Recenzja: Gryphon Diablo 300

Brzmienie

Szybki rzut oka na bogactwo złączy znajdujących się na tylnym panelu...

Szybki rzut oka na bogactwo złączy znajdujących się z tyłu i zaglądamy pod maskę Diabła.

   Po części to brzmienie zostało już opisane, jako że był Diablo jedynym wzmacniaczem towarzyszącym odsłuchom dopiero co zrecenzowanego, dedykowanego mu odtwarzacza Scorpio. Tak więc na pierwszy rzut oka pisanie jeszcze jednej recenzji wydaje się bezcelowym mnożeniem bytów. Tam grał Diablo ze Scorpio i tu grali razem, więc po co o tym raz jeszcze? Ale, jak często bywa, sprawa tylko pozornie jest prosta. Bo na przykład Diablo wcale nie był dedykowany Scorpio, tylko starszemu Mikado, a to był odtwarzacz z wyższego przedziału; więcej kosztujący i potrafiący. Poza tym nie mógł Diablo zasłużyć na miano najlepszej integry grając jedynie z własnej firmy odtwarzaczami, bo ani tych na rynku nie ma dosyć, by być aż takimi wyznacznikami, ani nawet Mikado to nie była podróż do kresu dźwięku. Dlatego dwie rzeczy w recenzji Scorpio zostały odłożone na czas recenzji Diablo: porównanie Scorpio z droższym dwakroć odtwarzaczem; i w tym, za jednym zamachem, bliższe kresu możliwości przebadanie potencjału samego Diablo. Wszystko zatem sprowadziło się do jednego – do odsłuchu z Accuphase DP-700; już nie produkowanym, zastąpionym nowszym ale bardzo podobnym DP-720, a w czasach rynkowej bytności kosztującym ponad osiemdziesiąt tysięcy.

Lecz najpierw przypomnienie, bo grał wpierw Diablo z Cairnem, a potem z partnerem firmowym Scorpio, a wówczas okazało się, że posiada zbiór zalet faktycznie pozwalających nazywać go wybitnym, w tym jedną stosunkowo prostą badawczo i opisowo, mianowicie dynamikę. Ta w gruncie rzeczy przynależy bardziej odtwarzaczom niż wzmacniaczom, o ile tylko dany wzmacniacz ma dość mocy dla podpiętych kolumn. Ale jeżeli ma, to raczej niewiele ograniczy i z doświadczenia wiadomo, że różnice dynamiczne bardziej będą zależeć od odtwarzaczy niż wzmacniaczy. Niemniej i wzmacniacz ma pod względem dynamiki sporo do powiedzenia, a to co mówił Diablo wskazywało, że z dynamiką radzi sobie bez zarzutu. Druga rzecz, także bardziej zależna od odtwarzaczy, ale z większą już rolą wzmacniacza, to czystość i wyraźność artykulacji.

Gryphon Diablo 300 HiFiPhilosophy 001Gryphon Diablo 300 HiFiPhilosophy 002Gryphon Diablo 300 HiFiPhilosophy 003Gryphon Diablo 300 HiFiPhilosophy 004

 

 

 

 

Akurat partnerując Scorpio miał Diablo do czynienia z tymi walorami na świetnym poziomie, tak więc nie tylko dynamiki, ale także tych cech nie ograniczał. Trzecia natomiast właściwość, to już jego wyłączna domena, mianowicie neutralność – i to pod każdym względem z osobna, jak również w całościowym aranżu. Neutralność światła, temperatury, palety barw, dawki wycieniowania; a także szeroko rozumianej całościowej nastrojowości, na którą składają się też takie elementy, jak dozowanie na skali słodycz-gorycz, smutek-radość, chudość-pełność, młodość-dojrzałość, filigranowość-masywność, duże-małe, bliskie-dalekie, szybkie-wolne, płynne-szarpliwe, poważne-wesołe, skryte-jawne, nudne-ciekawe, itd.

Pod każdym z tych względów integra Gryphona okazała się neutralna, to znaczy zdolna przekazać dowolny zestaw cech organizowanych przez resztę toru. Niczego sama nie narzucała i gotowa była na każdy wariant. Świadczyły o tym nie tylko oba odtwarzacze, ale także trzy pary podłączanych kolumn i wiele podpinanego okablowania. Pod tym względem Gryphon Diablo okazał się o wiele bardziej neutralny niż mój lampowy zestaw, który pewne kryteria traktuje dosyć wąsko, nie pozwalając na brzmienie jasne, zbyt poszarpane, czy basowo wyjałowione. Sam zawsze mruczy basem, wygładza i upłynnia, a także stosuje w obfitej dawce światłocień, nie pozwalający na całkowitą jasność.

Czas dać diabelnemu wzmacniaczowi pole do popisu.

Czas dać diabelnemu wzmacniaczowi pole popisu.

Coś zawsze także ociepla i może nie tyle dosładza, co czyni dźwięki szczególnie giętkimi i płynnymi, w połączeniu z cieniowaniem nadając im melodykę, ze słodyczą wprawdzie nie tożsamą, ale względem słodyczy pokrewną, jako tak zwana słodycz głosów. Tymczasem Diablo nie. Jemu nie zależy, że tak antropomorficznie się o nim wyrażę. Jeżeli czegoś w źródle nie ma, albo okablowanie czegoś nie umie podtrzymać, to on sam o to nie zadba i niczego sam nie poprawi. Krótko mówiąc: przyjmuje postawę obojętną i zachowawczą, dopalając jedynie samą dynamikę i oferując potężną moc. Co do reszty jest neutralny, ale zarazem niczego nie psuje. I by to udowodnić, do akcji wkroczył Accuphase.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

16 komentarzy w “Recenzja: Gryphon Diablo 300

  1. Zatroskany pisze:

    Paskudne błędy autor sadzi, aż oczy bolą. Niewiele ich, ale jak się już pojawiają, to na poziomie podstawówki. Nie ma czegoś takiego jak „duża ilość przyłączy”, jest za to liczba, choć to jeszcze nic. Najbardziej doskwiera „Pszyjemny kolorystycznie, regulowany…”, a to tylko ostatnia strona. Zapewniam, jest tego więcej. W poprzednich artykułąch także nie brak ortograficznych wpadek.

    Dobra rada: zamiast nad kwiecistymi zdaniami, co, z tego co widzę, jest tu na porządku dziennym (co może, choć nie musi być OK), może warto pochylić się nad podstawami naszego języka. Szkoda go tak barbarzyńsko kaleczyć. A jeżeli czasu brak na korektę, to może warto wrzucić tekst w Worda, te najgorsze babole same poznikają.

    1. @Niezatroskany pisze:

      @Zatroskany, co Ci dało to? Ja mam zawsze taka odpowiedz: „Nie podoba się to nie czytaj”. Jeśli już chcesz pomoc autorowi to wyjmij najpierw słomę z butów. Kultura to rzadka cecha….

  2. PIotr Ryka pisze:

    Nie ma czegoś takiego jak duża ilość? To zależy w czyjej głowie… Proszę się nie ośmieszać. Krytyczny zapał bywa twórczy, ale nie zawsze. Co do słowa „pszyjemny”, to błąd powstał właśnie przy przenoszeniu tekstu na stronę. Z nieznanych mi powodów edytor tekstu na stronie popełnia literówki, a słowa przyjemny nie ma w jego słowniku. Sam zmienia czasem przyjemny na pszyjemny i robi takie błędy przy wielu innych okazjach, a także skleja wyrazy. Trudno wszystkie takie błędy wyłapać i czasem pozostają. (Piszę w Wordzie, proszę się nie martwić. On zresztą także nie jest wolny od błędów i wielu słów mu brakuje w polskim słowniku.) Oczywiście w tekście zdarzają się czasami także błędy autorskie, często wynikłe z pośpiechu lub zmęczenia. Staram się je potem usuwać, ale nie zawsze chce mi się robić to z całą starannością. Mea culpa. Niemniej za słowa krytyki dziękuję, bo zawsze są inspirujące i zachęcające do lepszej pracy. Pozdrowienia.

    1. Zatroskany pisze:

      Ależ to Pan się ośmiesza poprzez nieznajomość prawideł naszego języka, po raz kolejny zresztą. Odpowiadając na pytanie to nie, nie ma czegoś takiego jak duża ilość rzeczy policzalnych, którymi przyłącza zamontowane na tyle urządzenia niewątpliwie są. Bezsprzecznie da się je wyodrębnić i policzyć, wtedy mowa tylko i wyłącznie o liczbie. Może być ilość wody w rzece co najwyżej, albo piachu na plaży. Ale gdy mowa o jej ziarnach, to już jest liczba. To nie jest rzecz subiektywna, jak Pan sugeruje powiązana z tą czy inną głową, a całkiem proste zasady, którymi rządzi się nasz język. Zostały ustanowione już „jakiś czas” temu i w większości przypadków, a z pewnością gdy mowa o liczbie/ilości, nie są płynne i z tym się nie dyskutuje, tu nie ma pola do interpretacji. Pana dyletanctwo tu wychodzi.

      Tutaj pierwszy z brzegu przykład kwiecistości w Pana wydaniu niczym nieuzasadnionej i sprzecznej z tym, czego nas w szkole podstawowej uczą: kolumny, wzmacniacze, słuchawki i inne rzeczy martwe nie mogą niczego posiadać, bo są… martwe. Mogą coś co najwyżej mieć. To popularny błąd, ludzie stosują go nagminnie chcąc przydać elegancji słowu pisanemu, Pan także, a efekt jest dokładnie odwrotny, trąci amatorką. Większość ludzi pochyli się nad tym, jakiego to „cudownie płynnego” języka Pan używa chociażby przez ten kiks. Na którymś poziomie można Pana język odebrać w taki sposób. Ale rzeczywistość jest zupełnie inna i ktoś, kto choć odrobinę zna się na słowie pisanym (a i owszem, jestem taką osobą) pokiwa tylko głową, a czasem wręcz przetrze oczy ze zdumienia nad kalibrem niektórych Pańskich przewinień językowych.

      Nie wystarczy pisać dużo, żeby pisać dobrze. Zmierzam do tego, że nie ma Pan warsztatu, bo takowego nie można mieć bez zwrotki od osoby zajmującej się językiem zawodowo, lub nie ślęcząc nad lekturami traktującymi o naszym języku… i tym sposobem utrwala Pan własne błędy. To widać, bo wiele jest przenoszonych z artykułu na artykuł. Rysuje się ich wzorzec, a jakże. Można mieć własny styl, Pan nagminnie stosuje szyk przestawny w tym celu. Taką składnię momentami ciężko rozszyfrować, mało zgrabna jest i w Pana konkretnym przypadku często przegadana, choć to jeszcze ujdzie w tłumie. Ale gramatyczno-interpunkcyjno-ortograficznych wpadek jest trochę. Coś mi się nie chce wierzyć, że Word „przy przenoszeniu” tego tematu nie ogarnia.

      No i ponad wszystko, po napisaniu sugeruję zacząć czytać własne teksty zdecydowanie więcej niż jeden raz. To pomaga. Pozdrawiam.

      1. Marcin pisze:

        Przesadza Pan z tą ilością błędów; jest ich znacznie mniej (mnie też będzie Pan krytykował za ten liczebnik nieokreślony?) niż w tekstach Pana Paucuły, który ponoć obronił nawet doktorat na polonistyce, choć w bazie ludzi nauki brak jest na ten temat jakichkolwiek danych (sprawdzałem).

      2. PIotr Ryka pisze:

        Odnośnie liczba vs ilość. Tego rodzaju rozróżnienie w odniesieniu do kwantów policzalnych i niepoliczalnych rzeczywiście istnieje, ale w języku angielskim. Natomiast, panie zatroskany polonisto, sugerowane przez ciebie określenie „duża liczba przyłączy” w odniesieniu do ich rzeczywistej liczby, na przykład dziesięciu albo piętnastu, byłoby tak naprawdę śmieszne, ponieważ duże liczby to powiedzmy sto do setnej potęgi a nie piętnaście. Piętnaście to liczba mała, malutka, o ile rozpatrujemy liczby całkowite, ale tylko te odnoszą się do przyłączy i temu podobnych.

        Istnieją na świecie różne porządki, nie tylko ten sugerowany tu uparcie (niepoprawnie zresztą) gramatyczny. Gdyby trzymać się tych belferskich odniesień do posiadania czegoś przez coś i analogicznych ograniczeń formalnych, wówczas poezja i szerzej literatura byłyby niemożliwe, a w każdym razie idiotycznie zubożone i nudne. Czyjś sposób pisania i widzenia świata można cenić albo odrzucać, i tu każdy niech pozostanie przy swoim. Natomiast jeżeli zaczniemy przy tym grzebać, to zaraz okaże się, że na przykład posiadanie czegoś przez żywe istoty to podejście wysoce mylące i dalekie uproszczenie. I jeszcze okaże się, że mogą one „posiadać” te swoje posiadłości o wiele słabiej od wielu bytów martwych. Mogą bowiem tak naprawdę tylko przez pewien czas pewne cechy nosić i użytkować pewne przedmioty. Przez krótki, ograniczony narodzinami i śmiercią moment. Posiadać może Bóg, o ile istnieje, jednakże pan czy ja swoje rzeczy i cechy mamy tylko na chwilę, tak więc idea posiadania odnosi się do nich nieprecyzyjnie i złudnie. Niczego co pan ma, tak naprawdę pan nie ma, bo wszystko to prędzej czy później nieuchronnie pan straci. To tylko prymitywna ludzka chciwość podsuwa jaźni ideę posiadania, jako czegoś trwałego w tym naszym nieznośnie nietrwałym bycie. Tak więc więcej pokory panie gramatyku wobec złożoności świata.

        Przy okazji. Istniała kiedyś grupa badawcza złożona z językoznawców, filozofów i logików, nazwana później Kołem Wiedeńskim. Ci panowie też postanowili ograniczyć rzeczywistość, bardzo nawet radykalnie; w swoim przypadku nie do ścisłego trzymania się reguł gramatycznych tylko do tak zwanych zdań protokolarnych, mających być ścisłymi relacjami z doznań zmysłowych. Tym sposobem mieli zamiar zniszczyć znienawidzoną przez siebie metafizykę, będącą w ich mniemaniu zbytecznym balastem w dobie nauki i postępu. No i niestety, po kilku latach zaciętych zmagań okazało się, że to droga donikąd. (Dlaczego donikąd razem a do domu oddzielnie?) Sensu nie da się bowiem zawrzeć w regułach, zawsze je przekracza. Pan więc będzie dalej pisał po swojemu o duże liczbie kilkunastu przyłączy, a ja będę się z tej pańskiej dużości śmiał i pisał po swojemu o dużej ilości, by mógł się pan dalej puszyć swoją gramatyką i utyskiwać na moje szyki przestawne.

        1. Zatroskany pisze:

          Nagina Pan reguły, które już zostały ustalone, zasłania swoje braki językowe filozoficznymi wywodami i porusza kwestie, które z tematem nie mają nic a nic wspólnego. Omawiane zasady nie podlegają różnej optyce i interpretacji, nie ma tu miejsca na filozofowanie. Panu się tylko wydaje, że tak jest. Na tym etapie naszej wymiany to żenująca postawa, błędna i śmiechu warta. Byłem przekonany, że my tu rzeczowo rozmawiamy, ale gdy zabrnął Pan w „różne porządki gramatyczne” w przypadku poruszanych aspektów, to mi się odechciało.

          Proszę, może to czegoś Pana nauczy: https://www.youtube.com/watch?v=Gc31UQ-C6dw

          Panie Marcinie, trzeba wiedzieć czego szukać.

          1. PIotr Ryka pisze:

            Nie pisałem o różnych porządkach gramatycznych tylko myślowych. No i jasne, że się Panu odechciało; często tak bywa w konfrontacjach zdrowego rozsądku z filozofią. To są spotkania niejednokrotnie bolesne. Ale było nie zaczynać…

            Za link do pana Miodka dziękuję, ale nie w smak mi nauki byłego agenta SB, który w tej swojej poprawnej gramatycznie a wyjałowionej myślowo i moralnie polszczyźnie gryzmolił donosy na kolegów.

            Ale skoro się już odsyłamy, to proponuję zapoznać się z wittgensteinowską koncepcją gier językowych, zawartą w „Dociekaniach filozoficznych”, jako przykładem innego niż tylko gramatyczny rozumienia języka. Bo nawet matematyka, będąca najściślejszym co do reguł spośród znanych języków, jest żywa i zmienna – i przez poszczególnych matematyków rozumiana nieraz w diametralnie różny sposób.

  3. Piotr pisze:

    Witam. Może coś bardziej na temat. Jest szansa na testy nowych urządzeń Astella AK 70, AK 300 albo AK Junior ? Pozdrawiam.

    Dla mnie najważniejsze są testy
    sprzętu, jak brzmi, z czym łapie synergie itd. Dlatego chętnie tutaj zaglądam.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Jest, ponieważ dystrybutor przyjazny, chętnie użyczający.

  4. Piotr pisze:

    Super ….

  5. Sławek pisze:

    Aż by się chciało tego diablo posłuchać, na pewno brzmi lepiej niż Lamborghini diablo…

    1. PIotr Ryka pisze:

      No, nie wiem. Lamborghini nie słyszałem. Ferrari tak, ale Lamborghini nie.

  6. Maniek pisze:

    Rzeczywiście tragiczna polszczyzna i niewiele nowych, ciekawych spostrzeżeń i obserwacji.
    Zmarnowane kilka minut na czytanie o niczym nowym, a do tego forma przekazu pozostawia wyraźny niesmak…

  7. Piotr+Ryka pisze:

    Najwyraźniej już wiosna – hejterek wykiełkował.

    1. Marek pisze:

      Witamy rzodkiewki, pierwsze witaminy wiosny 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy