Recenzja: Aurender X100S

 Odsłuch cd.

Aurender_X100S_017_HiFi Philosophy

Pora sprawdzić jak głośniki marki Spendor zapatrują się na cyfrową rewolucję.

   Od pierwszych taktów pierwszego usłyszanego z głośnikami utworu pojawiło się zaskoczenie, że oto obraz muzyczny nie jest powtórzeniem sytuacji ze słuchawkami, tylko przeważają cechy nowo przejawione. Cechami tymi były większa świeżość, lotność, bardzo silna sopranowa ekspresja i wzmożona akustyka, ale przede wszystkim  brak poprzednio notowanego niedostatku w mierze odczytywania szczegółów. Na dodatek wciąż różniące się klasą nagrania o różnych formatach przestały się różnić aż tak bardzo, a wszystko to razem prowadziło do wniosku, że głośniki Spendora radzą sobie z muzycznym materiałem podawanym przez Aurendera i Phasemation lepiej niż którekolwiek słuchawki. Najwyraźniej ich trójdrożność sprawdzała się lepiej, a niezwykłej jakości chłodzony cieczą tweeter o specjalnej komorze rezonansowej umiał więcej od słuchawkowych membran. Zrobiło się bardziej misternie, w przekazie pojawiło się więcej powietrza, i po raz pierwszy poczułem owo rozkoszne dotknięcie muzycznej magii, którego warunkiem jest trójwymiarowość dźwięków i bliski oddech pochodzący z dokładnie odczytywanego sygnału. Owa swoista intymność, jak kiedy pochylamy się nad jakimś cennym dla nas z jakiegoś powodu przedmiotem, nawiązując intymny kontakt z jakąś specjalną rzeczywistością. A tylko muzyka odpowiednio odczytana i odpowiednio misterna daje takie poczucie, i tutaj się ono pojawiło. Jednocześnie sytuacja była trochę paradoksalna, bo mimo to miałem pewne zastrzeżenia do plastyczności dźwięków. Nie były one aż tak plastyczne jak w sytuacjach ekstremalnych, sytuacjach obcowania z najwyższej klasy aparaturą; brakowało nieco trzeciego wymiaru i takiej całkowitej pełni harmonicznej, ale brakowało na tyle nieznacznie, że właśnie pojawiła się ta magia intymności, wspierana dodatkowo wciąż bardzo dużą dynamiką, szybkością oraz basową mocą. Grało to na naprawdę niezłym poziomie; i to niezłym w sensie odnoszenia do szczytów jakościowych high-endu, a nie jakiejś łaskawej akceptacji w odniesieniu do przeciętności. Dynamika nie była wprawdzie aż tak dobra jak ze słuchawkami, ale to na styku głośniki-wzmacniacz a nie po stronie Aurendera, który ze słuchawkami dał dowód swej niezwykłej dynamiczności. Siedziałem słuchałem i byłem w pełni usatysfakcjonowany, a przy tym satysfakcja ta nie wymagała żadnego zżycia, tylko przeciwnie, od pierwszych sekund system zjednał mnie swoją brzmieniową świeżością i tym intymnym kontaktem z muzyką. Tak więc wszystko byłoby w najlepszym porządku – i było tak z tą częścią muzycznych kreacji, które nie budują wielopiętrowych i wielkopowierzchniowych muzycznych gmachów. Natomiast muzyka symfoniczna, bo o niej mowa, jak również każda operująca rozbudowaną wieloplanowością, którą chętnie opatrujemy w przypadku dobrego jej odtwarzania pozytywnym mianem holograficzności, miała jeden poważny mankament. Otóż właśnie nie była holograficzna, tylko muzyczne plany ścieśniały się i zachodziły jeden na drugi, nawzajem sobie przeszkadzając.

Aurender_X100S_015_HiFi Philosophy

A no łaskawym okiem – wszystko jest na swoim miejscu, odpowiedni wyważone i oświetlone.

Głośniki Spendora same z siebie nie są mistrzami budowania głębi scenicznej, o którą trzeba je mocno prosić, skupiając się dużo bardziej na pięknie samych dźwięków. Te zaś potrafią kreować naprawdę bogato, z dodatkową porcją powietrza w sopranach i przy znakomitej różnorodności basu, co okazało się lepsze niż u którychkolwiek z próbowanych słuchawek. Ta jednak słaba inklinacja do budowania wieloplanowej sceny dała jej zbyt zbity warstwami obraz, co nie było w odbiorze przyjemne. Zaskoczony więc byłem, jako że procesor K2 obecny w Phasemation powinien właśnie wspomóc dążenie do uzyskania odpowiedniej wieloplanowości, gdy tymczasem coś się zacięło, coś nie poszło tak jak powinno, i w efekcie trio Aurender, Phasemation, Spendory dało sprasowany a nie holograficzny obraz. Cała reszta była bez zarzutu i każdej muzyki jazzowej, rockowej czy rozrywkowej słuchało się znakomicie, ale koncerty fortepianowe i symfonie nie przynosiły satysfakcji.

W tym stanie rzeczy zamieniając Phasemation Maitnerem pełen byłem najgorszych obaw, bo skoro mający specjalne predyspozycje przestrzenne procesor K2 nie dał rady, to kto ma dać? Ponieważ wszystkie składniki toru były już rozgrzane i nawet Maitner stał zapobiegawczo pod prądem czekając na swoją kolej, można było muzykę zapuszczać niezwłocznie i tylko kabel USB trzeba było jeszcze raz wyjąć i włożyć, by Aurender mógł rozpoznać nowy przetwornik. Uczynił to w dwie sekundy i popłynęła muzyka. Od razu usłyszałem, że jest cieplejsza, co mnie zaskoczyło, a moment potem, że nie ma już tego zbicia, tylko plany się ładnie rozeszły i wszystko – teraz naprawdę wszystko – jest w najlepszym porządku. W dodatku dźwięki okazały się pełniejsze i lepiej zogniskowane, bo z Phasemation były takie bardziej migoczące na krawędziach i jakby minimalnie rozdwojone. W dawnych czasach telewizji analogowej, kiedy na dachach domów stały lasy telewizyjnych anten, było niemalże regułą, że obraz na telewizorze miał tak zwane duchy, pojawiające się w wyniku odbić sygnału od budynków. I coś w tym właśnie rodzaju, takie nieznaczne podwojenie konturu, dawał Phasemation, a u Meitnera zupełnie tego nie było. Rozsiadłem się więc wygodnie i przez dwie godziny konsumowałem smakowitą muzykę, szczególnie ciesząc się pienistością nasyconych bąbelkami powietrza sopranów i tym jak różnicuje się bas (Spendory go naprawdę różnicować potrafią), a także jak świeżo, delikatnie, misternie produkują się kobiece wokale. Wszystko to z naturalnym ciepłem i właściwą cielesnością, bez żadnego chłodu czy odchudzenia. Wciąż pojawiały się przy tym różnice pomiędzy formatami plików, bo choć zwykłe 44,1/16 brzmiały już naprawdę dobrze, to jednak intymność, holograficzność i głębia sceny z wyższym próbkowaniem prezentowały wyraźnie wyższy poziom.

Aurender_X100S_016_HiFi Philosophy

Zaś dynamika jak na granie z plików jest wprost popisowa. Najgłębsze wyrazy uznania za to.

No i patrzcie, jak to się potrafi zmieniać. Pełniej brzmiący i nie mający ze słuchawkami żadnych niedociągnięć przetwornik Phasemation, okazał się w przypadku głośników mieć niższą temperaturę, mniej ciała i gorsze ogniskowanie. To wszystko niewątpliwie w następstwie trudności z jitterem, bo niby ma Aurender to swoje „czyste” gniazdo USB, ale zegar w Meitnerze i meitnerowskie obwody do niszczenia jittera okazały się o wiele skuteczniejsze; co tak naprawdę nie powinno być zaskoczeniem, bo właśnie dr Meitner jest największym światowym od tego specjalistą, podczas gdy biedny Phasemation musiał się produkować bez swojego femtosekundowego zewnętrznego zegara, który najwyraźniej w pewnych okolicznościach jest dla jego procesora K2 narzędziem niezbędnym, potrafiącym lepiej separować wieloplanowość przez niego wzbogacaną, do czego zegar w Aurenderze i w samym przetworniku okazały się tym razem niewystarczające.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

26 komentarzy w “Recenzja: Aurender X100S

  1. sebna pisze:

    Witam Piotrze,

    Fajnie się czytało. Bardzo ciekawe wnioski. Dokładnie tak samo widzę różnice między różnymi rozdzielczościami plików.

    Nieraz spotkałem się z zawiedzionymi oczekiwaniami wobec gęstych formatów bo często słuchacz w pierwszy kontakcie, niejednokrotnie napompowany zapowiedziami, oczekuje „czegoś więcej” a jak czegoś więcej to najlepiej oczywiście więcej brzmienia (ciała? barwy? faktury? choć o tą ostatnią akurat najprościej) i samej muzycznej rozdzielczości ale przede wszystkich tych pierwszoplanowych wydarzeń. Tymczasem najczęściej brzmienie jest jakie jest i niech takie pozostanie jak go nagrano, bo nie o upiększanie chyba tutaj chodzi, tylko o jak najbliższe zbliżenie się do rzeczywistości, choć nie w sensie studyjnym, przynajmniej nie dla mnie a przede wszystkim emocjonalnym i jak najsilniejszego uczucia bycia tam, które emocje mocno pogłębia.

    Dla mnie właśnie tym wyróżniają się gęste formaty, że potrafią przekazać o wiele więcej informacji drugoplanowych tych pozornie mniej istotnych lub mniej pożądanych a tymczasem tak bardzo wzbogacających tworzony spektakl o wspomnianą wcześniej aurę realność i w efekcie spotęgowane uczucia bycia tam. Ostatecznie to właśnie dodatkowe informacje jak dłuższe wybrzmienia, akustyczne falowanie i ożywianie przestrzeni między głównymi jej wydarzeniami oraz niejednokrotnie powiększenie sceny przez jej rozpływanie czy raczej odpływanie i niknięcie w nieokreślonej dali zamiast uczucia bycia ucinaną po dotarciu do sztucznej granicy jak to czasami potrafi się manifestować w przypadku plików o standardowej rozdzielczości.

    Jest to dla mnie jedna z dużych zalet Meitnera MA-1, że on zdaje się móc wyciskać dla nas z nagrań, niezależni od ich rozdzielczości, znacznie więcej informacji drugoplanowych niż żaden z innych znanych mi przetworników włącznie z innymi propozycjami z tej samej lub zbliżonej półki cenowej jak np. Lampizator Big 7. Być może dzieje się tak ze względu na konwertowanie wszystkiego w locie do DSD, czy tego chcemy czy nie, jako jedyna jego forma przetwarzania cyfrowego sygnału w analogowy a DSD zdaje się mieć naturalniejszy sposób przekazywania tych informacji i w efekcie zdolność przedstawiania ich jako prawdziwe tło zamiast elementów tła walczących niemalże o pełnoprawną uwagę słuchacza jak by były elementami pierwszoplanowymi.

    Choć Lampizator BIG 7 ma oczywiście zalety, których nie ma MA-1 bo te zależności działają w dwie strony na tym poziomie. Nie ma dominujących zwycięzców. Co więcej bardzo rzadko są jacykolwiek zwycięscy. Przeważnie są tylko bardzo dobrzy koledzy przy piwie o nieco innych charakterach. Ciężko nie lubić każdego z nich szczególnie gdy gra muzyka.

    Pozdrawiam

  2. sebna pisze:

    Z tego wszystkiego zapomniałem dodać jeszcze, że ciekawi mnie to co piszesz o różnicach znanego Ci grania z plików kontra wysokiej klasy odtwarzacze CD i zmniejszonej plastyczności tych pierwszych. Na forach też się z takimi opiniami można dość często spotkać i przeważnie u osłuchanych i doświadczonych audiofilii. Ciekawi mnie to bo sam bardzo mocno siedzę w plikach i konstruowaniu własnych transportów w oparciu o zarówno gotowe i uznawane za najlepsze dostępne na rynku komponenty jak i te DIY i o ile faktycznie jest tendencja do zmiany końcowej prezentacji, która może być odbierana jako zmiana na gorsze plastyczności to nie słyszałem jeszcze CD transportu, który mógł by się choć w niedużym stopniu równać z poważnym projektem PC (mam na myśli projekt o obsesyjnym podejściu, gdzie pieniądze nie grają większej roli… między innymi dlatego, że nadal są to stosunkowo bardzo małe kwoty w porównaniu do topowych CD playerów).

    Oczywiście punkt widzenia zależy od punktu siedzenia a zmierzam do tego, że nie mam za dużej styczności z aktualnymi high-endowymi CD-playerami a jedynie z high-endem z przed 5-10 lat ale ten jest rozkładany bezlitośnie na łopatki. Być może po prostu nie są to najlepsi reprezentanci a jest ich zaledwie kilku na krzyż bo spora część społeczności przesiadła się na ekstremalne pliki 🙂 i swoje czytniki CD sprzedała dawno temu.

    Szkoda, że nie mieszkam w Polsce bo z chęcią bym do Ciebie przywiózł taki transport do porównania. Gdyby był tylko poręczniejszy z chęcią bym kiedyś nawet przyleciał ale niestety z blisko 50kg bez opakowania nawet mnie do samolotu nie pomyślą wpuścić a byłbym bardzo ciekawy czy mi się tylko wydaje czy faktycznie tak grające pliki to jest już coś o czym można powiedzieć, że jest prawdziwym high-endem na miarę dzisiejszych najwyższych audio standardów.

    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Bardzo chciałbym posłuchać takiego transportu. Na pewno czegoś nowego bym się dowiedział.

      Też pozdrawiam

  3. Maciej pisze:

    Ja za czymś nie mogę nadążyć. Bo dlaczego DAC ma mieć dobry zegar? Aurender ma swój własny przecież.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Aurender ma „czyste” wyjście USB z lepszym taktowaniem – i to tyle w temacie. Nic konkretnego o tym jego zegarze nie wiadomo. Zegary atomowe z prawdziwego zdarzenia mają jedynie dwa najwyższe modele – ten dwu i ten sześciokrotnie droższy. W sensie organoleptycznym zegary przetworników na pewno działały na niego pozytywnie, zwłaszcza ten Maitnera.

  4. Marek pisze:

    Panie Piotrze, a słyszał Pan o nowych modelach odtwarzaczy Sony promowanych w jako „Dźwięk o wysokiej rozdzielczości”: NWZ-A15 (cena ok. 800zł) i NWZ-ZX1 (ok. 2000zł)? Oba odtwarzają pliki bezstratne do 192kHz/24bity. Ten pierwszy jest już dostępny w Polsce (można posłuchać w Saturnie ze słuchawkami Sony MDR-1A – ale tam jest za głośno, aby dało się coś sensownego powiedzieć o jakości dźwięku). Ten drugi wydaje się ciekawszy, ale chyba nie jest jeszcze dostępny. Ale ciekaw jestem jak grają. Może udało by się je Panu przetestować? A może wzmacniacz słuchawkowy z przetwornikiem Sony PHA-3AC?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jestem w kontakcie z dystrybucją Sony więc powinno się udać. Na razie jednak trzeba odpracować to co już przyjechało, a jest tego dużo.

      Pozdrowienia

  5. Marek pisze:

    A to się cieszę. W oczekiwaniu poczytam inne, ciekawie napisane przez Pana recenzje – co jednak ma pewną poważną wadę: chciałoby się zaraz biec do sklepu i kupować opisywany sprzęt (przez jedną taką recenzję mocno zastanawiam się nad słuchawkami Focal Spirit Classic – właśnie do odtwarzacza przenośnego).

  6. Ostoja pisze:

    Dobry wieczór! Ocena, a szczególnie sprzęt grający oraz kable mają ogromne znaczenie przy uzyskaniu wspaniałego brzmienia z serwera Aurender. Użycie kabla USB za 14 tysięcy oraz innych elementów znacznie droższych niż samo źródło jest moim zdaniem naruszeniem zasady równowagi. W Pana teście serwer ogrywa bardzo małą rolę w kształtowaniu brzmienia, natomiast „grają” (kształtują brzmienie) pozostałe elementy zestawu. Moim zdaniem test jest mało wiarygodny. Oczekuję, że rozważy Pan moje uwagi i w przyszłości nie będzie sytuacji (oceny) walorów brzmieniowych przetwornika Maitner i kabla USB Synergistic. Pozdrawiam.

    1. Piotr Ryka pisze:

      A można poznać sprzęt towarzyszący Pana zdaniem odpowiedni?

      Kwestia tego co pasuje, a co nie pasuje, zawsze pozostaje otwarta. Dobre towarzystwo daje przynajmniej odpowiedź, jakie są granice możliwości. Resztę zawsze można sobie dośpiewać. W przypadku odwrotnym, gdy testujemy ze słabym sprzętem, takie dośpiewanie nie jest możliwe.

  7. Nina pisze:

    Panie Piotrze. Może młoda siksa jeszcze jestem, niemniej jako wykształcony i praktykujący muzyk filharmoniczny proszę Pana o douczenie się podstaw pojęć muzycznych. Mało prawdopodobne jest by sprzęt zmieniał tonację przy wymianie elementów toru. Musiałby przyspieszać, zwalniać lub transponować tonację. Prawdopodobnie miał Pan na myśli zmianę tembru, koloratury – ale nie zmianę tonacji… Na litość boską… Czasami nóż się w kieszeni otwiera nie tylko mnie kiedy czytamy audiofilską nowomowę dowodzącą ignorancji. Zamiast wymyślać cuda raz jeszcze proszę się douczyć podstawowych pojęć z zakresu muzyki.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Młoda Nino, nie nazywaj siebie siksą, zwłaszcza że określasz siebie jako filharmonika. Prosiłbym też nie popadać w stanowczy radykalizm i nie otwierać noża w sytuacji przez siebie określanej jako zaledwie „mało prawdopodobna”. Zostawmy to otwieranie na sytuacje jawnie oburzające, całkowicie niedopuszczalne. Bo inaczej wszyscy musielibyśmy cały czas biegać z nożami, a to by utrudniało trzymanie smyczków i granie na fortepianie oraz wszelkie inne czynności nie polegające na dźganiu i krojeniu. Chyba żeby ten nóż trzymać w zębach, co raczej uwłaczałoby powadze filharmonii, chociaż dość ciekawie skądinąd wyglądało.

      Co do meritum, to nie sądzę by wymagało dokształcania. Tak się składa, że różne urządzenia – głośniki, słuchawki, elektroniczne elementy toru – w sposób oczywisty i ewidentny grają wyższym lub niższym dźwiękiem. Bardziej basowo lub bardziej sopranowo. Jak to będziemy nazywali – tonacją, tembrem, wysokością, prawidłowością doboru, prawdziwością, wiernością, czy jakkolwiek inaczej – nie jest szczególnie ważne. Przyjęło się w audiofilskiej gwarze nazywać granie niższym dźwiękiem obniżoną tonacją, a wysokim podwyższoną. Proponujesz Nino inną terminologię, bardzo proszę, zaproponuj. Wyłóż nam jak powinniśmy się wyrażać, by filharmonicy nie biegali przez nas z otwartymi nożami.

  8. Paweł pisze:

    Sory ale rozwalają mnie testy sprzętów cyfrowych ich jakość audio ! To są zera i jedynki co ma do tego jakość kabla usb czy kabel skrętka itp? To kompletna bzdura. Jak bym przepisywał te zera i jedynki na papier to o jakości dźwięku decydowała by jakość papieru i jakim długopisem pisze? Totalny absurd. Tak samo absurdem są testy kabli sieciowych. Co tam że do gniazda w ścianie leci jakieś kabel stary aluminiowy co budowali za prl ale od gniazda już leci jakiś 2m za tysiaka to już spoko…… Można by podłączyć kabel od żelazka i będzie ten sam efekt. W ślepych osłuchach wszyscy wielcy audiofile polegną z kretesem. Nie dajcie się ludzie zwariować to wszystko ściema aby wydoić naiwnych z kasy.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Przykro mi to po raz kolejny powtarzać, ale cierpliwie będę – sygnał w kablu cyfrowym ma postać analogową. Analogową – rozumiesz? Cyfrowe zera i jedynki to jedynie interpretacje analogowych amplitud. Dlatego jakość kabla wpływa na dźwięk. A zanim się zacznie ubliżać audiofilom, radzę przeprowadzić samemu choć jeden test porównawczy dobrego kabla zasilającego.

  9. Paweł pisze:

    „sygnał w kablu cyfrowym ma postać analogową” chyba nie wiesz co to sygnał cyfrowy , on ma przekazać zera i jedynki i nic więcej. Co to teraz nie wymyślą aby poprzeć swoją teorie. Mogę podejrzeć w urządzeniu jak zapisana jest muzyka w formie cyfrowej i przepisać zera i jedynki ręcznie a potem wpisać te zera i jedynki do innego urządzenia , zgadza się przepisuje w formie analogowej bo pisze to ręką. Problem w tym że jak bym się pomylił o jedno zero to był by error więc na pomyłki w systemie cyfrowej nie ma miejsca więc to co wychodzi równa się w 100% to co wchodzi i tam nie ma możliwości na jakiekolwiek zmianę w przeciwieństwie do sygnału analogowego. Po min. to wymyślono sygnał cyfrowy. Ludzie studiują informatykę latami a potem sie dowiadują od audiofilów jakiś nowych teorii z kosmosu.

    1. PIotr Ryka pisze:

      To oczywiste, że nie masz pojęcia o zapisie cyfrowym muzyki. Poczytaj sobie ile na sekundę trzeba skorygować błędów odczytu w zapisie cyfrowym CD albo SACD, a potem pogadamy.

      Ciekawe ile jeszcze razy trzeba to będzie z niedouczonymi przerabiać. Temat wałkowany od lat i w kółko to samo.

  10. Paweł pisze:

    Trzeba skorygować ale w efekcie otrzymujemy odczyt w 100% zgodny z nadaniem po to cała zabawa. Nie ma możliwościowi otrzymania czegoś innego dlatego nie mam możliwości na zmianę jakości dźwięku. Twoja teoria została wymyślona tylko po to aby sprzedać klientowi kable usb itp. Chyba nie ma co dalej drążyć tematu bo widzę że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i do niczego to nie doprowadzi. Także pozdrawiam.

    Tak na marginesie kiedyś bawiłem się w salonie w ślepe odsłuchy, wszyscy polegli nawet koleś co sprzedawał od kilkunastu lat. Jak się wie co jest podłączone i ile kosztuje to moc autosugestii nie zna granic 🙂

    1. PIotr Ryka pisze:

      Oczywiście, że nie otrzymujemy 100% zgodności. Otrzymujemy przybliżenie dzięki algorytmom korygującym. I tak jest zawsze, bo sama płyta zawiera błędy zapisu, a odczyt też nigdy nie nie może być idealny. Dlatego muzyka cyfrowa to w sumie lipa. Regres względem gramofonów.

  11. Paweł pisze:

    Własnie w tym tkwi problem że otrzymujemy 100% zgodności. Jak ściągasz z neta jakiś program czy rar to tez nie masz 100% zgodności ? Jak choćby jedno cyferka z miliona by się nie zgadzała był by error.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Wiesz co, poczytaj najpierw o tym zapisie cyfrowym, bo gadasz bez sensu.

  12. Paweł pisze:

    Podobnie jest w sygnale cyfrowym video. Jak masz jakieś zaniki otrzymujesz niekompletny sygnał to masz piski trzaski jakieś cięcia a nie tak że obraz robi ci się gorszy i masz inne kolory itp. Tak samo w muzyce jak by były błędy w przesyle to będą trzaski przeskoki tak jakbyś miał porysowaną płytę cd. Jak coś nie dotrze to tego nie będzie , nie ma możliwości aby sobie coś dorobić aby było.

    1. PIotr Ryka pisze:

      „Najtańszy sprzęt dokona tzw. Zero-order or pervious-value interpolation czyli w miejsce błędnie odczytanych próbek lub próbek nie dających się odczytać wstawia wartość poprzedniej próbki. Taki mechanizm bazuje na charakterystyce ludzkiego narządu słuchu, który nie jest w stanie wychwycić zmian na poziomie pojedynczych próbek ( rząd czasów mniejszy niż 1/75 sek.). W przypadku wielu błędów w sekundzie „poprawionych” w ten sposób sygnał traci na jakości
      Sprzęt z wyższej półki oblicza wypadkową wartość próbki (próbek) na podstawie próbek sąsiednich First-order or linear-order interpolation. Czyli na wejście przetwornika C-A podawana jest próbka zinterpolowana (wyliczona), która jednak z wysokim prawdopodobieństwem jest bardzo podobna do próbki uszkodzonej nie dającej się odczytać
      Niektóre odtwarzacza w miejsce błędnych próbek podają na wyjście zera, czyli ciszę, w tym przypadku wytłumiając stopniowo głośność próbek sąsiednich (tzw. muting), co dzieje się tak szybko, że ludzki organ słuchu nie jest w stanie wychwycić zmian trwających np. 1-4 msek. Sposób prosty i skuteczny ( coś trzeba przecież podać w miejsce nieodczytanych próbek)”

      Spróbuj to przeczytać ze zrozumieniem.

  13. Paweł pisze:

    Jak dla mnie to są brednie. Nie wspominając już o błędach na kablu o długości 1m ? Szybciej w totka wygrasz niż na takim kablu będziesz miał błędy. Nie ma sensu dalej gadać. Pozdro.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Może i są to brednie, ale tylko dzięki temu cyfrowy zapis i odczyt muzyki jest możliwy 🙂

      Zgadzam się z tym, że dalsza dyskusja wobec odmowy przyjęcia do wiadomości faktycznego stanu rzeczy nie ma sensu. Dodam tylko, że dzięki lepszym kablom cyfrowym mamy do czynienia z mniejszą ilością błędów do skorygowania.

  14. Paweł pisze:

    Ja słyszałem że dzięki lepszym kablom cyfrowym nawet świnie latają 🙂

    1. PIotr Ryka pisze:

      Może przynajmniej startują…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy