Recenzja: Grado GS2000e

Odsłuch

Podobieństwo do modelu GS 1000e jest wprost przytłaczające!

Podobieństwo do modelu GS 1000e jest wprost przytłaczające!

   Słuchawki mają niską, 32-ohmową impedancję i wysoką, niemal 100-decybelową skuteczność, tak więc nadają się teoretycznie do sprzętu przenośnego, w czym utwierdza nas dołączona do nich przejściówka na mały jack. I faktycznie się do tego nadają, jednak wyłącznie w użyciu domowym, ponieważ kabel przed przejściówką jest długi, gruby i ciężki, a na dodatek niezbyt giętki. Trudno więc sobie wyobrazić kogoś owiniętego nim paradującego po ulicy, chociaż na upartego można z tym sobie poradzić, na przykład za pomocą kieszeni i rzepa do przytrzymania złożonego kabla. Nie polecam jednak takiego uporu, gdyż tego rodzaju mięcie i zginanie na pewno jakości kabla nie będzie służyć, nie ma natomiast przeszkód, by nasze GS2000e dawały zgodne ze swym imieniem „Świadectwo” jakości oferowanej przez firmę Grado ze sprzętem przenośnym w użyciu domowym, pełniąc rolę wyższego jakościowo uzupełnienia słuchawek bardziej pasujących za domem. Należało więc sprawdzić, jak wypadają w tej roli.

Z Cowonem P1 Plenue i FiiO X7

Z dwóch użytych odtwarzaczy przenośnych, lepszym towarzystwem dla GS2000e okazał się flagowy FiiO X7, operujący łagodniejszym – bardziej stonowanym i lepiej wypełnionym, a mniej szczegółowym i finezyjnym dźwiękiem. Nazwałem to w jego recenzji skuteczną w odbiorze i całkiem przyjemną powszedniością; co i tutaj się potwierdziło, jako że niezależnie od użycia tego klonowego łoża, rzeczywiście potrafiącego tłumić pogłosy, słuchawki o przydomku „e” z serii Statement operują dźwiękiem bezpośrednim i mocno akcentującym. Dlatego lepiej będą wypadać wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z łagodniejszym sygnałem, podczas gdy źródła same z siebie ofensywne – kładące nacisk na szczegóły i generujące ostre krawędzie dźwięków – podwajać będą ich styl, co może stać się przy dłuższym słuchaniu męczące. A mimo że Cowon nie jest na pewno ostry, wystarczyła sama większa łagodność FiiO, by już okazało się lepsze. To oczywiście także kwestia gustu, jako że mój słuch, nieco zmęczony odsłuchami, szuka raczej wytchnienia niż podniet, podczas gdy ludzie młodzi, spragnieni muzycznych doznań, chętnie sięgają po źródła i słuchawki grające szczegółowym i wyrazistym dźwiękiem. W związku z tym mam nieodparte wrażenie, iż Grado, konstruując nowe przetworniki dla swoich nowych szczytowych słuchawek, kierowało się właśnie takim motywem przewodnim: dać to czego chcą tym, którzy słuchawki kupują najczęściej. A jest w tym też inny aspekt, którego nie mogłem sprawdzić – mianowicie za oceanem furorę robi przenośny wzmacniacz lampowy Woo Audio, z którym te nowe Grado grać mogą wyjątkowo dobrze. A Woo Audio to też firma z Nowego Jorku…

Jedynie symbol wypalony na pięknej komorze akustycznej pozwala określić, z którym zawodnikiem marki Grado mamy do czynienia.

Jedynie symbol wypalony na pięknej komorze akustycznej pozwala określić, z którym zawodnikiem marki Grado mamy do czynienia.

W każdym razie nowe GS2000e to słuchawki o brzmieniu dosadnym, całkowicie stawiającym na nie upiększony i nie złagodzony realizm, a to wymusza poszukiwanie partnerów w maksymalnym stopniu muzycznych, aby ten realizm pracował na rzecz, a nie przeciw muzyce.

Przy komputerze

Trochę w tej sytuacji nie pasował przetwornik Ayon Sigma, sam odznaczający się podobnymi walorami i mimo regulowanej filtracji oraz możliwości wyboru częstotliwości nieodmiennie częstujący wyrazistą cyzelacją muzycznego rysunku. A w niewiele mniejszym stopniu rzecz tyczyła także wzmacniacza słuchawkowego Phasemation, który mimo regulowanej miękkości dźwięku również jest wyrazisty. Jedynie zatem przewód symetryczny Tellurium Q Black Diamond szedł w tej sprawie na rękę, jako szczególnie muzykalny i szczególnie wypełniający. No ale trudno: Sigma stała i stać musiała, a że bardziej pasują do niej Sennheiser HD 800 czy AudioQuest NightHawk, to przecież zawsze coś do czegoś pasuje bardziej. Hegel HD30, czy Accuphase DC-37, byłyby dla GS2000 lepszymi partnerami, ale przetwornik Accuphase czekał dopiero przyczajony w odtwarzaczu.

Dość marudzenia, czas słuchać. Mimo obaw wcale nie było źle. Muzyczny obraz okazał się  wprawdzie, jak należało oczekiwać, wyraźny i bezpośredni w stopniu aż dojmującym, ale bezpośredniość to wszak nie byle walor. Walor tu jeszcze wzbogacany popisową aż głębią brzmienia i dodatkowo pogłębiającą obraz przyciemnioną tonacją. A wszystko w przepychu oczywistości niezapośredniczonego, trafiającego prosto do jaźni istnienia. Ze znakomitą też klarownością i transparencją medium. To dawało efekt spektakularny, nawet uderzający, do czego jeszcze dołączały szybkość i dynamika. W rezultacie pojawiało się intrygujące wyważenie; bo z jednej strony ta głębia i światłocień, jako efekty sprzyjające wrażeniom niecodziennym; a z drugiej otwartość, bezpośredniość, szybkość i dynamika. Też w jakimś stopniu niezwykłe, jako że w wyczynowych dawkach, ale pracujące dla podrasowanej wyczynem, jednak rzeczywistości. Kiedy dodamy do tego dobitną szczegółowość i przypomnimy o cyzelacji, dostaniemy zasób atutów, z którymi można stawać naprzeciw najlepszym. Toteż dopiero bezpośrednie starcie mogło pokazać, kto w czym ma przewagę, a kto czym ustępuje.

Większe różnice znajdujemy po zdjęciu padów.

Większe różnice znajdziemy po zdjęciu padów.

Celem takich porównań sięgnąłem po własne NightHawk i własne Beyerdynamic T1 V2 – jedne i drugie wyposażone w kabel Tonalium Audio, zdecydowanie poprawiający. Ktoś mógłby w tym miejscu się żachnąć, że promuję wobec tego słuchawki droższe, odnosząc je do tańszych, ale sprawdzająca kalkulacja natychmiast ukazuje, że tak się wcale nie dzieje. AudioQuest z tym kablem to bowiem PLN 5300, a zatem mniej o niewiele, a T1 z Tonalium to PLN 6800, czyli dokładnie tak samo. By jednak po obu stronach cenowych się porównanie odbyło, dodałem jeszcze Audeze LCD-3, które z kablem Tonalium to już cenowy kosmos.

Kto z czym przeciwko czemu? Ciekawe to było niewątpliwie, bo każdy od siebie coś wnosił i każdy coś wynosił. I tak NightHawk oferowały szczególną płynność, gęstość i w przyciemnionej gradacji najwięcej czystej muzyki, jeśli przez muzykę rozumieć falowanie i pełne brzmienia o gęstej konsystencji i intensywnym smaku. Nie świeżość i nie cyzelację, a także nie soprany, tylko dociążenie, indywidualizm i magia potęgi basu. Przekaz zogniskowany na środku pasma i atakujący basem od dołu, a z wyciszeniem sopranów i wygładzeniem tekstur. Czekoladowy, można powiedzieć, i z kaloriami na maksa, lecz jednocześnie pięknie realny, zwłaszcza gdy chodzi o głosy. Bez nacisku na transparencję i formowanie krawędzi, tylko na gęsto, płynnie i z wielkim stężeniem smaku.

Częściowo w kontrze do tego były Beyerdynamic, bo z większym kwantum sopranów, choć wciąż umiejętnie powściąganych, niemniej już się mocno zaznaczających. Tak więc mniej masy i nie tyle aż dołu, jak również mniej gęsto (wyraźnie), a w zamian szybkość, prężność i dynamika, a przede wszystkim trójwymiar. Bez wątpienia te właśnie słuchawki tworzyły najbardziej sferyczne formy i najbardziej też była wyczuwalna w nich holografia. Muzyczny obraz epatował głębią ostrości i wciąż obecnym „oddychaniem” przestrzeni; coś jakby założyć okulary 3D i cieszyć się innym obrazem. O mniejszej wprawdzie gęstości i mniejszej obiektów masie, a także nie tym nasyceniu smakiem, ale za to bardziej sferyczny, tętniący oraz prężny – w dobrym znaczeniu prężności, dobrze efektującym.

Okazuje się, że komory akustyczne zostały wykonane z kompozytu mahoniowo-klonowego i obejmują sobą nowy przetwornik.

Okazuje się, że komory akustyczne zostały wykonane z kompozytu mahoniowo-klonowego i obejmują sobą nowy przetwornik.

A wszystko w atmosferze staranności rysunku, a nie tylko uprzestrzenniania brył; a także myszkująco-wyszukującej ekspozycji szczegółów i nie wygładzania tylko uwydatniania tekstur. Jako rezultat też bardzo efektownie, ale poprzez operowanie całkiem innymi środkami.

 

 

 

 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

5 komentarzy w “Recenzja: Grado GS2000e

  1. A.B pisze:

    Czego można sie spodziewać po opisywanych słuchawkach mając w domu LCD-3 ? Czy można przyrównać, że zagrają jako sąsiedzi Audeze do nich podobnie? Czy są w stanie mnie jakoś zaskoczyć ?
    Brzmienie LCD-3 bardzo mi pasuje, ale coś bym tam jak to mówią do kompletu i ogólnie do kolekcji dokupił… 🙂
    Może coś z większą sceną ? Jako uzupełnienie Ultasone Edition 5 by podeszło ? Jakieś inne typy..
    Dzięki za info.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Ultrasone Edition 5 mogę polecić. Grado GS2000 bardziej od LCD-3 eksponują szczegóły a są mniej muzykalne i słabiej wypełnione. Edition 5 też, ale z bardziej holograficzną sceną i w lepszym stylu.

  2. A.B pisze:

    Pojadę wiec posłuchać tych Ultasone 5.
    Lubię wspomnianą muzykalność i wypełnienie, od kiedy przyjechały LCD-3 T90 ze swoim ” skalpelowskim” przekazem idą tylko przy projektach audio do odsłuchu ścieżek w studio, tu pokazują wszystko jak na tacy.

    Czy na dzień dzisiejszy z wspomianymi atutami może coś przebić Audeze?
    Zdaje sobie sprawę, ze poprzeczkę podniosłem dość wysoko. Stax’ów nigdy nie słuchałem i to dla mnie też enigmatyczny temat, a recenzja bardzo zachęcająca 🙂

    1. PIotr Ryka pisze:

      Kandydaci do pobicia LCD-3 ich własną bronią to Stax Omega II, Audeze LCD-4, Focal Utopia, MrSpeakers Ether Flow, McIntosh MHP1000, Grado PS1000, oBravo HAMT-1, Sony MDR-Z1R, Ultrasone Tribute 7 i Crosszone CZ-1. Szczególnie te ostatnie, o ile zaakceptować ich odmienność, i Focal Utopia. Dobry wzmacniacz konieczny oczywiście dla każdych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy