Recenzja: Avantgarde ZERO TA XD

Odsłuch cd.

Ekran, przyciski, gniazda i kable. A przede wszystkim wzmacniacz.

    Fortepian to już cały świat innych doznań i tajemnic, a organy to inny kosmos. Ich na realistycznym poziomie podana wibracja może zrzucać z fotela w sensie fizycznym i psychicznym. Trochę szkoda, że Avantgarde dopiero w najwyższej serii Trio mają tubowy głośnik basowy, ale niskotonowce tubowe (z uwagi na konieczny rozmiar) to bardzo kosztowna impreza, co pokazują też polskie Destination, a jeszcze bardziej angielskie Vox Olympian. Lecz i bez tubowego basu realizuje się tutaj wielka magia, która w dużo przystępniejszych Avantgarde ZERO TA XD też jest natychmiast do usłyszenia. Wystarczy dobrze zestroić basowy pogłos z pozostałością brzmienia i dziać się zaczną czary. Dźwięki przybiorą naturalną głębię i docierały będą inaczej. Porozciągają się sferycznie, ich fale bardziej się rozfalują.

Od ogólnej tubowej magii przejdźmy do drobiazgowszych aspektów. Wysokie tony mają osobny czar. To bardzo zależy od strojenia, mimo że stroi się sam bas. A jednak dla całościowego odbioru ma ono znaczenie zasadnicze. Trzeba zorganizować je tak, by brzmienie stało się naturalnie ciepłe, by nie przesadzało z pogłosem i niosło piękno w głosach , sprzedając naturalny ich urok. By stało się tajemniczo, ale zarazem nie dziwacznie. Sama natomiast wstępna tych sopranów postać, ta jeszcze przed strojeniem, w najtańszych Avantgarde nie jest krzykliwa i ma należytą złożoność, co każda dobra elektronika śląca sygnał po pasujących kablach powinna natychmiast ujawnić.

Średni zakres to centrum przyjemności. W przypadku dobrej aparatury towarzyszącej tylko od samych nagrań zależeć będzie jak dużej. Avantgarde brzmią tak naturalnie, że po krótkich rozważaniach nad samym brzmieniem tubowym i przyglądaniu się temu, jak z tub się po swojemu wyłania, straciłem zdolność analizy na rzecz czystej percepcji muzycznej. Do oglądania została mi jedynie scena i odmienności samych nagrań – jak to, na przykład, że w dawnych tłoczeniach płyt winylowych ludzkie głosy mają przeważnie nieco niższą temperaturę, a we współczesnych remasterach (mówię o czystym analogu, bo innych płyt winylowych prawie nie słucham) są one ocieplane, zapewne na rzecz podkreślenia wyjątkowości. Cieplejsze czy zimniejsze, są zawsze naturalne i efektownie na wszystkie wymiary porozciągane. Scena zaś zjawia się głównie za głośnikami, z horyzontem dokładnie na linii wzroku i bez śladu tendencji do wychodzenia za ściany, wdrapywania się na sufit, czy tarzania się po podłodze. Sfera brzmieniowa jest podobna na obrysie do dysku, z centrum za kolumnami i o przekątnej nieco węższej niż pokój. Zarazem okazuje się szeroko rozciągnięta w pionie, co też składa się na jej jakość.

Duża rzecz.

Wizualizacja instrumentów jest bardzo przekonująca i w prawidłowe rozmiary zebrana, a osobnym tematem są dęte. Te mają dodatkową wymogę, bo taki na przykład saksofon życzy sobie słuchacza w dokładnie ustalonej odległości od kolumn; dopiero wówczas stając się w stu procentach prawdziwy. Ale za to jak dmucha! Tak go zaprezentować jedynie tuby potrafią. Wszystkie dęciaki są w ich wydaniu szczególnie i to daje dodatkowy ładunek niezwykłych emocji.

Wracając jeszcze do sceny: ta nie jest wyjątkowo głęboka, ale z tymi sferycznie ukształtowanymi źródłami i przy ich naturalnych wielkościach okazuje się bardzo dobra. Pewnie, że czasem coś się powiększy, ale za sprawą samego nagrania a nie tuby. Pewnie, że niektóre inne kolumny potrafią przywołać głębszą, ale nie mają tubowego czaru. I inna jeszcze rzecz w tubach okazuje się ponadprzeciętna: ich sposób kształtowania dźwięku poprawia artykulację. W takim najprostszym znaczeniu łatwości zrozumienia tego, co przy innych głośnikach zostaje skompensowane poprzez stłoczenie. A jak pięknie się dzięki temu rozwija fortepian, jak obrazują organy!

Kwestia odrębna to postać basu. Ten nie jest tubowy, ale 30-centymetrowe membrany przydają mu oczywiście rozmachu. Z tym że, jak już mówiłem, rekomenduję zdjęcie maskownic. Od strony głośnika okazują się one plastikowym odlewem z otworami w postaci różnej wielkości kółek, których sumaryczna przepustowość stanowi ograniczenie, wyraźnie dusząc brzmienie. Znajomy posłuchawszy z założonymi maskownicami i całkiem bez podbicia natychmiast zawyrokował, że basu kolumnom brakuje, podczas gdy w rzeczywistości jest on wyjątkowo potężny. Ściany można rozsuwać i zgniatać klatkę słuchacza, wystarczy zdjąć maskownice. Także samą postać ma ów bas kunsztownie oddaną, a wszelkie przeszkadzajki, pykanie pałeczką w talerz i temu podobne dodatki ukazane zostaną dobitnie i na pewno się nie zatracą. Także najważniejsze dla basu membrany bębnów, huk niskich rejestrów organowych i pudło kontrabasu nie dają najmniejszych powodów do narzekań. Zejście jest bardzo niskie, moc okazuje się imponująca, a sama postać brzmienia efektowna i dobrze dająca się zespolić z resztą pasma; tym bardziej, że po zdjęciu maskownic ustawienie fabryczne głośności jest idealne.

Do nowoczesnego wnętrza w bielach i czerniach pasująca na pewno lepiej niż do mojego, kładącego nacisk na poprawę nastroju.

Dobranie odpowiedniej krzywej przebiegu pasma, to oczywiście inna bajka i dużo bardziej skomplikowane zadanie, przy którego realizacji siła fachowa ze strony dystrybutora bardzo się przyda; ale jak ma się odpowiednie nagrania testowe i wie dokładnie czego chce, to dwie godziny i jest po sprawie. Dystans słuchacza od kolumn i samych kolumn od ściany za nimi dobiorą nam instrumenty dęte, a kolor obudowy żona. Na dystansie wyskalowanym przez dęciaki gwarantowana też będzie spójna stereofonia i największa głębokość sceny, a oderwanie dźwięku od kolumn jest w tym wypadku łatwe jak dwa plus dwa, a nawet jeden plus jeden. Byle tylko mieć pokój zapewniający odpowiednią odległość od głośników, bo blisko tub siadać nie można.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

12 komentarzy w “Recenzja: Avantgarde ZERO TA XD

  1. Sławomir S. pisze:

    TA = Teil Active.
    Bezpośrednie tłumaczenie to „aktywne w części” lub prościej „częściowo aktywne”. Oczywiście zakładając, że to niemiecki, którego uczyli mnie w szkole, a nie lokalny dialekt z Reichenbach. Tam być może jest to „Aktywny Ogon”

    1. Sławomir S. pisze:

      Oczywiście powinieniem napisać 'Activ’, a nie „Active” Anglosaskie nazewnictwo już utkwiło w podświadomości. Podobnie jest z tym Tail (część) a nie Tail (ogon). Przyczynek do popularności języków w komunikacji rynkowej audio.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Tak czy inaczej ogona te kolumny w sensie dosłownym nie mają i są częściowo aktywne. 🙂

  2. Piotr Ryka pisze:

    Ze spraw aktualnych. Przyjechały po recenzję Final Audio D8000 – i to jest naprawdę mocny zawodnik. Szkoda, że taki drogi. Cena ustalona na 15 tys.

  3. Patryk pisze:

    Final D8000:WOW! Czekam bardzo na recenzje! (moze pobija Final X, moje jedne z wymarzonych sluchawek)

  4. Patryk pisze:

    WOW! Co za wiadomosci dla osoby, ktora marzy o Final X.

    Czuje cos, ze to moga byc TE SLUCHAWKI i kto wie, jezeli beda mialy magie X-ow i z pewnoscia jeszcze lepszy bas (przy tej technice jestem w 100% pewny, ze tak) to bedzie problem finansowy! Czekam bardzo na test!

    1. Piotr Ryka pisze:

      Połowa recenzji już napisana, tak więc będzie niebawem.

  5. Stefan pisze:

    Wyceniony w rejonach HE1000, LCD-4, Utopii. Ciekawe czy będzie to krok do przodu.
    No i pady welurowe.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Pady nie są welurowe, a postęp jest.

  6. Włodek pisze:

    Piotrze, nie rozumiem dlaczego napisałeś, że model Zero nadaje się do większych pomieszczeń niż model Uno. Przecież UNO jest większy gabarytowo i dwukrotnie droższy. Jest tego jakieś mądre wytłumaczenie ? Dlaczego UNO jest dobre do małych pomieszczeń ? Avantgarde Zero to wg mnie jest odpowiednik Mummy u Jacka Zagai (HORNS). Pozdrawiam Włodek

    1. Piotr Ryka pisze:

      Wytłumaczenie jest takie, że słuchałem Uno dobrze grające w kilkunastometrowym pomieszczeniu, a Zero nie.

      1. Paweł pisze:

        Ale to nie powód aby myśleć, że Zero nie zrobią tego lepiej. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy