Recenzja: KBL Sound Himalaya PRO Signature Series Cu

   Trzy i pół roku temu, w jakże odległym barierą zaszłych zdarzeń 2014 roku, spędziłem dni parę miłego czasu pisząc recenzję kabla zasilającego KBL Red Eye. Kabel okazał się brzmieniowo urodziwy i wyciszający nerwowość, co w naszych nerwowych czasach szczególnie bywa cenne. W tym kontekście zastanawiającą miał nazwę, całkowicie przekorną, a także odpowiadający jej a nie brzmieniowej naturze czerwony oplot. Czerwień to najagresywniejszy z kolorów, podczas gdy kabel grał spokojnie i z wielką dbałością o muzykę. Tak, wiem – puryści słowni i niektórzy znawcy sztuki prądowej twierdzą, że kable nie grają, ale – pardon – cóż gra bez nich? Nawet nie urządzenia na baterię, którym od niej do elektronicznego obwodu też coś prąd dowieźć musi. Ale to inna awantura technologiczna i słowna, tym razem nie w naszym temacie. Teraz będzie co prawda znowu o KBL Sound, lecz nie o prądzie zasilania a przewodzeniu sygnału. Konkretnie o interkonekcie, w dodatku całkiem nowym – i to jeszcze, pochylcie czoła, samym najwyższym w ofercie.

KBL Sound Himalaya PRO Signature Series Cu jest bowiem najlepszym spośród sześciu rodzajów interkonektów proponowanych przez firmę, stanowiąc rozwinięcie najwyższej dotąd serii Himalaya, o której w paru ostatnich latach było naprawdę głośno. Głośno, bo kable do niej należące oceniano wysoko, i głośno, bo kosztowały niewąsko. A niewąsko, ponieważ rzeka cenowa kabli płynie od samych źródeł antygeograficznym nurtem w górę, rozlewając się wprawdzie coraz szerzej, ale wbrew regule ciążenia wypiętrzając a nie spływając. W efekcie ceny śliczności, że tylko brać się pod boki, ale jak rynek je przyjmuje, to co się będziemy obcinać? Tak myślą producenci i jadą ostro w górę, a recenzenci tłumaczą, że – panie, tego – jakość… Jakość ma wymagania, więc nie ma się co dziwić… A ja się mimo to dziwuję, choć jestem recenzentem. Trzeba jednakże przyznać, że racjonalny wątek jakości tej przysługuje: nie wnikam w ekonomię, bo kabli sam nie robię, ale co racja, to racja – bez dobrych interkonektów i kabli w ogólności nie ma dobrego brzmienia. Jak one potrafią namieszać, to wprost aż nie do wiary, a sam na dodatek jestem na to wyczulony potwornie, aż do niemożliwości. Albo, wyrażając się prościej – wyłącznie dobre kable jadam i jak interkonekt czy drut inny choć trochę niedomaga, to z mety brak przyjemności.

Tutaj jest pies pogrzebany, na tym to właśnie polega. Te ceny nie powyrastały na naszych oczach dzięki sztucznym nawozom z magazynów marketingowych drani, tylko na autentycznym dźwięku. Chcesz mieć piękną muzykę? To płać, braciszku, płać…

Efekt finalny taki, że nawet polski IC Sulek 9×9 kosztuje 30 000 PLN, a holenderski Siltech Triple Crown 20 000 €. Od tego strony patrząc IC Himalaya Signature Series Cu został wyceniony w 2015 roku na 15 250 złotych i wciąż tyle kosztuje, a teraz Himalaya PRO Cooper na 20 599 PLN. (Wszystko za odcinki metrowe.) Znajdujemy się więc na terenie królestwa „ceny nie grają roli”, gdzie liczy się sama jakość. Może nie tak do końca, bo dziesięć albo więcej tysięcy w którejś z więcej ważących walut robi jednak różnicę, ale generalnie chodzi o jakość, a ceny na drugim planie. Poza tym chodzi o wygląd, o markę i o sławę. Także o zew nowości, o młode wilki w stadzie. Takie, które agresją strategii techniczno-marketingowej walczą twardo o dominację i mają do tego zapał, bo starsi już najedzeni, okrzepli. Na stagnację z ich strony bym jednak specjalnie nie liczył, bo forsa to świetny motywator, jednakże pomysłowość ze strony młodszych graczy zawsze nowego coś wnosi. Dotyczy to także produktów KBL Sound, które jest zawodnikiem już doświadczonym, ale wciąż jeszcze na dorobku. Znanym dobrze na świecie – recenzowanym i nagradzanym – ale walczącym o pozycję a nie się na niej rozsiadłym. Jasna rzecz, że nowa seria PRO dokładnie w kierunku tym zmierza, mając na celu jeszcze podnosić prestiż i utrwalać pozycję.

Musi zatem nowego coś proponować, konkretny jakiś argument. Tym najważniejszym oczywiście brzmienie, ale po drodze wcześniej nie zaszkodzi wyglądać elegancko i mieć techniczne zaplecze.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy