Recenzja: EMM Labs XDS1 SE V2

Odsłuch: Ze słuchawkami

EMM_Labs_XDS1_V2_16 HiFiPhilosophy

Cudów nie ma – bez odpowiedniego materiału źródłowego…

   Słuchawki, jak wiadomo, lepiej się do badań nadają, ponieważ same, podobnie jak ten EMM Labs, mniej od głośników własnych humorów do odsłuchu wnoszą, nie będąc zależnymi od akustyki i w przypadku tych najsławniejszych pozostając dokładnie rozpracowanymi co do swoich brzmieniowych właściwości. Można zatem, przysłuchując się temu jak grają w danym torze, doskonale rozpracowywać owego toru składniki, a jeśli zna się jeszcze charakter stosowanych kabli i wzmacniaczy, samo źródło ukazuje się jak na dłoni i można mu się przyglądać jak przez lupę.

Nie inaczej było tym razem, kiedy używszy własnego ASL Twin-Heada, Bakoona i Phasemation osłuchałem starannie kanadyjskiego gościa przy pomocy nowych flagowych AKG K812, a dorzuciwszy końcówkę mocy Crofta, także przy użyciu starych ale wciąż jarych AKG K1000. Jakie popłynęły wnioski? Różne. Przede wszystkim potwierdziły się ustalenia poczynione z głośnikami. Odtwarzacz  EMM Labs to niemal gramofon. Odtwarza muzykę w przyjemnie ciepłej manierze, a więc w sumie naturalnie, bo prawdziwa muzyka także jest ciepła, a przy tym wyjątkowo gładko i wyjątkowo subtelnie. Podaje na tacy każdy szczegół, a jednocześnie bardzo daleki jest od wszelkich zakusów analitycznych. U niego wszystko i przede wszystkim, niezależnie od samej wybitności technicznej, pozostaje muzyką, a na taki obraz składa się nie tylko płynność i melodyjność przekazu, lecz także to, że oczyszczony ten przekaz został z ech i pogłosów. W porównaniu z takim sposobem prezentacji mój Cairn jawił się do pewnego stopnia jako coś oferującego komputerowy efekt „hall”, nadając wielu utworom dodatkowej przestrzennej aury i pewnej surowości brzmieniowej, będącej następstwem licznych pogłosów. W odróżnieniu odeń flagowy EMM Labs podawał muzykę zawsze przyjazną, bliską, otulającą słuchacza analogową kołderką. Taką budującą pozytywne nastroje, przywołującą złociste połyski trąbek i ciepło kobiecych głosów. Dlatego właśnie tego rodzaju muzyki słuchało się z nim najchętniej, a jazz, blues czy muzyka rozrywkowa sprawiały wyjątkowo korzystne wrażenie. Nie było żadnego dystansu, dalekie plany nie wychodziły ze swoimi wiadomościami przed pierwszy, tylko cała niemal uwaga na tym pierwszym się ogniskowała, co nie przeszkadzało w odpowiednich momentach czuć dużą przestrzeń, chociaż nie jakąś szczególnie dużą, specjalnymi efektami przestrzennymi rozbudowaną.

EMM_Labs_XDS1_V2_07 HiFiPhilosophy

…świetnej jakości zasilania…

Przyznam, że nie jestem do tego rodzaju reprodukcji przyzwyczajony, ale wraz z upływającym czasem, tak w okolicach czwartego, piątego utworu, zaczął mnie ten pierwszy plan wciągać i angażować, a przy drugiej płycie i kolejnych byłem już tą prezentacją pochłonięty. Jako recenzent nie umiem wprawdzie nie analizować tego co słyszę i nawet kiedy muzyka mnie pochłonie, co parę minut włącza mi się automatyczny analizator sytuacji, tu jednak specjalnie przestawiłem go na pozycję „minimum” i z uśmieszkiem dystansu do własnej osoby przypatrywałem się sobie, jak też w tym muzycznym spektaklu pomału tonę, aż po zupełne w muzyce zniknięcie. Było to bardzo przyjemne uczucie; doznanie stopniowego przełamywania wewnętrznych oporów i zastępowania ich przez satysfakcję. Nawykły na co dzień do przyjmowania dużej dawki dźwięków odbitych, do dudnienia, mniejszej płynności i pewnej obcości w każdym utworze, tu odbierałem lekcję jak ta sama muzyka brzmiałaby z gramofonu i winylowych płyt. Nie do końca wprawdzie – nie oszukujmy się, wysokiej klasy gramofon potrafi uczynić muzykę jeszcze płynniejszą i gładszą – ale daleko wychodząc w tym kierunku, o wiele dalej niż w przypadku innych, nawet bardzo dobrych odtwarzaczy.

Względem prawdziwych gramofonów brakowało jeszcze jednej cechy, mianowicie dynamiki. EMM Labs ma dynamikę bardzo dobrą, ale gramofony i zjawiskowy pod tym względem flagowy Metronome potrafią w tym aspekcie pokazać więcej. Wspomniany brak pogłosowości skutkował także brakiem kreowania tej szczególnej atmosfery nadrealności towarzyszącej często muzyce elektronicznej, gdzie – jak w tytułowych Echach ze sławnego albumu Pink Floyd – cała muzyczna atmosfera opiera się właśnie na echach i pogłosach, a swego rodzaju obcość, uczucie odrealnienia, jest podstawową składową muzycznej treści. To oczywiście nie znaczy, że takiej muzyki słuchało się kiepsko, jednak – paradoksalnie – my, adepci współczesności, nawykli od lat do odtwarzaczy CD i ich okrojonej, stechnicyzowanej muzyki, zwykliśmy czerpać perwersyjną przyjemność z tej ich ułomnej w istocie obcości przekazu, owej mocno przetworzonej i odmuzykalnionej muzycznej treści. Jej denaturalizację odbieramy wręcz jako wartość, tak bardzo do nas przylgnęła; i potem prawdziwa postać muzyki zaczyna w pierwszej chwili nas drażnić, niepokoić swoją innością.

EMM_Labs_XDS1_V2_20 HiFiPhilosophy

…oraz wybitnego okablowania nie usłyszymy, jak wiele EMM Labs ma nam do zaoferowania.

To wszystko oczywiście jest względne, jako że muzyka całkowicie prawdziwa, taka słyszana na koncercie w klubie jazzowym bez żadnego udziału aparatury wzmacniającej, posiada walory zupełnie innego formatu, których na płytach nie da się  zawrzeć, a które w bezpośrednim kontakcie natychmiast przełamują wszelki opór; jednak sama melodyka, sam jej naturalny przepływ pojawiający się w reprodukcjach gramofonowych i odtwarzaczach takich jak EMM Labs, dla nas, audiofilów wychowanych na tanich odtwarzaczach CD, stał się już czymś dziwnym, do czego na powrót musimy się przyzwyczajać, tak jak wracający ze stanu nieważkości na powrót muszą uczyć się chodzić.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

1 komentarz w “Recenzja: EMM Labs XDS1 SE V2

  1. Tomek pisze:

    Przeczytałem z przyjemnością. Jak zwykle ciekawie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy