Recenzja: KingSound KS-H3 – czyli powrót elektrostatów

Odsłuch

King-Sound_H3_017_HiFi Philosophy

A duża w tym zasługa elastycznego pałąka.

   Przeglądając strony dystrybutorów słuchawek Kingsound chcąc nie chcąc natknąłem się na wyimki z recenzji, jak zawsze eksponowane ze sprzętem. Popisano tam imponujące niedorzeczności o nowym poziomie transparencji i muzykalności w słuchawkowym graniu, czytanie czego jest zawsze przykre i żenujące. Czego ci ludzie w życiu słuchali, że z pozycji zawodowych recenzentów wypisują podobne nonsensy? No ale nic, róbmy swoje, pamiętając o zachowaniu proporcji, a nie jedynie honorariach za recenzje i wdzięczności dystrybutorów. To ostatnie o tyle będzie tym razem nietrudne, że słuchawki Kingsound nie posiadają jeszcze polskiej dystrybucji, która dopiero czeka na werdykt i od niego uzależnia wejście w interes.

Zacznę od sprawy warsztatowej. Nie zdradzę na tym etapie jak gra zestaw Kingsound z lampami Gold Liona, które testować będziemy w drugiej kolejności, ale w przypadku tych dostarczanych ze wzmacniaczem zadbać trzeba o ekstensję sopranów. Ta bowiem sama z siebie jest umiarkowana, a równocześnie przy jej braku może zrobić się nieco za spokojnie. Melodyjność jest świetna a pasmo znakomicie wyrównane, ale właśnie w takich warunkach nie dość obfita szczegółowość i brak strzelistego sopranowego zwieńczenia może przesądzić o braku dostatecznego zaangażowania słuchacza. A rzecz nie jest trudna do wykonania, bo wystarczy zadbać o odpowiedni interkonekt – broń boże z takich łagodząco-upiększających, tylko porywczo-ekscytujący. Najlepszy byłby pewnie jakiś Nordost albo coś w srebrze, ale już taki Harmonix HS101 Improved-S czy Tara Air1 będą całkiem wystarczające. Druga sprawa to przyrost jakości wraz z rozgrzewaniem lamp. Ten aspekt jak zawsze jest ważny, a nie wiem czy przypadkiem producent nie brał pod uwagę zostawiania ich na stałe pod prądem, bo w odróżnieniu od wzmacniacza tranzystorowego ten lampowy ma włącznik z tyłu. Takie podejście niewątpliwie poprawiłoby wydolność brzmieniową na każde zawołanie, ale wydaje się zbyt kosztowne z uwagi na rachunki za energię, a w lecie uczyniłoby nieznośnym przebywanie w pomieszczeniu pozbawionym klimatyzacji. Tak więc najlepiej odpalić wzmacniacz jakąś godzinę przed słuchaniem, choć trzeba przyznać, że dopiero po jakichś pięciu osiąga pełnię możliwości. Staje się wówczas przede wszystkim bardziej czujny i szczegółowy, jako że pełnię i głębokość brzmienia ma dobre od startu.

King-Sound_H3_011_HiFi Philosophy

Dość długi i równie elastyczny kabel najlepiej jest wpiąć do dedykowanego wzmacniacza, takiego jak choćby…

I tutaj chciałem od razu nawiązać do elektrostatów Staxa. Ci, którzy mieli lub mają z nimi do czynienia, wiedzą z pewnością, że żyją te słuchawki do pewnego stopnia własnym życiem. Kiedy je założyć, nie tyle może słychać, co jakby wyczuwa się na granicy percepcji śladowy szelest tła, tak jakby nawet bez muzycznego sygnału ich membrany minimalnie się poruszały, powodując odczucie żywości medium. Czasami jest to silniejsze, czasami słabsze, a czasami zupełnie niewyczuwalne, ale często takie coś się pojawia. Natomiast u słuchawek Kingsound zupełnie tego nie ma. Gdy je założyć, w ogóle nie różnią się od dynamicznych, to znaczy panuje w nich martwa cisza. Być może jest to następstwem grubszej membrany, a może czegoś innego, ale była to pierwsza rzecz na jaką zwróciłem uwagę. Są całkowicie martwe pod względem ciszy tła, a Staxy trochę jak żywy ocean, który nawet kiedy nie faluje muzyką, wydaje się jakby coś go ożywiało. Osobiście to życie wewnętrzne elektrostatów Staxa bardzo lubię, chociaż sensowne jest pytanie – niby dlaczego? Tyle mogę odpowiedzieć, że daje nieustające wrażenie żywej przestrzeni, którą wielce sobie cenię. Szalenie są te słuchawki wyczulone i za to je chwalę. Wiąże się z tym jednak pewna ambiwalencja, której doświadczyłem niedawno słuchając nieprodukowanego już od wielu lat ale wciąż cenionego modelu Stax Lambda Pro. W porównaniu do najlepszych dynamików wydał mi się cokolwiek za nerwowy i taki nie do końca poprawny w wypowiadaniu fraz. Coś tam się jakby kłóciło samo ze sobą, podczas gdy AKG K812 czy Sennheisery HD 800 dawały wrażenie elegancji i spokoju. Podobne zjawiska nie mają miejsca na poziomie Staxa SR-009 czy Sennheisera Orpheusa, a także zupełnie nie pojawiają się u KS-H3 od Kingsound. W ciemno zgadując byłbym nawet pewny, że te ostatnie są dynamiczne. Ale w tym miejscu znów pojawia się ambiwalencja, jako że nie są one niestety jednocześnie tak czułe i drobiazgowe jak Stax SR-007 czy SR-009, nie dorównując nawet pod tym względem modelowi SR-507. Bardzo możliwe, że sytuacja ta ulegnie zmianie wraz z polecaną przez Amerykanów wymianą lamp, ale tego jeszcze w tej chwili wiedzieć nie mogę.

King-Sound_H3_020_HiFi Philosophy

…KingSound M-20.

W zamian mają KS-H3 inne zalety, są bowiem właśnie spokojne i bardzo precyzyjne, artykułując dźwięki starannie i bez żadnej nerwowości. Dźwięki te są głębokie i barwne, choć nie aż do tego stopnia co u Audeze LCD-3 z wysokiej klasy wzmacniaczem, ale naprawdę na dobrym poziomie. Dobra jest też szczegółowość i czujność, choć nie wyczuwa się ekscytacji i dużej skłonności do budowania żywej przestrzeni. Przestrzeń taka co prawda się pojawia, ale trzeba zadbać o dobre źródło i odpowiedni interkonekt, by miała odpowiednio wydatny wymiar.

A właśnie, bo zapomniałem. Wszystko to piszę w oparciu o pliki komputerowe brane z You Tube lub pamięci dysku twardego i przepuszczane przez przetwornik Phasemation HD-7A192, czyli mówiąc potocznie – w komputerowym zaułku.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Recenzja: KingSound KS-H3 – czyli powrót elektrostatów

  1. miroslaw frackowiak pisze:

    Bardzo obszerna i profesjonalna recenzja,to naprawde super oferta 2400$ za sluchawki i wzm elektrostatyczy i tak swietnie grajacy tor sluchawkowy.
    Mozna kupic same sluchawki tu opisane i polaczyc z jakimkolwiek wzm i LST kolegi Ductusa i mamy super granie,przypominam ze LST to takie urzadzenie ktore polaczone z dowolnym wzm daje mozliwosc sluchania sluchawek ekektrostatycznych z tego co koledzy audiofile pisza to nowa epoka w uniwersalnosci a jak gra to fenomenalnie,musze sam posluchac,musisz tez to Piotrze przetestowac,podlaczasz LST do swojego referencyjnego wzm lampowego i gra to wsoaniale,bynajmniej tak twierdza posiadacze.

  2. ductus pisze:

    Mirku już rozmawiałem z Piotrem, że mu podeślę LST HBZ do testów. Na razie, niestety, każdy egzemplarz traf Lundahla jest wykonywany indywidualnie na zamówienie i terminy wykonania są dalekie, więc trzeba będzie poczekać. A pojawia się jeszcze elktrostatyczny Hifiman, więc będzie z LST ciekawie. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy