Recenzja: LST – Linear Stax Transformer

Odsłuch cd.

LST - Linear Stax Transformer 11

Ważną rolę odegrała tu świetna elektronika Accuphase.

   Niezależnie od tego, jak te flagowce pięknie zagrały tym razem, dostałem od nich łupnia – i to dostałem podwójnie: najpierw od kabla głośnikowego, a potem zasilającego. Historia z głośnikowym była taka, że pięknie grały z najtańszym Entreq Discover, aż przyszło do płyty Leonarda Cohena Ten New Songs. Ów wzmiankowany już nieraz przy różnych okazjach album bas ma podbity na rzecz uprzyjemniania, a kiedy do tej płyty doszedłem, zrobiło mi się słabo. Takie anomalie wypełzły i tak bardzo nie dało się słuchać, że strach oblatywał i rozpacz zdejmowała. Zniekształcenia basu całkiem nie do zniesienia, brutalne jak jakiś żołdak, a wraz z tym włosy dęba i nie wiadomo co dalej. Ale tak tylko się mawia, a robić co – wiadomo. Wziąłem kabel Siltecha i było po zniekształceniach.  Wcale to jednak nie znaczy, że wszystko zyskało już normę. Gdyż inna rzecz zachodziła, przez czas cały obecna –  mianowicie swego rodzaju „wklęsłość” brzmienia – i już o co chodzi wyjaśniam.

Pisałem o tym kiedyś, ale gdzie, nie pamiętam, że dźwięki bywają jak twarze: pyzate lub zapadnięte. Te pierwsze radosne, zdrowe i na obrysach zwyklejsze, a drugie bardziej przypominające o smutnym obliczu świata. I właśnie Stax SR-009 grał z zapadniętą twarzą, taką z cieniami na policzkach i smutkiem widocznym w oczach, co brało refleksji stronę i trochę przygnębiało. Poza tym było nie do końca prawdziwe, jako że nazbyt ponure i zbyt analityczne. Wyrafinowane – niesamowicie – ale wpadające w analityczną i nastrojową przesadę i tą przesadą drażniące. Mimo to wyraźnie lepsze od prezentacji Omeg, ale nie potrafiące dorównać autentyzmem K1000. Do porównania z tymi ostatnimi zaraz wrócę, ale wpierw sprawy techniczne. W zaistniałej sytuacji pojechałem po Gargantuę (której niestety nie mam) i wpiąłem ją w Twin-Heada, a zasilającego go dotychczas szczytowego Harmonixa przepiąłem w LST, zastępując kabel porządny ale nie jakiś super.

– Noooo, teraz to zagrało! To już był autentyczny koncert! Brzmienie nie tylko ze szczytów finezji i analitycznej potęgi, ale też naturalne; o temperaturze i sposobie ujmowania że aż realizm przytłaczał. Zwłaszcza na tle spokojniejszej – mniej przenikliwej a cieplejszej i dalej od słuchacza grającej Omegi. Też wyrafinowanej, ale nastawionej bardziej na długie sesje bez odczuwania zmęczenia. Natomiast SR-009 to był szczyt analizy na służbie muzyki, że zapadłem w słuchanie z odczuciem spełnienia. Spełnienia płynącego zarówno z harmonicznego bogactwa, jak i prawdy o dźwięku. Takiego wciąż wprawdzie ze śladami cieni na twarzy i na pewno nie radosnego, ale już i nie chudego i nie w analitycznej przesadzie. Zdecydowanie będącego po stronie muzyki, zwłaszcza kiedy lampy Twin-Head i Crofta nabrały temperatury. Stanęły wówczas flagowe Staxy także po stronie ciepła, a słuchanie ich stało się audiofilskim misterium. Ani śladu tej ezoterii, co skąpi brzmieniom ciała; żadnej przeźroczystości ani ubytków mocy. Brzmienia pełne, postawne i płynące od dużych źródeł. I właśnie te duże źródła okazały się główną różnicą.

LST - Linear Stax Transformer 13

Za punkt odniesienia robiły referencyjne AKG K1000, które również robiły użytek ze wzmacniacza A47.

Różnicą pomiędzy dawnym LRT a tym obecnie LST, jako że napisałem kiedyś, iż elektrostatom Staxa nie brakowało z LRT mocy, ale grały dźwiękami bardziej filigranowymi, idącymi od mniejszych wyraźnie źródeł, aniżeli wtedy także odnoszone do nich porównawczo referencyjne AKG. A teraz też trochę mniejszymi, ale bardzo nieznacznie, że nikt by nie pomyślał czynić z tego różnicę. To było substancjalne granie o pełnym rozwarciu pasma, że soprany aż w kosmos, a basu też kawał. Takiego jakby słyszanego od wewnątrz, coś jakby z wnętrza bębna, bo te flagowe Staxy mają tendencję wnikania. Nie słyszałem słuchawek tak brzmienia przenikających, jakbyś muzykę rentgenem traktował, chcąc ją do szpiku przejrzeć. To właśnie powodowało niezwykłe bogactwo harmonii i na tym teraz się skupię.

Punkt odniesienia wciąż stanowiły AKG, a te grały dźwiękiem bardziej wypukłym a nie tak przenikliwym. Oglądanym w przeciwieństwie od zewnątrz i nawet z oddalenia, a ich najbardziej narzucającą się cechą była trójwymiarowość. Odnoszona przede wszystkim do sceny, ale także do dźwięków; wszystko dająca w perspektywie i w pełnym trójwymiarze, jakich żadne słuchawki nie mają. Przy dźwiękach pełniejszych i cieplejszych, co miało dobrą i złą stronę; bo że pełniejszych, to dobrze, ale kiedy tor na całego się rozgrzał, niższa temperatura „dziewiątek” bardziej mi odpowiadała, co pozostaje oczywiście kwestią doboru kabli, ale piszę jak było. By tę oczywistość kablową wdrożyć, zastąpiłem Sulka spomiędzy odtwarzacza a Twin-Head przewodem o niższej temperaturze a analogicznych, może nawet większych, umiejętnościach definiowania dźwięku – przewodem Nordost Tyr 2, przybyłym po recenzję. Ta zamiana potwierdziła, że można jednym ruchem uczynić temperaturę a wraz z nią cały przekaz prawdziwszym dla jednych słuchawek bądź drugich, co sobie wykazawszy wróciłem do pary Sulków, dla Staxa korzystniejszych. Wróciłem, posłuchałem i zebrałem wrażenia. Wniosek ostateczny był taki, że pewne rzeczy dają się zmieniać, a innych niepodobna. Można sprawić okablowaniem, że większa naturalność przekazu będzie przy Stax SR-009 albo przy AKG K1000; nie można natomiast zmusić tych pierwszych do trójwymiarowości drugich, ani drugich do analitycznego podejścia pierwszych. Flagowe Staxy zawsze będą w tym samym torze chłodniejsze i bardziej refleksyjne – bardziej skupione na analizie, a mniej na trójwymiarze. To daje różny odbiór i odmienne walory przy różnych gatunkach muzycznych, a nawet przy pojedynczych instrumentach.

LST - Linear Stax Transformer 15

I trzeba sobie powiedzieć jasno – tak szaleńcza konfiguracja pozostawiła daleko w tyle klasyczne rozwiązania.

Przytoczę dwa przykłady. Fortepian lepiej wypadł ze Staxami. Przynajmniej w moim odczuciu. Był chłodniejszy, mniej masywny i mniej dający się poznać jako cały instrument, ale za to pod każdym klawiszem skrywał ciekawsze dźwięki. W mniej nieco wypełnionym, owym „wklęsłym” podejściu, które jednak przy potędze samego instrumentu nie przeszkadzało, a przekaz czyniło ciekawszym. Bo nie znać było utraty mocy, a opowieść się snuła ciekawiej. Nie tak banalnie – że oto tłuściutkie, cieplutkie nutki płyną sobie niczym jakieś brzmieniowe aniołki, tylko bardziej nastrojowo, w zadumie – smutniej, lecz bardziej przejmująco. Chłodniejszym brzmieniowym strumieniem i bardziej srebrzyście niż złoto, a także bardziej w patrzeniu na wskroś, a nie skupianiu się na powierzchni. Tak więc na bazie fortepianu dałbyś przewagę Staxom, ale już wiolonczela kreśliła inny obraz: Głębsza, niżej schodząca i całościowo mocniejsza pojawiała się z AKG, podobnie jak cała orkiestra – też u nich z lepszym wypełnianiem, trójwymiarowością, spiętrzeniem i mocą. O skuteczniejszym przywołaniu miodowego drewna skrzypiec i złotych połyskach trąbek; i bardziej wielopiętrowa, masywna, atakująca. Natomiast czerń fortepianu i białość jego klawiszy wolałem brać od Staxa.

Obiecałem poszerzone porównania, tak więc na kolejnym etapie do akcji wkroczyła końcówka Accuphase, zastępująca Crofta. Dwa razy większej mocy i na samych tranzystorach, a nie z lampami w trzewiach, które zawsze jest słychać. W efekcie brzmienie inne, takie bardziej…  hmm, jakby to ująć? W tym miejscu zawsze pojawia się problem, jako że miejsce to często się przewija i zawsze z podszeptem słowa „prozaiczne”, które ma wydźwięk pejoratywny. Tymczasem żaden pejoratyw. Był tylko inny sposób ujęcia; taki o mniej baśniowej a bardziej życiowej formie. Mniej upiększony i nie tak tajemniczy, a bliższy codzienności i normalnemu życiu. Jak zawsze kiedy zmieniają się style, chwili trzeba było na adaptację, żeby potem brać nowe brzmienie bez żadnych wewnętrznych oporów. To tutaj wad nie miało, natomiast ciekawy zestaw, toteż starczała krótka chwila, by na nowo zaczął się koncert. Łączyło charakterystyczne dla Accuphase ciepło, a także pogodne światło, z innym niż lampowy, nie tak gładkim sposobem traktowania powierzchni. Takim o lekkim mrowieniu, że czuć było mocniej fakturę a nie głównie śliskość lampowej gładzi. To właśnie nazwałbym prozą w miejsce pisania baśni; i można woleć to prozatorstwo – takie bardziej „jeansowe” a mniej jedwabne. Zwyklejsze, bardziej codzienne, a nie mniej inspirujące. Bardziej wymuszające analizę, w efekcie czego AKG też grać zaczęły bardziej analitycznie; zwłaszcza że ich wypełnienie się z lekka zredukowało. Równolegle Stax zagrał cieplej, przez co brzmienia się wyrównały. Nie stały bardzo podobne, ale podobne dość sporo; tym bardziej, że jest przecież regułą, iż większa moc dana elektrostatom (w tym wypadku przez LST) ma na nie wpływ zbawienny.

LST - Linear Stax Transformer 17

Może i LST jest zarezerwowane dla bardzo wąskiego grona odbiorców, jednakże jego bezkompromisowość i efektywność zasługują na wielkie brawa!

I był z tego plus zasadniczy, mianowicie SR-009 zwiększyły jeszcze źródła i całkiem się pod tym względem z AKG zrównały. Wciąż miały nieznacznie słabsze wypełnienie i wciąż nie tą holografię, ale dynamikę i wielkość dźwięków całkiem już identyczne wraz z własnym akcentem analitycznym, czyniącym odbiorczą różnicę. Lecz teraz AKG przyrosła z kolei analityczność, choć nie na zasadzie zwiększenia szczegółów, tylko pod nieobecność lampowych czarów większej koncentracji na nich. I szło to znakomicie, bo już nie były milusie, a w efekcie fortepian u nich też mi się bardzo podobał, zwłaszcza pod obecność w torze interkonektu Nordosta.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

21 komentarzy w “Recenzja: LST – Linear Stax Transformer

  1. ductus pisze:

    Dziękuję Piotrze za te szczere słowa, pięknie formułowane zdania. Wiesz nie od dziś, że bardzo sobie cenię Twoje zdanie doświadczonego fachowca. Co mnie zadziwiło i zmusza do akcji porównawczych, to sprawa okablowania. Jestem Ci bardzo wdzięczny za zwrócenie uwagi na ten przeze mnie chyba niedoceniany aspekt dużych zmian dźwięku w stosunku do użytych kabli. Poza tym liczyłem trochę potajemnie na wejście Ayona w testowe szranki, szczególnie modelu Spitfire, tak ciekawie opisanego przez Ciebie w lutym tego roku. Może kiedyś odwiedzisz mnie ze swoimi legendarnymi K-1000 i posłuchamy sobie Crossfire III. Też z LST i 009 oraz kieliszkiem dobrego wina czy whisky. Zapraszam i pozdrawiam.
    Stefan

    1. PIotr Ryka pisze:

      Dziękuję za zaproszenie. K1000 zawsze w pogotowiu. Co do Ayona, to w Nautilusie kanikuła, trudno cokolwiek od nich wydobyć. Ale może w przyszłym tygodniu się do nich wybiorę.

  2. Tadeusz pisze:

    To w końcu elektrostaty to najlepsze słuchawki na świecie ,tak czy nie ? 🙂

    1. PIotr Ryka pisze:

      Najlepsze słuchawki jakich dane mi było słuchać to klasyczny Sennheiser Orpheus i nowy HE-1, dawne Stax SR-Omega i obecne SR-009 oraz Sony MDR-R10 i AKG K1000. Tak więc w meczu słuchawki elektrostatyczne – słuchawki dynamiczne pada wynik 4:2 dla elektrostatów, a w meczu elektrostaty – ortodynamiki 4:0. Wprawdzie ortodynamiczne Audeze LCD-4 i HiFiMAN HE1000 to słuchawki wybitne, niemniej nie lepsze niż Ultrasone Edition5, a od wymienionych liderów jednak słabsze zarówno odtwórczo, jak i zwłaszcza emocjonalnie. Kilku pretendentów do bycia najlepszymi jednak nie słyszałem, w tym nowych elektrostatycznych HiSiMAN Shangri-La i klasycznych już ortodynamicznych Abyss 1266.

      1. Maciej pisze:

        No właśnie, koło w tym hobby się zamyka. Dlatego trzeba pracować nad dystansem do sprawy 🙂 Bo z tego więcej spokoju ducha niż z coraz większych wydatków,

        1. PIotr Ryka pisze:

          Dlaczego zamyka się koło? Ktoś doszedł do punktu wyjścia?

          1. Maciej pisze:

            Nie powstało Piotrze nic lepszego niż to co już powstało.

  3. Maciej pisze:

    Pomimo wielkiego boom w branży przez ostatnie lata.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Tego nie możemy być pewni. Karol jest właśnie w Londynie i dopiero będzie składał relację z CanJam. A niezależnie od tego, że z najnowszych słuchawek tylko nowy Orfeusz, a ciut starszych tylko Stax SR-009 są naprawdę szczytowej jakości (o paru innych jeszcze tego nie wiem), to jest przecież postęp na linii relacji jakości do ceny i jest szerszy wachlarz wyboru w poszczególnych przedziałach cenowych. Dużo się dzieje i jakieś wyznaczające nową jakość słuchawki też pewnie w końcu powstaną. Focal na przykład się mocno technicznie przyłożył, Audeze też robi postępy, a jaki będzie ostatecznie ten nowy Orfeusz, też nie wiemy. Ale już możemy cieszyć się z Meze czy NightHawk, bo to świetne słuchawki za niewielkie pieniądze. Zwłaszcza NightHawk to prawdziwa alternatywa nawet dla tych z samego szczytu. Z lepszym kablem grają we własnym stylu – zupełnie inaczej niż pozostałe słuchawki. Kiedy pisałem powyższy test i robiłem porównania, tak właśnie się okazało. NightHawk to prawdziwa alternatywa. Nie są tak precyzyjne i rozdzielcze jak flagowe Staxy i K1000, ale dają muzyczny kondensat, jakiego inne słuchawki dać nie potrafią. I to już jest nowa jakość, tyle że w alternatywie. W udnergroundzie, a nie na samym szczycie. I jest w tym też swoisty paradoks, bo inne słuchawki z biocelulozową membraną – Sony MDR-R10 – były zjawiskowo subtelne, a NightHawk są zjawiskowo mocne.

    2. PIotr Ryka pisze:

      Przy okazji: dalej bazujesz na AKG K701?

      1. Maciej pisze:

        No właśnie ja mam chyba jakiś pech do flagowców. Słuchałem tego i owego, przyznaję że że niektórych zbyt krótko by nabrać pełnej niechęci. Ale z większością kłopot mam ten sam, że moje uszy zapalają mi pomarańczową lampkę ostrzegawczą: Maciek to nie brzmi jak naturalny dźwięk, albo: przy tym dźwięku nie odpoczniesz. Wszelkie podchody no jakoś taki opór materii napotykały. I paradoksalnie nie ma to wszystko przełożenia na cenę. Bo teraz największe yes uszy powiedziały mi na Q701. I mam w nich bardzo dużo muzyki, o ile nie robię porównać do flagowców. Phonitor jak to Phonitor nieźle je podciąga. Ale w bezpośrednich konkurach najbardziej kuleją na polu rozdzielczości. Ale co mi z kolei po rozdzielczości T1, które jak wiesz miałem, skoro bardzieś muślinowe głowy na Q701 i tak, i przestrzeń jakaś prawdziwsza na Q701, mniej rezonansów w muszlach i odbiór tej przestrzeni lepszy bezsprzecznie dla mnie.
        Pewnie jakbym musiał mieć flagowca, gdyby taki paradoks musu zaistniał, to najbardziej skłaniałbym się ku HD800s i LCD3. Względnie HE6 – ale ich przestrzeń osobliwa. Ale o ile HE6 mają jeszcze cenę w górnej granicy rozrzutności to już HD800s i LCD3 ceny mają w dolnej granicy absurdu. A no i są jeszcze AKG K812, ale czy mi je polecasz?

        1. PIotr Ryka pisze:

          Podeślij kuriera, to Ci dam do posłuchania kabel Oyaide dla K701. Kabel jest dość tani, to w razie czego nieduży wydatek. Rozdzielczość poprawia na pewno.

          1. Miltoniusz pisze:

            Co to za kabel? Oyaide PA-02?

          2. PIotr Ryka pisze:

            Oyaide HPC.

  4. Maciej pisze:

    zamiast *bardzieś powinno być *bardziej, naturalnie.

  5. ductus pisze:

    Jeżeli mi wolno wtrącić się jeszcze między znakomite wywody Macieja i Piotra: Na CanJam w Londynie pewna dziewczyna od Sennheisera zdradziła mi, że firma wbudowała elektronikę wzmacniacza mocy w muszle HE-1 m.in. dlatego, że stwierdzili straty na jakości dźwięku na kablu między wzm i słuchawkami. Czy oznaczałoby to, że też na kablu Staxa mamy podobne straty? Wymienić, ale na co?!!

    1. PIotr Ryka pisze:

      Te kable Stefanie na pewno nie są idealne. Mogę zapytać Tonalium o ewentualną przeróbkę.

  6. ductus pisze:

    To byłoby ciekawe, Piotrze. Sam stwierdziłem kiedyś słyszalne straty na staxowskiej przedłużce ..725.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Może w poniedziałek uda się to skonsultować.

  7. AAAFNRAA pisze:

    Witam,
    Jak jest szansa na kupno LST? Z tego co wnioskuję, to jest raczej hobbystyczna działalność. Na Allegro jest Wiktora energizer, ale nie wiem, czy nie był robiony specjalnie pod Accuphase… jeżeli to ma jakieś znaczenie. Ja myślę o podłączeniu pod lampę.

    1. PIotr Ryka pisze:

      O ile wiem, LST stanowi ofertę rynkową. Urządzenia są chyba uniwersalne. Muszę dopytać producenta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy