Recenzja: Grado GS1000e

Grado_GS1000e_014_HiFi Philosophy   Czas rączo bieży, chyżo mijają lata, a wraz z nimi przemijają też i słuchawki. Nie wszystkie wprawdzie, bo klasyczne Beyerdynamic DT 48, po trosze z przekory, w największej mierze zapewne dla upamiętnienia, ale także z uwagi na ich cechy użytkowe, są produkowane od lat już kilkudziesięciu, ale życie rynkowe przeciętnych słuchawek nie trwa zwykle dłużej niż kilka. Firma Grado nie jest ani tak stara, ani nie produkuje słuchawek od tak dawna jak Beyerdynamic, ale też ma w dorobku takiego asa – model RS-1.

Historia tych RS-1 sięga 1996 roku, a opisywane tutaj GS1000 były niegdyś promowane jako ich następca, a mówiąc dokładniej – udoskonalenie – jako że RS-1 w produkcji pozostały. Wszystko to kiedyś już opisałem, bo recenzje zarówno RS1 jak i GS1000 można na łamach HiFi PHILOSOPHY odnaleźć, a ta obecna to już czwarty w mojej karierze opis tego ostatniego modelu. Mogłoby to więc być nudne, ale okazuje się nudnym nie być, a przynajmniej nie dla mnie, ponieważ słuchawki Grado nigdy nudnymi nie były, nie są i miejmy nadzieję, nie będą. Niejedno im można zarzucić, niejedno zarzucano, ale nie nudę. A nuda to w słuchaniu muzyki wróg najgorszy. Akurat dopiero co rzecz przerabiałem, porównując granie przy komputerze; najpopularniejsze obecnie, najbardziej co do dobrego brzmienia poszukiwane, krótko mówiąc – gorący towar. Słuchałem przy własnym komputerze wielu zestawień, lecz spośród tych które nie kosztowały dobrze ponad dziesięć tysięcy żadne nie było brzmieniowo tak zajmujące jak wieża ifi. A trzeba zauważyć, że wieża ta wcale nie była najlepsza pod względem brzmieniowej perfekcji. Inni za podobne pieniądze grali dokładniej, staranniej artykułując muzyczne frazy i bardziej fotograficznie rozdając muzyczne plany. A jednak to małe ifi podobało mi się najbardziej i najmocniej wciągało w muzykę. Było szybkie trójwymiarowe i porywcze. Muzyka w nim żyła, a nie tylko się opowiadała. Była jak żywa istota, a nie martwy, muzealny eksponat. Nikogo nie chcę namawiać, nikomu narzucać gustu. Każdy ma swoje potrzeby i swoją wyobraźnię. Sam jednak unikam jak mogę nudnych, zabijających precyzją technicznego rysunku i pozbawionych porywu wykonań. Dlatego wolę dyrygenturę Furtwanglera niż Toscaniniego czy Reinera i dlatego tak lubię słuchawki Grado. Bo one są właśnie żywe, spontaniczne, zwariowane. Uduchowione nawet, używające artystycznych wybiegów, uciekające od nudy i metody za sprawą ciekawych trików w stronę porywczości, skłębienia i szaleństwa. W każdym razie takimi dotąd były, a czy takimi zostały, to zaraz się okaże.

Przemiana oznakowana literką „e” oznaczającą „exquisite”, czyli ekskluzywność, dotknęła wszystkich słuchawek marki Grado, od modelu SR60 po PS1000. Nie jest to tym razem przemiana kosmetyczna, ograniczona do instalacji lepszego kabla, jak miało to miejsce przy przechodzeniu od modelu GS1000 do GS1000i, gdzie owo „i” właśnie oznaczało lepsze kable, przydane wszystkim słuchawkom Grado. Tym razem przemiana okazuje się gruntowna, bo dotyczy zarówno okablowania jak i samych przetworników, a także ich obudowy.

Technologia

Grado_GS1000e_023_HiFi Philosophy

Niektóre rzeczy się nie zmieniają. Tak jak opakowania Grado…

   Nie ma oczywiście sensu raz kolejny powtarzać dokładnych opisów budowy tych samych słuchawek, zawartych w poprzednich recenzjach. Kto z Grado GS1000 do czynienia jeszcze nie miał, niech uda się tam po naukę, bo daleko to nie jest. Wystarczy spacer do menu z recenzjami. Tu natomiast skupimy się na różnicach.

Grado nie rozpieszcza recenzentów i użytkowników zalewem informacji technicznych, choć trzeba przyznać, że w odróżnieniu od wielu innych pokazuje swoją fabrykę, od czego ci inni przeważnie stronią, ograniczając się najwyżej do pojedynczych zdjęć, nieodmiennie budujących atmosferę laboratoryjnej precyzji i chłodu, a miny tam wszyscy mają… Nie, wróć. Poniosło mnie. Całej miny się nie zobaczy, bo wszyscy tam mają maseczki na twarzach i tylko spojrzenia takie, jakby mieli za chwilę uzyskać po raz pierwszy w dziejach boską cząstkę. (To nie przenośnia – tak fizycy określają bozon Higgsa, podobno już odkryty, ale jeszcze nie tak na sto procent.) W odróżnieniu od tych laboratoryjnych chłodów i nastroju klonowania rzeczy nadludzkich, Grado przedstawia siebie jako coś w rodzaju fabryki instrumentów, gdzie ręka, oko i ucho mistrza ważniejsze są od zawijasów na oscyloskopach i obrabiarek numerycznych. U nich wszystko ma ludzki wymiar i bardziej rzemieślniczy niż laboratoryjny charakter. Tu nie powstają plastikowe atrapy muzyki i instrumenty z tworzyw sztucznych. Tu dzieje się sztuka a nie technologia. Ale od technologii przy produkcji słuchawek się nie uciecze. Można metodą warsztatową wykonać skrzypce, ale już nie fortepian, wymagający żeliwnej ramy. Kiedy jednak pominąć tę ramę, także fortepian wykonuje się bardziej rzemieślniczo niż przemysłowo (choć struna fortepianowa to też niezły kawałek metalurgii), a jak to w praktyce wygląda, można zobaczyć na filmach obrazujących proces produkcji u Steinwaya, który podobnie jak Grado nie stroni od prezentowania swojej manufaktury. Wszelako słuchawkowego przetwornika samym młotkiem, dłutem i pędzlem – że tym razem faktycznie użyję metafory – się nie sporządzi. Prasy, lutownice, wtryskarki i obrabiarki są tu niezbędne. Lecz ich niezbędność nie zastąpi pomysłowości i twórczej inwencji. Same one nie wymyślą przetwornika i nie wymyśli go także komputer. Najwyżej może udoskonalić. A pomysł na słuchawkowy przetwornik, jaki w 1989 roku miał założyciel firmy, Joseph Grado, owiany jest legendą i tajemnicą. Nie wiadomo jak i gdzie sam przetwornik się narodził, choć podobno inspiracją był jakiś koncert i pragnienie jego powtórzenia w doskonałej odtwórczo formie.

Grado_GS1000e_026_HiFi Philosophy

A tak konkretnie to: Grado GS1000e.

Nie wiadomo też jak dokładnie jest zbudowany i na czym polega jego wyjątkowość. Coś oczywiście wiadomo. Wiadomo, że jest „wentylowany”, że ma membranę z mylaru, duże tej membrany napięcie i duży skok. Że magnesy w wyższych modelach są neodymowe, a cewki nawijane z najwyższej klasy miedzianego drutu, który samo Grado u siebie sporządza metodą rozciągania i wyżarzania. Wiadomo też, że przetworniki te są z wyglądu cętkowane i nie chowane są za żadną materiałową kurtynką, tylko bezpośrednio widoczne i z czasem, w miarę użytkowania, z przyczyn nieokreślonych ciemniejące. Samo Grado podawało jedynie ich skuteczność, pasmo przenoszenia oraz impedancję; i na tym rozmowa się urywała, bo już na przykład wymiar średnicy, ani przekrojowy rysunek techniczny nie były znane. To się obecnie troszeczkę zmieniło, bo wprawdzie schematu technicznego wciąż nie ma, ale wiadomo już przynajmniej, że teraz przetwornik ma średnicę 50 mm. Wiadomo także coś bardziej istotnego. Wiadomo, że po raz pierwszy od momentu powstania są to przetworniki nie tylko odrobinę zmodernizowane, ale naprawdę gruntownie przeprojektowane. Z większą właśnie średnicą, ulepszonym materiałem membrany i nowymi cewkami, wymuszającymi większy rozmiar także na głębokość a nie tylko większą średnicę. A zatem inne pod każdym względem. Wszystko jest tutaj nowe, nawet klej do łączenia przetworników z obudową, przy czym zwraca Grado uwagę na własnej produkcji tworzywo SpaceBlack Polycarbonate, z którego wykonywane są korpusy przetworników, a które odznacza się szczególnymi właściwościami absorpcyjnymi, zdolnymi tłumić niechciane wzbudzenia i pogłosy. Mimo tej wielokierunkowej modyfikacji wygląd zewnętrzny pozostał na pierwszy rzut oka bardzo zbliżony, toteż trzeba mieć możliwość porównania i uważnie się przyjrzeć, by zmiany stały się oczywiste. A zmiany owe zdaniem producenta mają dawać przede wszystkim większą szybkość, finezję i precyzję. W sukurs przetwornikowi przychodzi też obudowa i kabel. W przypadku modelu GS1000e jest to kabel dwunasto a nie ośmiożyłowy, czyli po sześć a nie cztery żyły na kanał. A że kable dla słuchawek i rzecz jasna także głośników naprawdę są ważne, nie muszę chyba nikogo kto miał z tym w praktyce do czynienia przekonywać. Zmiana kabla oznacza tu bardzo często zupełnie inne brzmienie, nieraz dramatycznie wręcz inne, kompletnie odbiór danych głośników czy słuchawek przewartościowujące.

Grado_GS1000e_029_HiFi Philosophy

A przecież wytrzymalsze i zdecydowanie bardziej szykowne opakowanie można nabyć za kilkadziesiąt złotych…

Co do tego, że kabel w Grado GS1000e zmieniono, nie może być wątpliwości, bo jest grubszy i cięższy, a udawanie że nie ma on dwunastu żył na dłuższą metę byłoby nonsensowne, bo wielu użytkowników samodzielnie przerabia wtyki na symetryczne, ilość i jakość przewodów przy okazji sprawdzając. Także modernizacja samego przetwornika nie kończy się na słowach. Wystarczy popatrzyć na zdjęcia. Nie nastręcza też obaw o autentyczność kwestia zmiany obudowy, choć ta niewątpliwie jest subtelniejsza. Kształt i rozmiar pozostały bowiem te same, natomiast zmienił się nieco surowiec. Wciąż jest nim wprawdzie mahoniowe drewno, poddano je jednak dalece bardziej zaawansowanej technologicznie procedurze suszenia i uzdatniania, co znajduje wyraz w innym wyglądzie – pozbawionym powłoki lakierniczej, a w związku z tym bardziej surowym i matowym, choć jednocześnie jasno dającym do zrozumienia, że jest to drewno starannie materiałowo obrobione, a nie tylko śmignięte na obrabiarce. Sprawia wrażenie wyprażonego, przywołując ciekawe odczucia wizualne.

Odnośnie wszystkich tych przemian nasuwają się dwie uwagi. Pierwsza dotyczy wielokrotnie poruszanej kwestii zawieszenia muszel. Tej sprawy nie tknięto, a chociaż lekkie mahoniowe muszle Grado GS1000 nie są na to szczególnie narażone, to jednak nawet w ich przypadku mocowanie pozwalające zafiksować ustawienie, choćby za pomocą jakiejś śrubki bądź nakrętki, niewątpliwie komfort użytkowania by podniosło. Trzeba tu bowiem przy okazji zauważyć, że nowe GS1000e są nieznacznie ale jednak odczuwalnie cięższe od GS1000i, gdyż ciągnie je w dół cięższy wyraźnie kabel, a przetworniki także są nieco cięższe. Druga sprawa to oplot kabla, a dokładniej brak oplotu. Miałem do czynienia z Grado GS1000 zaopatrzonymi w mający oplot kabel od Moon Audio i prezentowały się moim zdaniem lepiej. Nowe AKG K812 mają wprawdzie kabel dalece jeszcze tandetniejszy niż ten od topowych modeli Grado, ale proponowałbym sięganie tutaj po inne wzory. Bo wprawdzie zdecydowanie grubsza część kabla biegnąca od trójnika do wtyku jest solidna i niepodatna na odkształcenia, to jednak cieńsze przewody prowadzące od trójnika do muszel mają tendencję do dość paskudnego marszczenia, czego dodatkowym patronem jest fakt, że muszle te mogą bez żadnych ograniczeń obracać się wokół osi prowadnic, tak więc skrętność nie natrafia tu na żaden opór. Pomimo wielkiej staranności w obchodzeniu nie uniknąłem tego marszczenia, które, co ciekawe, w modelu GS1000i się nie pojawiło, co dosyć jest osobliwe, a wynika prawdopodobnie z większej sztywności i grubości nowych przewodów.

Grado_GS1000e_006_HiFi Philosophy

A wracając do przedmiotu naszej recenzji, to na pierwszy rzut oka ciężko znaleźć jakieś znaczące różnice względem poprzedniczek.

Tak więc postulatem na przyszłość, miejmy nadzieję nieodległą, pozostaje poprawa zawieszenia w postaci blokowania obracalności i przesuwu w pionie oraz zaopatrzenie przewodów w oplot. Jako swoiste memento zamieszczam także na zdjęciach dostarczoną przez kolegę Marcina wraz ze słuchawkami GS1000i (za co wielkie podziękowanie, bo bez tego byśmy błądzili) drewnianą kasetkę „Made in Poland”, której cena oscyluje w okolicach trzydziestu złotych, a więc dziesięciu dolarów. Jest równie ekologiczna co tekturowe pudełko i naprawdę niewiele droższa. A czy prezentuje się lepiej, niech sam każdy osądzi.

Brzmienie

Przy komputerze ze wzmacniaczem Questyle

Grado_GS1000e_015_HiFi Philosophy

Których nomen omen nie mogło zabraknąć w tym teście.

   Zacznijmy jak niemal już zawsze od komputera, który pomału staje się głównym domowym ośrodkiem słuchania muzyki. Jeszcze te tradycyjne audiofilskie mateczniki, zanurzone w głębokich fotelach i rozparte na otomanach z pilotami w dłoni się opierają, ale coraz częściej władzę nad muzyką przejmują komputerowe myszy, a chłoną ją wpatrzeni w ekran audiofile nowego chowu. Tak i my, chcący się o tych nowych Grado dowiedzieć jak najwięcej, musimy się nasłuchać zarówno po mysiemu jak i pilotowemu, by jak najszersze sprawozdanie móc innym przedłożyć. Usiadłem przeto przy komputerze, mysz zacności wielkiej od Logitecha ująwszy i muzykę jąłem prokurować za pośrednictwem karty dźwiękowej Asus Xonar Essence STX, od której sygnał wzdłuż przewodów Acoustic Zen Matrix Reference ku wzmacniaczowi Questyle CMA 800R bieżał i do słuchawek już gracko wzmocniony przechodził. A wzmacniacz ów pośród innych ma i takie zalety, że do słuchawek Grado brzmieniowo dobrze pasuje i jeszcze dwie ich pary naraz prawie bez utraty jakości sobie podpinać pozwala, a że my akurat dwie – nowszą i starszą – potrzebowaliśmy porównać, to i chwała mu za to, i podziękowanie. Tak jeszcze tylko rzucę, że interkonekt od Acoustic Zen okazał się naprawdę pyszności i jak za swoje niewielkie pieniądze godzien ze wszech miar jest polecenia, a teraz już o samych słuchawkach.

Jeżeli się komuś zdaje, że wszystkie te zabiegi wokół Grado GS1000e to tylko marketingowy pic, lanie wody i próby zwrócenia na siebie uwagi, to pozostaje w mniemaniu błędnym. Różnica była słyszalna natychmiast i nie mogło być cienia wątpliwości, że te nowe grają inaczej. Ślepy test na spokojnie do przejścia, a co do skutków owej przemiany dla posiadaczy starszych wersji i ewentualnych nabywców nowej, to oczywiście nie mnie decydować o czyichś gustach, ale chyba łatwo będzie na podstawie opisu wyciągać wnioski.

Grado_GS1000e_018_HiFi Philosophy

Jedna różnica jest jednak znacząca – zupełnie nowy, 50 mm przetwornik (tu widoczny po lewej stronie).

Albowiem różnice odnoszą się nie tylko do jakichś poszczególnych konkretów, ale przede wszystkim do całego stylu. A to z tej racji, że dawniejsze Grado GS1000i grają bardziej poetycko i spokojniej. W pierwszej chwili uderza jednak zwłaszcza to, że grają wyraźnie ciszej. Różnica pod tym względem okazała się spora, a co za tym idzie porównanie każdorazowo wymagało wyrównywania potencjometrem, co nie jest wcale takie banalne, jako że trudno w sekundę znaleźć identyczny poziom, a jak wiadomo różne poziomy potrafią dawać diametralnie różny odbiór nawet w odniesieniu do tej samej pary słuchawek. Odłóżmy jednak tę trudność – jakoś tam sobie dawałem radę i mimo niej obraz szybko wyłonił się jednoznaczny.

Z rzeczy dużych jak autobusy trzeba wskazać przede wszystkim właśnie na styl. Dawniejsze Grado grały takim, który na tle nowych najprędzej nazwałbym nostalgicznym. Z pewną zadumą i melancholią, tym charakterystycznym dla nich basowym tłem i wyrazistością doskonale się wprawdzie uwidaczniającą, ale wykończoną łagodnie pośród długo ciągnących się brzmień i w miarę spokojnego łopotania sopranów. Potrafiły wprawdzie cykać i nie brak im było chwilami pikanterii oraz kontrastowości, ale główna linia melodyczna szła płynnym, nostalgicznym, pełnym zadumy torem, podkreślającym smutek tego co smutne i nadającym pewnej refleksyjności nawet pogodnym utworom. Styl nowych Grado był natomiast  całkiem odmienny. Atakujący i agresywny, o wiele szybszy, bardziej kontrastowy i bez basowego tła. Ich gra w przypadku szybkich utworów przypominała ukazywany nieraz na starych filmach widok z ogromną prędkością wirujących kół i tłoków parowozu, podczas gdy stare Grado bardziej jakby przez dźwięk szybowały niźli pędziły. Pierwszy plan starych był też bardziej cofnięty, a wokale bardziej wtopione w całość i pomimo świetnej wyrazistości bardziej uzupełniające partie instrumentalne niż wysuwające się na plan pierwszy. W nowych Grado wokal był natomiast bardziej krzykliwy i się narzucający, taki bardziej właśnie na pierwszym planie i przed orkiestrą.

Grado_GS1000e_021_HiFi Philosophy

Większy przetwornik zaowocował drobnymi zmianami w profilowanieu komory akustycznej.

Z uwagi na bardzo szybkie samo z siebie, a także jaskrawe i mocno kontrastowe granie wzmacniacza Qustyle, nie popartego tutaj niestety żadnym wysokiej klasy przetwornikiem, mogącym podnieść kulturę ogólną i dorzucać melodyjności, styl dawnych Grado wydał mi się do tego komputerowego zakątka bardziej pasujący, ponieważ go uzupełniał a nie podwajał jego przymiotów. Granie z nowymi GS1000e niewątpliwie mogło imponować wyrazistością, przejrzystością, szybkością i dynamiką, choć z drugiej strony miłośnicy silnie zaznaczającego się basu mieliby im jego brak raczej za złe. Mnie jednak bardziej doskwierało odejście od melodyjnej zadumy, akurat do wzmacniacza Questyle wybitnie pasującej; dźwigającej całe jego granie na wyższy poziom.

Początek nie wypadł zatem spektakularnie, choć trzeba brać pod uwagę, że najlepsza wprawdzie na rynku, ale jednak tylko amatorska karta dźwiękowa Asusa nie może zastąpić dobrego przetwornika, tak więc nawet z porządnym wzmacniaczem nie stworzy duetu, który moglibyśmy zaliczyć do wybitnie grających. To granie było tylko dobre, a do jego stylu okazał się lepiej pasować ten melodyjniejszy przekaz oferowany przez starsze Grado. W każdym razie moim zdaniem.

Odsłuch cd.

Z odtwarzaczem Ayona i wzmacniaczem Phasemation

Grado_GS1000e_030_HiFi Philosophy

Pozostaje jeszcze tylko wspomnieć o nowym, dwunastożyłowym kablu, który niedość że cięższy, to jeszcze mnie się niemiłosiernie…

   Japoński Phasemation to w znacznej mierze odpowiednik chińskiego Questyle. Także symetryczny, chociaż już w pojedynkę, a nie jak tamten samowtór, i także posiadający dwa wyjścia duży jack, których jednoczesne obciążanie niemal nie powoduje różnicy w brzmieniu, co bardzo jest na rękę wszelkim porównaniom. Także przy tym bardzo zasobny prądowo i jeszcze mający czterostopniowe dopasowanie impedancyjne oraz regulację twardości brzmienia. Dałem mu, wyrażając się w audiofilskiej gwarze, tak zwany full wypas, to znaczy podpiąłem do dzielonego CD Ayona symetrycznymi kablami Siltech Royal Princess i wetknąłem w pupkę kabel zasilający Fadel Art Reference Two, przypominając sobie zarazem, że firma Fadel Art niestety zbankrutowała, a los jej właściciela, maestro Jeana M. Fadela, pozostaje nieznany. Krążą nawet słuchy o jego śmierci, co byłoby wielką stratą. Przy okazji jeszcze napomknę, że z dzielonym Ayonem były pomiędzy poprzednią a obecną recenzją dalsze przygody, lecz ostatecznie został on już na wylot przejrzany i niczym raczej nie będzie w stanie więcej zaskoczyć, bo nie pozostały mu żadne opcje do tego zaskakiwania poza ewentualną wymianą lamp; ale o tym będzie w zbliżającej się jego własnej recenzji. Grał w każdym razie jeszcze lepiej niż ostatnio, sycąc Phasemation świetnym sygnałem.

Grado_GS1000e_027_HiFi Philosophy

Opowiemy sobie teraz na pytanie, ile dały te wszystkie nowinki w nowych Grado?

W tych warunkach sam wzmacniacz zagrał o wiele melodyjniej i bardziej analogowo niż wydany na pastwę komputerowej karty Questyle, a miało to silne przełożenie na wzajemne relacje pomiędzy nową a starszą wersją Grado GS1000. Tym razem bowiem bardziej romantyczna nuta starszej nie była już tak potrzebna, a nowszy styl energicznej szybkości mógł w pełni rozwinąć skrzydła. W efekcie stanąłem przed dylematem: bronić owego dawnego stylu, który zawsze tak mnie urzekał, czy optować za nowością, która tryskała energią i imponowała szybkością. Nie mówię tutaj o jakimś oficjalnym stanowisku, mającym się pojawić jako konkluzja recenzji, tylko o takim poczuciu wewnętrznym, które zawsze budzi się w nas ilekroć dokonujemy porównań i wyborów. Oczywiście najłatwiej byłoby wyliczyć przewagi nowej wersji nad starą i zakończyć porównanie klasyczną, znaną z niezliczonych przykładów konstatacją, że świetne od zawsze (tym razem Grado GS1000) są teraz jeszcze lepsze, tak więc kupujcie, kupujcie, kupujcie. Nie chcę popadać w tego rodzaju rutynę, jednakże gdybym nawet tak napisał, nie byłby to fałsz zasadniczy. Nie byłby to nawet fałsz w ogóle, bo nowa wersja na pewno może się bardziej podobać i mnie także w wielu wypadkach i pod wieloma względami bardziej się podobała. Bardziej podobała się też Marcinowi, który przyniósł starsze Grado do porównania, i bardziej także początkowo synowi, który razem z nim słuchał. Mnie również przez większą część wieczoru z Phasemation podobała się bardziej, ale były też od tego znaczące wyjątki.

Grado_GS1000e_005_HiFi Philosophy

Co by nie było, to tak stare jak i nowe Grado nie będą mogły narzekać na brak pozytywnych, audiofilskich bodźców.

Na pewno nowe Grado są bardziej przejrzyste i na pewno są szybsze – nawet wyraźnie – a także bez wątpienia bardziej ze swoim brzmieniem się narzucają. Wręcz są natarczywe, pędzące jak szatan i niesamowicie w dodatku klarowne, z widzialnością na przestrzał. Porównałem je do AKG K812 i te także świeżego chowu profesjonalne flagowce, zasobne w wyjątkowo mocne przetworniki, okazały się nie mieć nad nową propozycją Grado żadnej w tych aspektach przewagi. Bardziej nawet były skupione na melodyce, a mniej na szybkości i wyraźności. Nie akcentowały tak mocno szczegółów, a zwieńczenie sopranowe prezentowały bardziej w stylu dawniejszych Grado; tak falująco a nie migotliwie i z rozedrganiem. Ilekroć puszczałem jakiś utwór w którym szybkość dźwięku miała jakiekolwiek znaczenie estetyczne, tylekroć Grado GS1000e prezentowały się jako najlepsze, bo najbardziej pędzące i ekscytujące. Na ich tle dawna wersja, tak kiedyś chwalona za szybkość, jawiła się jako wręcz ospała. Z wolniejszym narastaniem i mniejszą amplitudą. A także z bardziej zaznaczającym się co do istnienia medium, którego basowe tło powodowało zgęszczanie się dalekich planów, kontrastujących efektownie z przejrzystością tego co bliższe. Takiego zgęszczania u tych nowych nie było, tylko wszystko widoczne, klarowne i wyraziste. Bez basowego tła i w związku z tym bardziej w stylu właśnie K812 niż własnego poprzednika.

Grado_GS1000e_017_HiFi Philosophy

A to za sprawą naprawdę pokaźnej kolekcji wyśmienitej aparatury towarzyszącej.

I wszystko to było popisowe, pełne werwy, rytmu i nieustającego ataku, co każdej szybszej muzyce i każdej opartej na rytmie dawało w ich kreacji przewagę – i to taką naprawdę odczuwalną. Rockowe kawałki i wszystko co ma epatować tempem w tych nowych „e” imponowało czasem reakcji i porywczością. Cwałowało, pędziło, unosiło słuchacza. Aliści rzeczy nostalgiczne, pełne zadumy, refleksji i powolnego budowania nastroju lepiej się sprzedawały w kreacji „i”, gdzie dominowała powaga i spokój. Melancholijna potęga szła wolniej wprawdzie ale dostojniej, z mocniej zaznaczającą się melodyką i przejmującą atmosferą tego kłębienia w dali – pewnej mroczności i nieoczywistości zdarzeń. I na tym właśnie polegał dylemat wyboru między starością a młodością. Całkiem jak w życiu – to co młode było żwawsze i spontaniczniejsze, ale bezrefleksyjnie płoche, a to co stare powolniejsze, ale bardziej zamyślone i oddane poważniejszym nastrojom. Ideałem byłaby synteza szybkości z refleksją, ale codzienność zwykle nie oferuje takich pereł. Trzeba wybierać na zasadzie kompromisu, coś zyskując a coś w zamian tracąc, bo życie to zwykle bolesna sztuka wyborów i ustępstw. Zarazem trzeba napisać, że alternatywa była tutaj wyjątkowo niewdzięczna, bo szybkie utwory zdecydowanie bardziej podobały mi się w kreacji „e”, a powolne w „i”, co rodziło chęć posiadania jednych i drugich.

Odsłuch cd.

Z odtwarzaczem Ayona i Cary CAD-300 SEI

Grado_GS1000e_002_HiFi Philosophy

I żeby jeszcze bardziej namieszać, swoje trzy grosze do odsłuchu dorzuciły flagowe AKG.

   Akurat się ten wzmacniacz pojawił, to co sobie będziemy żałowali. Od praczasów wiedzianym powszechnie było, że słuchawki Grado najlepiej pasują do wzmacniaczy lampowych, to niech on i Twin-Head będą ostatecznymi rozjemcami w sporze pomiędzy dawnymi a nowymi laty.

Cary jest teraz sprzedawany z lampami mocy Golden Lion, co jest jedynie pozostałością nazwową odkupioną od legendarnej marki Marconi – Great Britan, realizowaną fizycznie w fabrykach rosyjskich na zlecenie biznesu amerykańskiego. Na ile są te 300B odkupionego Golden Liona udane, to będziemy dopiero sprawdzać w recenzji samego wzmacniacza, porównując je z KR Audio i Takatsuki Electric, a teraz musimy brać je takimi jak dają, bez żadnego grymaszenia. Niezależnie jednak od tego zastrzeżenia trzeba zauważyć, że wzmacniacz miał w tym momencie zaledwie kilka godzin przebiegu, co musiało się odzwierciedlać w surowości brzmienia i się odzwierciedlało. Nie było to wszakże takie całkiem bez sensu w wymiarze poznawczym, jako że zaraz miał nastąpić kompletnie wysmażony Twin-Head, dla którego surowy jeszcze Cary był niczym krwisty befsztyk naprzeciw wysmażonego.

Owa lekka surowość powinna przypominać stylistycznie sytuację przy komputerze, ale tamte doznania nie do końca się powtórzyły. Cary bowiem okazał się bardzo energiczny i z bardzo szeroko rozpiętą dynamiką, a przy tym źródło miał wyższej jakości. Podpiąłem go Harmonixem Improved, tak bez żadnej kalkulacji tylko na zasadzie, że akurat pierwszy się napatoczył, choć z drugiej strony to raczej kabel łagodzący i wypełniający, a zatem nowicjuszom bardzo na rękę. Nas jednak interesują w tym momencie głównie słuchawki a nie wzmacniacze, tak więc skupmy się na nich.

Prawdę rzekłszy, za wiele do powiedzenia nie ma, bo nic nowego się nie pokazało. Stare Grado ciągle były cichsze, bardziej aksamitne, bardziej powłóczyste i bardziej przestrzenne, a także z mocniejszym basem. Naprzeciw nich nowe grały dużo głośniej, dużo szybciej, bardziej zawadiacko i dynamicznie. Górną linię melodyczną miały bardziej poszarpaną, a bas bardziej ukierunkowany na rytm i prędkość niż na głębokie schodzenie.

Grado_GS1000e_011_HiFi PhilosophyGrado_GS1000e_025_HiFi PhilosophyGrado_GS1000e_013_HiFi Philosophy

 

 

 

 

Słowo o samej głębokości w odniesieniu do brzmienia. Jedne i drugie słuchawki grały bardzo głębokim, świetnie nasyconym dźwiękiem, tak więc nie należy podejrzewać, że te nowsze są jaśniejsze i jazgotliwe. Jednakże nie sposób też nie zauważyć, że te nowe mają wyższą tonację. Zdecydowanie większy nacisk kładą na górne rejestry, w żadnym stopniu ich nie cofając ani łagodząc. Tych sopranów miały naprawdę dużo, więcej nawet niż stale brane do porównania flagowe AKG, co jednak nie znaczy, że brakło tym sopranom kultury i innych cech pożądanych. Przeciwnie, bardzo okazywały się efektowne i dzięki nim cały przekaz skrzył się i bardzo świeżo wyglądał, a także nabierał tempa, niczym lisztowski popis błyskawicznego palcowania wysokich nutek, doskonale znany i stanowiący wyzwanie dla wszystkich wirtuozów. Dochodziła do tego lepsza przejrzystość – taka na wskroś – a co za tym idzie jednoznaczne odejście od charakterystycznego dla starszych wersji kłębienia się dalekich planów, ech wszelakich spiętrzonych i mrukliwego, stanowiącego wszechobecną niemal dekorację basu, tworzącego wraz z tym kłębieniem swoistą atmosferę przymroczonej tajemniczości i wyjątkowo gęstego esencjalizmu. Miast tego nowa wersja proponowała sopranową strzelistość, krystaliczną przejrzystość i rytmiczne tętnienie w o wiele szybszym tempie. Inna też była proponowana przez nią scena, co wraz z tą szybkością, przejrzystością i sopranowością stanowiło clou nowości. Nowe GS1000e grają bowiem trochę jak w stylu RS-1. Kiedy w 2006 roku pierwsze GS1000 się pojawiły, niektórzy narzekali na ich daleko odsunięty pierwszy plan i wielki spektakl sceniczny rozpościerający się daleko przed słuchaczem w miejsce jego poczucia bezpośredniej obecności na scenie. No cóż, nie można mieć zarazem deszczu i pogody. Albo wielka scena i rozległe plenery widziane z jakiegoś podwyższenia, albo bezpośrednie uczestnictwo i wmieszanie się w tłum z otoczeniem na wyciągnięcie ręki. W tej mierze nowe Grado próbują znaleźć złoty środek. Nie wrzucają nas na scenę, a tylko pierwszy plan przybliżają i wyciągają wokalistów przed muzykę, a cały plener próbują zachować w dużej formie, jednak bez tego wsparcia ze strony pogłosów i spowijającego dal mroku, co nie pozwala im budować tamtej atmosfery tajemniczego ogromu.

Grado_GS1000e_007_HiFi Philosophy

I w sumie wypada powiedzieć, firma Grado starała się odnaleźć złoty środek – coś pomiędzy przejrzystością K812, a muzykalnością GS1000i.

W efekcie scena ląduje bliżej i okazuje się mniejsza. Widać ją za to na wskroś i jeżeli ktoś nie lubi muzycznych niedomówień tylko chce mieć wszystko dokładnie na oku, to tutaj znajdzie czego mu trzeba.

 

 

Z ASL Twin-Head

Po tak szczegółowych porównaniach na trzech doskonałych wzmacniaczach uzupełnianie tego kolejnym to już tylko kosmetyka. Nic nowego nie miało się prawa ukazać i nic się nie ukazało. Pojawiły się oczywiście różnice w sposobie gry obu urządzeń lampowych, ale ich charakterystykę musimy odłożyć do czasu aż się Cary wygrzeje, czyli do jego własnej recenzji. Tyle tu można napisać, że oszlifowany i wyprażony latami użytkowania Twin-Head był z natury rzeczy bardziej przyjazny wersji GS1000e w tym sensie, że potrafił łagodzić jej zawadiackie maniery i narowistą porywczość. Wcale jednak nie było tak, że z Cary lepiej wypadły Grado stare, a z Twin-Head nowe. Nic z tych rzeczy. Bo weźmy taki przykład: Płyty XRCD uważane są za najlepsze i faktycznie dawkę bitów od zwykłych większą mają. Dlatego czas nagrania z reguły jest u nich krótszy, bo je to oczywiście czasowo ogranicza, wcześniej wyczerpując dostępną pojemność. Ale nie w tym rzecz, bo nie tylko ilość bitów decyduje o jakości nagrania. Decyduje także inżynieria operowania sceną i dynamika. Kwestie sceniczne tu pominiemy, a skupimy się na dynamice. Jak mówiłem Grado GS1000e są znacznie dynamiczniejsze niż GS1000i. Z kolei płyta XRCD Vienna, z nagraniami złotych czasów wiedeńskiego walca, jak to już kiedyś było mówione przy okazji porównywania słuchawek elektrostatycznych z dynamicznymi, dynamikę ma nienaturalnie spłaszczoną, co jest wprawdzie generalną zasadą sposobu prezentacji przez wszystkie niemal płyty CD, jednak zaznaczają się w odniesieniu do tej siły spłaszczania wyraźne różnice indywidualne, a poza tym są od tego chlubne wyjątki, które niezwykle cenię. Niektóre wydawnictwa wręcz ostrzegają, że ich płyty nie zostały dynamicznie skompensowane i każą brać to pod uwagę przy ustawianiu siły głosu. A dynamika jest jednym z elementów kluczowych i osobiście nie znoszę kiedy flet okazuje się grać prawie równie głośno jak cała orkiestra, a ludzkie głosy są głośniejsze od saksofonów i puzonów. A już szczególnie nie znoszę kiedy forte jest tylko trochę głośniejsze niż piano, bo wówczas z muzyki robi się błazenada i jakieś kretyńskie lelum polelum. Tego rodzaju błazeńską karykaturę płyta Vienna, za ciężkie w dodatku pieniądze nam oferuje i jedynym dla niej ratunkiem pozostaje wsparcie sprzętowe.

Grado_GS1000e_008_HiFi Philosophy

GS1000e to nie żaden odgrzewany kotle, tylko odważna i całkiem udana próba unowocześnienia brzmienia, które firmę Grado lata temu wyniosło na audiofilski piedestał.

No i tu nie da się ukryć, że Grado GS1000e tego rodzaju wsparcie oferowały w dużo większym rozmiarze niż GS1000i, a w efekcie pomimo mniejszej sceny i mniejszego czarowania zawsze w ich kreacji wypadała wyraźnie lepiej, zarówno z Cary jak i z Twin-Head. Nie było zatem generalizacji ani w odniesieniu do wzmacniaczy, ani gatunków muzyki. Była jedynie w odniesieniu do dynamiki zawartej na samych płytach, a to w tym sensie, że te dynamicznie kompletnie skopane zawsze wypadały lepiej na nowych GS1000e. Reszta pozostawała kwestią wyborów i oczekiwać słuchającego.

Podsumowanie

Grado_GS1000e_028_HiFi Philosophy   Grado się postawiło. Tak samo jak kiedyś w przypadku modelu PS1000 postanowiło pokazać, że inni – w domyśle bogatsi i więksi – wcale nie muszą być lepsi, a sztuka konstruowania najwyższej klasy słuchawek nie jest im obca. Legendy o brzmieniu Grado nie wzięły się wszak z niczego, a popularność sama nie przyszła. Jednocześnie w obliczu gęstniejącego tłoku na słuchawkowym rynku trzeba się było pokazać od jak najlepszej strony i czymś nowym zabłysnąć.

Słuchawki z serii „e” wydają się być skrojone głównie pod młodzieżowe gusta – odbiorcy lubiącego mocne kontrasty, szybkość, żywioł i dynamiczne popisy. Niepodobna oczywiście ocenić, na ile brzmienie to było zabiegiem z góry zamierzonym, a na ile jedynie pochodną udoskonaleń technicznych, zmierzających do zwiększenia efektywności, dynamiki i szybkości. Zmiana jest w każdym razie na pewno bardzo odczuwalna. Dość powiedzieć, że wyrównanie poziomów dźwięku oznaczało dla wersji starszej aż trzy przeskoki na krokowych potencjometrach Twin-Heada. Zmienił się też cały styl grania, przy czym efektywność, dynamika, szybkość i przejrzystość na pewno uległy poprawie. Tonacyjny środek ciężkości przesunięty został w górę, a powłóczysty, mrukliwy bas zastąpiony bardziej żwawym, przestrzennym. Partie wokalne są teraz ulokowane bliżej słuchacza, podobnie jak cały front sceny. Wszystko widać na wylot i wszystko bardziej wibrując się ekscytuje. Soprany migoczą, a linia melodyczna bardziej jest poszarpana, niczym lustro wody nie samym falowaniem spokojne, tylko marszczone podmuchami wiatru. To rzeka w górnym biegu, pieniąca się i kaskadami szalona, a nie łagodna, szeroko rozlana i uchodząca w bezkres tajemniczego morza, stapiającego się w jedno z otchłanią nieba.

Grado_GS1000e_022_HiFi Philosophy

A na deser – Questyle CMA800R napędzany „pytonową” zasiłką marki Velum 🙂

Co do mnie, to byłbym raczej za tym, by obie wersje możliwe były jednocześnie do kupienia, bo naprawdę zasadniczo się różnią, a wybór nie jest oczywisty. Ale gdybym sam musiał wybierać, wybrałbym tę starszą, bo sam nie jestem już młody i bardziej ku refleksji się skłaniam. Nie to, że nie doceniam walorów tego świetnego tempa wspartego dynamiką. Raczej chodzi o to, że starsza wersja była bardziej swoista i jedyna w swoim rodzaju. Nie istniały drugie słuchawki oferujące podobne brzmienie. Natomiast te nowe, choć niewątpliwie spektakularne i zdolne dynamiczną porywczością przeganiać nawet AKG K812, są jednak podobniejsze do innych, takie zwyklejsze, bardziej sztampowe. Nie zaskakują niepowtarzalnością klimatu, tylko pędząc czarują szybkością tego pędu i piskiem opon na wirażach. Dynamikę mają przy tym wspaniałą i ona najbardziej mnie do nich przekonywała, ale brak nieskończonej tajemnicy ogromu i szybowania przez muzyczne przestworza jednocześnie zasmucał. Najlepiej mieć oczywiście jednie i drugie, bo pewne utwory na GS1000i wypadały zdecydowanie lepiej, a inne podobnie zdecydowanie w kreacji GS1000e, tak więc całkowitej jednoznaczności wyboru nie było. W każdym razie nie w moim przyswajaniu muzyki.

Na koniec dodam, że w momencie kończenia recenzji Grado GS1000e miały na liczniku jakieś sto kilkadziesiąt godzin, tak więc bardzo możliwe, że z czasem ich styl ulega mniejszej czy większej przemianie, czego sprawdzenie pozostaje sprawą przyszłości.

I całkiem już na koniec uwaga techniczna. Lepiej grają gdy je przesunąć do przodu. Dokładnie na odwrót niż Pandora Hope.

 

W punktach:

Zalety

  • O wiele łatwiejsze do napędzania.
  • A więc nietrudne nawet dla urządzeń przenośnych.
  • Wspaniała szybkość.
  • Wspaniała dynamika.
  • Wspaniała przejrzystość.
  • Popisowa szczegółowość.
  • Otwarta, bardzo się zaznaczająca sfera sopranowa.
  • Podkreślone partie wokalne, lepiej teraz wydobywane z muzycznego tła.
  • Jak zawsze najwyższej miary swoistość głosów i wyraźność artykulacji.
  • Rytmiczność.
  • Szybki, przestrzenny bas.
  • Brak tego basu na obszarach pozabasowych.
  • Udoskonalone i większe przetworniki.
  • Dwunastożyłowy i dłuższy o kilkadziesiąt centymetrów kabel.
  • Poprawiona obróbka elementów drewnianych.
  • Cena nie poszła w górę.
  • Legenda Grado.
  • Polski dystrybutor.

Wady i zastrzeżenia

  • Mniej klimatyczne od wersji poprzedniej.
  • Mniejsza scena.
  • Bardziej postrzępiona postać dźwięku.
  • W efekcie spadek muzykalności.
  • Nie tak nisko schodzący i nie tak wszechobecny bas.
  • Cięższe.
  • Nie poprawiono zawieszenia.
  • Skręcające się kable prowadzące do muszel.

 Sprzęt do testu dostarczyła firma:

Audio_System_Logo

 

 

Strona producenta:

GradoLogo

 

 

 

Dane techniczne:

  • Słuchawki dynamiczne o budowie otwartej.
  • Wentylowane przetworniki o średnicy 50 mm.
  • Pasmo przenoszenia: 8 Hz – 35 kHz.
  • Czułość: 99,8 dB
  • Impedancja: 32 Ω.
  • Dopasowanie przetworników: 0,5 dB.
  • Kabel dwunastożyłowy z miedzi UHPLC – OFC (ultra high purity, long crystal – oxygen free cooper).
  • Cena: 4400 PLN.

 

System:

  • Źródła: PC, Ayon CD-T/Ayon Sigma, Cairn Soft Fog V2.
  • Słuchawki: AKG K812, Grado GS1000i, Grado GS1000e.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Cary Audio CAD-300 SEI, Questyle CMA R8000, Phasemation EPA-007.
  • Interkonekty: Acoustic Zen Absolute Copper, Acoustic Zen Matrix, Acrolink 8N-2080III Evo, Harmonix HS-101 Improved,TaraLabs Air1.
  • Kondycjoner: Entreq Powerus Gemini.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

33 komentarzy w “Recenzja: Grado GS1000e

  1. Marcin pisze:

    Zdanie moje na temat nowych i starych GS-ów jest podobne.
    1. Co do aspektu widzialnego – nowe grado sprawiają lepsze wrażenie; bardziej podobały mi się drewniane komory, sam driver również wydaje się być lepiej, precyzyjniej i solidniej wykonany. Robi to nie tylko lepsze wrażenie niż gs1000i, ale ogólnie jest na co popatrzeć. Na minus nowych grado jest to, że są wyczuwlnie cięższe, a z kablem powyżej łącznika dzieję się to, co w grado sprzed serii „i” – bardzo się skręca, a na usta ciśnie się jedno – katastrofa. Gąbki są także inaczej osadzone na komorze, głębiej, co sprawia, że kontakt z małożowiną jest bardziej bliski niż w wersji „i” i dla mnie wyczuwalnie mniej komfortowy niż w starych gs1000.
    2. Co do dźwięku – pewne jest to, że grają głośniej, szybciej i żwawiej, a sygnatura z bardziej ku dołowi (gs1000i) jest przesunięta na bardziej ku górze (grado gs1000e). Trudno mi powiedzieć czy lepsze są stare czy nowe grado, bo są inne i grają inaczej. Po wypuszczeniu modelu gs1000 do Johna dochodziły głosy niezadowolenia, że owszem komfort większy, scena dużo większa itd., ale nie ma tej bezpośredności i życia z RS-1. John odpowiadał, że nie da się zjeść ciastka i mieć ciastko. Większa gąbka to większa komora, inny przetwornik i w rezultacie taki, a nie inny dźwięk. Przy okazji nowych gs1000e historia okazuje się podobna – nie da się mieć jednego i drugiego, gdy nawzajem się one wykluczają. Nowe gs1000e bardziej mi przypominały RS-1i niż GS-1000i; oczywiście, tonacja nowych gs-ów jest ciemniejsza niż w RS-1i, scena większa czy po prostu inna, góra nie tak krzykliwa,a potęga większa, ale jednak.
    Daleki jestem jednak od stwierdzenia, że skoro mam stare grado to te są lepsze; są inne i w danym repertuarze, pod dany tor są lepsze, a w innym gatunku są gorsze i sam nie wiem, które bym kupił, gdybym miał wybierać. Nowe gs1000e są chyba bardziej…uniwersalne, ale pociąga to za sobą i to, że są bardziej zwyczajne. Jeśli ktoś ma gusta powszechne, a ucho zwyczajne to chyba lepsze dla niego okażą się nowe gs1000e; jeśli zaś z niejednego przetwornika muzyki słuchał, wie, co go interesuje, ma swoją płytotekę, pociąga go muzykalność, baśniowość i w tę stronę kieruje swój słuch to nie tylko, że wyniesie gs1000i ponad gs1000e, ale także ponad każde inne słuchawki, bo pod tym względem gs1000i były faktycznie wyjątkowe, niepowtarzalne.
    3. Na koniec pozostaje oddać głos samemu Grao, z któym swego czasu korenspondowałem:
    „if you compare the GS1000 to the GS1000e
    you will find that the definition of the music is improved, harmonic structure is more accurate and the speed/response is quite remarkable”.
    według mnie przyszli nabywcy lub starzy użytkownicy wersji „i” sami muszą zadecydować czy kupić nowe gs1000e czy pozostać przy starych jako lepszych. Ja nowych gs1000e nie kupię, ale to z powodów finansowych czy żeby być bardziej precyzyjnym – „ideologicznych” i czasowych, więc nie przystoi mi tu cokolwiek radzić. Wciąż jednak interesują mnie nowe PS-1000e, które mimo zdania recenzenta uważam za lepsze (choć sam ich na własność nigdy nie miałem). Grado pisze:
    „Martin – the PS1000 is just better than the GS1000.
    It has more of everything.
    Deeper , tighter bass, smoother more defined highs.
    and a midrange that is open and spacious.
    That said, you do need the source equipment to hear what it can do.”
    Pozostaje mieć nadzieję, że hifipilosophy będzie miało okazje nowe PS-1000 przetestować i poddać próbie „przechwałki” Grado. Ciekaw jestem także nowych RS-1e, bo sam RS-1i posiadałem przed dłuższy czas i one rónież jako słuchawki były oryginalne.
    Na koniec dodam ogólną, ale dla mnie ważną rzecz – po przesłuchaniu Audeze, Hifimanów czy Staxów mogę powiedzieć, że czymś bardziej zasadnym jest mówić o inności tych technologi czy po prostu o cechach danych słuchawek jak Audeze 2/3, ich zaletach, wadach, przewagach nad innymi słuchawkami, a także miejscach, gdzie okazują się one po prostu gorsze od konkurencji. W mojej ocenie błędem jest twierdzić, że Staxy są najlepsze, bo przecież to elektrostaty i nie ma siły, bo już z konstrukcji przetwornika wynika, że są lepsze albo że Audeze są lepsze niż dowolne dynamiki, bo to Audeze, planary, a poza tym to wszyscy tak mówią.

    1. Michal pisze:

      Osobiscie, nigdy nie lubilem w pelni PS1000, zawsze uwazalem je za slabsze muzycznie nauszniki, mimo wyzszego pozycjonowania i ceny, ktore maja niektorych rzeczy wiecej, jak wspomniany bas (dla mnie jednak zbyt ospaly i przyciezkawy), wiecej zageszczenia na srednicy, ujmujacego jej lekkosci i swobody, bardziej stonowana gore, wypadajaca na mniej dzwieczna i dojmujaca, no i bardziej ospala przestrzen, mniej ochocza do lotow i ezoterycznych niedpowowiedzen. Owszem, dol pasma mialy PS1000 w lepszej rozdzielczosci i ogolna masa dzwieku byla wielce zwalista, mogaca stlamsic dokumentnie, bardziej napowietrzony przekaz GS1000, idacy w strone live i zywosci. Po 3 tygodniach obcowania u siebie z PS1000, oddalem je wlascicielowi, z pelnym przekonaniem, ze wole wlasne GS1000, ale to specyfika mojego gustu i przyzwyczajen.

      GS1000 wole tez zdecydowanie wzgledem posiadanych K812, ktorym moze i kupie kiedys lepszy kabel, tak z ciekawosci, skoro i moje Grado takowy posiadaja.

      Pastwa

    2. Michal pisze:

      Wlasnie sobie uswiadomilem, ze GS1000 ktore ostatnio sluchalem w salonie musialy byc z chowu markowanego przedrostkiem „e”, graly one bardziej sferycznym dzwiekiem wzgledem mojego egzemplarza, ze znacznie wezsza scena (u mnie jednak lekko splaszczona w porownaniu z Gs1000e). To byl szybki test i nic wiecej nie analizowalem, nie bedac nawet swiadomym, ze mam w rekach najnowszy model.

      Szkoda ze Abyssy sie nie pojawia w najblizszej przyszlosci, bo to jedyne sluchawki ktore mnie nurtuja intelektualnie, jako takie inne od calej reszty nausznikowego towarzystwa z obecnej produkcji, ktore mimo pewnych roznic, graja w sumie na jedna modle, sluchawkowa, ma sie rozumiec, a te Abyssy, tak jakos kolumnowo potrafily zarysowac przestrzen i wlasciwa instrumentow mase, wielce mnie to zaintrygowalo i nurtuje po dzis dzien, czy inni mieliby podobne wrazenia…

      1. Marcin pisze:

        Grado na 2-3 miesiące przed premierą serii „e” wstawiało nowe drivery do wersji „i”, nie mówiąc o tym, więc całkiem możliwe, że słuchałeś już tych nowych. PS-1000 na własność nie posiadałem ani nawet nie miałem ich u siebie na dłużej do odsłuchu, więc nie wiem jak ma się sprawa ich jednoznacznej wyższości czy niższości, ale z PS-1000 jest też tak, że według doniesień producenta i kilku poważnych testerów są to tzw. słuchawki audiofilskie, czyli o ile GS-1000 zagrają z przeciętnego wzmacniacza i źródła poprawnie czy dobrze to ponoć z PS-1000 jest inaczej – tu trzeba już wysokiej jakości źródła i wzmocnienia; ja osobiście nie lubię gadania audiofilskiego, że z kablem firmowym dane słuchawki grają słabo i trzeba im dokupić takiego szwedzkiego za dwukrotną ich wartość, bo wtedy grają i lampy wymienić, i nawilżacz powietrza też kupić, bo wtedy to już pokazują pełną moc. Ale ponoć z tymi PS-1000 tak jest – że wymagają „audiofilskiego” zestawu. Ja tego nie sprawdzałem, więc nie wiem. Abysów na oczy nie widziałem, więc nie wiem co potrafią, czytałem jedynie na blogu jednego zaufanego audiofila japońskiego, że jedyną dla niech konkurencją jest Orfeusz (a miał i porównywał go z tym Orfeuszem, Sony R-10 i Stax 009, więc chyba wie, co pisze; zresztą – http://www.head-fi.org/t/693696/abyss-ab1266-a-greatest-headphone-in-the-world-now-compare-with-009-lcd3-r10-and-so-on-in-this-thread; http://blog.sina.com.cn/s/blog_40f078a90100cw8a.html ; a tor miał do tego dobry:) Jedynym minusem w tych Abysach jest ich cena, ale i tak taniej i pewniej niż Orfeusza je kupić; tor też by się przydał taki jak u tego Japończyka.

  2. Alucard pisze:

    Mnie interesuje tylko kwestia awaryjności. Jak będzie tak jak ze starymi Grado to ja dziękuję, ale na to trzeba poczekać jeszcze. Chyba że już się komuś zepsuły 😉 Może wiadomo coś więcej o tym przetworniku? Bo jak na razie wygląda na to, że to wciąż ten sam staroć tylko znowu inaczej podany. Jak myślicie będą padać znowu trzy razy na rok czy nie? Osobiście mam złe przeczucia i będę czekał na rozwój wydarzeń. A co z tymi HP1000 (zdaje się tak się nazywa ten ich nowy flagowiec)? Są już?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Awaryjność pozostaje nieznana, natomiast Grado HP1000 już były. Pomiędzy 1989 a 1996 rokiem.

  3. Piotr Ryka pisze:

    Co do trudności z napędzaniem PS1000, to myślę że tanim rozwiązaniem będzie tutaj Black Pearl, znakomicie wszystkie słuchawki napędzająca. Co do relacji GS1000-PS1000, to poświęciłem im dużo uwagi w poprzedniej recenzji i mam tutaj jasno zdeklarowane stanowisko. PS1000 są bardziej zamknięte i były łatwiejsze do napędzania od dawnych GS1000, przez co wydawały się bardziej nasycone i bogatsze. W istocie są jednak według mnie uboższe, bo scenę i aranżację uboższą mające. Ale to tylko względem GS1000 i GS1000i, bo scena w GS1000e lepsza już nie jest. Przynajmniej nie w sensie oryginalności. Podobno PS1000e są lepsze niż PS1000, co może uda się sprawdzić. A Abyss, jak to Abyss – chowa się w otchłani.

    1. Michal pisze:

      Piotrze,

      Czy jest choc mala szansa na test/opinie (nie musi byc w formie oficjalnej, wystarczy kilka zdan w komentarzach) kabelka sluchawkowego FAW Noir HPC Mk2 ? Ciekawila by mnie jego sygnatura brzmieniowa w polaczeniu z K812 wzgledem juz posiadanego przez Ciebie Noir Hybrid (ktorego opisales swego czasu, pamietam). Nie mialem az tak duzego cisnienia na wymiane kabla fabrycznego, ale mi on zwyczajnie czasem 'trzeszczy’ przy ruszaniu glowa, co mnie powoli drazni i mysle o czyms solidniejszym.

      Michal P

      1. Piotr Ryka pisze:

        Szansa jest, ale czy FAW przyśle egzemplarz do testów, tego nie wiem. Poproszę i może. Tylko musiałby się jeszcze wygrzać. Że oryginalny trzeszczy, to nic nowego. Mój dwa razy musiałem rozbierać. Raz go naprawiał Michał Wyroba, drugi raz sam naprawiłem. Ostrożnie potem odłożyłem i niech sobie leży. Tyle z niego pożytku, że dużo miejsca nie zabiera.

        1. Michal pisze:

          Ten kaprawy kabel to jednak wstyd, przy sluchawkach w tej cenie. Ja grzecznie poczekam jak cos, na opis miedzianego FAW, no chyba, ze mi calkiem padnie fabryczny i bede dzialal pod presja.

          MP

          1. Piotr Ryka pisze:

            Już napisałem do FAW. Zobaczymy czy coś z tego wyjdzie.

          2. Michal pisze:

            Super ;’))

          3. adam pisze:

            Gdzies wyczytalem ze akg twierdzi w kwesti kabli, ze to poprostu przedszkole i tyle :), czy w slepym tescie potrafi Pan ropoznac kabel faw i stockowy (nie twierdze ze kable nie dzialaja pytam tylko o slyszalna roznice)

          4. Michal pisze:

            Sam kabel to pol sukcesu, a druga polowa wynika z jakosci uzytego, duzego jacka, czyli jakosci polaczen, stykow.

            U mnie kabel stockowy od tego od FAW bedzie pewno dosc latwo rozroznic, ten pierwszy zafaluje od czasu do czasu psujac stereofonie i natezenie dzwieku lub wygeneruje jakies skwierczenia przy ruchu glowa. FAW licze, ze bedzie wolny od tych oczywistych dolegliwosci, szkoda tylko, ze za taka cene ;’)

          5. Piotr Ryka pisze:

            To jest naprawdę przedszkole montować taki kabel do takich słuchawek. Był wczoraj u mnie ktoś, kto nie wiedział czy kable działają. Pokazałem mu różnicę pomiędzy dwoma interkonektami podpiętymi do Lebena i tylko się zaczął śmiać z tych co to negują. Ale każdy ma prawo wątpić dopóki sam nie usłyszy.

  4. Michal W. pisze:

    Ja już parokrotnie pisałem czemu 5 lat temu wybrałem PS1000 zamiast GS1000i po długiej i zaciętej walce. GS1000(i) są magiczne przestrzennie, potrafią skołować błędnik jak by się huśtać na huśtawce – jeśli tylko tor dostarczy odpowiedniej jakości dźwięk, począwszy od źródła. Niestety jest w nich pewne zubożenie średnicy zastąpione słodkim podbarwieniem, góra w stosunku do PS1000 lekko sybilująca, a bas nie tak dobrze schodzący. PS1000 mają gorszą, bo zwykłą, realną przestrzeń, ale holografię brył dźwiękowych lepszą. Podbarwienie GS1000i słyszałem na fortepianie solowym. Uwydatnia się ono szczególnie na nagraniach z krótkiego dystansu, gdzie obraz instrumentu jest duży, a wybrzmienia atakują zewsząd. Natomiast niedostatek harmonicznych wyszedł na pewnej płycie z ciężką muzyką gitarową, która zresztą w 1994 pokazała mi po raz pierwszy w życiu, że brzmienie instrumentu może być przyjemne dla ucha, a to gdy sprzęt hifi jest odpowiednio dobry. Porównując do tamtego doświadczenia – PS1000 zagrała jak mój wzmacniacz do kolumn przez wejście bezpośrednie, a GS1000i bardziej jak przez całą sekcję przedwzmacniacza wraz z jej korektorami, przełącznikami, itp. ale już tak nie łechcąc ucha. Styl GS1000i przypomina szybowiec lub paralotnię, PS1000 samolot myśliwski albo bolid. Ja wolę więcej prawdy, a mniej czarów, bo jak się czary puści kablem na dobry przetwornik, to i usłyszeć się je powinno. Odwrotna sytuacja powoduje, że czary są zawsze, nawet gdy się nie chce.

    Z powyższej recenzji wnioskuję, że te nowe słuchawki powinny nazywać się RS1000. Spodziewam się, że PS1000e z racji spodziewanego zagęszczenia dźwięku względem GS1000e będą ciekawsze.

  5. Miroslaw pisze:

    czy jest moze przewidziana recenzja daca ami music ds5?

    1. hifiphilosophy pisze:

      Na razie niestety nie. Ale jak dystrybutor się zgłosi albo ktoś inny go prześle, to proszę bardzo.

  6. AAAFNRAA pisze:

    Blisko rok mija. Czy opinia dotycząca porównania GS1000i oraz GS1000e uległa może zmianie, czy zostaje podtrzymana? Miał ktoś z Was dłuższą styczność z nową wersją Grado? Jak grają po długim wygrzaniu? W przyszłym miesiącu będę dysponował nadmiarem gotówki i zamierzam zainwestować w słuchawki. Zastanawiam się już od dłuższego czasu nad GS1000i. Mam w domu PS500 oraz RS1i więc znam trochę brzmienie Grado, nigdy natomiast nie miałem okazji posłuchać serii Statement 🙁

  7. Grzesiek pisze:

    Słyszałem sporo głosów że grają gorzej od modelu sr325 i właściwie większość słuchawek w podobnej cenie(£900) zagra co najmniej o klasę lepiej niż gs1000e.

  8. Alucard pisze:

    Piotrze, Grado GS1000e w Polsce można teraz kupić za 3700zł a Focale Utopia za 17 000. Jeśli brać pod uwagę aspekt wartość/jakość/cena które wypadają lepiej? Już dawno myślałem o GS1000, i chętnie bym je wciągnął a mogę zrobić to od razu, na Utopie muszę poczekać. Opłaca się brać te Grado dla miłośnika muzyki rockowej ale też piękna w muzyce?
    Słuchałem ostatnio w salonie Utopii i moje SR225e niestety trzeba było zdrapywać żyletką z podłogi, Focale je rozsmarowały 🙁 No i tu pytanie jeszcze jedno, czy z GS1000e byłoby to samo czy mają choć trochę startu do Utopii? Miały być te GS1000, ostatecznie nie przyjechały i teraz nic nie wiem.

    P.S Na tym odsłuchu Utopie rozbiły wszystko, opór postawiły tylko D8000. Szkoda że nie było SR009 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Też byłem entuzjastą Utopii, dopóki nie odkryłem, że dla mnie grają za ciepło. Oczywiście chodzi o własny wzmacniacz, bo z innym może być chłodniej. Sam wybrałbym jednak Grado PS2000e. Tańsze i mnie bardziej odpowiadają. Natomiast GS1000e są dla mnie ciut za ostre. Detaliczne i w ogóle, ale od nich wolałbym Kennerton Vali. Mało popularne a kapitalne słuchawki.

  9. Alucard pisze:

    Zależy mi na szybkości i detalu, dobrej średnicy. Wszystko to słyszę w SR225e, jednak dużo brakuje jeśli chodzi o pozycjonowanie, scenę, skupienie basu, powietrze w przekazie no i kontrola też mogłaby być lepsza. Holografii to one nie mają, może taką podstawową aby zaznaczyć i postawić osobno instrumenty, no ale nie ta półka, jedynie jakieś tam rozkładanie planów zależnie od DACa zresztą. Poza tym są za delikatne właśnie i więcej tej ostrości nie zaszkodzi. Oczywiście jak na tą cenę są kosmiczne, uważam że najlepsze słuchawki do tysiąca złotych, dla dojrzałego słuchacza nie jątrzącego tematu małego basu (na początku mało, potem po wypaleniu wszystko równe w paśmie). Jednak chciałbym więcej impaktu w brzmieniu, konturów w basie, lepiej zaznaczonych krawędzi i twardości na dole, przejrzystości, napięcia w dźwięku, taka analiza poparta „fun factorem” no i oczywiście dynamika plus drapieżność. Z recenzji wynika że GS1000e to mają.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak jak napisałem – sam wolałbym Kennerton Vali. Ale GS1000e można oczywiście kupić. Szybkie i detaliczne są niewątpliwie.

  10. Alucard pisze:

    Jeszcze tylko dwa pytania, jak u nich jest z rozdzielczością i przejrzystością? Jest te wrażenie takiej czystości dźwięku porównywalne chociaż połowicznie do Utopii?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Wszystko jest świetnie, tylko trójwymiarowości sopranom brakuje.

  11. Alucard pisze:

    Kupiłem GS1000e i jestem bardzo zadowolony, słuchawki aktualnie się układają i wygrzewają grając z wzmacniaczem Black Pearl który wydaje się być naturalnym partnerem dla nich. Naprawdę piękny dźwięk, świetny performance już z pudełka. Nie zgadzam się z opiniami niektórych tutaj że słuchawki grają gorzej od wysokich modeli serii prestige. Słuchawki są genialne i z pudełka kasują moje wypalone całkowicie 7 miesięczne SR225e. Szacunek dla rodziny grado, stworzyli piękny instrument muzyczny. Jedna uwaga co do basu, pomimo że mają literkę E, bas odbieram jako taki jak kiedyś opisywałeś go dla grado bez literek, wszechobecny i silnie wpływający na barwę, nie do końca tylko tam gdzie powinien być. Moim zdaniem pokrywa się z opisem starych grado, szybki i kontrolowany, uderzający dość mocno jak na grado ale dalej taki audiofilsko delikatny, grający dużą objętością ale bez potężnego ciężaru. Daje do świetny efekt głębi i dobrze gra z rockiem. Daje dobrą podstawę do ciężkich nagrań ale czyni je niemęczącymi. Góra jest wyraźna i oddająca dobrze barwę perkusji, trzyma nieźle wybrzmienia talerzy, średnica upłynniona, może nei takie mleko jak w D8000 ale też nie taka czysta krystaliczna woda jak w Utopiach. Potrafią zaznaczyć dobrze wszystkie dynamiczne i mocne przejścia w muzyce ale robią to z kunsztem baletnicy – szybkość i dokładność połączona ze zwiewnością i płynnością, wszystko widać, są szarże, przyspieszenia, natarcia, ale nic nie kuje w ucho i nie męczy. Miękki, muzykalny, delikatny, jasny, wypełniony po brzegi i ciepły dźwięk. „Piątka z plusem i fallusem” – jak mawiał Ferdynad Kiepski – dla Grado GS1000e 😉 Brawo. Cena również znakomita jak na Polskę, 3700zł za nowe.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Zostaje pogratulować zarówno Tobie, jak i samemu Grado. Znakomicie, że się podobają, a wzmacniacz Black Pearl pod Grado był konstruowany i wiele lat temu pisałem, że gra z nimi znakomicie.

  12. Marek pisze:

    Czy Grado gs1000e nadaja sie do muzyki klasycznej?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jak najbardziej.

  13. Tomasz pisze:

    Czy te sluchawki Grado zgraja sie z wzmacniaczem sluchawkowym iFi Audio iCan SE? Czy to nie ta liga? Chodzi o muzyke klasyczna…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Z niedrogich wzmacniaczy dla Grado polecam Ear Stream Black Pearl (o ile jest jeszcze dostępny). iCan SE tak, ale z iTube. Wzmacniacza samego Grado nie słyszałem, ale podobno jest całkiem, całkiem.

  14. Alucard pisze:

    Jest dostępny, wystarczy napisać do Michała na PW audiohobby albo mp3 forum. Nieraz można kupić z hifi giełdy albo allegro używany za jakieś śmieszne 6, czy 7 stów, jak za darmo do tych Grado. Jak one wychodziły to mało co grało z nimi przyzwoicie, to był wtedy „duży dźwięk”. Teraz GS1000e są nowe za 3700 a używki pierwszych GS1000 stały na ebay po 1900zł. Za 2500zł można mieć już taki dźwięk 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy