Recenzja: Lumin D1

Lumin_D1_004_HiFi Philosophy   Chcecie plika co nie pika i muzyki jak z fabryki, co wam zrobi fiki-miki? To słuchajcie mojej bajki.

Lumin jest w dalekim świecie, gdzie piechotą nie zajdziecie, tam go robią czarownicy, co w muzycznej tortownicy układają same cuda, a gdy wam się kupić uda, będzie służył bardzo wiernie, a muzyki tak obszernie zgromadzonej nie znajdziecie, bo kto słyszał tu – w powiecie – by się w pudle maluteńkim pomieściły jej ogromy, że na płyty rozłożony szafy całe nie wystarczą, a tu pstryk – poruszasz tarczą niewielkiego cud iPada i muzyka w ucho wpada. Jest jej tyle że tygodnie, ba – miesiące długie miną – abyś z całą się uwinął. Takie dziś nastały czasy a wraz z nimi te frykasy, co nam w duszę dźwięki leją i radością promienieją. Ciesz się zatem swoją chwilą, bo ci co w ten czas nie żyją, mieli szczęścia nie tak wiele i to twoje jest wesele.

Lumin Audio, czyli marka odtwarzaczy plikowych należąca do koncernu medialnego Pixel Magic Systems Ltd. z siedzibami w Hong Kongu i Kalifornii, przedstawił się już w recenzji odtwarzacza A1, a teraz nadeszła pora zaprezentować jego kolejne dziecię – najnowszy odtwarzacz D1, dostarczony do testu wraz z dedykowaną biblioteką nagrań L1, w oryginale określaną mianem Library, a popularnie mówiąc serwerem. Takie duo to prawdziwa kopalnia muzyki, jako że na dysku serwera można jej zgromadzić naprawdę multum, a miejsca wraz z odtwarzaczem D1 zajmą tyle co nic. Jest bowiem ten D1 najmniejszym z Luminów – i, uwaga, nadstawcie ucha – także najtańszym. Kosztuje całkiem rozsądne dziesięć tysięcy, czyli tyle co przyzwoity ale nie jakiś budzący respekt odtwarzacz CD, a dedykowany serwer dodatkowe cztery i trochę. Tak więc za czternaście tysięcy z kawałkiem mamy cały kufer z muzyką, co nawet nie jest kuferkiem, tylko dwoma małymi pudełkami. Nikczemna wielkość to bowiem specjał naszych czasów. Wszystko się oficjalnie bądź chyłkiem miniaturyzuje, albo już stało się małe. Armię mamy już tycią, co najbardziej raduje sąsiadów na wschodzie, pensyjki z reguły niewielkie i mieszkanka też małe, tudzież ambicje mocno okrojone. Ale przede wszystkim miniaturyzuje się elektronika, bo taki jest trend światowy. Układy scalone kurczą się w oczach i z roku na rok scalają coraz bardziej. A w ślad za tym topnieją w oczach całe urządzenia, jak również objętość składowa danych, tak więc dużo ich w niewielkiej objętości można zgromadzić i niewielkim czymś odczytywać. I tak jest tu właśnie. Lumin D1 jest mały i mała jego biblioteka, a pani bibliotekarki nawet nie widać wcale. Kabli tylko trochę naokoło się plącze i jakiś recenzent to wszystko ogląda, nie wiadomo na jaką cholerę. Pewnie zaraz będzie coś ględził, pacan jeden.

Budowa i wygląd

Opakowanie nie pozostawia złudzeń, kto jest stwórcą zawartości.

Opakowanie nie pozostawia złudzeń, kto jest stwórcą zawartości.

   Z pięć razy już powiedziałem, że urządzenia są małe. Ale małe faktycznie są. Od Lumina A1 jest model D1 mniejszy powierzchniowo ze cztery razy i waży także niewiele. Do jednej ręki się go bierze z łatwością, a do drugiej serwerek i można wędrować. Szkoda jednak na to czasu, bo lepiej siąść, podłączyć i posłuchać. Jak kiedyś wymyślą jeszcze takie małe wzmacniacze i małe głośniki, to słuchać będzie można gdziekolwiek, byle koło prądowego gniazdka, a na razie małe głośniki o super dźwięku to przeważnie słuchawki, z nielicznymi wyjątkami – jak na przykład Zingali Client Nano. Ale małe wzmacniacze nie tylko są słuchawkowe, bo na przykład mogą być impulsowe dla normalnych głośników. Tak więc małe wielkie granie można właściwie już teraz gdzie popadnie urządzać, ale że głośników Nano akurat nie mam, to posłuchamy najpierw ze słuchawkami, a potem z takimi  podłogowymi, by się przekonać co też ten Lumin potrafi.

Wprzódy jednak rzućmy dokładniej okiem na jego wygląd i przepatrzmy technologię.

Po raz siódmy powtarzam, że oba Luminy są małe. Z dwóch małych większy jest D1, czyli odtwarzacz. Krój kształtu ma podobny do większych braci, to znaczy jest płaski, na obrysie prawie kwadratu i z ładną zielenią podświetlonym panelem przednim. Panel jest nieco cofnięty w obudowę poprzez elegancko wyfrezowaną wnękę i sam też jest niewielki. Wyświetla się na nim wykonawca, tytuł utworu, typ pliku, numer ścieżki i przebieg czasowy. Reszta wyświetla się na stowarzyszonym iPadzie, który alternatywnie ze smartfonem stanowi nowego typu bazę wizualnych informacji i regulacji, z poziomu której widać okładki płyt i pełne listy utworów, a także gdzie dokonuje się wyborów i je zatwierdza. Wszystko to działa ekspresowo i umożliwia tworzenie dowolnych list własnych, tak by sobie umilać życie poprzez słuchanie czego się chce i w kolejności samemu ustawionej.

Oto najnowszy, i zarazem najmniejszy odtwarzacz sieciowy tej marki.

Oto najnowszy, i zarazem najmniejszy odtwarzacz sieciowy tej marki.

Obudowa Lumina D1 cała jest z aluminium i stoi na chromowanych, szerokich nóżkach. Od przodu poza ekranikiem i napisem LUMIN nic się więcej nie dzieje, natomiast z tyłu dzieje się sporo. Jest tam włącznik główny oraz wtyk zasilania 12 V, a także przycisk reseru, dwa wejścia USB 3.0, gniazdo sieciowe LAN oraz wyjście cyfrowe BNC. Poza tym są pary wyjść analogowych RCA i XLR, a zalecane jest i gra lepiej to XLR. Gniazdo zasilające 12 V implikuje oczywiście zewnętrzny zasilacz, a ma on postać niewielkiego pudełka, do którego wpinamy normalny kabel sieciowy. Warto użyć dobrego, gdyż w przeciwieństwie do opatrzonego takim samym zewnętrznym zasilaczem serwera, odtwarzacz reaguje na sieciowe kable, i to dość mocno. Sam użyłem Harmonixa X-DC2, a jeszcze lepszego Harmonixa X-DC350M2R wpinałem w słuchawkowe wzmacniacze. Wzmacniacze te spinałem z D1 różnymi interkonektami, a oba Luminy połączyłem kablami LAN z routerem Netii. Powstała więc sieć Luminów, z których ten mniejszy, serwerowy, to podłużne pudełko, takie samo jak te służące za obudowę zasilaczy dla większych modeli Lumina. Całe to pudełko także jest z aluminium, z frontowym przyciskiem włącznika i dwiema po jego bokach diodami informującymi o wytężonej pracy umysłowej i obrotowej wewnętrznego dysku. Dysk jest solidny pojemnościowo i mieści dwa terabajty danych, a wymiar ma z tych mniejszych – 2,5 cala. Oprogramowanie firmowe pozwala gromadzić na nim i przesyłać czytnikowi zarówno pliki wysokiej gęstości typu DSD, jak i hi-res PCM, a także bezstratne applowskie ALAC. Może także obsługiwać normalne FLAC, AIFF, WAV, MP3, AAC i co się tylko nawinie, jako że kompatybilność to zawołanie rodowe Lumina. Serwer ma też łącze 3.0 USB do współpracy z komputerem i również stoi na chromowanych nóżkach, tyle że mniejszych.

Zostały jeszcze kwestie związane z wnętrzem części odczytu. D1 ma na stanie dwie (po jednej na kanał) kości DAC Wolfson WM8741 i jest w pełni zbalansowany. Obsługuje tylko pojedynczy standard DSD (2,8 MHz), a wszystkie pliki PCM automatycznie podnosi do częstotliwości 96 kHz. Waży dwa kilogramy, a serwer jeden. W sumie trzy kilo szczęścia.

Oto: Lumin D1.

Oto: Lumin D1.

Całość prezentuje się ładnie; zwłaszcza grube aluminium i nefrytowy ekran D1 wyglądają przyjemnie. Kto ma już tablet Appla bądź jego smartfona, będzie miał komplet potrzebny do obsługi i może brać się za słuchanie.

Odsłuch

Najmniejszy w rodzinie, i malutki tak w ogóle, a przy tym czarująco ładny.

Najmniejszy w rodzinie, i malutki tak w ogóle, a przy tym czarująco ładny.

   Muszę przyznać, że tym razem część odsłuchowa wymagała sporo pracy. A wydawać by się mogło, że nic prostszego jak wziąć i posłuchać. Ale nie, a wina okazała się leżeć w plikach. Dystrybutor się bowiem postarał i pracowicie zapełnił owe dwa terabajty serwera uczciwie opłaconymi plikami, w większości w dodatku takimi DSD albo ripowanymi z płyt XRCD, K2 czy innych mających dać super dźwięki. Wszystkie jak jeden kupione w internetowych księgarniach tego rodzaju pliki oferujących i ze stosownym pokwitowaniem, by żadna „policja muzyki i myśli twórczej” nie zamknęła mu interesu. Kosztowało to kupę forsy, ale w zamian miało dać popis możliwości technicznych. I tu, jak to mówią, się porobiło. Albowiem te pliki okazały się być zdradzieckie, czego się po nich nie spodziewałem. A ponieważ pech chciał, że zacząłem od kilku pod rząd takich szczególnie zdradzieckich, to się w efekcie musiałem napocić.

Ze słuchawkami

Na początek podłączyłem tej plikowej serwerowni i jej czytnikowi wzmacniacz słuchawkowy Divaldi, bo on jest także malutki, a przy tym bardzo zacny i tak jak serwer cztery tysiące kosztuje. Podłączyłem van den Hulem, żeby wciąż było zacnie a tanio, i sięgnąłem po grono słuchawek, konkretnie po AKG K812, OPPO PM-2, Fostex TH-900 i McIntosh MHP1000. Tak więc powinna być z tego uczta dla uszu i ducha, a tymczasem nie tak do końca. Jedne słuchawki grały bardziej ciemno i mrocznie, inne jaśniej i z większą zawartością powietrza, ale wszystkie miały w mniejszym czy większym stopniu tendencję do braku umuzykalnienia. Ostry rysunek – tak. Popisowa wyraźność – jak najbardziej. Ciekawa scena – również. Kontrast i nasycenie – a, to już szczególnie. Dynamika – proszę bardzo, a jakże. Ale płynność i melodyjność – niekoniecznie, nie tak do końca.

Popatrzyłem podejrzliwie na tego Divaldiego, którego dość długo nie słuchałem, ale w głowie mi kołatało, że on wprawdzie jest bardzo wyraźny i dynamiczny, lecz zarazem jak najbardziej nastawiony na muzykę. No nic, jak się tego nie skonfrontuje z innym wzmacniaczem, to niczego nie będziemy wiedzieli. Przytaszczyłem tedy Sugdena, którego czyste, duże A opisujące klasę wzmocnienia, jak również zweryfikowane, adekwatne do niego umiejętności, nie powinny rodzić śladu podejrzeń. Poza tym jest wszak zalecane, by używać w Luminie łącz symetrycznych, a Divaldi takich nie posiada, podczas gdy Sugden jak najbardziej. A więc tym razem Sugden, i to na wszelki wypadek podpięty Acoustic Zen Absolute Cooper XLR, żeby nawet smużka wątpliwości się nie pojawiła. Pospinałem całą sprzętową piramidę, ze wzmacniaczem na spodzie i serwerem na wierzchu a routerem po boku, i klnąc na kłębowisko kabli wróciłem do słuchania. Wargi wzdąłem, pierś wypiąłem, uszu nadstawiam – ale się teraz zacznie.

Co jednak nie przeszkadza mu mocno stać na ziemi.

Co jednak nie przeszkadza mu mocno stać na ziemi.

– Nie. Nie zaczęło się. Owszem, dźwięk zgęstniał i się mocniej nasycił. Jeszcze mocniej, bo już wcześniej syty był kolorytem i głębią brzmienia, a teraz jeszcze tylko trochę mu tego przybyło. Nieco stał się też gładszy, cokolwiek bardziej aksamitny, ale zasadniczo pozostał sobą. Sobą w tym sensie, że melodyka nie była płynna i słychać było dudnienie. To już mnie naprawdę wkurzyło. Odstawiłem daleko na bok monitor, router postawiłem na drukarce, a w uwolnionej przestrzeni wylądował Leben CS-300F. Bo jak nie lampy, to kto nam zrobi płynnie tańcującą muzykę. Kto, się pytam?

Wpiąłem Lebena w Lumina kablem Sulek Audio RCA (lampy po XLR to rzadka sprawa, a wzmacniacza słuchawkowego Little Dot, szkoda, ale nie mam) – i w ten sposób maksymalizując muzykalność słucham. Tym razem się poprawiło. Poprawiło dosyć wyraźnie, a już zwłaszcza kiedy słuchać ze słuchawkami OPPO, chociaż pozostali nie byli pod względem muzykalności w przypadku Lebena specjalnie z tyłu, szczególnie AKG. Ale z Sugdenem i Divaldim to byli. I płynnie to już zagrało, chociaż nasycenie okazało się skromniejsze niż po kablach XLR. Natomiast muzykalność lepsza bezsprzecznie. Gładsza po wierzchu i spójniejsza we wnętrzu była ta lampowa muzyka. Jednak całkowicie mnie i tak nie zadowoliła. Coś tam, coś tam nie tak do końca z nią było jak należy, a więc wykonałem w akcie ostatecznej desperacji kolejną ewolucję, i pod Sugdena wstawiłem przetwornik Phasemation, spinając go z tym Sugdenem kablami Acoustic Zen Silver Reference. Wraz z tym pojawiła się bardzo ważna możliwość, by puszczać jednocześnie ten sam utwór brany z You Tube i z serwera, a przełączając w Sugdenie szczęśliwie umiejscowiony na przednim panelu przełącznik wejść RCA/XLR, słuchać bez przekładania słuchawek tej samej muzyki z dwóch źródeł. Porównanie nie było wprawdzie perfekcyjne, ponieważ nie mam identycznych kabli w wersji RCA i XLR (to znaczy mam, ale o tym zapomniałem), jednak sam Lumin powiada, że XLR-y ma lepsze, tak więc to nie miało istotnego znaczenia.

I wiecie co? Zwykły plik z You Tube okazał się bardziej muzykalny. Szary był, chudy, w porównaniu od tej chudości aż półprzeźroczysty, ale muzykalny bardziej. To mnie, szczerze mówiąc, dobiło. No, co jest, do ciężkiej cholery! Fakt, Phasemation to super maszyna, super przetwornik, droższy sporo niż Lumin, ale gdzie do ciasnej popielatej podziała się ta plikowa lepszość!?

Rzucę tylko jednym konkretem, najbardziej drastycznym. Płyta XRCD Stan Getz & Joao Gilberto – Getz/Gilberto (1963) przerobiona na plik WAVE, to wydatek rzędu 10 $. Niech was ręka boska broni kupować, a przynajmniej kiedy macie zamiar wejść w posiadanie Lumina D1, a nie zasobnego w szesnaście kości DAC na kanał modelu S1 za parędziesiąt tysięcy. Ale nawet jak macie wersje S1 albo A1, czy inny drogi odtwarzacz strumieniowy, to szczerze odradzam, bo przynajmniej ta tutaj wgrana na dysk wersja plikowa miała nie tylko złą melodykę, ale jeszcze taką stereofonię – tak skopaną – że chęć mordu na pewno miałem w oczach. To skandal, by takie coś sprzedawać. Co za idiota to wygenerował? I, do pioruna, ile przez to się nabawiłem roboty. Bo jeszcze dwa inne pliki, nie tak, ale też solidnie skopane, akurat na początek wybrałem – i dopiero kiedy już zrezygnowany po wszystkich tych porównaniach i przełączeniach sięgnąłem po Brothers in Arms Dire Straits w wersji DSD, stało się jasne, że cała wina leży po stronie jakości plików, a nie Lumina D1 ani serwera L1.

A podstawy ma ku temu dobre - tak dosłowne, jak i w przenośni.

A podstawy ma ku temu dobre – tak dosłowne, jak i w przenośni.

Prawdę mówiąc, pojęcia nie mam, co się powyrabiało i jak to z tymi plikami jest. Czy tak jak wydania płytowe różnią się między sobą, czy są ujednolicone i kupując dany tytuł w danym formacie zawsze kupujemy to samo. Ktoś może wie? A jak wie, to niech powie. A może te akurat na serwerze uległy uszkodzeniu? Może ktoś je nieumiejętnie wysłał na zewnątrz a potem wrzucił z powrotem? Tego się zapewne nie dowiem, a już na pewno nie w tej chwili.

Ale w sumie nie ma tego złego, co by jakoś na dobre nie wyszło. Dowiedziałem się po drodze, że Sugden po łączach XLR troszeczkę muzykalniejszy jest i sporo bardziej nasycony z Luminem niż Divaldi po RCA, a lampowy Leben, mimo iż po mniej zalecanych łączach RCA grający, od nich obu muzykalniejszy w oczywisty sposób. Dowiedziałem się także, że najbardziej muzykalne są słuchawki OPPO PM-2, ale najmniej z porównywanych gęste i mroczne. No i dowiedziałem się przede wszystkim, że za drogie pieniądze kupowane pliki w gęstych formatach mogą być – proszę wybaczyć emocjonalną szczerość – zwyczajnie do dupy. To jest bardzo zła wiadomość, bo takich plików okazuje się być sporo, zakładając, że te na serwerze były w stanie nienaruszonym. Przeglądając bibliotekę około dwustu płyt natknąłem się na niemało takich. Sam fakt, że na trzy po kolei od razu trafiłem, jest wystarczająco wymowny. Tak więc trzeba ostrożnie, bo wprawdzie drogie strumieniowce same wspomagają wydatnie muzykalność, ale Lumin D1 to przecież też nie ułomek, tylko ma po osobnej wysokiej klasy kości DAC w każdym kanale, a takim skopanym plikom, udającym wysoką jakość, nie podołał w sensie prawdziwego muzycznego piękna. Co innego pliki zgrane porządnie. To całkiem inna historia. Te względem takich branych z You Tube okażą się w jego wydaniu gęste, konsystentne, syte barwą, dynamiczne i niosące o wiele więcej informacji. Są niczym dobra kawa względem takiej z dolaną w za dużej ilości wodą. Ale jeden warunek – że będą płynne i muzykalne. Inaczej nie będzie całościowej kompozycji, tylko same popisy głębi brzmienia i dynamiki oraz szczegółów. A przecież nie tylko o nie w muzyce chodzi. Szczery mam zamiar przetestować te wątpliwe pliki na Luminie A1, ale trochę to zajmie i tu o tym wspomnieć nie zdążę.

Tylko zewnętrzny zasilacz jakby ucierpiał na jakości, ale Panowie z Lumina chyba wiedzą co robią.

Tylko zewnętrzny zasilacz jakby ucierpiał na jakości, ale Panowie z Lumina chyba wiedzą co robią.

I jeszcze jedno, pomocny na te muzykalne bolączki okazał się filtr HOT od Synergistic Research, przy którym owe mało muzykalne pliki grały wyraźnie lepiej. Tak więc najlepszy efekt dawał w ich przypadku wzmacniacz Lebena, interkonekt Sulek Audio, słuchawki OPPO i filtr HOT.

Odsłuch: Z głośnikami

O perypetiach z systemem komputerowym lepiej przeczytać w artykule, bo działo się bez liku.

O perypetiach z systemem komputerowym lepiej przeczytać w artykule, bo działo się bez liku.

   Spocony rozliczną przygodą przeniosłem się ze słuchawek na głośniki, ale tego dnia wykonałem już tylko instalację, dobierając zestaw odpowiedni cenowo; ze wzmacniaczem Jeff Rowland Model 125 za jedenaście i głośnikami Amphion Argon 3 za trzynaście tysięcy. Zabezpieczyłem się za to logistycznie, to znaczy zrzuciłem na pendrive własne pliki z komputera, osobiście ze swoich płyt ripowane, w tym kilka utworów zawartych na płycie Stana Getza, która w wersji serwerowej tak mnie zirytowała. Akurat na jej temat posiadam wiedzę rozległą, to znaczy znam płytowe wydanie XRCD, mam własne w postaci czteropłytowego boxu i znam też wydanie SACD. Porównywałem je kiedyś bezpośrednio i najlepsze jest to ostatnie, a najsłabsza wersja XRCD. Ale choć to ona stanowiła podstawę dla wydawnictwa plikowego, na pewno jest od niego zdecydowanie lepsza. Przynajmniej jak chodzi o to, które na dysku zastałem.

Sesję głośnikową przezornie zacząłem nie od badania jakości zestawu, ale od rozpoznania jakości plików. Temat był zbyt poważny, by go zbyć tym co napisałem powyżej, bo w końcu chodzi o rzecz zasadniczą. Czy pliki kupowane w formie gotowej są odpowiedniej jakości, czy może niektórzy postanowili się szybko wzbogacić i sprzedają plikowe buble? Wychodzi na to, że raczej to drugie. Różnica pomiędzy plikami z płyty Stana Getza w wersji kupionej, a tymi sporządzonymi przeze mnie, była zasadnicza, choć tylko pod względem muzykalności oraz stereofonii. Istnieje wprawdzie taka możliwość, że ten kupiony jako gotowy w wersji plikowej Stan Getz z jakichś powodów źle się przetransferował, ale tego w tej chwili nie umiem rozstrzygnąć. Rzecz jest do sprawdzenia i się tym zajmę, wszakże wyrywkowo skacząc od płyty do płyty, znalazłem na serwerze wiele źle nagranych, a reguła była taka, że te źle nagrane wszystkie okazały się głośniejsze od nagranych porządnie. Ciekawa zależność.

No nic, to nie jest recenzja plikowych wydań płytowych, tak więc intrygujący ów temat musimy w tym miejscu zakończyć i zająć się samym Luminem oraz towarzyszącym mu zestawem. I tu w końcu wiadomości stają się naprawdę dobre. Bardzo zajmująco to grało i jak na system za umiarkowane pieniądze, dało popis. Przede wszystkim czuć było, że wzmacniacz świetnie daje sobie radę z wysterowaniem Amphionów i sam jest pierwsza klasa, a także to, że te Amphiony mają dla swojej firmy charakterystyczne głośniki umieszczone w falowodach, co daje specyficzny odbiór, bardzo przyjemny. Dość trudno to opisać, ale to coś w rodzaju mieszanki misternych dźwięków, szczególnie wyraźnie się w przestrzeni kreślących, oraz znakomitej sceny, popisującej się głębokością i dokładnością lokalizacji źródeł. A wszystko to w oprawie mocnego basu i całościowej budzącej respekt jakości. Razem składało się to na specyficzne odczucie, które można nazwać szkołą dźwiękową Amphiona, silnie działającą na wyobraźnię. Bo te dźwięki trochę stają się poprzez tą swoją wyraźność i kierunkowość jak napływające ku nam obrazy, a poprzez to okazują się niezwykłe; mające pewien rys własny, pewien szczególny odbiór. Mocno działają na wyobraźnię i robią wrażenie, toteż nie dziwię się, że grające tu głośniki sprzedają się w dużych ilościach. Oferują brzmienie na pewno lepsze niż wynikałoby to z ceny ich samych i użytych wraz z nimi urządzeń, łączące zawsze podkreślaną przeze mnie (o ile się tylko pojawia) współobecność dźwięków delikatnych i potężnych z wysokiej klasy popisem scenicznym oraz misternością kroju i szycia.

Ale kiedy przyszło do odsłuchu stacjonarnego, do gry weszły: końcówka mocy Jeff Rowland Model 125...

Ale kiedy przyszło do odsłuchu stacjonarnego, a do gry weszły: końcówka mocy Jeff Rowland Model 125…

À propos. Dziś się ubrań nie szyje u krawców, ale dawno temu tylko u nich się szyło. (Teraz szyje się również, ale kosztuje to bardzo drogo i do Londynu czy Mediolanu trzeba w tych sprawach jeździć.) Nie ważne co kiedyś, a co teraz, ważne, że świetny krawiec ma swój styl i że to daje się poznać. Potocznie mówiąc, ubrania przez niego uszyte dobrze leżą. A leżą dobrze, ponieważ linia obrysu jest gładka, to znaczy przebiega po gładkich krzywiznach, a nie załamuje się i nie marszczy. Coś w tym stylu – w ten sposób obrysowane dźwięki – proponują właśnie głośniki Amphiona. Są te dźwięki elegancko uszyte, bez żadnego marszczenia, bez krótszych i dłuższych nogawek, bez luzu i bez opinania. Mają szyk – i to widać. Widać zarówno wszerz jaki i w głąb, jako całą elegancko zarysowaną bryłę, która świetnie leży także w samej przestrzeni. Narzuca się taki widok natychmiast i sprawia satysfakcję.

Popis kroju i szycia w wykonaniu głośników Amphiona nie byłby oczywiście możliwy bez podającego mu sygnał Lumina. Przyznam, że przez czas jakiś rozważałem ewentualność, iż twórcy specjalnie popsuli mu umiejętności muzyczne, by zanadto nie wchodził w drogę swoim droższym braciom. To była podła insynuacja, ale świat jest pełen podłości. Podejrzenie okazało się jednak fałszywe. Zarówno z moimi plikami, jak i tymi dobrymi z serwera, muzykalność – a więc czasowe rozwinięcie owej elegancji, o której była przed chwilą mowa – pokazał D1 nienaganną. Przejścia bez zmarszczek, uskoków i załamań od jednej formy dźwiękowej do drugiej, to u niego rzecz oczywista. Nie był to wprawdzie szczytowy popis tego rodzaju możliwości –  nie aż na miarę gramofonu – bo ani atmosfera nie była tak gorąca, ani płynność taka zupełna; ale elegancko było na pewno i wraz z tym pokazywali się żywi wokaliści i prawdziwe instrumenty. Tak było zawsze w przypadku dobrze zrealizowanych płyt, gdzie finezyjny obrys i gładkie przejścia należały do obowiązkowego repertuaru.

Wszystko na koniec okazało się dobre albo więcej niż dobre. Temperatura daleko powyżej martwoty, tak żeby życie biologiczne było możliwe, światło stonowane a zarazem dobrze oświetlające, popisowy bas, że aż grzmiało przy fundamentach, misterne i nie kłujące soprany, wysoce zadowalające, chwilami wręcz popisowe dmuchanie instrumentów dętych, popisowa także dynamika i taki sam drajw, no i wystarczająco też autentyczni, by uwierzyć w ich obecność, ludzie.

...oraz głośniki Aphion Argon 3, sytuacja uległa drastycznej zmianie, z której wynika,że Lumin D1 to wciąż high-end pełną gębą!

…oraz głośniki Aphion Argon 3, sytuacja uległa drastycznej zmianie, z której wynikało,że Lumin D1 to wciąż high-end pełną gębą!

Odetchnąłem z ulgą. Lumin jest w porządku. Bardziej niż w porządku – to naprawdę dobre źródło. Pozbawione wad, a mające wiele zalet. Jakoś zapomniałem w ferworze plikowych zmagań napisać przy okazji słuchawek, że w przypadku wielu nagrań zaprezentował brzmienie wyjątkowo potężne, bo nawet w odniesieniu do plików niemuzykalnych grało to nieraz, że aż ciarki po skórze, tak moc biła. Żadne pliki z You Tube nie oddają takiej potęgi i bardzo jest do tego daleko. Napisałem już za to poprzednio, że poza z początku nie chcącą się ujawnić muzykalnością, wszystko inne było bez zarzutu. Nie chcę przesadzić z chwaleniem, bo trzeba zachować margines umiaru, ale nasycenie, dynamika, szybkość i właśnie umiejętność generowania brzmień potężnych, to niewątpliwe atuty czytnika strumieniowego Lumin D1. A jak się potem okazało, szczególnie na drugi dzień, kiedy się temu uważnie i na szerszej bazie materiałowej przyjrzałem, muzykalność ma także w porządku. Nie jest ona aż tak dobra jak w modelu A1, ale dobra jest. Żadnej nie ma szarpaniny ani zmarszczek czasowych. Upływ czasu dyktowany zmieniającymi się brzmieniami jest płynny i falujący melodyką. Jakaż ulga móc to słyszeć zaraz po dudniących i twardych jak schody zrąbanych plikach. Bo one właśnie nie tylko są pozbawione płynności, ale także twarde i nie dość dźwięczne. Szczególnie jaskrawo to ukazuje fortepian. Utwardzone i przytłumione dźwięki spod jego klawiszy są dla mnie nie do przyjęcia. To przestaje być muzyka, a robi się kopanina. Jak mecz w niższej lidze. Tylko się męczysz patrząc na to i tego słuchając. Szkoda pieniędzy i czasu. Żadna przyjemność. Tak więc obchodzimy to łukiem, a jedno z takich obejść zwie się Lumin D1.

Lumin_D1_010_HiFi PhilosophyLumin_D1_002_HiFi PhilosophyLumin_D1_017_HiFi PhilosophyLumin_D1_019_HiFi Philosophy

Podsumowanie

Lumin_D1_014_HiFi Philosophy   Naprawdę potrafi być teraz niedrogo, smacznie i bardzo wygodnie. Praktyczny Lumin D1 wraz z jeszcze bardziej praktycznym serwerem L1 zajmą niewiele miejsca, a muzyki pomieszczą i odegrają krocie. Odegrają ją przy tym lepiej niż większość podpinanych komputerom DAC-ków, zwłaszcza gdy chodzi o gęstość dźwięku, szczegółowość i całościową potęgę. To jest muzyka wysokoprocentowa, a że w wykonaniu plików wysokiej gęstości, to nomen omen wszystko się zgadza. Gęste pliki, a nawet te tylko bezstratne, dają gęstą muzykę i można się nimi zdrowo najeść. Obsługa owego plikowego bractwa to czysta przyjemność, a magazynowanie aż rozkosz. Jedynie celebryci, lubujący się w celebrze czyszczenia i puszczania płyt, nie znajdą tu swojej celebry. Muskasz palcem – i muzyka płynie. Na darmo Arthur C. Clarke pisał, że zaawansowana technologia nie różni się niczym od magii. Tablet, całkiem jak czarodziejska różdżka, bez fizycznego kontaktu i widocznej przyczyny okazuje się sprawcą zdarzeń. A w odróżnieniu od różdżki potrafi też niejedno wyświetlić i zaprogramować. Tak więc dzieje się jeszcze lepiej niż w bajce. No i różdżka jest nasza, a nie jakiejś chimerycznej wróżki, która robi tylko to, co kazał jej autor bajki, a on bywa frustratem i miewa nieprzyjemne pomysły. I byłoby w takim razie naprawdę bajkowo, gdyby nie te kijowe pliki. Nie chcę psuć Luminowi finału, bo on jest naprawdę w porządku, ale nie mogę o nich zapomnieć. Za bardzo dostałem w skórę. To jest temat do solidnego przepracowania i trzeba będzie się nad nim mocno pochylić. Bo przecież pliki potrafią. Te najlepsze jakie znam, pochodzące od firmy iRiver w formacie MQS, są bez najmniejszego zarzutu. Zdolność budowania nastroju poprzez bogactwo treści, muzyczną płynność i umiejętność budowania żywej przestrzeni mają popisową i ani trochę nie ustępują nawet najlepszym płytom SACD i CD. Ustępują jedynie wielokanałowemu SACD czytanemu przez wybitny odtwarzacz. Ale takie płyty i takie odtwarzacze to efemerydy i o nich możemy zapomnieć. Natomiast  dobrej jakości plik to jest muzyka przez duże M i taką się powinno dostawać w internetowych muzodajniach. Dlatego prosiłbym o pomoc w śledztwie tyczącym jakości plików, bo wyjaśnienie pochodzenia tych marnych na serwerze Lumina bardzo mi leży na sercu. Mało brakowało, a dostałby przez nie negatywną ocenę, na którą w żadnym wypadku nie zasługuje. To dobry, rzetelny odtwarzacz, potrafiący budować wzniosłe muzyczne nastroje.

Na osobną pochwałę zasługuje też zestaw Lumin – Jeff Rowland – Amphion. Bardzo dobrze się spisał i prezentował szczególnie dobre dopasowanie. To na pewno jeden z lepszych mariaży za te pieniądze, a przy tym mający, własny styl, bardzo do mnie przemawiający. Wspólnie dają coś więcej niż tylko dobre brzmienie, co na tym pułapie cenowym należy do rzadkości.

 

W punktach:

Zalety

  • Wysoka klasa ogólna przy umiarkowanej cenie.
  • Gęste, nasycone brzmienie.
  • Dobry drajw i dynamika.
  • Popisowa potęga brzmienia.
  • Charakterystyczna przy wysokiej jakości plikach wybitna szczegółowość.
  • W efekcie przekonujący realizm.
  • Dobrej miary muzykalność.
  • Ładny wygląd.
  • Bezgłośna praca dysku serwera.
  • Żadnych części ruchomych, zakłócających odczyt.
  • Kompatybilność z DSD i hi-res PCM.
  • Czyta pliki z pendrivea.
  • Obudowa cała z aluminium.
  • Wyjścia RCA i XLR.
  • Osobny DAC na każdy kanał.
  • Wbudowany przedwzmacniacz.
  • Łagodny i ładny kolorystycznie wyświetlacz.
  • Dedykowany serwer o dużej pojemności.
  • Kompaktowe rozmiary serwera i czytnika.
  • Łatwa obsługa.
  • Łącza USB 3.0.
  • Częste aktualizacje oprogramowania i automatyczna ich instalacja.
  • Szybki dostęp do bazy utworów.
  • Uznana w świecie marka.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Nie aż tak dobry jak większe Luminy.
  • Ale trudno tego wymagać.
  • Trzeba mieć tablet albo smartfona, by móc to wszystko obsłużyć.

Sprzęt do testu dostarczyła firma:

MojeAudio

 

Strona producenta:

slider-2

 

 

 

 

Dane techniczne

DSD SUPPORT:

DSD64 2.8MHz, 1-bit

ANALOG OUTPUT STAGE:

Wolfson WM8741 DAC chips, 1 chip per channel

Fully balanced layout with high-quality components

POWER SUPPLY:

100–240V AC auto-ranging

PHYSICAL:

240mm (W), 244mm (D), 60mm (H), 2kg

SPECIFICATION FOR ALL LUMIN MUSIC PLAYERS

STREAMING PROTOCOL:

UPnP AV protocol with audio streaming extension

Gapless Playback

On-Device Playlist

SUPPORTED AUDIO FILE FORMATS:

DSD LOSSLESS:

DSF (DSD), DIFF (DSD), DoP (DSD)

PCM LOSSLESS:

FLAC, Apple Lossless (ALAC), WAV, AIFF

COMPRESSED (LOSSY) AUDIO:

MP3, AAC (in M4A container)

SUPPORTED AUDIO SAMPLE RATES, BIT DEPTHS, NUMBER OF CHANNELS:

PCM, 44.1kHz – 384kHz, 16 – 32bit, Stereo

DSD, 2.8MHz, 1bit, Stereo

UPSAMPLING RATES & BIT DEPTHS:

DSD upsampling option for all files up to 96kHz

SUPPORTED CONTROL DEVICES:

All models of Apple iPad (v2 or later). iOS 5.0 or later required. Full Retina Display support.

APP FEATURES:

High-resolution artwork. Artwork caching. AirPlay compatibility. Multiple-tag handling. ‘Composer’ tag support. Find & Filter. Tag browsing.

INPUT:

Ethernet Network 100Base-T

USB storage, flash drive, USB hard disk (Single-partition FAT32, NTFS and EXT2/3 only)

OUTPUTS:

ANALOG AUDIO:

XLR balanced, 4Vrms, pin 2 Hot

RCA unbalanced, 2Vrms

DIGITAL AUDIO:

BNC SPDIF:

PCM 44.1kHz-192kHz, 16-24bit

DSD (DoP, DSD over PCM) 2.8MHz, 1bit

FINISH:

Raw brushed aluminium

OTHER:

Firmware-upgradable for further features and enhancements

Specifications are subject to change without notice.

Like us on Facebook to stay informed about new firmware, app updates, reviews and more.

 

System:

  • Źródło: Lumin D1 z serwerem L1.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: Divaldi AMP 01, Leben CS-300F, Sugden HA-4.
  • Słuchawki: AKG K812, Fostex TH-900, McIntosh MHP1000, OPPO HA-2.
  • Wzmacniacz: Jeff Rowland Model 125
  • Interkonekty: Acoustc Zen Absolute Cooper XLR, Acoustic Zen Silver Reeference RCA i XLR, Sulek IC RCA, van den Hul First Ultimate RCA.
  • Głośniki: Amphion Argon 3
  • Kable głośnikowe: Entreq Discover.
  • Kondycjoner: Entreq Powerus Gemini.
  • Listwa: IsoTek EVO3 Sirius.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

23 komentarzy w “Recenzja: Lumin D1

  1. Maciej pisze:

    A nawet widziałem go wczoraj w pobliskim sklepie, ale już się nie fatygowałem z odsłuchem. Znajomy sprzedawca powiedział, że mi się raczej nie spodoba. Ale może jednak się pofatyguję z odsłuchem choćby ze względu na to że podoba się nie zawiesza i nie muli 😉

    1. Piotr Ryka pisze:

      Posłuchaj, jak masz czas, bo ciekaw jestem opinii. Tylko oczywiście w jakimś sensownym zestawie.

      1. Maciej pisze:

        Takie plikowe platformy stają się standardem czy ktoś tego chce czy nie. Obserwując zachód to widać, że nawet od zwrotnic klasycznych w głośnikach się odchodzi na poczet cyfrowego 'managementu’ pasmami. I jedyne kable analogowe to te do głośnika i te sieciowe. Wszystko w imię 'zerowych’ strat. Na ile zerowych to już każdy z nas musi oceniać swoimi uszami.

  2. Maciej pisze:

    *podobno

    1. Maciej pisze:

      errata dotyczy mojego pierwszego wpisu

  3. AAAFNRAA pisze:

    Kuszą te odtwarzacze plików, kuszą 🙂 A gdyby tak porównać Lumina D1 z komputerem (PC, Mac) z b. dobrym programem do odtwarzania muzyki + wysokiej jakości interface USB – SPDIF (np. M2Tech) + dobry kabel + dobry DAC (Mytek? Audiolab?) tak, aby cenowo wyszło coś około 10k PLN… To jak Lumin wypadnie? I czy gra warta świeczki?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Z Lumina D1 będzie grało mocniej, bardziej gęsto. Z komputera da się lepiej, ale z przetwornikiem klasy Femto. A to trochę kosztuje.

      1. Maciej pisze:

        Taki dylemat stoi przed wieloma osobami. Warto rozważyć wygodę użytkowania. Komputer co by nie było wymaga nie małej gimnastyki konfiguracyjnej żeby włączał się szybko i żeby sterować nim poprzez tablet. Da się to wszystko zrobić ale wymaga to np.: platformy Daphile. Konieczne jest też dobre chłodzenie pasywne. Solidna obudowa a nie jakiś blaszak brzęczący. Nie słyszałem o wielu komputerach dedykowanych do audio. A najczęściej są to konstrukcje DIY a one raz są udane a raz nie. Taka platforma jak Lumin ma już odrobioną pracę domową, z tego o czym piszę, przez ludzi którzy to wyprodukowali. I owszem kosztuje – ale odpadają kable usb, konwertery, dace, zabawy wszelkie z dyskami. Jest koszt – ale jest to cena wygody. Charakter grania/jakość pewnie można osiągnąć i tu i tu. Ale nie dajcie się zwieść że komputer tak na dzień dobry zagra wybitnie z DACem. Komputery są różne. Systemy też. A prąd w tym wszystkim odgrywa niebagatelną rolę jeśli nie 50% sukcesu.

  4. Janusz pisze:

    Dragon + PC lepiej czy gorzej? Gdyby Lumin miał wejścia optyczne lub coax to bym brał…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Trzeba zapytać, jaki PC i po jakich plikach. Poza tym ważny jest wzmacniacz i kolumny albo słuchawki. Jakoś nigdy nie miałem problemu ze zbudowaniem dobrego dźwięku z PC. Wiele osób pisze na jego temat w ten sposób, jakby był prawie nieosiągalny. Sam nie odnoszę takiego wrażenia. Słyszałem też wielokrotnie cudze systemy ze źródłami w postaci laptopów – i też bardzo dobrze się spisywały. Ale już taki Lumin A1 to będzie maszyna raczej przez komputer nie do pobicia, a przynajmniej nie w porównywalnych pieniądzach.

      Ważna także jest cisza, jak słusznie zwraca uwagę Maciej. Mam w obu komputerach wyłącznie wolno się kręcące Noctuy i Be-Quiety na olejowych łożyskach. To daje komfort, ale oznacza koszty. Okropnie ważny jest kabel USB, ważne zasilanie i kable zasilające. Całą książkę można by o tym napisać, ale wszystko tak szybko się zmienia, że to nie ma sensu. Generalizując można powiedzieć, że czytniki strumieniowe radykalnie upraszczają sprawę i zmagania z PC szybko wygrają. A model D1 to taki w sensie jakościowym bardzo dobrze złożony pod muzykę PC albo laptop z rasowym zewnętrznym przetwornikiem i wysokiej klasy kablem USB. Cenowo taniej taki PC na pewno nie wyjdzie. A jest jeszcze kwestia kompatybilności plikowej, którą Lumin na starcie ma rozwiązaną.

  5. Janusz pisze:

    Raczej chodzi mi o porównaniu jakości dac’ka przy założeniu, że komputer jest dobry lub np. Ma się aurallica ariesa. Ale z tego co czytam d1 musi być piekielnie dobry w biorąc pod uwagę jakość cena… A jeszcze pewnie można go ulepszyć zasilaniem od tomanka albo teddego. Gdyby tylko to obsługiwało WIMPA I SPOTIFY…

    1. Maciej pisze:

      Od tego to już stary poczciwy Squeezebox Touch 🙂

  6. sebna pisze:

    Witam,

    Widzę, że zapowiada się powrót do głośników Avantgard 🙂

    Bardzo się cieszę bo systemy budowane w oparciu o te głośniki, które słyszałem zawsze mi się podobały.

    Kiedy możemy się spodziewać coś o nich poczytać?

    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jutro będę zaczynał recenzję, a w czwartek spotkanie z właścicielem Avantgarde.

      1. sebna pisze:

        Spotkanie z właścicielem marki / firmy czy tych konkretnie egzemplarzy jako osoby prywatnej?

        Pozdrawiam

        1. Piotr Ryka pisze:

          Szefostwo Avantgarde i Octave przyjeżdża do Nautilusa.

  7. Robert Małas pisze:

    Witam wszystkich.
    To niedużych rozmiarów urządzenie jest miłym wyjątkiem w stosunku do zalewu przetworników i odtwarzaczy opartych na kościach SABRE. Nie wiem skąd ten pęd do maksymalizacji precyzji, przez którą bardziej słychać to, że słuchamy nagrania a nie muzyki na żywo. Nagrania same z siebie zawsze zawierają uproszczenie, niedokładności. Rolą urządzenia odtwarzającego nie powinno być pokazywanie ich. Potrzebne jest pewne niedoprecyzowanie aby oszukać nasz mózg, aby nie doszedł do wniosku, że to nagranie. Mały Lumin to kompleksowe rozwiązanie, nie wymagające bycia informatykiem i gdy dodamy do niego końcówkę mocy otrzymujemy HI-END-owy system za rozsądna kwotę. Użytkuję od dłuższego czasu wyższy model tego producenta i wciąż kupuję nowe nagrania, nie szukając tylko tych idealnie nagranych.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Bardzo słuszna uwaga. Potrzebna jest muzyka i jej przeżywanie, a analizy zostawmy nagraniowcom. Oni wprawdzie nagrania mimo analiz i tak najczęściej skopią, ale dzięki odpowiednio muzykalnym urządzeniom nawet te gruntownie skopane mogą stać się na powrót muzyką.

      1. Maciej pisze:

        Lampa którą ostatnio mam na tapecie jest znakomitym 'ratownikiem’.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Taki sprzęt to sama przyjemność. Wiem coś o tym.

  8. Gt pisze:

    Jaki jest w ogóle sens takiego lumina czy innych drogich streamerow jak jest SBox touch Logitecha który gra pliki we wszystkich formatach, gra z tidala, ma radia internetowe itd. i kosztuje 400zl uzywka 🙂 A jakością dźwięki chyba im nie ustępuje? u mnie squeezebox odstawał dźwiękiem jako transport dopiero w porownaniu z b.drogimi CDkami. Z naciskiem na bardzo drogimi…

    1. Sławek pisze:

      Przecież ta recenzja jest z 2015 roku, co tu komentować, od tego czasu trochę się w streamerach podziało. Ja mam Lumina U2mini, który jest pewnie o 2 klasy lepszy, poza tym to transport. Jak się ktoś łudzi, że SBox touch Logitecha ma taką samą jakość dźwięku jak porządny streamer to niech się łudzi dalej, albo niech bez uprzedzeń na porządnym sprzęcie porówna. Ja już 2 maliny przerobiłem i U2mini jest dużo lepszy.

    2. Piotr+Ryka pisze:

      To dotyczy w praktyce użytkowej Luminów droższych. Kiedy kogoś na taki stać, stać go też na dysk zewnętrzny Fidaty. I takie duo to już wyższa szkoła jazdy. A odnośnie tych tańszych, to jak napisał Sławek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy