Recenzja: KingSound KS-H3 – czyli powrót elektrostatów

King-Sound_H3_019_HiFi Philosophy   Dużo ostatnimi czasy pisze się o słuchawkach i wciąż o nich pełno, bowiem znaczący to odłam rynku i coraz znaczniejszy. Te obecnie recenzowane są jednak bardzo specjalne, wnoszące powiew nowości, bo oto po długich latach posuchy doczekaliśmy się debiutu słuchawek elektrostatycznych od całkiem nowego wytwórcy. Do tej pory był to tylko i wyłącznie odwrót, to znaczy liczni wytwórcy ze słuchawek elektrostatycznych wychodzili, a nikt w nie nie wchodził. Jeszcze pod koniec zeszłego wieku wychodził Beyerdynamic, wychodziło AKG, wychodził Koss i wychodziła Audio-Technica, a przede wszystkim wyszedł Sennheiser, który najbardziej szczycił się tym, że jego słuchawki flagowe są elektrostatyczne i szeroko nad ich przewagami rozwodził, a potem – trach! – i słuchawki elektrostatyczne z jego oferty bez słowa ostrzeżenia zniknęły. To był prawdziwy szok, przez niektórych wciąż rozpamiętywany, ale cóż – było, minęło, se ne wrati, jak powiadają południowi sąsiedzi. A może? Nic jednak o takim powrocie nie wiadomo, a w międzyczasie, czyli na przestrzeni ostatnich dwóch dekad, pojawiła się chyba tylko jedna próba stworzenia słuchawek elektrostatycznych, podjęta przez dr Fang Bian, obecnie szeroko znanego jako konstruktor i dostawca słuchawek planarnych marki HiFiMAN. Zanim jednak pierwsze HiFiMAN-y powstały, pojawiły się spod ręki ich twórcy słuchawki elektrostatyczne Jade, będące kopią Sennheisera Orpheusa. Kopią ponoć całkiem udaną, jak utrzymywali bardzo nieliczni, którym słuchawek tych dane było słuchać. Ale projekt Jade szybko odszedł w zapomnienie, a Mr Bian zajął się ortodynamikami, głównie zapewne ze względu na ich większą łatwość konstrukcyjną i przede wszystkim brak konkurencji, jako że firmy Audeze i Abyss wówczas jeszcze nie istniały, a Fostex, Sansui i Yamaha porzuciły planary całkowicie bądź prawie, zostawiając jedynie modele z niższego przedziału. W efekcie na rynku modeli ortodynamicznych wiało pustką, a na obszarze elektrostatycznych pozostał samotny niemal, od zawsze związany z nimi Stax, oraz na jego orbicie, nieco niszowy, szwajcarski Jacklin Float, wytwórca modeli wielce osobliwych, przypominających hełmofony; rozprowadzanych w USA przez Marka Levinsona a w Niemczech przez Quada. Podobnie jak Stax datuje on swą produkcję od bardzo dawna, bo od 1975 roku, jednakże dzieje słuchawek elektrostatycznych marki Stax sięgają jeszcze dalej, bo roku 1965-ego.

W to towarzystwo z półwiecznym bez mała stażem wmieszała się w 2013 roku firma powstała zaledwie w roku 2002-gim, mająca siedzibę w Hong-Kongu i od początku zajmująca się głośnikami elektrostatycznym, tyle że takimi do stawiania w salonie a nie wieszania przy uszach. Firma przyjęła nazwę King’s Audio Limited, a jej wyroby zwykło się nazywać poczynając od słowa Kingsound. Głośniki przez nią produkowane stały się szybko cenione i rozprowadzane są teraz od Ameryki po Australię, a pod względem cenowym lokują się wysoko i bardzo wysoko, aż po setki tysięcy dolarów za parę.

Na tegorocznych targach High End w Monachium pojawiło się tych głośników sporo i grały znakomicie, ale dla nas jest w tej chwili ważne, że miały tam także europejski debiut konstrukcje nauszne, a ściślej dwie pary słuchawek i dwa do nich wzmacniacze marki Kingsound. Słuchawki zwą się KS-H2 oraz KS-H3 i mają budowę otwartą, a wzmacniacze to większy i droższy lampowy Kingsound M-20 oraz tranzystorowy Kingsound M-10.

Budowa

   Zróbmy tradycyjną rozpiskę i przegląd tego, czego będziemy słuchali. Do dyspozycji mamy słuchawki KS-H3, a więc te lepsze, flagowe, oraz lepszy, dedykowany im wzmacniacz  M-20. Zacznijmy od słuchawek.

KS-H3

KingSound_H3_013_HiFi Philosophy

Zacznijmy od początku, czyli od rozpakowania rzeczonych słuchawek.

Kingsound KS-H3 to, jaki mówiłem, słuchawki otwarte i oczywiście elektrostatyczne. Są lekkie, wygodne, dosyć obszerne i o membranie podobnie dużej jak ta od modeli Staxa, a producent utartym przez Sennheisera wzorem zaczyna ich opis od podkreślenia zalet bycia konstrukcją elektrostatyczną. Pozwólmy mu na to i przypomnijmy, że słuchawki tego typu nie mają w centralnym punkcie membrany okrągłej lub w jednym z ognisk eliptycznej (jak to ma miejsce w przypadku driverów Tesla od Beyerdynamica) pojedynczej cewki wprawiającej ją promieniście w drgania o charakterze mechanicznym, tylko membrana ta jest elektrycznie nieobojętna i zawieszona pomiędzy dwiema siatkami stanowiącymi elektrody, których naprzemienne skoki ładunku i napięcia powodują natychmiastową reakcję zbliżania lub oddalania, adekwatną do kierunku i natężenia polaryzacji. A ponieważ to elektryczne łopotanie odbywa się jednocześnie na całej powierzchni, powstają o wiele mniejsze zniekształcenia niż podczas stopniowego rozchodzenia się mechanicznych drgań na membranach dynamicznych, a w dodatku czas reakcji, czyli tak zwanej odpowiedzi impulsowej, jest krótszy.

Wszystko to powinno dać w praktyce dźwięk o wiele lepszej jakości, ale że na naszym najlepszym ze światów (jak utrzymywał Leibniz) nie ma nic darmo, ceną za taką szybkość i precyzję jest wyjątkowa delikatność membrany i związane z nią trudności w oddawaniu dźwięków o niskich częstotliwościach oraz przydawaniu dźwiękowi masy. Inaczej mówiąc dźwięk tańszych elektrostatów w praktyce często okazuje się delikatniejszy, bardziej ezoteryczny i bardziej nerwowy. Poza tym przetworniki dynamiczne mają tę dodatkową przewagę, że szereg firm od dziesiątek lat pracuje nieprzerwanie nad ich doskonaleniem, a elektrostaty w ostatnich dekadach rozwijał wyłącznie Stax, bo Jacklin Float raczej spoczywał na laurach. A Stax to firma wprawdzie sławna i bardzo szanowana, ale niewielka, mająca ograniczone możliwości badawcze.

King-Sound_H3_010_HiFi Philosophy

A pomysł na opakowanie tych że jest naprawdę godny pochwał.

Tak więc teoretycznie gorsze przetworniki dynamiczne miały rozwojową przewagę. Powstaje jednocześnie pytanie, dlaczego w ogóle na nie stawiano, skoro teoretycznie biorąc elektrostatyczne podejście było lepsze? Odpowiedź okazuje się prosta i jak zwykle w dzisiejszych czasach motywowana ekonomicznie: drivery dynamiczne były tańsze, łatwiejsze w produkcji i łatwiejsze do napędzania. Czyli taniocha i łatwizna górą, można powiedzieć. Gwoli uczciwości trzeba jeszcze podkreślić (choć niby wszyscy o tym wiedzą), że najlepsze elektrostaty w dziejach – Sennheiser Orpheus i Stax SR-Ω – prezentowały poziom, na którym stawianie zarzutów o brak basu czy nerwowość ma sens podobny do zarzucania Ferrari, że jest czerwone, co piszę na wszelki wypadek, żeby nikt nie miał wątpliwości.

Wracając do naszych Kingsound KS-H3. Jak wszystkie słuchawki elektrostatyczne okazują się lekkie i jak niemal wszystkie wygodne. Muszle mają okrągłe, a ich budowę otwartą powoduje szereg małych otworów układających się pierścieniowo w coraz większe koła na zewnętrznych pokrywach. By uniknąć jednostajności dwa ostatnie z tych kół są trochę odsadzone od reszty, niczym otoczka wokół jednolitego plastra, a sama pokrywa jest metalowa i napylona proszkowo na czarno, z ozdobną ciemnozłotą obwiednią na samej krawędzi. Alternatywę dla tej czerni stanowi wykończenie srebrne, w którego przypadku obwiednia nie jest złota tylko w kolorze rubinowym.

Muszle są bardzo płytkie, a pady płytkie są także; bez profilu, z bardzo dobrej gatunkowo, cieniutkiej sztucznej skóry, co powinno ucieszyć ekologów a co mnie także cieszy. Sam chwyt pałąka to dwa metalowe półkola z nierdzewnej stali stopowej o punktach mocowania opaski nagłownej w postaci aluminiowych od zewnątrz pokryw, po wewnętrznej stronie z przykręconymi plastikowymi uchwytami skórzanej opaski przychodzącej bezpośrednio na głowę, a u szczytu z mocowaniem pałąka właściwego, sporządzonego z dwóch płaskowników identycznej stali stopowej co mocujące półkola.

King-Sound_H3_025_HiFi Philosophy

3, 2, 1… KingSound KS H3.

Regulacja wysokości zawieszenia jest automatyczna, jako że opaska ma na końcu półelastyczne, wysuwające się taśmy, a całe rozwiązanie jest skopiowane od Staxa.

Budowa cd.

King-Sound_H3_005_HiFi Philosophy

Od strony wizualnej nie można mieć żadnych zastrzeżeń – prosto, solidnie i na temat.

   Wszystko to siedzi na głowie wygodnie i pewnie, choć moim zdaniem nieco większa wysokość padów z tyłu za uchem by nie zaszkodziła. Kabel to tak samo jak u Staxa płaski przewód o siedmiu żyłach, zakończony pięciobolcowym wtykiem pasującym do gniazd staxowskich, a całość bardzo wyraźnie nawiązuje kształtem do modelu Stax SR-009, nie będąc jednak ani estetycznie, ani materiałowo tak wyszukanym wyrobem. Podobnie identyczność wtyku okazuje się nieprzypadkowa, ponieważ nominalny prąd podkładu dla KS-H3 wynosi 550 V, a dla SR-009 580 V, co oznacza, że słuchawki spokojnie mogą się zamieniać dedykowanymi wzmacniaczami, na co wystawcy od Kingsound w Monachium zwracali wszystkim uwagę. W danych technicznych figuruje waga 460 g, ale to na pewno wraz z kablem, bo same nauszniki są naprawdę leciutkie.

Patrząc na parametry techniczne nabieramy do Kingsound KS-H3 dodatkowego szacunku, jako że to nie same tylko nobilitujące konstrukcje elektrostatyczne, ale pasmo przenoszenia mają z pokryciem od 6 Hz do 46 kHz, a maksymalne ciśnienie dźwięku może wynieść solidne 116 decybeli.

Jeszcze ciekawiej robi się, kiedy rzucimy okiem na cenę, bo ta w Niemczech wynosi 850 €, a w USA $ 875 (same słuchawki), czyli jedną trzecią ceny Omegi II od Staxa.

M-20

Kingsound M-20 to z kolei flagowy wzmacniacz, pracujący na siedmiu lampach (4 x 6P15 (EL84), 2 x 12AX7 i 1 x 6V6), większy nieco gabarytowo od nawet tych największych oferowanych obecnie przez Staxa i ważący ponad 5 kilogramów. Kosztuje w USA $ 1800 i jest tam przez Moon Audio oferowany wraz z kosztującą    $ 350 opcją wymiany wszystkich lamp na Golden Liony, które mają ponoć dość wyraźnie poprawiać rozdzielczość. Natomiast u niemieckiego dystrybutora wzmacniacz lampowy nie figuruje w ofercie, tak więc jego ceny w euro nie umiem podać.

King-Sound_H3_008_HiFi Philosophy

Natomiast ergonomia jest wzorowa – słuchawki są leciutkie i bardzo wygodne.

Od strony technicznej nic ponad fakt bycia lampowym do powiedzenia nie ma, poza tym, że z tyłu jest włącznik główny i jedna para wejść RCA, a z przodu pojedyncze gniazdo słuchawkowe i niewielkie pokrętło potencjometru o dobrym wyważeniu oporu kręcenia.

Pod względem estetycznym konstrukcja jest minimalistyczna. Z przodu i z tyłu ma podłużne, wyższe niż szersze plastry satynowo-srebrnego aluminium z nie rzucającym się w oczy logo KS i nazwą M-20, a korpus stanowi czarnej barwy blaszana osłona o ażurowym wykończeniu u góry, poprzez którą widać świecące lampy i której tę ażurową część można usunąć, sprawiając by świeciły w przestrzeni otwartej, co przydaje całości elegancji i świetlnej magii. Wszystko to razem jest schludne i funkcjonalne, a przy tym niezbyt jak na elektrostaty i duży wzmacniacz do nich drogie. Z danych technicznych zwraca uwagę niski współczynnik zniekształceń harmonicznych, wynoszący poniżej 1%, co jak na lampy jest dobrym wynikiem, oraz podobnie niezły stosunek szumu do sygnału, mający poziom 90 dB.

Odsłuch

King-Sound_H3_017_HiFi Philosophy

A duża w tym zasługa elastycznego pałąka.

   Przeglądając strony dystrybutorów słuchawek Kingsound chcąc nie chcąc natknąłem się na wyimki z recenzji, jak zawsze eksponowane ze sprzętem. Popisano tam imponujące niedorzeczności o nowym poziomie transparencji i muzykalności w słuchawkowym graniu, czytanie czego jest zawsze przykre i żenujące. Czego ci ludzie w życiu słuchali, że z pozycji zawodowych recenzentów wypisują podobne nonsensy? No ale nic, róbmy swoje, pamiętając o zachowaniu proporcji, a nie jedynie honorariach za recenzje i wdzięczności dystrybutorów. To ostatnie o tyle będzie tym razem nietrudne, że słuchawki Kingsound nie posiadają jeszcze polskiej dystrybucji, która dopiero czeka na werdykt i od niego uzależnia wejście w interes.

Zacznę od sprawy warsztatowej. Nie zdradzę na tym etapie jak gra zestaw Kingsound z lampami Gold Liona, które testować będziemy w drugiej kolejności, ale w przypadku tych dostarczanych ze wzmacniaczem zadbać trzeba o ekstensję sopranów. Ta bowiem sama z siebie jest umiarkowana, a równocześnie przy jej braku może zrobić się nieco za spokojnie. Melodyjność jest świetna a pasmo znakomicie wyrównane, ale właśnie w takich warunkach nie dość obfita szczegółowość i brak strzelistego sopranowego zwieńczenia może przesądzić o braku dostatecznego zaangażowania słuchacza. A rzecz nie jest trudna do wykonania, bo wystarczy zadbać o odpowiedni interkonekt – broń boże z takich łagodząco-upiększających, tylko porywczo-ekscytujący. Najlepszy byłby pewnie jakiś Nordost albo coś w srebrze, ale już taki Harmonix HS101 Improved-S czy Tara Air1 będą całkiem wystarczające. Druga sprawa to przyrost jakości wraz z rozgrzewaniem lamp. Ten aspekt jak zawsze jest ważny, a nie wiem czy przypadkiem producent nie brał pod uwagę zostawiania ich na stałe pod prądem, bo w odróżnieniu od wzmacniacza tranzystorowego ten lampowy ma włącznik z tyłu. Takie podejście niewątpliwie poprawiłoby wydolność brzmieniową na każde zawołanie, ale wydaje się zbyt kosztowne z uwagi na rachunki za energię, a w lecie uczyniłoby nieznośnym przebywanie w pomieszczeniu pozbawionym klimatyzacji. Tak więc najlepiej odpalić wzmacniacz jakąś godzinę przed słuchaniem, choć trzeba przyznać, że dopiero po jakichś pięciu osiąga pełnię możliwości. Staje się wówczas przede wszystkim bardziej czujny i szczegółowy, jako że pełnię i głębokość brzmienia ma dobre od startu.

King-Sound_H3_011_HiFi Philosophy

Dość długi i równie elastyczny kabel najlepiej jest wpiąć do dedykowanego wzmacniacza, takiego jak choćby…

I tutaj chciałem od razu nawiązać do elektrostatów Staxa. Ci, którzy mieli lub mają z nimi do czynienia, wiedzą z pewnością, że żyją te słuchawki do pewnego stopnia własnym życiem. Kiedy je założyć, nie tyle może słychać, co jakby wyczuwa się na granicy percepcji śladowy szelest tła, tak jakby nawet bez muzycznego sygnału ich membrany minimalnie się poruszały, powodując odczucie żywości medium. Czasami jest to silniejsze, czasami słabsze, a czasami zupełnie niewyczuwalne, ale często takie coś się pojawia. Natomiast u słuchawek Kingsound zupełnie tego nie ma. Gdy je założyć, w ogóle nie różnią się od dynamicznych, to znaczy panuje w nich martwa cisza. Być może jest to następstwem grubszej membrany, a może czegoś innego, ale była to pierwsza rzecz na jaką zwróciłem uwagę. Są całkowicie martwe pod względem ciszy tła, a Staxy trochę jak żywy ocean, który nawet kiedy nie faluje muzyką, wydaje się jakby coś go ożywiało. Osobiście to życie wewnętrzne elektrostatów Staxa bardzo lubię, chociaż sensowne jest pytanie – niby dlaczego? Tyle mogę odpowiedzieć, że daje nieustające wrażenie żywej przestrzeni, którą wielce sobie cenię. Szalenie są te słuchawki wyczulone i za to je chwalę. Wiąże się z tym jednak pewna ambiwalencja, której doświadczyłem niedawno słuchając nieprodukowanego już od wielu lat ale wciąż cenionego modelu Stax Lambda Pro. W porównaniu do najlepszych dynamików wydał mi się cokolwiek za nerwowy i taki nie do końca poprawny w wypowiadaniu fraz. Coś tam się jakby kłóciło samo ze sobą, podczas gdy AKG K812 czy Sennheisery HD 800 dawały wrażenie elegancji i spokoju. Podobne zjawiska nie mają miejsca na poziomie Staxa SR-009 czy Sennheisera Orpheusa, a także zupełnie nie pojawiają się u KS-H3 od Kingsound. W ciemno zgadując byłbym nawet pewny, że te ostatnie są dynamiczne. Ale w tym miejscu znów pojawia się ambiwalencja, jako że nie są one niestety jednocześnie tak czułe i drobiazgowe jak Stax SR-007 czy SR-009, nie dorównując nawet pod tym względem modelowi SR-507. Bardzo możliwe, że sytuacja ta ulegnie zmianie wraz z polecaną przez Amerykanów wymianą lamp, ale tego jeszcze w tej chwili wiedzieć nie mogę.

King-Sound_H3_020_HiFi Philosophy

…KingSound M-20.

W zamian mają KS-H3 inne zalety, są bowiem właśnie spokojne i bardzo precyzyjne, artykułując dźwięki starannie i bez żadnej nerwowości. Dźwięki te są głębokie i barwne, choć nie aż do tego stopnia co u Audeze LCD-3 z wysokiej klasy wzmacniaczem, ale naprawdę na dobrym poziomie. Dobra jest też szczegółowość i czujność, choć nie wyczuwa się ekscytacji i dużej skłonności do budowania żywej przestrzeni. Przestrzeń taka co prawda się pojawia, ale trzeba zadbać o dobre źródło i odpowiedni interkonekt, by miała odpowiednio wydatny wymiar.

A właśnie, bo zapomniałem. Wszystko to piszę w oparciu o pliki komputerowe brane z You Tube lub pamięci dysku twardego i przepuszczane przez przetwornik Phasemation HD-7A192, czyli mówiąc potocznie – w komputerowym zaułku.

Odsłuch cd.

King-Sound_H3_022_HiFi Philosophy

Już na pierwszy rzut oka widać, że producent bardzo poważnie podszedł do tematu.

   Da się o tej muzyce produkowanej przez nowego zaciągu elektrostaty z Hong-Kongu powiedzieć dużo dobrego i jednocześnie uczynić trzeba dwa zastrzeżenia. Rzeczy dobre, to przede wszystkim znakomita spójność pasma i wzorcowa muzykalność. Od samej góry po same dna dolin pasmo jest ciągłe i gładkie, bez żadnych uskoków, przerw, wklęsłości czy wybrzuszeń. Ładnie to musi wyglądać na wykresie odpowiedzi sygnałowej, ale nikt chyba dotąd takiego wykresu nie sporządzał. A podobnie jak gładko przebiega pasmo, tak i gładko przebiega sama muzyka. Z jej powierzchni nie wystaje nic, o co moglibyśmy zawadzić czy co stawiałoby opór. Ani ostrego, ani chropowatego, ani gruzełkowatego. Nie ma meszku, nie ma rysek, zero szorstkości. Jest tylko melodyjna gładź przemieszczająca się wzdłuż gładko oddanego pasma. I to ma swój urok; urok, powiedziałbym, gramofonu. Bowiem właśnie gramofonowe – analogowe par excellence granie – od razu przychodzi tu na myśl. To jest ten styl, ta maniera. Kto zatem lubi gładką, niczym płachta jedwabiu falującą muzykę, będzie tutaj w pełni usatysfakcjonowany. Brzmienie jest głębokie nasycone, plastyczne i właśnie gładkie. Żadnych też nie ma kłopotów z panowaniem nad nim w najtrudniejszych momentach. Jazzowe szarpnięcia trąbek, najniższe uderzenia perkusji, czy wielkoorkiestrowe forte – wszystko to przelatuje gładko jak groszek przez rurę. Z drugiej jednak strony ta gładź nienaturalnie jest gładka, można powiedzieć – przedobrzona. Prawdziwa muzyka i prezentacje słuchawkowe najwyższego poziomu mają więcej chropowatości tekstur, ich przestrzeń jest bardziej żywa, a dźwięki bardziej dosadne i dynamiczne. Także sfera sopranowa bardziej jest lotna i wyżej idąca, bo u KS-H3 zbyt okazuje się zaokrąglona i układna. Bas schodzi u nich niżej niż soprany się wzbijają, a najładniejsza jest średnica, ale i jej brakuje nieco naturalistycznego pazura, a w każdym razie z oryginalnymi lampami i w towarzystwie przetwornika Phasemation brakowało. Względem wzmacniaczy i słuchawek dynamicznych najwyższej klasy była to jednak różnica bardzo niewielka, niemal śladowa, tak więc nie ma nad czym się rozwodzić ani tym bardziej drzeć szat. Przetwornik Phasemation tak już ma, dając więcej wypełnienia i trójwymiaru niż czujności i mikrodetali, choć z drugiej strony spróbowane z nim Ultrasone Edition 10 okazały się grać na całkiem przeciwnym biegunie, tak więc uogólnienia są tu cokolwiek mylące. Faktem natomiast jest, że współpracujące z nim elektrostaty Kingsound dawały więcej gładkiej słodyczy, a słuchawki dynamiczne w rodzaju Audeze LCD-3 i Sennheiserów HD 800 troszeczkę więcej zadziorności, słonawej swoistości i nomen omen dynamiki.

King-Sound_H3_024_HiFi Philosophy

Choć jak pokazał późniejszy odsłuch, firmowe lampy lepiej jak najprędzej wymienić na lepsze.

Przeniosłem się pod odtwarzacz, czyli w tym wypadku Accuphase DP-700 podpięty Tarą Air1. Teoretycznie ten Accuphase nie powinien za bardzo pasować, ponieważ nie ma tendencji do forsowania sopranów i nie ma także jakiejś zjawiskowej dynamiki. Jest za to ciepły, bardzo szczegółowy i super muzykalny, a więc nie tyle komplementarny co równoległy do słuchawek i wzmacniacza Kingsound. Jednak raz jeszcze okazało się, że teoretyzowanie jest bardzo skuteczne przy dowodach matematycznych i grze w szachy, ale przy zestawianiu torów audio może w pozornie nawet oczywistych sytuacjach wieść na manowce. Krótko mówiąc słuchawki i odtwarzacz okazały się bardzo udanie współpracować. Było to oczywiście granie ciepłe, pełne, gładkie i bardziej miłe niż porywcze. A jednak względem tego co przy komputerze ukazała się bardzo znaczna różnica. Różnica między innymi dynamiki, bo choć istnieją odtwarzacze bardziej dynamiczne, to jednak DP-700 okazał się znacznie dynamiczniejszy od systemu przy komputerze. Poza tym, co należy uznać za zdecydowanie bardziej oczekiwane, podniósł poziom ogólny, a wraz z nim gotowość odpowiedzi toru na sygnał, czyli to wszystko co wiąże się z ożywianiem przestrzeni. Podciągnął także soprany, wzmocnił bas i dodał nieco sfery pogłosowej, ale tak naprawdę ważna była przede wszystkim czujność i sopranowa ekstensja. Wraz z nimi wokale nabrały autentyczności i indywidualizmu, a co za tym idzie bezpośredniości kontaktu ze słuchaczem.

I stała się inna muzyka, taka jakiej pragniemy, jakiej się szuka za możliwie małe pieniądze i psioczy kiedy jest tylko za duże. Ta tutaj była specyficzna w sensie samego brzmienia, a ambiwalentna pod względem kosztów. Stosunkowo niedrogie słuchawki elektrostatyczne zestawione z bardzo drogim odtwarzaczem dawały pokaz świetnej muzykalności i ciepłego, gramofonowego stylu na wysokim poziomie ogólnym. To nie była dzika jazda po zakrętach, wściekłe pulsowanie skondensowanego rocka ani ogromna dynamika wielkich symfonii, tylko błyskotliwy popis muzyki w stylu ujmującym, łagodzącym i przyjaznym. Kiedy trzeba bardzo intymnej, a kiedy trzeba także potężnej, ale zawsze nie w trybie budzenia grozy, ciosów spiżowego młota i stalowego ostrza prującego nerwy, tylko ujmowania ciepłem, melodyką i znakomicie spójnym pasmem, bez śladu zniekształceń czy wybojów. Ciepło i gładko poprzez muzykę, a tym razem jednocześnie dynamicznie – i czuwaj harcerzu, nie przegap żadnego dźwięku ani muzycznego żuczka. O wszystkim melduj, wszystko pielęgnuj, niczego nie zaniedbaj. I żeby ognisko było duże, a taniec i śpiew wokół niego rozkwitały.

King-Sound_H3_026_HiFi Philosophy

Co się zaś tyczy funkcjonalności samego wzmacniacza, to jest ona absolutnie minimalistyczna, tak z przodu…

Dobre to było granie, bardzo przyjemnie się słuchało, a jedyne zastrzeżenie miałbym do sceny. Nie była duża ani specjalnie holograficzna. Raczej kameralna, z bardzo bliskim pierwszym planem i naciskiem na oddanie tego co na nim. Rzeczy dalekie gubiły się, a fakt, że są dalekie raczej nie docierał do świadomości. Tak w stylu Audeze LCD-3 i w sumie dosyć pod każdym względem podobnie. Bez wprawdzie przeplatania średnicy sopranami, ale także melodyjnie i od serca.

Odsłuch: Z lampami Gold Lion

King-Sound_H3_006_HiFi Philosophy

…jak i z tyłu.

   Zaintrygowany proponowaną przez amerykańskiego dystrybutora podmianą lamp, jąłem nagabywać przyszłego polskiego o ich dostarczenie, co faktycznie doszło do skutku, jako że i on chciał wiedzieć co można zyskać.

Słowo w tym miejscu o lampach oryginalnych. Większość z nich jest chińska, ale dwie sterujące to nie najtańsza masówka, tylko porządne, słowackie JJ, będące kopiami sławnych ECC803S Telefunkena, czyli najsławniejszych lamp tego typu. Nie bacząc na to zastąpiłem je również, przy czym zastępcami były kopie nie mniej sławnych i całkowicie niemożliwych do kupienia za żadne pieniądze England Marconi Genalex Gold Lion 759B, które kiedy wiele lat temu były jeszcze do dostania na rynku wtórnym, kosztowały nie mniej od konkurencyjnych super Telefunkenów. (Czasami te 759B pojawiają się jeszcze na aukcjach, ale to same podróbki.)

Darowałem sobie powrót do komputera, ograniczając kwestię porównań do samego odtwarzacza. Wzmacniacz lampowy i tak nie nadaje się do komputerowych okolic, a chociaż Kingsound M-20 wzbudzał się tylko sporadycznie i bardzo nieznacznie, to jednak od czasu do czasu zaczynał pykać w lewym kanale, co było irytujące. Tak więc przy komputerze ewentualnie kiedyś z tańszym tranzystorem, a lampy pozostawmy odtwarzaczom i gramofonom.

Już kilka godzin po włączeniu podmienionych lamp rzuciłem na ich brzmienie uchem, goniony ciekawością o zmiany. Naturalnie było to dalece przedwczesne, bo przecież dowolnym lampom zaleca się minimum sto godzin grania i w dawnych czasach istniały nawet specjalne urządzenia do ich wygrzewania na dużych, mogących pomieścić kilkaset sztuk paletach. Pozwalały one także odrzucać wstępnie sztuki wadliwe, ale dzisiaj nikt takich rzeczy nie robi, choć trzeba przyznać, że lampy Gold Lion przyjechały pomierzone i sparowane w duet sterujących i kwadrę mocy. Ale mimo iż zapewne jeszcze nie grane, pokazały brzmienie odmienne. I tu się dość mocno zdziwiłem, bo aczkolwiek oczekiwałem odmiany, to nie do końca takiej. Zazwyczaj lampy powstające w Rosji grają szczegółowo i dynamicznie, ale twardo i z okrojoną melodyką.

King-Sound_H3_009_HiFi Philosophy

Pora na doznania dźwiękowe – podpinamy więc nasz elektrostatyczny tandem do jednego z najprzedniejszych źródeł na rynku…

W pierwszych sekundach słuchania wydaje się, że są w porządku, a potem wyłazi cała ich kanciastość konturu pospołu z brakiem melodycznej ogłady, zamieniając u kogoś znającego możliwości najlepszych dawnych marek słuchanie w mękę. Ale nie tym razem, albowiem muzyczny obraz systemu Kingsound z lampami Gold Lion wciąż pozostał głęboki, nasycony barwą, melodyczny i ciepły, choć jednocześnie zaznaczyła się większa predyspozycja do budowania negatywnej nastrojowości, a więc umiejętność nie tylko kreowania nastroi życzliwych i pogodnych, ale także posępności, grozy i smutku. To nie było już zawsze miłe tra-la-la-la – nieodmiennie ciepłe i słodkie – bo chociaż nuta ciepła (brana oczywiście po części także od Accuphase) pozostała, to jednak wszystko spoważniało i przesunęło się ku potrafiącej wziąć na siebie dowolny wymiar emocjonalny neutralności. Nie tej jednak z odwyku, co straszy wychudzoną bladością, tylko ciepłej, nasyconej, kalorycznej, z mocną barwą i światłocieniem.

Sięgnąłem po kilka płyt, by posłuchać ich przy komputerze z przetwornikiem Phasemation, wzmacniaczem Trilogy i słuchawkami HD 800, a następnie zaaplikowałem te same utwory Kingsound z Accuphase. System komputerowy miał w porównaniu wyzerowaną temperaturę, mniej czarne tło, mniej nasycenia barw, wydatniejszą akustykę i dalej od siebie rozlokowane źródła dźwięku pośród rozleglejszej w każdym kierunku przestrzeni. Jednak także elektrostatom z nowymi lampami przybyło przestrzenności, i to nawet bardzo wyraźnie, tak więc nie odstawały pod tym względem znacząco, a jednocześnie grały cieplej, pełniej i z innym światłem.

To nie do końca jest precyzyjne porównanie, ale chcąc oddać nastrój obu prezentacji można powiedzieć, że tor przy komputerze dawał oświetlenie w stylu zachmurzonego poranka, choć w żadnym razie nie z brakiem przejrzystości. Tą miał perfekcyjną, ale światło nieco blade, chociaż z cieniami po zakamarkach. Można krótko i zwięźle powiedzieć, że światło miał po prostu białe.

King-Sound_H3_015_HiFi Philosophy

…i sprawdzamy, na jaką ekwilibrystykę stać przybysz z Hong Kongu.

Natomiast elektrostaty z Accuphase bliższe były światłu świec, rozpraszającemu mrok i odbijającemu się w licznych złoceniach; coś jak kolacja przy świecach w pałacowej, pełnej złoceń sali. Tak z przepychem i bardziej obficie, a nie o poranku na łące. Za mocno to oczywiście kontrastuję, chcąc oddać atmosferę, ale nie znowuż tak bardzo, bo jednak różnice w nastrojowości i oświetleniu były duże, a śladowe ocieplenie wzmacniacza Trilogy w systemie komputerowym, o którym pisałem w jego recenzji, zupełnie zdominowane zostało wydatnym ciepłem wzmacniacza lampowego i znanego z ciepłego grania odtwarzacza.

Pozostało jeszcze cierpliwie odczekać chociaż dni parę, by się przekonać, w jakim kierunku system elektrostatyczny z nowymi lampami będzie ewoluował. Tak więc odczekałem, a na koniec uczyniłem porównanie finalne.

Na jakieś bardzo długie czekanie czasu wprawdzie nie było, bo cykl wydawniczy też ma swoje prawa, lecz już na przestrzeni kilku dni zaznaczył się przyrost wyrazistości i stopniowe odchodzenie od dominującej ciepłej pełni na rzecz większych zdolności konstruktywistycznych. Więcej zaczęło się dziać na dalszych planach, jak również na bliskim pokazało się więcej akustyki, a wraz z nią kształtowanie większej złożoności. Na szczęście nie towarzyszyła temu utrata nasycenia, spadek siły wyrazu, ani zaburzenia koherencji, a jedynie temperatura minimalnie się obniżyła, a światło stało odrobinę bielsze. Jednak styl całościowy pozostał niezmieniony, wzbogacany o nieco ciekawszą akustykę i większą stanowczość konturu.

Odsłuch: Porównanie ze Staxem

King-Sound_H3_012_HiFi Philosophy

Ale czymże był by test na HiFi Philosophy bez porównań.

   Poczyniwszy te wszystkie spostrzeżenia, pomyślałem tak już całkiem na koniec, że powyższa pisanina ma sens mocno podkopany, bo przecież jesteśmy w krainie elektrostatów, a tu rządzi od lat wielu sam Stax, tak więc bez jego udziału wszystko to będzie poznawczo jałowe. Stax nie chce jednak być porównywany z innymi słuchawkami, wyniośle mając się za coś lepszego, tak więc nie można było liczyć na pomoc dystrybutora, wobec czego pozostawało liczyć na pomoc koleżeńską. Tak się korzystnie składa, że największy polski, a może nawet światowy, miłośnik i kolekcjoner słuchawek elektrostatycznych jest moim przyjacielem, pozostało zatem poprosić. W efekcie stanowiące idealny odnośnik słuchawki Stax Omega II SR-007Mk2 trafiły błyskawicznie na orbitę porównań, za co gorące podziękowanie.

Można wprawdzie mieć zastrzeżenia do wspomnianej idealności, jako że Omega to słuchawki trzykrotnie droższe, ale dobrze moim zdaniem dopasowane analogiczną stylistyką dźwięku, a poza tym równać trzeba do najlepszych. Skoro Kingsound chce swoimi elektrostatami świat zawojować, to przecież nie na zasadzie, że grały będą na podobnym poziomie jakościowym względem analogicznie kosztujących najtańszych wyrobów Staxa, bo niby komu i do czego miałoby to służyć? Chyba jedynie im samym, że oto też za takie pieniądze potrafią. To może miałoby jeszcze sens w odniesieniu do słuchawek z najwyższej półki, mogących stanowić alternatywę dla Staxa SR-009, ale w przypadku niskiego czy nawet średniego pułapu byłoby raczej jałowe. Ani popis, ani komercja, ani jakieś osiągnięcie, a tylko pusta ramtadracja: – Patrzcie, patrzcie – my też umiemy elektrostaty! Ale gdyby tak dało się powtórzyć Omegi za trzy razy niższą cenę – a, to już całkiem co innego. No więc, czy się udało?

King-Sound_H3_007_HiFi Philosophy

Tak więc do pojedynku stają, a jakże by inaczej, słuchawki Stax Omega II.

Z dużym napięciem podpinałem wzmacniaczowi Kingsound dawne flagowe Staxy, zepchnięte teraz przez model SR-009 na pozycję wicelidera, zastanawiając się, czy zrobią z  obrazoburczego konkurenta marmoladę, czy może same poniosą uszczerbek. Nie zdarzyło się ani jedno, ani drugie, lecz nim o tym napiszę, odniosę się do zastosowanych interkonektów. Porównania zacząłem od własnej Tary Air1, która wielokrotnie obijała boki o wiele droższym konkurentom, ale obraz dźwiękowy z jej udziałem w przypadku słuchawek Kingsound na tle Omeg był trochę zanadto skomasowany i nie do końca artykułowany wyraźnie, choć niewątpliwie mający swoje zalety. Postanowiłem zatem wzbić się z tymi porównaniami na wyższy poziom, tak by sprawy stały się definitywnie przesądzone i nikt nie mógł zarzucić, że z torem coś było nie tak. Sięgnąłem wobec tego po kabel RCA całkowicie referencyjny, czyli zrecenzowany już kiedyś Crystal Cable Absolute Dream, którego monokrystaliczne srebro momentalnie rozniosło Tarę na strzępy. Jasne, przesadzam, ale niezależnie od koloryzacji opisu jest ten Absolute Dream lepszy bardzo zdecydowanie. Z nim słuchawki Kingsound nie miały już najmniejszych problemów z klarownością, a na obrazie porównawczym zostało jedynie to, co odnosiło się do stylu jednych i drugich elektrostatów, a nie do słabości urządzeń i kabli towarzyszących. A różnice te były wyraźne i teraz tylko o nich.

Stax Omega II SR-007Mk2

Dużo przepłynęło wody w Wiśle odkąd je recenzowałem, ale nie zmieniło się od tamtego czasu ogólne przekonanie, że te słuchawki grają ciemniej, chłodniej i mniej radośnie od starszej wersji Mk1, a w zamian za nieco lepszy bas oferują mniejszą i mniej holograficzną scenę. Nie słuchałem ich jednak nigdy ze wzmacniaczem Kingsound, który dopiero co powstał, a z nim okazały się grać wcale nie ciemno, chociaż i nie jasno. Grały z nieznacznym przyciemnieniem, dającym ciekawą atmosferę lekkiej tajemniczości, rozpraszaną świetną przejrzystością i równie świetną holografią. Żadnego nie było zaciemniania dalekich planów, bo flagowy kabel Crystala separuje źródła, poprawia dykcję i klaruje całościowy obraz w sposób zjawiskowy.

King-Sound_H3_003_HiFi Philosophy

I mogło by się wydawać, że debiutant jest bez szans w obliczu starego wyjadacza. Nie tym razem.

Tak więc nie miałem do tych składników brzmienia najmniejszych zastrzeżeń, a jednocześnie temperatura była bardzo przyjemna, zupełnie inna niż ze słuchanym kiedyś wzmacniaczem tranzystorowym samego Staxa, z którym było zwyczajnie za chłodno. Za chłodno i za szaro względem tego co prezentowały najdawniejsze Omegi II (te złoto-brązowe) z dedykowanym wzmacniaczem lampowym. Nie wiem czy Stax w międzyczasie coś z tym zrobił, ale odtwarzacz Accuphase i lampowy wzmacniacz Kingsound wygnały chłód definitywnie, a interkonekt Crystala rozmroczył atmosferę i uczynił akurat taką jak trzeba. Nie grało to aż na miarę wzmacniacza Orpheusa czy legendarnego Staxa T2, z którymi tych słuchawek także słuchałem, ale było naprawdę przyjemnie, bez żadnych zasadniczych do prezentacji uwag. Ogólnie byłem zatem zadowolony, ale najważniejsze są różnice względem słuchawek Kingsound i na nich teraz skupimy się, opisując je właśnie.

Odsłuch: Porównanie ze Staxem cd.

Kingsound  KS-H3

King-Sound_H3_002_HiFi Philosophy

Bo może i dźwięk płynący ze sprawdzonej konstrukcji Staxa jest misterniejszy…

One są inne, i to zdecydowanie. O wiele bardziej podobne do słuchawek dynamicznych – co momentalnie było słychać – a więc mniej nerwowe, bardziej jednoznaczne i masywniej brzmiące. Różnicę można zawrzeć skrótowo w zdaniu: Omegi są subtelniejsze i delikatniejsze, a Kingsoundy mocniejsze i bardziej zwyczajne. Pierwszy plan okazały się lokować zdecydowanie bliżej, a źródła dźwięku miały wyraźnie większe. Wraz z tym większe też same dźwięki, a jeszcze do tego bardziej masywne, potężniejsze.

To była różnica bardzo wyraźna, którą zwykłem sprawdzać na fragmencie opery Farnace Antonio Vivaldiego; idealnie do tego celu odpowiednim, natychmiast obrazującym stopień potęgi danej prezentacji. Tę potęgę słuchawki Kingsound miały jednoznacznie większą, czego nie należy mylić z głośnością, bo to zupełnie inne kryteria. Jak już kiedyś pisałem: dzidziuś w wózeczku potrafi drzeć się tak głośno, że nie da się wytrzymać i człowiek ma ochotę bachora udusić, ale syrena okrętowa to całkiem inna moc fali akustycznej, nie tylko przewiercająca uszy, lecz także burząca. I tę moc właśnie słuchawki Kingsound mają większą, tak jakby były bokserem walczącym w wyższej kategorii wagowej. Równocześnie scenę mają bardziej skomasowaną, a bas niżej schodzący i też mocniejszy. Dźwięk odrobinę do tego cieplejszy i bardziej gęsty, znakomicie nasycony barwą i konkretny. Nie ma w nich drżącej interferencji na krawędziach, tylko wszystko jest konkretne, jednoznaczne, wyraźnie zaznaczone i mocne. To niewątpliwie ma swój walor pozytywny i gdyby różnice polegać miały tylko na tym, można by było uznać słuchawki Kingsound za co najmniej nie gorsze. Ale tak nie jest, i to w stopniu bardzo zdecydowanym. Przy całej swojej większej zwiewności, skromniejszej posturze dźwięków i mniej się narzucającej jednoznaczności mniej masywnego konkretu są bowiem dawne flagowe Staxy bardziej misterne, rozpisane na większą i ciekawszą scenę, a przede wszystkim zdolne bardziej bogato opisywać akustykę.

King-Sound_H3_004_HiFi Philosophy

…to jednak siła przekazu stoi po stronie dzieła firmy KingSound.

Dobrym tego przykładem okazały się dawnego typu bębny, używane przez Pedro Estevana; obecne na płytach Jordi Savalla i jego zespołu Hespèrion XXI. W reprodukcji słuchawek Kingsound brzmienia ich były mocniejsze i niżej schodzące, ale dopiero Omegi II ukazały całą wysoce złożoną wewnętrzną akustykę, budując poprzez to znacznie bardziej złożony dźwiękowy obraz. Zdecydowanie bardziej rozbudowany wymiar akustyczny towarzyszył też wszystkim innym dźwiękowym ich reprodukcjom, stanowiąc obfitą rekompensatę za mniejszą moc i słabsze nasycenie dźwięku masą.

Tak więc były to dwie wysoce różne prezentacje; jedna postawna, zwarta i mocna, druga delikatniejsza, bardziej wyrafinowana i akustycznie bogatsza. A wraz z tym pojawiło się dość typowe dla takich sytuacji przerzucanie sympatii. Puściwszy po Kingsound Omegi myślałem: – No nie, to jednak inna klasa, wyraźnie wyższa szkoła poetyki dźwięku, bezdyskusyjnie większe wyrafinowanie. Ale puszczane natychmiast po Omegach Kingsound wcale nie okazywały się ułomne, tylko pojawiało się odczucie: – E, nie, one wcale nie są jakieś gorsze, bo przecież moc mają i nasycenie, a więc żadnego eterycznego wydelikacenia, tylko konkret, skupiona dźwiękowa materia i doskonale spójna, wypełniona po brzegi dźwiękami scena.

King-Sound_H3_014_HiFi Philosophy

Czekamy na więcej takich prób rozbicia monopolu jednej marki na rynku słuchawek elektrostatycznych!

I tak to wędrowało od prawej do lewej i lewej do prawej, aż złość brała, że takie się okazuje niejednoznaczne. Bo oczywiście synteza byłaby najlepsza i oczywiście nie była możliwa. Pozostaje przeto napisać, że Omegi grają tak bardziej dla smakoszy, chcących się delektować niuansami i piękną akustyką, a Kingsound są bardziej sycące w sensie zwykłego konsumowania muzyki, tak żeby mocno, treściwie i z nisko schodzącym basem było. Sam wybrałbym Omegi, co nie zmienia faktu, że wielu utworów ze słuchawkami Kingsound słuchało mi się lepiej. Poza tym mam w zanadrzu inne słuchawki, dzięki którym mocny styl jednoznacznych dźwięków pozwala się do woli realizować, co podważa mój obiektywizm.

Podsumowanie

King-Sound_H3_023_HiFi Philosophy   Czy można wobec tego napisać, że największą zaletą słuchawek KS-H3 i wzmacniacza M-20 jest możliwość wejścia w świat słuchawek elektrostatycznych za całkiem rozsądne pieniądze, przy jednoczesnym osiąganiu poziomu adekwatnego do nazwania go high-endem? Wydaje się, że to przydługie zdanie całkiem nieźle opisuje sytuację, a jeśli uzupełnić je stwierdzeniem, że są to słuchawki elektrostatyczne grające podobnie do dynamicznych, będziemy mieli komplet. Może jeszcze należałoby dorzucić, że warto wyłożyć dodatkowe środki na lepsze lampy Gold Lion, albo poszukać jeszcze lepszych pośród oferty vintage na e-bay bądź w specjalistycznych sklepach internetowych. Jak zawsze warto też ostrzec, by nie kupować niczego w ciemno, co nieodmiennie okazuje się świetną radą na piśmie, której późniejsze wdrożenie okazuje się niemożliwe. Ale to już nie moja wina.

 

W punktach:

Zalety

  • Wyjątkowa jak na elektrostaty siła wyrazu.
  • Nasycone, barwne brzmienie.
  • Nisko schodzący bas.
  • Spójna scena i spójne pasmo.
  • Tchnienie muzycznego ciepła.
  • Bliski pierwszy plan, dający bliskość muzyki.
  • Dotyk konkretu.
  • Żadnej histeryczności.
  • Przejrzystość.
  • Wygoda.
  • Staranne wykonanie.
  • Możliwość zabawy lampami.
  • Niewygórowana cena.
  • Dobre opinie u recenzentów.

Wady i zastrzeżenia

  • Trzeba kupić lepsze lampy.
  • Umiarkowanych rozmiarów scena.
  • Nieco lepsza holografia by nie zaszkodziła.
  • Nie tak wyrafinowane brzmieniowo jak wysokie modele Staxa. (Ale za to mocniej grające.)
  • Słabiej wyrażona akustyka.

 

Dane techniczne:

Słuchawki KS-H3

  • Pasmo przenoszenia: 6 Hz – 46 kHz
  • Pojemność elektrostatyczna: 140 pF
  • Impedancja: 113 kΩ (przy 10 kHz)
  • Czułość: 109 dB
  • Maksymalna siła dźwięku: 116 dB
  • Standardowy prąd podkładu: 550 V
  • Waga z kablem:460 g.

Wzmacniacz M-20

  • Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 20 kHz.
  • Impedancja wejściowa: 47 kΩ
  • Maksymalne napięcie wyjściowe: 2 x160 Vrms
  • Współczynnik wzmocnienia: 58dB
  • Zniekształcenia harmoniczne: 0.01%

 

System:

  • Źródła: PC z przetwornikiem Phasemation HD-192A, Accuphase DP-700.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: Kingsound M-20 (elektrostatyczny), Trilogy 933 (dynamiczny).
  • Słuchawki: Kingsound KS-H3, Stax Omega II Mk2 (elektrostatyczne), Senheiser HD 800 (dynamiczne).
  • Interkonekty: Crystal Cable Absolute Dream, TaraLabs Air1, Harmonix HS-101 Improved-S.
  • Kondycjoner: Entreq Powerus Gemini.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

2 komentarzy w “Recenzja: KingSound KS-H3 – czyli powrót elektrostatów

  1. miroslaw frackowiak pisze:

    Bardzo obszerna i profesjonalna recenzja,to naprawde super oferta 2400$ za sluchawki i wzm elektrostatyczy i tak swietnie grajacy tor sluchawkowy.
    Mozna kupic same sluchawki tu opisane i polaczyc z jakimkolwiek wzm i LST kolegi Ductusa i mamy super granie,przypominam ze LST to takie urzadzenie ktore polaczone z dowolnym wzm daje mozliwosc sluchania sluchawek ekektrostatycznych z tego co koledzy audiofile pisza to nowa epoka w uniwersalnosci a jak gra to fenomenalnie,musze sam posluchac,musisz tez to Piotrze przetestowac,podlaczasz LST do swojego referencyjnego wzm lampowego i gra to wsoaniale,bynajmniej tak twierdza posiadacze.

  2. ductus pisze:

    Mirku już rozmawiałem z Piotrem, że mu podeślę LST HBZ do testów. Na razie, niestety, każdy egzemplarz traf Lundahla jest wykonywany indywidualnie na zamówienie i terminy wykonania są dalekie, więc trzeba będzie poczekać. A pojawia się jeszcze elktrostatyczny Hifiman, więc będzie z LST ciekawie. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy