Recenzja: Grado GS2000e

Grado GS 2000e HiFiPhilosophy_004   Ponownie słuchawki i znów Grado. Jakieś słuchawkowe Verdun się porobiło i można odnieść wrażenie, że wszystkie siły operacyjne i cały potencjał branży rzucony został na ten odcinek oraz okoliczne przetworniki, słuchawkowe wzmacniacze i odtwarzacze przenośne. Podobnie jak trzydzieści lat temu stateczne telefony o kręconych tarczach i ciężkich słuchawkach ustępować zaczęły aparatom przenośnym, tak teraz stateczne audio wydaje się cofać pod naporem słuchawek. Słuchawek noszonych na ulicy i używanych w domu; a tu czy tu mających funkcję nie tylko muzyczną, ale także izolacyjną. Bo człowiek współczesny jako samotnik staje się coraz bardziej normą, a wraz z tym samotność coraz powszechniejsza. Samotny łowca Internetu, niczym ryś w kniei albo polarny niedźwiedź przemierzający swe szlaki, to widok coraz częstszy. Der Steppenwolf cyfrowego świata – że zaczerpnę się od Hermana Hessego – wpatrzony w ekran i ze słuchawkami na uszach, aby mu nikt nie przeszkadzał. Wraz z tym słuchawki stały się ważne i mieć je obowiązkiem, a przy tym jest taki ich wysyp, że nawet damskie fatałaszki się nie równają. Firm oferujących słuchawki namnożyło się niczym myszy w spichlerzu, ale teraz zajmiemy się producentem, który świat słuchawkowego audio u samego zarania formował, czyli nowojorskim Grado.

Nie będę powtarzał, kto zacz Grado i jak to kiedyś z nim było, bo pisałem o tym już wielokrotnie. Po wielokroć i obszernie było o słuchawkach tworzonych w rodzinnej firmie sycylijskich emigrantów z Brooklynu, w tym trzy raz o takich zaczynających się od symbolu GS, ponieważ opisywane teraz GS2000e są już czwartymi z tą sygnaturą. Natomiast pierwszymi z liczbą 2000 w miejsce 1000, co powinno oznaczać poważną zmianę, aczkolwiek to okazuje się nie tak oczywiste. Gdy bowiem rzucić okiem, różnic pomiędzy modelami GS1000e i GS2000e się nie dopatrzymy, poza samą nazwą, wypaloną na obwodzie drewnianej muszli. Cała zmiana kryje się w środku, a postać ma specyficzną. Albowiem przywykliśmy, że wyższy lub nowszy model za wyraźnie większe pieniądze, to jakiś nowy przetwornik, przemodelowana komora akustyczna i ulepszone pady bądź kabel. Tymczasem tutaj te zmiany dokonały się wcześniej, pomiędzy modelami GS1000i a GS1000e, kiedy faktycznie pojawił się nowy przetwornik i lepsze okablowanie – i coś jeszcze ważnego zmieniono, mianowicie sposób obróbki drewna. W miejsce mahoniu sezonowanego metodą tradycyjną i lakierowanego na wysoki połysk, pojawił się taki wyprażany i pozostawiony bez wykończenia lakierniczego, co miało zdaniem producenta dawać lepsze własności akustyczne. Firma Grado chwali się przy tym jedynym takim w świecie zasobem doświadczeń, wyrosłym z tradycji konstruowania słuchawek o komorach drewnianych, w czym istotnie nie mija się z prawdą, choć Audio-Technica, JVC i Sony pewnie miałyby uwagi. Nie o spory jednak  między producentami idzie, a o konkrety dla nabywców z tego wynikające; a o tym jakie te wszystkie modyfikacje spowodowały następstwa, można przeczytać w recenzji modelu GS1000e. Natomiast teraz przychodzi nam sięgać wyżej, po Grado GS2000e.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

5 komentarzy w “Recenzja: Grado GS2000e

  1. A.B pisze:

    Czego można sie spodziewać po opisywanych słuchawkach mając w domu LCD-3 ? Czy można przyrównać, że zagrają jako sąsiedzi Audeze do nich podobnie? Czy są w stanie mnie jakoś zaskoczyć ?
    Brzmienie LCD-3 bardzo mi pasuje, ale coś bym tam jak to mówią do kompletu i ogólnie do kolekcji dokupił… 🙂
    Może coś z większą sceną ? Jako uzupełnienie Ultasone Edition 5 by podeszło ? Jakieś inne typy..
    Dzięki za info.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Ultrasone Edition 5 mogę polecić. Grado GS2000 bardziej od LCD-3 eksponują szczegóły a są mniej muzykalne i słabiej wypełnione. Edition 5 też, ale z bardziej holograficzną sceną i w lepszym stylu.

  2. A.B pisze:

    Pojadę wiec posłuchać tych Ultasone 5.
    Lubię wspomnianą muzykalność i wypełnienie, od kiedy przyjechały LCD-3 T90 ze swoim ” skalpelowskim” przekazem idą tylko przy projektach audio do odsłuchu ścieżek w studio, tu pokazują wszystko jak na tacy.

    Czy na dzień dzisiejszy z wspomianymi atutami może coś przebić Audeze?
    Zdaje sobie sprawę, ze poprzeczkę podniosłem dość wysoko. Stax’ów nigdy nie słuchałem i to dla mnie też enigmatyczny temat, a recenzja bardzo zachęcająca 🙂

    1. PIotr Ryka pisze:

      Kandydaci do pobicia LCD-3 ich własną bronią to Stax Omega II, Audeze LCD-4, Focal Utopia, MrSpeakers Ether Flow, McIntosh MHP1000, Grado PS1000, oBravo HAMT-1, Sony MDR-Z1R, Ultrasone Tribute 7 i Crosszone CZ-1. Szczególnie te ostatnie, o ile zaakceptować ich odmienność, i Focal Utopia. Dobry wzmacniacz konieczny oczywiście dla każdych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy