Recenzja: Cary Audio Design SLI-80 Signature

Cary_SLI_80_23   Pisanie recenzji klasyków jest łatwe i trudne. Łatwe, bo można czerpać ze spostrzeżeń tych, dzięki którym klasyk został klasykiem, a trudne, bo przychodzi mierzyć się z czymś co posiada własny autorytet i zdaje się mówić – ty tam się nie wysilaj, bo to co piszesz i tak się nie liczy. Jestem sławny, jestem uznany, nie potrzeba mi żadnych pochwał, a przygany i tak mi nie szkodzą.

W tej sytuacji najlepiej byłoby znanym z epistemologicznego repertuaru szkoły fenomenologicznej Edmunda Husserla chwytem zwanym fachowo epoché wziąć całe to bycie klasykiem w nawias i rozpoczęcie wszystkiego od nowa, tak jakby nasz klasyk dopiero co się pojawił i żadnym klasykiem nie był. Jednak do koncepcji filozoficznych Husserla zawsze miałem stosunek bardzo sceptyczny i w tego rodzaju branie w nawias zwyczajnie nie wierzę. Coś tam wprawdzie tą metodą można uzyskać, ale nic szczególnie godnego uwagi, bo jak to krytycy Husserla dawno temu słusznie zauważyli, jest to swego rodzaju podnoszenie się za włosy. Niepamiętanie o tym o czym się pamięta wymagałoby wszak nie lada sztuki w mierze zapominania, która to sztuka wprawdzie w wielu miejscach i wcale nierzadko po świecie się tuła, ale dla naukowych i filozoficznych badań użytek z niej żaden, albowiem zwie się sklerozą bądź propagandą.

Dobra, nie będziemy się kłócić z fenomenologami, bo nie miejsce tu na to i nie czas po temu. Przyjmijmy zatem, że na potrzeby tej recenzji pamiętać wprawdzie będziemy, że Cary Audio Design SLI-80 jest klasykiem, ale na ile możność spróbujemy ocenić go świeżym uchem i okiem, by sens jakiś recenzja ta miała.

Nie udało mi się wprawdzie dowiedzieć z całą pewnością kiedy ten SLI-80 się pojawił, ale był to w sensie gotowości konstrukcji najprawdopodobniej rok 1997. W następnym roku przedstawiono go  na wystawach, a do normalnej sprzedaży wszedł w 1999. Sama firma liczyła wówczas lat dziesięć, bo powołano ją do życia w 1989 roku w miejscowości Cary, od której pochodzi nazwa. Co prawda obecna siedziba przeniosła się do Apex, ale to miasto również położone jest w Karolinie Północnej, tak więc przeprowadzka nie była odległa. A Karolina Północna to stan położony tak bardzo w centrum USA, że już bardziej się nie da, tak więc Cary Audio Design to produkty z samego serca Ameryki. Pomimo niezbyt leciwego wieku firma może poszczycić się kilkoma wyrobami urosłymi do rangi klasyków, produkowanymi, jak sławny Cary CAD-300 SEI, już prawie od dwóch dekad i wciąż cieszących się uznaniem i znajdujących nowe rzesze nabywców i wielbicieli. Pod tym względem manufaktura Cary jest więc w pewnym sensie amerykańską wersją japońskiego Kondo Audio Note, bo choć jej wyroby są zdecydowanie tańsze, a sama firma dużo młodsza (Kondo powstało w 1976 roku), to też są to konstrukcje lampowe i także klasyczne. Oczywiście nie samo Cary może pretendować w USA do miana firmy kultowej. Inne są szacowniejsze, jak choćby McIntosh, ale jak na swój stosunkowo młody wiek Cary Audio Design może być z siebie dumne, a jego założyciel – Billy Wright – ma tytuł do chluby i sławy.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

9 komentarzy w “Recenzja: Cary Audio Design SLI-80 Signature

  1. herr doctor pisze:

    w tej cenie mozna juz kupic bakoon products HPA 21, który niestety zjada na śniadanie cary , lebena F itd…

    1. hifiphilosophy pisze:

      Na jakiej podstawie opinia, że zjada? Nie sądzę żeby to było w ogóle możliwe, ponieważ Leben i Cary grają tak dobrze, że zjeść ich się nie da. Nie ma takiej aparatury na świecie. Da się oczywiście lepiej, ale słuchałem Orfeusza czy Staksa T2 i mogę spokojnie powiedzieć, że nikt tu nikogo nie zjadał. Tak więc tajemniczy, nieznany zjadacz z Korei wydaje mi się bajką o żelaznym wilku. Poza tym Cary i Leben są też normalnymi wzmacniaczami, a on tylko słuchawkowym na bateryjkę. A wzmacniacz słuchawkowy na bateryjkę można dużo taniej kupić od Grado.

  2. Przemek pisze:

    A kolega herr doctor sluszal wogole produkty o ktorych dyskutuje czy tylko tak z recenzji wnioskuje co kogo zjada ?

  3. Maciej pisze:

    Bardzo jestem ciekaw relacji Bakoona do Sonic Pearl.. Poczekamy i może zobaczymy.

  4. Maciej pisze:

    Jeszcze dopytam, czy brum na wyjściu słuchawkowym występuje tak jak u Lebena?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Całkowicie śladowy. Przy lepszych lampach powinien zupełnie zniknąć.

      1. Maciej pisze:

        Panie Piotrze i jeszcze jedno pytanie: czy bardzo się różni wersja Signature od normalnej. Bo z tego co widzę po obudowie ciężko szukać różnic czy choćby dopisku wersji.

        1. Piotr Ryka pisze:

          O ile się nie mylę, wersja Signature nie jest już oferowana. Dawała ona kilka poprawek – między innymi lepsze kondensatory i rezystory, lepsze fabrycznie lampy i z możliwością wyboru, lepsze wewnętrzne okablowanie – i temu podobne, tradycyjne dla wzmacniaczy ulepszenia.

  5. MK pisze:

    Posiadam od 3 lat. Zestaw: Harbeth 40.1, Meridian G 08.2, TaraLabs Air. To świetny, uniwersalny wzmacniacz za rozsądne pieniądze, pod warunkiem, że od razu wymienimy wszystkie lampy. Warto zainwestować 2000-3000 pln w NOS-y. Jeśli dobrze dobierzmy lampy, to za 15000 pln otrzymamy wzmacniacz, który będzie grał na bardzo wysokim poziomie. Słucham muzyki poważnej, więc poprzeczka zawieszona jest bardzo wysoko.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy