Recenzja: Final Audio Sonorous II

Final_Sonorous_II_III_HiFiPhilosophy_004   To będą dwie szybkie recenzje dwóch szybkich zawodników z jednej drużyny. Drużyny już znanej, czyli Final Audio. Drużyna jest tokijska, oficjalnie jako klub występująca od niedawna, dopiero od paru lat. Ale budową słuchawek zajmująca się od dawna, tyle że wcześniej wykonywała je dla innych drużyn i sprzedawane były pod innymi markami. Lecz potem Final Audio poszło na swoje, klub własny założyło i przestało żyć z samego wypożyczania zawodników, a wówczas zaczęło od razu od najwyższego C w najwyższej lidze, czyli od super drogich, dwuprzetwornikowych słuchawek Muramasa VIII. Potem nieco spuściło z tonu w sensie ceny, a za to podniosło poprzeczkę sprzedażową i wypuściło na rynek słuchawki także o dwóch przetwornikach, ale nie kosztujące siedmiu tysięcy dolarów, tylko dwa i pół tysiąca złotych.

Musimy jeszcze – by wszystko stało się jasne – zauważyć, że gros ofert w pakiecie sprzedażowym Finala stanowią słuchawki dokanałowe, w których od początku się specjalizował, których produkuje ponad dwadzieścia modeli, i które w Japonii cieszą się największą popularnością. Ale też w Europie, wraz z modą na smartfony, stają się coraz chętniej kupowane, a więc ich rynek pęcznieje i Final na tym zyskuje. Niemniej nie rezygnuje ze słuchawek normalnych – takich nad uszy a nie do nich – i tu może się poszczycić znakomitymi modelami Sonorous VIII i X, a także dużą popularnością modeli  skierowanych jako pierwsze na rynek masowy – Pandora Hope VI oraz IV, których następcami są nasz tytułowy Sonorous II oraz jego brat-prawie-bliźniak Sonorous III.

Jedne i drugie z tych następców dotarły w krótkim czasie i nawet miałem początkowo zamiar napisać ich wspólną recenzuję, ale doszedłem do wniosku, że zrobi się z tego jajecznica, bo się opisy zmieszają i nie będzie wiadomo co tyczy których. Tak więc pomimo podobieństwa recenzje powstaną osobne, o czym decyduję w ciemno i na własne ryzyko, bo nawet jeszcze nie sprawdziłem na ile się różnią brzmienia, gdyż ich badawczo nie porównywałem. Ale jak się nie różnią, to druga recenzja będzie wyjątkowo krótka, ze zdań paru ledwie złożona i kilku pretensji pod adresem wytwórców, że coś bez sensu dzielą. A potem mały urlopik, taki może dwudniowy. Lecz to by było zbyt piękne, więc pewnie słuchawki się różnią.

No nic, ryzyk-fizyk – różnią się albo nie, a my bierzmy się za te pierwsze.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

8 komentarzy w “Recenzja: Final Audio Sonorous II

  1. Maciej pisze:

    Daleko im do T1 V2 czy wcale nie? Bo ja miałem cięższe dni z płynnością finansową i nawet wystawiłem na targ T1, ale chyba uda im się ostać w domostwie 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      To już nawet architekci mają kłopoty z płynnością? W jakim my kraju żyjemy?

      Odnośnie słuchawek, to dużo-mało jest bardzo trudną sprawą. Powiedziałbym tak: obiektywnie te różnice nie są duże, ale przede wszystkim w odniesieniu do modelu Sonorous III, którego recenzja powinna pojawić się jutro. Subiektywnie natomiast być mogą ogromne. Sam na pewno bym wolał T1; a kiedy się już coś woli, to prawdę rzekłszy reszta nie ma znaczenia. Pewnie, forsa zawsze nas ogranicza, ale dla mnie jak już coś wolę, to znaczy że różnica jest duża.

      1. Maciej pisze:

        A no nawet w tej branży się to pojawia… Klient nasz pan. Szkoda tylko, że ja w sklepie nie mogę powiedzieć, że zapłacę jednak po 3 msc za jabłka 🙂

        T1 są absolutnie wygodne. W zasadzie jedyne wygodniejsze słuchawki które znam to Night Hawki. A za T1 są R70x, również bardzo wygodne i bardzo lekkie. Podczas dłuższych odsłuchów, rzecze niebagatelna.
        Posłucham tych Pandor przy okazji. Z wiekiem zaczynam nabierać przekonania, że słuchawek to par kilka trzeba mieć…

        1. Patryk pisze:

          Dokladnie tego zdania jestem! Jedne potrafia to,a drugie to , a trzecie jeszcze cos innego.
          Moja wymarzona trojka to:

          Audeze XC.?
          HD800-S.?
          FinalAudio VIII.?

          Patryk.

        2. Piotr Ryka pisze:

          Jak się ma T1, to Pandory II i III nie są potrzebne. Wygodniejsze od T1 są flagowe Sony, ale nie wygodniejsze dźwiękowo.

          1. Maciej pisze:

            Tylko widzisz Piotr, wysoka klasa audio ma w sobie coś zobowiązującego. Jak wyjście do opery. A kiedy siedzisz przy kompie, pracujesz i słuchasz różnorakiego materiału to czasem potrzeba zwykłego hi-fi. Dlatego myślę o takich dyżurnych HD600 np. Bo jak to mawiał mój nauczyciel angielskiego, Brytyjczyk, czasem w życiu potrzeba szampana a czasem kartofli.

          2. Piotr Ryka pisze:

            No to wybór jest naprawdę obfity. Sennheiser HD 600, Meze, Finale, Momentum, kilka Beyerdynamiców, Grado…

          3. Piotr Ryka pisze:

            Ale sam preferuję politykę jednych dobrych, byle były zamknięte, a nie, jak K1000, super otwarte.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy