Recenzja: Kennerton Vali

Brzmienie

Oto Kennerton, napis rozwiewa wątpliwości.

   Membrany są z papieru, więc ktoś nieobeznany powie: taniocha, panie – kicha. W rzeczywistości na odwrót i każdy znawca tematu wie dobrze, że papierowe membrany to jest najwyższa klasa. Niedawno przerabialiśmy je w głośnikach Avatar Audio i po raz kolejny okazało się, że nie ma to jak papier. Pisałem wówczas, że realizm posunięty do granic i do znudzenia będę powtarzał, że legendarne Sony MDR-R10 miały membrany z papieru, dające niezrównane odczucia. Papieru bardzo szczególnego, co prawda, i niepowtarzalnego, jakiego nigdy przed nimi ani po nich żadne głośniki zwykłe ani słuchawkowe w arsenale nie miały; no ale to jednak był papier – cieniutka celuloza produkowana w zawiesinie przez bakterie.

Pamiętne Sony miały wszakże mankament – bas nie był imponujący. Pod jego względem Sennheiser Orpheus górował i górowały też AKG K1000 wyposażone w lepszy od standardowego kabel. (Standardowy był filtrem basu.) Z kolei świeżej daty AudioQuest NightHawk o też celulozowych membranach oferują bas tak potężny, że niemal bezprecedensowy; tak więc bas i celuloza wędrują dziwnymi ścieżkami. U Sony super czułość basowy rewir uszczuplała, u NightHawk dobra ale wyraźnie mniejsza bas jak najbardziej akceleruje. W tej sytuacji zagadka – jak będzie w przypadku Vali? Bo trzeba mieć świadomość, że tak naprawdę to Peerles, a z nimi żartów nie ma.

No właśnie – nie ma żartów i już na wstępie wyjawię – to są cholernie dobre słuchawki, więc czytajcie z uwagą. Już na AVS zadziwiony byłem poziomem tym samym co u Odin, a tylko innymi akcentami. Flagowiec bardziej przestrzenny i gładki, a przy Tonalium też cieplejszy, a Vali bardziej zaangażowane w to co bliskie i nie tak układne, ugłaskane. Nie tak krąglutkie i milutkie, przyjemne w inny sposób. Ale zanim opiszę w jaki, mam apel do cię, czytelniku. Obudź się, mój kochany! Nie odbębniaj tej recenzji w pośpiechu, nie przebiegaj jej tylko wzrokiem. Bo to są może „twoje” słuchawki, dokładnie o jakich marzyłeś. Uważaj więc i skup się, bo możesz stracić szansę.

Obrotnica z zaciskiem w wydaniu aluminiowym.

Od razu też zaznaczę – to nie są słuchawki dla rozkochanych w upojnej melodyce, gładkości i łatwostrawnych daniach. Dla osób chcących podziwiać, jak się muzyczny wdzięk rozfalował i być muskanymi materiałem o gładziuteńkiej fakturze. Albowiem faktura dźwięku u Vali nie jest niczym gładzenie jedwabiem, a bardziej niczym muskanie piórkiem. Czuć więc złożoność powierzchniowej, sam dotyk i jego przepływ nie są zupełnie jednorodne. To było doskonale słychać podczas porównań do HD 800 i T1, oferujących gładź o wiele bardziej spoistą. A Vali to jest mrowienie, jak dotyk tysięcy czułków. I dźwięk nie jak łopot materiału, a bardziej jak szelest papieru. Ale nie szelest miętej kartki, który jest nieprzyjemny, a niczym delikatny szmer bibułki. O wiele bardziej złożony, zdecydowanie czujniejszy; czekający na najmniejszy nawet podmuszek, by go opisać dźwiękiem.

Tak, Vali są czujniejsze i bardziej detaliczne, a jednocześnie też przyjemne. Przyjemne dwiema przyjemnościami: poczuciem owej czujności i przeobrażaniem jej w muzykę. Gdyż nie są tylko detaliczne, ale też pięknie brzmiące. W inny sposób, to prawda, nie taki że sama gładź i melodia, a pod nimi dopiero szczegół, tylko ożywiona planktonem przestrzeń i mrowienie się faktur oraz miriady detali jako czynniki równorzędne, dla muzyki współsprawcze. A więc chropawość, szelest, szmerek – malutkie wirki o wielkiej wyraźności – a jednocześnie, równolegle z tym – piękna, bogata muzyka.

Albowiem jest cechą Vali wspaniałe łączenie przeciwieństw. To jest ich główny motyw, istota charakteru. Od razu o tym wiedziałem, już po momencie słuchania, a im głębiej wchodziłem w odsłuch, tym wiedziałem to bardziej. I jest tych złączonych przeciwieństw wiele i teraz je wyliczmy.

I kuszące wyglądem pady.

Pierwsze zostało już wymienione – to wplatanie detaliczności w muzykę. Żadna ze stron nie zdobywa tu przewagi, panuje równowaga. A jest cechą najlepszych słuchawek, jak Orpheus i jak R10, że owa gęsta „sierść” szczegółów towarzyszy nieustannie muzyce i cały czas się ją czuje. Kennerton Vali są niemalże tak samo czułe na wychwyt szczegółów jak wymienione asy; może nawet tak samo. W recenzji opisywanych dopiero co Sony MDR-Z1R napisałem, że nie znam słuchawek bardziej detalicznych. I Vali nie są bardziej, ale też są nie mniej. A jest im przecież ciężej, ponieważ są otwarte. Nie wspomaga ich żadne wewnętrzne odbicie, wszystko od razu z nich ulatuje, a mimo to, jako jedyne ze znanych mi dynamicznych otwartych, potrafiły wykręcić do ostatniej te spiralki u Vangelisa. (Patrz recenzja Sony.) Jednocześnie ich nacisk na szczegółowość bynajmniej nie jest przesadzony. To nie Ultrasone Edition 10, gdzie szczegóły na pierwszym miejscu i trzeba się przez nie przedzierać. Podobnie jak u wielkiej czwórki detaliczność stanowi składnik urody a nie coś samoistnego. Vali skanują muzykę z genialną dokładnością, ale genialnie też tego skanowania do wspomagania piękna używają.

Zaświadcza o tym zwłaszcza jedna cecha, kompletny brak sybilacji. Pewien byłem na sto procent, że kiedy puszczę złowrogą Sweet Jane Cowboy Jankies, to się mniejsza czy większa sybilacja pokaże. A tu nic – ani śladu! A przecież ten właśnie utwór, z jego sykiem szeleszczących spółgłosek, dosłownie zabił Ultrasone Edition 10, że nie było co zbierać. Tymczasem przetworniki Peerles potrafiły bezbłędnie z tym sobie radzić przy nawet większej, niesamowitej wręcz detaliczności. Zdumiony byłem więc bezgranicznie, odnotowując tę syntezę przeciwieństw.

Następna zaskakująca cecha przy takiej detaliczności, to znakomita dźwięczność. Czujność niczym bibułki, a z drugiej strony pełne, dźwięczne wybrzmienia. Przy tej miary detaliczności wypowiadane oczywiście do końca a nie urywane, lecz jednocześnie z takim wrażeniem, jakby w słuchawkach były dwa przetworniki i jeden szeleścił szczegółami, a drugi upajał pełnią.

Wtyki jak u Audeze.

Lecz według danych przetwornik jest jeden, tyle że o zaskakujących własnościach, jako że zdążyliśmy już odzwyczaić się od słuchawek najwyższej klasy, które z dzisiaj produkowanych jedynie Orpheus HE1 w pełni kontynuuje. (Podobno także Abyss i Shangri-La, ale ich nie słyszałem.)  Vali nie są tak muzykalne jak najlepsi w historii, ale brak muzykalności im nie doskwiera. Są ciepłe (chociaż mniej od Odin) i z brzmieniem pełnym, dźwięcznym, wysoce melodyjnym.

Odnośnie tego kolejne zaskoczenie – super detaliczności pożeniona z urodą głosów. Nie tak gładkich jak u HD 800 i T1, tylko z wyczuwalnym szmerkiem detali (też oczywiście tych wynikających z zaszumienia samych nagrań), lecz jednocześnie z piękną modulacją, pełnią i autentycznością. Żadnego podbarwiania sopranami (kolejny skok nas sprzecznością, bo przecież to sopran czyni detal), tylko dźwięk nasycony, barwny, głęboki. Do tego stopnia melodyjny, że kapitalne brzmienie też ze wzmacniaczami tranzystorowymi i hybrydą od ifi nawet przy standardowym kablu, do czego jeszcze wrócę.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

6 komentarzy w “Recenzja: Kennerton Vali

  1. Piotr91 pisze:

    Panie Piotrze, z recenzji wynika ze Kennerton Vali wywarly lepsze wrazenie niz model flagowy Odin. Czy Vali moga rywalizowac z Finalami D8000 w gatunkach takich jak rock, elektronika, muzyka filmowa?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Vali mogą. Natomiast trochę mylące by było, że są od Odin lepsze. To wysoce odmienne słuchawki – Odin do efektownego i łatwego słuchania na dużym obszarze, a Vali do bliskiego, super szczegółowego i wyraźnego. Do rocka są świetne. Bas i wyraźność mają genialne. Potrzebuję jednak porządnego źródła; ze świstawki dobrze w sensie przyjemności słuchania nie zagrają.

  2. cfranchi pisze:

    Hello Piotr,

    After reading your review, and some others, I have finally bought a Vali : I LOVE them (coupled with a Chord Mojo).

    Now I’m looking at the Xelento, as you have tested both, how would you compare the Vali and Xelento ? Would I love the Xelento as much as the Vali ?

    Thank you

    Christophe

    1. Piotr Ryka pisze:

      Maybe not as much, but you will. Very good and lovable headphones.

      1. cfranchi pisze:

        Thanks for your fast answer

        Would you say that Xelento is more closer to Odin sound ?

        1. Piotr Ryka pisze:

          Vali has paper diaphragm, what means specially vigilant and rich, detailed sound. But Xelento are also very open and reach. (Important thing is right place them in the ears.)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy