Recenzja: LST – Linear Stax Transformer

Podsumowanie

LST - Linear Stax Transformer17   Dosyć już chyba się napisało i starczy tych porównań. Różne kable i różne wzmacniacze pozwoliły na zmiany stylu, a porównanie do AKG na obrazowe ujęcie. Flagowe słuchawki Staxa, walczące o utrzymanie prymatu, okazały się od minionej gwiazdy AKG wspieranej gwiazdorskim okablowaniem chłodniejsze i bardziej skoncentrowane na analizie, a słabiej oddające trójwymiar i zawsze chociaż trochę ustępujące wypełnianiem. To wszakże nie ich wina – nie samych Stax SR-009, mających zachwycający potencjał – tylko samych staxowskich kabli. Zwyklejsza miedź kryta srebrem, a więc de facto wodząca sygnał wyłącznie poprzez srebro, nie może się równać z najlepszym kablem Entreqa o żyłach „plus” w litym srebrze a „minus” z litej miedzi. Gdyby (co raczej jest nie możliwe, a w każdym razie trudne) dać tym SR-009 flagowy przewód Entreqa, bądź jakiś inny cieplejszy a także pełniej grający, wówczas flagowe Staxy na pewno by jeszcze zyskały. Zapewne tyle samo co dzięki adapterowi LST, który dorzuca im masy i usuwa filigranowość. Przy odpowiednim wzmacniaczu i odpowiednich kablach słuchawki elektrostatyczne potrafią się w stu procentach pozbywać swej ezoteryczności. Ich dźwięki stają się mocne, substancjalne i dynamiczne, a basu nie brak im wcale. Z ogromną satysfakcją słuchałem popisów perkusyjnych, nie mając najmniejszych zastrzeżeń. Bębnienie było rewelacyjne – treściwe, arcyrozdzielcze i super akustyczne – że z radości byś skakał i nie chciał nic innego. A sam pisałem przecież, że Staxy basu nie mają… Lecz po to właśnie jest LST, by nie można było tak pisać, podobnie jak o ich pustej szybkości, co nie ma w sobie ciała, i nie dość przez to robiącej wrażenie, zbyt chudej dynamice. Dwie zasadnicze wady usuwa Linear Stax Transformer: brak substancji i mikre źródła. W efekcie sprawia super bas i super dynamikę. Najkrócej mówiąc – moc daje, której zazwyczaj elektrostaty nie mają. Bo od zawsze są szybkie i zawsze genialnie rozdzielcze, ale bez masy spoczynkowej, a w efekcie bez energii. I potem bas z tego pusty a dynamika przewiewna. I podobnie też same dźwięki – mikroskopowo dokładne, ale w kalorie ubogie. Można się więc było zawsze z elektrostatów powietrza nałykać i poczuć w nich powiew pędu, lecz się samym powietrzem nie najesz i samą szybkością nie grzmotniesz. Dopiero LST, tak samo jak nieosiągalne wzmacniacze Stax T2 i Sennheiser Orpheus, potrafi elektrostatycznej zwiewności dać masę. To audiofilskie „mięcho” dla mięsożernych słuchaczy, żeby się nasycili treścią i wytarzali w basie. A bez tego jest pustka oraz tak zwana kiszka. Nazwijmy rzeczy najzwięźlej – adapter Linear Stax Transformer powstał po to, by elektrostaty nie dmuchały małą trąbką i nie grały po próżnicy. By trąba duża była i żeby z nóg zwalała. Dopiero wówczas muzyka, a słuchacz naprawdę szczęśliwy.

Na koniec słowo jedno o innych porównaniach. Słuchałem porównawczo nie tylko Beyerdynamic T1, ale też Sennheiser HD 800S i HiFiMAN HE-1000. Żadne nie potrafiły dorównać. To było od razu słychać – brak przejrzystości, analizy i bezpośredniości kontaktu. Jakbyś patrzył przez szybę a nie otwarte okno.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

21 komentarzy w “Recenzja: LST – Linear Stax Transformer

  1. ductus pisze:

    Dziękuję Piotrze za te szczere słowa, pięknie formułowane zdania. Wiesz nie od dziś, że bardzo sobie cenię Twoje zdanie doświadczonego fachowca. Co mnie zadziwiło i zmusza do akcji porównawczych, to sprawa okablowania. Jestem Ci bardzo wdzięczny za zwrócenie uwagi na ten przeze mnie chyba niedoceniany aspekt dużych zmian dźwięku w stosunku do użytych kabli. Poza tym liczyłem trochę potajemnie na wejście Ayona w testowe szranki, szczególnie modelu Spitfire, tak ciekawie opisanego przez Ciebie w lutym tego roku. Może kiedyś odwiedzisz mnie ze swoimi legendarnymi K-1000 i posłuchamy sobie Crossfire III. Też z LST i 009 oraz kieliszkiem dobrego wina czy whisky. Zapraszam i pozdrawiam.
    Stefan

    1. PIotr Ryka pisze:

      Dziękuję za zaproszenie. K1000 zawsze w pogotowiu. Co do Ayona, to w Nautilusie kanikuła, trudno cokolwiek od nich wydobyć. Ale może w przyszłym tygodniu się do nich wybiorę.

  2. Tadeusz pisze:

    To w końcu elektrostaty to najlepsze słuchawki na świecie ,tak czy nie ? 🙂

    1. PIotr Ryka pisze:

      Najlepsze słuchawki jakich dane mi było słuchać to klasyczny Sennheiser Orpheus i nowy HE-1, dawne Stax SR-Omega i obecne SR-009 oraz Sony MDR-R10 i AKG K1000. Tak więc w meczu słuchawki elektrostatyczne – słuchawki dynamiczne pada wynik 4:2 dla elektrostatów, a w meczu elektrostaty – ortodynamiki 4:0. Wprawdzie ortodynamiczne Audeze LCD-4 i HiFiMAN HE1000 to słuchawki wybitne, niemniej nie lepsze niż Ultrasone Edition5, a od wymienionych liderów jednak słabsze zarówno odtwórczo, jak i zwłaszcza emocjonalnie. Kilku pretendentów do bycia najlepszymi jednak nie słyszałem, w tym nowych elektrostatycznych HiSiMAN Shangri-La i klasycznych już ortodynamicznych Abyss 1266.

      1. Maciej pisze:

        No właśnie, koło w tym hobby się zamyka. Dlatego trzeba pracować nad dystansem do sprawy 🙂 Bo z tego więcej spokoju ducha niż z coraz większych wydatków,

        1. PIotr Ryka pisze:

          Dlaczego zamyka się koło? Ktoś doszedł do punktu wyjścia?

          1. Maciej pisze:

            Nie powstało Piotrze nic lepszego niż to co już powstało.

  3. Maciej pisze:

    Pomimo wielkiego boom w branży przez ostatnie lata.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Tego nie możemy być pewni. Karol jest właśnie w Londynie i dopiero będzie składał relację z CanJam. A niezależnie od tego, że z najnowszych słuchawek tylko nowy Orfeusz, a ciut starszych tylko Stax SR-009 są naprawdę szczytowej jakości (o paru innych jeszcze tego nie wiem), to jest przecież postęp na linii relacji jakości do ceny i jest szerszy wachlarz wyboru w poszczególnych przedziałach cenowych. Dużo się dzieje i jakieś wyznaczające nową jakość słuchawki też pewnie w końcu powstaną. Focal na przykład się mocno technicznie przyłożył, Audeze też robi postępy, a jaki będzie ostatecznie ten nowy Orfeusz, też nie wiemy. Ale już możemy cieszyć się z Meze czy NightHawk, bo to świetne słuchawki za niewielkie pieniądze. Zwłaszcza NightHawk to prawdziwa alternatywa nawet dla tych z samego szczytu. Z lepszym kablem grają we własnym stylu – zupełnie inaczej niż pozostałe słuchawki. Kiedy pisałem powyższy test i robiłem porównania, tak właśnie się okazało. NightHawk to prawdziwa alternatywa. Nie są tak precyzyjne i rozdzielcze jak flagowe Staxy i K1000, ale dają muzyczny kondensat, jakiego inne słuchawki dać nie potrafią. I to już jest nowa jakość, tyle że w alternatywie. W udnergroundzie, a nie na samym szczycie. I jest w tym też swoisty paradoks, bo inne słuchawki z biocelulozową membraną – Sony MDR-R10 – były zjawiskowo subtelne, a NightHawk są zjawiskowo mocne.

    2. PIotr Ryka pisze:

      Przy okazji: dalej bazujesz na AKG K701?

      1. Maciej pisze:

        No właśnie ja mam chyba jakiś pech do flagowców. Słuchałem tego i owego, przyznaję że że niektórych zbyt krótko by nabrać pełnej niechęci. Ale z większością kłopot mam ten sam, że moje uszy zapalają mi pomarańczową lampkę ostrzegawczą: Maciek to nie brzmi jak naturalny dźwięk, albo: przy tym dźwięku nie odpoczniesz. Wszelkie podchody no jakoś taki opór materii napotykały. I paradoksalnie nie ma to wszystko przełożenia na cenę. Bo teraz największe yes uszy powiedziały mi na Q701. I mam w nich bardzo dużo muzyki, o ile nie robię porównać do flagowców. Phonitor jak to Phonitor nieźle je podciąga. Ale w bezpośrednich konkurach najbardziej kuleją na polu rozdzielczości. Ale co mi z kolei po rozdzielczości T1, które jak wiesz miałem, skoro bardzieś muślinowe głowy na Q701 i tak, i przestrzeń jakaś prawdziwsza na Q701, mniej rezonansów w muszlach i odbiór tej przestrzeni lepszy bezsprzecznie dla mnie.
        Pewnie jakbym musiał mieć flagowca, gdyby taki paradoks musu zaistniał, to najbardziej skłaniałbym się ku HD800s i LCD3. Względnie HE6 – ale ich przestrzeń osobliwa. Ale o ile HE6 mają jeszcze cenę w górnej granicy rozrzutności to już HD800s i LCD3 ceny mają w dolnej granicy absurdu. A no i są jeszcze AKG K812, ale czy mi je polecasz?

        1. PIotr Ryka pisze:

          Podeślij kuriera, to Ci dam do posłuchania kabel Oyaide dla K701. Kabel jest dość tani, to w razie czego nieduży wydatek. Rozdzielczość poprawia na pewno.

          1. Miltoniusz pisze:

            Co to za kabel? Oyaide PA-02?

          2. PIotr Ryka pisze:

            Oyaide HPC.

  4. Maciej pisze:

    zamiast *bardzieś powinno być *bardziej, naturalnie.

  5. ductus pisze:

    Jeżeli mi wolno wtrącić się jeszcze między znakomite wywody Macieja i Piotra: Na CanJam w Londynie pewna dziewczyna od Sennheisera zdradziła mi, że firma wbudowała elektronikę wzmacniacza mocy w muszle HE-1 m.in. dlatego, że stwierdzili straty na jakości dźwięku na kablu między wzm i słuchawkami. Czy oznaczałoby to, że też na kablu Staxa mamy podobne straty? Wymienić, ale na co?!!

    1. PIotr Ryka pisze:

      Te kable Stefanie na pewno nie są idealne. Mogę zapytać Tonalium o ewentualną przeróbkę.

  6. ductus pisze:

    To byłoby ciekawe, Piotrze. Sam stwierdziłem kiedyś słyszalne straty na staxowskiej przedłużce ..725.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Może w poniedziałek uda się to skonsultować.

  7. AAAFNRAA pisze:

    Witam,
    Jak jest szansa na kupno LST? Z tego co wnioskuję, to jest raczej hobbystyczna działalność. Na Allegro jest Wiktora energizer, ale nie wiem, czy nie był robiony specjalnie pod Accuphase… jeżeli to ma jakieś znaczenie. Ja myślę o podłączeniu pod lampę.

    1. PIotr Ryka pisze:

      O ile wiem, LST stanowi ofertę rynkową. Urządzenia są chyba uniwersalne. Muszę dopytać producenta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy