Recenzja: Burmester 082 Vollverstärker

 Jednocześnie nie należy sobie wyobrażać w odniesieniu do tego nasycania powietrzem, że to wszystko nie jest konkretne, tylko jakieś zwariowane. Konkretne jest jak najbardziej, ale zarazem ma tą powietrzną specyfikę upiększającą, nadającą wszystkiemu świeżości i nośności. Krótko mówiąc, ma swój styl i niepowszedniość.

Burmester_082_04

Jeśli to nie jest topowe urządzenie Burmestera…

W samym dźwięku najważniejsze są cztery rzeczy: jakość sopranów, zawartość basu, piękno śpiewu i całościowa plastyczność, czy mówiąc inaczej – forma. Forma ta szczególne jest wymagająca w przypadku instrumentów dętych. O dźwięku z Burmestera wiemy już, że jest pełen podmuchów, szybki i lotny. Szybki potrafi być jak strzał z pistoletu. Ale jak to się przekłada na poszczególne składowe? O instrumentach dętych w kontekście opisanej wyżej całościowej formy można napisać, że w tych warunkach były u siebie w domu, jako że podmuchy są ich domem. Tak więc miały się przednio. Z kolei soprany przy bardzo wysokiej całościowej kulturze Burmestera i tego nawracającego za każdym razem przy opisach nasycenia powietrzem, także doskonale się spisywały. Były jednocześnie świetliste, strzeliste i lekkie – zupełnie nie męczące a zarazem nośne i bardzo czytelne. Ciekawy obraz przybierało to w wokalizie. Bardzo była klarowna i doskonale wypowiedziana emocjonalnie, a powietrzna magia nadawała jej swoistej postaci, którą nazwałbym sceniczną. Nie były to głosy podane w sposób intymny, szeptane do ucha bliskie i namacalne. Były dokładnie takie jakby siedzieć w pierwszych rzędach widowni na koncertowej sali o doskonałej akustyce i słuchać wokalizy dochodzącej z estrady. Niezbyt odległej, ale powiększonej rozmiarami pomieszczenia i koncertowymi warunkami. Nośne, czyste, dokładne i przede wszystkim się rozchodzące, a w ramach tego rozchodzenia mające lekkość i swobodę. Nie konsystentne, nie zwarte, tylko promieniujące. Bardzo mi się ta ich inność podobała. Może nawet za bardzo, do czego wrócę w podsumowaniu. Jednak największa odmienność panowała w rejonie basowym, bo bębny całkiem były inne niż to ma miejsce zazwyczaj. I to też naturalnie wynikało z nasycenia powietrzem. Efekt był inspirujący, bo pojawiło się wrażenie przestrzennej obecności całego instrumentu a nie tylko oddziaływania na membranę. W przypadku japońskich bębnów taiko było to szczególnie cenne, jako że jeden taki przeciętnej wielkości bęben kosztuje około 50 tysięcy dolarów. Zabrzmiały naprawdę rewelacyjnie i można się było napawać nie tylko szalonymi zmianami metrum ale i całościowym pięknem ich brzmienia. (Podobno perfekcyjne opanowanie metrum w stylu 33/8 albo 3/32, to kilkanaście lat ćwiczeń, a w Europie najwyżej kilku perkusistów to potrafi). Ale gdyby komuś tego rodzaju nośność przeszkadzała w odbiorze przyjęcia na siebie siły perkusyjnego ciosu, zawsze można podbić bas o 2 albo 4 dB. Sprawdziłem, działa. Więcej nie polecam, chyba, że ktoś lubi przegięcia, ale w tych granicach jest całkiem naturalnie, zupełnie bez zniekształceń jakimi częstuje na przykład bas buster Lebena. Tak więc rewir basowy de facto nic tu nie traci, a przeciwnie, zyskuje. Pyszni się całościowym wymiarem dźwięku werbli i jego ekstensją, a kiedy ktoś ma życzenie wszystko to dociążyć i uczynić bardziej zwalistym, wystarczy sięgnąć po doskonale działający korektor.

Burmester_082_09

…to aż strach pomyśleć, jakie Wunderwaffe tam trzymają.

Na zakończenie trzeba dopisać, że całościowy obraz sceny był bardzo uporządkowany i w odróżnieniu od pasma wyraźnie podzielony na źródła i ich okolice. W stosunku do moich wzmacniaczy dużo bardziej wszystko było tu odseparowane i pracujące na własny rachunek, w mniejszym stopniu scalając się i nakładając. Mniej zespołowo, ale za to czytelniej.

Sekcja wzmacniacza słuchawkowego

Sprawdziłem jeszcze jak Burek gra ze słuchawkami i muszę przyznać, że radzi sobie z nimi bardzo dobrze. Szczególnie z tymi o wysokiej impedancji. Dźwięk był podobny do tego z wyjść głośnikowych, to znaczy pozbawiony ocieplenia i słodyczy, a ze świetną sceną, szybkością, drajwem i ogólnie bardzo wysoką kulturą. Nie ma sopranowych problemów, za to jest problem basowy. Basu jest mianowicie trochę za dużo, co w przypadku Grado GS-1000 skutkowało przedobrzeniem, podczas gdy oszczędna basowo Audio-Technica ATH-W5000 miała go tym razem dużo, ale nie za dużo. Najkorzystniej wypadły Sennheisery HD 650, które zagrały wprost rewelacyjnie i bez basowego przedobrzenia. Jedynie ciepła można by im dorzucić, ale tutaj zarówno Cairn nie pomagał jak i interkonekt Audienca. Ewentualny nadmiar basu z danymi słuchawkami jest jednak do wyregulowania korektorem, nie stanowi zatem problemu, podobnie jak temperatura, wymagająca jedynie cieplejszego interkonektu symetrycznego. Nie stanowi go także moc wzmacniacza, który w momencie wpięcia słuchawek automatycznie odcina wyjścia głośnikowe jednocześnie obniżając siłę głosu do poziomu „5”, co daje średni zakres głośności. Przy kilkunastu jest już bardzo głośno, a jednocześnie czuć mocowy potencjał wzmacniacza, który całą scenę ożywia i rozświetla, co w przypadku Sennheiserów HD 650 dało naprawdę znakomity efekt.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

7 komentarzy w “Recenzja: Burmester 082 Vollverstärker

  1. Sebastian pisze:

    Wygląda jak bardzo ciekawe i kompletne urządzenie. Coś w moim stylu zarówno pod względem stylu grania jak i funkcjonalności.

    Na szczęście wzmacniacza nie szukam bo plan jest aby tor uprościć do maksimum.

    Zastanawiam się jak by on zagrał z Avantgrargami, które są jak by rozwinięciem jego stylu.

    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Konfrontacja z Avantgardami byłaby niewątpliwie bardzo interesująca, ale niestety do skutku nie dojdzie. W każdym razie nie tym razem.

  2. burmester lover pisze:

    fajny tekst: „Sam potencjometr oparto o drabinkę rezystancji, a cyferki na wyświetlaczu są koloru złamanej żółci, jak twierdzą psycholodzy bardzo korzystnie oddziałującego na psychikę.” :))))

    Konieczność zakupu pilota osobno gdy wzmak kosztuje 36k uważam za skandal.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Najwyraźniej polski dystrybutor podziela pogląd odnośnie pilota, bo sam daje go gratis.

  3. Andrzej pisze:

    Potwierdzam ten opis. Oczywiście słuchałem go w innym zestawieniu, bo źródłem była Wadia 302 a sygnał elektryczny na dźwięk przerabiają SF Cremona M z membranami magnezowymi. Okablowanie w całości Van den Hula, od sieciówek po głośnikówki. Wszystko stoi na dedykowanym stoliku Sroka, który jest niedościgłym pierwowzorem tego przedstawionego w recenzji. Ale do rzeczy… każdy rodzaj muzyki w tym zestawieniu brzmi znakomicie i daje pełnię frajdy. Jest smakowity (takie kulinarne określenie tu pasuje). Przyjemność słuchania na satysfakcjonującym poziomie. Muzyka jazzowa w każdym rozdaniu, czy kilkuosobowym i czy też bigbendowym jest wciągająca. Klasyka na najwyższym poziomie, nawet mocno nieaudiofilskie „wypusty” da się przesłuchać. Rock nie pozostawia niedomówień. Szybkość, jakość w oddaniu szczegółów i detali, barw instrumentów jest na poziomie nie spotykanym na wystawach audio nawet pieczołowicie i drogo zestawianych. Wokale we wszystkich rodzajach muzyki „porażają” swym pięknem. Dokładnie słychać wybrzmienia, pełnię barwy głosów. Kiedy „zapoda się” osłuchanego na wszelkie możliwe sposoby i kombinacje artystę… za pośrednictwem 082-jki odkrywa się tą najprawdziwszą prawdę i i nieuświadomione wcześniej emocje w głosie. Po prostu rzeczywistość. Nie musze wspominać, że z muzyka elektroniczną Burmester nie ma najmniejszego problemu. Plany wszerz w głąb właściwie bez ograniczeń. Ciekawostką jest płyta Amused too Death Rogera Watersa… w 3 utworze po kilkunastu sekundach słychać burzę, która szaleje pod sufitem, tak że odsłuchujący bezwiednie kierują wzrok ponad kolumny, na sufit.
    Oczywiście taki klasyk jak Kinde of blue Milesa brzmi wzorcowo. Aksamitność trąbki mistrza jest najwyższej próby… Chóry benedyktyńskie wprawiają w osłupienie i ciary po plecach idą, że aż miło… tak,tak ten Burmester ten jest wzmacniaczem wszechstronnym i niedocenionym. Rzeczywiście odsłuch na słuchawkach Grado 1000 jest wyborne i może być przebasowione na wyższych poziomach ale przy normalnym odsłuchu jest to uczta. Burmester gra spójnym przekazem muzycznym anie dźwiękami. Obraz dźwiękowy jaki się materializuje przed słuchaczem jest realistyczny, lekki nie pozbawiony masy na basie i też nie przebasowany taka zupa basowa albo jak to określa mój znajomy gulasz basowy, że nie wiadomo skąd się biorą dźwięki. Tu jest jak w pruskiej armii, porządek, dynamika i pewna świadomie ukształtowana wysoka kultura w dźwięku, która wynika z wieloletnich doświadczeń Pana Dietera Burmestera. Tak, że kombinacja amerykańskiego źródła, niemieckiego wzmaka, włoskich kolumn, holenderskich kabli i mistrzowskiego polskiego stolika jest synergią, która daje system do audiofilskiej emerytury i pozwala już nie myśleć o kolejnych sprzętowych wymianach.
    Pozdrawiam wszystkich czytających ten artykuł.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy