Recenzja: Avantgarde Acoustic XA Integrated

Brzmienie

Kolejny powód do zadowolenia - bogaty i wypieszczony tylny panel złączy.

Kolejny powód do zadowolenia – bogaty i wypieszczony panel złączy.

   W miarę jak człowiek słucha jednego po drugim lepszych i gorszych systemów, staje się to w sposób nieunikniony rutyną. Trochę może pomóc nieznana wcześniej muzyka, trochę ta którą bardzo się lubi; ale tak czy owak robi się z tego sztampa. Siedziałem niedawno na zewnętrznym odsłuchu, słuchając systemu całkowicie sobie nieznanego, który ktoś siedzący obok bardzo chwalił, podczas gdy sam słyszę, że nie gra to w sposób, żeby zaraz się przejmować. Skoncentrowałem uwagę, bo wcześniej zajęty byłem rozmową, i w ciągu niewielu sekund wyliczyłem na własny użytek kilkanaście sporych niedociągnięć i kilka pomniejszych.

Wprawa ma to do siebie, że takie rzeczy dzieją się same. Jak z prowadzeniem auta – początkujący kierowcy muszą cały czas się koncentrować, a doświadczeni mogą myśleć o niebieskich migdałach, bo auto w tym czasie prowadzi ich alter ego. Analogicznie z oceną brzmienia. Nie musisz się zastanawiać, tylko lista ułomności wyświetla się sama. Pyk, pyk, pyk – wyskakują kolejne niedociągnięcia, a ty tylko siedzisz i w gruncie rzeczy się nudzisz. Który już raz słyszysz soprany całkiem nie takie jak należy i aż złość bierze, że nie takie tak bardzo. Że całościowe brzmienie nie tylko nie angażuje, ale wręcz odstręcza, a głos piosenkarki ze znanej na wylot płyty brzmi jakby śpiewała zza drzwi zamkniętych. Ale to wcale nie znaczy, że taki przejedzony różnej jakości brzmieniem recenzent podnieca się wyłącznie słysząc potwornie drogą aparaturę, która grać umie jak nic innego. Nie dalej jak parę dni temu słuchałem (także na zewnętrznym odsłuchu) niedrogich „ołówków” Diapasona, takich za osiem tysięcy z kawałkiem – i zagrały, że ho, ho – toteż nawet jakbym chciał, to nie dałbym rady tego słuchać bez dania uwagi, a co dopiero się nudzić.

Już widzę, jak przeczytawszy to inni recenzenci dzwonią do dystrybutora Diapasona, by te ołówki zdobyć, co także zamierzam niedługo uczynić, a wówczas okaże się, że są wypożyczone. Ale na razie zajmijmy się systemem, którego słucha się z wypiekami i w wielkim podnieceniu, ponieważ rzeczywiście potrafi niesamowite rzeczy. Nie tylko takie zaskakująco dobre z uwagi na niewysoką cenę , ale takie całkowicie wyczynowe, lokujące go na samych szczytach skali absolutnej.

Aż prosi się o podpięcie jakiejś tubowej konstrukcji tego producenta...

Aż prosi się o podpięcie jakiejś tubowej konstrukcji tego producenta…

Tak gra właśnie najnowszy system Avantgarde Acoustic, od strony technicznej opisany powyżej. Najnowszy w sensie wzmacniacza, jako że kolumny dawno temu już opisałem, ale na pewno się nie pomylę, mówiąc że tym razem, z własnym wzmacniaczem, zagrały lepiej.

Uprzedzam fakty, niszcząc efekt finalny i umieszczając na początku co powinno się znaleźć na końcu. Ale jaka to w sumie różnica? Grało jak grało – i na końcu, i na początku – tak więc…

Ale wcale nie. Wcale na początku tak jak na końcu nie grało. Bo do każdego systemu trzeba się przyłożyć, a on sam musi się ułożyć. Pograć z nowym źródłem, rozgrzać, rozruszać, ogarnąć. Kiedy chłopaki od Nautilusa wtaszczyli posapując te Avantgardy, poskręcali w całość, podłączyli mnogimi kablami i odpalili, siedli na moment żeby odsapnąć i powiadają, że tak za bardzo to to nie gra. No, nie jakoś super. Ale tak zagrać nie miało prawa. Primo, wzmacniacz i odtwarzacz zostały dopiero co odpalone, a godzina postania pod prądem to dla nich minimum. Secundo, bo wzmacniacze w części aktywnej głośników powinny stać pod prądem minimum dobę, a odtwarzacz Accuphase właściwie też. Poza tym trzeba jeszcze dobrać okablowanie. To tak jak z przyprawami do zupy – inaczej nie będzie smaku. W przypadku okablowania głośnikowego dobierania nie było, bo z systemem przyjechały przewody Vovox Tekstura bi-wiring i zostałem poproszony o ich właśnie użycie, gdyż podobno taki bi-wiring i taki Vovox super się sprawdza. Dobrze, niech się tak stanie. Ale już możliwych do wpięcia interkonektów miałem masę – i to zarówno symetrycznych, jak niesymetrycznych – bo system jedne i drugie akceptował. Książki pisał nie będę, tak więc pominę poszczególne próby i tylko skonkluduję, że fantastycznie spisał się recenzowany dopiero co interkonekt Sulek Audio RCA (być może symetryczny byłby jeszcze lepszy?), przydając brzmieniu tego wszystkiego, co audiofile nazywają muzykalnością i magią. Jeszcze raz przy okazji potwierdziło się, że kabel Sulka posiada inercję, to znaczy zaczyna na poważnie grać nie prędzej niż po piętnastu minutach, a tak już całkiem na serio dopiero po jakiejś godzinie. I niech się nikomu nie zdaje, że tego Sulka promuję, bo mi za to płacą. Sami go wypróbujcie, a przekonacie się co potrafi.

Jak chociażby modelu Duo Gross.

Jak chociażby modelu Duo Grosso.

Ustawienie głośników w sensie lokalizacji miałem już z poprzedniego razu opanowane, tak więc z tym nie było problemu, natomiast w nowych okolicznościach sprzętowych trzeba było dostroić zwrotnicę i siłę wzmocnienia części aktywnej. To spora praca, zwłaszcza samo wzmocnienie, które ma dwadzieścia zakresów, a idealnie pasuje tylko jeden. W przypadku tego akurat toru i tego pomieszczenia było to dokładnie 7,5, czyli oczko niżej niż u Felliniego. W tym i tylko tym ustawieniu, przy równoczesnym odpowiednim dostrojeniu zwrotnicy,góra od tub zestrajała się z dołem od głośników niskotonowych w sposób całkowicie spójny i o żadnym rozstrzeleniu pasma ani w nim dziurach nie było mowy. Koherencja całkowita – i jak mi ktoś piśnie, że głośniku tubowe są z natury niespójne i nic się z tym nie da zrobić, to przyleję. Poza tym trzeba było podregulować zawieszenie, tak żeby głośniki pochyliły się do przodu i „spojrzały” na słuchającego, bo stumetrowym salonem nie dysponuję. Porozsuwać też trochę meble, żeby nie wchodziły dźwiękowi w drogę, siąść w zalecanym trójkącie równobocznym kolumna-kolumna-słuchacz i nareszcie zatopić się w muzykę. A wówczas…

A wówczas okropnie pożałowałem. Pożałowałem tego, że naglony kolejnymi recenzjami nie słuchałem dzień po dniu. Bo głośniki zaraz wyjadą, a tak naprawdę, nie licząc różnych przymiarek, poświęciłem im jeden tylko wieczór z gramofonem i jeden z odtwarzaczem. Błąd kardynalny, niepowetowana strata.

Rzeknę w ten sposób: to jak grały tuby Avantgarde na Audio Show, to jest lipa. One chyba nie tolerują niskich sufitów w proporcji do rozmiarów sali. Zresztą, nie będę spekulował. W każdym razie w zeszłym roku na Audio Show nie tylko w sali Nautilusa, ale nigdzie nie było tej miary dźwięku. Dwa lata temu tylko u Audiofastu w dużej sali. Jasne, warunki akustyczne na tym Audio Show panują mizerne i to jest główna przyczyna. Ale główna, nie główna – nigdzie tak nie grało. Spektakl jakościowo był podobny do tego, jaki dały u mnie wcześniej Raidho D2, z tym że co do stylu znacznie odmienny. I teraz o tym.

Avantgarde Duo Grosso zaangażowały w brzmieniowy spektakl całe pomieszczenie. Każdy centymetr sześcienny. Było to podobne do tego jak grał wzmacniacz Burmestera, ale na dużo wyższym poziomie. To nie była nawet wypełniająca całe pomieszczenie żywa przestrzeń. To była wszystko ogarniająca muzyka. Bez żadnego podziału. Żadne – tam gra, a ja tu stoję i słucham. Muzyka wszędzie. I co się wyprawiało! W pewnym momencie wszystko dostało takiej wibracji, że gdybym jeszcze bardziej podkręcił głośność, sufit chyba by runął. A wcale nie był to poziom głośności na granicy wytrzymałości słuchacza. Wcale. Goniony upływem czasu urwałem machinalnie pod koniec jeden z utworów, by szybko przejść do kolejnego, przerywając granie na dość wysokim poziomie głośności. Płyta stanęła, głośniki przestały grać, a wówczas usłyszałem jak grają same ściany. Dźwięk wcale się nie urwał, tylko zagrało pomieszczenie. Z pokoju odsłuchowego zrobiła się komora rezonansowa. Albo taki przykład:

Tak zamysł przeradza się w czyn.

Tak zamysł przeradza się w czyn.

Prawie zawsze używam przy testach płyty Czarodziejski flet w wydaniu Archiv. Ścieżkę dźwiękową znam na wylot. Tak mi się wydawało. (Używam dlatego, że nagranie jest live i słychać doskonale przemieszczanie się śpiewaków po scenie.) A tu słucham i słyszę w tle jakiś warkot. Co jest – myślę sobie – auto na ulicy silnik grzeje, czy jak? Wyciszam – nic, cisza. Puszczam płytę – znowu. Wsłuchuję się – aha, to powietrze bije po mikrofonach. A kiedy indziej wcale tego nie słychać, a przynajmniej nie w sposób, żeby zwracało to uwagę na podobieństwo auta za oknem. Słychać jedynie szum, który identyfikauje się też jako ruch powietrza, jednak jest to w odczuciu zdecydowanie słabsze. Ale Duo Grosso przenoszą pasmo na dole do 18 Hz i można dzięki temu usłyszeć rzeczy wcześniej niesłyszane, a także mury rozwalać.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

8 komentarzy w “Recenzja: Avantgarde Acoustic XA Integrated

  1. sebna pisze:

    Witam Piotrze,

    Ciesze się, że doświadczyłeś u siebie tych wszystkich emocji i wrażeń, które i ja miałem przyjemność doświadczyć kiedy słuchałem, już jakiś czas temu, Duo Omega z też firmową integrą (choć nie obecną serią).

    Dokładnie zgadzam się z Twoją recenzją. Bardzo dobrze uchwyciłeś te cechy, które są największymi wyróżnikami dobrze wykonanych tub a w szczególności dobrze oddanymi przez tuby AA.

    Ożywienie i wypełnienie całej dostępnej przestrzeni wydarzeniami muzycznymi tak, że aż czasami ma się wrażenie, że coś zaraz nie wytrzyma i pęknie czy pomieszczenie czy może my od nadmiaru emocji i pobudzenia choć oczywiście zależy to też od dobory muzyki i nastroju jakiego ze sobą niesie ale z całą pewnością na brak emocji nie można narzekać co dla mnie w słuchaniu jest najważniejsze. Moje muzyczne katharsis. Bez niego to tylko sterta bezdusznego sprzętu.

    Na forach, szczególnie polskich dużo się narzeka na tuby ale ja właśnie wróciłem z nietypowego „show” w UK, na którym pewno z połowa wystawianych systemów była oparta o głośniki tubowe 🙂 czyniąc je dominującą technologią spychając i ściskając biedne tradycyjne głośniki, niemałe i wcale nie lubiące bycia ściskanymi elektrostaty, plazmy i wstęgi do grupy głośników pozostałych.

    Co mi wcale nie przeszkadzało bo generalnie największym fanem jestem właśnie głośników tubowych więc show się dla mnie udał.

    Pisałem, że show nietypowy bo hotel wynajęty nie dla komercyjnych wystawców a przez prywatnych użytkowników dla innych użytkowników, gdzie co roku forumowicze zwożą swoje systemu z całej Anglii i je tam prezentują dla innych zapaleńców. HiFi Wigwam show. Nie ma tam nagonki na sprzedaż bo nikt też niczego nie sprzedaje  a słuchać można wszystkiego czego się ze sobą przyniosło i co ważne całą masę muzyki, której się nigdy nie słyszało w przeciwieństwie do oblatanych samplerów.

    Wracając do AA chciałem tylko napisać, że ciekawe jak to życie kołem się toczy 🙂 Ty właśnie, mam wrażenie, miałeś znacznie bardziej emocjonujące spotkanie z nimi niż za pierwszym razem gdy miałeś je u siebie ja natomiast po raz pierwszy w życiu słyszałem głośniki AA grające poniżej oczekiwań na HifiWigwam show. Oczywiście to nie głośniki tylko tor grał poniżej oczekiwań ale to był pierwszy raz kiedy najwyraźniej ktoś nie miał szczęścia do pokoju albo do składania systemu do kupy (a może po prostu brakło czasu na dopieszczenie pokręteł bo czasu nie było wcale na to a warunki zupełnie inne niż domowe znając metraże pokojów w UK). Nie ma w tym żadnej ujmy dla AA bo systemy zawsze można zepsuć lub nie dogadać się z akustyką co tylko potwierdza jak ostrożnym trzeba być w ocenianiu sprzętu w nieznanych i mało optymalnych warunkach szczególnie wystawowych czy zlotowych.

    Za to w nagrodę słyszałem system zupełnie zjawiskowy, który przyćmił wszystko co było dane mi do tej pory słyszeć w życiu. System przytachany przez inżynierów BBC (kilkaset kilogramów). Głośniki Rogers aktywne z lat 80-tych stworzone zresztą na potrzeby BBC napędzane amplifikacją Quada wszystko oryginalnie tak jak było używane w studiach BBC (włącznie z kablami w postaci drutów za kilka centów) a to wszystko dostawało sygnał z 3 odtwarzacz szpulowych (Nagra T, Sony APR-5003 i Studer A80). Ładunek emocjonalny tego systemu był porażający. Przestrzeń wyjątkowa (choć inna niż tubowa). Uczucie bycia tam na poziomie daleko poza możliwości najlepszych systemów, które słyszałem wcześniej. Realność dźwięku, choć niepozbawianego szumów i innych niedoskonałości technicznych była tak duża, że przestawałem odbierać ją jako muzykę a przechodziłem do postrzegania jako fizycznego wydarzenia, w którym biorę udział na dobre i na złe tam gdzie mnie poprowadzi opowieść. Porażający dźwięk wykraczający daleko poza namacalność, choć zupełnie inny niż audiofilski high-end AD 2015. Na pewnym etapie drogi ewidentnie się rozeszły, i zdaje się, że projektanci skupili się nie na tych aspektach, których powinni. System z BBC to mniej dodatków a więcej esencji, handel na który po tym doświadczeniu z chęcią bym przystał gdyby ktoś mi obiecał takie efekty.

    Do tego świetne opowieści o tym jak wygląda mastering, remastering i archiwizacja. Część albumów puszczanych była zupełnymi unikatami zremasterowanymi przez nich a przeważnie jeden remaster zajmuje ich dwójce do kilku miesięcy…. ale cóż to słychać. Efekty naprawdę wyjątkowe. Panowie zajmują się archiwizacją i remasterami w BBC od kilku dekad plus prywatnie z pasji i na własny użytek.

    Pozostał powrót do rzeczywistości. Wybiorę się posłuchać Omeg, żeby odświeżyć swoje wspomnienia i dokonać rozliczenia postępu technologicznego względem nowych doświadczeń.

    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Wielkie dzięki za obszerną relację. Pozostaje żałować, że się samemu na tym Wigwam Show nie było i nie słuchało Rogersów. Jest to jakaś prawidłowość, że systemy najlepiej grające to nie te przygotowane już komercyjnie do sprzedaży, tylko tak jak tam zrobione przez profesjonalistów, albo takie w stanie technicznym i też na poły profesjonalnym, jak ten którego słuchałem u Zingalego.

  2. Maciej pisze:

    Jako stały bywalec bloga wnioskuję o wymianę dywanika w przestrzeni odsłuchowej 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dywanik faktycznie mógł się opatrzyć, a ponieważ być może niedługo będzie na serwisie konto do uiszczania opłat „co łaska”, będzie się można zrzucić na nowy. Jest tylko taki problem, że ten dywanik to ręcznie tkany gobelin, który kosztował 9 tysięcy…

  3. AAAFNRAA pisze:

    Wiem, że to ponad rok od recenzji, ale jakby Pan porównał kolumny AA do Zingali Twenty 1.2 Evo? Też czarowały magią lampowości bez jednej lampy w torze 🙂

    P.S. Nie znam się na dywanikach, ale cena audiofilska!

    1. Piotr Ryka pisze:

      Zingali grają sceną magiczną, ale taką przede wszystkim idącą w dal a nie na słuchacza. Nie wypełniają całego wnętrza atakującym dźwiękiem, tylko zabierają w rozległy plener. Są bardziej do podziwiania niż brania w siebie. Ich muzykę przeżywa się fantastycznie, ale nico bardziej pozostaje ona na zewnątrz, jako zewnętrzne piękno, a ta od Avantgarde wchłania nas jak jakiś muzyczny tajfun. Większe tuby dają większe źródła i cały dźwięk w ogólności, a pod względem technicznym największa różnica jest taka, że bas u Zingali 1.2 EVO jest umiarkowanie potężny, a u Avantgarde Duo Grosso wszechpotężny.

      Jedne i drugie głośniki są jednoznacznie high-endowe, a tylko Duo Grosso bardziej szalone, dające ekstremalny spektakl. Audiofilizm totalny, naloty dywanowe. (NIezależnie od tego nieszczęsnego dywanika, który się znudził Maćkowi.)

      1. Maciej pisze:

        Gdybym dysponował budżetem wybrałbym Zingali, bo uważam je za łagodniejsze (acz równie barwne) na dłuższą metę.

        A propos dywanika, to chyba poruszyliśmy lukę w naszym świecie dźwięków – audiofilskie dywanowe absorbery akustyczne i nic tylko czekać jak ktoś zajmie się produkcją.

  4. Sławek pisze:

    Witam,
    Czytam recenzję i się w pełni zgadzam, bez sztucznej reklamy jako użytkownik podobnego systemu.Mam u siebie w domu AA wzmacniacz dzielony i Duo Mezzo.
    Ładunek emocji jak żaden inny. Kto mnie nie odwiedzi wycofuje swoje zdanie , że i tak nie usłyszy różnicy, chociaż może to i prawda, bo odbiera się całym ciałem…
    A sprzęt faktycznie można określić jako „szalony ”
    A propos dywaników to mam z Ikea za jedyne 500 pln, ale włochaty ! Drewniany sufit się też przydaje ( na wys 3 m )
    Pozdrawiam recenzenta za dobry humor i zapraszam na odsłuch z Kol. Robertem przy okazji…
    Pozdrawiam
    Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy