Recenzja: Final Audio Sonorous II

Odsłuch

I wytłumaczmy od razu - modele II i II powierzchownie różnią się jedynie nadrukowanym symbolem...

I wytłumaczmy od razu – modele II i III powierzchownie różnią się jedynie nadrukowanym symbolem…

   Wyznam szczerze – po ostatniej przygodzie z Sony, które okazały się tak dobre, że aż pod pewnymi względami niedobre, byłem dość mocno sceptyczny. Bo niby pamiętne z uwagi na niepospolitość i wybitność Pandora Hope VI powinny dawać rękojmię wysokiej klasy brzmienia, ale przyglądając się stronie internetowej Final Audio od razu widzimy, że je zastępuje model Sonorous VI, a my tu piszemy o Sonorous II. No a pomiędzy II a VI jest strasznie duża luka, taka na aż trzy modele, tak więc strach włosy jeży.

Nie jeżmy się jednak zbytnio, a są dwa ku temu powody. Pierwszy taki, że Final Audio stosuje politykę dziur i wcale nie oferuje dziesięciu modeli, jak wynikałoby z numerologii szczytowego modelu X, tylko robi sobie duże przeskoki, a teraz skoczyło do tyłu na II. Moim zdaniem niekoniecznie to zabieg udany, lecz trudno i się stało. Lecz tu dołącza jako wsparcie rzecz druga, mianowicie zniknięcie z rynku modelu VI (choć jeszcze wisi na stronie), który nie będzie oferowany, a dwa bardzo podobne i jednocześnie oba tańsze od niego modele II i III będą jego i tego najniższego dotychczas IV następcami.

To wszystko powinno mnie uspokoić, ale jakoś nie uspokoiło. Niemniej naginam fakty, bowiem niepokój trwał tak naprawdę króciutko, przez kilka minut zaledwie. Tylko bowiem do pierwszego założenia i puszczenia jakiejś muzyki via komputer, a potem już o inne rzeczy zacząłem się martwić, całkiem przeciwne. Do tego dojdziemy jednak stopniowo, a teraz rzućmy się w wir odsłuchów.Z uwagi na bardzo niską impedancję i budowę zamkniętą słuchawki pasują do sprzętu przenośnego, a więc zaczniemy od niego. W przypadku HiFiPhilosophy oznacza to, jak na razie, użycie odtwarzacza Cowon Plenue.

 

Z Cowonem Plenue

...oraz konstrukcja padów, które w wersji III posiadają niewielki otwór na samym spodzie.

…oraz konstrukcja padów, które w wersji III posiadają niewielki inne wypełnienie

Ilekroć udaje mi się podpiąć do tego Cowona jakieś dobre słuchawki, tylekroć zostaję zaskoczony. Bo niby wiem, że gra świetnie, ale pamiętam zarazem, że taki Astell & Kern AK380, zwłaszcza doposażony w dedykowany mu wzmacniacz, potrafi dużo więcej. A jednak tak ten Cowon został skonstruowany, że dźwięk jego świetnie smakuje i kiedy się go słucha, niczego nam nie brak. Trzeba by się dopiero zmuszać jakimiś wspomnieniami i umyślnym nadstawianiem badawczym uszu w poszukiwaniu braków – że gdzieś tam kiedyś słuchało się tego czy innego utworu w lepszym wydaniu odtwórczym. Natomiast tak po prostu, kiedy dla satysfakcji i z prostej potrzeby słuchać, to radość sama się wzbudza, że tak to dobrze gra. I tak właśnie zagrało, i błogo sobie słuchałem, ale musimy rzecz ująć szerzej niż samym słowem błogość, bo ono wprawdzie jest miłe i dużo tłumaczące, ale bynajmniej nie wszystko.

Włóżmy więc rzecz w chronologię. Najpierw posłuchałem tych Sonorous II, a potem dla porównania AudioQuest NightHawk. A potem raz jeszcze Sonorous, a później na zmianę jednych i drugich przy poszczególnych utworach. A potem już wiedziałem, to co teraz przedłożę: Otóż słuchawki te grają wysoce odmiennie, a odmienności te godne są analizy.

AudioQuest NightHawk

Dwa razy droższe amerykańskie słuchawki otwarte styl mają wiele razy już tu, na tej stronie, opisywany, ale w konfrontacji z japońskimi zamkniętymi styl ten się bardzo dobitnie uwidoczniał, tak więc tytułem przypomnienia i nasycenia porównawczego kontrastu.

One przede wszystkim oferują wybitną spójność. Poszczególne podzakresy pasma, a więc te stale deliberowane przez audiofili bas, środek oraz soprany, spojone są w nich mistrzowsko i żadnych luk, granic itp. się tam nie znajdzie. To można także określać jako swoisty biologizm, czy funkcjonalną organiczność, bowiem dźwięk, niczym żywy organizm, stanowi tu organiczną całość o idealnym współgraniu, gdzie jedno drugiemu służy i jedno drugim się wspiera. Ale nawet to nie jest do końca adekwatnym obrazem, bo żywe organizmy miewają budowę bardzo poszczególne ich części nieraz akcentującą, że taki na przykład pająk albo homar nogi ma niemal jakby osobne, dodane do tułowia, a nie jak ślimak stopione w jeden korpus. No więc muzyka podawana przez te NightHawk jest trochę jak od ślimaka, albo jak jedno jajo, że się nie wskaże części, bo bryła jest jednolita. Naprawdę się to stopienie w całość podkreśla i chyba tylko dość mocne basowe tło pracuje z lekka na własny rachunek, nieco się wyodrębniając. Ale to wcale nie znaczy, że dźwięk tak skomasowany jest nudny albo ułomny, że nie ma czego podziwiać.

Skoro sytuacja jest już jasna, to należy odpowiedzieć odpowiedzieć na pytanie - na prawdę potrafią najtańsze Sonorous?

Skoro sytuacja jest jasna, należy odpowiedzieć na pytanie – co naprawdę potrafią najtańsze Sonorous?

Przeciwnie, jest wyjątkowo udany i słuchawek tych się pozbywać nie myślę. Bo grają spójnie, elegancko i nawet aż pięknie, a specyfika brzmień poszczególnych, mimo że włożonych w szczególnie mocno współpracujący kooperatyw, zaznacza się świetnym indywidualizmem, tak jakby siłą paradoksu. Bo nie ćwierkają z osobna soprany, ani bas gdzieś tam poniżej wszystkiego sam sobie tylko nie dudni, niemniej brak luk między zakresami, a więc szczelne wypełnianie wszystkiego, oznacza tutaj także brak luk w przekazywaniu form indywidualnych. Właśnie wszystko bardziej się różnicuje, gdy chodzi o smak poszczególnych głosów i brzmienia dźwięków, natomiast nie ma wyraźnego stawiania osobno źródeł, jak robią to na przykład AKG K701, ani takiego rozbicia pasma na składowe, jak można było obserwować niedawno u Sony MDR-Z7. Tu wszystko stanowi jedność, a zarazem każda rzecz ma walor wysoce indywidualny, tyle że do innych składowych brzmienia ściśle równocześnie przylega. Poza tym brzmienie jest dosyć ciemne, gęste i z lekka zazwyczaj ciepławe, ale przede wszystkim źródła i szczegóły współpracują a nie się wyodrębniają.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

8 komentarzy w “Recenzja: Final Audio Sonorous II

  1. Maciej pisze:

    Daleko im do T1 V2 czy wcale nie? Bo ja miałem cięższe dni z płynnością finansową i nawet wystawiłem na targ T1, ale chyba uda im się ostać w domostwie 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      To już nawet architekci mają kłopoty z płynnością? W jakim my kraju żyjemy?

      Odnośnie słuchawek, to dużo-mało jest bardzo trudną sprawą. Powiedziałbym tak: obiektywnie te różnice nie są duże, ale przede wszystkim w odniesieniu do modelu Sonorous III, którego recenzja powinna pojawić się jutro. Subiektywnie natomiast być mogą ogromne. Sam na pewno bym wolał T1; a kiedy się już coś woli, to prawdę rzekłszy reszta nie ma znaczenia. Pewnie, forsa zawsze nas ogranicza, ale dla mnie jak już coś wolę, to znaczy że różnica jest duża.

      1. Maciej pisze:

        A no nawet w tej branży się to pojawia… Klient nasz pan. Szkoda tylko, że ja w sklepie nie mogę powiedzieć, że zapłacę jednak po 3 msc za jabłka 🙂

        T1 są absolutnie wygodne. W zasadzie jedyne wygodniejsze słuchawki które znam to Night Hawki. A za T1 są R70x, również bardzo wygodne i bardzo lekkie. Podczas dłuższych odsłuchów, rzecze niebagatelna.
        Posłucham tych Pandor przy okazji. Z wiekiem zaczynam nabierać przekonania, że słuchawek to par kilka trzeba mieć…

        1. Patryk pisze:

          Dokladnie tego zdania jestem! Jedne potrafia to,a drugie to , a trzecie jeszcze cos innego.
          Moja wymarzona trojka to:

          Audeze XC.?
          HD800-S.?
          FinalAudio VIII.?

          Patryk.

        2. Piotr Ryka pisze:

          Jak się ma T1, to Pandory II i III nie są potrzebne. Wygodniejsze od T1 są flagowe Sony, ale nie wygodniejsze dźwiękowo.

          1. Maciej pisze:

            Tylko widzisz Piotr, wysoka klasa audio ma w sobie coś zobowiązującego. Jak wyjście do opery. A kiedy siedzisz przy kompie, pracujesz i słuchasz różnorakiego materiału to czasem potrzeba zwykłego hi-fi. Dlatego myślę o takich dyżurnych HD600 np. Bo jak to mawiał mój nauczyciel angielskiego, Brytyjczyk, czasem w życiu potrzeba szampana a czasem kartofli.

          2. Piotr Ryka pisze:

            No to wybór jest naprawdę obfity. Sennheiser HD 600, Meze, Finale, Momentum, kilka Beyerdynamiców, Grado…

          3. Piotr Ryka pisze:

            Ale sam preferuję politykę jednych dobrych, byle były zamknięte, a nie, jak K1000, super otwarte.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy