Recenzja: Audiosolutions Overture O203F

Odsłuch cd.

Zwór od strony słuchającego nie widać, ale za to dobrze je słychać.

    Kilka rzeczy zmieniło się dramatycznie; przede wszystkim dźwięk ściemniał i się pogłębił. Są tacy, według których im ciemniejszy i głębszy tym lepiej, sam jednak tak nie uważam. To na pewno jest efektowne, ale na pewno nie na tym bazuje naturalizm brzmieniowy. Owszem, powinien być głęboki, a lekkie przyciemnienie dodaje uroku i potęguje trzeci wymiar, ale dla naturalizmu ważniejsze są dynamika, dawka niesionej energii, intensywność przepływu i trójwymiarowość jako taka, a nie światłocieniami podorabiana. Pod tymi zaś względami Cairn lepszy nie był, albo najwyżej nieznacznie. Natomiast bez wątpienia był efekciarski, mimo iż barwy nasyca mniej od odtwarzaczy z najwyższych półek. Niemniej rysował ostrzej pod dyktando mocniej i z większym świergotem ciągniętych sopranów, a basem uderzał głębiej i bardziej dominująco. Skraje pasma się uwydatniły, średnica pociemniała, a wraz z tymi wydatniejszymi sopranami pojawiło się to, czego nie było z Heglem – wokale bardziej agresywne i ekspresyjne; akcentujące spółgłoski szczelinowe, wszelkie syknięcia i wibracje. To można uważać za lepsze, ale można także za niepotrzebne i przesadne, natomiast niewątpliwie lepsze było przenikanie w strukturę dźwięku – dające się zauważyć lepsze rozbicie oklasków na dłonie, mocniej uwydatnione pudła instrumentów smyczkowych, dobitniej ukazywana harmonia fortepianu, a także wyraźnie głębsza scena, teraz z wyraźnym odczuciem bezkresu. Więcej zatem efektów specjalnych i dobitniejsze dużo granie, a czy się takie coś lubi, to już osobna sprawa. Tym bardziej to wszystko jeszcze efektowniejsze, że pogłos też wyraźnie się wzmocnił i jednocześnie był ładny – dodający urokliwej aury nagraniom i nie przywołujący obcości a tajemniczość. Także czucie przestrzeni się wzmogło, niemniej patrząc od drugiej strony dzwoneczki czy ludzkie głosy trochę zbyt stały się agresywne. Odrobinę, nieznacznie, ale ciut jednak mogące drażnić. Dlatego wolałbym odtwarzacz Atolla, a już na pewno dla niedrogich głośników.

Jednakże słuchając sobie pomyślałem, że inna sprawa się miesza, inni szatani są czynni. Mianowicie ten Cairn od dawna był w odstawce i już zapomniał co to prąd. Zostawiłem go więc na noc pod prądem i dnia następnego wróciłem. I wprowadziłem jeszcze jedną poprawkę, mianowicie zmieniłem zwory. Kable, kabelki, kabelusie… Niektórzy się zżymają, gdy testować z drogimi, a inni utrzymują, że niczego te drogie nie dają. Według pierwszych niedobrze, bo trzeba testować sauté, to znaczy słuchawki z ich własnym kablem a kolumny z własnymi zworami, a według drugich szkoda pieniędzy i zawracania głowy.

Wygląd i brzmienie trzymają poziom.

Ale ja sobie przypomniałem, że wcześniej nie byłem takim leniem i zwory zwykłem zmieniać, a ściślej nie tyle przypomniałem, co przemogłem lenistwo. Zwory Siltech Classic 330L kosztują półtora tysiąca, nie są zatem darmowe, ale wraz ze stojącym dobę pod prądem Cairnem przeniosły kolumny Audiosolution Octave w zupełnie inny rejon jakości. To właśnie opisane, tam wyżej, było dobre i zajmujące, ale od kolumn z przedziału do dziesięciu tysięcy słyszałem ciekawsze brzmienia. Audioform czy JWS Ifaisteio grały na pewno ciekawiej, ale uczciwie przyznać muszę – od startu wyposażone były w dobre zwory. Z banalnie prostego względu – swoich własnych nie miały. Albo może i miały, tylko takie szkaradne, że z miejsca zastępowałem. A u Audiosolution złocone blaszki nie rzucające się w oczy, bo przylegające do ścianki, więc brak widocznego powodu, by je zastępować. Z lenistwa więc zostawiłem i to był błąd zasadniczy, przy czym powtórka z rozrywki, bo z wcześniejszymi kolumnami tego producenta ta sama była śpiewka – też zostawiłem, też się potem zmieniło, w sumie na darmo robota z tym bez zmiany podejściem. Bo po zmianie zagrało dalece, dalece inaczej, wymuszając przewartościowanie.

Pierwszy czynnik tej zmiany (ale nie najważniejszy), to wbrew tym zarzutom dla d’Appolito dźwięk rozciągnięty teraz w pionie, wypełniający cały obszar. Mocniej tym samym oddziałujący, zanurzający w sobie słuchacza niczym nurka ocean. I mocniejszy także sam z siebie, dający większe ciśnienie akustyczne i większego formatu źródła. Więc sfera akustyczna nie tylko się rozszerzyła, ale także doznała wzmożenia: odczuwanie obecności przestrzeni i czucie na sobie dźwięku bardzo wyraźnie się wzmogło. Bliższy też zjawił się pierwszy plan, taki zaraz za linią ustawienia, a głębia sceny wyraźnie przyrosła i stała się popisowa. Wszystko to jednak robiło mniejsze wrażenie niż sama zmiana dźwięku. Nie tylko na mocniej się odciskający i pochodzący od większych źródeł, ale przede wszystkim bardziej złożony, aktywny i rozszumiany. Wcześniej sobie myślałem, że Audiosolution przestrzeliło. Z czym do gościa za dziesięć prawie tysięcy, gdy taki w tym przedziale wybór i tyle dobrych głośników? Teraz już tak nie myślałem, wartościowanie się zmieniło.

Wystarczy zmienić zwory, by usiąść przed high-endem. Nie takim jeszcze absolutnym, ale już takim wrażenie robiącym.

Nie znaczy to, że tamci teraz przestali się liczyć, ale znaczy, że Audiosolution dają godną uwagi alternatywę. Sęk w tym, że to alternatywa bardzo trudna do opisania. Zakładam, że przy innych odtwarzaczach może dużo łatwiejsza, ale z Cairnem pojawiło się brzmienie, które i zmieścić w słowach trudno i odpowiednio słowami docenić. Można rzec najogólniej, że tak było fascynujące, iż znalazłem się na poziomie, gdzie krytycyzm schodzi całkiem ze sceny i przestajemy myśleć „to mogłoby być lepsze, a tamtego brakuje”, w miejsce czego chłonąc muzykę, ciesząc się jej zjawieniem. Natomiast gdy chodzi o samą postać, to niewątpliwie była to muzyka o naturze przepływu. Szumiąca, oddająca przede wszystkim aspekt ruchu i kreatywność, a nie malująca statyczne dźwiękowe obrazy. I w tym oddawaniu znakomita – to nie jest za duże słowo. Nasycona powietrzem i niezwykle przestrzenna, że jakbyś las czesał wiatrem, a nie nań patrzył w dzień bezwietrzny. Zniknęło przesadne przyciemnienie i precz poszły podostrzenia. Pogłosy przybrały formę naturalną i dającą gruntowną przyjemność, a same dźwięki się wzbogaciły, ujawniły się w nich nowe warstwy. Przestały być za „normalne” albo za agresywne, stały się pięknie złożone, głęboko satysfakcjonujące bogactwem przekazu. Zarazem wpisane w całość, w szum całościowy płynięcia; i zrobił się z tego spektakl, że trzy godziny słuchałem, a u mnie jedna to dużo. Bas się pogłębił i wzmocnił, a jednocześnie stał już wyjątkowo przestrzenny, soprany stały się samym przestrzennym szumem, który jest najlepszym remedium na ostrość, a głosy ludzkie przestały być nudne w tej czy innej postaci – przybrały formę pobudzającą. Słuchając Andrésa Segovii grającego z niezrównanym mistrzostwem temat z Magicznego fletu Mozarta w gitarowej aranżacji Fernando Sora pomyślałem, że ta muzyka jest nie zestawem dźwięków, ale jak żywe stworzenie. Wiła się, podrygiwała, zmieniała położenie. A wszystko z gracją, płynnością, wystudiowaną milionami pokoleń ewolucyjnych doskonałością ruchu.

d’Apolito z bliska.

 

 

 

Tak więc był to typ brzmienia nastawiony na ruchomość i na przestrzeń, a nie na wypełnienie; obraz bardziej masywny, statyczny. I w tym sposobie przestrzennym ujmujący, potrafiący przykuć uwagę nawet zblazowanego jakością audiofila. Zapewne te Overture grać mogą jeszcze inaczej, na wiele innych sposobów, a te tutaj odsłuchy pokazały, że mogą w sposób tak angażujący, że dziesięć tysięcy wystawione przez producenta bynajmniej nie jest przesadą.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

9 komentarzy w “Recenzja: Audiosolutions Overture O203F

  1. Marcin pisze:

    Panie Piotrze,
    Ciężki orzech do zgryzienia z tymi kolumnami. Za jakiś czas planuję kupić swoje pierwsze kolumny podłogowe i byłem pewien że przesłucham AWS Ifaisteio (przy okazji – strasznie nieporęczna i trudna nazwa) oraz Audioform Adventure 100 lub w porywach 203. A tu teraz i te Audiosolution dochodzą… Chociaż nie ukrywam – wolałbym wesprzeć swojego i kupić polskie głośniki. Mój salon/pokój odsłuchowy to 45m2.
    Panie Piotrze, które kolumny lepsze? Jak żyć? 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      To za duże pomieszczenie dla tych Audiosolution. Duże Audioformy i Ifaisteio sobie poradzą.

      1. Marcin pisze:

        Ma Pan na myśli Audioform 203 czy 304? Te ostatnie niestety poza moim budżetem 🙁

        1. Piotr Ryka pisze:

          304 do takiego metrażu byłyby lepsze, ale 203 powinny wystarczyć. Zalecam oczywiście odsłuch przedzakupowy, który powinien dać się zrealizować.

  2. Alucard pisze:

    Coś się kończy, coś się zaczyna… Tyll Heartsens z Innerfidelity przechodzi na emeryturę i kończy działalność jako recenzent. Emerytura.

    https://www.youtube.com/watch?v=-d31eTmqeEk

    1. Piotr Ryka pisze:

      Trudno mi cenić kogoś, kto o słuchawkach Sony MDR-Z1R napisał takie niedorzeczności i miał kilka innych wpadek, niemniej miło było od czasu do czasu zapoznać się z czyjąś inną opinią, bo to zawsze poszerza horyzont.

      1. Marcin pisze:

        Do tego dołożyć trzeba jego recenzję K812, gdzie opisał soprany słowem „tizzy”. Uczepiło się tego w owym czasie wiele osób, przekreślajac tym samym danie szansy tym AKG na odsłuch.

        1. Alucard pisze:

          Co zarzuca się Tyllowi pod koniec jego działalności, to to, że strasznie zaczął pisać i oceniać komercyjnie. Na forum HeadFi zdaje się lub pod jakimś filmem na youtube, czytałem oskarżenia o „kasie rzucanej stąd i zowąd przez różne firmy” ale kto ich tam wie. Nikt za rękę nie złapał. Strasznie jednego faceta rozśmieszyły te jego roszady na „wall of fame”. De facto co się tam działo ostatnie parę miesięcy to hołłoł. Czasem co drugi dzień jakieś słuchawki zdobywały sławę by za następne dwa dni zostać zrzucone w przepaść.

  3. Grzesiek pisze:

    Lata lecą i może słuch już nie ten.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy