Recenzja: Burson Timekeeper

Odsłuch cd.

Burson_Timekeeper_002_HiFi Philosophy

Źródło zaś stanowił niezawodny Cairn Fog, wysyłający sygnał cyfrowy po kablu otycznym.

   Oddajmy nareszcie pole muzyce. Ruszyła z kopyta, a pierwsze co usłyszałem, to brzmienie rodzące myśl: „A więc jednak ten Timekeeper naprawdę gra z Conductorem”. Bo jak wspomniałem już kilkakrotnie, miałem poważne obawy i nie do końca byłem przekonany co do możliwości tego tandemu, a tu trach, parę taktów i przekonanie gotowe. Bowiem właśnie w ten sposób zagrało, by się od razu podobać, gdyż szkoły pozytywnego grania są zasadniczo dwie tylko z pewnymi mutacjami i kombinacjami: że albo się od razu podoba, albo do podobania dochodzimy stopniowo. No więc ta tutaj była taka natychmiastowa, a składało się na to szereg czynników, które wprawny audiofil mógłby bez trudu odgadnąć z zamkniętymi uszami, a mianowicie prawidłowo posadzona tonacja, bez żadnych rozjaśnień ani przyciemnień, żywiołowa dynamika, dyktująca tempa rodzące chęć przytupywania, kompleksowy popis, zdobny zalewem ładnie dopasowanych do całości detali i prezentująca wysoki poziom umiejętność budowania poszczególnych dźwięków. Wokale były przy tym nadobne i bardzo w sensie realności serio, zachowujące wysoki indywidualizm i zdolne wyrażać zarówno delikatność melodyki jak i silne stany emocjonalne, a bas – bo jakże o nim zapomnieć! – był taki w sam raz, to znaczy mocno się zaznaczający, ale nie pchający przed resztę.

W sumie zatem świetna kombinacja popisowych umiejętności, bardzo daleka od ujednolicającego grania na jedno kopyto czy gubienia spraw co subtelniejszych. Żadnego uśredniania, popisu pod publiczkę przewalonym basikiem, czy temperowania sopranów, tak by ukrywać przed słuchaczem potencjalne zagrożenia, mogące go do przekazu zniechęcać. Żadnej sztucznej mgły z basu chowającej sopranowe szpilki, ściemniania po narożnikach i rozmazywania krawędzi, mającego tuszować ordynarność dźwięków, czy przesadnego docieplania, mającego zastępować elegancję. Grało to jednocześnie popisowo i uczciwie.

Burson_Timekeeper_010_HiFi Philosophy

Czy Timekeeper zaliczył egzamin z audiofilizmu?

Lecz kiedy miało się tak jak ja w uszach granie systemów bardzo zamożnych, nie sposób było nie zauważyć także niedociągnięć. Nawet żywa muzyka wszak takowe posiada, bo nie zawsze wokaliści są w formie (albo im się nie chce), instrumenty nie stroją, a z akustyką też bywa różnie. W życiu nie ma perfekcji, bo życie to nie matematyczny dowód, a wielka symetria E8 daje mu tylko zarys a nie konkret, z którym to konkretem zdarzają się rozliczne przygody. Nie wiem wprawdzie czy anioły łysieją, a prawdziwa czarna dziura podobno w ogóle nie ma włosów, ale tak na co dzień to wszelkiego rodzaju potknięć, łysych na różne sposoby i bokami łysiejących nie brak.

Gdy chodzi o te braki, najbardziej widoczna była niekoherentność czasu i miejsca. System, a konkretnie jego brzmienie, troszeczkę się rozmazywało, nie będąc ani panoramą bardzo konkretnie do miejsc przypisanych źródeł, jak to miało miejsce u Zeta, ani taką efektowną ich emanacją jak u Raidho. To było coś pośredniego, to znaczy postaci niby ulokowane w danych miejscach, ale nie tak do końca, i emanacja już się zaznaczająca, ale jeszcze niezdolna do przybrania pełnej postaci. Dotarło to do mnie po kilku dopiero minutach, bo wcześniej cały byłem pod wrażeniem jak ten niedrogi Timekeeper dobrze sobie radzi, ale nawet kiedy dotarło, słuchanie nie przestało być bardzo przyjemne. W zbyt dobrą całość to się komponowało i nazbyt było spektakularne, by zniszczyć poczucie zadowolenia i chęć słuchania. Tak nawiasem winę w głównej mierze ponosił tutaj zegar, bo chociaż Burson bardzo chwali się walką z jitterem w swoim Conductorze, to jednak femtosekundowe zegary, takie jak w słuchanej dopiero co Sigmie, potrafią lepiej wyostrzać muzyczny obraz, przydając źródłom dźwięku wyraźniejszych konturów i przypisując je lepiej do konkretnych miejsc.

Burson_Timekeeper_012_HiFi Philosophy

Pomimo wcześniejszych obaw, zdał bez trudy.

To wyostrzenie weszło mi w krew mimochodem i sam sobie gratuluję, że własny Cairn ma chociaż zegar LC Audio, gdyż inaczej słuchać bym go nie mógł, bo choć nie jest to zegar femtosekundowy, ale już dość przyzwoity, a w każdym razie zdolny radzić sobie nie gorzej od tych z niezłych przetworników. Tego samego nie mogę niestety powiedzieć o możliwościach przetwornika w karcie muzycznej Asus Xonar Essence, której słuchanie właśnie z tego względu kompletnie przestało mi się podobać. Rozłazi się obraz u niej i nijak słuch mój nie jest tego teraz w stanie zaakceptować. A tak mi się podobała… Tak, słuchanie lepszego sprzętu bywa niebezpieczne. Czasami powrót do stanu poprzedniej, gorszej normalności okazuje się łatwy i po paru dniach nie odczuwamy już dyskomfortu, ale czasami staje się nieznośny i akceptacja gorszości przestaje być możliwa. W tej mierze, przynajmniej u mnie, zegary o dużej dokładności okazały się szczególnie niebezpieczne, bo gdybym takiego teraz przy komputerze nie miał, zupełnie słuchać z przyjemnością bym owego komputerowego grania nie mógł. Tak więc dobry przetwornik jest podstawą, chyba że korzysta się z usług gramofonu.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

9 komentarzy w “Recenzja: Burson Timekeeper

  1. Marecki pisze:

    I co tam dalej w trawie piszczy?
    Może warto by było jakąś zapowiedź sporządzić, bo ostatnio staneło na kwietniu.
    Chyba że zmieniła się formuła?
    Choć wiadomo, że z tymi zapowiedziami to różnie bywa, bo obiecanki cacanki, a recenzentowi i czytającym radość! : D
    Ale w każdym bądź razie coś napomknąć można : )

  2. hifiphilosophy pisze:

    Nie chce mi się za bardzo robić tych zapowiedzi, bo z jednej strony nie wszystko się potem realizuje i są pretensje, a z drugiej jest ostatnio sporo „niespodzianek”, to znaczy sprzętów, których dystrybutorzy nie chcą widzieć w zapowiedziach, bo nie są pewni czy na pewno je otrzymają, albo chcą żeby to był grom z jasnego nieba.

    W tej chwili piszę recenzję DAC-ka Phasemation, a potem będzie chyba recenzja wzmacniacza słuchawkowego Divaldi.

  3. Marecki pisze:

    No tak, to całkiem zrozumiałe.
    Będe w takim razie dopytywał co jakiś czas : )

  4. Piotr Ryka pisze:

    W sumie to racja żeby takie zapowiedzi, chociaż orientacyjne, się ukazywały, ale ostatnio namnożyło się tych niespodzianek i nieco się sprawy skomplikowały. Cały czas wskakują niespodziewane tematy, a inne, już obiecane, nie dochodzą do skutku. Polityka się z tego recenzowania zrobiła.

  5. Piotr Ryka pisze:

    Nie ma jeszcze działu nowości, chociaż ma być. Tak więc na razie tutaj ostra nowość od Sony

    http://www.sony.pl/electronics/sluchawki-palak-na-glowe/mdr-z7

  6. Marecki pisze:

    Dobry pomysł z tymi nowościami.
    Te Sonacze są już w Polsce?
    Osiemdziesięcio milimetrowe przetworniki są chyba największe wśród „dynamitów”, albo w ogóle największe?
    Planary od Oppo miały 70 mm. z tego co pamiętam.
    Ciekawe co potrafią!
    Zobaczymy na ile się zbliżą do swojego legendarnego produktu, ale najważniejsze jest to, że idą w dobrym, trochę zapomnianym przez siebie, słuchawkowym kierunku!

    1. Piotr Ryka pisze:

      Kontaktowałem się z dystrybutorem i słuchawek jeszcze u nas nie ma. Rzeczywiście przetwornik mają największy ze wszystkich.

      Drugą ciekawostką jest to, że Sony zrobiło wysokiej klasy przenośny słuchawkowy wzmacniacz.
      http://www.sony.com.sg/product/pha-3

  7. Marecki pisze:

    No to w takim razie trza obadać komplet! : ) Wzmacniaczyk ciekawy

    1. Piotr Ryka pisze:

      Taki mam zamiar, tylko najpierw muszą przyjechać, a jeszcze nie wiadomo kiedy to będzie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy