Rezultaty cd.
Siltech Signature Series Ruby Mountain
Przedstawiciel Siltecha był zdecydowanie najdroższy w stawce i najbardziej wizualnie efektowny. Najgrubszy, zakończony wielce cenionymi wtykami ze szczytu oferty Furutecha i ozdobiony tajemniczymi puszkami skrywającymi bóg wie co. By móc go porównać musiałem wypiąć go z Phasemation, tak więc jego porównanie z innymi odbyło się w innych warunkach, a poza niezwykłym wyglądem, o którym wiele można by gadać, scharakteryzować go można krótko przy użyciu dotychczasowych opisów – grał bardzo podobnie do Harmonixa, tyle że miał poprawniejszą melodykę. Do tej w żaden sposób nie można się już było przyczepić, jako że muzyczna w swej naturze była dogłębnie i pięknie rozfalowana, a towarzyszył jej podobny do tego u Harmonixa popis dynamiki i kontrastowości. Wszystko się kreśliło wyraźnie, było połyskliwe i efektowne. Dynamika analogiczna, choć o nieco łagodniejszych stromiznach, wynikających z tego bardziej muzykalnego sposobu grania, a największym atutem poza samą muzykalnością był sposób budowania sceny. Ta okazała się najbardziej spośród porównywanych holograficzna, a także same dźwięki miały piękną głębię i dającą się odczuć tajemniczość, a jednocześnie plastyczność, doskonale do tej tajemniczości pasującą i wspólnie z nią pozwalająca nurzać się w dźwiękowej magii.
Był swego czasu u mnie znajomy ze swoim wzmacniaczem, chcący zakosztować sieciowego dobrobytu, i dość ciężko mu było trawić porównania z własnym Velumem, który jak to mawiają audiofile, okazał się nie mieć startu. Bach, bach i było po sprawie, jak na jakimś westernie.
KBL Red Eye
Na koniec jesteśmy u celu, to znaczy w objęciach przedmiotu recenzji. Polski czerwony pyton nie mający żadnych puszek ani innych udziwnień musiał się zmierzyć zarówno ze znacznie droższym Siltechem jak i bardzo uznanym Harmonixem, a także dać odpór Fadelowi i zwykłej sieciówce. Powiem tak: spośród porównywanych najbardziej był odmienny i charakterystyczny. Jako jedyny oferował przekaz całkowicie spokojny, nie rzucający na szalę żadnych nadmiernych kontrastów ani innych popisów. To była sama muzyka. Spokojna, impresjonistyczna, o pięknych, łagodnych formach. Żadnego przesadnego pogłębiania, przesadnie ciemnego tła, żadnych jaskrawości ani migotek. Jasne światło, łagodzące wszelkie kontury i pozwalające muzyce być tylko sobą bez żadnych dodatkowych ozdób. Można to było odbierać jako przesadne uspokojenie i niedostatek emocji, ale w porównaniu ilekroć przechodziłem z Red Eye na inny kabel, odnosiłem wrażenie sztuczności, zaburzenia muzyki i mniejszej czy większej przesady. Taki piękny muzyczny gawędziarz, chciałoby się powiedzieć, a zatem to kabel do systemów albo wymagających złagodzenia i dodania kultury, albo – a właściwie przede wszystkim – do takich bardzo dynamicznych, którym jedyne czego trzeba, to zachowania najwyższej muzycznej formy w jej niezmąconej postaci. Nie dziwię się przeto, że znajomy, mający system najwyższej jakości, a w nim między innymi zjawiskowy gramofon, właśnie dzięki tym kablom poczuł się ze swoją muzyką jeszcze lepiej, bo niczego nie dodając jednocześnie niczego nie ujęły, nie zastępując najwyższej kultury i muzykalności jakimś podekscytowanym popisem. Tego rodzaju ekscytacje mogą być użyteczne w przypadku jakichś niedociągnięć, które należałoby maskować, ale kiedy wszystko jest samo z siebie tip-top, całkiem są zbędne. Oczywiście różne są gusty i podejścia do brzmienia, a nie mając możliwości porównywania trudno nawet samemu zgadnąć co się woli.
Nawet w tej chwili trudno mi zająć jednoznaczne stanowisko, czy wolałbym się okablować Siltechami, otrzymując w zamian większą głębie sceniczną, mocniejsze akcenty, ciemniejsze tło i przede wszystkim większą dynamikę (którą można też brać od Harmonixa), czy łagodniejszy, pastelowy i bardziej skupiony na melodyce sposób grania Red Eye. Do własnego odtwarzacza prawdopodobnie wolałbym Siltechy, bo jednak dynamika to walor kluczowy, ale gdybym miał odtwarzacz Metronome, dzielonego Ayona, albo jakiś gramofon, czerwony KBL mógłby okazać się lepiej pasujący.
Od właściciela firmy KBL otrzymałem informację, iż niesygnowane wtyki karbonowe stosuje rozmyślnie, ponieważ w konfrontacji wypadły lepiej od tych Furutecha i mają lepsze wewnętrzne mocowanie przewodów.