc zespół młodych włoskich elektroników z Pizy, co to krzywą wieżą pośród słonecznej Toskanii i w całym świecie słynie, zabłysnął od razu na kilka sposobów: Zaoferował jednocześnie świetną jakość, malutką objętość i bardzo przystępną cenę, oscylującą w granicach 150 dolarów.  Dla ponad tysiącdolarowych przejściówkowych tłuściochów i ich nabywców musiał to być szok nie lada, a dla przyszłych użytkowników M2Tech prawdziwe święto.

Dlaczego HiFace?

HiFace_Two_06

Niby już samo pudełko zdradza jego zawartość

   Właśnie, dlaczego warto choćby i te sto pięćdziesiąt dolarów, czy jak za drugą wersję, nieco ponad sześćset złotych w ten drobiazg inwestować? Odpowiedź może być krótka – posłuchaj, a będziesz wiedział. Takiej odpowiedzi można jednak udzielić w przypadku każdej aparatury audio. Posłuchaj, a się dowiesz czy kupić warto. Po to są jednak recenzje i recenzenci, żeby i bez słuchania coś wiadomym już na wstępie było. Tak więc niniejszym sprawozdaję.

Tytułowy HiFace, kiedy go rozebrać, okazuje się płytką drukowaną zdobną logiczną kością i dwoma wysokiej klasy oscylatorami kwarcowymi, czyli mówiąc bardziej zwyczajnie, dwoma zegarami o wyjątkowej dokładności, mającymi za zadanie redukcję jittera, o którym pisałem co nieco przy okazji recenzowanego dopiero co programu JPlay, starającego się na swój programowy sposób ten jitter także ograniczać. Walka z rozmyciem na poziomie mikro to w kwantowym świecie zadanie nie lada. Dlaczego nasz świat makroskopowy nie przejawia takiego rozmycia i takiej wielopostaciowości, chociaż na bazie rozmytego świata kwantowego został postawiony, o to spory i domysły toczą się między fizykami już od stulecia. Jitterowe kłopoty z przekazem audio mają miejsce na poziomie subatomowym, na tyle niewielkim i tak szybko się dziejącym, że o brak kwantowego szumu i ogólnego bałaganu jest tam w dalekiej od zera absolutnego temperaturze pokojowej niezwykle trudno, a te super dokładne oscylatory kwarcowe są właśnie główną bronią, niczym jacyś subatomowi dyrygenci mającą sprawić, by orkiestra złożona z cząstek elementarnych tańczących w przewodniku zechciała zagrać do taktu. Ale zaraz, przecież sam HiFace powiada o sobie, że stosuje transfer asynchroniczny, więc jakie – przepraszam – do taktu? Paradoks jest jednak pozorny. Zegary kwarcowe porządkują bowiem ogólną strukturę przekazu, natomiast to, że ma ona postać asynchroniczną odnosi się do sposobu kodowania, a nie do ogólnego porządku. Transfer asynchroniczny oznacza tyle, że informacja jest przesyłana w mniejszych pakietach i dzięki temu jej poszczególne składniki mogą docierać na miejsce przeznaczenia w krótszym czasie, co tylko dodatkowo zmniejsza rozmiar tego jittera, z którym cały czas walczymy, tłukąc go po łbie wieloma młotkami aby stał się jak najmniejszy. Tłukliśmy go programem JPlay, oczyszczającym wewnętrzne drogi w komputerze, tłuczemy oscylatorami kwarcowymi, żeby szedł bardziej w nogę i tłuczemy kodowaniem asynchronicznym, żeby wędrował w mniejszych porcjach i dzięki temu sprawniej się poruszał, a w efekcie szybciej na miejsce docierał. Tak więc nasz HiFace jest tak naprawdę dla sygnału audio wychodzącego z komputera czymś w rodzaju szkoły musztry i taktycznego zwiadu. Dzieli początkową bandę łazęgów na małe, sprawnie poruszające się i znakomicie zorganizowane wewnętrznie grupy, mogące szybciej i bardziej składnie osiągać punkty docelowe. Tyle właśnie oznacza to jego 192 kHz i transfer asynchroniczny.

HiFace_Two_07

Tego się chyba jednak nikt nie spodziewał…

Dorzućmy nieco wyjaśnień. SPDIF oznacza SONY/Philips Digital Interface Format, pozwalający transferować dane między urządzeniami w wersji cyfrowej, konkurując pod tym względem z sygnałem TOSLINK opracowanym przez Toshibę i odbywającym się po łączach światłowodowych a nie zwykłym kablu. Z jednej strony taki kabel optyczny uwalnia nas od zewnętrznych elektromagnetycznych zakłóceń, na które jest niepodatny, z drugiej sam transfer TOSLINK nie zachwyca parametrami i dlatego usiłuje się go obchodzić czymś lepszym. Czy kabel koaksjalny jest takim lepszym zastępstwem, sprawa pozostaje nieoczywista. Sam posiadam kartę dźwiękową mającą zarówno wyjście optyczne jak i koaksjalne, i nie potrafię określić, które z nich jest lepsze. Jeszcze inni utrzymują z kolei, że przechodzenie z uniwersalnej magistrali szeregowej USB na SPDIF w ogóle jest bezproduktywnym zamieszaniem niczego nie poprawiającym. Tu jednak nie mogę się zgodzić, o czym będzie w części dotyczącej odsłuchów i na co sami projektanci zwracają uwagę, o czym za chwilę.

Dodajmy jeszcze, że nasz HiFace jest po obu stronach zakończony porządnymi złoconymi wtykami, a jego drugie wcielenie zapewnia jeszcze większą poprawę dzięki ulepszonemu zasilaniu wewnętrznemu realizowanemu przez stabilizatory liniowe, dbające o właściwą postać prądu czerpanego z magistrali USB, jak wiadomo nie zawsze w słabszych komputerach odpowiednio silnego, a nawet w tych dobrych z reguły mającego niską stabilność. Całościowa poprawa dokonuje się też dzięki nowo zaprojektowanemu układowi wyjściowemu SPDIF oraz pełnej w drugiej wersji zgodności ze standardem USB 2.0. Usprawnieniu uległa także obsługa. Systemy Mac OS i Linux nie wymagają teraz żadnych sterowników, a Windows OS posiada jeden zbiorczy dla wszystkich wersji. Wprowadzono także obsługę Direct Sound, czyli części pakietu DirectX odpowiadającej za współpracę z kartą dźwiękową, Kernel Streaming, czyli wewnętrznych protokołów wykonawczych systemu Windows, WASAPI, czyli sposobu zewnętrznej komunikacji z Windows oraz ASIO, czyli Audio Stream Input/Output – trybem obsługi programowej urządzeń muzycznych opracowanym przez firmę Steinberg Media Technologies i przyjętym na zasadzie profesjonalnego standardu, zgodność z którym umożliwia zastosowania profesjonalne.

Sami projektanci zwracają jednak przede wszystkim uwagę na redukcję jittera, który w przypadku pracy z komputerowym zegarem taktującym magistralę USB jest przeraźliwie wręcz ogromny, a dzięki dwom oscylatorom kwarcowym HiFace zostaje zredukowany w stopniu zasadniczym, czego dodatkowym czynnikiem poprawiającym jest wspomniana jakość wewnętrznego układu zasilającego samego HiFace, utrzymującego temperaturę pracy tych oscylatorów z dokładnością do 5ppm, czyli pięciu milionowych części stopnia, podczas gdy w odtwarzaczach CD normą pozostaje 50 – 100ppm, a więc rozrzut większy o cały rząd wielkości. A ponieważ niższy jitter to dokładniej odwzorowany muzyczny obraz, pozostawanie przy sygnale USB z tym jego gigantycznym jitterem nie może być czymś lepszym ani równorzędnym, i na tym zdecydowana wyższość interfejsu HiFace polega.

Odsłuch

   To bierzmy się za odsłuchy. Zaczniemy od przebadania Eximusa ES-1 pracującego zrazu po samym kablu USB od Ear Stream, a potem po kablu koaksjalnym tegoż Ear Stream wpiętym do HiFace.

 

Po kablu USB

HiFace_Two_08

No i w końcu: HiFace Two w całej „okazałości”

Bardzo wysoka klasa własna samego Eximusa oraz fakt użycia programu JPlay obsługującego pliki FLAC pozyskane z płyt CD, jak również to, że kabel USB Ear Stream też jest nie od macochy, górując nad zwykłymi tego typu przewodami, pozwoliły wzbić się od razu na bardzo wysoki pułap. By nie mieszać sobie w głowie nadmiarem, użyłem tylko dwóch par słuchawek – Grado GS-1000i oraz Audio-Techniki ATH-W5000 – i w obu przypadkach natrafiłem na wysoką odsłuchową satysfakcję.

Już na wstępie w odniesieniu do całego tego oprzyrządowania można w takim razie zapytać:

– Po co mi więcej i na co jeszcze jakieś kosztujące kilkaset złotych przejściówki? Oczywiście trochę tutaj czaruję i zwodzę, udając że do całej sprawy można podchodzić tylko od dołu, tak jakby te wielkie, pomnikowe high-endy w stylu Orfeuszy czy Kondo Audio Note wcale nie istniały. Rzecz jasna gdzieś tam one egzystują, ale nie pośród zwykłych ludzi, a nasz M2Rech HiFace powstał z myślą o umilaniu życia ludziom zwykłym, a nie miliarderom. Czy jednak warto? Przecież bardzo zadowalający stopień szczegółowości, naturalizm tonacji jak również umiejętność ukazania różnic pomiędzy stylami gry wysokiej klasy bardzo wymagających dla toru słuchawek zostały tu osiągnięte. A wszystko przy jednoczesnym poziomie wyrafinowania i uniwersalności pozwalającym nie tylko się bawić czy robić porównania, ale także rozkoszować się muzyką. Wszystko to już bez HiFace jest tutaj obecne, a więc?

 

Po kablu koaksjalnym z HiFace

Tyle razy to już napisałem, że aż mi się nie chce do tego wracać. Mimo to pozwolę sobie raz jeszcze dać wyraz przekonaniu, że każdy człowiek kochający muzykę, a przynajmniej prawie każdy, łatwo potrafi odróżniać brzmienie lepsze od przeciętnego i lepiej się w towarzystwie tego lepszego czuje. Wiele razy dawano mi odczuć, że się w tej sprawie mylę, zwodząc wizjami lepszego dźwięku zwykłych, wcale nie potrzebujących go ludzi i narażając niewinne duszyczki na niepotrzebne wydatki. Fakt, że te niewinne duszyczki i ich rzecznicy prasowi to przeważnie stare konie, nie mające odwagi przyjść tutaj i powtórzyć tych swoich ambitnych przemyśleń związanych z rzekomo rujnującymi wydatkami, jest wprawdzie nieco zabawny, ale na wszelki wypadek dorzucę już na wstępie: No jasne, można używać samego Foobara, kabla USB z Media Marktu za dwadzieścia osiem pięćdziesiąt i obsługi plików muzycznych zawartej w chipsecie płyty głównej. Można mieć do tego słuchawki Koss Porta Pro, albo jakieś inne dobre za sto złotych, i za ich pośrednictwem odtwarzać same darmowe pliki z You Tube. I to też jest muzyka, i to też może sprawić przyjemność. Bez dwóch zdań. Ale kiedy to porównać do opisanego wyżej systemu, już tego tylko po samym kablu USB, ukaże się jakościowa przepaść i można w takim razie całkiem sensownie zapytać – po co jeszcze lepiej?

HiFace_Two_09

Jeszcze tylko rzut okiem na drugą stronę i można zaczynać przesłuchanie

Nie będę się powtarzał w kwestii górskich wypraw i innych porównań słabego ale znośnego, przeciętnego acz przyjemnego i dobrego jednak jeszcze nie całkiem grania z takim wybitnym. Dość się już o tym rozwodziłem. A to opisane tam wyżej brzmienie, to po samym kablu USB, było już całkiem wybitne. No więc tym bardziej: – Po co?

No cóż, tylko i jedynie po to żeby było jeszcze lepiej, po nic więcej. Tak więc jak komuś nie potrzeba by było jeszcze lepiej, niech dalej nie czyta. A pozostałym powiem tak: dzięki użyciu HiFace dzieje się względem samego kabla USB z grubsza to samo co po użyciu programu JPlay względem Foobara – obraz muzyczny się wyostrza i zyskuje (choć w nieznacznym tylko stopniu) coś jakby trzeci wymiar; taką obwiednię ze światłocienia, pozwalającą dźwiękom przybierać bardziej plastyczną formę i dziać się nieco dłużej. To tak jakby pić herbatę o mocniejszej esencji albo patrzyć na lepszej jakości monitor. Więcej widać i czuć więcej smaku. Nie jest owego „więcej” specjalnie dużo, ale trochę jednak jest, i moim zdaniem jak za sześćset złotych, to warto. Dodajmy jeszcze na marginesie, że analogia działania interfejsu HiFace z programem JPlay jest tu jak najbardziej oczywista i można powiedzieć, oczekiwana. Wszak oba te zabiegi sprowadzają się do redukcji jittera.

Odsłuch cd.

HiFace_Two_03

No i w sumie tyle go było widać…

   Dokonam teraz modyfikacji systemu i spróbuję poszukać jeszcze większego wyrafinowania, przynajmniej w sensie sprzętowej ekwilibrystyki. Tym razem dopniemy Eximusowi  wzmacniacz słuchawkowy Phasemation, który jest bardzo tajemniczym zwierzęciem, zupełnie prawie nie wychodzącym z japońskich lasów i o rzadko spotykanych umiejętnościach. Zwrot, że nie wychodzi on z japońskich lasów, nie powinien przy tym nikogo śmieszyć, bo mimo iż Japonia jest krajem wyjątkowo zindustrializowanym, prawie siedemdziesiąt procent jej terytorium pokrywają lasy, tak więc nie użyłem żadnej nieodpowiedniej metafory. A potrafi ten Phasemation to na przykład, że podpinać można doń słuchawki kablami symetrycznymi i jeszcze dopasowuje się przy tym do ich impedancji. Nie będę zdradzał wszystkiego co z tego wynika, bo od tego będzie jego własna recenzja, ale oczywiście stosowną relację na okoliczność tego porównania przedłożyć będę musiał.

W miejsce Grado i Audio-Techniki użyłem tym razem Denonów D7100 podpiętych właśnie kablem symetrycznym, i znów kablem od Ear Stream, a Phasemation i Eximus też były oczywiście połączone kablami symetrycznymi, bo inaczej nie miałoby to sensu. I znów były to kable od Ear Stream, któremu za odpowiednie wysokiej klasy okablowanie należą się słowa podziękowania.

 

Po kablu USB z Phasemation

Po samym kablu USB zagrało to bardzo dobrze, ale inaczej niż poprzednio. Dźwięk okazał się bliższy i bardziej działający na wyobraźnię. Nie tyle może lepszy w sensie technicznym, co taki bardziej docierający do słuchacza i szarpiący go za ramię. Nie narzucający się wprawdzie w tym sensie, że wchodzący z kopytami do głowy i grający między uszami, ale jednak taki bardziej obecny. Można powiedzieć, o silniejszej osobowości, należącej do kogoś kto nie siada w kącie i milczy, tylko zajmuje sobą całe towarzystwo. Tej muzyki było po prostu więcej – była okazalsza i bardziej władcza. Ale, jak powiedziałem, raczej nie lepsza technicznie tylko inna.

 

Po kablu koaksjalnym z HiFace z Phasemation

HiFace_Two_01

Ale za brzmiał aż nad to!!!

Nie powiem żebym się poprzednio rozczarował, ale powodów do bicia sobie braw z tytułu pomysłu użycia Phasemation też jakoś specjalnie nie było. No ale może teraz, w tym doborowym towarzystwie, M2Tech pokaże na co go naprawdę stać, bo lepszego oprzyrządowania już mu nie wynajdę i w ogóle o lepsze byłoby trudno, chociaż z DAC-ami można wędrować nawet na obszary setek tysięcy złotych, tylko że takie DAC-ki mają przeważnie własne wewnętrzne interfejsy i żadne HiFace nie są im potrzebne, a nawet kiedy nie mają, powinno się im podstawiać takie jeszcze wyższego niż HiFace poziomu, bo nawet  sama firma M2Tech też takie oferuje.

Popodpinałem co trzeba,  przekręciłem potencjometr Eximusa na pozycję »max«, co zaleca instrukcja stosowania go w roli samego DAC-a, i pojechałem JPlayem, ale nie w trybie hibernate, bo tego jeszcze tamtego dnia nie wdrażałem, gdyż mi się zwyczajnie nie chciało, a poza tym pisać przy jego użyciu się nie da.

O cholera, ależ to zagrało.  Aż podskoczyłem, tak mnie ta jakość dźwięku dźgnęła. Dystans względem bez HiFace był tym razem naprawę zasadniczy i w ogóle wszystko słuchane poprzednio poszło w zapomnienie, a cała jaźń zaczęła ryczeć – Słuchaj! Słuchaj! Słuchaj!

Odsłuch cd.

HiFace_Two_02

Żeby nie było żadnych wątpliwości co do odpowiedniego upięcia naszego toru

   To są te właśnie momenty, dla których warto być audiofilem i warto bawić się sprzętem. Jak poszukiwacz złota trafia czasem na samorodek, ta przekopywacz sprzętu trafia czasem na taką złotą kombinację.

No i co tu powiedzieć? Coś jeszcze nie jest oczywiste? Dobrze, w takim razie już mówię. Ten dźwięk robił wrażenie nie w sensie grzecznościowej figury stylistycznej, tylko tak naprawdę i bez żadnej przesady. Był tak dobry, że się go nie jadło tylko żarło. Głęboki, nasycony, czarodziejski i prawdziwy jednocześnie. Z wizualizacją, przestrzenią, oddechem, pełnym angażem. Od razu przypomniałem sobie Westone4 jak grały z Accuphase DP-900 i Twin-Head. Wtedy także to co usłyszałem zupełnie mnie zaskoczyło i nie dało się od tego odejść. Są takie momenty i zapadają w pamięć. I nie chodzi o to, że nie da się lepiej, tylko o to niezapomniane wrażenie, kiedy się wydaje, że tak to sobie jakoś zagra, a okazuje się, że nie tak i nie jakoś, tylko całkiem inaczej. Że będziemy musieli przepraszać za brak docenienia i prosić o więcej. Ale że da się mimo to lepiej, to udowodniłem sobie natychmiast, puszczając pliki MQS. Najpierw puściłem je sobie z Foobarem i momentalnie stało się lepiej. A potem jeszcze z JPlay…

HiFace_Two_04

A jak to z Grado śpiewało…

Napisałem niedawno, że takiego dźwięku z komputera jak przy NuForce i AKG K1000 nie słyszałem, ale trzeba przyznać, że tym razem grało to nie gorzej. Poziom nasycenia pięknem i pozyskiwania sobie słuchacza był nie mniejszy, a głębia dźwięku jaki dobyła z siebie wiolonczela przeniknął mnie na wylot. Można jedynie żałować tych, którzy z własnej woli, ale i z braku środków, a po trosze także braku wiedzy o sprzęcie wynikającej z niemożności  eksperymentowania, nie mogą takiego czegoś mieć na co dzień.

W recenzji programu JPlay napisałem, że nie mam zastrzeżeń do dźwięku reprodukowanego przez popularny Foobar. Są jednak na tym świecie zastrzeżenia i zastrzeżenia. Można nie mieć zastrzeżeń w sensie normalnego, przyzwoitego brzmienia o całościowo dobrze wyrażonych podstawowych walorach i dobrym poziomie angażowania słuchacza, a można też nie mieć zastrzeżeń w sensie pełnego high-endu, przed którym audiofile zdejmują czapki i mu się kłaniają. Nie odnoszę wrażenia kiedy to piszę żebym przesadzał, a piszę właśnie, że zestawienie składające się na łańcuch: komputer-JPlay-HiFace-coaxial-Eximus- XLR-Phasemation i zwieńczający to Denon AH-D7100 jest już tego rodzaju high-endem. To wprawdzie jeszcze nie Orpheus napędzany najwyższej klasy odtwarzaczem SACD, ale jednak naprawdę cholernie dobre brzmienie. Zwykle siedząc przy komputerze nie słucham muzyki o ile nie muszę, bo rozpaskudzony jestem. Ale tego dźwięku słuchałem żarłocznie, taki był dobry. Z plikami MQS – bajka. Szkoda, że płyty w wysokim standardzie plikowym od Naima i z innych tego typu dostawców są takie drogie. Szkoda też, że niespecjalnie drogi i także mający wyjścia XLR DAC Bricasti jeszcze nie dojechał, bo byłoby ciekawe porównanie.

Podsumowanie

M2TECH   Gdyby każdy element audiofilskiego toru kosztował tak niewiele jak M2Tech HiFace i dawał jednocześnie brzmieniu podobnie wiele, raj ziemski byłby faktem. Ale i tak opisany wyżej system nie jest jakoś szczególnie drogi, zwłaszcza kiedy słuchawki Denona uda się nabyć na promocji. Największym problemem może być Phasemation, mający już na szczęście polskiego dystrybutora, oraz DAC z wyjściem symetrycznym. Ktoś mógłby oczywiście zauważyć, że w miejsce Phasemation i Denonów można podpiąć symetryczne Staksy i byłaby to niewątpliwie uwaga celna. Nie mając żadnych Staksów nic na ten temat powiedzieć nie mogę, poza jednym: Basu analogicznego jak Denon Staksy na pewno nie mają. Reszta pozostaje domysłem. A dla czarodzieja HiFace oczywiście brawa, brawa, brawa.

 

W punktach:

Zalety

  • Wydatna poprawa brzmienia.
  • Prosty w użyciu.
  • W sam raz na dzisiejsze czasy.
  • Mały.
  • Tani.
  • Nowoczesna technologia.
  • Dobrze napisany sterownik.
  • W efekcie brak problemów z kompatybilnością.
  • Współpracuje z każdym systemem OS.
  • Ma już swoją renomę.
  • Polski dystrybutor.

Wady

  • Nie można się napawać widokiem.

 Sprzęt do testu dostarczyła firma:Sklep_GFmod

Dane techniczne:

  • Połączenia:
  • Input 1 x USB A type male
  • Output 1 x RCA or BNC female
  • I/O Standard
  • Input USB 2.0 Audio Format
  • Output S/PDIF Stereo Digital Audio Format
  • Częstotliwość próbkowania: 44.1kHz, 48kHz, 88.2kHz, 96kHz, 176.4kHz, 192kHz
  • Rozdielczość bitowa: 16 – 24 bit
  • Wymiary: 10.2(d) x 2.2(h) x 2(w) cm
  • Zasilanie: 5V DC from USB bus
  • Temperatura stosowania:0°C–70°C
  • Waga:  50 gr.
  • Cena: 630 zł.
  • Dystrybucja: GFmod.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

13 komentarzy w “Recenzja: M2Tech HiFace Two 192 kHz – Digital Audio Interface

  1. Marcin pisze:

    Denony wypadają lepiej od grado?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie, to jest ten sam poziom a inny styl. Jednak wyposażenie Denonów w odpowiedni kabel symetryczny jest bardzo proste na zasadzie podmiany jednego kabla innym, a w przypadku Grado konieczne byłoby usunięcie końcowego pojedynczego jacka i zastąpienie go podwójnym, co samo w sobie nie nastręcza żadnych trudności, tylko późniejsze podpinanie się do innych słuchawkowych wzmacniaczy wymagałoby jakiejś kablowo-przejściówkowej ekwilibrystyki. Ale same słuchawki, abstrahując od Phasemation, grają na tym samym bardzo wysokim poziomie.

  2. Marcin pisze:

    To ciekawe. Ostatnio przed zakupem słuchawek porównywałem bezpośrednio denon7100, hifiman he-500 oraz grado rs1i (te w najnowszej odsłonie, z numerami seryjnymi również po bokach pałąka). Wszystkie modele były w miarę wgrzane i zdecydowałem się ostatecznie na rs1i, które były dla mnie całościowo najlepsze. Zresztą ja uważam, że model rs1 stanowi esencję brzmienia grado (bardziej niż modele gs i ps, które z pewnością mają klika przewag po swojej stronie). Tak, denony mają fantastyczny bas i tak, brzmi on analogowo, jednak czar, który rzuca rs1 jest niepowtarzalny i żadne z wyżej wymienionych modeli (i inne) nie dały mi tyle radochy i muzycznego uniesienia – serio. Oczywiście, każdy ma inny gust i inny tor, jednemu podejdzie denon7100, a innemu hd800. Tak czy inaczej zachęcam do posłuchania najnowszej odsłony rs1, bo brzmienie tych słuchawek jest inne, lepsze niż poprzednich edycji. Można oczywiście się spierać, że grado sie psują, ten karton, kabek sie zwija itd., a denon to denon, ale jeśłi mogę zakończyć parafrazą hasła reklamowego parówek 🙂 – są słuchawki i są Grado.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Do Grado, a już zwłaszcza Grado RS-1, mam szczególny sentyment. Sam rozstałem się z nimi (starą wersją) po długotrwałej konfrontacji z Ultrasonami Edition9. W sumie szkoda mi i tych Grado, i Ultrasonów, ale tak licznej stajni słuchawkowej, pomnażającej się tylko na zasadzie dokupywania czegoś nowego utrzymywać nie mogę. RS-1 w nowej odsłonie słuchałem przez chwilę i pamiętam, że zniszczyły wtedy w bezpośrednim porównaniu Audez’e LCD-2. Na pewno napiszę ich recenzję, ale zgodnie z sugestią dystrybutora dopiero za czas jakiś, żeby firma stopniowo się promowała a nie hurtem.
      Co do brzmienia słuchawek tych czy tamtych z wysokiego pułapu, to o wszystkim decyduje konkretny tor i konkretna muzyka. Tu raczej nie mamy do czynienia z sytuacją, w któreś jakieś słuchawki są wszędzie i pod każdym względem lepsze. Takie to są z dynamicznych tylko Sony MDR-R10, choć i one mają słabość w postaci niedostatku basu.

      1. Marcin pisze:

        W takim razie to może być dla Pana/dla rs1 wielki powrót. Przyznam, że nie byłem wielkim fanem pierwszych rs1, bo z początku ich dźwięk był bardzo powyginany, pokrzywiony i dopiero 500 h grania i więcej układało te słuchawki, choć budowanie dźwięku wciąż obdywało się przy pomocy ostrego narzędzia, a górne rejestry dźwięku były odpowiedniejsze dla niedosłyszących w tym zakresie. Za to nowe rs1 są bardzo…(?) gładkie; tuż po wyjęciu słuchawek z kartonu bas miał całkiem dobrą fakturę, a góra w ogóle nie kłuła. Nie wiem czy niszczą one lcd-2, bo nie znam tych słuchawek, ale Audeze to dość dobry zawodnik wagi ciężkiej, tyle że wraźliwy na wzmacniacz, stąd może słuchawki tak słabo wypadły.
        Nie mam i nie miałem u siebie 20 wzmacniaczy, odtwarzaczy i słuchawek, stąd nie mam doświadczenia w dopasowywaniu toru, ale zgodnie z moim obyciem im lepsze systemy miałem, tym lepiej słuchawki zagrały, więc ja nie doświadczyłem pojęcia zgrywania/niezgrywania się sprzętu z wysokiej półki, choć takie zjawisko pewnie istnieje.
        Sam nie robię składnicy sprzętu i zanim kupię nowe, sprzedaję stare; może warto by było zatem nieco uszczupić kolekcję? Prawda, że na odsprzedaży się sporo traci, ale innego wyjścia zdaje się nie ma.
        Pozdrawiam

        1. Piotr Ryka pisze:

          Sytuacja z RS-1 i LCD-2 jest opisana w recenzji tych ostatnich, której przeczytanie polecam. Cary SLI-80 to wybitny wzmacniacz o dużej mocy, tak więc od tej strony sprawa była uczciwa. Natomiast LCD-2 nie były wówczas do końca wygrzane i to zadecydowało o ich słabszym wyniku.
          Rozstania i powroty są oczywiście możliwe, ale prawdę mówiąc muszę tyle słuchać w ramach obowiązków recenzenta, że na odsłuchy własne zostaje bardzo niewiele czasu. Słuchałem wczoraj własnego systemu przez dłuższą chwilę dla własnej przyjemności po raz pierwszy po wielotygodniowej przerwie i tylko dlatego, że był jedną z opcji porównawczych opisywanego właśnie Phasemation. Ale RS-1 obiecuję dokładnie przebadać i należycie porównać z konkurencją.

  3. ada pisze:

    Czy w przyszłości jest szansa na recenzje akg k712 bądź 702 anniversary?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Myślę, że tak. Aczkolwiek dystrybutor profesjonalnego oddziału produktów AKG obiecał mi przysłać model K271 i jak na razie nic z tego nie ma, choć sam też nie naciskam, bo mam na razie o czym pisać. (Produkty profesjonalne i audiofilskie od AKG mają w Polsce różnych dystrybutorów.)
      Ale K712 to zbyt smakowity kąsek by go odpuścić. Swoją drogą recenzję modelu K701 ładnych parę lat temu napisałem i trzeba ją będzie przypomnieć.

  4. Sylwester pisze:

    Chciałbym się dowiedzieć czy jak w PC regulujemy głosność to na wyjściu coax też sie zmienia czy idzie cały czas full ???

    1. hifiphilosophy pisze:

      Zmienia się.

  5. jarzombek pisze:

    Uwaga na urządzenie M2Tech. Szajs, bubel, bardzo drogie g..no, a do tego kilka firm, które umywają ręce od naprawy gwarancyjnej a więc i producenta M2Tech, dystrybutora Audiomagic jak i GFmod Audio Research firma diagnozująca wysłany do nich M2Tech .
    Urządzenie zakupiłem za pośrednictwem firmy audiomagic.pl. Od tamtego czasu urządzenie M2Tech używałem zaledwie kilkanaście razy. Korzystając z tego urządzenia w wyjątkowy sposób starałem się dbać o bezpieczeństwo tego urządzenia. Nie podłączałem go bezpośrednio do portu USB, (wyczytałem wcześniej na necie, że to część ulegająca najczęściej awarii), używam krótkiego przedłużacza. Podłączając dźwięk do powermiksera, używam profesjonalnego przewodu firmy Evergeen. Niestety awarii uległo właśnie gniazdo na minijacka, po prostu weszło do środka, wykonanie jest wyjątkowo nieprofesjonalne. Porównując to ze zwykłym pendrivem, M2Tech, przegrywa nawet z najtańszymi modelami za 15 zł.
    Chcesz dowiedzieć się więcej o tym urządzeniu poszukaj na necie opinii i potraktuj je poważnie, moj

    1. Piotr Ryka pisze:

      Używam HiFace od dwóch lat i jakoś się nie zepsuł. Awarie możliwe są wszędzie. Ktoś nie chce naprawić?

      1. Miltoniusz pisze:

        M2tech hiface two nie ma gniazda mini jack. Chodzi chyba o przetwornik c/a ze wzmacniaczem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy