Recenzja: Grado GS2000e

Budowa

Tych pudełek nie da się pomylić z żadnymi innymi. Tylko żeby to jeszcze była zaleta...

Tych pudełek nie da się pomylić z żadnymi innymi. Tylko żeby to jeszcze była zaleta…

   Na stronie producenta możemy znaleźć dumne odwołanie do samego Stradivariusa, aczkolwiek ze skromnym zaznaczeniem, iż nie samo Grado to porównanie czyni, tylko jeden z nabywców ich słuchawek, dysponujący skrzypcami legendarnego mistrza z Cremony. Tenże Antonio Stradivari, jako najwybitniejszy przedstawiciel sztuki lutniczej, zabrał do grobu tajemnicę doskonałości swych skrzypiec (przez niektórych jednak kontestowaną), niemniej wiadomo powszechnie i nie potrzeba do tego żadnego Stradivariego, że jednym z kanonów lutnictwa jest umiejętność doboru drewna. Wykonane zgodnie z kanonem skrzypce wierzch mieć winny świerkowy, a spód i boki z drewna jaworowego (klonowego), do czego dochodzi smyczek z bardziej niepospolitego, fernambukowego. Na całość brzmienia skrzypiec składają się zatem trzy a nie jeden gatunek drewna, lecz że słuchawki nie mają smyczka, powinny starczyć dwa. No i faktycznie – cała innowacja, składająca się na przejście od modelu GS1000e do GS2000e, polega na połączeniu dwóch rodzajów drzewa w miejsce wcześniejszego jednego; a konkretnie na wzbogaceniu mahoniu klonem.

Tu rzeknę coś od siebie, a raczej od Karola, który jest perkusistą. Z powyższego opisu wynikałoby, iż odwołanie do skrzypiec cokolwiek jest naciągane, ponieważ przy ich produkcji mahoń nie występuje. Co nie znaczy, że drewno to do wyrobu instrumentów się nie nadaje. Nadaje jak najbardziej, tyle że wytwarza się z niego gitary i bębny. Podtrzymująca wierzchnią i spodnią membranę otoka perkusyjnego bębna jest wytwarzana właśnie z mahoniu, który znany jest z aktywności rezonansowej. Tu jednak natrafiamy na zasadniczy problem. Dawniej bębny korpusy miały z samego mahoniu, jednakże gatunek tego drzewa odznaczający się odpowiednią spoistością struktury, a w efekcie dobrymi właściwościami akustycznymi, stał się tak rzadki, że trafił pod ścisłą ochronę i pozyskiwanie zeń surowca stało się bardzo trudne. Wyjaśnijmy na marginesie, że mahoń, podobnie jak heban, to nie nazwa indywidualna tylko ogólna, oznaczająca drewno o pewnej specyfice, pozyskiwane z wielu gatunków, w przypadku mahoniu występujących na aż czterech kontynentach: w Indiach, Afryce Zachodniej i obu Amerykach. Wystarczy sam rzut oka na starsze i nowe GS1000, by zdać sobie sprawę, że są z różnego drzewa, mimo iż nieodmiennie nazywanego mahoniem.

Słuchawek tych również nie trzeba przedstawiać. Chociaż...

Słuchawek tych również nie trzeba przedstawiać. Chociaż…

Wraz z tą komplikacją, wynikłą z braku surowca, bębny z czystego mahoniu stały się niezwykle rzadkie, co nieuchronnie pociąga drożyznę, a to wymusiło kompromis. Korpus przeciętnego bębna pozostał mahoniowy, ale z pospolitego mahoniu o mniejszej gęstości i uzupełnianego klonem. Otok bębna to teraz klonowo-mahoniowy kompozyt, zdolny rugować zbyt intensywne pogłosy gorszego gatunkowo mahoniu. I ktoś najwyraźniej poradził Grado, lub samo na to wpadło, by pójść ze swymi słuchawkami dokładnie tą samą drogą. Efektem są nowe GS2000e, mające jak tańsze i wcześniejsze GS1000e widoczną od zewnątrz obudowę z cętkowanego mahoniu, która po zdjęciu padów okazuje się być jedynie częścią zewnętrzną, podczas gdy sam przetwornik spoczywa w gładkim i znacznie jaśniejszym klonowym łożu. To łoże o zdecydowanie bardziej spoistej strukturze, nie mającej cętek ani widocznego rysunku słojów; zgodnie z teorią i praktyką powstawania perkusji skutkujące brzmieniem bardziej spokojnym, mniej się wzbudzającym pod wpływem fal akustycznych i pod pewnymi względami podobniejszym do tego z pierwszych GS1000. Czy tak jest w sensie brzmieniowym, to się zaraz powinno rozstrzygnąć, ale dokończmy pierwej kwestii związanych z techniką.

Poza obudową z nowatorskim użyciem klonu, natrafiamy w materiałach firmowych na jeden jeszcze ślad, wskazujący na różnicę pomiędzy modelami GS1000e i 2000e. Jedne i drugie słuchawki wyposażono wprawdzie w nowe przetworniki o 50-milimetrowych średnicach i nowe, 12-żyłowe okablowanie z uszlachetnianej przez samo Grado miedzi, ale model GS1000e przenosi pasmo 8 – 35000 Hz, podczas gdy u droższych GS2000e jest ono szacowane na aż 5 – 51000 Hz. Czy za taki stan rzeczy odpowiada jedynie ta lepsza oprawa, czy też poprawiono także przetwornik, o tym producent milczy. Musimy to zatem w sensie definitywnego rozstrzygania zawiesić, chociaż aż taki przyrost pasma, w sytuacji gdy obudowa z klonu ma uspokajać a nie wzbudzać, wydaje się sugerować, że w przetworniku także coś poprawiono, zbliżając go lub wręcz identyfikując z tym od szczytowych PS1000e; zwłaszcza że pasmo GS2000e jest wyższe niż u nich jeszcze o 1000 Hz.

To jednakże nowy model - Grado GS 2000e!

To jednakże nowy model – Grado GS 2000e!

Poza tym wszystko zostało po staremu, prócz ceny zdecydowanie wyższej, przy czym na pochwałę zasługuje fakt, że zarówno wchodząca w skład słuchawkowego setu firmowa przejściówka na mały jack, jak i towarzyszący jej firmowy przedłużacz o 4-metrowej długości, też są z 12-żyłowych przewodów, czyli nie próbowano chytrze oszczędzać i osprzęt dorównuje jakością słuchawkom. Nie wiem natomiast czy z przekory, czy może w imię mody na ekologiczne opakowania, nowe referencyjne z serii Statement Grado wciąż dostarczane są w skromnych, tekturowych pudełkach, a na drewnianą kasetkę będziemy musieli wyłożyć ekwiwalent dodatkowych 25 dolarów. Za tyle samo możemy otrzymać podobnie drewniany stand, a na firmowy kabel zakończony symetrycznym wtykiem trzeba już będzie wysupłać obciążoną VAT-em równowartość 170 dolarów. Same słuchawki to zaś wydatek 6800 złotych, czyli o dwa tysiące więcej niż za dotychczas najwyższe dla serii Statement Grado GS1000e i o tysiąc mniej niż za flagowe dla całej marki Grado PS1000e z serii Professional.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

5 komentarzy w “Recenzja: Grado GS2000e

  1. A.B pisze:

    Czego można sie spodziewać po opisywanych słuchawkach mając w domu LCD-3 ? Czy można przyrównać, że zagrają jako sąsiedzi Audeze do nich podobnie? Czy są w stanie mnie jakoś zaskoczyć ?
    Brzmienie LCD-3 bardzo mi pasuje, ale coś bym tam jak to mówią do kompletu i ogólnie do kolekcji dokupił… 🙂
    Może coś z większą sceną ? Jako uzupełnienie Ultasone Edition 5 by podeszło ? Jakieś inne typy..
    Dzięki za info.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Ultrasone Edition 5 mogę polecić. Grado GS2000 bardziej od LCD-3 eksponują szczegóły a są mniej muzykalne i słabiej wypełnione. Edition 5 też, ale z bardziej holograficzną sceną i w lepszym stylu.

  2. A.B pisze:

    Pojadę wiec posłuchać tych Ultasone 5.
    Lubię wspomnianą muzykalność i wypełnienie, od kiedy przyjechały LCD-3 T90 ze swoim ” skalpelowskim” przekazem idą tylko przy projektach audio do odsłuchu ścieżek w studio, tu pokazują wszystko jak na tacy.

    Czy na dzień dzisiejszy z wspomianymi atutami może coś przebić Audeze?
    Zdaje sobie sprawę, ze poprzeczkę podniosłem dość wysoko. Stax’ów nigdy nie słuchałem i to dla mnie też enigmatyczny temat, a recenzja bardzo zachęcająca 🙂

    1. PIotr Ryka pisze:

      Kandydaci do pobicia LCD-3 ich własną bronią to Stax Omega II, Audeze LCD-4, Focal Utopia, MrSpeakers Ether Flow, McIntosh MHP1000, Grado PS1000, oBravo HAMT-1, Sony MDR-Z1R, Ultrasone Tribute 7 i Crosszone CZ-1. Szczególnie te ostatnie, o ile zaakceptować ich odmienność, i Focal Utopia. Dobry wzmacniacz konieczny oczywiście dla każdych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy