Recenzja: Crystal Cable Absolute Dream

Crystal_Cable_Absolute_Dream_03   To sobie teraz pokablujemy. Kablowanie będzie o kablu, czyli w perfidny sposób jako konfident szeptał Wam będę do ucha wiedzę tajemną a tajną o jednym z najdroższych i najbardziej dumnych z siebie interkonektów na naszej planecie. Już sama jego nazwa nadana przez rodzicielską firmę daje jasno do zrozumienia, że o skromności tym razem rozmawiać nie będziemy. Absolutne Marzenie jest bowiem spełnieniem marzeń o absolucie, a konkretnie o absolucie w łączeniu kablem. Okazuje się, że tego rodzaju perfekcyjne łącze powinno zdaniem firmy Crystal Cable dochodzić do skutku w oparciu o monokryształy, co niewątpliwie koresponduje z jej nazwą i nie może być zaskoczeniem.

Zanim w tajniki tej monokrystalizacji zanurkujemy, powiedzmy słowo o samej firmie. Z niemałym zdumieniem przeczytałem, że jej siedziba mieści się w World Trade Center, o którym sądziłem, że po 11 września 2001 przestało istnieć i nie zostało dotąd odbudowane, co ma się ziścić dopiero w 2015 roku. Okazuje się jednak, że niezupełnie, bo w Holandii inne WTC stoi sobie najspokojniej i o samobójczy atak lotniczy brodatych acz dla niepoznaki ogolonych terrorystów raczej nie musi się martwić, ponieważ ma ledwie jedno piętro wysokości. W tym WTC rozgościła się firma Crystal Cable posiadająca też taką swoistość, że wraz z inną sławną holenderską firmą kablarską Siltech stanowi własność małżonków Gabi i Edwina van der Kleij-Rynveld. Nawet się nie chcę domyślać jak tam wyglądają awantury w rodzinie i pozostaje żywić nadzieję, że to wyjątkowo wspaniale okablowane małżeńskie stadło żyje ze sobą w zgodzie, którą to nadzieję umacnia niezwykle sympatyczny wygląd obojga małżonków.

Gabi_Rijnveld

Gabi Rijnveld

Siedziba Crystal Cable mieści się w WTC położonym w Arnhem, a dla ścisłości dodajmy, że w Holandii są także inne WTC i w ogóle w tym kraju międzynarodowy handel kwitnie na każdym rogu i byłby niewątpliwie z wszystkiego najważniejszy, gdyby nie rolnictwo, na punkcie którego Holendrzy mają kompletnego hopla.

Siedziba to jedno, a fabryka drugie. Ta jest położona gdzie indziej, mianowicie w miejscowości Elst i sądząc z google map nie wygląda specjalnie imponująco. Nie byłem tam jednak, nikt mnie nie zapraszał, toteż złego słowa więcej nie powiem, bo nie wiem jak też tam to na miejscu wygląda i w jakich warunkach te marzycielsko monokrystaliczne kable powstają. Na zdjęciach widać jedynie, że manufaktura Siltecha lokuje się zaraz obok, a oba kablarskie zakłady usytuowane są przy ulicy imienia Edisona, co samo w sobie stanowi poważne zobowiązanie. Można jednak przy niewielkiej dozie zawziętości wyszukać w Internecie zdjęcia z wnętrza fabryki Crystal Cable powstałe na bazie relacji kogoś tam zaproszonego i prezentuje się ona na nich niezwykle zasobnie tudzież schludnie, problem polega jednak na tym, że nie widać na tych zdjęciach zakładu produkującego monokrystaliczne srebro, tylko nowoczesną montażownię, w której gotowe już przewody łączy się zmyślnie w skomplikowane, wielożyłowe audiofilskie wyplatanki. Krótko mówiąc, nie jest jasne i nigdzie tego nie wyczytałem, gdzie te monokryształy są wytwarzane, a chyba to jest najważniejsze. A skoro się tym nie chwalą, powstaje lekka wątpliwość, z jakiego powodu? Przecież chwalenie się jest nieodłącznym atrybutem audiofilskiego rytuału i w ogóle w dzisiejszych czasach promować się jest rzeczą najbardziej ludzką z ludzkich i tylko zramolali filozofowie coś tam ględzą po kątach, że im to nie pasuje do wzorca humanistycznych postaw, ale kto by ich słuchał.

Dobrze, zostawmy temat. Nie chcą powiedzieć kto im te monokryształy i mniej monokrystaliczne przewody wytwarza, czy też może sami je produkują? – to trudno. Pozostaje faktem, że monokryształy z uwagi na bardziej uporządkowaną strukturę sygnał elektryczny przewodzić powinny lepiej, a już zwłaszcza monokryształy srebra, metalu o najlepszym przewodnictwie. No i miejmy też nadzieję, że da się to również  usłyszeć, a nie tylko za to zapłacić.

Budowa

Crystal_Cable_Absolute_Dream_013

Że niby to tylko kabel, tak?

No bo właśnie. Interkonekty Crystal Cable Absolute Dream kosztują nieziemsko, a rdzeń posiadają z krystalicznego srebra w podwójnej kaptonowej osłonie, który to kapton słynie z tego, że wykonuje się zeń skafandry do wychodzenia w otwartą przestrzeń kosmiczną, tak więc na wypadek lotu w kosmos w poszukiwaniu tej pozaziemskiej ceny kabel nasz jest zawczasu przygotowany, a w każdym razie jego monokrystaliczne jądro. Żarty żartami, a chodzi o to, by tlen z powietrza nie zniszczył struktury monokryształu, na której koncepcję super przewodu oparto. Dlatego izolacja jest aż tak wysokiej rangi. Całe to monokrystaliczne przewodzenie ochrzczone zostało mianem Bridge, czyli mostu, i zostało też na wszelki wypadek opatentowane, by wszyscy którym przyjdzie apetyt na takie monokrystaliczne mosty musieli uiścić stosowne myto.

Crystal_Cable_Absolute_Dream_01

A zaczyna się tak niewinnie…

Na owiniętym podwójnie w kapton monokrystalicznym moście budowa Absolutnego Marzenia o cudownym interkonekcie się jednak nie kończy. Ponad podwójną kaptonową izolacją lokuje się jeszcze jedna, wykonana z PEEK, czyli PolyEther Ether Ketone (dwa ethery w jednym ketonie, panie dziejaszku), tworzywa rodem z biotechnologii o wyjątkowo wysokiej odporności na uszkodzenia i izolacyjności. Poza tym na przedsięwzięcie pod tytułem Crystal Cable Absolute Dream składa się też jeszcze podwójny oplot z cieńszych przewodów, z których te bliższe rdzenia wykonane są z pokrytej srebrem wiązki monokrystalicznych drutów miedzianych, na które nawinięto jeszcze wiązkę z takich pokrytych złotem,  a wykonanych, podobnie jak sam rdzeń, z monokrastalicznego srebra. Wszystko to razem można sobie obejrzeć na przekrojowym schemacie, a powleczone zostało dodatkowo ochronną otoczką przeźroczystej izolacji i po obu stronach zakończone jest specjalnymi wtykami Furutecha z ich serii Carbon, umyślnie na użytek Absolutnego Marzenia uszlachetnianymi i opartymi o takie specjały jak włókna węglowe, rodowanie i wysokogatunkowa miedź OCC uzyskiwana w technologii alpha, czyli poprzez zanurzanie w ciekłym helu i demagnetyzację.

Crystal_Cable_Absolute_Dream_04

Napięcie rośnie…

Przyznać trzeba, że Crystal Cable solidnie się nad tym swoim Marzeniem w pogoni za najwyższą jakością i stosowną dla niej imponującą ceną napracowało, a zwieńczeniem całości są dwa podłużne, srebrzyste jaja, którymi można swobodnie wędrować wzdłuż całego kabla niczym jakąś futurystyczną jednoszynową koleją. Powodu tych jaj nie udało mi się niestety w materiałach firmowych ani innych recenzjach ustalić, toteż zmuszony jestem domniemywać, iż albo są to zwyczajne jaja z umieszczoną na nich nazwą przewodu, albo jakiś niezwyczajny filtr ferrytowy, którym Crystal Cable nie zechciało się z przyczyn sobie wiadomych pochwalić. Być może chodzi też o to, by dość sztywne przewody lepiej się pod wpływem dociążenia układały i nawzajem o siebie nie ocierały.

Wszystkie te cudowności pakowane są w wykwintne pudełka, gdyż jest to pudełko w pudełku i na dokładkę łącznie trzy w tych dwóch pudełkach wieczka, co dokładnie widać na zdjęciach. Kolorystycznie rzecz jest ładnie i nietuzinkowo dobrana, a materiałowo wyszukana i elegancka. W końcu za coś płacimy, nieprawdaż? W pudełku oprócz samych interkonektów znajdziemy kartę magnetyczną z certyfikatem autentyczności na wypadek napaści chińskich mistyfikatorów oraz instrukcję bezpieczeństwa, żeby sobie i kablowi ktoś krzywdy nie zrobił. No i tyle. Aha, bym zapomniał. Trzeba jeszcze za to wszystko zapłacić coś z okolic dziesięciu tysięcy brytyjskich funtów, czyli ponad pięćdziesiąt tysięcy złotych. Dokładnej ceny nie znam, bo polski dystrybutor profilaktycznie, w obawie o zdrowie pytających, jej nie podaje.

Odsłuch

Crystal_Cable_Absolute_Dream_05

Fanfary, werble i konfetti, oto…

   Crystal Cable zwraca gronu potencjalnych nabywców i zgromadzonemu na okoliczność sensacyjnie drogiego kabla tłumowi gapiów dobitną i nieustającą uwagę na fakt wyjątkowej precyzji i dokładności z jaką prąd przewodzony jest w monokrysztale, z natury jednolitym fizycznie, a więc pozbawionym dziur, a co za tym idzie ubytków w drodze sygnału. Mówiąc obrazowo w sensie osobistych doświadczeń polskich kierowców, zwykłe kable to coś jak nasze rodzime drogi, całe w wyrwy i dziury, a monokrystaliczne, to takie betonowe autostrady jak z niemieckiej czy w tym wypadku holenderskiej rzeczywistości. Tak więc od strony teoretycznej powinniśmy się spodziewać wyjątkowo gładkiej i szybkiej jazdy.

– Posłuchamy, a się dowiemy.

Crystal_Cable_Absolute_Dream_07

…Crystal Cable Absolute Dream!

Z kablami Crystal Cable miałem już kiedyś krótką i wyrywkową styczność podczas pozadomowego odsłuchu w nieistniejącym już krakowskim oddziale Audio Systemu, który był wówczas ich dystrybutorem. Kable były cieniutkie i niepozorne, ale zagrały świetnie, co do której to opinii słuchający wraz ze mną gospodarz salonu był całkowicie zgodny, racząc mnie dodatkowo anegdotą, według której Crystal Cable powstało na bazie odpadów i resztek pozostawianych przez Siltecha, które skrzętna małżonka pana Edwina postanowiła spożytkować, a że z wykształcenia jest pianistką, wymiar muzyczny jej działalności okazał się wielce trafiony. Dodatkowo cieniutkie kable stanowiły w środowisku ówczesnych interkonektów swoisty ewenement, ponieważ grubaśność uchodziła tam za jeden z wyznaczników jakościowych i była przedmiotem uczonego cmokania recenzentów zakochanych w cienkich kobietach i grubych kablach. A tu masz – cieniutki kabel, a gra jak cholera. Tak dalece posuniętej cienkości kable zwące się Absolute Dream już nie przejawiają, aczkolwiek specjalnie grube też nie są. Wyróżnia je za to rzucająca się w oczy skrętność, coś na kształt linki samochodowej, i dwa wspomniane tajemnicze jaja. Pora jednak dać spokój tym nieszczęsnym jajom, co to się na nie uwziąłem, i zagłębić się w sferę dźwięków.

Crystal_Cable_Absolute_Dream_08

Takie gwiazdy, a czerwonego dywanu brak

Skoro kabel jest taki dobry, a zwłaszcza taki szybko przewodzący i wszystko przez siebie przepuszczający, że aż sygnał śmiga przez niego niczym Lotusy po autostradzie, trzeba do rzeczy podejść poważnie, czyli dobrać aparaturę o odpowiedniej selektywności. Wypadałoby przeto sięgnąć po jakiegoś dCS’a albo Accuphase DP-900, ale nie sięgniemy, bo ręce za krótkie. Będzie w takim razie musiał wystarczyć Accuphase DP-510, wzmacniacz słuchawkowy ASL Twin-Head i trochę niezłych słuchawek. Jest w tym sprzętowym poście dobra chociaż ta jedna strona, że słuchawki są bardziej selektywne od nawet bardzo dobrych głośników, a już szczególnie słuchawki zamknięte, w których dźwięk komory rezonansowej się trzyma, co mu selektywności znacząco przysparza. A akurat mam dwie pary takich dobrego gatunku słuchawek zamkniętych – Audio-Technicę ATH-W5000 i Ultrasone Signature Pro – które wesprzemy zawsze godnymi posłuchania AKG K1000 i Grado GS-1000. Słuchałem wprawdzie także Absolutnego Marzenia na głośnikach Reference 3A, Dynaudio 340 i Castle Howard S3, ale cudów nie ma – rozdzielczości rodem ze słuchawek żadne z nich nie oferują. Trzymajmy się zatem słuchawek, zwłaszcza że wspomniane głośniki zyskały już swoje recenzje właśnie w oparciu interkonekt Crystala i można tam sobie poczytać jak to grało.

Odsłuch cd.

Crystal_Cable_Absolute_Dream_09

Elitarne towarzystwo, żarty się skończyły

   Do roboty zatem, porównajmy kryształowe marzenia z przyziemną rzeczywistością w postaci Tary Air1 i van den Hul’a First Ultimate.

Wiecie co, ten Absolute Dream jest już u mnie od jakiegoś czasu i cały ten czas prawie wpięty był pomiędzy Accuphase a Twin-Heada, no i w efekcie się do niego przyzwyczaiłem, a że nie porównywałem za bardzo, a tak szczerze, to wcale, więc mi się opatrzył, osłuchał i obojętnym uczynił, bo do dobrego człowiek szybko się przyzwyczaja. W efekcie z niemałym zaskoczeniem przyszło mi teraz konstatować efekty porównań. Nie, nie odtańczę żadnego festiwalu achów i ochów na cześć fenomenalnego kabla, który – no wiecie – kosztuje wprawdzie niewąsko, ale gra tak że warte to jest każdych pieniędzy i bez niego to jak bez ręki, a z nim to jak na balu – tak więc, no więc, a więc i nic tylko kupować kogo tam stać. Jednakże (to słowo zaczyna mnie denerwować), no więc jednakże nie da się ukryć, że Absolute Dream potrafi to i owo czego inne kable nie potrafią, co nie znaczy, że wszystkie, ale co znaczy, że niektóre z dobrych to owszem. Tym co Absolute Dream potrafi a czego Tara Air1 nie, jest więcej muzyki w muzyce i więcej bezpośredniości. W bezpośrednim porównaniu (bezpośredniość w bezpośrednim porównaniu, o Jezu) Tara wydaje się jakaś głucha, oddalona, trochę nieobecna i trochę przydymiona, chociaż szczegóły oddawała dokładnie i starała się jak mogła. Realność wokalizy była na niej wyraźnie zdegradowana, a muzykalność niewygrzanych jeszcze słuchawek Ultrasona, jak również wygrzanych pozostałych, zdecydowanie niższa. Duża to była różnica, o wiele większa niż się spodziewałem, toteż nie mało byłem zdziwiony, bo raczej gotowałem się, że dokopię tym Absolutnym Dreamom niż na ich chwalenie, a to za sprawą wspomnianego przyzwyczajenia, co to się samo stało. No ale co będziemy udawać – jak kabel jest lepszy, to jest i tak jest nawet lepiej, bo madame Gabi wygląda na zdjęciach wyjątkowo sympatycznie, tak więc nie wyrządzanie jej przykrości sprawia mi satysfakcję. Poza tym kosztuje ci on tak absurdalne pieniądze, że nie wywołuje żadnych chętek ni ciągot, tylko popatruję sobie na niego niczym na jakiś eksponat, z którym najlepiej w ogóle się nie bratać, bo niby po co? I tak go miał nigdy nie będę. A że się niechcący zbratałem, to i co robić; trzeba się będzie rozbratać i tyle.

Crystal_Cable_Absolute_Dream_10

Tu też sprawy nabrały nowego kształtu

Ale my tu gadu, gadu, a o dźwięku jeszcze coś by rzec wypadało. Trzeba więc jeszcze porównać z  van den Hul’em, co to też jest z Holandii i też swego czasu był przełomowy, bo oparty o technologię węgla a nie metalurgię metali nieżelaznych albo szlachetnych, dzięki czemu nie ulega degradacji tlenowej i długie lata nawet bez okrywy kaptonowej wytrzymać bez uszczerbku na własnym zdrowiu może. Mówiąc inaczej – się nie degraduje, bo korozji w nim nie ma co ulec. Złoto i platyna wprawdzie też nie korodują, ale jakoś nie słychać o złotych i platynowych interkonektach, chociaż takie ze stopu srebra ze złotem już są oferowane i oferuje je Siltech. Tego van den Hul’a dawno temu wielu wynosiło pod niebiosa, taki był nowatorski i przełomowy, a potem inni jeździli po nim jak po łysej kobyle, że niby mało rozdzielczy, zmulony i ogólnie byle jaki. Bzdury to są wierutne owe krytyki, na bazie kijowego sprzętu, niskiej ceny i megalomaństwa recenzentów wypocone. Mam tego van den Hul’a od przeszło dziesięciu lat i nieraz mnie z opresji ratował, gdy trzeba było autentyczną muzykę dorzucać do pieca w którym tylko jakimś muzycznym chrustem było palone i nie szło tego słuchać. Faktem jest, że do bułowatego sprzętu ten van den Hul nie pasuje, ale kto by tam słuchał z własnej woli bułowatych urządzeń i po co? A poza tym im i tak nic nie pomoże, że wspomnę choćby taki wzmacniacz słuchawkowy Edgara (niech was ręka boska broni), na myśl o którym aż mi ciarki chodzą po grzbiecie, bom go kiedyś przez kilka dni uporczywie wygrzewał w oczekiwaniu że pięknie zagra, albowiem w jednej recenzji stało, że zagra – i to jeszcze jak! Mało przy tym wygrzewaniu nie wyzionąłem ducha, w ten sposób to grało. Ohyda! Fuj! Precz! Na pohybel! Zgiń! Przepadnij! A bodaj cię…

Crystal_Cable_Absolute_Dream_011

No ale czy mogło by być inaczej bez wywoływania niemałego skandalu?

No ale. No ale van den Hul też nie dał rady. Owszem, muzykalny ci on jest i szczegółów wcale nie gubi, a jednak Absolute Dream bezdyskusyjnie wykazał własną wyższość. Znów zagrał zdecydowanie bardziej bezpośrednio i naturalnie, tak jakbyś przybrudzone okno nie tyle nawet co umył, tylko na roścież otwarł, a do tego jeszcze z dużo większą dynamiką i subtelnością, a jakby tego było mało, z dużo większą głębią sceny i lepszą separacją planów. Kobiece głosy były w jego wydaniu bardziej delikatne i z dreszcz wywołującą realnością, a jednocześnie bas sporo mocniejszy i całość przekazu znacznie bardziej popisowa tudzież w rzeczywistość wsadzona. Zupełnie jakby obraz zyskał wyższą rozdzielczość, choć tak naprawdę było to złudą, bo szczegółów wcale nie przybywało, tylko czystości dźwięku oraz wszelkiego rodzaju dynamiki, a tonacja była przy tym bardziej naturalna, taka do bicia brawo w dowód uznania. Ogólnie zatem perfekcja, w każdym razie na tle porównywanych konkurentów. Nie lubię tego wyrażenia, ale trzeba czasem uczciwie przyznać, że to była różnica klasy, albo i dwóch. Nie ma się co oszukiwać i udawać, że było inaczej skoro tak właśnie było.

Podsumowanie

Crystal_Cable_Absolute_Dream_012   Co by tu rzec, aby przemówić słusznie i naukowo. Kabel Crystal Cable Absolute Dream sporządzony został według naukowej receptury i okazuje się słuszny. Od strony teoretycznych podstaw monokrystaliczny rdzeń powinien lepiej przewodzić sygnał, a owinięcie go mnogimi warstwami izolacji i dodatkowych monokrystalicznych przewodów miało za zadanie lepszość tę uwypuklić. No i się okazuje, że to słychać i na dodatek słychać bardzo wyraźnie.

Przyznam, że z mojego punktu widzenia ciekawsza byłaby sytuacja, gdyby niczego interesującego nie udało się usłyszeć i można się było rozindyczyć, że jakże to tak, tyle pieniędzy, takie zadęcie, tyle naukowego gadania, a potem nic z tego poza konfuzją nie ma. No ale nie tym razem. Taką przyjemność trzeba będzie odłożyć na przyszłość i inną okazję. Cena jest oczywiście zaporowa i szokująca, z punktu jasno stawiając sprawę. Większość systemów wymaga przynajmniej dwóch takich interkonektów, sam dwóch bym potrzebował, a jak doliczyć do tego kable głośnikowe (dwa razy droższe) i komplet sieciówek (minimalnie tańszych), to za same przewody wyjdzie do standardowego systemu jakieś pół miliona złotych, czyli jesteśmy w domu, a konkretnie w domu dla milionerów, i to takich z przedrostkiem multi na froncie. Przyznać muszę, że cena zaproponowana kiedyś przez przełomowy kabel van den Hul’a (koło tysiąca złotych, czyli pięćdziesiąt razy taniej) podobała mi się zdecydowanie bardziej. No ale monokryształ węglowy byłby jeszcze dużo droższy niż srebrny, a że srebrny niestety także bardzo jest drogi, a jego wyższość nad niekrystalicznym węglem bezdyskusyjna, to z jednej strony dobrze, bo para nie poszła w gwizdek, a z drugiej źle, bo nikogo prawie na to nie stać. Pozostaje mieć nadzieję, że te monokryształy kiedyś stanieją. Głupi jestem, no nie? Niby po co by miały? Żeby producent mniej na nich zarabiał? Ale może kiedyś…

 

W punktach

Zalety

  • Wspaniała czystość dźwięku.
  • Popisowa dynamika.
  • Naturalność tonacji.
  • Narzucający się realizm.
  • Umiejętność łączenia delikatności z potęgą.
  • W efekcie wszystko wydaje się prawdziwsze i dużo lepiej widoczne.
  • Głębsza scena.
  • Znakomita gradacja planów.
  • Bardzo zaawansowana technologia.
  • Ciekawy wygląd.
  • Eleganckie opakowanie.
  • Made in Holland.
  • Polski dystrybutor.

Wady

  • Tylko dla milionerów.
  • Luka opisowa w postaci braku wyjaśnienia funkcji srebrzystych wędrowców.

Sprzęt do testu dostarczyła firma:

Eter Audio

Dane techniczne:

      • Rdzeń z monokryształu srebra.
      • Osłona rdzenia na bazie kaptonu i PEEK.
      • Dwa oploty ponad rdzeniem.
      • Pierwszy z monokrystaliczynch drutów miedzianych pokrytych srebrem.
      • Drugi z monokrystalicznych drutów srebrnych pokrytych złotem.
      • Przeźroczysta warstwa izolacji zewnętrznej.
      • Wtyki Furutech Carbon w wersji udoskonalonej.
      • Cena: około 50 000.- zł/1m.

System:

      • Źródła: Accuphase DP-510, Cairn Soft Fog V2.
      • Wzmacniacze: ASL Twin-Head Mark III, Burson Conductor, Croft Polwstar1.
      • Słuchawki: AKG K1000, Audio-Technica ATH-W5000, Grado GS-1000, Ultrasone Signature Pro.
      • Interkonekty: CrystalCable Absolute Dream, Tara Labs Air1, van den Hul First Ultimate.

 

Pokaż artykuł z podziałem na strony

25 komentarzy w “Recenzja: Crystal Cable Absolute Dream

  1. Marta pisze:

    „(…)to za same przewody wyjdzie do standardowego systemu jakieś pół miliona złotych, czyli jesteśmy w domu, a konkretnie w domu dla milionerów(…)”
    chyba w domu dla wariatów 🙂

    a z wad/zalet(?) wymieniłabym jeszcze:
    – tylko dla obłąkanych.

  2. Piotr Ryka pisze:

    Na zawołanie można przywołać (bawiąc się przy okazji językiem) dwa interkonekty droższe od naszego Marzenia: Nordosta Odin i Siltecha Double Crown, oba za metr kosztujące około 70 tysięcy złotych. Droższy będzie także Transparent Audio OPUS MM2 w wersji zbalansowanej, kosztujący 19 tysięcy dolarów. Jak to się wszystko ma do codzienności i zdrowego rozsądku, starałem się wyłożyć w tekście o sensie audiofilizmu. Na obronę potwornie drogiego kabla można powiedzieć, że przynajmniej potrafi być bardzo użyteczny, wzmagając wydatnie piękno muzycznego przekazu, podczas gdy na przykład drogie zegarki, które na dodatek mogą być jeszcze wielokrotnie droższe, pełnią funkcję czysto ozdobną i reprezentacyjną w czasach gdy każdy nosi przy sobie komórkowy telefon, na którym może sprawdzić w każdej chwili godzinę.
    Osobiście znam kogoś, kto posiada wspomniany interkonekt Siltecha i jest to osoba całkowicie racjonalna, tyle że zakochana w muzyce. No tak, miłość jest szaleństwem. Ale co nasze życie bez niej byłoby warte?

    1. angelo pisze:

      Tak ma pan rację . Racjonalizm w odniesieniu do cen wielu luksusowych produktów jest trochę dziwny . No ale gdyby ich nie było , to na co człowiek mialby wydawać pieniądze i czym się cieszyć w swoim krótkim życiu . No oczywiście myślą o wieczności dobrej dla tych , których do siebie zaprosi dobry Bóg ..

  3. Marta pisze:

    Tak na serio to powiem Panu, że w 95% (może przesadziłam, ale na pewno >50%) audiofilizm to mania i można dodać wzorem z leksyki psychiatrycznej, że prześladowcza; i to sensu nie ma, bo nawet jeśli słyszy się muzykę na tym swoim wymażonym sprzęcie to się ją słyszy, ale zapomina się o jej słuchaniu – serio to mówię, nie wiem czy mnie Pan rozumie. Ale te 5% jak Pan Wiktor czy 45% istnieje.

  4. Marta pisze:

    oczywiście: „wymarzonym”

  5. hifiphilosophy pisze:

    Nie, nie rozumiem. Nie wiem jak można słyszeć muzykę i jednocześnie jej nie słyszeć. Natomiast słyszałem o takich, którzy tak uważają. I z niektórymi nawet swego czasu dość ostro się ścierałem. Nie tak dawno jeden taki pisywał na pewnym forum jako Kasia. Ale na tamtym forum już nie polemizuję, bo okazałem się szkodnikiem i administrator zniszczył mi konto w trosce o dobro publiczne.

    1. Marta pisze:

      Myli się Pan. Nie wiem, czemu poczuł się Pan tak urażony.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Ależ nie czuję się urażony. Po prostu nie wiem jak można słuchać muzyki i jej nie słyszeć tylko dlatego, że na lepszym sprzęcie brzmi lepiej. Nie sądzę aby tacy ludzie jak Grado czy Burmester zaczynali od konstruowania lepszej aparatury tylko po to, żeby na koniec mniej słyszeć. Sam mogę o sobie powiedzieć, że na co dzień z własnego systemu słyszę dźwięk wyjątkowo piękny i odczuwam z tego powodu ogromną satysfakcję, a jednocześnie dzięki temu dużo silniej dane jest mi przeżywać muzykę. Jakość aparatury według mnie jest wprost a nie odwrotnie proporcjonalna do muzycznych przeżyć, chociaż niektórzy twierdzą inaczej. Być może jestem nietypowy, ale nie potrafię dostrzec racji owej nietypowości. Czy dobre wino pije się po to by gorzej smakowało, albo tylko dlatego by patrzeć na jego etykietę?

        1. Marta pisze:

          Proszę Pana; rozumiem i szanuję Pana zdanie, uważam, że posiadanie takiego hobby jest piękne i chwalebne, a dązenie do ideału jedną z cnót.
          Użyłam sformułowania „słuchanie muzyki” oraz „słyszenie muzyki” – w nakreślonym kontekście pole semantyczne tych wyrażeń jest inne i myslałam, że Pan je dostrzeże: słuchać czegoś to coś innego niż słyszeć coś. Bazując na swoim doświadczeniu, zwłaszcza w obcowaniu z moim mężem audiofilem twierdzę, że ten powoli traci umiejętność słuchania muzyki i czerpania z niej przyjemności, a głównie skupia się na tym czy było warto wydać tyle pieniędzy na jakiś sprzęt, co można usłyszeć i czy faktycznie gra lepiej czy nie i więcej czasu spędza na czytaniu o sprzęcie, sprzedawaniu tego, który kupił dwa tygodnie temu i kupowanie nowego. Uważam, że jego przypadek nie jest odosobniony.
          Jest Pan z wykształcenia, co przeczytałam filozofem, proszę spojrzeć na to zatem jak na pseudo Platoński dialog.

          – Czy czrpanie przyjemności ze słuchania muzyki jest proporcjonalna do jakości brzmienia?
          – Powiedzmy, że tak.
          – Czy jakość brzmienia jest proporcjonalna do jakości sprzętu?
          – Zgódzmy się i do tego.
          – Czy jakość aparatury jest proporcjonalna do ceny?
          – Załóżmy, że i to jest prawda.
          – Czy kabel za 50 000 zł „gra” lepiej niż za 1500 zł i czy ta różnica jest wyczuwalna i duża?
          – Tak, a różnicę słychać.
          – A czy ta róznica jest proporcjonalna do różnicy ceny?
          – W najmniejszym nawet stopniu.
          – Zatem czy ludzie, którzy kupują taki sprzęt to debile, a ludzie, których na to nie stać mają prawo i słuszność mówić, że nawet gdyby mięli to by nie kupili?
          – Nie. Cechą ludzi majętnych jest właśnie to, że wydają swoje pieniadze jak chcą, na luksusy, bo ich na to stać i głupotą byłoby zbierać pieniądze i nie wydawać ich na przyjemności; a ludzie biedni mówią to co mówią, ponieważ patrzą na to ze swojego stanowiska (byt okresla świadomość?), a gdyby mięli pieniądze robiliby to samo, co bogaci, których krytykują.
          – Zatem niech biedni hipokryci milczą i niech nie zachowuja się jak wojujący socjaliści wykrzykujący: „ach, tu kabel za 50tyś, podczas gdy miliony w Afryce głodują!”
          – Nie w tym rzecz.
          – A w czym?
          – A no w tym, że nawet jeśli nie masz kabla za 50tyś nie jesteś gorszy, masz prawo mówić to co uważasz i słusznie zwrócić uwagę na to, że różnica pomiędzy kablem za 1500zł a 50 tyś zł w jakości grania ma się nijak do różnicy w ich cenie.

          Mimo różnicy zdań, ja szanuję Pańskie zdanie i Pana osobę, bo nie jestem pewna, że za dwa lata nie zmienię zdania. Niepotrzebnie jest Pan sarkastyczny, bo to nie świadczy o Pana inteligencji, tylko jest przejawem braku kultury osobistej. Proszę mi uwierzyć, że nie jestem żadnym wrogiem Pańskim z audiohobby i nie chcę Pana zniszczyć. Nie wiem czy Pan Wiktor,którego nie znam i nigdy na oczy nie widziałam ma czy nie ma tego kabla, ale wiem, że jest wielkim entuzjastą sprzętu, ma bardzo drogi sprzęt, a Panowie się znają z tego, co wywnioskowałam z innych Pana tekstów (sam Pan o tym wspomina) i domysliłam się, że o nim Pan mówił i tyle; a Pan nagle zmienił ton, podpisał swoją wypowiedź nie imieniem i nazwiskiem tylko nazwą strony itd., a ja przecież nikogo nie obraziłam i nie zachowałam się po chamsku. Sam Pan pietnuje postawę administratora, który Pana skreślił z audiohobby, o czym nie wiedziałam, a teraz zachowuje sie Pan podobnie, nie majac do tego podstaw.

          1. Marta pisze:

            Jeśli sobie Pan życzy, mogę na maila wysłać wiadomość ze swojego maila, który jest identyczny z adresem, który trzeba podać, aby móc komentować na Pańskiej stronie i wtedy wyślwieli się Panu w polu identyfikacji moje imię i nazwisko;żadnym kretem-wrogiem-niszczycielem nie jestem.

          2. angelo pisze:

            Szanowna pani . Ten wywód jest nic nie wart , chciała pani coś udowodnić, a nic nie wyszło , Każdy wydaje pieniądze wg swojego gustu i zapatrywania . Tak samo jest z samochodami , nieruchomościami itd . ich wartość jest sprawą umowną i jest taka w rzeczywistości czy i za ile znajdzie się na produkt kupiec ..

  6. Janek.W. pisze:

    Administrator jako jeden z pierwszych „rzucił” się na pomoc Kasi;)

  7. Piotr Ryka pisze:

    Droga Marto

    Wybacz, że tak kordialnie się zwracam, ale naprawdę szczerze podziwiam Twój wpis o audiofilizmie i tylko żałuję, że od niego nie zaczęłaś, bo od razu mielibyśmy otwartą dyskusję a nie pole do domysłów. Tego rodzaju otwartych tekstów w sporach o sens i istotę pasji audiofilskiej nie ma wiele, ponieważ strony dawno temu okopały się na wrogich pozycjach i głównie plują na siebie jadem.
    Argumenty merytoryczne ujmę w punktach, by było przejrzyściej.

    – Przede wszystkim męża trzeba poddać muzycznej terapii, podobnie jak terapii sprzętowej. Niech przyjdzie tutaj ze swoim sprzętem i wyszukamy mu taki, którego nie będzie musiał co dwa tygodnie zmieniać, a słyszenie muzyki zamieni na powrót w jej słuchanie.

    Odnośnie dialogu:
    – Czy czerpanie przyjemności z percypowania muzyki jest proporcjonalne do jakości brzmienia?
    – Niekoniecznie. Gombrowicz na przykład twierdził, że najwięcej przyjemności sprawia mu muzyka usłyszana marginalnie, z okna naprzeciwko, a na koncertach denerwują go popisy wirtuozów, wysuwające się przed sens samego dzieła. Jak widać problemy z odbiorem muzyki istnieją od dawna i nie dotyczą samej aparatury. Mimo to sądzę, sądząc oczywiście po sobie, że muzyka słuchana z aparatury gorszej przemawia słabiej. Gombrowicza złościły wirtuozowskie popisy, a mnie złoszczą ograniczenia przekazu, które słaba aparatura serwuje nieustająco. Nie złoszczą mnie natomiast wykonawcy, bo łatwo mogę sięgnąć po takich, których interpretacje mi odpowiadają, co w czasach Gombrowicza było znacznie trudniejsze. Oczywiście sporu o to czy lepiej słuchać aparatury słabszej, dającej obraz zubożony, ale pozwalającej skupić się na samej muzyce, czy wręcz przeciwnie – lepszej, ale niosącej zagrożenia związane z jakościowym wyścigiem zbrojeń, z punktu widzenia psychologii rozstrzygnąć definitywnie się nie da. Sam pozostaję jednak na stanowisku, że istnieje tu tylko jeden punkt graniczny, a nie dwa. Rozumiem przez to, że nie istnieje taki punkt po stronie słabości, poniżej którego nie ma się chęci słuchania za pośrednictwem aparatury lepszej, tylko całą uwagę skupia się na muzyce, natomiast istnieje taki punkt po stronie wysokiej jakości, powyżej którego jesteśmy już całkowicie zadowoleni z formy przekazu i dzięki temu możemy w całości oddać się słuchaniu muzyki. Ba, jesteśmy do tego nawet zmuszeni, ponieważ piękno brzmienia nie pozostawia wyboru i chcąc nie chcąc stajemy się jego niewolnikami. Dodam, iż przez wiele lat słuchałem sprzętu stwarzającego ograniczenia jakościowe, a takiego w którym ich nie odczuwam słucham dopiero od kilku lat. Dlatego sądzę, że wiem co mówię.

    – Czy jakość brzmienia jest proporcjonalna do jakości sprzętu?
    – To tautologia, przynajmniej dopóki jakość sprzętu oceniać będziemy po jakości brzmienia.

    – Czy jakość aparatury jest proporcjonalna do ceny?
    – Przeważnie jest, ale z uwzględnieniem czynnika zmniejszającego.

    – Czy kabel za 50 000 zł “gra” lepiej niż za 1500 zł i czy ta różnica jest wyczuwalna i duża?
    – Czasami tak, a czasami nie.

    – A czy ta różnica (o ile występuje) jest proporcjonalna do różnicy ceny?
    – Zależy co rozumiemy przez proporcjonalny. Jeżeli funkcję liniową, to nie, a jeśli logarytmiczną, to tak.

    – Zatem czy ludzie, którzy kupują taki (bardzo drogi) sprzęt to debile, a ludzie, których na to nie stać mają prawo i słuszność mówić, że nawet gdyby mięli to by nie kupili?
    – Ci, którzy niezwykle cenią sobie jakość muzycznego przekazu i mają na jego wdrażanie odpowiednie zasoby ekonomiczne, kupując nawet piekielnie drogą aparaturę nie stają się poprzez to debilami, ponieważ pewna proporcja jakościowa między ceną a oferowanym brzmieniem, jak widać choćby na przykładzie kabla Absolute Dream, jednak występuje. A czy stają się wobec tego bezduszni i zapatrzeni tylko we własne zachcianki? To bardzo złożona kwestia, na którą niedługo spróbuję odpowiedzieć w osobnym tekście o luksusie. Jednocześnie sądzę, że nikt nie powinien deklarować co by zrobił, gdyby się znalazł w pewnej sytuacji, o ile z tą sytuacją nie miał wcześniej do czynienia. Nie wiemy co byśmy zrobili gdybyśmy się stali milionerami. Z pewnością wielu z nas zadziwiłoby wówczas samych siebie.

    – Czy byt określa świadomość?
    – Niewątpliwie. Jednakże formy tego określenia w zależności od konkretnego człowieka bywają diametralnie różne.

    – Czy wszyscy mają prawo zabierać głos i wyrażać własne zdanie?
    – Oczywiście. Jest fundamentem ludzkiej godności mieć prawo do wyrażania własnego zdania. Nikomu nie powinno się tego odmawiać, a ramami dyskusji winna być wyłącznie kultura wzajemnego odnoszenia się. Choćby minimalna.

    Odnośnie cytatu:
    „Mimo różnicy zdań, ja szanuję Pańskie zdanie i Pana osobę, bo nie jestem pewna, że za dwa lata nie zmienię zdania. Niepotrzebnie jest Pan sarkastyczny, bo to nie świadczy o Pana inteligencji, tylko jest przejawem braku kultury osobistej. Proszę mi uwierzyć, że nie jestem żadnym wrogiem Pańskim z audiohobby i nie chcę Pana zniszczyć.”

    Myślę, że aż o „zniszczenie” byłoby raczej trudno. Bo niby w jaki sposób miałoby się ono dokonać? Poprzez dyskusję? Uczciwa wymiana zdań na dowolny temat chyba jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a już zwłaszcza filozofom.
    Nie sądzę przy tym, bym był jakiś specjalnie sarkastyczny. Pozwoliłem sobie jedynie zauważyć, że audiofile, zgodnie ze swoim mianem, jednak nie tylko słyszą muzykę, ale także jej słuchają. Nigdy nie spotkałem audiofila, który byłby nakierowany wyłącznie na sprzęt a muzyki wcale nie słuchał.
    Stwierdzenie braku kultury osobistej przyjmuję z pokorą. Już widać taki jestem – niekulturalny.

    I jeszcze jeden cytat:
    „Nie wiem czy Pan Wiktor, którego nie znam i nigdy na oczy nie widziałam ma czy nie ma tego kabla, ale wiem, że jest wielkim entuzjastą sprzętu, ma bardzo drogi sprzęt, a Panowie się znają z tego, co wywnioskowałam z innych Pana tekstów (sam Pan o tym wspomina) i domyśliłam się, że o nim Pan mówił i tyle; a Pan nagle zmienił ton, podpisał swoją wypowiedź nie imieniem i nazwiskiem tylko nazwą strony itd., a ja przecież nikogo nie obraziłam i nie zachowałam się po chamsku. Sam Pan piętnuje postawę administratora, który Pana skreślił z audiohobby, o czym nie wiedziałam, a teraz zachowuje sie Pan podobnie, nie mając do tego podstaw.”
    Po pierwsze, nie mieszajmy kolegi Wiktora w tę intrygę. Wiktor jest miłośnikiem kabli marki Fadel i innych nie posiada, tak więc nie o nim była mowa.
    Po drugie, nie sądzę abym zmieniał ton. Nie dostrzegłem w sobie podczas naszej wymiany poglądów żadnej zmiany nastawienia i nie dostrzegam jej teraz. Mój wpis sam zatytułował się hifiphilosophy a nie Piotr Ryka, ponieważ dokonując go byłem zalogowany jako administrator i wtedy tak się dzieje z automatu. A loguję się od czasu do czasu, by usuwać spam i ewentualnie odblokowywać wpisy osób po raz pierwszy piszących. Tak więc podpis hifiphilosophy nie ma żadnego charakteru intencjonalnego. To czysta, bezmyślna technologia.
    Po trzecie, postawy osób kneblujących innym usta faktycznie piętnuję i ludźmi tak postępującymi pogardzam. Zawsze stałem na stanowisku pełnej wolności wypowiedzi i nikomu nigdy nie zamierzam odbierać głosu. Przepraszam, jeżeli skutkiem działania oprogramowania powstało mylne wrażenie, że jest inaczej; proszę absolutnie nie brać tego do siebie i swobodnie w każdej sprawie się wypowiadać. Gotów jestem odpowiedzieć na każdą krytykę i na miarę swoich możliwości próbować pomagać w każdej sytuacji.

    Serdecznie pozdrawiam
    Piotr Ryka

    1. Rolandsinger pisze:

      Z niemałą dozą smutku stwierdzam, że Piotr Ryka – autor niniejszego portalu – mija się z prawdą, by nie powiedzieć, że łże w mało wyrafinowany sposób. Otóż twierdząc, iż cyt.: „postawy osób kneblujących innym usta faktycznie piętnuję i ludźmi tak postępującymi pogardzam. Zawsze stałem na stanowisku pełnej wolności wypowiedzi i nikomu nigdy nie zamierzam odbierać głosu”. Mianowicie, gdy kilka miesięcy temu popełniłem tu pochlebczy skądinąd wpis pod recenzją słuchawek Shure SRH1840 zniknął on w oka mgnieniu. Mając na uwadze ten fakt, każdemu komentarzowi publikowanemu w tym serwisie będzie towarzyszył stosowny screenshot z mojej strony.

      Poza tym uważam Piotra Rykę za człowieka niezmiernie utalentowanego, zwłaszcza w materii literackiej, pomijając jego oczywiste, obsesyjne fantasmagorie w kwestiach merytorycznych dotyczących techniki audio oraz infantylną postawę emocjonalną w okolicznościach jakiegokolwiek sprzeciwu czy wręcz braku afirmacji dla jego autorytarnych i niepopartych jakimkolwiek materiałem pomiarowym opinii o recenzowanym sprzęcie hi-fi.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Nic mi o tamtym zaginionym komentarzu nie wiadomo. Proszę go zamieścić ponownie a na pewno się ukaże. Ukaże się każdy wpis o ile tylko nie będzie operował ordynarnym językiem. Osoby których pierwszy wpis został zaakceptowany mogą się po zalogowaniu wpisywać bez akceptacji administratora. Najwidoczniej tamten zagubiony wpis omyłkowo został usunięty wraz ze spamem. Administrator techniczny usuwa dziennie kilkadziesiąt a czasem ponad sto spamów i najwyraźniej usunął coś przez pomyłkę.

  8. Piotr Ryka pisze:

    Dodam jeszcze, Marto, że oczywiście bardzo chętnie będę także rozmawiał w formie prywatnej. Wiele osób pisze do mnie prywatnie i prywatnie sobie rozmawiamy.

  9. Maciej pisze:

    A ja chciałem tylko dodać że Państwa dyskurs jest zdecydowanie na miarę tych kabli… Wydaje mi się ze to co daje siłę drogim produktom to właśnie ten kapitał kontrowersyjności produktu i filozofii go otaczającej.
    Cieszę się z tego co przeczytałem bo lubię nawiązania do klasyków. Zwłaszcza w dziedzinach na pozór odległych od nauk humanistycznych.

  10. milfhunter pisze:

    przyznam ze zaczynam coraz mniej wierzyc w dzialnie kabli, poczatkowo faktycznie bylem zaskoczony ale ostatnio coraz mniej slysze roznice, jezeli czegos nie mozna rozróżnić w tescie abx to kupowanie takich rzeczy jest bez sensu…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Odsyłam w takim razie do tekstu o testach ABX, znajdującego się w dziale Muzyka.

  11. Przemek pisze:

    A ja sie zastanawiam czy o wlascicielach aut marki Rolce-Rolce czy Bentley mysli sie ze nie czerpia przyjemnasci z jezdzenia swoimi samachodami i tak naprawde tylko w nich siedza.Czy tylko o wlascicielach wysokiej klasy systemow audio wymysla sie podobne bzdury.

    Czemu nie mysli sie ze sa osoby ktore lacza w jedno dwie pasje ,muzyke i wysokiej klasy sprzet do jej odtwarzania.Przeciez mozna kochac nad zycie muzyke i lubic ja sluchac w inny sposob niz tylko w marnej plaskiej jakosci.

    Czy ktos kto non stop dlubie przy swoim aucie cos wymienia ,potem testuje na torze i znowu wymienia i znowu testuje z kolegami na torze nie lubi jezdzic tym autem.Czy jak nim jedzie nie czerpie z tego mega przyjemnosci tylko mysli o nowym amortyzatorze a nie o tym jak fajnie sie jedzie az nie chce sie wracac do domu.

    Nie rozumiem czemu tak zle ocenia sie fascynatow dobrego brzmienia.Taka postawe mozna zauwazyc na forum audiohobby ktore niedlugo zmieni chyba nazwe na antyaudiohobby albo antydrogisprzethobby.

    Czy to jakies objawy zazdrosci czy braku optymistycznego podejscia do tematu ,nie wiem mam nadzieje ,ze nie ale tak czasami mozna to ocenic.

    Czy kolega Piotr ,kolega Wiktor czy inni posiadacze drogiego sprzetu nie kochaja muzyki tylko sprzet.Moim zdaniem kochaja muzyke 10 razy bardziej niz swoj wysokiej jakosci sprzet a posiadaja go wlasnie z powodu milosci do muzyki a nie odwrotnie.Dla mnie to banalnie proste.

    Pozdrawiam

    1. angelo pisze:

      Lubię wypowiedzi mądrych ludzi , a nie obsesyjnie nastawionych na krytykę ludzi z manią prześladowczą pn. zazdrość ..

  12. milfhunter pisze:

    Każdy ma prawo kupować co chce i za ile tylko myślę ze ludzie mogą być wprowadzani w błąd tymi baśniowymi opisami, jakoby to kable wprowadziły tak wielkie zmiany :), powtarzam nie kwestionuje tego ze kable działają, ale zmiany nie sa takie jak wynikają z kwiecistych opisow recenzentów, ktoś potem kupuje i sie dziwi dlaczego to nie gra jak w recenzjach.

    1. Piotr Ryka pisze:

      A po co ktoś miałby kupować na podstawie samego czytania recenzji? Jak kogoś stać na drogi kabel, to stać go też przynajmniej na to, żeby podjechać do salonu z własnym kablem i porównać go z tym, który zamierza kupić. Za kaucją, a jak kogoś znają to i bez kaucji, można nawet zabrać do siebie i wypróbować w domowych warunkach. Kupowanie drogich kabli to nie kupowanie wakacyjnego wyjazdu na podstawie zdjęć folderowych w biurze podróży. Tutaj wcześniejsza degustacja jest możliwa i jak najbardziej wskazana. Nie podoba się, nie kupujemy. I po sprawie.

  13. Roman pisze:

    Z kablami to jest tak że jak ma się poprawny to kupowanie lepszego za sporą kasę nie ma sensu bo przy przejściu z lepszego na gorszy jest tylko chwilowy dyskomfort i zaraz z powrotem wraca zadowolenie ze słuchania muzyki,no chyba ze jak już pisałeś ktoś ma nadmiar kasy .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy