Recenzja: Impuls Audio Lagune

Odsłuch

Markowe duńskie głośniki.

   Wsad sprzętowy, jak to u HiFi Philosophy, dostał się kolumnom wybitny. Ayon CD-35 Signature za źródło, interkonekt Sulek 6×9 (znacznie droższy niż przedmiot recenzji), Twin-Head plus Croft za wzmocnienie i kabel głośnikowy Acoustic Zen Absolute. Zero w takim razie grymasów i żadnych sprzętowych wymówek. Jedziemy po audiostradzie więc szybkość musi być duża. A jak nie będzie lub zacznie rzucać, to powrót do warsztatu.

Zacznę od tego, że obietnica została spełniona. Kolumny rzeczywiście grają w sposób wyrafinowany, kładąc w o wiele większym stopniu nacisk na subtelność niż na popisy głośności. Owszem, grać mogą bardzo głośno, bo naprawdę dalekie są od zniekształceń (i to jest duży plus), a przy tym dają duży spektakl, o wiele większy niż sam wygląd – i to jest plus kolejny oraz ich cecha wrodzona. Jednakże brzmieniowe uformowanie kładzie większy nacisk na sprawy delikatne aniżeli zgrubniejsze. Tonacja śladowo zostaje podwyższona, a operowanie dźwiękiem jest subtelne. To podwyższenie jest tak śladowe i tak bez procentowej przewagi, że głosy nie zostają sztucznie odmłodzone i nie dostajemy sopranowego podszerstka; niemniej jest właśnie nacisk na delikatność, na wyrafinowanie, na urok. Duże dźwięki – o wiele większe aniżeli byś podejrzewał – ale bardziej oddające się misterności niż pogłębianiu i wzmacnianiu. Dlatego wiolonczela nie gra tak gęsto i nie tak niskim dźwiękiem, jak u na przykład dużych Audioformów, stając się instrumentem bardziej kameralnym, skupionym na oddaniu subtelności barwowych górnego i średniego zakresu. Bardziej więc skoncentrowanym na misterium wysokich tonów niż na cisnącej dźwiękiem gęstość dołu, upodobniającego ją niemal do organów. Tu i tu (czyli od tak czy tak grającej wiolonczeli) dostajemy wprawdzie dogłębne przeżywanie, jako że to instrument przeszywający jak żaden inny – skarżący się niemal jak człowiek – ale w Lagunach ten lament będzie bardziej ludzki a nie na poły boski; bardziej intymny a mniej metafizyczny.

Jego wysokość tweeter.

A propos tego instrumentu, to udało mi się dzięki jednemu z samplerów wpędzić bass-refleks w rezonansowe kłopoty, ale tylko nieznaczne i odniesione do muzyki w stylu „popis” a nie normalnej kompozycji, albowiem już jedna z mych ukochanych płyt – sonaty Beethovena na wiolonczelę i fortepian w wykonaniu nieodżałowanych Rostropowicza i Richtera – zaprezentowała się brzmieniowo bez najmniejszego zarzutu i należycie niuansowo. Dźwięcznie, przenikliwie, z nastrojem i subtelnymi srebrzeniami udręczającymi duszę.

Impuls Audio Lagune nie schodzą bardzo nisko, nie operują też smolistymi czerniami i nie dociążają dźwięku. Stawiają na lekkość, płynność i dopracowanie detali. Tam, gdzie niektórzy inni  przedkładają nad wszystko pełność i substancjalizm, one wolą posługiwać się przestrzennością i analizą dźwięków. To wcale nie oznacza, że bębny zagrają płasko, a całe brzmienie rozjaśni. Nie ma żadnego rozjaśnienia, a substancjalności owszem. Nie ma natomiast zgęszczania, przyciemniania i dodawania pogłosu. Ten jest bardzo umiarkowany, tak tylko aby nie było, że go zupełnie brak. Upraszcza to nieco akustykę, a głosom wokalistów odbiera nieco wtórowania; tej jakby drugiej składowej, w przypadku dobrego łączenia z pierwszą potrafiącej upiększać. (Nie chodzi o sam pogłos w sensie zupełnie ewidentnym, ale coś z pogranicza pogłębiania i podkreślania przestrzeni, co zjawia się u najlepszych kolumn.) Dlatego lepiej wypada wokaliza realizowana studyjnie albo w plenerach od operowej i piwnicznej; ale tu już zwyczajnie wybrzydzam, bo rozmawiamy wszak o kolumnach za jedenaście a nie sto tysięcy.

Jak na ten przedział cenowy jest co najmniej poprawnie, zwłaszcza że głosy i instrumenty mają właściwy indywidualizm i prawidłową sferę emocjonalną, bez żadnych wyskoków w górę ani basowego przysiadu. Nasycenie, tembr i tonalność okazują się prawidłowe, więc przy tej sygnaturze cenowej nie można mieć zastrzeżeń. Zwłaszcza że wszystko jest dopieszczane i realizowane przestrzennie. Żadnego komasowania, nadrabiania uproszczeń hałasem i uciekania w basowe zawracanie głowy. Żadnego też sopranowego skwierczenia – wszystko proporcjonalne i z wysoką kulturą. Niczego też na rockową modłę – bo dla zdeklarowanych rockmanów są od Impuls Audio osobne kolumny – tylko tak pod muzykę ogólnie, żeby się piękna stała.

Poprawiające odbiór odgięcie i decentralizacja tweetera.

Nie znaczy to, że rocka nie da się słuchać. Można, nie ma problemu, zwłaszcza że nie ma na górze jazgotu, a dół nie zieje pustką. Będzie to jednak rock przede wszystkim przestrzenny i rozdzielczo zobrazowany, a nie gęsty, czarny, piwniczny. Bez dominacji bębnów i gitary basowej, także bez obniżonych i zmatowionych chrypą głosów. Będzie napowietrzony – wręcz przedmuchany – czyściejszy więc, nie tak ciemny, chociaż nie rozjaśniony. Zatem jeżeli ktoś tak lubi, to proszę bardzo – jest. Lecz nie będzie to tradycyjny rockowy klimat, typowa dla tej muzyki jazda. Będzie natomiast nastrojowość charakterystyczna dla muzyki poważnej i odpowiednia dla rozrywkowej.

W przypadku tej ostatniej bez umilającego wprawdzie docieplania i aksamitnych czerni tła, wszelako jak najbardziej z naturalną ciepłotą, należycie oddanym temperamentem wykonawców i odpowiednią kulturą całości. Bez dosładzania, pogłębiania i umilania, za to rozdzielczo, wyraziście, naturalnie i nośnie. Zdecydowanie w stronę naturalizmu a nie makijażu, przy odpowiedniej dbałości o oddanie naturalnej urody. Dbałości tak wyraźnej, że kolumny należą do tych, które momentalnie nas zdobywają. Nie trzeba się wsłuchiwać, przyzwyczajać, nabywać z nimi obycia. Momentalnie zostajemy kupieni. Pierwsze wrażenie jest bardzo dobre, nawet lepsze niż drugie, o ile zaczniemy porównywać do jakichś hiper-super, gdyż tego robić nie należy. Nie udawajmy i nie ciągnijmy nad miarę do góry – Raidho te Impuls Audio nie zastąpią; ale też nikt tego nie obiecuje. To nie są kolumny kosztujące majątek. Akustyka nieznacznie zostaje w nich uproszczona, wypełnienie i niskie rejestry nie są aż na miarę popisu – ale wszystkiego w tych pieniądzach nie sprzedają, coś trzeba oddać wyższym cenom. Jest za to ciekawa specyfika, sporządzona na rzecz muzyki poważnej i rozrywkowej, których bardzo dobrze się słucha.

Została jeszcze kwestia przestrzeni i sceny. Impuls Audio Lagune tworzą większy spektakl dźwiękowy niż sceniczny, niemniej przy dobrym ustawieniu pojawia się głębia liczona w metrach, a stereofonia jest bardzo dobra. Nie zieją żadną dziurą pośrodku – wręcz przeciwnie, nie wykazują najmniejszej tendencji do rozsuwania dźwięku na boki. Artyści i instrumenty zjawiają się na całej scenie i słuchałem za te pieniądze wielu systemów głośnikowych, w których pod tym względem działo się znacznie gorzej. Słuchałem też wielu droższych, w których też gorzej było.

Na tle systemu.

Dźwięk realizowany jest na prawidłowej wysokości, nie wykazując żadnych tendencji do górnego czy dolnego dryfu, a pierwszy plan lokuje się w średniej odległości, podczas gdy scena w głównej mierze pomiędzy i za głośnikami. Na ile będzie za i jak głęboko sięgnie, to u mnie zależało od miejsca pozostawionego z tyłu; im obszerniejszego, tym lepiej. Ważna jest też wysokość głowy słuchacza, bo dobrze radzą konstruktorzy, by głośnik szerokopasmowy znalazł się na wysokości jego uszu , czyli siadać należy dość nisko. Poprawia to naturalizację brzmienia, i to w wydatnym stopniu.

 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

9 komentarzy w “Recenzja: Impuls Audio Lagune

  1. Piotr Ryka pisze:

    Pomiędzy relacjami z AVS normalna, pełnowymiarowa recenzja.

  2. Tadeusz pisze:

    To jakaś wariacja nt. Hapri Marcus czy raczej Nina wstawiona w pudło podłogowego Marcusa z tym,że zamiast głośnika niskotonowego gra obudowa i bass-reflex ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nic mi nie wiadomo o powiązaniach z panem Herzykiem.

    2. Impuls Audio pisze:

      Nie mamy nic wspólnego z Haprią Marcus, tylko jak widzę lekko podobny kształt (tzn. łamana przednia ścianka).

  3. Tadeusz pisze:

    To takie moje lużnie skojarzenie pod kątem wyglądu jako wieloletniego posiadacza Marcusów ? 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Trzeba pytać producentów, czy coś ich łączy albo łączyło.

      1. Piotr Ryka pisze:

        No i się wyjaśniło.

  4. Stream pisze:

    Satori MW16P-8 jest, jak wskazuje jego symbol, głośnikiem 16 a nie 12 centymetrowym(średnica membrany z zawieszeniem-14 cm).

  5. kwas pisze:

    Zwykłe pochyłe skrzynki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy