Recenzja: Grado SR-325is

sr325islrg

  Znów o słuchawkach, ale taki układ, bo dostałem te SR-325is na krótko i zaraz muszą wracać do właściciela. Tak w ogóle, to nie na krótko, bo na ponad tydzień, ale w tym czasie trzeba je jeszcze było wygrzać, gdyż wcześniej mało grały. Przystałem na to, bo lepiej szybko napisać recenzję, nawet kiedy jedne słuchawki następują po drugich różnorodność sprzętową zaburzając, niż nie napisać recenzji wcale. Zwłaszcza kiedy obiekt jest tak godny recenzji jak w tym wypadku. Albowiem te Grado to słuchawki z historią i renomą. Tak naprawdę stanowią kontynuację i poniekąd wypadkową pamiętających początki lat 90-tych Grado RS-1 i SR-100, będących pierwszymi audiofilskimi i czysto komercyjnymi słuchawkami spod znaku Grado, powstałymi w następstwie sukcesu limitowanych i profesjonalnych HP-1000, których historię starałem się skrótowo nakreślić w recenzji modelu GS-1000i.

Napisałem ledwie parę linijek, a już gęsto zaczyna się robić od różnych modeli słuchawek, ale tak to już jest, że najbardziej znane słuchawkowe manufaktury oferują nieraz i po kilkadziesiąt modeli, których nie idzie nawet spamiętać, a jak włączyć w to jeszcze historię a wraz z nią modele minione, to już albo całkiem zagubić się można, albo trzeba mieć encyklopedyczną wiedzę. W przypadku Grado sprawa i tak jest jeszcze stosunkowo prosta, bo oznaczenia są łatwe do spamiętania, choć i tutaj jest pole do zagubienia, bo na przykład RS-1 oznacza wprawdzie zgodnie z domysłem Reference Series, ale już SR-100 nie oznaczało chyba niczego poza szykiem przestawnym, skoro seria im przynależna nazywała się Prestige, a z kolei GS-1000 przynależą do jednoobiektowej Statement Series, ale wcale nie nazywają się SS-1000, tylko najpewniej by zapobiec złym skojarzeniom z hitlerowskim Die Schutzstaffel (czyli SS właśnie), trochę inaczej.

Zwał jak zwał, w każdym razie seria modeli mniej referencyjnych niż te z oznakowaniem RS i mniej profesjonalnych niż te z sygnaturą HP (Headphone Professional), a także PS (Professional Series), jak również nie będących składnikiem wspomnianej Statement Series, oznakowane są symbolem SR, który to symbol pieczętował początkowo jeden zaledwie model, a obecnie oznakowuje ich aż pięć, przy czym żaden z nich nie nazywa się tak jak protoplasta SR-100, jako że ów protoplasta nie posiada współczesnej kontynuacji. Spośród całej tej piątki najsławniejsze (i jednocześnie najtańsze) są Grado SR-60 oraz właśnie SR-325is, będące dla serii Prestige modelem szczytowym i jednocześnie już trzecim pokoleniem bardzo popularnych Grado SR-325. A Grado SR-325 to nic innego jak zamorski konkurent sławnych Sennheiserów HD 600 i Beyerdynamiców DT 880/990, odpowiadający im przedziałem cenowym i oferowaną klasą brzmienia, choć oczywiście każda z firm uważała i uważa, że to jej produkty są najlepsze. Akurat będzie okazja to sprawdzić, bo zarówno HD 600 jak i DT 990 mam pod ręką.

Przeszusowawszy (prawdziwe słowo-bat na Anglosasów) niczym Ingemar Stenmark (może pamiętasz jeszcze to nazwisko czytelniku) pomiędzy modelami słuchawek, docieramy na koniec do mety w postaci opisu technologii i brzmienia.

Budowa

Grado-325is_17

Takie opakowanie nie przystoi tak zacnej i sznowanej marce…

 Grado SR-325is mają dla swojej firmy budowę klasyczną, opracowaną jeszcze na potrzeby inaugurującej romans Grado ze słuchawkami profesjonalnej serii HP, przy czym trzeba zaznaczyć, że wszystkie poza dokanałowymi słuchawki tej marki mają ten sam fason budowy, a różnice dotyczą jedynie materiału z którego wykonano muszle oraz wielkości padów. Dwa modele – PS-1000 i GS-1000 – pady te mają wokółuszne, a pozostałe, pierwotnym wzorem zaczerpniętym jeszcze od słuchawek sprzed pierwszej wojny światowej, są nauszne, czyli oparcie dla padów stanowi u nich małżowina uszna. Jednym to bardzo przeszkadza, a inni twierdzą, że niczego złego w tym nie ma, no ale trzeba przyznać, że świat oglądał rozwiązania konstrukcyjne słuchawek od tego bardziej wygodne. Sam jednak nie narzekam i bez problemów użytkowałem przez kilka lat mające taką właśnie konstrukcję Grado RS-1, aczkolwiek rozwiązanie zastosowane w GS-1000 podoba mi się znacznie bardziej. Sama zaś konstrukcja, złożona z metalowego pałąka obszytego skórą łączącego dwie prowadnice przytwierdzone bezpośrednio i obrotowo do muszli, jak podkreśla Grado, ma dla brzmienia bardzo duże znaczenie, na co wpływa nie tylko prosty, minimalistyczny kształt, ale i brak plastikowych elementów, mogących generować zakłócający rezonans. Ściśle biorąc takich plastikowych elementów nie było jedynie w profesjonalnych HP, podczas gdy obecnie skutkiem uproszczenia i kompromisu odnajdziemy je w każdych słuchawkach Grado pod postacią dwóch plastikowych zacisków łączących prowadnice z pałąkiem, co nie wydaje się udanym rozwinięciem pierwotnego pomysłu, w którym zaciski te były aluminiowe i wyposażone w mocujące śruby. No ale takie już mamy plastikowe czasy. Dobrą nowiną jest natomiast nowe okablowanie, wprowadzone w 2009 roku. To 8-żyłowy przewód w oparciu o miedź UPHLC, produkowany przez samo Grado i zastępujący wcześniejsze kable chińskie o niskiej jakości. Szkoda jedynie, że ten lepszy kabel jest krótszy od poprzednika i ogólnie dość krótki, mierzący od muszli do podstawy jacka ledwie 160 cm. W zamian, z uwagi na jego wielożyłowość, bezproblemowo może być przerobiony na symetryczny, zarówno taki z 4-pinowym wtykiem pojedynczym jaki i dwoma 3-pinowymi. Bardzo wysokiej klasy są też druty z których nawinięto cewki przetworników. Podobnie jak kable przyłączeniowe powstają one u samego Grado, a pierwotny materiał z długokrystalicznej miedzi UPHLC jest uszlachetniany poprzez rozciąganie i wyżarzanie, celem uzyskania przewodnika o większej jednorodności, a więc i możliwości przewodzenia.

Grado-325is_19

Grado-325is

Ostatnim istotnym elementem są muszle wykonane ze stopu aluminium, niespecjalnie lekkiego ale i nie ciężkiego, który to stop przechodził w kolejnych latach i wersjach przeobrażenia kolorystyczne, zmieniając się ze srebrnego w złotawy, a teraz na powrót będąc srebrzystym. W najnowszym wcieleniu jest zdaje się wykończony połyskliwie, ale sam mam wersję matową, nieco starszą.

Sumarycznie rzecz ujmując słuchawki są niewielkie, dosyć wygodne, ze średniego przedziału cenowego, z dobrych surowców i bardzo znane. Pakują je ku zniesmaczonemu zdziwieniu licznych komentatorów w tandetne tekturowe pudełko, tak skromne, że wiele znacznie gorszych słuchawek ma dużo elegantsze opakowanie, no ale to nie opakowań się słucha, toteż nieporównanie lepszą jest rzeczą znaleźć dobre słuchawki w marnym opakowaniu niż kiepskie w ładnym, podobnie jak lepiej mieć słuchawki od razu z dobrym kablem niż się za lepszym uganiać i jeszcze za niego dopłacać. Tak więc krytykę marnego pudła na bazie wysokiej jakości samych słuchawek i odnośnego kabla możemy sobie darować.

Ze spraw technicznych: słuchawki przenoszą pasmo 18 Hz do 24 kHz, mają niską, pasującą (podobnie jak sama nauszna konstrukcja) do sprzętu przenośnego 32 ohmową impedancję i również ze sprzętem mobilnym jak najbardziej licującą wysoką czułość, a całościowo budowę posiadają dynamiczną i otwartą, o precyzyjnie dostrojonych przetwornikach, by w obu uszach muzyka wybrzmiewała równie pięknie.

Odsłuch

Grado-325is_16

Ten typ konstrukcji to już klasyka gatunku

 Zacznijmy od systemu komputerowego i od porównania. Na system złożą się karta dźwiękowa Asus Xonar Essence STX i wzmacniacz słuchawkowy Ear Stream Sonic Pearl, połączone interkonektem Ear Stream Reference RCA, a słuchawkami odniesienia będą zapowiadane Sennheisery HD 600 i Beyerdynamiki DT 990 (250 Ohm).

 

Weźmy na początek z You Tube „Preludia” Chopina grane przez Alfreda Cortot (Wykonanie z 1955 roku.)

Sennheisery zagrały z lekko przyciemnioną tonacją, głębokim brzmieniem, jak zawsze bardzo rozdzielczo i jak zawsze kiedy je właściwie napędzać autentyczną muzyką. Fortepian stał w średniej odległości od słuchacza, zaznaczała się akustyka pomieszczenia i budujący ją rewerb, jednak bez żadnej przesady, tylko tak jak należy żeby oprawa akustyczna dawała się odczuć. Dźwięk atakował ze średnią prędkością i z nostalgiczną nutą na końcu podtrzymania. Całość przekazu była minimalnie z dystansem; tak niby bezpośrednio, a jednocześnie w uczuciowym ujęciu. Z cieniem refleksji pełgającym pośród cienistości tej przyciemnionej tonacji, w dużej mierze pochodzącej niewątpliwie od samego nagrania, i jednocześnie z pobłyskującymi pośród tych cieni wysokimi tonami, cokolwiek żyjącymi własnym życiem i z własnymi akcentami, co znów wynikało zapewne z ograniczeń jakościowych muzycznego materiału. Wypełnienie było umiarkowane, jak zawsze w archiwalnych nagraniach, ale atmosfera uczuciowa i piękno brzmienia silnie się wyrażały.

Wzięte zaraz potem DT 990 zagrały dalece inaczej. To co u Sennheiserów było szumem tła, u nich okazało się sykiem. Wysokie tony były o wiele bardziej głuche i pozbawione światła, a cały przekaz dużo bardziej się ujednolicał, przy czym fortepian nie miał określonej lokalizacji, tylko grał tak jakby słuchacz siedział w jego rezonansowym pudle. Walor uczuciowy zatracał się całkowicie, a nad wszystkim dominowało wrażenie archiwalności nagrania, o wiele silniej tu wyrażone i zjadające pozostałe aspekty. Tonacja była jaśniejsza, a całość jak ze starej pianoli. Ogólnie przepastnie gorzej to wypadło w sensie artystycznym, a wytłumaczeniem dla Beyerdynamiców może być zarówno fakt, że zaliczył dotąd jedynie około stu godzin grania, jak i kwestia ich współpracy z Sonic Pearl względem porównywanego Sennheisera.

Grado-325is_15

Najwyraźniej konstruktorzy Grado nie widzą potrzeby jakiejś tam rewolucji wizerunkowej i trzymają się schematu

No to sięgnijmy po przedmiot recenzji, nasze Grado SR-325is. Dla właściwszego pozycjonowania porównań najpierw puściłem ponownie Sennheisery, by konfrontacja z silniejszym konkurentem bardziej bezpośrednia się odbyła, a wessawszy w zasób pamięci muzyczną frazę sięgnąłem po Grado. Zagrało to podobnie do Sennheiserów, ale zarazem inaczej. Przyciemnione światło nagrania i tu było zaznaczone, natomiast pasmo spójniejsze, bez wyodrębnionych sopranów. Jednocześnie atak był szybszy, skutkiem czego odczuwało się więcej autentyzmu, a jednocześnie nie było tego nostalgicznego zdystansowania i metafizycznego cienia. Muzyka była żywsza, bliższa i bardziej jednolita. Bardziej popisowa, a mniej romantyczna. W sumie prawdziwsza, perfekcyjniej w całość poukładana i równiej rozłożona, ale mniej nastrojowa.

 

To może na odmianę coś z klasyki rocka. Na przykład „Paranoid” Black Sabbath.

Zacznijmy tym razem od Beyerdynamica. Poszło o wiele lepiej niż z fortepianem. Rytm wybijał się błyskawicznie, trzymając słuchacza w napięciu, a wokaliza była dokładnie zlokalizowana w dali, tak jakby się faktycznie było na koncercie. Wysokie tony nadal były wprawdzie nieco głuche, ale basu już spory kawałek i ogólnie atmosfera rockowego ataku dobrze wyrażona, pomimo całościowej słabości technicznej samego nagrania. Ogólną poprawę jakościową przynosiło dokładne upchnięcie uszu w komorze słuchawek, tak aby oparcie padów o opuszki nie powodowało dodatkowego dystansu pomiędzy otworem słuchowym a przetwornikiem. W takim bliższym usytuowaniu przekaz stawał się cieplejszy i bardziej bezpośredni.

Z wszystkich tych zabiegów wokół poprawy brzemienia niewygrzanego jeszcze ale i nie świeżego już niczym szczypiorek na wiosnę dawnego flagowca Beyerdynamca dawny flagowiec Sennheisera nie zrobił sobie wielkiego zachodu, błyskawicznie ukazując bogatsze brzmienie. Przekaz sławnego klasyka znów był na czarniejszym tle osadzony, bardziej bezpośredni i ogólnie wyższej jakości nagraniu przydający. Z wokalizą wciąż lekko odsuniętą, ale postawioną zdecydowanie bliżej i większy rozmiar mającą, a sam głos wykazywał się większą złożonością, podobnie jak bardziej złożone było brzmienie strun gitary. Wejście w nagranie okazało się mocniejsze, dźwięk bardziej otaczający, a wieloaspektowość lepiej uwydatniona. To co u Beyerdynamica było przede wszystkim dominującym rytmem, tu zostało rozbite na wielość dźwięków, a właśnie rytm trochę się w tej złożoności gubił i w najmniejszym nawet stopniu nie dominował. Z jednej strony to większe bogactwo i kunszt w oddawaniu brzmienia u Sennheisera było lepsze, z drugiej ten atakujący rytm u Beyerdynamika miał niewątpliwie swoje zalety, bardziej przypominając szaloną jazdę, podczas gdy u sennheiserowskiego konkurenta ta rytmiczność przykryta była prawie w całości bardzo wyeksponowaną wokalizą. Osobiście wolałem słuchać wersji Beyerdynamica, bardziej do rockowego stylu odpowiedniej.

Odsłuch cd.

Grado-325is_10

Pora na potyczkę z Sennheiserowskim weteranem

   Na tle dwóch europejskich konkurentów amerykańskie słuchawki z sygnaturą SR-325is  pokazały przede wszystkim trzy rzeczy: ekstensję sopranów jeszcze wyżej idącą niż u Sennheisera, zdecydowanie najsilniejsze otoczenie słuchacza muzyką – z wrażeniem bycia na scenie włącznie – oraz równie silne co u Beyerdynamica wybicie rytmu, przy czym tym razem ani wokal nie przykrywał perkusji, ani perkusja wokalu, tylko wspólnie przypuszczali atak na słuchacza, wzajemnie się w tym ataku wspierając. Ilość bitów na sekundę była największa, co w połączeniu z aktywnością sopranów stwarzało obraz wymagający większego skupienia i zaangażowania; nie taki do słuchania w tle, ku czemu największe inklinacje miał Beyerdynamic, tylko jak to teraz mawia młodzież, do brania prosto na klatę.

Z pól bitewnych komputerowego audiofilizmu udajmy się do pierwszego z dwóch systemów stacjonarnych. Złożyły się nań odtwarzacz Cairn i wzmacniacz słuchawkowy Burson Conductor spięte Tarą Air1.

 

To może teraz na odmianę jazz. I żeby było osobliwie, jazz rosyjski, że znakomitej płyty „Pozdrowienia z Moskwy”

Rosjanie żyją muzyką dużo bardziej niż Polacy. Częściej śpiewają i częściej muzykują. Na wspomnianej płycie znakomicie słychać jak muzyka jest im bliska i jak świetnie się pośród niej czują.

Zacznijmy znów do DT 990, które startując poprzednio z pozycji niewygrzanego chłopca do bicia dzielnie na rockowym materiale się obroniły. Tym razem dziarsko walczyły także. Upchnąwszy starannie uszy w muszlach i solidnie je docisnąwszy do głowy, by broń boże przetworniki nie usytuowały się zbyt daleko, usłyszałem całkiem ciepłe instrumenty dęte, całościowy sceniczny porządek i całościowy spokój. Muzyka dawała efekt podobny jak kiedy słucha się samego ksylofonu. Była to prężną dźwięczność i spokój. Bez chropowatości, zmiękczania i rozrzewnionych wybrzmień. Taki sprężysty porządek z cieplejszymi rejonami w okolicach trąbek i towarzysząca temu całościowa równowaga. W sumie z lekkim dystansem, ale ogólnie bardzo dobrze. Lubię taki spokojny sposób grania z minimalnym do wszystkiego dystansem, wynikającym z aranżacyjnego spokoju i postawności samego dźwięku. W końcu nie wszystko musi być jak gorąca kąpiel, łaszący się kotek, albo skok do basenu na główkę. A poza tym w brzemieniu DT 990 zaznaczała się obecność basu. Takiego solidnego, mającego wagę i wymowę. Ogólnie zagrało to więcej niż dobrze.

Grado-325is_12

Pojedynek na remis, na arenę wzywamy więc…

Wzięte następnie w obroty HD 600 znów zagrały bliżej i bardziej otaczająco, a przy tym minimalnie ciemniej. Wcześniejsze brzmienie Beyerdynamica epatowało swego rodzaju dostojeństwem, wynikającym ze postawności całego dźwięku i mocnego basu, a tutaj było bardziej naturalnie i miękko, z wyżej postawionym całym pasmem i większą śpiewnością. Tego i tego słuchało się świetnie i za każdym razem gdy przechodziło się z jednych słuchawek na drugie zaczynało brakować tego co było przedtem. Całościowo, gdyby odwoływać się do nietypowych porównań, dźwięk DT 990 był jak połyskujący i twardy wąż boa, a Sennheiserów jak skrząca naelektryzowanym futrem giętka czarna pantera.

Dźwięk wysłuchanych na końcu SR-325is stanowił bez wątpienia syntezę obu poprzednich. Miał moc basu Beyerdynamiców i głębokie muzyczne wejście oraz kocią zwinność Sennheiserów. Jak to ma zwyczaj czynić Grado, otaczał słuchacza muzyką i jak zawsze w tych porównaniach wymagał bardziej skupionego słuchania wynikającego właśnie z tego braku dystansu. Nie była to muzyka gdzieś z przodu, jak miało to miejsce u Beyerdynamica, czy zaraz obok, jak u Sennheisera, tylko tu właśnie dookoła, toteż trzeba było uważać żeby na kogoś nie wpaść.

Podsumowując, tym razem wszystkie trzy prezentacje bardzo mi się podobały i nie chciałbym być zmuszonym do wskazywania zwycięzcy.

 

Co by tu teraz tego. Może jakąś symfonikę? Czwarta część czwartej symfonii Brahmsa zaczyna się w sposób dla sprzętu niewątpliwie bardzo wymagający.

W kontrabasowych zawiłościach tego muzycznego materiału DT 990 trochę się pogubiły, ocierając się o przester, wynikający niewątpliwie z chęci uczynienia partii basowych jak najbardziej wydatnymi, aż poza granice własnych technicznych możliwości, w każdym razie na tym etapie wygrzewania. Jednak wydźwięk ogólny był jak najbardziej pozytywny, z całościową potęgą, dobrze rozpostartą dynamiką i, o dziwo, tym razem bliskością całego muzycznego zdarzenia, zupełnie jakby to były Grado a nie one.

Z kolei Sennheisery ukazały względem Beyerdynamiców podwyższoną całościowo tonację, z wyższymi  w porównaniu sopranami a mniej zaakcentowanym dołem. Jednocześnie zaznaczyła się większa głębia sceny i efektowne bogactwo muzycznego obrazu. Aranżacja była przyciemniona, ale zarazem świetlista, jak nadchodzący lecz jeszcze podświetlany chylącym się ku zachodowi słońcem zmierzch w czystym górskim powietrzu. Mniej niż w przypadku Beyerdynamików było dostojne, a za to bardziej muzykalnie.

Grado-325is_06

…Beyerdynamic DT-990.

SR-325is na symfonicznym materiale wypadły dobrze, ale nie lepiej od konkurentów. Zagrały z werwą, wydatnym basem i z dobrą kontrolą całego brzmienia, ale mniej muzykalnie od Sennheiserów i mniej dostojnie od Beyerdynamików. Wielka symfonika to nie do końca ich żywioł, ale nie przede wszystkim za sprawą muzykalności czy dostojeństwa, bo jedno i drugie było u nich na wysokim poziomie, tylko za sprawą sceny. Ta znacznie ustępowała głębią sennheiserowskiej, nie dając tylu powodów do satysfakcji. Symfonika w wykonaniu  sławnego konkurenta zza europejskiej miedzy sprawiała lepsze wrażenie, całościowo bardziej ujmując przestrzennym klimatem wielowarstwowej burzy dźwięków.

Odsłuch cd.

Grado-325is_04

Dość tych tranzystorów!

   No to jeszcze na koniec drugi z systemów stacjonarnych, w oparciu o Accuphase DP-510 i ASL Twin-Head spiętych arcykosztownym Crystal Cable Absolute Dream.

 

Czego to myśmy jeszcze nie próbowali? Prawda, muzyki rozrywkowej. A któż z tą muzyką może być bardziej utożsamiany niż Frank Sinatra.

Nie lubię Sinatry, chociaż niezwykle go cenię. Głos miał fenomenalny i panowanie nad nim nieprawdopodobne, ale do tego stopnia ugrzeczniony klimat piosenek, takich w smokingu i pod krawatem, i jeszcze z towarzyszeniem sekcji smyczkowej oraz zabójczych puzonów, za bardzo mnie drażni. Jest nazbyt rewiowy, wieczorowy, festiwalowy, uczuciowo obojętny i sztuczny. Zdaję sobie oczywiści sprawę, że ten rodzaj głosu właśnie takiego repertuaru potrzebował, stanowiąc jego najwyższą formę i skończoną doskonałość, ale nie jest to w stanie mnie do niego zjednać. Ten styl po prostu mi nie pasuje i nic na to nie poradzę. To jednak wyłącznie kwestia indywidualnego gustu, a my rozmawiamy o całościowych słuchawkowych kreacjach.

Beyerynamiki DT 990, przynajmniej na tym etapie swojego słuchawkowego życia, nie okazały się najlepszym środkiem wyrazu dla ukazania piękna ludzkiego głosu. Brzmiały wprawdzie dość ciepło, ale zbyt jednocześnie sztywno, nie pozwalając głosowi dostatecznie swobodnie przepływać poprzez meandry melodyki.

Spróbowane zaraz potem Senheisery HD 600 ukazały to dobitnie, atakując tym razem wyjątkowo bliskim i zdolnym owładnąć słuchaczem brzmieniem. Beyerdynamiki w porównaniu stawiały wykonawcę dalej i choć bardzo dobrze oddawały specyfikę wspaniałego głosu Sinatry, to wyczuwało się w tym lekką nienaturalność, właśnie poprzez ten brak elastyczności. Jedyne co bardziej podobało mi się w DT 990, to ustawienie wykonawcy wyraźnie przed słuchaczem, podczas gdy u Sennheisera wokaliza za bardzo do głowy słuchającego się wpierała, utrudniając przyjrzenie się jej całościowej formie.

Grado-325is_05

Czas wygrzać się przy blasku lamp

Grado SR-325is zagrały, nie po raz pierwszy zresztą, tak w pół drogi pomiędzy Beyerdynamikami a Sennheiserami. Postawiły Sinatrę dalej niż Sennhiesery a bliżej niż Beyerdynamiki i nadały jego głosowi mniejszą sztywność niż te ostatnie, ale mniej śpiewnej miękkości niż pierwsze. Wszystkie trzy prezentacje były przy tym bardzo dobre i każda pozwalała nabrać do siebie przyzwyczajenia, jednak ta Sennheiserów, pomijając zbytnią jej bliskość, podobała mi się najbardziej, co nie jest osobliwe, gdyż wzmacniacze ASL od zawsze były strojone pod Sennheisery.

 

Weźmy na koniec po prostu dobrze nagraną płytę, a z niej jakże proste i jakże piękne „Largo e spiccato” koncertu na wiele instrumentów Antonio Vivaldiego.

Beyerdynamiki znowu zagrały swoje. Najjaśniej (jednak nie jasno), z najdalszym pierwszym planem, sprężyście, z mocnym basem i z nieznacznym brakiem muzykalności. Trochę za twardo, choć niewątpliwie spektakularnie.

Sennheisery potwierdziły, że wzmacniacze ASL są jak najbardziej dla nich. Na bliskiej scenie zagrały popisowo, a przy tym porywczo i z wszystko ogarniającą muzykalnością. Ta muzyka płynęła i wszystko z sobą porywała, a nie tylko gdzieś tam sobie grała. Jednocześnie zdobna była w potężną dynamikę i epatowała bogactwem tudzież pięknością dźwięków. Krótko mówiąc – koncertowy popis.

Grado-325is_03

Czas na siestę i relaks

Grado powtórzyły natomiast poprzednią zagrywkę. Znów były dalsze od Sennheiserów i bliższe od Beyerdynamiców, i znowu śladowo jaśniejsze od tych pierwszych i trochę ciemniejsze od drugich. I znów zagrały od Sennheiserów trochę bardziej sprężyście; z silniejszym akcentem na rytmikę, a słabszym na muzykalność. Też popisowo, tylko trochę mniej melodyjnie.

Podsumowanie

Grado-325is_08   Bardzo znane i cenione słuchawki Grado SR-325 w najnowszej ich wersji z sygnaturą 325is, nie okazały się wprawdzie lepsze od sławnych konkurentów zza oceanicznej miedzy, ale i nie gorsze. Ukazały się jako inne, co jest skądinąd oczywistością, bo przecież każde słuchawki grają nieco inaczej. Z zasobu tej inności najważniejszy był fakt, że najlepiej okazały się pasować do muzyki rockowej, najudaniej łącząc umiejętności wokalne z szybkością, rytmem i basową mocą. Żadne to zaskoczenie i od dawna wszyscy znający tematykę wiedzą o tym, a ja to tylko powtarzam i się w oparciu o własne odsłuchy z Wami tym dzielę. Jednocześnie są to słuchawki nie mające słabych punktów, bo choć pod względem muzykalności musiały tu i ówdzie uznać wyższość dawnego flagowego Sennheisera, to w żadnym repertuarze nie zawiodły, operując zarówno wystarczająco dużą sceną dla symfoniki, jak i dostatecznie bogatą śpiewnością dla muzyki rozrywkowej. Jednocześnie z całej porównywanej trójki miały najszersze pasmo, licząc oczywiście w sensie tego co słychać a nie tego co wychodzi w pomiarach, bo te pomiarowe dane są przecież dla praktyki nieistotne. Ich sfera sopranowa wspinała się najwyżej, a bas siłą tąpnięcia jedynie minimalnie ustępował temu od Beyerdynamica. Podobnie szczegółowość była niż u konkurentów co najmniej nie gorsza, szybkość największa, a dynamika i ogarnięcie słuchacza muzyką także na bardzo wysokim poziomie.

W sumie bardzo dobre słuchawki ze średniego przedziału cenowego, ze szczególnym wskazaniem do muzyki rockowej.

 

W punktach:

Zalety

  • Wszechstronne.
  • Szczególnie dobre do rocka.
  • Mocny bas.
  • Świetny drajw.
  • Wyeksponowana sfera sopranowa.
  • Dobre wokale.
  • Rytmiczne.
  • Wciągające.
  • Szczegółowe.
  • Odporne na uszkodzenia.
  • Wysokiej jakości kabel.
  • Nadają się do aparatury przenośnej.
  • Swego rodzaju klasyk gatunku.
  • Od bardzo znanego producenta.
  • Made in USA.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady

  • Nieznaczne braki muzykalności.
  • Niektórzy nie lubią słuchawek nausznych.
  • Tandetne opakowanie.

Sprzęt do testu dostarczyła firma:

Audio_System_Logo

 

System:

  • Źródła: Asus Xonar Essence STX, Cairn Soft Fog V2, Accuphase DP-510.
  • Wzmacniacze: Ear Stream SonicPearl, Burson Conductor, ASL Twin-Head.
  • Słuchawki: Beyerdynamic DT 990 (250 Ω), Grado SR-325is, Sennheiser HD 600.
  • Interkonekty: Crystal Cable Absolute Dream, Ear Stream Signature RCA,TaraLabs Air1.

 

Dane techniczne

  • Konstrukcja przetworników: dynamiczne
  • Typ obudowy: otwarta
  • Pasmo przenoszenia: 18-24000 Hz
  • Skuteczność: 98 dB
  • Impedancja: 32 Ohm
  • Długość kabla: 1,80 m
  • Rodzaj wtyku: pozłacany duży jack stereo 6.3mm
  • Dystrybutor: Audio System

 

Pokaż artykuł z podziałem na strony

16 komentarzy w “Recenzja: Grado SR-325is

  1. roman pisze:

    Czy SR-325is wyraźnie ustępują RS 1?
    Czy jest szansa że DT 990 zagrają za jakiś czas lepiej niż wypadły w tym porównaniu ?

  2. Piotr Ryka pisze:

    SR-325 na pewno ustępują RS-1, a na ile wyraźnie, to kwestia sprzętu towarzyszącego i tego co się przez to rozumie. Dla jednych będzie to różnica marginalna i nieistotna, a dla innych zasadnicza. Sam należę do tych, którym różnice się rozrastają, ale według innych nie warto kupować słuchawek za więcej niż trzysta złotych, bo to wyrzucanie pieniędzy. RS-1 są na pewno bardziej szczegółowe i muzykalne. Dla mnie już różnica pomiędzy RS-1 a RS-2 jest spora. (Na korzyść RS-1.)

    DT 990 to naprawdę świetne słuchawki. Bez porównań odbiera się ich styl znakomicie, a i w porównaniach nieraz wypadały wyjątkowo interesująco. Miałem niedawno do czynienia z wygrzanymi w wersji 32 ohmowej i bardzo mi się podobały. Niedługo, za jakieś dwa tygodnie, będę pisał ich recenzję między innymi w oparciu o porównanie z T90. Zobaczymy jak to wówczas wypadnie i jakie są różnice pomiędzy starą a nową szkołą Beyerdynamica.

    1. Michal W. pisze:

      W przypadku DT990 Edition ważna jest impedancja z 3 do wyboru. Dla mnie 250 omów gra gorzej od 32, a 600 nie słuchałem, które na wykresach wyglądają najlepiej.

    2. Piotrek pisze:

      Jak wygląda porównanie 325 do rs2? Rs2 są wyraźnie lepsze? Planuje któryś z tej dwójki. Niestety mam tylko możliwość przesłuchania sr325.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Tak, RS-2 są wyraźnie lepsze.

  3. Piotr Ryka pisze:

    Dystrybutor nalegał by zrecenzować wersję 250 Ohm, bo się jej najwięcej sprzedaje. O jakości 250 względem 32 przed wygrzaniem nie będę się wypowiadał. Z pewnością są to jednak podobne brzmienia. 600 Ohm nie słyszałem.

  4. Chciałbym tylko uzupełnić informację znajdującą się na drugiej stronie recenzji poświęconej budowie. W SR325is plastikowe są nie tylko zaciski łączące prowadnice z pałąkiem, ale plastikowy jest przede wszystkim „kubeczek”, w którym osadzony jest przetwornik. Widać go dobrze jak zdejmie się poduszki. Jest to rozwiazanie identyczne jak we wszystkich słuchawkach z serii Prestige. SR-325is są aluminiowe tylko w zakresie widocznych elementów.

    Na marginesie wspomnę, że po zbudowaniu własnego pudełka rezonansowego do SR-60 z sosny, które ma jednak większą pojemność niż oryginalne znacznie poprawił się bas (nawet przy słuchaniu z poduszkami G).

    Pozdrawiam

    Tomasz

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dziękuję za cenne uzupełnienie. A w kontekście zmodyfikowanych SR-60 hasło: Precz z plastikiem! – wydaje się jak najbardziej trafione.

  5. Greg pisze:

    witam Panie Piotrze,
    Miałem swego czasu Grado 325is, jak również RS2i oraz RS1i. Mogę potwierdzić, że RS1 sa zdecydowanie najlepsze z tej trójki, na dobrze zrealizowanych płytach potrafiły zachwycić swoją detalicznością, przestrzenią i muzykalnością. Muzykalność która w Rs1 jest naturalna w RS2 ma cechy podkolorowania.
    Mam do Pana pytanie, poszukuję zamknietej wersji Grado 325, RS1, i nie wiem za bardzo w którą stronę pójść, może Beyer T70, albo Shure 940?
    A co do mojego porównania Grado 325is, do których ciągle mam wielki sentyment, i Sennheiserów HD600, które także posiadałem, powiem tak: HD600 to jak dobre wino, po którym słuchacz odpręża się, relaksuje, trochę rozleniwia, Grado 325is za to są jak dobra mocna kawa, która wyostrza zmysły, zmusza do czujności, do obserwacji wszystkich detali muzycznych jakie nas otaczają. To dwie różne filozofie przekazywania muzyki i emocji.
    pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dziękuję za ciekawy komentarz. Rzeczywiście, SR-325 nie pozostawiają miejsca na leniwe słuchanie i trzeba się przy ich odbiorze skupić. Pełny angaż, żadnych urlopów.

      Co do słuchawek zamkniętych mogących stanowić zamiennik RS-1, to mam w tej chwili Ultrasone Signature Pro i to jest ten sam styl grania. Potrzeba tylko dla nich odpowiednio muzykalnego wzmacniacza. Beyerów T70 ani Shure 949 niestety nie słyszałem. W Anglii były do kupienia znakomite Denony D7100 za ledwie 2500 zł, ale nie wiem czy ta promocja trwa jeszcze.

  6. Maciej pisze:

    Witam Pana. Uprzejmie proszę w kilku słowach.
    Do DAP Onkyo bez dodatkowego wzmacniacza czy Mezze 99 classic czy Grado sr325e, a może coś innego. Które są łatwiejsze do występowania.
    Dziekuje
    Maciej

    1. Maciej pisze:

      Przepraszam, oczywiscie do wysterowania. Dodam że posiadam meze 99 classic

    2. Piotr Ryka pisze:

      Do wysterowania jedne i drugie są łatwe. Grado będą rysowały wyraźniejsze kontury i będą nieco szybsze, a Meze łagodniejsze i bardziej romantyczne.

      1. Maciej pisze:

        Dziekuje. No wlasnie chodzi mi o to delikatne zamazywanie szczegolow i zmiekczenie w przedziale nizszej srednicy i basu w Meze, ktore troche mi jednak pszeszkadza. Ogolnie sluchawki sa oczywiscie ok.

  7. kamil pisze:

    Witam mam na uwadze kupić jedne z słuchawek 325e, 990 albo hd650. Muzyka słuchana to rock metal. Źródło fiio Oraz komp z ld+? Proszę o pomoc

    1. Piotr Ryka pisze:

      Bardziej żywo, to Grado albo Beyerdynamic, bardziej miękko, to HD 650. Różnice między Grado a DT 990 Edition opisano w recenzjach. Wystarczy użyć wyszukiwarki albo wejść w zakładkę Recenzje-Słuchawki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy