Recenzja: Audion Silver Night Anniversary PX25

Brzmienie cd.: Przy odtwarzaczu

Nie pozostało nic innego jak sprawdzić, na ile się mają z rzeczywistością te legendy o lampie w zasadzie doskonałej.

Nie pozostało nic innego jak sprawdzić, na ile się mają z rzeczywistością te legendy o lampie w zasadzie doskonałej.

   Karol podpinał i podpiął przy odtwarzaczu głośniki a nie HE-6, bo mu zapomniałem powiedzieć. Tak więc od głośników zaczniemy, ale do słuchawek jeszcze się wróci. Od takich na początek bez przedwzmacniacza, aby stan każdy mieć przebadany.

Głośnikami referencyjnymi są w tej chwili, zgodnie z nazwą, klasyczne monitory Reference 3A, przed którymi niczego się nie ukryje. Bo sygnał podają z jednej strony wyborny, a z drugiej niezakłócony, tak więc nikt im nie może zarzucić, że swą indywidualnością indywidualizm rzeczy badanej zagłuszają, ani że nie dość są jakościowe.

Co się pokazało? W sensie opisowym dokładnie to samo co ze słuchawkami HiFiMAN-a, ale w sensie odbiorczym coś więcej. Bo inne super transparentne tory słuchawkowe już wcześniej słyszałem, aczkolwiek nigdy aż tak transparentne przy komputerze, natomiast w torze głośnikowym było to już osobliwe przeżycie, jakiego nigdy wcześniej nie miałem. Albowiem z jednej strony nie pojawiła się obcość, na którą wielokrotnie zwracałem uwagę relacjonując ostatni AVS, a z drugiej grało to w podobnym stylu jak najlepsze spośród tych obcość rodzących tam torów. Bo znów ultra transparentnie i z niezwykle staranną separacją; że widoczność niczym niezmącona aż po sam koniec głębokiej skądinąd sceny, i każde źródło dźwięku wyraziste, osobne, precyzyjnie wymodelowane. Ale nie wiem – czy lepsza akustyka, czy ta neutralna lecz ze stygmatem letniego dnia temperatura, czy może sama ta precyzja i gładkość na obrysach – w każdym razie nie poczułem się obco. Niemniej zjawisko samo w sobie było niespotykane, bo aż takiej transparencji i separacji nie dane mi było wcześniej zaznawać. A w efekcie włączyły się dwa moderatory opisu. Jeden doceniający ową niezwykłość, a drugi krytykujący zbyt jednak daleko posuniętą separację i nie dość wysoką temperaturę z ubytkiem pewnym wypełnienia. Bo w sumie nie grało to obco, ale też i nie tak koherentnie i ciepło, jak muzyka zabrzmieć powinna, by się w niej całkowicie zanurzyć, a nie tylko ją z zewnątrz podziwiać.

Silver Night rozpoczął swe popisy przy komputerze w roli... wzmacniacza słuchawkowego dla HE-6.

Silver Night rozpoczął swe popisy przy komputerze w roli… wzmacniacza słuchawkowego dla HE-6.

Poza tym zwracały uwagę trzy jeszcze ważne rzeczy: duży udział sopranów – szalenie wysoko idących; niewielka dawka basu – wyraźnie za szczupła; a także to, że dźwięk w całości operował za głośnikami. Co do pierwszego, to były te soprany bardzo dobrej jakości i nader dźwięczne, ale wyśrubowane tak bardzo, że aż po samą krawędź sybilacji. Bez przekroczenia, ale z dotknięciem. Co do drugiego, to bas nie miał odpowiednio niskiego zejścia ani wystarczającej masy, nadrabiając jedno i drugie dobrze zorganizowaną, efektowną akustyką. A jak chodzi o trzecie, to zachodziła sytuacja klasyczna dla dobrych głośników monitorowych, o ile nie są od Raidho, to znaczy za ich linią rozciągała się głęboka, pod każdym względem popisowa scena, ani trochę nie wychodząca w kierunku słuchacza. Żadnego promieniowania, frontalnego ataku, wypełniania całego pokoju. Wszystko „tam”, ale za to wszystko wybornie, że aż dreszcze jak bardzo dźwięk oderwany, jaka głębia i jaka wyraźność.

I tak sobie siedziałem pośród słuchania, i wszystko byłoby super, gdyby nie ten bas. Jego powinno być więcej, czyli klasyczna audiofilska utarczka ze sprzętem. Taka z przebadaniem lamp sterujących – najlepiej Mullarda i Amperexa – a także sprawdzeniem kabli sieciowych i interkonektów. Ale skoro interkonekty Sulka oraz zasilające Sulek, Harmonix i Acoustic Revive nie dały poprawy, to raczej nadzieja tylko w lampach.

Z przedwzmacniaczem

Ale trzeba pamiętać, że funkcja potencjometru to w tym Audionie tylko dodatek i nawet producent zaleca dołożyć przedwzmacniacz, a zatem do dzieła.

Podpiąłem (także Sulkiem) własnego Twin-Heada, tego z konkurencyjnymi lampami 45ʼ, a także mający w sekcji zasilania lampy KT-66, będące technicznym następcą PX25. Z tym, że moim przynajmniej zdaniem, następcą brzmieniowo mniej efektownym. Gęstszym wprawdzie i cieplejszym, ale nie tak przejrzystym i wyrazistym.

Pół dnia czekałem aż się to lampowe towarzystwo rozkręci (razem czternaście lamp w torze), a pod wieczór wziąłem się za słuchanie.

Skończyliśmy jak na poważny high-end przystało - z referencyjnymi głośnikami, źródłem, pre...

Skończyliśmy jak na poważny high-end przystało – z referencyjnymi głośnikami, źródłem, pre…

Zagrało inaczej i zarazem podobnie. Bo ta niesamowita przejrzystość i separacja zostały, ale temperatura się o kilka stopni podniosła i zmieniło się oświetlenie. Zamiast ciepłego dnia bez czucia temperatury pojawiło się wyraźne ciepło na skórze, a światło stało z lekka złotawe, chociaż naprawdę nieznacznie. Zdecydowanie ponad kolorytem dominowała bowiem szumna pienistość brzmienia, tak jakby muzyka stała się niczym rzeka płynąca przez kataraktę, nie pozostając już, jak poprzednio, ustabilizowanym, oglądanym z pewnego oddalenia obrazem. Czuć było tę szumność, tworzącą niezwykły z przejrzystością duet, a jej niebagatelnym skutkiem było większe teraz promieniowanie źródeł i nasycanie dźwiękiem obszaru. Silnym akcentem tej pienistości okazały się przy bardziej badawczym oglądzie nieustająco wyśrubowane soprany, zdecydowanie przeważające nad basem. Ten był mieszanką punktowych uderzeń i rozchodzącej się od nich akustyki, cierpiąc jednak na niedostatek brzmieniowej bryły i jej wypełnienia. W sumie był efektowny, zwłaszcza że reprodukowały go tutaj szerokopasmowe monitory a nie jakieś suby, niemniej jeżeli ktoś lubi w basie siadającą na piersi masę i najniższe rejony zejścia, to lampy PX25 nie są dla niego.

Długo tego słuchałem, delektując się niezwykłością separacji, krystaliczną czystością i całościowo szumiącym brzmieniem. A była to reprodukcja z gatunku onieśmielających jakością i jednocześnie wyczerpujących. Ogromne kwantum bitów i do podziwiania jakość. Toteż gdyby nie bas… No tak, ale jego właśnie na pokazowym poziomie nie było.

Na koniec puściłem porównawczo w ruch własną końcówkę Crofta, jako że pamięć pamięcią, a nie ma to jak porównać. Nie było czasu czekać aż się rozgrzeje, tak więc wziąłem rybę na zimno, ale i tak dźwięk momentalnie zgęstniał, jeszcze się bardziej ocieplił i ozłocił z dodatkiem cienia, a przede wszystkim w miejsce izolacji pojawiła się kooperacja. Źródła dźwięku – z lampami PX25 popisowo i super dokładnie wyizolowane, opisane i ukazane każde z osobna – teraz dźwiękowo się nałożyły, a gdyby ktoś chciał komuś pokazać, jak różnie prezentacja źródeł może wyglądać, to nie znalazłyby lepszego przykładu. Poza tym tonacja ruszyła do dołu. Ultra wyśrubowane sprany zostały wyraźnie ściągnięte, a w zamian bas nabrał mocy i okrzepł. Posiadał teraz wypełnienie oraz należną bryłę, tak więc to nie żadne interkonekty, kable zasilające czy lampy sterujące, tylko same PX25 taki akustyczno-punktowy bas produkują, przynajmniej jak chodzi o konstrukcję Audiona i lampy od KR-Audio.

Bez względu na stanowisko jedna rzecz stawia model PX25 ponad  wszystkie inne wzmacniacze lampowe z jakimi mieliśmy do czynienia - wprost obłędną transparentnością i detalem! Coś wprost nie do opisania i warta tych nielichych pieniędzy jakie sobie za niego śpiewają!

Bez względu na stanowisko co najmniej dwie rzeczy stawiają model PX25 ponad wszystkie inne wzmacniacze lampowe z jakimi mieliśmy do czynienia – wprost obłędna transparentność i detal! Coś wprost nie do opisania i warta tych nielichych pieniędzy jakie sobie za niego śpiewają!

Co jednak najbardziej różniło, to to, że z końcówką Audiona cała muzyka wybrzmiewała w super transparentnym powietrzu. Transparentnym tak bardzo, że aż nieistniejącym. W jakimś przejrzystym Nic rozchodziły się dźwięki, a poprzez to widoczne tak dobrze, że już bardziej nie można. Zarazem mające coś z ezoteriii; jakiejś nierealności aż zbyt doskonałej. Nie obcej, ale i nie swojskiej – niczym widok z górskiego szczytu. W kontraście Croft organizował muzykę zawieszoną w cieczy. W medium gęstym, obecnym, mieszającym i nakładającym, doskonale odczuwalnym i takim stającym się jakby niezależnie od dźwięku. Bo z dźwięku wprawdzie zbudowanym, nie przecież z czego innego; jednak nie tego co jest nutą, tyko tego co nutę niesie. A więc z drugiego czegoś, co poczytujemy za ośrodek. Też mogącego przenieść w uszy dowolnie drobny szczegół, ale tak go nie odzierając z muzyki upowicia, a więc nie jako samotną obecność, tylko w zmieszaniu z pozostałymi i otuleniu.

Sięgnąłem na koniec po słuchawki, ale niczego nowego nie wniosły, tak więc nie będę opisu pomnażał. Sytuacja odnośnie medium, pasma, barwy i ciepła dokładnie się powtórzyła, pozwalając bez rozterek mniemać, iż zarówno te HE-6, jak i Reference 3A, dokładnie zdały relację i niczego nie odkształciły.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Recenzja: Audion Silver Night Anniversary PX25

  1. Tadeusz pisze:

    Zastanawia mnie skąd biorą się opinie o barwnym ,magicznym brzmieniu wzmacniaczy na 300B ?
    Sam miałem doczynienia z dwoma konstrukcjami ,jedna o brzmieniu podobnym jakie opisuje Piotr ,druga prawie jak tranzystor ,średni tranzystor .
    Ale Mirek o swoim „Carym” ma pewnie inne zdanie 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Wzmacniacze na 300B grają bardzo różnie. Grand Silver Mono od Ancient Audio, czy używany z z Vox Olympian Audio Note Gakuoh, to szczyty perfekcji i realizmu, a poniżej mamy całą galerię brzmień najróżniejszych, z tym że ciepło i słodycz na pewno nie są tam dominantą. Dużo zależy od lamp sterujących, dużo od samych 300B, a nie mało oczywiście również od samego wzmacniacza. Ale Mirek ma sporo racji – Integra Cary 300B jest lepsza od każdego niemal zintegrowanego wzmacniacza tranzystorowego. Wystarczy dać jej dobre lampy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy