Budowa
Nie będę wnikał czy nazwa Red Eye pochodzi od koloru spojrzeń wrogów opasłego audiofilizmu opasanego opasłymi sieciówkami, czy może od czegoś innego. Faktem jest, że kabel ma czerwony oplot, a ściślej czerwone prążkowanie na czarnym tle. Jest to oplot materiałowy, na bazie czegoś w rodzaju nylonowej plecionki, ale nie chcę się mądrzyć, bo na materiałach tkalniczych się nie znam. Na pewno nie jest to w części wierzchniej żaden izolator, tak więc izolowane są pewnie same żyły. Ile ich jest i z czego je wykonano oraz jak są poprowadzone, tego na stronie producenta się nie dowiemy, tak więc zadzwoniłem. Okazuje się, że żyły są trzy, a każda ma postać linki sporządzonej z wiązki odpowiednio powlekanych każdy z osobna specjalną substancją drucików, która to substancja i sposób splatania pozostają tajemnicą producenta. Surowcem jest miedź najwyższej czystości, ale nie długokrystaliczna i nie kriogeniczna; podobno jednak wyjątkowa w sensie jakościowym. Wtyki są karbonowe z bolcami z rodowanej miedzi, a łączny przekrój każdego przewodu ma ponad trzy milimetry kwadratowe powierzchni. Pakowane to jest w porządne kartonowe pudło wyścielane pianką, z emblematem KBL Sound na czarnym tle od wierzchu i pomarańczową częścią spodnią. Klasyczny, półtorametrowy odcinek Czerwonego Oka kosztuje według najświeższej aktualizacji cennika 8900 PLN, tak więc jest to kosztowna przyjemność, niewątpliwie mogąca kierować na siebie przekrwione spojrzenia audiofilskich antagonistów. A czy warta swej ceny, to zaraz spróbujemy oszacować.
Metoda i rezultaty
W teście przewodu zasilającego metoda jest wszystkim, a powiedzenie „prosty jak drut” pasuje tu samo przez się, tak więc jedynym wyborem pozostaje co z czym tym drutem zostanie połączone. Zdecydowałem się na drut jeden, chociaż kable otrzymałem dwa, ale skoro izolujemy wyrób, chcąc ocenić jego indywidualne możliwości, niech pracuje w tej izolacji i pokazuje co potrafi. Ustawiłem przeto na froncie prądowego płynięcia kondycjoner Entreqa z własnym jego przewodem sieciowym Gemini, wpinając go do naściennego gniazda Shuko zwieńczającego osobną linię zasilania o przekrojach żył cztery milimetry kwadrat (lite przewody). Odtwarzacz Cairna wspierany przetwornikiem Phasemation zasiliłem kablami Siltech Signature Series Ruby Mountain, a wzmacniacz słuchawkowy ASL Twin-Head testowanym Red Eye, z myślą o porównaniach z kilkoma konkurentami, w tym zwykłym kablem komputerowym.
Popatrzyłem na kosztujące ponad osiem tysięcy lampy w Twin-Head i poczułem złość, że tak je będę musiał stresować, no ale trudno. Jakość miała tym razem znaczenie priorytetowe, tak więc należało angażować wszystko co najlepszego było w zasięgu. Tor testowy uzupełniłem słuchawkami AKG K812 z kablem FAW Noir Hybrid, którego porównanie z FAW Noir zamieszczę niebawem, bo też było ciekawe. Na koniec po tych wszystkich przygotowaniach sesja porównawcza ruszyła.
Nie będę opisywał jak dokładnie to przebiegało, bo biegło w te i nazad, to znaczy każdą parę przymierzanych kabli testowałem co najmniej dwukrotnie, zmieniając kolejność słuchania, bowiem ta również bardzo jest ważna. Ważna zawsze i w odniesieniu do każdej aparatury, co łatwo samemu sprawdzić. Coś po czymś zawsze brzmi w pierwszej chwili inaczej niż przed czymś, bo takie już mamy sensorium słuchowe. Tak więc nie będę komplikował opisu o kolejne kombinacje porównawcze, tylko zbiorę rezultaty.
Kabel komputerowy
Kabel komputerowy, czyli zwykła łączówka za niewiele złotych albo i za darmo dołączana do sprzętu, znana wszystkim i bardzo przez niektórych ceniona, jako szczyt możliwości i nic gorszego od najdroższych nawet przewodów zasilających, w porównaniu do tych innych droższych, wbrew sugestiom „znawców” i osób w swym mniemaniu „normalnych”, okazała się zdecydowanie najsłabsza. Nie znaczy to, że w ogóle nie dało się słuchać. Słuchało się jak najbardziej i w oderwaniu, bez żadnych porównań, na pewno można było być zadowolonym, bo tor tutaj grający prezentował bardzo wysoką klasę; nawet z takim przewodem zasilającym zdecydowanie lepszą niż przeciętny tor słuchawkowy. Dopiero w trakcie przymiarek wyszło na jaw, że obraz dźwiękowy w sensie scenicznym i wymiarowości samych dźwięków bardzo się spłaszczał, pierwszy plan pchał nadnaturalnie do przodu, dudnienie i pogłosowość przybierały nieakceptowalny rozmiar, a melodyjność gdzieś przepadała.
Niezła była natomiast dynamika, a pasmo całkiem szerokie, z mocno akcentującymi się sopranami na czele. Połyskliwie i efekciarsko to grało, nie miało wszakże kultury ani naturalności. Myślę, że to ostatnie słowo jest tutaj kluczem. Suma nakładających się zniekształceń, zwłaszcza tego dudnienia i braku płynięcia, miast którego pojawiały się jakieś dźwiękowe wyboje, była na tyle duża, że w porównaniu do innych obraz stawał się mocno nieautentyczny i wręcz irytujący. Bo niby się to popisywało, ale gdzieś przepadała muzyka, dla której nieobecne tu gracja i falowanie są wartościami niezbywalnymi, a obecna w ich miejsce wyboista kanciastość niepożądaną.
Od właściciela firmy KBL otrzymałem informację, iż niesygnowane wtyki karbonowe stosuje rozmyślnie, ponieważ w konfrontacji wypadły lepiej od tych Furutecha i mają lepsze wewnętrzne mocowanie przewodów.