Recenzja: Burmester 082 Vollverstärker

Burmester_082_16   Firma Dietera Burmestera należy do tych nielicznych oferujących cały poza okablowaniem tor audio, od źródła po głośniki. Spośród najpopularniejszych dziś urządzeń audiofilskich nie znajdziemy w jej ofercie jedynie gramofonu i słuchawkowego wzmacniacza. Są natomiast nieczęste w katalogach przedwzmacniacze gramofonowe, urządzenia wielokanałowe oraz muzyczny serwer. I to jakie! A i słuchawki też można napędzić, bo wzmacniacze mają słuchawkowe wyjścia. Tak więc jedynie po sam gramofon trzeba będzie sięgnąć gdzie indziej, bo ten jeden fragment audiofilskiego rynku firma Burmester odpuściła.

Z okazji inauguracji marki Burmester  na łamach HiFi PHILOSOPHY trzeba coś okolicznościowego napisać, jako że marka to niepowszednia. Założyciel firmy, Dieter Burmester (ur. 1946), jest z pochodzenia Austriakiem, ale wychował się i mieszka w Berlinie. Wykształcenie odebrał techniczne, a po uzyskaniu dyplomu inżyniera elektronika założył firmę produkującą sprzęt medyczny w oparciu o technologie komputerowe. Jednocześnie był zawodowym muzykiem, a konkretnie rockowym gitarzystą, odbywającym trasy koncertowe z różnymi zespołami. Do branży audio trafił mimo to trochę przypadkiem, wykorzystując swe wykształcenie na potrzeby wykonania dobrej jakości przedwzmacniacza, którego gdzie indziej nie udało mu się wyszukać w zadowalającej jakości. Tak powstał pierwszy wyrób przyszłej firmy Burmester, będącej obecnie największym producentem wysokiej klasy aparatury audio na terenie Niemiec. Od daty powstania ten pierwszy przedwzmacniacz oznaczony został symbolem 777, upamiętniającym lipiec 1977 roku. Siódemka, jak to ona, zgodnie z popularnym przesądem przyniosła Dieterowi szczęście. Burmester 777, jak to się mówi, chwycił, i w efekcie rok później założona została Burmester Audio System GmbH, która szybko osiągnęła szczyty branżowych sukcesów, a dziś wyposaża w aparaturę nagłaśniającą audiofilów z całego świata oraz posiadaczy samochodów Porsche i Bugatti. Krótko mówiąc – Burmester to jednocześnie elita i potężna marka, a nie przydomowa manufaktura. Wyroby firmy są drogie i bardzo drogie, tak więc nie ubiegają się o masowego klienta, choć na zamożnym niemieckim rynku stać na nie wielu. W zamian oferują wyjątkową jakość. W mierze dźwięku jest to obietnica doskonałej reprodukcji pozbawionej jakichkolwiek sztucznych odstępstw od naśladowania ideału żywej muzyki. Żadnych podbarwień, upiększeń, czy dosładzania – wyłącznie realizm. W kwestii technicznej jest to obietnica ekstremalnego zaawansowania technologicznego i najwyższej skrupulatności montażu. Burmester korzysta z podzespołów zaprojektowanych przez siebie, mających niemieckie składniki i wykonanych tylko w Niemczech. Jest to więc swego rodzaju niemiecka technologiczna autarkia, w bardzo niewielkim tylko stopniu wspierana wysokiej klasy komponentami od nie niemieckich uznanych firm. W dodatku każdy wyrób przechodzi wyjątkowo dogłębne testy jakościowe, obejmujące około trzystu sprawdzających procedur. W efekcie jest to, można powiedzieć, aparatura nawiązująca jakością do medycznej i lotniczej, co na rynku audio jest zupełnym ewenementem. Nie gorzej wygląda sama technologia. Wystarczy przypomnieć, że Burmester jako pierwszy zastosował symetryczną ścieżkę sygnału, a także odtwarzacze CD z napędem paskowym oraz obficie czerpie z rozwiązań komputerowych, których zastosowania są tym na czym Dieter Burmester zna się wyjątkowo dobrze.

Za wszystko to przychodzi sporo albo i dużo zapłacić, ale coś za coś. W zamian nie musimy się martwić, że kupiliśmy tani wzmacniacz w lepszej obudowie z doklejoną inną marką i folderem wychwalającym jego wyjątkowe zalety, tak naprawdę wywodzące się prosto z przedziału budżetowego. Burmester to klasa – jak Bugatti i Porsche. 

Budowa

Burmester_082_20

Burmester 082

   Model 082 należy do najniższej z linii technologicznych oferowanych przez Burmestera – serii Classic. Lokuje się tuż pod analogicznym modelem 032, który jest nieco od niego mocniejszy, a jednocześnie jest droższy i szacowniejszy od najnowszego dziecka Burmestera, cyfrowego wzmacniacza 101. Trzeba też zaznaczyć, że w dwóch wyższych liniach jakościowych Burmestera, seriach Top i Reference, wzmacniacze zintegrowane nie występują, tak więc nasz 082 jest najlepszą w sensie technicznym integrą od tej firmy. Stosownie do tego prezentuje się wspaniale, a przy tym wcale nie jest jakiś szczególnie drogi, choć 36 tysięcy małą kwotą też nie jest. Ale, jak wspomniałem, Burmester nie celuje w niskie ceny tylko wysoką jakość. W ramach tej jakości już sama obudowa każe się podziwiać i kręcić głową z uznaniem. Wygląd jest nietuzinkowy, a wykonanie przednie. Dominuje charakterystyczne dla wzmacniaczy Burmestera żebrowanie i charakterystyczne dla wszystkich jego wyrobów chromowanie. Aluminiowe żeberka układają się w cieniowany wzór, nadając wzmacniaczowi lżejszego i ciekawszego wyglądu. Obiegają go całego, a od frontu okalają przedni panel, mający postać pionowej winiety z centralnym, chromowanym pokrętłem regulacji głośności oraz ekranem wyświetlającym tryb pracy i procentową wartość wzmocnienia.  Sam potencjometr oparto o drabinkę rezystancji, a cyferki na wyświetlaczu są koloru złamanej żółci, jak twierdzą psycholodzy bardzo korzystnie oddziałującego na psychikę. Całość wieńczy pięknie wyszczotkowana płyta wierzchniej pokrywy z obszernym i zamaszystym grawerunkiem, nie pozostawiającym wątpliwości od kogo wzmacniacz pochodzi. Po obu stronach panelu widniej pięć chromowanych przycisków pozwalających wybudzić go ze stanu uśpienia (włącznik główny znajduje się z tyłu przy gnieździe zasilania), a także wyselekcjonować źródło sygnału i, co ciekawe, wyregulować według życzeń barwę dźwięku w zakresie +/ ‒14% dla tonów wysokich i niskich, jak również zmieniać balans głośników. Poza tym można także zaprogramować czułość wejść oraz wyjść, a także wartość wzmocnienia przy jakiej wzmacniacz się wybudza.

Burmester_082_17

Dostojny? Mało powiedziane.

Panel tylni wywołuje lekki zawrót głowy ilością przyłączy, z których zdecydowana większość jest symetryczna. Niesymetrycznie możemy podpiąć jedynie odtwarzacz CD i przedwzmacniacz. Tak wielka ilość wynika z przystosowania do obsługi wielokanałowego kina domowego, ale tym nie będziemy się zajmowali. Odnotujmy jedynie, że jest tam także przyłącze USB.

Podpiąłem Burka do własnego CD, żeby było srebrzyście i aluminiowo oraz żeby przyjaźń niemiecko-francuska się umacniała, a także podłączyłem duńskie kolumny, tak po sąsiedzku, w ramach unii hanzeatyckiej. Przy okazji należy niewtajemniczonym wyjaśnić, że Burek jest pieszczotliwą nazwą używaną przez polskich wielbicieli marki, których jest całkiem sporo. Głośniki podpiąłem Acrolinkiem, bo w materiałach piśmienniczych wykrzyknikiem zaznaczone jest, że najlepsze efekty uzyskuje się dzięki przyłączom widełkowym, a chyba wiedzą co piszą. Nim jednak zatopimy się w odsłuchach, dwa słowa o sprawach technologicznych.

Tor jest oczywiście symetryczny i nie posiada żadnych kondensatorów w ścieżce sygnału, która jest całkowicie digital. Duży nacisk położono na stabilizację wewnętrznego napięcia, szerokość pasma przenoszenia i kontrolę zniekształceń. Stoi za tym między innymi odpowiednia filtracja i nadwymiarowy transformator toroidalny stopnia zasilania o mocy 450 VA. Wzmacniacz posiada też niezależne systemy ochrony przed przegrzaniem i ochrony głośników przed uszkodzeniami oraz przesterowaniem. Pięknym ukłonem w stronę wielbicieli słuchawek jest obecność gniazda słuchawkowego, które ulokowano jednak na panelu tylnym, co nie jest ułatwieniem i powinno być przeprojektowane. Niewielka dziurka pod pokrętłem potencjometru, ewentualnie mająca osłonową klapkę albo zasuwkę, chyba nie zaburzyłaby estetyki a bardzo ułatwiła życie. Niechby już była z boku, byle nie z tyłu.

Burmester_082_18

Jakość wykonania na poziomie Meister

Patrząc na wzmacniacz całościowo należy określić go jako masywny, bardzo elegancko się prezentujący i przykuwający uwagę wyglądem. Waży 25 kilogramów i oddaje 150 W mocy przy 4 Ω i 100 W przy 8 Ω. Wszystkie funkcje możemy obsługiwać z pilota, ale pilot nie należy do pakietu i trzeba go zapożyczać od CD albo nabyć osobno.

Odsłuch

Burmester_082_22

Do wyboru, do koloru.

   Nim jeszcze tego Burmestera uruchomiłem, już mi się spodobał, bo podłączając kable głośnikowe mogłem zasmakować o ile ma lepsze zaciski od innych wzmacniaczy. Nie pojmuję co komu szkodzi też zrobić takie motylkowe, dużo łatwiejsze do zakręcania. Chyba nie jest to chronione patentem, bo śruby z mutrami motylkowymi można kupić w każdym hipermarkecie budowlanym na kilogramy. Tymczasem producenci innych wzmacniaczy i samych głośników zajadle testują siłę uchwytu i moc skrętu użytkowników kolumn głośnikowych, najwyraźniej dbając o ich wygimnastykowanie i dobrą formę mięśni przedramion. Ciekawe, że w dawnych czasach mogły być stosowane przyłącza samozaciskowe, no ale mamy postęp i teraz o samoczynne odłączenie się kabla głośnikowego jest dużo łatwiej. Można dzięki temu zakosztować ciekawego przeżycia jakim jest lot kabla przez pokój, bo kable głośnikowe potrafią być bardzo sprężyste i wystrzeliwać z zacisków.

Zaciski zaciskami, a naszą sprawą jest przebadać brzmienie. Zacznę od sceny, żeby było gdzie wszystko poustawiać. Scena ma kilka zasadniczych własności. Przede wszystkim jest duża. Ogarnia obszar wychodzący daleko poza okolice głośników, szczególnie na szerokość. Ale nie tylko. Wysuwa się też znacznie poza linię głośników ku słuchaczowi, a to na ile przesuwa się też poza nią ku tyłowi zależy od konkretnej płyty. Czasami cała scena lokuje się z tyłu, a czasami jej wyjście ku tyłowi jest płytkie. Zależy od płyty, a w przypadku płyt-składanek nawet od konkretnego utworu. Ale ogólnie scena zawsze jest duża i promieniująca, to znaczy dźwięk nie ogranicza się do pewnego zamkniętego obszaru, tylko jak w przypadku głośników tubowych ma tendencję do wypełniania całego pomieszczenia. Nie należy tego mylić z rozmyciem źródeł. Źródła dźwięku są dokładnie zlokalizowane i dokładnie wiadomo gdzie stoi wykonawca, ale wyrzucane przez niego dźwięki niosą się daleko, swobodnie wypełniając całe pomieszczenie. Dzięki temu stereofonia nie ogranicza się jedynie do wąskiego pasa równej odległości od głośników i można słuchać całkiem przyjemnie z lekkim w którąś ze stron wychyleniem, mimo iż wychylenie to kiedy się skupić będzie wyczuwalne.

Burmester_082_10

No i jak to ma nie grać?

Na taki a nie inny obraz sceny wpływ mają dwie sprawy. Jedna przynależy do samego scenicznego ukształtowania, druga do samego dźwięku. Ta odnośnie dźwięku polega na tym, że dźwięk ten jest tutaj nasycony powietrzem. Nie ma ciężkiego, zwalistego konkretu, tylko jak u Heraklita, wszystko płynie. Dźwięki rozchodzą się niesione muzycznym wiatrem i same stają się tym muzycznym powiewem. A ponieważ wszystkie dźwięki okazują się mieć taką postać, cały przekaz przybiera formę nie tylko nośną i nasyconą powiewem, ale także spójną. Nie ma żadnego podziału pasma, wszystko pozostaje jednością. Basy i soprany nie są osobnymi narracjami, tylko skrajami średnicy. Brak jakichkolwiek dziur i przełomów – wszystko się z sobą scala i zazębia. W tym sensie zatem stanowi to nawiązanie antagonisty Heraklita, Parmenidesa. Darujmy sobie jednak te filozoficzne odniesienia, zauważając na koniec, iż mamy w takim razie do czynienia z tak cenioną przez wielu syntezą jedności ze zmiennością, w tym wypadku pod postacią jednorodności pasma i jego płynnego przestrzennego oddziaływania. Drugim czynnikiem, o którym wspomniałem, jest oddziaływanie dźwięku w pionie. W recenzji Focusów 340 napisałem, że lubią ścielić dźwięk dosyć nisko, przy cichym graniu czasem w całości poniżej linii oczu. Jednak Burmester 082 nie zgodził się tutaj ze mną, ponieważ jak mówiłem nasyca dźwięk powietrzem i go rozprasza. A czyni to także w pionie, dzięki czemu niskorosłe gdzie indziej Focusy wystrzeliły do góry nieraz na dwa, a czasem i trzy metry. Zwłaszcza w muzyce elektronicznej, co przy ogólnie bardzo dużej scenie i nasyceniu dźwięku powietrzem dawało bardzo ciekawe efekty i bardzo było przyjemne, a wręcz intrygujące. Doskonale znane płyty zabrzmiały inaczej, w nieznany dotąd sposób. Dźwięki inaczej się rozchodziły i miały inną formę. Wypełniły pokój wszechobecną wibracją i widać było jak rozchodzą się na wszystkie strony i jak strzelają wysoko ku górze. Bardzo to grało inaczej pod tym względem niż własny wzmacniacz.

Powyższe właściwości składały się też na to, że dźwięk był całkowicie oderwany od głośników, które zupełnie ze sceny zniknęły. Stereofonia była więc naprawdę wysokiej klasy.

Odsłuch cd.

Burmester_082_11

Większość nabywców tego nie zobaczy, ale dla Niemieckich inżynierów nie ma to znaczenia.

Odnośnie samego dźwięku. W dużej mierze już go scharakteryzowałem, jako nośny i powietrzem nasycony, niczym jakiś eter. I przyznam, niemało to było zaskakujące, ponieważ jedną z obiegowych prawd audiofilizmu jest przesąd, że tranzystor ma zawsze więcej basu niż lampa. Jeszcze przed porównawczym odpaleniem własnego Twin-Head z Croftem pewny byłem że pokaże więcej basu i dźwięk bardziej w konkrecie osadzony a mniej nośny, chichrając się przy tym w duchu z tych wszystkich, którzy z pompatycznym zadęciem przy każdej sposobności podkreślają jaki to lampa bas ma mizerny, a tranzystor, to panie – ho, ho, jakiego basu ma kawał i ten tego, sam pan rozumiesz. Tymczasem nic z tych rzeczy. Burmester wszystko uspójniał i rozwiewał dźwięki po całej scenie, a lampy  mruczały nisko i lokalnie niczym jakiś przerośnięty trzmiel. Ciekawym zjawiskiem było przy tym, że w pierwszych minutach wzmacniacz grał całkiem zwyczajnie, a dopiero z upływem czasu saturacja i nośność dźwięku narastały.

To wszystko może być oczywiście przypadkiem pojedynczym i z innymi głośnikami oraz okablowaniem Burmester może zagrać zupełnie inaczej, a nawet sam go słyszałem inaczej grającym na Audio Show, ale recenzja jest zawsze pewną konkretną przypowiastką o pewnych konkretnych realiach i z tego należy zdawać sprawę a nie jakichś domniemań czy imaginacji. Przy tym Cairn jest odtwarzaczem o bardzo mocnej podstawie basowej, tak więc od tej strony nie miał Burmester żadnej krzywdy. A nie chodzi tu o to, że nie produkował on basu, tylko że całościowy przekaz miał inny, nieco, a może i bardziej niż nieco dla wzmacniacza tranzystorowego nietypowy. O tyle nie jest to dziwne, że Burmester jest właśnie nietypową marką, tylko taką ze swoją legendą i ideą, i właśnie do tej idei chciałem teraz nawiązać.

Burmester_082_06

Jeszcze tylko chwila, i Burmester rozwieje wszelkie wątpliwości.

Tą ideą, jak już pisałem na wstępie, jest perfekcja techniczna oraz jak najdalej sięgający realizm. Żadnych czarów, sam konkret. I w sumie tak jest, i zarazem też nie jest. Bo z jednej strony faktycznie: w dźwięku nie ma żadnego ocieplenia, osłodzenia, przeciągnięcia, akcentu na coś bądź uwydatnionego światłocienia. Wszystko jest doświetlone jasnym, przyjemnym światłem, wyraźnie określone i mające konsystencję wody źródlanej a nie bulionu. Ale właśnie – tak jak źródlaną wodę nasącza się CO2, żeby mus był, a w konsekwencji smakowy czar miała, tak Burmester 082 nasącza dźwięki powietrzem i rozprasza je po całym pomieszczeniu, robiąc z tego spektakl a nie przyziemne plim, plam, plum. Przy całym tym zarzekaniu się odnośnie realizmu jest to zatem rodzaj tranzystorowej magii, a w każdym razie wczoraj w nocy, kiedy tego słuchałem – był.

Odnośnie samego konkretu. Dźwięki są wyraźne i wypośrodkowane. Nie ciepłe i nie zimne, nie słodkie i nie cierpkie, nie śliskie i nie kłujące, nie przyciemnione i nie rozjaśnione. Są wycentrowane. Nie ze wszystkim idą jednak za arystotelesowską zasadą złotego środka. Są mianowicie szybkie. To się natychmiast narzuca – dźwięk jest bardzo szybki. Nic się nie spóźnia, nie zostaje rozwleczone. To nie dzisiejsze PKP, tylko przedwojenna lukstorpeda. (Przed II wojną istniało coś takiego i można było koleją dojechać z Krakowa do Zakopanego w dwie godziny, a nie jak teraz „ekspresem” w cztery.) Rytm, dynamika, szybkość muzycznego działania, to bardzo uwydatnione cechy Burmestera 082.

Burmester_082_07

Chociaż, czy przy tej renomie można mieć jakiekolwiek?

Dźwięki nie tylko są szybkie, ale także bardzo rytmiczne. Akcenty czasowe lokują się, podobnie jak stereofonia, na bardzo wysokim poziomie. Wszystko dzieje się szybko i do taktu. Jednocześnie nie należy sobie wyobrażać w odniesieniu do tego nasycania powietrzem, że to wszystko nie jest konkretne, tylko jakieś zwariowane. Konkretne jest jak najbardziej, ale zarazem ma tą powietrzną specyfikę upiększającą, nadającą wszystkiemu świeżości i nośności. Krótko mówiąc, ma swój styl i niepowszedniość.

Burmester_082_04

Jeśli to nie jest topowe urządzenie Burmestera…

W samym dźwięku najważniejsze są cztery rzeczy: jakość sopranów, zawartość basu, piękno śpiewu i całościowa plastyczność, czy mówiąc inaczej – forma. Forma ta szczególne jest wymagająca w przypadku instrumentów dętych. O dźwięku z Burmestera wiemy już, że jest pełen podmuchów, szybki i lotny. Szybki potrafi być jak strzał z pistoletu. Ale jak to się przekłada na poszczególne składowe? O instrumentach dętych w kontekście opisanej wyżej całościowej formy można napisać, że w tych warunkach były u siebie w domu, jako że podmuchy są ich domem. Tak więc miały się przednio. Z kolei soprany przy bardzo wysokiej całościowej kulturze Burmestera i tego nawracającego za każdym razem przy opisach nasycenia powietrzem, także doskonale się spisywały. Były jednocześnie świetliste, strzeliste i lekkie – zupełnie nie męczące a zarazem nośne i bardzo czytelne. Ciekawy obraz przybierało to w wokalizie. Bardzo była klarowna i doskonale wypowiedziana emocjonalnie, a powietrzna magia nadawała jej swoistej postaci, którą nazwałbym sceniczną. Nie były to głosy podane w sposób intymny, szeptane do ucha bliskie i namacalne. Były dokładnie takie jakby siedzieć w pierwszych rzędach widowni na koncertowej sali o doskonałej akustyce i słuchać wokalizy dochodzącej z estrady. Niezbyt odległej, ale powiększonej rozmiarami pomieszczenia i koncertowymi warunkami. Nośne, czyste, dokładne i przede wszystkim się rozchodzące, a w ramach tego rozchodzenia mające lekkość i swobodę. Nie konsystentne, nie zwarte, tylko promieniujące. Bardzo mi się ta ich inność podobała. Może nawet za bardzo, do czego wrócę w podsumowaniu. Jednak największa odmienność panowała w rejonie basowym, bo bębny całkiem były inne niż to ma miejsce zazwyczaj. I to też naturalnie wynikało z nasycenia powietrzem. Efekt był inspirujący, bo pojawiło się wrażenie przestrzennej obecności całego instrumentu a nie tylko oddziaływania na membranę. W przypadku japońskich bębnów taiko było to szczególnie cenne, jako że jeden taki przeciętnej wielkości bęben kosztuje około 50 tysięcy dolarów. Zabrzmiały naprawdę rewelacyjnie i można się było napawać nie tylko szalonymi zmianami metrum ale i całościowym pięknem ich brzmienia. (Podobno perfekcyjne opanowanie metrum w stylu 33/8 albo 3/32, to kilkanaście lat ćwiczeń, a w Europie najwyżej kilku perkusistów to potrafi). Ale gdyby komuś tego rodzaju nośność przeszkadzała w odbiorze przyjęcia na siebie siły perkusyjnego ciosu, zawsze można podbić bas o 2 albo 4 dB. Sprawdziłem, działa. Więcej nie polecam, chyba, że ktoś lubi przegięcia, ale w tych granicach jest całkiem naturalnie, zupełnie bez zniekształceń jakimi częstuje na przykład bas buster Lebena. Tak więc rewir basowy de facto nic tu nie traci, a przeciwnie, zyskuje. Pyszni się całościowym wymiarem dźwięku werbli i jego ekstensją, a kiedy ktoś ma życzenie wszystko to dociążyć i uczynić bardziej zwalistym, wystarczy sięgnąć po doskonale działający korektor.

Burmester_082_09

…to aż strach pomyśleć, jakie Wunderwaffe tam trzymają.

Na zakończenie trzeba dopisać, że całościowy obraz sceny był bardzo uporządkowany i w odróżnieniu od pasma wyraźnie podzielony na źródła i ich okolice. W stosunku do moich wzmacniaczy dużo bardziej wszystko było tu odseparowane i pracujące na własny rachunek, w mniejszym stopniu scalając się i nakładając. Mniej zespołowo, ale za to czytelniej.

Sekcja wzmacniacza słuchawkowego

Sprawdziłem jeszcze jak Burek gra ze słuchawkami i muszę przyznać, że radzi sobie z nimi bardzo dobrze. Szczególnie z tymi o wysokiej impedancji. Dźwięk był podobny do tego z wyjść głośnikowych, to znaczy pozbawiony ocieplenia i słodyczy, a ze świetną sceną, szybkością, drajwem i ogólnie bardzo wysoką kulturą. Nie ma sopranowych problemów, za to jest problem basowy. Basu jest mianowicie trochę za dużo, co w przypadku Grado GS-1000 skutkowało przedobrzeniem, podczas gdy oszczędna basowo Audio-Technica ATH-W5000 miała go tym razem dużo, ale nie za dużo. Najkorzystniej wypadły Sennheisery HD 650, które zagrały wprost rewelacyjnie i bez basowego przedobrzenia. Jedynie ciepła można by im dorzucić, ale tutaj zarówno Cairn nie pomagał jak i interkonekt Audienca. Ewentualny nadmiar basu z danymi słuchawkami jest jednak do wyregulowania korektorem, nie stanowi zatem problemu, podobnie jak temperatura, wymagająca jedynie cieplejszego interkonektu symetrycznego. Nie stanowi go także moc wzmacniacza, który w momencie wpięcia słuchawek automatycznie odcina wyjścia głośnikowe jednocześnie obniżając siłę głosu do poziomu „5”, co daje średni zakres głośności. Przy kilkunastu jest już bardzo głośno, a jednocześnie czuć mocowy potencjał wzmacniacza, który całą scenę ożywia i rozświetla, co w przypadku Sennheiserów HD 650 dało naprawdę znakomity efekt.

Podsumowanie

Burmester_082_21   Wyroby firmy Burmester obiecują być wyjątkowe, każą sobie za to płacić i dotrzymują słowa. Wyróżniają się już wyglądem, w którego wnętrzu skrywają nowoczesną technologię i perfekcyjny montaż. Obsługa jest przyjemna, funkcjonalność ogromna, a satysfakcja odsłuchowa bardzo znaczna. Duża moc i prostota użytkowania w połączeniu z trwałością eksploatacyjną, to znane walory urządzeń tranzystorowych, których zwolennicy zwykli patrzyć na lampowych entuzjastów jak na lekkich wariatów, na własne życzenie szukających guza i komplikujących sobie życie. Nie zamierzam w tym miejscu wytaczać dział używanych przez obie strony i rozpętywać lampowo tranzystorowej wojny. Trafi się jeszcze po temu sposobność. Napiszę więc tylko, że przy dających się zauważyć odmiennościach porównywane tutaj systemy lampowy i tranzystorowy zagrały zastanawiająco podobnie. Bynajmniej nie jednakowo, ale w ogólnym zarysie analogicznie i niewątpliwie na większą odmienność byłem przygotowany. W drobiazgowe porównania nie będę się wbijał. Nadmienię jedynie, że własna lampa z hybrydową końcówką mocy grała bardziej żywiołowo, a cudzy tranzystor w sposób bardziej uporządkowany i stylem, który na kilku stronach próbowałem scharakteryzować. Styl ten niewątpliwie ma coś w sobie, co umownie nazwałem powietrzną magią. Nie jest to wprawdzie nic szczególnie uderzającego, ale dla wprawnego ucha nawykłego do porównań rzecz łatwa do uchwycenia. Niby nic takiego znowuż w tym nie ma, a kiedy nawykli jesteśmy do innej prezentacji, a przeważnie jesteśmy, może to nawet początkowo irytować. Ale kiedy posłuchamy dłużej, niepostrzeżenie nabieramy przyzwyczajenia i taki dźwięk zaczynamy nieświadomie postrzegać jako swój. To jest właśnie to podobanie się, o którym napisałem, że aż za bardzo się podobało, bo trochę kiedy to trzeba porzucić przychodzi żałować, że już jest po wszystkim i zrobiło się zwyczajniej. Tego rodzaju nasycanie dźwięku powietrzem, taka wszechobecna saturacja, którą w dodatku dzięki wbudowanemu dobrze działającemu korektorowi zakresów możemy odpowiednio dociążyć i uczynić należycie konkretną, ma swój czar i powab, które zwykle przypisuje się prezentacjom lampowym. W dodatku tutaj dostajemy to za darmo, bo nie trzeba uganiać się za żadnymi lepszymi lampami. Wszystko mamy w pakiecie, poza tym nieszczęsnym pilotem, którego trzeba kupić osobno. Sprytna to sztuczka, nakłaniająca do nabywania odtwarzaczy Burmestera, dzięki czemu pilot będzie za darmo. Pomijając lekkie cwaniactwo nie jest to nic zdrożnego, bo odtwarzacze te są także bardzo wysokiej jakości i nie ma potrzeby szukania innych. Jednak szczypta szlachetności w miejsce kupieckiej przebiegłości by nie zaszkodziła i pilot dołączany ze wzmacniaczem miałby nieco bardziej elegancką wymowę. Zwłaszcza w przypadku wyrobów firmy tak dystyngowanej i wysoko w hierarchii audiofilskiej zasiadającej. Dla przyszłych nabywców mam jednak dobrą wiadomość. Polski dystrybutor pilota dołącza gratis, toteż powyższe dywagacje naszych krajowych warunków nie dotyczą. Przynajmniej pod tym względem okazujemy się od Niemców lepsi.

Całe to zamieszanie z pilotem nie zmienia oczywiście ogólnie pozytywnego wydźwięku. Wzmacniacz ma świetną prezencję, nowoczesną konstrukcję, popisowe wykonanie i dźwiękowy styl, przechodzący chwilami w czar. Bez problemu wypełni rolę serca i mięśni doskonałego systemu, czego doświadczyłem także na Audio Show, gdzie grał z firmowym odtwarzaczem Burmester 061 i głośnikami Audio Physic Classic 20 co najmniej nie gorzej niż u mnie.

 

W punktach:

Zalety

  • Bardzo analogowe jak na tranzystor brzmienie.
  • Idealnie utrafiona tonacja.
  • Równie dobrze temperatura.
  • Nie gorzej wymowa emocjonalna.
  • Specyficzny, nasycony powietrzem dźwięk o magicznych właściwościach.
  • Fantastyczna szybkość.
  • Świetny drajw.
  • Dobrze działający korektor zakresów, pozwalający dociążać brzmienie.
  • Przejrzysty i uporządkowany obraz całości.
  • Duży dźwięk.
  • Na dużej scenie.
  • Bardzo dobre różnicowanie jakości i specyfiki nagrań.
  • Odpowiedni zapas mocy.
  • Znakomity wygląd.
  • Łatwa obsługa.
  • Także z pilota.
  • Nowoczesna konstrukcja.
  • Symetryzacja toru.
  • Ogromna funkcjonalność za sprawą wielkiej ilości przyłączy.
  • Najwyższej jakości podzespoły.
  • Perfekcyjny montaż.
  • Wyjątkowo staranny odbiór techniczny.
  • Dopasowany brzmieniowo odtwarzacz CD od tego samego producenta.
  • Najwyższa renoma marki.
  • Made in Germany.
  • Polski dystrybutor.

Wady

  • Brak pilota w komplecie. (Ale w Polsce jest on dołączany.)
  • Gniazdo słuchawkowe umiejscowione na tylnym panelu.

 

Sprzęt do testu dostarczyła firma:

Audio_System_Logo

 

 

Dane techniczne:

  • Wymiary (Szer. x Wys. x Głęb.): 482 mm x 177 mm x 490 mm
  • Waga: około 25 kg
  • Moc wyjściowa: 2 x 150 W (4Ω) / 2 x 100 W (8Ω)
  • Współczynnik tłumienia impedancji (damping factor): >1000
  • S/N: >96 dB
  • Czułość wejść: regulowana (od -9 do 0 do +9)
  • Pasmo przenoszenia: 3 Hz – 100 kHz (-3dB)
  • Nominalny stan gotowości: 23V/μs ; 4 Ω

 

System

  • Źródło: Cairn Soft Fog V2
  • Wzmaciacze: ASL Twin-Head Mark III, Burmester 082, Croft Polestar1
  • Głośniki: Dynaudio Focus 340
  • Słuchawki: Audio-Technica ATH-W5000, Grado GS-1000, Sennheiser HD 650
  • Interkonekty: Audience Au24 XLR, Crystal Cable Absolute Dream RCA, van den Hul First Ultimate RCA
  • Kable głośnikowe: Acrolink 6N-S3000 Cu, Vovox Textura
Pokaż artykuł z podziałem na strony

7 komentarzy w “Recenzja: Burmester 082 Vollverstärker

  1. Sebastian pisze:

    Wygląda jak bardzo ciekawe i kompletne urządzenie. Coś w moim stylu zarówno pod względem stylu grania jak i funkcjonalności.

    Na szczęście wzmacniacza nie szukam bo plan jest aby tor uprościć do maksimum.

    Zastanawiam się jak by on zagrał z Avantgrargami, które są jak by rozwinięciem jego stylu.

    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Konfrontacja z Avantgardami byłaby niewątpliwie bardzo interesująca, ale niestety do skutku nie dojdzie. W każdym razie nie tym razem.

  2. burmester lover pisze:

    fajny tekst: „Sam potencjometr oparto o drabinkę rezystancji, a cyferki na wyświetlaczu są koloru złamanej żółci, jak twierdzą psycholodzy bardzo korzystnie oddziałującego na psychikę.” :))))

    Konieczność zakupu pilota osobno gdy wzmak kosztuje 36k uważam za skandal.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Najwyraźniej polski dystrybutor podziela pogląd odnośnie pilota, bo sam daje go gratis.

  3. Andrzej pisze:

    Potwierdzam ten opis. Oczywiście słuchałem go w innym zestawieniu, bo źródłem była Wadia 302 a sygnał elektryczny na dźwięk przerabiają SF Cremona M z membranami magnezowymi. Okablowanie w całości Van den Hula, od sieciówek po głośnikówki. Wszystko stoi na dedykowanym stoliku Sroka, który jest niedościgłym pierwowzorem tego przedstawionego w recenzji. Ale do rzeczy… każdy rodzaj muzyki w tym zestawieniu brzmi znakomicie i daje pełnię frajdy. Jest smakowity (takie kulinarne określenie tu pasuje). Przyjemność słuchania na satysfakcjonującym poziomie. Muzyka jazzowa w każdym rozdaniu, czy kilkuosobowym i czy też bigbendowym jest wciągająca. Klasyka na najwyższym poziomie, nawet mocno nieaudiofilskie „wypusty” da się przesłuchać. Rock nie pozostawia niedomówień. Szybkość, jakość w oddaniu szczegółów i detali, barw instrumentów jest na poziomie nie spotykanym na wystawach audio nawet pieczołowicie i drogo zestawianych. Wokale we wszystkich rodzajach muzyki „porażają” swym pięknem. Dokładnie słychać wybrzmienia, pełnię barwy głosów. Kiedy „zapoda się” osłuchanego na wszelkie możliwe sposoby i kombinacje artystę… za pośrednictwem 082-jki odkrywa się tą najprawdziwszą prawdę i i nieuświadomione wcześniej emocje w głosie. Po prostu rzeczywistość. Nie musze wspominać, że z muzyka elektroniczną Burmester nie ma najmniejszego problemu. Plany wszerz w głąb właściwie bez ograniczeń. Ciekawostką jest płyta Amused too Death Rogera Watersa… w 3 utworze po kilkunastu sekundach słychać burzę, która szaleje pod sufitem, tak że odsłuchujący bezwiednie kierują wzrok ponad kolumny, na sufit.
    Oczywiście taki klasyk jak Kinde of blue Milesa brzmi wzorcowo. Aksamitność trąbki mistrza jest najwyższej próby… Chóry benedyktyńskie wprawiają w osłupienie i ciary po plecach idą, że aż miło… tak,tak ten Burmester ten jest wzmacniaczem wszechstronnym i niedocenionym. Rzeczywiście odsłuch na słuchawkach Grado 1000 jest wyborne i może być przebasowione na wyższych poziomach ale przy normalnym odsłuchu jest to uczta. Burmester gra spójnym przekazem muzycznym anie dźwiękami. Obraz dźwiękowy jaki się materializuje przed słuchaczem jest realistyczny, lekki nie pozbawiony masy na basie i też nie przebasowany taka zupa basowa albo jak to określa mój znajomy gulasz basowy, że nie wiadomo skąd się biorą dźwięki. Tu jest jak w pruskiej armii, porządek, dynamika i pewna świadomie ukształtowana wysoka kultura w dźwięku, która wynika z wieloletnich doświadczeń Pana Dietera Burmestera. Tak, że kombinacja amerykańskiego źródła, niemieckiego wzmaka, włoskich kolumn, holenderskich kabli i mistrzowskiego polskiego stolika jest synergią, która daje system do audiofilskiej emerytury i pozwala już nie myśleć o kolejnych sprzętowych wymianach.
    Pozdrawiam wszystkich czytających ten artykuł.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy