Recenzja: KBL Sound Red Eye

Rezultaty cd.

Fadel Art Reference Two

KBL_Sound_Red_Eye_016_HiFi Philosophy

No ale KBL nie przybył tutaj pozować do zdjęć, tylko podjąć rękawicę zagranicznych potentatów.

   Przed napisaniem tego co muszę mam uczucia mieszane, bo firma Fadel już nie istnieje, jej właściciel prawdopodobnie zmarł, a samo Fadel Art to audiofilska legenda i zbiór wybitnych osiągnięć, z interkonektami Reference One i Coherence na czele. Porównywałem kiedyś swoją Tarę do tego Reference One i okazał się wyraźnie lepszy, a system znajomego okablowany w całości Coherencami gra bajecznie. Ta jednak testowana tutaj sieciówka, chociaż zdecydowanie lepsza od komputerowej, nie zyskała mojego uznania. Pogłosy budowała nadnaturalnie obfite, dudnienie dało się słyszeć wyraźnie, a muzyczne płynięcie było wprawdzie bardziej obecne, ale o wiele słabiej niż u najlepszych. Oczywiście co komu wiele, co niewiele. To nie były różnice jak między mrówką a słoniem, ani nawet między pszczołą a trzmielem, chociaż to drugie porównanie jest już całkiem do rzeczy. Problem polega w dużej mierze na psychologicznym podtrzymywaniu różnic. Dwa są tego jak kiedyś pisałem wymiary. Pierwszy doraźny, tuż po zaistnieniu zmiany, kiedy przez pierwszych kilkadziesiąt sekund mózg podkreśla badawczo różnice, by potem przejść w tryb oszczędnościowy i te różnice pomniejszyć. Mózg jest bowiem aparaturą ogromnie energochłonną, a co za tym idzie jego oszczędna praca w sytuacjach niestresowych i nie wymagających uwagi jak najbardziej z punktu widzenia ewolucyjnej ekonomii przeżycia pożądana. Nasi przodkowie na rzadko zalesionych sawannach Afryki nie mieli pod ręką zasobnych w wiktuały lodówek, ani nawet owoców nie było pod dostatkiem, tak więc zdobywanie pokarmu między stadami lwów i hien  pozostawało nie lada wyzwaniem. W spadku po tamtych czasach mamy wielkie mózgi, ułatwiające dawnym łowcom przebiegłość myśliwskich zachowań, ale jednocześnie mózgów tych bardzo ekonomiczny tryb pracy, wykluczający pełną aktywność na długich dystansach czasowych. Nasze zmysły za wyjątkiem wzroku (choć i w jego wypadku zmienność pamięci wzrokowej wchodzi w rachubę) pracują zrywami i trzeba o tym pamiętać. Drugi wymiar poznawczy jest przeciwbiegunowy. Działa na zasadzie wypracowującej się po godzinach a nawet dniach i miesiącach adaptacji, której efektem w przypadku audiofilizmu może być przystosowanie do danego brzmienia i czerpanie z niego radości, bądź narastające odrzucenie i wzmagająca się potrzeba odmiany. Tego drugiego trybu nie mogłem rzecz jasna użyć, a nawet gdybym mógł i tak by mi się nie chciało, tak więc o nim ni słowa.

KBL_Sound_Red_Eye_018_HiFi Philosophy

I tak w zawodach udział wezmą kable firm: Siltech, KBL Sound, Harmonix, oraz Fadel Art.

Nie użyłem też trybu wielogodzinnego oczekiwania na rozgrzanie lamp we wzmacniaczu i słuchanie go po takiej rozgrzewce z każdym kablem oddzielnie, co byłoby zapewne pouczające, ale też mi  się nie chciało. Mogę jedynie powiedzieć, że każdorazowo odczekiwałem kilka minut, a potem słuchałem przez kilka lub kilkanaście kolejnych, i nawet na tak krótkim dystansie wzmacniacz zmieniał brzmienie, co pozostawało nie bez wpływu na relację z zasilającym kablem, zwłaszcza pod względem melodyjności i dynamiki. Najwięcej zyskiwali tutaj najsłabsi, co jest dość oczywiste. Tym niemniej kabel zasilający Fadela sporo mnie rozczarował, bo więcej po nim oczekiwałem. Okazał się lepszy od komputerowego, ale słabszy od pozostałych.

 

Harmonix X-DC2

Ten kabel to ciekawe skrzyżowanie stosunkowo umiarkowanej ceny z najwyższą (przynajmniej teoretycznie) jakością, jako że pochodzi od wytwórcy aparatury elektronicznej Reimyo, a tej z kolei producent zaczynał od kabli i akcesoriów muzyczno-estradowych, będąc najbardziej znanym w Japonii organizatorem życia koncertowego. Tak więc nagrania i koncerty oraz wszelkie dla nich oprzyrządowanie, w tym także kable, to dla Harmonixa chleb powszedni. Kabel przez niego wykonany okazał się grać popisowo, ale w stylu który wydał mi się nieco zbyt ofensywny. Co ciekawe, używam go od dawna i nigdy wcześniej tak go nie odebrałem. A jednak tym razem, w świetle bezpośrednich porównań i badawczego wsłuchiwania, okazał się dawcą silnych pogłosów, ogólnego podekscytowania i mocno rysujących się skrajów pasma. Najbardziej jednak uderzał dynamiką i ogólną popisowością, a w efekcie w pierwszych sekundach wydawał się najlepszy, a przynajmniej nie gorszy od najlepszych. Trochę jednak zarazem dudnił i trochę za bardzo się podniecał miast grać muzykę. Oczywiście co kto woli. Jeżeli lubimy przekaz z lśnieniem, bardzo stawiamy na dynamikę, a także wielką, wyraźnie się rysującą szczegółowość i muzyczne kontrasty, to Harmonix będzie jak znalazł, choć pewien jestem, że przy innych okazjach potrafił grać inaczej, a nawet przeciwbieżnie, to znaczy uspokajająco, melodyjnie i bardziej łagodnie niż kontrastowo. Trzeba jednak brać to co się dokładnie słyszało podczas uważnych porównań, a nie jakieś „wydaje mi się” z sytuacji przypadkowych i odsłuchów dokonywanych pod innym kątem niż ocena kabli zasilających.

KBL_Sound_Red_Eye_003_HiFi Philosophy

Był również faworyt tych, dla których kable nie grają – sympatyczny Chińczyk marki „no name”.

Tym razem Harmonix uderzał mocnymi akcentami, skokami dynamicznymi i miriadami połyskliwych dźwięków rzucanych na ciemne tła, jednakże jego linia melodyczna pozostawiała nieco do życzenia. Jednocześnie melodykę od Fadela zdecydowanie miał lepszą, nie mówiąc o kablu komputerowym, a także lepszą scenę, którą porządkował i bardziej budował na głębokość. Pod względem melodyki trochę mnie jednak rozczarował, natomiast pozytywnie zaskoczył dynamiką – tak by to można najkrócej ująć.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

1 komentarz w “Recenzja: KBL Sound Red Eye

  1. Piotr Ryka pisze:

    Od właściciela firmy KBL otrzymałem informację, iż niesygnowane wtyki karbonowe stosuje rozmyślnie, ponieważ w konfrontacji wypadły lepiej od tych Furutecha i mają lepsze wewnętrzne mocowanie przewodów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy