Recenzja: Lumen White White Light Anniversary

Odsłuch

xxx

Wystrój zewnętrzny jak ze sztuki czy przyrody.

   Skoro ta zalecana moc oscyluje pomiędzy 20 a 200W, postanowiłem ją wypróbować na obu skrajach; użyty więc został hybrydowy Croft o mocy 25W i A-klasowe końcówki ze szczytu oferty Accuphase o mocy 200W. W obu wypadkach poprzez lampowy przedwzmacniacz ASL Twin-Head i z Accuphase DP-950/DC-950 za źródło.

Kolumny stanęły zwyczajowo daleko od ściany tylnej, a suwać nimi, pomimo ciężaru, dało się w pojedynkę dzięki filcowemu wyścieleniu spodniemu platform Acoustic Revive. Trochę więc pojeździłem, wypróbowując różne dystanse i odgięcia.

W tym miejscu muszę wrócić do rozmowy z Gerardem. Bo oczywiście nie pytałem jedynie skąd te Lumen White się wzięły i jakie ich macierzysta firma odnosiła sukcesy, ale także o sprawy związane z konkretnym odsłuchem. Od sukcesów także w tym węższym kontekście nie było jednak ucieczki, bo Gerard z dumą oznajmił, że na szeregujących jakość listach niemieckich magazynów audio (w takich listach się lubujących) znajdują się Lumen White Anniversary nieodmiennie na topie topów. Nie na wszystkich, co prawda, lecz nie dlatego, że komuś się nie spodobały; podobają się bardzo wszystkim i wszyscy chcieli zrecenzować, lecz w odniesieniu do produktu o takiej ekskluzywności polityka wielu recenzji nie jest najlepszym pomysłem. Jedna, druga, dziesiąta – i kto by je wszystkie czytał? Zaskrzeczałaby pospolitość, nawet gdyby wszystkie były pochwalne. Dlatego trzeba dozować, wydawać na receptę. Tylko nieliczni dostali, pozostali obejdą się smakiem.

To jednak dla meritum sprawa o drugorzędnym znaczeniu i raczej ciekawostka zza marketingowych kulis, ważne natomiast są uwagi dotyczące konkretów. Tych do brania pod lupę okazało się być parę, a pierwszy taki, że głośniki z membraną ceramiczną wygrzewają się bardzo długo.

– Trzysta godzin minimum i wcześniej nie ma co tykać – jak to wyraził Gerard. – Toteż mamy z tym duży kłopot, bo klient chciałby od razu mieć w domu jak na prezentacji, a musi minąć długi okres. W praktyce co najmniej trzy miesiące, co mocno nadwyręża, lecz innej rady nie ma, jak się uzbroić w cierpliwość i czekać. Trochę wprawdzie głośniki są u nas wygrzewane, ale dopieszczać trzeba samemu i trwa to niestety długo. Druga rzecz tyczy ustawienia, i ona będzie ostatnia. Nie dlatego, że my, jako konstruktorzy, nie mamy własnych uwag odnośnie sprzętu czy pomieszczeń. Też mamy preferencje i własne spostrzeżenia, ale się nimi nie dzielimy, zdajemy się na klientów. Każdy audiofil ma własny zasób wiedzy i własne upodobania, a przede wszystkim warunki odsłuchowe w każdym kraju są inne. Inne w japońskich cienkich ściankach i małych przeważnie metrażach, inne w amerykańskich wielkich domach zbudowanych ze sklejki, a jeszcze inne w niemieckich murowanych czy dużych z drzewa szwajcarskich. Toteż najprędzej na własną rękę każdy wyszuka swój układ; my w tym nie pomagamy, nie chcemy mieszać w głowach.

Lumen White White Light Anniversary HiFi Philosophy 001Lumen White White Light Anniversary HiFi Philosophy 002Lumen White White Light Anniversary HiFi Philosophy 003Lumen White White Light Anniversary HiFi Philosophy 017

 

 

 

 

Prezentujemy produkt na wystawach i poprzez dystrybutorów – i chętnych nie brakuje, a potem każdy musi odnaleźć własną drogę. To jest przecież przyjemne i do obrządku należy. Własna droga sukcesu jest lepsza niż cudze rady i sztywny gorset sprzętowy. Natomiast odnośnie ustawienia, to parę rad i uwaga. Uwaga taka, że Lumen White Anniversary są jak bolid Formuły 1. Mikroskopijna zmiana ustawień i już się jedzie inaczej. Dlatego będzie z tym dłuższa zabawa i trzeba trochę pomóc. Kolumny stawiać należy bez odgięcia, lub co najwyżej z minimalnym. Daleko od ściany z tyłu i ze słuchaczem w oddaleniu przynajmniej dwa i pół, a jeszcze lepiej trzy metry. Do tego kluczowa sprawa – kąt pochylenia kolumny. Fabrycznie są w tył odgięte, ale tak stać powinny jedynie w wielkich salach. W normalnej wielkości pomieszczeniu trzeba starannie dobrać przechył przez odpowiednie podkładki i wysuwanie kolca z tyłu. I nie bać się eksperymentów, bo łatwo może się zdarzyć, że grać będą najlepiej wręcz pochylone do przodu. I jeszcze ostatnia kwestia – zaślepka bass-refleksu. Można ją skierować do góry, można odwrotnie na dół, a można też całkiem usunąć. To ostatnie z przeznaczeniem raczej do największych pomieszczeń, a dwa pozostałe ustawienia pozwalają kierować dźwięk bardziej w dół lub do góry, w zależności od tego czy bardziej unosi się do sufitu, czy ścieli po podłodze. Dochodzi do tego przełącznik na zwrotnicy dopasowania wzmacniacza i razem to wszystko pracuje właśnie jak bolid Formuły 1. Więc trzeba się naszukać, zanim się znajdzie optimum.

Lumen White White Light Anniversary HiFi Philosophy 011

Niektórzy tego nie lubią, a inni ogromnie cenią. Dwie pary przyłączy kabli.

Kolumny, jak mówiłem, znalazły się u mnie jeszcze przed rozmową z Gerardem i sam wcześniej ustaliłem, że lepiej grają bez albo prawie bez odgięcia, bo scena wówczas głębsza a precyzja lokalizacji nie traci. Natomiast nie eksperymentowałem z odginaniem pionowym, chociaż to przechylenie korciło i intuicyjnie czułem, że coś z nim jest do zrobienia. I rzeczywiście – pochylenie do przodu wniosło dużą poprawę, bo wcześniej dźwięk się rozpraszał, grając za bardzo łuną, i nieco też rozchodził, to znaczy nie dosyć precyzyjnie ku źródłom ogniskował. Podniesienie tyłu o dwa centymetry zasadniczo zmieniło stan rzeczy i teraz nareszcie ten bolid został ustawiony jak trzeba. Wcześniej także sprawdziłem, że dystans od ściany z tyłu to nawet ponad dwa metry, gdyż im dalej, tym lepiej. Na szerokiej też stereofonicznej bazie i ze słuchaczem daleko, choć blisko siadać też można bez specjalnego psucia sceny, byle tylko ten pion odpowiednio dobrać.

Przejdźmy do rzeczy sedna – jak one właściwie grają? A jest to dźwięk specjalny i faktycznie domagający się pieszczot. Ze złym ustawieniem i nie pasującym na przykład głośnikowym kablem może być frustrujący, mocno poniżej oczekiwań. Niezborny, ze zredukowaną sceną i sopranowo zwichnięty. W efekcie pod każdym względem bez dania satysfakcji, bo chociaż basu mu odjąć nie sposób (przynajmniej się u mnie nie dało), to resztę da się popsuć i można na przykład zaliczyć wyjących wokalistów. Ale jak da się jechać w jedną, tak da się w drugą stronę. Kiedy wszystko wycyzelować i odpowiednio dostroić, to się przestajesz dziwić tym wszystkim recenzentom, co o test zabiegali ze skutkiem albo bez. Bo to jest dźwięk z samego topu; dający wszystko świetne i nawet jeszcze więcej. Pewne rzeczy specjalne, gdzie indziej nieobecne. A pośród nich przede wszystkim nadzwyczajną misterność.

W wielkiej sali hotelu Golden Tulip na AVS w Warszawie ta misterność na wielkim metrażu się gubi, za daleko się siedzi. Soprany są wprawdzie intensywne, bardzo obecne w paśmie, ale bez takiej koronkowości i tak specyficznej aury. Bez, można rzec, morskiej pianki. To sopranowe misterium nawiązuje wraz z całym dźwiękiem do podobnych głośników od duńskiego Raidho, bo też ceramicznych lub nawet diamentowych. Co prawda normalnie przetłoczonych a nie w przypadku basowych wypukłych po całości, ale dla samej materii brzmienia mimo to jest podobnie. Z tym, że Raidho promieniują bardziej w stronę słuchacza, a Lumen White Anniversary rozgrywają swój spektakl bardziej z tyłu, choć też wyczuwalnie w nas idą. Można zatem powiedzieć, że duńskie i szwajcarskie kolumny ten sam zestaw brzmieniowych zalet balansują inaczej. Raidho też mają tył głęboki, ale grają bardziej do przodu, a Lumen White też atakują, ale na głębi za kolumnami koncentrują się bardziej.

xxx

Dźwiękowe światło z lotu ptaka.

Dość jednak tych odniesień, skupmy się na przedmiocie. Czy jest coś jeszcze szczególnego, co daje tym Anniversary przewagę? Coś poza koronkowością w obszarze sopranowym, pozwalającą odczuć tą szczególną misterność i to niezwykłe „promieniowanie”? Otóż są takie rzeczy, a w rzędzie pierwszym szczegółowość. W jej kontekście przywoływałem niejednokrotnie jedenasty utwór z płyty Themes Vangelisa, pisząc, że na samym koniuszku ma on brzmieniowe „spiralki” – takie cichutkie wirki dogasającego dźwięku. Te resztki umykały dotąd w każdych jednych kolumnach, usłyszeć się dając wyraźnie tylko w najbardziej szczegółowych ze szczegółowych słuchawkach. No więc Lumen White Anniversary to są te pierwsze kolumny, na których owe niknące wirki dały się słyszeć wyraźnie. Ale to tylko przykład testu, a sytuacja ogólniejsza taka, że dźwięk w tych kolumnach, gdy je dobrze nastroić (i tylko niestety wówczas), zyskuje wyjątkową precyzję i gęste utkanie szczegółów. Nic się nie uogólnia, nic nie jest rwane, maskowane. Zyskujesz większą rozdzielczość nie tylko w sensie niezaciemnionej widoczności i wzajemnego wpływu źródeł, lecz także czysto ekranowym. Tekstury szczególnie bogate, dźwięk dopieszczany na krawędziach, wrażenie głębi i maestrii obrazu. I wcale to nie odciąga od podążania za melodią. Jednocześnie muzyczny orszak jest szczegółami nabity i strojny, a jego muzyczny wymiar na najwyższym poziomie.

Tak oto dotarliśmy w to miejsce, w którym najbardziej mi się podobało. Do połączenia szczegółu z ogółem w jedną finalną perfekcję. Stanowi to połączenie zworę, o którą trzeba najbardziej zabiegać w całym tym „ustawianiu bolidu”. Bo w ustawianiu muzyki nie chodzi przecież o czas okrążenia, tylko o piękno całości i wymiar satysfakcji. Nie powinno zatem być tak, by szczegóły ciągnęły w swoją stronę, gubiąc ogólną postać, jak również widok całości nie powinien gubić szczegółów. To trzeba tak wyważyć, by było jedno i drugie; i żeby się nawzajem wspierały a nie sobie przeszkadzały. I to, wraz z tym „promieniowaniem” i całościową maestrią, jest w tych Anniversary najlepsze. Ogólna linia melodyczna, z jej ujmującym falowaniem, potęgą całościową wpisaną w rozwarcie pasma i dynamikę, a także piękno i indywidualizm głosów wspierane realizmem i upiększającą aurą pogłosu, to wszystko wyjątkowo się eksponuje, o wiele lepiej niż zwykle. A jednocześnie towarzyszą temu miriady spraw pomniejszych: te wirki, zakrętasy, koronki, strzępki, taniec drobin. A wraz z tym tańcem, ale też i bez niego, samo czucie przestrzeni, które niezwykle jest ważne. Bo nie ma bezeń czegoś takiego, jak high-end w pełnym rozwinięciu.

xxx

I tak bardziej pod kątem.

Tę przestrzeń trzeba czuć nawet, a może nawet zwłaszcza, gdy muzyka jest nieobecna. Pulsowanie milczącej obecności, sam oddech oczekiwania. I wszystko to się dzieje w wymiarze mikro i makro bez żadnych luk i ubytków. Przy całościowej głębi, slalomach melodyki, światłocieniach i barwach. A jeszcze przepastność sceny na wiele, wiele metrów i siła grzmotów basu.

Stopień żywości można zmieniać przeorientowując klapkę na bass-refleksie, ale mnie najbardziej się podobało z całkowitym otwarciem. Bo wówczas dźwięk wybuchał jak szampan strugą piany, a jeszcze trzeba dodać, że piana to nie wszystko, bo cały był natleniony w kontraście do gęstości.

Już starożytni Jończycy świat mieli za grę przeciwieństw i cały nacisk kładli na odpowiednie łączenie. Zapewne panowie z Lumen White nie byli tego świadomi, ale też dążąc do perfekcji (wszechświat Jończyków był doskonały) także osiągnęli ideał na bazie scalania kontrastów. Szczegółowości z ogółem, delikatności z mocą, indywidualizmu z całościowym wyrazem i głębi  wewnętrznej z ekspozycją. Bo jak już wcześniej mówiłem: to wszystko można skichać, że ślad tej perfekcji nie zostanie, ale jak się postarać przy odrobinie szczęścia (na przykład właściwych kabli), to można dostać nagrodę w postaci bliskiej ideału. Że bas super rozdzielczy, obrazujący membranę i z tektoniczną mocą, soprany intensywne a jednocześnie melodyjne i z trójwymiarowych koronek, nasycająca głębia i indywidualizm głosów zmieszane z dającą wytchnąć świeżością, a wszystko na wielkiej scenie, szerokiej i głębokiej. I z tego całościowy spektakl rozpostarty przed widzem, którego opromieniają soprany i bas mu na piersi siada. Bo chociaż akcja spektaklu rozgrywa się daleko, to całe pomieszczenie zostaje rozbudzone. Tlenem, czuciem przestrzeni, sopranowymi wzlotami i przede wszystkim basem, którego pomruki potrząsają ścianami. Nie jest to brzmienie tak gęste i tak wszechogarniająco ogromne, jak z wielkich tub Destination, które dosłownie słuchacza mielą, ale na bardziej teatralny sposób „widz i naprzeciw scena” też budujące wielki spektakl. Takie bardziej do bycia poza, a nie jakby się było na ringu, ale w tym swoim stylu także na miarę perfekcji.

Dzień po wyjeździe Lumen White puściłem inne kolumny. Znane, cenione, lubiane, potrafiące zachwycać. I tak się zrobiło zwyczajnie, że bardzo posmutniałem. Wielki teatr odjechał, została podwórkowa orkiestra.

xxx

Metryka.

Na koniec jeszcze uwaga o różnej mocy wzmacniaczy. Nie zanotowałem różnic jakościowych, natomiast odmienność stylu. Ze słabszym hybrydowym Croftem dźwięk był ciemniejszy i bardziej skupiony, a z monoblokami Accuphase niósł więcej światła i bardziej się rozpraszał. Potwierdza to sugestię, że kolumny nie potrzebują dużej mocy a jedynie kultury, niemniej moc decyduje w pewnym stopniu o charakterze całości. Większym skupieniu i gęstości przy słabszej mocy lampowym, lub większym promieniowaniu i bardziej jaskrawym świetle przy mocnych tranzystorach, nawet tych w klasie A.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

9 komentarzy w “Recenzja: Lumen White White Light Anniversary

  1. Miltoniusz pisze:

    Panie Piotrze. Współczuję utraty kota i psów. Wiem coś o tym. Pozdrawiam.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Całe życie miałem zwierzaki, a tu nie ma kto machnąć ogonem.

  2. 1piotr13 pisze:

    Fajnie że ma Pan możliwość przetestowania tylu wspaniałych urządzeń z wyższej półki, możliwość porównania i poprzez to zdobycia większego doświadczenia. I jeszcze za to płacą 🙂 Wymarzona robota, pozdrawiam 🙂

    1. PIotr Ryka pisze:

      Faktycznie, fajnie.

  3. Alex pisze:

    Siedemdziesiąt tysięcy euro… pytanie czy za podobną kwotę w złotówkach nie da się równie dobrze.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dużo zależało będzie od stylu. Grające podobnym i o zbliżonych gabarytach Raidho D-3.1 też kosztują 70 tys. euro. Innych kolumn o takiej charakterystyce brzmienia nie znam, ale to oczywiście nie znaczy, że nie istnieją.

  4. Tomek pisze:

    Głośniki fajne, ale drogie.

    1. dominik pisze:

      Mi też się podobają.

      1. Tomek pisze:

        No, ale sa drogie 🙂 Wersja podstawowa 70 tysięcy euro 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy