Recenzja: Crosszone CZ-1

Crosszone CZ-1 HiFi Philosophy 004   Opis techniczny słuchawek to zwykle banał. Przetwornik, pałąk, pokrywa muszli, kabel, opakowanie – chwalisz to albo ganisz i można przechodzić do brzmienia. Tym razem jednak tak prosto nie będzie; z Crosszone CZ-1 sprawa nie jest tak łatwa. Poza tym zapomniałem wspomnieć, że zwykle poprzedza to jeszcze wstęp ogólny, odniesiony do tego, że słuchawki bardzo teraz są popularne, że odcinają słuchającego od ludzkiego mrowiska, że można w nich obecnie wszędzie się pokazywać i że postępu technologicznego od dawna w nich nie ma. Czasami – znacznie rzadziej – dołącza do tego passus o naturalnych ograniczeniach: że każdy kanał gra osobno w jednym uchu i membrana zlokalizowana jest tuż koło błony bębenkowej, a w efekcie scena powstaje upośledzona, choć przynajmniej oklaski rozbrzmiewają wokół słuchacza, tak jakby faktycznie siedział na widowni, a nie jak u kolumn idiotycznie za wykonawcami.

Dlaczego z Crosszone będzie trudniej? Ponieważ są pokombinowane. Można rzec – postępowe – zaprzeczające temu brakowi postępu. I to jak! Jeszcze nie mieliśmy do czynienia z tak wymyślnymi, może tylko oBravo były pod tym względem podobne.

Na tej kanwie kilka odniesień. Dawno nie było mowy o którymś z modeli Ultrasona, ale niektórzy może pomną, że firma opatentowała i z powodzeniem wdraża coraz bardziej rozwijaną technologię S-Logic, mającą ograniczenia słuchawek w jakiejś przynajmniej mierze znosić. Czyni to za pośrednictwem specjalnych maskownic nad przetwornikiem, w których rozlokowano na podstawie zaawansowanych akustycznych wyliczeń różnej wielkości otwory, w zaplanowany sposób przepuszczające falę dźwiękową, tak by rozproszeniowo kierowana była na małżowinę uszną i do kanału słuchowego – a wszystko po to, aby styl stał się podobny do otwartej prezentacji głośnikowej. Ultrasone odnosi dzięki tej technice sukcesy i nieraz ich słuchawki chwaliłem, ale to nie jedyny rodzaj broni wytoczonej przeciw słuchawkowym ograniczeniom. Najpotężniejszą skonstruowało dawno temu AKG, jako nie przylegające do uszu (plus regulacja kąta ustawienia) głośniki nagłowne K1000, doposażone specjalnym zewnętrznym procesorem akustycznym. To jednak nie były normalne słuchawki, a w odniesieniu do normalnych, przylegających, stosowano także dość prostą ale skuteczną technikę kątowego ustawiania przetwornika, by dźwięk bardziej od przodu napływał (po raz pierwszy w Sony MDR-R10), sporządzano słuchawki o dwóch przetwornikach (na co wraca moda), a przede wszystkim oferowane były wzmacniacze z funkcją mieszania kanałów i opóźniania, między innymi przez SPL, Grace Design i Meier Audio. Jeszcze bardziej rozbudowane efekty napotykamy w komputerowych kartach dźwiękowych, oferujących niejednokrotnie zaawansowane przetwarzanie DSP, łącznie z symulacją na słuchawkach głośnikowego zestawu  7+1. Różne to wszystko dawało efekty, czasami całkiem niezłe, a teraz do walki na tym polu dołącza japońskie Crosszone ze swoimi CZ-1.

Zacząłem odniesienia od Ultrasona, ponieważ jego technologia S-Logic ma w tych Crosszone swój odpowiednik. Znajduje także w nich oddźwięk technika dwóch, a nawet trzech w ich wypadku przetworników, jak również szkoła mieszania kanałów. A zatem wszystko poza cyfrowym przetwarzaniem DSP, o które zadbać ewentualnie musi wzmacniacz lub karta dźwiękowa.

– A nie mówiłem, że łatwo nie będzie? Sami widzicie, że nie jest.

Nim się zagłębimy w gąszcz technicznych uwikłań, coś tradycyjnie o producencie. Niewiele o nim wiadomo, a właściwie nic ponad to, że jest z Japonii i pochodzi z niewielkiego miasta Okaya w prefekturze Nagano w samym centrum kraju. Miasto nie jest duże, ale stanowi ośrodek przemysłu precyzyjnego, tak więc na miejsce produkcji słuchawek nadaje się jak najbardziej. Czy poza Crosszone CZ-1 ich macierzysta firma cokolwiek wyprodukowała, tego nie wiem; wiem natomiast, że słuchawki pojawiły się po raz pierwszy wiosną zeszłego roku na wystawie Tokyo Spring Fujiya Avic Headphone Festival, a w lipcu ukazała pierwsza recenzja w prestiżowym japońskim Stereo Sound. I to by było na tyle, jeśli nie liczyć faktu, że są już te Crosszone w dystrybucji krakowskiego Nautilusa, którego o ich istnieniu wraz z listem uwierzytelniającym poinformowało znacznie bardziej znane i też japońskie Acoustic Revive. Poza tym na YouTube można znaleźć obszerny wywiad z twórcami, tyle że trzeba znać japoński. Znajomy zna, ale że wywodzi się ze słuchawkowej konkurencji, to już go nie nękałem i jakoś bez tego wywiadu się obejdziemy. A teraz do rzeczy.

Technologia, ergonomia, wygląd

Sytuacja dość niecodzienna - nieznana firma, nieznane , innowacyjne rozwiązania. Nie dziwi jedno - japońskie pochodzenie.

Sytuacja dość niecodzienna – nieznana firma, innowacyjne rozwiązania, niespotykany wygląd. Nie dziwi jedno – japońskie pochodzenie.

   Słuchawki są ekstraordynaryjnie duże. Naprawdę kawał słuchawki. Nietypowo też z muszlami na obrysie trójkąta, co – jak się łatwo domyślić – ma związek ze wzmiankowaną triadą przetworników. Poza tym są dość ciężkie, ważą 485 gramów, jednakże skutecznie zadbano, by ciężkie się nie wydawały. Zadbano pomysłowo – ze znawstwem i zapleczem. W efekcie powstał pałąk o niespotykanej konstrukcji. Cały ze stopu magnezu, a więc mimo masywności dość lekki, a na dodatek także dość elastyczny, i przede wszystkim w dużej części potrafiący maskować ciężar naciskiem bocznym. Tak więc prawie nie ma nacisku od góry, tym bardziej, że wyścielenie tego giętkiego pałąka jest mięciutkie i dobrze ukształtowane pod skórzanym obszyciem. Podobnie niezbyt mocno uciskają wielkie, trójkątne pady, jeszcze miękcej wypełnione i obszyte wysokogatunkową alcantarą. Za ten przydatnie równomierny rozkład odpowiadają zawiasowe, sprężynujące do wewnątrz złącza między muszlą a częścią nagłowną, w której to części mieści się też tradycyjna regulacja zawieszenia, polegającą w tym wypadku na płynnym suwie prowadnic wychodzących z tego magnezowego pałąka. W efekcie jest wygodnie i słuchawki mimo faktycznego ciężaru wydają się całkiem lekkie. Tym wygodniej, że miejsca wewnątrz padów jest dużo i bez problemu nawet duże uszy się zmieszczą.

Poddając słuchawki oględzinom natychmiast zauważamy, że to konstrukcja zamknięta. Płaskie pokrywy zewnętrzne z chropowatego, czarnego tworzywa są szczelne i tylko ozdobione tajemniczymi przełącznikami. Ale nieprawda – słuchawki wcale zamknięte nie są. U góry – na wysokości pałąka, oraz u dołu – tuż obok wlotu kabla, znajdują się niewielkie, prostokątne otwory, będące wylotami dźwięku. A zatem ci, dla których separacja, a już zwłaszcza nie przeszkadzanie innym, jest sprawą kluczową, nie będą mieli z tych Crosszone większego pożytku. Słuchawki są dosyć głośne na zewnątrz i średnio odcinają od otoczenia, a kolejną zmyłką są owe przełączniki na muszlach. Chłopcy od Nautilusa próbowali nimi poruszać, ale szybko zorientowali się, że to daremny wysiłek. Wbrew analogi do kształtu przełączników z przemysłowych tablic rozdzielczych nie są to żadne przełączniki, tylko wypchnięte nad obudowę kanały transmisji dźwięku. Nie oczekujcie jednak ode mnie, że dokładnie sposób rozchodzenia się fal akustycznych wyłożę, ponieważ to pozostaje tajemnicą producenta, toteż wymagałoby sekcji zwłok słuchawek za czternaście tysięcy.

Tak, aż tyle one kosztują, zatem to kolejny rodzynek do tortu słuchawkowej drożyzny. I bardzo proszę mnie nie tyrpać, bo za to nie odpowiadam. Słuchawki z cenami powariowały, wykorzystując na siebie modę, co z jednej strony pozwala producentom, tak jak tutaj, eksperymentować, ale z drugiej biada ci, jeśeliś ubogi. Biednym te ceny na urągowisko, a tylko bogatym na użytkową radość – tak było i tak będzie. Odnośnie natomiast meritum, to twórcy Crosszone uchylają wprawdzie rąbka tajemnic konstrukcyjnych, niemniej nie myślą wszystkiego wyjawiać, tak więc fotograficznej sekcji z rozbiorem na części pierwsze próżno po Internecie albo folderach szukać. Coś niecoś można się dowiedzieć, jednakże żądna dogłębnej wiedzy konkurencja zmuszona będzie kupić słuchawki i sama je rozpracować. Nam pozostają informacyjne strzępy, albo uczciwiej mówiąc zarys.

Te niezwykłe słuchawki to Crosszone CZ-1.

Te niezwykłe słuchawki to Crosszone CZ-1.

Słuchawki wyposażono w trzy przetworniki – dwa główne i jeden pomocniczy. To znaczy tyle jest w jednej muszli, a nie w całych słuchawkach. Te główne zostały dokładnie opisane: są dynamiczne i tak samo jak w Focal Utopiach mają membrany z berylu. Ten nie jest jednak samoistny, tylko napylany na podłoże z tworzywa, prawdopodobnie z mylaru. Mniejszy przetwornik, o średnicy 23 mm, to nominalnie głośnik wysokotonowy, umieszczony w kielichowatym wgłębieniu na przodzie komory głośnikowej; umieszczony pod kątem, tak żeby dźwięk napływał od przodu. Na wprost kanału słuchowego znajduje się przetwornik szerokopasmowy, mający 40 mm średnicy, nawiązujący do wzmiankowanej technologii Ultrasona S-Logic. Umieszczono nad nim od strony ucha przegrodę akustyczną z kilkoma różnej wielkości otworami, dającymi specjalne rozpraszanie. Wysoce zagadkowy jest natomiast przetwornik trzeci, umieszczony powyżej głównego i też 40-milimetrowej średnicy. Jego specyfikacji technicznej poza rozmiarem nie podano, wiadomo natomiast (choć nie dam za to głowy), że jest skierowany przeciwnie, to znaczy na zewnątrz a nie do środka. Prawdopodobnie to on przede wszystkim sieje dźwiękiem poprzez te kanały na brzegach, ale tego także pewny nie jestem. Pewne natomiast jest, ponieważ wprost powiedziano, że ma wbudowany mechanizm opóźnienia i przekazuje dźwięk z przeciwnego kanału. Ma za zadanie tworzyć coś w rodzaju tła brzmieniowego, ze szczególnym uwzględnieniem tego, by dźwięk napływał także zza ucha. Sumarycznie ma to tworzyć naturalne pole dźwiękowe, nazwane przez twórców Acoustic Delay Chamber. To ono ma być zasadniczym remedium na kłopoty słuchawek – separujące kanały pole ósemkowe, powodujące granie w głowie.

Przećwiczmy to raz jeszcze. Z jednego rogu trójkąta, tego znajdującego się przed uchem, napływa dźwięk tweetera. Z drugiego, na wprost kanału słuchowego, dźwięk przetwornika szerokopasmowego, modelowany przegrodą S-Logic. Trzeci przetwornik, w rogu powyżej, tworzy coś w rodzaju nad tym wszystkim parasola akustycznego, po którym na podobieństwo deszczu spływa dźwięk z drugiego kanału – spływa ze śladowym opóźnieniem, jakby faktycznie miał dłuższą drogę, naśladując dwuuszne słyszenie oraz słyszenie twarzą (czyli z akustyczną przegrodą nosa). Idea tego wszystkiego jest przedstawiona na grafikach i łatwo dzięki nim ją załapać, natomiast sami twórcy podkreślają, że najważniejszym rezultatem jest unikanie wrażenia dźwięku w głowie. To zasadniczy mankament, nieodłączny od zwykłych słuchawek, powodujący u wielu osób natychmiastowy odruch odrazy. Osobiście nigdy tego nie doświadczyłem – nigdy nie musiałem ściągać słuchawek w następstwie grania w głowie – natomiast widziałem takie odruchy na własne oczy, nawet bardzo gwałtowne, tak więc to żadne bajki.

W czym tkwi niezwykłość tych słuchawek? Dwódrożność? Nie - kanał transmisyjny!

W czym tkwi niezwykłość? Dwudrożność? Nie – kanał transmisyjny!

Pogawędziliśmy ździebko o niezwykłościach, a teraz pora na dowcip. Kable słuchawek to teren kiepskich dowcipów, na czele z uparcie powtarzanym – pożałowania godną jakością. Inny dowcip z tej antologii, to mnogość sposobów podpięcia. Trwają najwyraźniej jakieś zawody, która firma wymyśli jeszcze inne. Niektórzy uskuteczniają też dowcip ze skręcaniem albo za małą długością; i jest także dowcip sadystyczny, z podpinaniem do jednej muszli. Ale takiego jeszcze nie było:

Crosszone CZ-1 przychodzą z kablem odpiętym, tak więc podpiąć trzeba samemu. No to się biorę do roboty i wybałuszam w poszukiwaniu oznakowania, włącznie z użyciem na koniec lupy i świecenia latarką. Ani śladu oznaczeń… Dopiero potem doczytałem, że kabel można podpinać dowolnie, to znaczy orientacja prawo-lewo nie ma żadnego znaczenia. Jedynie same muszle są oznaczone, żeby tweeter zawsze był z przodu. No i faktycznie: jak nie podepniesz, tak samo będzie grało, a przy tym stereofonia zostaje zachowana – pojawi się jak najbardziej i z prawidłową orientacją kanałów, które przy odwrotnym podpięciu się nie zamieniają miejscami. Podczas porównań odniosłem wprawdzie wrażenie, że jedna orientacja gra mocniejszym nieco konturem, i raczej mi się nie zdawało, ale rzecz pozostaje do rozgryzienia przez przyszłych użytkowników. Sama scena natomiast kształtuje się identycznie niezależnie od stron podpięcia; i przyznać muszę, że to najlepszy znany mi dowcip związany ze słuchawkami. Niezależnie od tej niezwykłości ów pozbawiony orientacji kabel reklamują twórcy jako wysokiej jakości – z miedzi beztlenowej od profesjonalnego Ritz Electronics (30 lat doświadczeń). Ma łącznie osiem żył (2 x 4) ze strukturą przeciwzakłóceniową splotu. Jest lekki i elastyczny.

Słuchawki są całe czarne ze złotymi ozdobnikami: złotą obwiednią muszli, złotymi trzpieniami zawiasów i złotą oprawą tych pozornych przełączników na muszlach. Ogólnie są dużą rzeczą, dająca wrażenie solidności i posmak czegoś niezwykłego. Pakują je w solidne tekturowe pudło ekspedycyjne, w którym znajduje się pudło właściwe; jak same słuchawki czarne i z cienką też czarną obwolutą, na której widnieje ich zdjęcie. Pudło właściwe wyścielono ciemnopopielatym atłasem, a poza słuchawkami są w nim tylko dwa kable. Stacjonarny 3-metrowy zakończony dużym jackiem i krótszy, wycieczkowy, zakończony małym i opatrzony przejściówką. To wszystko kosztuje wspomniane czternaście tysięcy i pora wreszcie posłuchać, ale wpierw garść technicznych uściśleń. Dosłownie garstka, bo tyle wyjawiono. Impedancja wynosi 75 Ω a skuteczność 97 dB, co łączy się w co najmniej średnie zapotrzebowanie na moc wzmacniacza, toteż słabe się nie nadadzą. Waga i przetworniki były już omawiane, a jedyny znany poza tymi jeszcze parametr, to pasmo przenoszenia 20 Hz– 40 kHz.

Odsłuch

Dzięki dedykowanym kanałom akustycznym Crosszone symulują obustronną stereofonię, a tym samym prawdziwie głośnikowe granie!

Dzięki kanałom akustycznym i sześciu łącznie przetwornikom Crosszone symulują naturalną stereofonię, a tym samym prawdziwie głośnikowe granie!

   Odsłuch zacząłem z komputerem, przetwornikiem Ayon Sigma i wzmacniaczem Ayon HA-3 – w odróżnieniu od czasu recenzji zaopatrzonym w lampy sterujące vintage Sylvania green label (rocznik 1969, cena $60 za parę.) Do porównań weszły konkurencyjne HiFiMAN HE-6 i Beyerdynamic T1 V2.

Rozpocznijmy od tego, że żadne z trzech nie grały ani trochę w głowie, niemniej różnice wyskoczyły pokaźne, nawet zupełnie zasadnicze. Wystartowałem od symfoniki, a konkretnie od IV części 29 Symfonii Mozarta (Allegro con spirito), wziętej ze zbioru Masters Tidala. Bo skoro najważniejsze wydaje się pole akustyczne, to wystartujmy od najbardziej obrazowego – dużego i wielogłosowego.

HE-6 zagrały najjaśniej i najprzenikliwiej. Wyjątkowo dobrze czuć było  ożywiające przestrzeń migotanie planktonu i najcieniej srebrzyły się w nich soprany. Srebrzyste nitki wysokich dźwięków smagały przestrzeń, by znikać w gęstej czerni tła o fakturze basowej. Ta ożywiona, rozwibrowana drobnymi detalami przestrzeń była duża i cała przed słuchaczem. Dość też wysoka i precyzyjnie pogłosami definiowana. Szybkie, głębokie granie z mocnym kontrastem czerń-srebro. Dźwięk żywy, angażujący realizmem i imponujący jakością, ale nieco przez te soprany męczący. Natomiast ani trochę w głowie.

Użyte następnie T1 pokazały zalety kabla Tonalium. Obraz brzmieniowy bardziej gęsty i bardziej dociążony, także ciemniejszy, głębszy i ze znacznie bardziej trójwymiarowymi sopranami. Żadnego niemal sopranowego srebra ani cienkości; najmniejszego nawet ukłucia czy jakiejś ostrzejszej krawędzi. Soprany dokładnie wtopione w pasmo, a równocześnie zero odczucia ich braku. Całe brzmienie niższe, też mimo różnic kontrastowe i bardziej muzykalne. (Tym T1 po nie wiem ilu godzinach chyba coś się otwarło, i to na wszystkie strony.) Tak samo jak u HE-6 dokładnie opisana okazała się przestrzeń, ale inną techniką. Nie na zasadzie, że każda fala dźwięków jakby na nowo ją odkrywała, w sopranowej migawce i echu na moment snopem dźwiękowego światła omiatając, tylko scena o charakterze trwałym, cały czas obecna i zdefiniowana. U HE-6 nieustannie definiował się tylko wszechobecny plankton i to on najbardziej przykuwał uwagę, a u T1 nie odgrywał większej roli, natomiast echo jakby przyklejone zostało do ścian w swej roli określenia. To przydawało odbiorowi bardziej trwałego podłoża, tworząc bardziej konkretne miejsce i poczucie w nim przebywania. A przy tym nie było to granie ani trochę męczące, tylko płynne, migotliwe i gęste. Też żywe i też szybkie, ale dodatkowo uprzestrzennione, nasycone, głębokie – że nic, tylko się wsłuchiwać. I znów bez śladu dźwięku w głowie.

W obydwu kanałach grają (w różnym stopniu) obydwa kanały stereo.

W obydwu kanałach grają (w różnym stopniu) obydwa kanały stereo.

Pora na tytułowe słuchawki i jednocześnie zdecydowanie najdroższe. Zakładamy je, puszczamy muzykę… – i momentalnie słyszymy trzy istotne różnice:

i) Crosszone grają dźwiękiem bardziej złożonym, wielogłosowym. Prezentacja w wykonaniu ich trzech przetworników na każdą muszlę z udziałem drugiego kanału bardzo dobrze zbiera się w całość, tworząc brzmieniowe pogrubienie i większą wielowarstwowość.

Ten sam symfoniczny materiał w wykonaniu HE-6 i T1 pojawia się bardziej jako chórek niż chór. Ale nie, cofam to porównanie. To było raczej jakby materiał w tamtych był grany przez kilkanaście instrumentów rozstawionych ze sporym dystansem w różnych miejscach na scenie, podczas gdy u Crosszone powstawała rozległa sfera szczelnie brzmieniowo wypełniona. Brzmienia zatem wyraźnie więcej i lepiej pokrywające obszar – obszar wyraźnie większy. Pomiędzy słuchaczem a ścianami pojawiło się więcej warstw brzmienia; brzmieniowa atmosfera stała grubsza i bardziej jednolita. Nie traciła na tym przejrzystość, natomiast zyskiwała przestrzeń. Wypełniała się naturalniej, poprawiała precyzję obrazowania i całościową wizualizację. A przede wszystkim gęstniała i stawała bardziej polifoniczna.

ii) Brzmienie – zarówno całościowe jak pojedyncze dźwięki – poprawia trójwymiarowość. Poprawia bardzo wyraźnie.

Tego można się było spodziewać, skoro sfera brzmieniowa zgęstniała i się pogrubiła, jednak tamto dotyczyło bardziej ilości, a w tym wypadku chodzi bardziej o jakość. O postać tego co wypełnia, a nie sumaryczną objętość. Bo same dźwięki także pęcznieją, a przy okazji stają się bardziej obłe i niosące więcej powietrza. Nie robią się jednak od tego lżejsze – przeciwnie, zyskują na masie, a zarazem słabiej definiują w sensie samego obrysu. Obrys u Crosszone przestaje odgrywać pierwszoplanową rolę; zastępuje go objętość i propagacja. Poszczególne dźwięki wyraźnie się rozszerzają i zmieniają charakter. Czuć ich masę i gęstość, ale z płaskawych wizerunków, do których objętość jest tylko pogłosowym dodatkiem, zmieniają się w brzmieniowe chmury, dla których przestrzenny, nie mający wyraźnych granic rozmiar jest tożsamy z istnieniem. To nie jest aż tak dosłowne, ale jeżeli chcieć to ubierać w słowa, to takich słów trzeba użyć. Relacje bliżej-dalej i cała brzmieniowa pojemność zyskują nową jakość; zostają zbudowane przede wszystkim z pulsacji ciśnień a nie z obrysów i płaszczyzn.

Wszystkie te rewelacje są jednak okupowane bardzo dużym rozmiarem słuchawek...

Wszystkie te rewelacje są jednak okupowane bardzo dużym rozmiarem.

iii) Brzmienie staje się bardziej miękkie i o wiele bardziej łagodne. Nie znam słuchawek tak łatwych w odbiorze, może poza Fostex TR-50. Jakiekolwiek draśnięcia dźwiękiem, twardsza krawędź, cokolwiek kaleczącego – to jest zupełnie niemożliwe, dla tej muzyki to przeciwieństwo. Ale niech to was nie zmyli – to nie są brzmienia miałkie ani muzyczna papka dla bobasów. To granie potężne, przestrzenne, treściwe, obrazujące, sycące. Jedynie formę ma taką, że każda ostrość zostanie rozproszona, co wcale nie pogarsza zaangażowania i nie przeszkadza cieszyć się drobiazgowością szczegółów, sopranowymi wzlotami ani potęgą basu. To wszystko tam jest i formę ma bardziej niezwykłą, ponieważ wzorem prawdziwych dźwięków rozpraszane zostaje na większą objętość. A równocześnie, rzecz osobliwa, nie ma takiego poczucia holografii ani głębi scenicznej jak w bi-auralnych K1000. W to miejsce pojawia się nieustające poczucie większej kubatury i rozpraszania ostrości. To jest faktycznie granie większą sferą, tak jak obiecywali twórcy. Na odpowiednim materiale, mogącym dobrze to obrazować, okazuje się też, że stereofonia bardzo na tym zyskuje i na przykład stare nagrania Beatlesów przestają być upiornie rozbite na kanały.

Bardziej kameralny muzyczny surowiec oraz wokale ukazały ponadto, że HE-6 jak zawsze stawiają wykonawców najbliżej, a także z porównywanych zdecydowanie najbardziej podbarwiają dźwięk sopranami, przez co aktorzy są najmłodsi i z najdelikatniejszymi głosami. U T1 stawali nieznacznie dalej i byli nieco dojrzalsi, ale nie jakoś zdecydowanie; wyrażanie jednak tępiło się względem HE-6 ostrze sopranowej ofensywy, przyciemniając atmosferę i dając wrażenie głębszego, płynniejszego dźwięku. Najpłynniej natomiast, najdojrzalej, ale nie ciemniej niż u T1 grały Crosszone, które w odniesieniu do mniejszych składów podtrzymały to wszystko, co napisałem powyżej. Większą objętość sfery brzmieniowej, większą zdecydowanie brzmieniową obfitość, a nade wszystko wrażenie innej przestrzenności – wymagające odrobiny przywyknięcia, ale mocno działające i przywołujące naturalizm sceniczny. Obraz oferujący jedyne w swoim rodzaju zawieszanie trójwymiarowych dźwięków w trójwymiarowej przestrzeni. Wyraźnie także większą płynność i muzykalność, a już szczególnie łagodność. Wyłącznie giętkie linie, tylko sferyczne dźwięki. Najmniejszych nawet zgrzytów, draśnięć, zadziorów, piknięć. Pierwszy plan najdalszy, ale także dosyć bliski – i na nim nie widywani dotąd w takiej postaci u słuchawek wykonawcy. To trzeba samemu usłyszeć. I to usłyszeć warto.

Odsłuch cd.

No ale wyglądać na papieże i kosztować to każdy potrafi. Zabrzmieć - oto jest sztuka.

No ale wyglądać i kosztować to każdy potrafi. Zabrzmieć – to sztuka.

   Z wygodnej do pisania lokacji przy komputerze przeniosłem się pod odtwarzacz, zmieniając wzmacniacz na Fostex HP-V8. Bo skoro jeszcze stoi, to po co zużywać lampy we własnym? I na kanwie tego wzmacniacza uwaga do przyszłych użytkowników Crosszone, którzy na pewno się znajdą. Słuchawki lubią, jak każde, wysoką kulturę brzmienia, ale szczególnie cenią przekaz szybki i detaliczny. Wprost przepadają za szczegółami, co mogłem zaobserwować już podczas pierwszego z nimi spotkania, gdy grały u Nautilusa z Accuphase DP-900. Precyzyjny i detaliczny sygnał doskonale pasuje do ich spotęgowanego przestrzennie i łagodnego stylu, tworząc idealną synergię. Oba źródła Ayona pasowały więc także, ale nie tylko źródła mają do odegrania rolę, ważne są także wzmacniacze. U Nautilusa wzmacniaczem był najwyższy przedwzmacniacz Accuphase, także rewelacyjnie pasujący, natomiast Fostex początkowo wzbudził mieszane uczucia. Bardzo dobrze grał z HE-6 i rewelacyjnie z T1, natomiast z Crosszone mi się nie tak do końca podobał. Za bardzo się dźwięk tłamsił i za bardzo rolował, nie chcąc rozwinąć skrzydeł. Spojrzałem na zestaw lamp i podejrzenie padło na sterujące Philips SQ. Te lampy same ładnie budują obłość dźwięków, ale może dwa grzyby… Włożyłem na ich miejsce Valvo E88CC – i bingo! – od razu zaskoczyło. Teraz Crosszone z Fostexem dawały popis brzmienia i warto było móc tego słuchać. Natomiast gdy teraz siedzę i mam to opisać, to czuję ciężar na barkach. Ten nowy wynalazek Japończyków gra do tego stopnia inaczej, że dobre opisanie jego nowej jakości, pozwalające czytelnikowi właściwie puścić w ruch wyobraźnię, ciąży mi a nie cieszy. Cieszyło samo słuchanie, ale przełożyć to na słowa… No nic, trzeba próbować.

Przede wszystkim niewiele się nie zmieniło względem sytuacji przy komputerze poza ogólnie wyższą jakością, w sporej mierze zapewne dyktowaną samym interkonektem. (Obecnie Sulek, wcześniej Tara Air1.) No i te sterujące Valvo naprawdę są rewelacyjne, a lampy 300B Sophia Classic nie aż tak wprawdzie wybitne jak Sophia Royal Princess, ale także wybitne. Poza tym CD-35 góruje słyszalnie nad Sigmą, lecz zogniskujmy uwagę na słuchawkach, bo one są bohaterem. No więc nic właściwie się nie zmieniło i grało to wciąż pod dyktando innej, obszerniejszej sfery dźwiękowej, niemniej teraz różnica między Crosszone a normalnymi słuchawkami okazała się jeszcze większa. Jeszcze dobitniej pokazywało się odmienne plasowanie dźwięku i inna jego forma. Lecz nade wszystko wzrosło zdystansowanie pod względem brzmieniowego bogactwa.

Sztuka, którą Crosszone CZ-1 opanowały w stopniu mistrzowskim!

Sztuka, którą Crosszone CZ-1 opanowały w stopniu mistrzowskim!

Powiem to może nie wprost, tylko w odniesieniu do rewelacyjnie przecież brzmiących T1. Kiedy zaczynało się odsłuch od nich, momentalnie ta świetność uderzała, budząc najwyższą satysfakcję. Wielka, holograficzna scena, piękny pogłos, głęboki, cienisty, żywy dźwięk. Znakomita zwartość i jednocześnie rozwartość pasma. Najmniejszego krzyku sopranowego, a piękne wysokie tony. Mocny, treściwy, trójwymiarowy bas i upajająca nad nim średnica. A zatem literalnie wszystko – i czegóż jeszcze pragnąć? No przecież duża scena, a na niej żywi wykonawcy, że jak to już nieraz pisałem, aż dreszcze na skórze od obecności innych ludzi. No więc co jeszcze? Czego ci brak, słuchawkowcu? – A teraz przywdziewamy Crosszone.

O kurczę! Ależ się wszystko zmultiplikowało! Jak pogrubiła sfera brzmieniowa i ilość w jej obrębie dźwięku! To na T1, to jakieś puste było, osamotnione, wyprane z otoczenia. Owszem, przestrzeń ożywała planktonem, chociaż nie tak jak u HE-6, ale teraz, na Crosszone, ta przestrzeń stała się gęsta samą sobą a nie zawiesiną drobin. Nie wiem jak to opisać. Bo jest całkowicie przejrzyście, a zarazem jak gdyby było widać zgęszczającą się przestrzeń. Głosy nie pojawiają się jak figury w pustce, tylko czuć ich zawieszenie w trójwymiarowym ośrodku wraz z trójwymiarowością ich samych. Nic to innego być nie może, jak dodatkowa ilość i nakładanie się głosów – tego dźwięku z dodatkowego przetwornika, przekazującego sygnał z drugiego kanału. To trzeci przetwornik i drugi kanał zamieniają przestrzeń z pustyni w gęstą sferę, a dźwięki z płaskich w przestrzenne. W efekcie wszystko się bardziej ożywia, powstają liczne nowe relacje, medium gęstnieje, zaznacza swą obecność, pozwala dokładniej szacować odległości i rozmiar samych dźwięków. Efekt jest taki, że kiedy przejść z Crosszone na T1, to coś jakby oglądać ten sam pokój po wyniesieniu wszystkich mebli. Przekaz zostaje w dużej mierze wyssany, robi się pusto, goło. To ma pewną zaletę – dźwięki pierwszoplanowe bardziej się narzucają, tak samo jak w pustym pokoju narzuca samotny przedmiot. Stają się destylatem istnienia, samotną oczywistością wyzbytą konkurencji. Można dzięki temu bardziej przeżywać pojedynczego wykonawcę lub dźwięk spod fortepianowego klawisza. Jednakże w sensie informacyjnego bogactwa, opisowych relacji przestrzennych, dosłownej trójwymiarowości wszystkiego, intensyfikacji ośrodka – to normalne od normalnych słuchawek jest zubożeniem, wyjałowieniem, kastracją.

Co prawda do pełni szczęścia potrzebują one bardzo wyrazistego źródła, ale w odpowiednim otoczeniu dadzą nam t, czego nie maj ążadne aktualnie produkowane słuchawki!

Co prawda do pełni szczęścia potrzebują szczególnie wyrazistego źródła, ale w odpowiednim otoczeniu dadzą nam to, czego nie dają żadne inne słuchawki!

W grę wchodzi jeszcze jeden czynnik – sposób samego nagrania. W zależności od płyty styl Crosszone CZ-1 sprawdza się raz lepiej, raz gorzej. Czasami ich brzmieniowa złożoność, generowana przemyślaną sztuczką techniczną, realizuje się bez zarzutu i są po prostu lepsze, a czasami ta oszczędniejsza forma jednego przetwornika potrafi je dogonić i wówczas od indywidualnych preferencji zależeć będzie, czy wybierzecie formę złożoną, bardziej kładącą akcent na przestrzeń, czy bardziej ascetyczną, skupioną na wykonawcy. – Wybrać danie jednosmakowe, czy postawić na wielosmakowość? Odpowiedź nie zawsze jest oczywista. Nie ulega natomiast kwestii, że pod względem dokładności obrazowania przestrzeni z Crosszone mogą się równać zwykłe słuchawki jedynie w nagraniach binauralnych. Tych też użyłem, chcąc sprawdzić jak wynalazek Japończyków sprawdzi się w ich przypadku. Podejrzewałem, że może być katastrofa, ale nie, poradziły sobie bez zająknienia. Niemniej w takich nagraniach nic nie zyskiwały, a słuchawki normalne przeciwnie; tak więc tu walka była już wyrównana, mimo że dźwięk z Crosszone wciąż pozostawał bardziej informacyjnie zgęszczony. Jednakże zwykłe słuchawki też zaczynały modelować sferycznie, zrównując się co do szans; szczególnie że to one miały przewagę skupiania słuchacza na pojedynczych osobach i dźwiękach.

Przy tej okazji jedna uwaga. Dzięki nagraniom binauralnym udało mi się znaleźć utwory lepiej brzmiące w trybie PCM-DSD na CD-35 niż normalny tryb odtwarzania Nie całe płyty, ale pojedyncze nagrania. Szczególnie takie solowe – sam wokal i gitara. Doskonała jakość nagrań plus to binauralne modelowanie pozwalało PCM-DSD nareszcie się wykazać, a przy tym na dokładnie tej samej zasadzie, na jakiej zwykłe słuchawki podobały mi się czasami bardziej od Crosszone – zasadzie mocniejszej ekspozycji tego co pierwszoplanowe.

W odniesieniu do poszczególnych płyt trzeba wyraźnie zaznaczyć, że w zależności od sposobu nagrywania (nie wiem jakiego, nie jestem nagraniowcem) na jednych Crosszone definiowały wykonawców i dźwięki lepiej aniżeli na innych, przydając im większej jednoznaczności. Poza tym doszedłem do wniosku, że ten budujący złożoność przestrzenną trzeci przetwornik ma górę pasma odciętą, toteż jego sferyczne pogrubianie nie dotyczy sopranów. To czysty domysł, może się mylę, ale takie odniosłem wrażenie. Nie zmienia to jednak faktu, że bardziej jednoznaczne od reszty pasma soprany w Crosszone są znakomitej jakości – ilościowo obfite i potrafiące wykonać swoją robotę, z zaistnieniem na czele.

W czasach, gdy wydawało się, że w słuchawkowym światku nie pokazać czegoś prawdziwie nowego, firma Crosszone pokazała, że jeszcze bardzo można. I już za to należą jej się wielkie brawa!

Gdy już się wydawało, że w słuchawkowym światku nie da się pokazać niczego nowego, firma Crosszone pokazała, jak wiele jeszcze można. Za samo to należą się jej brawa!

To samo dotyczy basu, który nie jest wprawdzie tak jednoznaczny, ale za to wyjątkowo przestrzenny i zróżnicowany akustycznie. No i potrafi zagrzmieć, a to przyjemnościowa podstawa; w tym wypadku wzmacniana zdolnością propagacji w bezkresną, przemieniającą się w tło dal. Co do ludzkich głosów, to z nimi miałem największy kłopot. Przy przechodzeniu na zwykłe słuchawki podobała mi się ich większa jednoznaczność i styl, do którego przez lata przywykłem; szczególnie utrwalony w dobrze pamiętanych nagraniach. Jednakże w tym samym momencie czułem, że głosy te okradziono z informacji przestrzennej i stały się uproszczone. Spłaszczone, co tu dużo mówić. W nie mniejszym stopniu czuć było, że cały ambience się zredukował, i to bardzo wyraźnie. Wolisz organy w pustych ścianach, czy w barokowym kościele, ze wszystkimi ozdobnikami? To nie jest dobre porównanie, ale coś z prawdy o tym niesie. Aha – i rock wypadł bardzo ciekawie, tak w stylu prawdziwego koncertu.

Podsumowanie

Crosszone CZ-1 HiFi Philosophy 007   Jeszcze nie miałem do czynienia z tak osobliwymi słuchawkami, a miałem z wieloma odbiegającymi od normy. Są jedyne w swoim rodzaju, co słychać od pierwszych sekund. Ich niecodzienny, mający zapewnić większą naturalność styl bardzo mi odpowiadał i z chęcią zostałbym posiadaczem, ale możliwe, że wielu osobom nie przypadnie do gustu. Tego trzeba samemu spróbować, jak łyżew czy jazdy na rowerze. Dopóki nie spróbujesz, to nic nie będziesz wiedział. Tego się nie da opisać, przynajmniej ja nie potrafię. Można jedynie zauważyć, że sfera dźwiękowa się rozdyma i zarówno przestrzenne relacje jak i same dźwięki zmieniają postać. Równocześnie lawinowo narasta ilość informacji i komasacja brzmieniowych działań, a kolejnym wyróżnikiem jest złagodzenie wszelkich ostrości, na skutek ich przemiany w formy bardziej objętościowe. Mimo redukcji pikanterii ani trochę nie staje się nudno ni mdło. Przeciwnie, wzrasta zainteresowani przekazem, a potem, gdy do tego przywyknąć, zwykłe słuchawki wydają się zbyt ostre i w treści zbyt ubogie. Ich muzyka przypomina bardziej to co masz na talerzu, a nie to co widać w pejzażu. A czy ktoś woli przed nosem sztukamięs, czy widok Morskiego Oka, to mnie nic już do tego, choć można słusznie zauważyć, że tym porównaniem upraszczam. Zwykłe słuchawki też mogą grać artystycznie, a takie Grado GS-1000 bez żadnych sztuczek technicznych też potrafiły przywołać niezwykłe stany ducha w oparciu o samą przestrzeń. Każda wysokiej klasy słuchawka potrafi wprawiać miłośnika muzyki w stany egzaltacji duchowej, ale u Crosszone CZ-1 impuls do tego dreszczu ma wysoce odmienną formę – i to naprawdę jest coś nowego. Poza tym nowy wynalazek z Japonii jest wygodny, nietuzinkowo wygląda i ma mocne zaplecze techniczne. Szczególny kąsek dla koneserów, rzecz z pogranicza sensacji. A przy okazji remedium na tradycyjne granie w głowie, którego tu nie doświadczysz, nie ma takiej obawy. Rzecz wypada zatem zachęcająco – wygoda, wykonanie, uroda brzmienia, niezwykłość – i tylko ta cena odstrasza; mur do przeskoczenia jedynie przez najzamożniejszych.

 

W punktach:

Zalety

  • Niespotykanie przestrzenne, wyjątkowo obfite brzmienie.
  • Oba kanały stereofoniczne w każdym uchu.
  • W efekcie lepsze oddanie relacji odległości i przede wszystkim zawieszanie trójwymiarowych dźwięków w trójwymiarowej przestrzeni.
  • Żadnego dźwięku w głowie.
  • Nie mająca odpowiednika intensyfikacja obecności w muzyce medium.
  • Jednocześnie pełna przejrzystość.
  • Bardzo dobre zszycie brzmienia sześciu łącznie przetworników.
  • Rewelacyjna stereofonia.
  • Można słuchać wyjątkowo głośno.
  • Przekaz całkowicie uwolniony z ostrości.
  • A jednocześnie obfity sopranowo.
  • Szczególna postać wokali, jedyna w swoim rodzaju.
  • Mocny, obfity i niespotykanie przestrzenny bas.
  • Potrafią zagrzmieć.
  • Wprasowanie szczegółów i połyskliwości w muzykę.
  • I w ogóle niezwykła muzykalność.
  • Jak w Króliku Rogerze – dźwięki-animki zostają napompowane. (Kto wrobił Królika Rogera?)
  • W porównaniu inne słuchawki wydają się uboższe brzmieniowo.
  • Żadnej nachalności, agresji – jednocześnie pełne zaangażowanie słuchacza.
  • Pełna otwartość brzmienia.
  • Innowacyjne.
  • Zaawansowane technicznie.
  • Trzy przetworniki w każdej muszli.
  • Membrany z berylu.
  • Nawiązanie do technologii S-Logic.
  • Wygodne.
  • Ciekawa konstrukcja pałąka.
  • Porządny kabel, nie wymagający uwagi przy podpinaniu. (Teoretycznie.)
  • Dwa kable w komplecie.
  • Wyróżniający wygląd.
  • Made in Japan
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Dźwięk specyficzny, wysoce odmienny od tradycyjnej prezentacji słuchawkowej.
  • Mniejszy nacisk na intymną bliskość niż oddanie przestrzeni.
  • Wymagają detalicznego źródła.
  • Spore zapotrzebowanie na moc.
  • Tylko pozornie zamknięte.
  • Nieznany dotąd producent.
  • Duże.
  • Drogie.

 Słuchawki Crosszone CZ-1 testu dostarczyła firma:

Nautilus_logo_1

 

 

Dane techniczne Crosszone CZ-1:

  • Słuchawki dynamiczne, wokółuszne.
  • Trzy przetworniki w każdej muszli.
  • Pasmo przenoszenia: 20 Hz–40 kHz.
  • Skuteczność: 97 dB.
  • Impedancja: 75 Ω.
  • Waga: 485 g.
  • Kable 3,0 i 1,5 m.
  • Cena: 14 000 PLN.

 

System:

  • Źródła: PC, Ayon CD-35.
  • Przetwornik: Ayon Sigma.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: Ayon HA-3, Fostex HP-V8.
  • Słuchawki: Beyerdynamic T1 V2 (kabel Tonalium Audio), Crosszone CZ-1, HiFiMAN HE-6.
  • Interkonekty: Sulek Audio RCA, Tara Labs Air1.
  • Kabel USB: ifi Gemini + iUSB3.0.
  • Kable zasilające: Acoustic Revive Triple C, Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

72 komentarzy w “Recenzja: Crosszone CZ-1

  1. AAAFNRAA pisze:

    Czytałem o tych słuchawkach parę dni temu, oglądałem nawet ten wywiad na Youtube, o którym Pan wspomina i nie sądziłem, że tak szybko się pojawią w recenzji. Technologicznie ciekawe, szkoda, że pewnie nie będzie okazji posłuchać. Mam nadzieję, że nie ma Pani nic przeciw temu, abym wrzucił link do strony. Widać tutaj o co chodzi w tych słuchawkach. Super Pan to opisał.
    http://www.triode.co.jp/cz-1/index.html
    Pozdrawiam

    1. PIotr Ryka pisze:

      Dobry link, dziękuję.

      1. Sławomir S. pisze:

        Ta 'ulotka’ podpięta jest pod stronę innego japońskiego producenta audio – Triode (głównie wzmacniacze). Wygląda na to, że Croszone nie ma jeszcze swojej strony.

        1. PIotr Ryka pisze:

          Ale to zdecydowanie lepiej, że zaczęli od słuchawek a nie strony 🙂

  2. Patryk pisze:

    Ciekawe, ale sam wyglad tych sluchawek – okropny!

    1. PIotr Ryka pisze:

      Dyskretna elegancja to to nie jest, fakt. Ale materiałowo są porządne i bardzo wygodne.

  3. Zenek pisze:

    Szybkie pytanie Focal Utopia czy Crosszone CZ-1?

    1. PIotr Ryka pisze:

      Szybka odpowiedź: a wolisz fruwać czy nurkować? Bo na Focalach będziesz fruwał, a na Crosszone nurkował.

      1. Zenek pisze:

        Lubie obie te czynności

        1. PIotr Ryka pisze:

          No to nie wiem co odpowiedzieć. Jedne i drugie słuchawki grają pięknie i są wygodne. Focale są na pewno brzmieniowo bardziej zbliżone do innych słuchawek, tyle że wybitne, naprawdę wybitne. A Crosszone są jedyne w swoim rodzaju, chyba bardziej też wymagające dla źródeł, wzmacniaczy i okablowania. Dźwięku w nich sumarycznie jest więcej, natomiast mniejsza bezpośredniość, ponieważ rzeczy najważniejsze bardziej wtapiają się w tą obfitszą całość. Nic nie zostaje innego, jak samemu posłuchać. Jedne i drugie są chyba dostępne do posłuchania w Warszawie.

  4. navigator pisze:

    O wiele bardziej grają przed głową niż HD 800 (w tym S)…?

    1. PIotr Ryka pisze:

      One nie grają bardziej przed głową, tylko taką pogrubioną i bardziej gęstą dookólną sferą brzmieniową. Każdy dźwięk (najmniej soprany) brzmi u nich całkiem inaczej.

      1. navigator pisze:

        …czyli można rozumieć, że wrażenie siedzenia przed głośnikami jest tu największe (lub: dotąd niespotykane)?

        1. PIotr Ryka pisze:

          Tak, w dużym stopniu.

  5. Patryk pisze:

    Utopie testowalem tydzien temu i sa fantastyczne, ale nie kazdemu podpadna do gustu. Ja szczerze mowiac wybralbym Final VIII/X. O wiele wiecej w nich „muzyki” i relaksu.Piekny dzwiek! Tylko pady trzeba wymienic w FinalAudio VIII/X i jest wspaniale. (Shure 1540)
    Tak samo jak w Pandora Hope VI.

  6. Andrzej pisze:

    Mnie bardziej zainteresowal tekst odnosnie T1. Po kilkuset godzinach graja lepiej niz wczesniej?
    Terazsa pelnoprawnym konkurentem Hd800S i Audeze?

    1. PIotr Ryka pisze:

      Oczywiście, że są pełnoprawnym. Zawsze były. Kwestia doboru wzmacniacza, ale ta dotyczy każdych słuchawek. No i faktycznie, po ponad 500 godzinach coś im odskoczyło i zaczęły grać ładniej – swobodniej i z większym uduchowieniem.

      1. Andrzej pisze:

        Niby tak, ale po recnzji, w ktoryms komentarzu napisal Pan mniej wiecej, ze dlugo byl Pan z nich neizadowolony i ze starsza wersja grala lepiej.

        A propo wzmacniacza.
        Moje T1 graja poki co z idsd. Czy dolozenie np. Phasta miedzy idsd jako dac i T1 ma sens?
        Jak sie ma sprawa ze standardowym kablem? Warto go zamienic np. na hybryde Noir Forzy?

        1. PIotr Ryka pisze:

          Po kolei:

          1. Faktycznie długo nie byłem zadowolony z T1, ale w recenzji już napisałem, że nowa wersja podoba mi się bardziej od starej i że są to świetne słuchawki.
          2. Sam używam T1 z kablem Tonalium, który je znacznie podciąga.
          3. Nie próbowałem kabli Forzy z T1, ale pewnie poprawiają.
          4. PhaSt jako wzmacniacz z iDSD jako DAC da na pewno lepsze brzmienie niż samo iDSD.

  7. fon pisze:

    I T1v2 bardziej Piotrze podobają Ci się od Lcd3 to faktycznie te 500 godzin wygrzewania są dla nich niezbędne czyli jednym słowem to świetne słuchawki się z nich zrobiły no no

    1. PIotr Ryka pisze:

      Pomiędzy LCD-3 a T1 nie zachodzi relacja lepsze-gorsze tylko inne. Ale faktem jest, że wolę słuchać T1, chociaż te LCD-3 z czasów recenzji może bym wolał. Ale takie były tylko jedne z wielu słuchanych.

  8. miroslaw frackowiak pisze:

    Piekna recenzja fantastycznych nowych sluchawek,bo jesli zrobily na tobie takie wrazenie to widac cos drgnelo w tym temacie,tylko cena z kosmosu.
    Na pewno poslucham zaraz w Londynie tu cisgle sa nowosci pokazywane.
    Jak to jest z cenami to sie przekonalem ze nie wszystko drozsze jest leosze tak sie stalo w czasie porownan modeli LCD3 Z LCD4 i dla mnie osobiscie LCD3 graja lepiej tak ze nie ma co przeplacac,zawsze trzeba samemu posluchac.
    Ostatnio przesluchalem pare roznych sluchawek i LCD3 sa rewelacyjne ale PS1000 Grado tez bardzo dobrze graly.

  9. Calik Jakub pisze:

    Wyglądają trochę jak otyłe Audeze Sine :v
    Myślę że konkurencja ze strony Audeze z LCD4 (Imo nie, ale podobno reszcie ludzi pasują) i He1000 nie pozwoli stać się cz-1 popularnymi. Co najwyżej ciekawostka, brzydka jak noc ciekawostka.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Po wczorajszym odsłuchu nie mogę się z tym zgodzić. Zwykłe słuchawki, nawet takie jak HE-1000 czy LCD-4, są od Crosszone uboższe brzmieniowo. Chudsze, przekazujące mniej informacji, z gorszą zdecydowanie stereofonią i groźbą grania w głowie. Crosszone to nowa jakość – jestem tego pewny. Rzecz jasna ich cena wyklucza stanie się produktem masowym, a od polityki firmy i zaangażowania dystrybutorów zależeć będzie, czy odniosą sukces. Niemniej potencjał sukcesu mają zapisany w genach i to są słuchawki, które na pewno chciałbym mieć jako referencję. Raz (nieczęsta sprawa) – im dłużej się słucha, tym bardziej się podobają i bardziej dystansują pozostałe. Dwa, że z wysokiej jakości nagraniami pokazują niesamowite rzeczy. I jeszcze trzy – są wyjątkowo przyjazne słabym nagraniom i najmniej męczące ze znanych mi słuchawek. A na dodatek wygodne. Ogólnie więc rewelacja. Wygląd dla mnie nie ma znaczenia, zresztą chamskie nie są i z samych wysokogatunkowych surowców. Będę ostro zabiegał o ich pozyskanie. I to wyłącznie z egoistycznych powodów, bo w porównaniach niszczą konkurencję, tak więc pod ich względem przydatność mają problematyczną, zamieniając każdą recenzję we własną pochwałę.

      1. Calik Jakub pisze:

        Czyli chyba jestem zmuszony ich posłuchać, jeżeli będę w pobliżu Nautilusa w Warszawie to na pewno wstąpię po odsłuch. Ale nawet jakby okazało się że gra to lepiej niż he1000 i Z1R (niesamowite słuchawki) razem wzięte to ciągle im sukcesu nie wróżę. Rynek za bardzo chce znanych marek i „audiofilskiego designu”, Abyssusy podobno wybitne, a sztuki jednej w Polsce nie widziałem.

        1. PIotr Ryka pisze:

          No tak, ale Abyss ważą 620 g, kosztują 7000 USD i trzeba je napędzać normalnym wzmacniaczem na wyjściach głośnikowych. Poza tym zdaje się nie są zbyt wygodne, co daje sumarycznie znacznie większy stres dla nabywcy. Natomiast o Crosszone można powiedzieć najprościej, że one grają całkiem inaczej niż reszta słuchawek. Temu trzeba poświęcić sporo czasu na odsłuch i sporo refleksji na ocenę. To nie jest tak ot – założyłem, usłyszałem więcej szczegółów albo mocniejszy bas, to znaczy że te słuchawki są lepsze. To jest zbyt kompleksowe, by tak to oceniać. I nie musi się podobać. Musu nie ma. Ale to jest inne i to jest wybitne. To może być nawet dla konkurencji przytłaczające. Ale pod warunkiem detalicznego źródła, bo ono jest tym słuchawkom bardzo potrzebne.

          1. Calik Jakub pisze:

            Na pewno sprawdzę, ciekawi mnie tylko czy będą mieli w Nautilusie jakiś ciekawszy tor który się z nimi spasuje. Wszystko do sprawdzenia.

  10. AAAFNRAA pisze:

    Nautilus to m.in. Accuphase, Ayon, Leben, Phasemation… coś wybierzesz 🙂 No i Panowie potrafią doradzić. Lepiej chyba trafić nie możesz.

  11. gość44 pisze:

    „Crosszone CZ-1”

    To kiedy część 2 🙂

    1. PIotr Ryka pisze:

      Właśnie wyszła. W recenzji MrSpeakers.

  12. Stefan pisze:

    A jak sobie HA-3 z nimi dawał radę wysterował czy nie do końca i jednak trzeba coś mocniejszego.
    Sprawdzałeś może Piotrze na iCANie ?

    1. PIotr Ryka pisze:

      iCana PRO nie mam, więc nie sprawdzę. Ayon HA-3 daje radę bez najmniejszego problemu i grały z nim rewelacyjnie. Ten wzmacniacz jest bardzo mocny, wysterowuje nawet HE-6.

  13. Stefan pisze:

    No to wypadałoby posłuchać tych cudaków:)
    A z HA-3 to chodziło o brumik, czy się pojawia, ale przy ich skuteczności pewnie jest ok.
    A te Sylvanie to jakie mają pochodzenie ? Zastanawiam się co mogłoby najlepiej pasować.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Sylwanie mają pochodzenie od samego Ayona. Po krytyce z takim przyszedł drugi raz. Brumik też teraz ma słabszy i z Crosszone nie przeszkadza.

      Najlepsze 12AU7? Na przykład coś takiego:
      http://tubes-store.eu/pl/ecc82-12au7-5814a-6189-cv4003/273-Para-ecc82-12au7-Mullard-box-plate.html

      1. PIotr Ryka pisze:

        Odnośnie tego brumu, to dobrze stawiać części wzmacniacza na osobnych półkach, jak najdalej jedną od drugiej.

  14. Stefan pisze:

    Dzięki za info napisałem do tubes-store ale nie odpowiadają.
    Czyli te Sylvanie są polecane przez Ayona, dopytam uźródła.
    Niestety brumik na Utopiach jest nawet w odległości trzech półek czyli
    maksymalnie na ile pozwala kabelek:(

    1. PIotr Ryka pisze:

      Na Utopiach będzie. Są bardzo czułe i coś w samym wzmacniaczu musiałoby zostać zmienione, by się nie pojawiał. Niech Hirt się postara – ma się za takiego mistrza, to niech się wykaże. To zawsze jest do zrobienia, pytanie tylko o koszty. W razie czego można wzmacniacz podesłać do mnie, może udałoby się coś z tym zrobić. Sylvanie są na pewno lepsze od rosyjskich czy chińskich lamp, ale na pewno da się jeszcze dużo lepiej. Sklep z linku jest, o ile wiem, jednoosobowy, tak więc cierpliwości.

      1. Stefan pisze:

        Jest już odpowiedź, zobaczymy.
        Swoją drogą ciekawe czy daliby radę zrobić z HA-3 końcówkę mocy, czyli pominięcie
        sekcji regulującej, np. przez dodanie dodatkowych gniazd. Niestety na max głośności
        słychać też zakłócenia i może to nie najlepszy pomysł.

        1. PIotr Ryka pisze:

          W każdym razie życzę powodzenia z lampami i z brumem.

  15. Michal Pastuszak pisze:

    Z opisu bardzo ale to bardzo przypominaja mi to co uslyszalem (z dobrze napedzonych) Abyss 1266. Owszem, takie Utopie sluchane rownolegle wypadaly znakomicie (choc fortepian wydal mi sie lekko zmatowiony i pozbawiony masy, nawet wzgledem kilku tanszych sluchawek), ale wciaz brzmialy jak 'normalne’ sluchawki, tylko ze wysokiej klasy.

    Abyss brzmialy jak nic innego, bily ciezarem/masa swojego brzmienia LCD2/3 o cala klase, a byly przy tym bardziej rozdzielcze, wyraziste w rysowaniu instrumentow. Ich bas potrafil byc tak trojwymiarowy jakbym sluchal kolumn, daleko poza glowa i bylo go doslownie 'widac’ (kontrabas przykladowo), a to potegowalo realizm calosci, bo ich scena wazyla 'tony’ gestego powietrza, czyli wiecej muzyki sie nam ukazywalo.

    Jedyny i zasadniczy minus to ergonomia (oraz dobor wzmacniacza, ale to banal), chyba nie do przeskoczenia dla mnie, sluchawki sa zwyczajnie siermiezne i za ciezkie, no chyba ze ktos lubi siedziec jak na spowiedzi.

    Generalnie to jedyne nauszniki ktore mnie faktycznie zainteresowaly ostatnimi laty.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Mam w domu dożo wybitnych słuchawek, wystarczy sięgnąć ręką. Nie mówię o K1000, bo te tylko z normalnym wzmacniaczem i hałas na cały dom, ale pozostałe z Crosszone nie wytrzymują porównań. One się jeszcze bardziej rozegrały, poprawiły bezpośredniość kontaktu, a ilością brzmień, wagą dźwięku i jego nasyceniem biją każde wyraźnie. Do tego są bardzo wygodne. Jedyna wada – z mocowego pikusia nie zagrają. Abyss niestety nie słyszałem, jednak żadne normalne poza K1000 nie zagrają oboma kanałami w każdym uchu, a to wyraźnie słychać i reszta zaczyna wymiękać. Pewnie każdy odbierał to będzie nieco inaczej, ale dla mnie te Crosszone to rewelacja. Brzmią na swój sposób, ale w moim odczuciu lepiej. Poza tym nie ma lepszych do poprawy zbyt ostrego czy odchudzonego brzmienia.

  16. Michal Pastuszak pisze:

    Musze sobie zorganizowac odsluch tych japonskich nausznikow bo taki dzwiek mnie wlasnie pociaga, zwlaszcza w komfortowym opakowaniu.Nie wspominajac juz ze sa o polowe tansze od Abyss. Przypuszczam tez, ze z czasem ich gora/przekaz otworzy sie jeszcze bardziej (jak to bylo z Twoimi E9).

    Jeszcze jedne nauszniki z obecnej produkcji, ktore maja technologie mieszania kanalow to ostatnie AKG N90Q, niestety nie slyszalem (ich oficjalna cena to 1300£).

    1. PIotr Ryka pisze:

      NQ90 słuchałem dwa razy na wystawach – kompletne fiasko. Crosszone rewelacja, tylko długo się wygrzewają i potrzebują detalicznego, dynamicznego źródła oraz mocnego wzmacniacza.

      1. Potwierdzam spostrzeżenia o N90Q, liczyłem na świetne słuchawki z wyciszaniem szumów do samolotu, niestety duże rozczarowanie.

  17. navigator pisze:

    Można by prosić o: 1) krótkie porównanie do HD 800S (tych drugiej generacji; zwłaszcza w kontekście wielkości sceny) 2) Czy taki Chord Hugo dalby radę je napędzić Pan zdaniem…? Pozdrawiam

    1. PIotr Ryka pisze:

      Hugo dałby radę. Tak mi się wydaje. Brzmieniowo względem HD 800S obfitsze, inne w odbiorze, oferujące więcej dźwięków. Scena o wiele bardziej wypełniona, tak więc nie oferująca raczej swego rodzaju „pustej wielkości”. Także mniej dosadne a bardziej melodyjne.

      1. navigator pisze:

        Dziękuje – dopytywałem się, bo ze względów mieszkaniowo-życiowych nie będę miał możliwości posiadania zestawu stereo. Szukając „zamiennika” kolumnowego, myślałem, że najbliżej temu HD800S (plus może wzmacniacz z funkcją matrix lub inaczej: crossowaniem kanałów). Rozumiem jednak że owe Crosszone są tej idei „zamiennika” o wiele bliżej i dają lepsze wrażenie kolumnowego odsłuchu niż normalne słuchawki połączone z takim wzmacniaczem? Jeszcze tylko jedno – czy jednak ich melodyjność nie oznacza koloryzacji dźwięku wobec tego, co na źródle CD? Jeśli miałby Pan czas na odpowiedź, byłbym bardzo wdzięczny; pzdr

        1. PIotr Ryka pisze:

          Bliskość brzmienia kolumnowego u Crosszone jest daleko większa niż u normalnych słuchawek wspieranych wzmacniaczem z krosowaniem kanałów. Nie mam co do tego wątpliwości. Jedynie płyty nagrane systemem binaural mogą dać podobne wrażenia, ale takich niemalże nie ma.

          Dźwięk Crosszone nie jest podkolorowany, natomiast wymagają możliwie szczegółowego, wyrafinowanego brzmieniowo źródła. Na brak muzykalności są zaś wyjątkowo odporne.

  18. Stefan pisze:

    Piotrze pytanie jak Crosszone wyglądają pod kontem wygrzewania, długo nabierają właściwej formy.
    Duża jest różnica od nówek do finalnego dźwięku, jakie zmiany, czy bas na początku jest lekko poluzowany?

  19. Milvarecon pisze:

    Panie Piotrze,
    Zastanawiam się czy Hegel HD30 w roli przetwornika byłby dobrym towarzyszem dla tych słuchawek?
    Oczywiście tak czysto teoretycznie.
    Hegel tworzy świetną scenę co w tych bardzo przestrzennych słuchawkach mogłoby wyjść na plus, tylko czy nie byłoby zbyt gęsto?
    Pozdrawiam.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Teoretyzowanie w przypadku sprzętu audio może być jedynie etapem najwcześniejszej selekcji. Być może Hegel byłby dobry, ale prawda zweryfikowana jest taka, że jedynym wzmacniaczem, z którym słyszałem te słuchawki grające naprawdę popisowo, był Octave V16

      1. Milvarecon pisze:

        Dokładnie na etapie wstępnej selekcji się znajduję, stąd moje niezbyt zjadliwe pytanie.
        Psia krewka – cholernie trudne nauszniki do napędzenia. Przyznam szczerze, że cena Octave V16 delikatnie mówiąc mnie zniechęciła do dalszego teoretyzowania.
        Chyba jednak wybiję sobie z głowy te słuchawki, podobnie jak zrobiłem w przypadku SR-009, których dobre napędzenie stoi na granicy nieporozumienia.
        Jednak zwrócę się w kierunku Final Audio D8000 lub Grado PS2000e, które napędzić można nieporównywalnie łatwiej.
        Dziękuję Panie Piotrze za odpowiedź, życzę samych sukcesów.

  20. johnlemon pisze:

    https://www.audiophile-heaven.com/2019/01/gentle-art-of-listening-crosszone-cz-1.html ,ciekawie wyglada kwestia napedzania, calkowicie odmienna od opinii.

  21. Janusz pisze:

    Kiedy Panie Piotrze można się spodziewać recenzji Crosszone CZ-10? A może już Pan jest po pierwszych odsłuchach i uchyli rąbka tajemnicy czy różnica jest duża względem CZ-1? Jeśli dobrze rozumiem, to przestrzeń tych CZ-1 polega na czymś w rodzaju nadania zwykłym nagraniom cech nagrań binauralnych?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Recenzja CZ-10 jest już napisana i czeka jedynie na oprawę graficzną. Na pewno ukaże się w najbliższych dniach. Tam wszystkie odpowiedzi, a ewentualne wątpliwości będziemy wyjaśniać w komentarzach.

  22. Alucard pisze:

    Co z recenzją GS3000e Grado? Będzie po nowym roku?

    1. Piotr Ryka pisze:

      A skąd mnie to wiedzieć? Dopóki ich dystrybutor nie ściągnie, dopóty recenzji nie będzie. A nie ściąga – na AVS nie było i powiedziano mi, że nie wiadomo kiedy ściągną. I czy w ogóle.

  23. Alucard pisze:

    Bardzo nieładnie z ich strony.

  24. Jan Laron pisze:

    Kupilem w 2018 Sluchawki Crosszone cz1. Dzwiekowo cudowne. Niestety przed kilkoma miesiacami delikatna skora na palaku zaczela pekac i gabka wychodzic… Niepowazne. Wstyd… Niestety moj lokalny, (Izraelski ) distributor chyba przez covida zamknal sklep. Napisalem 2 razy do firmy (+ zdjecia) i nawet nie raczyli odpowiedziec…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Przykre. Na pewno tak być nie powinno. Polski dystrybutor działa, można do niego napisać, może coś pomoże – jemu chyba odpiszą.

  25. Jan Laron pisze:

    No i tym razem happy end. Udalo mi sie wkoncu zlapac dystrybutora i przed 2 tygodniami sluchawki wrocily z naprawy. Wlasnie koncze sluchac wszystkich utworow organowych Bacha w wykonaniu David Goode. Swietne !!

    1. Piotr Ryka pisze:

      Cieszę się razem z Panem.

  26. Tichy62 pisze:

    Na blogu „Audiofanatyk” jes ciekawa recenzja …

  27. Andrew pisze:

    Dzień dobry Panie Piotrze, mam CZ-1 od kilku miesięcy. Uważam, że są to genialne słuchawki. Używam ich z kablem Forza Nori Hybrid (XLR). Czy wymiana kabla na srebro 5N – myślę o Argentum Extreme lub Lavricables (oni nawet mają w ofercie kabel do Crosszonów) – poprawi jeszcze dźwięk CZ-1? Wydaje mi się, że gdyby dodać im więcej separacji i precyzji to wyszłoby tym słuchawkom na plus.
    Pisał Pan, że one się z czasem rozegrały lepiej. Czy może Pan ocenić po jakim czasie?
    Mi się wydaje, że trochę lepiej grają niż w momencie zakupu, ale ja nie słucham ich bardzo często, więc może jeszcze potrzeba czasu. Kabel Forza też ponoć potrzebuje ok 200h na wygrzanie (wg producenta).
    Pozdrawiam serdecznie

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Odnośnie srebrnego kabla, to naprawdę nie umiem doradzić. Srebro zachowuje się różnie, na ogół za nim nie przepadam, ale są od tego zdecydowane wyjątki. Ktoś kupił do tych słuchawek Tonalium i był bardzo zadowolony, a jak wypadnie Argentum – nie wiem. Co do wygrzewania, to poprawa zwykle po kilkudziesięciu godzinach, stan ostateczny w przedziale 200 – 1000 godzin. Jak było u Crosszone, nie pamiętam.

      1. Andrew pisze:

        Dziękuję za odpowiedź Panie Piotrze

    2. Sławek pisze:

      He he he!
      O Argentum Extreme do Crosszone nie Pan zapomni. Po prostu dlatego, że Pan Ryszard Szafraniec nie wierzy, że słuchawki mogą być podłączone w taki sposób jak wymaga tego Crosszone. Ja zamówiłem u niego Argentum Extreme do moich Crosszone CZ-10, a wyszedł mu kabel nadający się do Quad ERA-1 czy HiFiMan HE-1000se, które to jedne i drugie też posiadam (Quady aktualnie w recenzji o Pana Piotra). Kabel odebrałem i gra świetnie i co ciekawe jest ciut mniej „wysokokotonowy” niż z Tonalium – mówię o przypadku z HE 1000se, a do tego bardzo przyjazny w użytkowaniu, wiotki leciutki, dobrze się układa i kompletnie nie mikrofonuje. Ale Pan Ryszard do Crosszone nie zrobi, no chyba, że się „nawrócił”.
      Co zaś do Lavricables – mam w szufladzie, używałem z moimi HiFiMan HE-6. Kabel ekstremalnie wysokotonowy, rozjaśniony i bardzo kruchy, łamliwy. Pierwsza naprawa – Łotysze wzięli 50€, bo się uparli, że kabel był zagięty, choć nie był. Potem jeszcze ze 4 razy naprawiałem, na szczęście końcówki w starych HE-6 są tego typu, że można to było zrobić bez lutowania. I w końcu dałem sobie spokój. Co jak co, ale słuchawkowych Lavricables nie polecam. Choć pomiędzy przedwzmacniaczem, a końcówką mocy mam kable Lavricables na mini xlr – standard ACSS Audio-gd i OK. Grają lepiej niż oryginalne Audio-gd i lepiej niż FAW.

      1. Andrew pisze:

        Bardzo dziękuję za ten opis. Myślę, że jak zdobędę schemat kabla do CZ-1 i prześlę Panu Ryszardowi
        to wtedy podpytam. Napisałem tylko CZ-BC15XLR4 XLR4 (1:L Hot 2:L Cold 3:R Hot 4:R Cold) x 1 i powiedział, że wie o co chodzi. Info wziąłem ze strony Nautiliusa.

        Zamówiłem „zwykły” kabel Argentum Extreme do GL2000 i zobaczę jak wpłynie na brzmienie (za ok 2 tygodnie)
        Dziękuję za ostrzeżenie przed Lavricables.

        1. Sławek pisze:

          Aha, i jeszcze w uzupełnieniu – Lavricables nie dają gwarancji na swoje produkty W OGÓLE. Taka informacja nawet jest na ich stronie internetowej.
          „There is no warranty on the cables as such” https://www.lavricables.com/services/

        2. Sławek pisze:

          Jak Pan Ryszard zrobi Panu kabel do Crosszone, to ja u niego też taki kabel zamówię.

          1. Andrew pisze:

            Panie Sławku. Mam dla Pana wiadomość odnośnie kabla Argentum do Crosszonów.
            Prosiłbym o kontakt mailowy na adres „kropka.malpa(at)gmail.com”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy