Recenzja: Leben CS-600

Brzmienie

Leben_CS-600_05

Możliwości całkiem sporo.

   Jak Leben CS600 gra? Odpowiem na to odnosząc jego brzmienie do wzmacniacza własnego, czyli bardzo dalece przerobionego ASL Twin-Head Mark III. Nie ma przecież sensu od takiego porównania uciekać, czy przekładać je na jakieś potem, bo każde bezpośrednie porównanie jest stokroć więcej warte niż słuchanie czegoś solo.

Zacznę od sprawy technicznej – Leben buczy. Już na godzinie 10-tej jest to dobrze słyszalne, czyli bardzo źle odbierane przez słuchacza. Na tej godzinie Leben gra już wprawdzie bardzo głośno, ale przecież nie na tyle, by w cichszych partiach muzycznych buczenie to nie było słyszalne, że o chwilach zupełnej ciszy nie wspomnę. Tymczasem Twin-Head jest cichy jak duch i nawet daleko poza dwunastą jego własny pomruk jest niesłyszalny. Ale nie ma się co chwalić, w stanie fabrycznym taki nie był i burczał zupełnie tak samo jak Leben. Buczał także po wielu modyfikacjach i wymianach lamp, a zamilkł dopiero po ostatnim tuningu. Co wówczas się wydarzyło? – Otrzymał lepsze kondensatory sterujące lampami mocy i olejowe kondensatory wyjściowe wielkie jak słoje. Jednak pan inżynier tuningodawca zapytany przeze mnie nie w tym upatrywał jego milczenia, lecz w innej dokonanej modyfikacji – w wymianie pojedynczego, stereofonicznego potencjometru DACT na dwa takie same monofoniczne. Według niego spowodowane tym rozdzielenie torów sygnału w połączeniu z wyrzuceniem przełącznika źródeł, zastąpionego drugim DACT-em, mogło spowodować, że Twin-Head całkowicie zamilkł. Jako techniczny ignorant nie zabiorę w tej sprawie głosu i tylko nadmienię, że wymiana lamp na lepsze także przynosi pewne ukojenie, jednakże jedynie częściowe.

Leben_CS-600_06

I nie są to zbędne bajery.

Dodam jeszcze, że to lebenowe buczenie było bardzo kapryśne. Czasami głośniejsze, czasami znacznie cichsze. Czasami równe w obu kanałach, a czasami wyraźnie głośniejsze w jednym. Nieodmiennie jednak najgłośniejsze ze słuchawkami Sennheisera, a najcichsze z E9. I znów nie jest to nic nowego; nim Twin-Head zamilkł, miał dokładnie tak samo.

Ze spraw technicznych muszę jeszcze zauważyć, iż bardzo niekorzystnie na grę Lebena wpływało przekraczanie napięcia ponad 240 V, powodujące dojmujący spadek kultury brzmienia. On tego naprawdę nie lubi. A ponieważ był podłączany zarówno do Cairna jaki do Sony, dodam jeszcze, że słabość tego ostatniego, początkowo bardzo dobrze słyszalna i przejawiająca się płytszym i bardziej szarym dźwiękiem, po kilkunastu minutach słuchania traciła na znaczeniu i przestawała dokuczać. Jest to sytuacja zupełnie odmienna od słuchania różnych wzmacniaczy, czy różnych słuchawek, kiedy to dokuczliwość ich słabostek była przeze mnie odnotowywana nieustannie i nawet najdłuższy odsłuch nie był w stanie jej złagodzić. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że źródło jest stosunkowo najmniej istotnym elementem toru, co oczywiście nie znaczy, że pomiędzy słabymi a wybitnymi odtwarzaczami nie ma dużych różnic.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Recenzja: Leben CS-600

  1. Paco pisze:

    Amigo está usted totalmente equivocado, el leben en mi casa suena divino y totalmente silencioso (una tumba) con válvula el34 philips a plena potencia y escuchando vinilo sin distorsión sin ruido y soñando.

  2. Paco pisze:

    Por favor no cambie las frase.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy