Recenzja: Impuls Audio Lagune

   Wyrób tytułowy to głośnikowe kolumny. Pochodzące z Poznania, kosztujące 11,5 tys. PLN, stanowiące najnowszy model w portfolio producenta i jednocześnie najwyższy. Sama firma nie jest wszakże debiutantem – powstała w 2012 i była już przez innych recenzentów opisywana, a fakt istnienia od z górą pięciu lat świadczy, że nie spudłowała z ofertą i rynek odpowiedział jej pozytywnie. Odnośnie tego ważna uwaga techniczna – głośniki Impuls Audio są dostępne jedynie w sprzedaży bezpośredniej, to znaczy wyłącznie u wytwórcy, ale jest i dobra wiadomość – transport do nabywcy wliczony jest w cenę. Można ich także przed zakupową decyzją posłuchać u siebie w domu, gdzie dostarczone zostaną po uiszczeniu kaucji w wysokości czterdziestu procent ceny zakupu bez dodatkowych kosztów transportu (czyli wadium wraca w całości); a można jeszcze walczyć o rabat, który ustalany jest indywidualnie. Jak więc widać poznański producent łączy rodzime trendy ze światowymi, na wzór amerykański sprzedając bez pośredników, a na polski z rabatem. (Zapytajcie o rabat zagranicą, a niemal na sto procent wywołacie zdumienie. Chyba że na arabskim bazarze, gdzie targowanie się z kolei jest obowiązkowe.)

Założyciele i właściciele Impuls Audio to fizyk Sławomir Chimczak i inżynier elektronik Jarosław Szymendera – we własnym zakresie projektujący i wykonujący najważniejsze czynności montażowe, posiłkujący się jednak zewnętrznym producentem obudów i dostawcą głośników, którym w przypadku modelu Lagune jest duńskie SB Acoustics.

Sami o sobie piszą, że założeniem było stworzenie firmy-dostarczyciela najlepszych kolumn klasy premium (a więc nie takich najtańszych), których brzmieniowym wyróżnikiem – poza oczywiście ogólną jakością – będzie naturalność, rozumiana w tym konkretnym przypadku jako nie podbijanie skrajów pasma oraz spójny, rozdzielczy przekaz; a wszystko to w oparciu o najlepsze dostępne dla tego przedziału cenowego głośniki, odpowiednio (co bardzo ważne) też względem siebie dobrane, tak by stworzyły zgrany zespół i nigdzie nie powstawało wąskie gardło.

Firma startowała od kosztującego niecałe cztery tysiące modelu Stratus, a teraz oferuje dwa droższe – oprócz tytułowego Lagune także kosztujący 9,5 tys. Cumulus. Nie dlatego jednak, że jej sukcesy przewróciły w głowie i lewituje ku drożyźnie, tylko głośniki stosowane w Stratusach przestały być dostępne i trwają poszukiwania zastępstwa.

Nazwy – że zauważę – same więc przyrodnicze, można nawet rzec pejzażowe; a zatem i od samego brzmienia naturalności trzeba oczekiwać, dokładnie tak jak obiecują. A obiecują chyba nie gołosłownie, skoro firma trwa od pół dekady, a recenzenci ogromnie ją chwalą.

Budowa 

Głośnik wysokotonowy od wewnątrz, to ponoć obowiązek.

    Laguny powstają z reguły samorzutnie, siłami samej przyrody, ale jedynie te przybrzeżne a nie głośnikowe. Nad tamtymi też zresztą mozolą się nieraz istoty żywe – koralowce tworzące tysiącleciami rafę, a Lagunę Sunrise skomponował zespół Black Sabbath i bardzo ją lubię. Różne przeto laguny bywają – naturalne i nie – a nasza to para kolumn podłogowych o konstrukcji dwudrożnej. Wysokich na metr równo i ważących po 17 kilogramów każda, z 12-centymetrowym głośnikiem szerokopasmowym SB Satori MW16P-8 i 29-milimetrowym wysokotonowym SB Satori TW29R-B oraz skierowanym do przodu bass-refleksem. Na topologię łączącej je w całość brzmieniową zwrotnicy składa się filtr drugiego rzędu dla wysokotonowego oraz pierwszego z pułapką RLC dla mid-subwoofera. Wdrożono też dla tego pierwszego pełną linearyzację impedancji oraz częściową dla drugiego, jak również zastosowano kompensację efektu „baffle step” na poziomie 2,5 dB. W torze sygnałowym tweetera znalazł  się markowy kondensator Mundorf MCap EVO Oil, a w torze mid-subwoofera  cewka powietrzna o średnicy przewodu 1,6 mm. Częstotliwość podziału to 2200 Hz, a na okablowanie składają się przewody Solid Core z czystością miedzi aż 6N; w przypadku głośnika nisko-średniotonowego o przekroju 1 mm2, a wysokotonowego 0,5 mm2. Moc mierzona całości wynosi 60W, a skuteczność, przy nominalnej impedancji 8 Ohm, to 86 dB.

Każdy z głośników ma na rzecz poprawy brzmienia w obudowie własną komorę akustyczną, a tłumienie wewnętrzne zrealizowano wełną naturalną i filcem. Kolumny stają na dołączonych do kompletu chromowanych kolcach z mocowaniem śrubowym, pozwalających niwelować nie tylko wibracje podłoża, ale też jego ewentualne nierówności. Dopełnieniem są małe, chromowane podkładki, ratujące podłogę przed rysami. Przyłącza kabli to pojedyncza para markowych WBT, wraz z użytymi głośnikami, gatunkowym okablowaniem i kondensatorem Mundorfa składających się na opinię, że na wsadzie technicznym nie oszczędzano.

Wykończenia to imponująca gama fornirów, w tym dąb, czereśnia, jesion, heban, klon, orzech, tek, palisander i wiąz – każdy w wielu, nieraz kilkunastu nawet odcieniach i wszystkie w tej samej cenie. Do mnie kolumny dotarły w fornirze palisander o stonowanym połysku, prezentując się naprawdę pysznie. Jakość wykonania i wykończenia nie pozostawia nic do życzenia, a samo pokrycie okazuje się w bardzo dobrym gatunku, co widać dobrze na zdjęciach. Jako efekt końcowy oczywista dekoracja dla wnętrza, przy tej mnogości barw oraz wzorów i odcieni gwarantująca idealne dopasowanie kolorystyczne.

Smukła sylwetka i perfekcyjne wykonanie.

Powierzchowność od strony samej bryły to wąski i dość głęboki prostopadłościan, którego górny odcinek z głośnikami lokuje się za przełamaniem, dającym wyraźne odgięcie do tyłu. Aby unikać rezonansów z obudową tweeter nie leży centralnie, a producent zaleca ustawienie głośników z nim po stronie wewnętrznej. Minimalna sugerowana odległość od ściany tylnej to trzydzieści centymetrów, a pół metra to już pełna akustyczna wydolność operacyjna, podobnie jak od ścian bocznych. Nie ma tylnego bass-refleksu, jego wylot znajduje się z przodu, tak więc stawiać można naprawdę blisko ściany, aczkolwiek nie da się jednocześnie ukryć, iż dalsze od tej z tyłu ma pozytywny wpływ na głębię sceny.

Wszystko to razem za wspomniane jedenaście tysięcy pięćset i z dołączoną adnotacją, że to kolumny przede wszystkim dla osób ceniących brzmieniowe wyrafinowanie a nie hałas i łomot z wszystkimi tego konsekwencjami. Nacisk więc na subtelność a nie na ogrom basu, dla którego wielbicieli firma ma inne głośniki.

W razie decyzji zakupowej realizacja trwa kilka dni, a kolumny, jak wspominałem, dostarczane są wyłącznie na koszt producenta, przychodząc w dobrze zaprojektowanych opakowaniach, świetnie zabezpieczających przed wstrząsami i uszkodzeniem. Pod tym względem także więc pełny profesjonalizm, identycznie jak w samym wyrobie. Jedynym pytaniem pozostaje w tej sytuacji, czy to się będzie w sensie stratyfikacji rynkowej opłacać, czego nie rozstrzygniemy przed posłuchaniem.

Odsłuch

Markowe duńskie głośniki.

   Wsad sprzętowy, jak to u HiFi Philosophy, dostał się kolumnom wybitny. Ayon CD-35 Signature za źródło, interkonekt Sulek 6×9 (znacznie droższy niż przedmiot recenzji), Twin-Head plus Croft za wzmocnienie i kabel głośnikowy Acoustic Zen Absolute. Zero w takim razie grymasów i żadnych sprzętowych wymówek. Jedziemy po audiostradzie więc szybkość musi być duża. A jak nie będzie lub zacznie rzucać, to powrót do warsztatu.

Zacznę od tego, że obietnica została spełniona. Kolumny rzeczywiście grają w sposób wyrafinowany, kładąc w o wiele większym stopniu nacisk na subtelność niż na popisy głośności. Owszem, grać mogą bardzo głośno, bo naprawdę dalekie są od zniekształceń (i to jest duży plus), a przy tym dają duży spektakl, o wiele większy niż sam wygląd – i to jest plus kolejny oraz ich cecha wrodzona. Jednakże brzmieniowe uformowanie kładzie większy nacisk na sprawy delikatne aniżeli zgrubniejsze. Tonacja śladowo zostaje podwyższona, a operowanie dźwiękiem jest subtelne. To podwyższenie jest tak śladowe i tak bez procentowej przewagi, że głosy nie zostają sztucznie odmłodzone i nie dostajemy sopranowego podszerstka; niemniej jest właśnie nacisk na delikatność, na wyrafinowanie, na urok. Duże dźwięki – o wiele większe aniżeli byś podejrzewał – ale bardziej oddające się misterności niż pogłębianiu i wzmacnianiu. Dlatego wiolonczela nie gra tak gęsto i nie tak niskim dźwiękiem, jak u na przykład dużych Audioformów, stając się instrumentem bardziej kameralnym, skupionym na oddaniu subtelności barwowych górnego i średniego zakresu. Bardziej więc skoncentrowanym na misterium wysokich tonów niż na cisnącej dźwiękiem gęstość dołu, upodobniającego ją niemal do organów. Tu i tu (czyli od tak czy tak grającej wiolonczeli) dostajemy wprawdzie dogłębne przeżywanie, jako że to instrument przeszywający jak żaden inny – skarżący się niemal jak człowiek – ale w Lagunach ten lament będzie bardziej ludzki a nie na poły boski; bardziej intymny a mniej metafizyczny.

Jego wysokość tweeter.

A propos tego instrumentu, to udało mi się dzięki jednemu z samplerów wpędzić bass-refleks w rezonansowe kłopoty, ale tylko nieznaczne i odniesione do muzyki w stylu „popis” a nie normalnej kompozycji, albowiem już jedna z mych ukochanych płyt – sonaty Beethovena na wiolonczelę i fortepian w wykonaniu nieodżałowanych Rostropowicza i Richtera – zaprezentowała się brzmieniowo bez najmniejszego zarzutu i należycie niuansowo. Dźwięcznie, przenikliwie, z nastrojem i subtelnymi srebrzeniami udręczającymi duszę.

Impuls Audio Lagune nie schodzą bardzo nisko, nie operują też smolistymi czerniami i nie dociążają dźwięku. Stawiają na lekkość, płynność i dopracowanie detali. Tam, gdzie niektórzy inni  przedkładają nad wszystko pełność i substancjalizm, one wolą posługiwać się przestrzennością i analizą dźwięków. To wcale nie oznacza, że bębny zagrają płasko, a całe brzmienie rozjaśni. Nie ma żadnego rozjaśnienia, a substancjalności owszem. Nie ma natomiast zgęszczania, przyciemniania i dodawania pogłosu. Ten jest bardzo umiarkowany, tak tylko aby nie było, że go zupełnie brak. Upraszcza to nieco akustykę, a głosom wokalistów odbiera nieco wtórowania; tej jakby drugiej składowej, w przypadku dobrego łączenia z pierwszą potrafiącej upiększać. (Nie chodzi o sam pogłos w sensie zupełnie ewidentnym, ale coś z pogranicza pogłębiania i podkreślania przestrzeni, co zjawia się u najlepszych kolumn.) Dlatego lepiej wypada wokaliza realizowana studyjnie albo w plenerach od operowej i piwnicznej; ale tu już zwyczajnie wybrzydzam, bo rozmawiamy wszak o kolumnach za jedenaście a nie sto tysięcy.

Jak na ten przedział cenowy jest co najmniej poprawnie, zwłaszcza że głosy i instrumenty mają właściwy indywidualizm i prawidłową sferę emocjonalną, bez żadnych wyskoków w górę ani basowego przysiadu. Nasycenie, tembr i tonalność okazują się prawidłowe, więc przy tej sygnaturze cenowej nie można mieć zastrzeżeń. Zwłaszcza że wszystko jest dopieszczane i realizowane przestrzennie. Żadnego komasowania, nadrabiania uproszczeń hałasem i uciekania w basowe zawracanie głowy. Żadnego też sopranowego skwierczenia – wszystko proporcjonalne i z wysoką kulturą. Niczego też na rockową modłę – bo dla zdeklarowanych rockmanów są od Impuls Audio osobne kolumny – tylko tak pod muzykę ogólnie, żeby się piękna stała.

Poprawiające odbiór odgięcie i decentralizacja tweetera.

Nie znaczy to, że rocka nie da się słuchać. Można, nie ma problemu, zwłaszcza że nie ma na górze jazgotu, a dół nie zieje pustką. Będzie to jednak rock przede wszystkim przestrzenny i rozdzielczo zobrazowany, a nie gęsty, czarny, piwniczny. Bez dominacji bębnów i gitary basowej, także bez obniżonych i zmatowionych chrypą głosów. Będzie napowietrzony – wręcz przedmuchany – czyściejszy więc, nie tak ciemny, chociaż nie rozjaśniony. Zatem jeżeli ktoś tak lubi, to proszę bardzo – jest. Lecz nie będzie to tradycyjny rockowy klimat, typowa dla tej muzyki jazda. Będzie natomiast nastrojowość charakterystyczna dla muzyki poważnej i odpowiednia dla rozrywkowej.

W przypadku tej ostatniej bez umilającego wprawdzie docieplania i aksamitnych czerni tła, wszelako jak najbardziej z naturalną ciepłotą, należycie oddanym temperamentem wykonawców i odpowiednią kulturą całości. Bez dosładzania, pogłębiania i umilania, za to rozdzielczo, wyraziście, naturalnie i nośnie. Zdecydowanie w stronę naturalizmu a nie makijażu, przy odpowiedniej dbałości o oddanie naturalnej urody. Dbałości tak wyraźnej, że kolumny należą do tych, które momentalnie nas zdobywają. Nie trzeba się wsłuchiwać, przyzwyczajać, nabywać z nimi obycia. Momentalnie zostajemy kupieni. Pierwsze wrażenie jest bardzo dobre, nawet lepsze niż drugie, o ile zaczniemy porównywać do jakichś hiper-super, gdyż tego robić nie należy. Nie udawajmy i nie ciągnijmy nad miarę do góry – Raidho te Impuls Audio nie zastąpią; ale też nikt tego nie obiecuje. To nie są kolumny kosztujące majątek. Akustyka nieznacznie zostaje w nich uproszczona, wypełnienie i niskie rejestry nie są aż na miarę popisu – ale wszystkiego w tych pieniądzach nie sprzedają, coś trzeba oddać wyższym cenom. Jest za to ciekawa specyfika, sporządzona na rzecz muzyki poważnej i rozrywkowej, których bardzo dobrze się słucha.

Została jeszcze kwestia przestrzeni i sceny. Impuls Audio Lagune tworzą większy spektakl dźwiękowy niż sceniczny, niemniej przy dobrym ustawieniu pojawia się głębia liczona w metrach, a stereofonia jest bardzo dobra. Nie zieją żadną dziurą pośrodku – wręcz przeciwnie, nie wykazują najmniejszej tendencji do rozsuwania dźwięku na boki. Artyści i instrumenty zjawiają się na całej scenie i słuchałem za te pieniądze wielu systemów głośnikowych, w których pod tym względem działo się znacznie gorzej. Słuchałem też wielu droższych, w których też gorzej było.

Na tle systemu.

Dźwięk realizowany jest na prawidłowej wysokości, nie wykazując żadnych tendencji do górnego czy dolnego dryfu, a pierwszy plan lokuje się w średniej odległości, podczas gdy scena w głównej mierze pomiędzy i za głośnikami. Na ile będzie za i jak głęboko sięgnie, to u mnie zależało od miejsca pozostawionego z tyłu; im obszerniejszego, tym lepiej. Ważna jest też wysokość głowy słuchacza, bo dobrze radzą konstruktorzy, by głośnik szerokopasmowy znalazł się na wysokości jego uszu , czyli siadać należy dość nisko. Poprawia to naturalizację brzmienia, i to w wydatnym stopniu.

 

Podsumowanie

   Konkurencja w tym przedziale cenowym jest przeogromna, a jednak Impuls Audio się nie dało zatopić. Złożyła się na to zarówno elegancka powierzchowność, jak i walory brzmieniowe. Złożyła także uczciwość podejścia do klienta. Bowiem producent nie utrzymuje, że zrobił najlepsze kolumny świata, i do tego absolutnie uniwersalne. Jasno daje do zrozumienia, do kogo dany model jest kierowany i czego należy oczekiwać. Uniwersalizm, owszem, jest – ale sensownie ograniczony, tak żeby to co dla danego gatunku muzycznego ważne nie zanikło w ferworze pasowania na siłę do wszystkiego.

Wszyscy znamy powszechnie stosowaną metodę uniwersalizacji bez na nic się oglądania: zgęścić, przyciemnić, skrócić sopran, wzmocnić bas i wypchnąć średnicę. Wszystko pogrubić i uprościć, a potem rozpowiadać, że tak być właśnie powinno, bo tak wygląda żywa muzyka. Sęk w tym, że nie wygląda, to są zwyczajne banialuki. A już na pewno nie tak wygląda grana na dobrych instrumentach i przez wybitnych artystów. I tu jest pies pogrzebany, tu mamy miejsce dla Lagun, które nie uproszczą, nie poprzekręcają, nie wypchną. Oddadzą właściwe proporcje, zostawią miejsce na subtelność, nie będą epatować nadwymiarowym basem i dociążać ocieplonej średnicy. Dążyć będą do naturalizmu, an ile w tych pieniądzach to możliwe – oddania muzyki nie sfałszowanej i nie przedobrzonej. Za to właśnie trzeba je cenić. Zrobiono je ze znawstwem i świadomością celu. Wyszły w efekcie udane i tym się na rynku bronią.

W punktach:

Zalety

  • Naturalność brzmieniowa.
  • Żadnego taniego efekciarstwa.
  • Wszystko podporządkowane stworzeniu autentycznej atmosfery muzycznej.
  • A jednocześnie gra to popisowo a nie wstrzemięźliwie.
  • W efekcie świetne pierwsze wrażenie, żadnej potrzeby przyzwyczajania.
  • Duży format dźwiękowy, dużo większy niż same kolumny.
  • Dobrze dobrany zarówno do niewielkich jak i całkiem dużych pomieszczeń.
  • Należyta, wręcz finezyjna ekspresja sopranów przy zupełnym braku uciążliwości.
  • Naturalna średnica – z naturalnym ciepłem i nastrojowością, bez żadnego przegrzewania i dopalania.
  • Rozdzielczy bas o niezłym zejściu i dobrej przestrzenności.
  • Spójna scena o dobrze wypełnionym środku i niezłej głębokości.
  • Wyraźnie zaakcentowana sfera emocjonalna.
  • Wyraźny też naturalizm głosów.
  • Wszystko co delikatne zostaje zachowane, a nie utracone na rzecz hałaśliwej popisowości.
  • W efekcie świetna muzyka poważna i rozrywkowa.
  • Całkiem też udany rock, choć nie w charakterystycznych dla niego klimatach.
  • Dobre i bardzo dobre gatunkowo surowce.
  • Staranne wykonanie.
  • Ogromna gama fornirów i odcieni.
  • Można stawiać w pobliżu ściany (dla małych pomieszczeń rzecz bezcenna).
  • Kolce niwelujące nierówności podłoża.
  • Sam dźwięk większy niż gabaryty, a zatem niezłe koncerty.
  • Nietrudne do napędzenia.
  • Nie zabierają dużo miejsca.
  • Zwyczajnie ładne.
  • Porządne opakowanie.
  • Dostawa na koszt producenta.
  • Można posłuchać w domu.
  • Made in Poland.
  • Producent z pewnymi już tradycjami.

Wady i zastrzeżenia

  • Nie dla miłośników ciężkiego, ciemnego brzmienia.

Dane techniczne Impuls Audio Lagune:

  • Typ: kolumna podłogowa, 2-drożna z przednim bass-refleksem.
  • Strojenie bass-refleksu: 29 Hz.
  • Moc: 60 W.
  • Efektywność: 86 dB (2,83V/1m).
  • Impedancja: 8 Ohm.
  • Wymiary: 100 x 18,5 x 27 cm
  • Waga:  17 kg/szt.
  • Zalecane pomieszczenie: 14 – 20 m2
  • Cena: 11 500 PLN (komplet)

System:

  • Źródło: Ayon CD-35 Signature.
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III.
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1.
  • Głośniki: Impuls Audio Lagune.
  • Interkonekty: Crystal Cable Absolute Dream RCA, Sulek 6×9 RCA,
  • Kabel głośnikowy: Acoustic Zen Absolute.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Sulek Power.
  • Listwa: Power Base High End.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
  • Podkładki pod sprzęt: Acoustic Revive RIQ-5010.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

9 komentarzy w “Recenzja: Impuls Audio Lagune

  1. Piotr Ryka pisze:

    Pomiędzy relacjami z AVS normalna, pełnowymiarowa recenzja.

  2. Tadeusz pisze:

    To jakaś wariacja nt. Hapri Marcus czy raczej Nina wstawiona w pudło podłogowego Marcusa z tym,że zamiast głośnika niskotonowego gra obudowa i bass-reflex ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nic mi nie wiadomo o powiązaniach z panem Herzykiem.

    2. Impuls Audio pisze:

      Nie mamy nic wspólnego z Haprią Marcus, tylko jak widzę lekko podobny kształt (tzn. łamana przednia ścianka).

  3. Tadeusz pisze:

    To takie moje lużnie skojarzenie pod kątem wyglądu jako wieloletniego posiadacza Marcusów ? 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Trzeba pytać producentów, czy coś ich łączy albo łączyło.

      1. Piotr Ryka pisze:

        No i się wyjaśniło.

  4. Stream pisze:

    Satori MW16P-8 jest, jak wskazuje jego symbol, głośnikiem 16 a nie 12 centymetrowym(średnica membrany z zawieszeniem-14 cm).

  5. kwas pisze:

    Zwykłe pochyłe skrzynki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy