Recenzja: Audioform Adventure 203,5

Odsłuch cd.

Audioform Adventure 203

Zespół może być podpięty do systemu w układzie bi-wire. W tym wypadku posłużyliśmy się jednak świetnymi zworkami Acoustic Review.

   Właściwy opis mniejszych Adventure można zawrzeć w dwóch słowach – brzmieniowa uczta. Tak, masz rację czytelniku, tego rodzaju pochwały dla piszącego są krępujące; lecz poza tym co zawarłem na początku w uwagach wstępnych, nie mogę się już dopatrzyć żadnych innych uchybień. No, może jeszcze stereofonia nie była jak u najlepszych – i na pewno nie taka, jak u Albedo Aptica; a głębia sceny nie jakaś szokująca, toteż jeśli ktoś lubi brzmieniowe efekty odniesione przede wszystkim do zjawisk przestrzennych, to lepiej zrobi kupując te Albedo (skądinąd dwakroć droższe), albo powiedzmy wyjątkowo głębokie scenicznie monitory rocznicowe Dynaudio, czy któreś na przykład Zingali. Ale jeśli chodzi o postać samego dźwięku, to grały te Adventure na poziomie mistrzowskim i bez wątpienia high-endu. Nie bez dumy zaznaczę w tym swój udział. Głośniki były u mnie wcześniej, jakieś pół roku temu. Już wówczas prezentowały się znakomicie, lecz po uważnych testach odkryłem, że średni zakres powinien w nich zostać poprawiony, tak żeby indywidualizm brzmieniowych smaków lepiej się mógł zaznaczać. Brzmienie bowiem trochę z nadwyżką miało sopranów, nieco deformujących średnicę. Sporo czasu zajęło konstruktorowi doprowadzenie tego do perfekcji (w czym już udziału nie miałem), ale na koniec perfekcja niewątpliwie się pojawiła i ręczę, że każdy słuchający tych Adventure z odpowiednią elektroniką też będziecie pod wrażeniem. Przy czym elektronika wcale nie musi być droga i w cale nie musi lampowa. Słuchałem tych kolumn także z czekającym na recenzję tranzystorowym wzmacniaczem zintegrowanym podobnie polskiej konstrukcji, kosztującym raptem 4000 PLN (słownie: cztery tysiące), którego nie będę teraz nazywał i przedrecenzyjnie palił. Albo nie, właśnie nazwę – nazywa się Reasonus i jest już do kupienia. Grało z nim pierwsza klasa i mogę się pod takim brzmieniem podpisać imieniem i nazwiskiem, gdyby ktoś się domagał uwierzytelnienia. (Recenzja wzmacniacza wkrótce.)

Przejdźmy od pochwał ogólnych do brzmieniowych konkretów. Podczas słuchania zanotowałem w zeszycie: głębia, nasycenie, misterność, ożywiająca się przestrzeń; a z Twin-Head dodatkowo świeżość, większa dawka powietrza i większe nasycanie przestrzeni w sensie większego ciśnienia akustycznego oraz ogólnej wibracji. A tak generalnie, to przede wszystkim imponująca poetyka całego dźwięku (możliwa także do nazywania wybitną muzykalnością), a już wokali, to zwłaszcza. Brzmienie przy tym nieznacznie, tak dla dodania uroku, przyciemnione i nieznacznie też pogłębione, a w efekcie niezwykle nastrojowe. Właśnie – nastrojowe – bo nastrój i muzykalność to były dwa wyróżniki. Czas pomiędzy początkiem słuchania a pozyskaniem słuchacza wynosił zero. Ogarnięcie muzyką okazało się natychmiastowe i natychmiastowy też podziw. Tak jakby muzyczna ośmiornica chwytała nas w macki i wymuszała trwanie w muzycznej egzaltacji.

Audioform_Adventure_203,5_HiFiPhilosophy_010

A jak brzmią 203,5? Radzimy sprawdzić samemu!

A przyznam, że nieco miałem wątpliwości jeszcze przed pierwszym kontaktem, czy takie od nieznanego producenta, wycenione na było, nie było osiemnaście tysięcy, zdołają się wykazać dobrą relację jakości do ceny. Ale z tym, okazuje się, nie ma najmniejszego problemu – Audioform Adventure 203,5 bronią się znakomicie. To nawet nie jest obrona – to atak, i to atak szczytowy. Nie jest to wprawdzie brzmienie na miarę najlepszych recenzowanych tutaj głośników za pięćdziesiąt i więcej tysięcy, ale te tańsze mogą czuć się poważnie zagrożone, zwłaszcza pod względem nastrojowości i poetyki dźwięku. Z kolei wszelkie takie – nazwijmy je roboczo wydziwaczonymi – to już w ogóle szukać czego nie mają u miłośników muzyki a nie dziwactw, albowiem najlepsza rzecz w tych Adventure, to przekaz muzycznego piękna. Piękna całościowego, złożonego z piękn poszczególnych, które tutaj się licznie gromadzą. Tak licznie, że siedzisz pośrodku i podziwiasz. No, wiecie jak to jest, bo nieraz żeście w takim środku siedzieli. Tyle że pewnie takim ze trzy razy droższym, chociaż to przebicie cenowe nie jest absolutnie konieczne. Niemniej dużo bardziej prawdopodobne.

Szczególnie to miły moment, kiedy brzmienie zadowala pod każdym względem i nawet przekracza oczekiwania. Sam ogromnie go lubię i daleki jestem od poszukiwania stanów odwrotnych, kiedy można się czepiać. Bo kiedy wszystko nawala w przypadku drogich systemów od znanych producentów, to już w ogóle nie wiadomo gdzie oczy podziać, zwłaszcza gdy obok stoi pałający żądzą pochwał sprzedawca lub dystrybutor, a jeszcze gorzej, gdy sam producent. I nic, tylko brać nogi za pas by wypadało, lecz na szczęście zawsze znajdą się chwalcy; i tu też wyjść nie można z podziwu, jakie rzeczy niektórzy potrafią chwalić. Ale dajmy temu tym razem spokój – najważniejsze, że recenzowane teraz Adventure 203,5 chwalić mogę z czystym sumieniem i niech się ktoś waży ich czepiać, a mocno się wkurzę. Bo jak na początku stwierdziłem, do przestrzeni mieć można wprawdzie uwagi i do wysokości zawieszenia głośników, ale do postaci dźwięku uwag już mieć nie można, bo to jest nektar dla uszu pod każdym dosłownie względem. Nie licząc oczywiście poszukiwaczy brzmień dziwnych, bo to jest odrębny temat, któremu może kiedyś z osobna się przyjrzymy, na przykład przy okazji którychś dziwnie grających słuchawek. Natomiast nasze Adventure grały popisowo zarówno w sensie kontaktu z rzeczywistością (z nieznacznym rysem upiększania), jak i samego przywoływania piękna, a także z dobrze wyważonym całościowo pasmem, o którym teraz dwa słowa.

Audioform_Adventure 203

Jeśli tylko ustawimy je w niezbyt dużym pomieszczeniu, to zostaniemy objęci prawdziwie muzykalnym, angażującym dźwiękiem, któremu w zasadzie ciężko cokolwiek wytykać. W tym budżecie ciężko będzie o lepsze kolumny!

Soprany mogę określić jako na tyle dobre, że w ogóle nie nasuwające chęci komentowania. Po prostu dobre soprany – takie jak trzeba, w pełni rozwinięte i niczego nie zakłócające. Co natomiast zwracało uwagę, to nasycenie i bogactwo środka. Połączenie finezji z brzmieniową sytością i dbałością o indywidualizm naprawdę robiło wrażenie i chciało się tego słuchać przez długie, długie godziny. Poniżej bas. Nie aż taki, jak ten od dużych Adventure, czy którychś wybitnych pod względem basowym kolumn, ale zaznaczający się i dobrze wiążący akcenty rytmiczne z przestrzennymi. Szybki, zebrany w sobie, dobrze narysowany, kubiczny i wypełniony. Nie mający zakusów do dominacji czy jakiegoś brzmieniowego popisu, ale też nie uciekający przed słuchaczem i nie mający charakteru jakiegoś skromnego dodatku. Dobrze sprawdzający się jako tło albo podkład, a czasami przejmujący rolę dominującą, jak choćby na nasyconej basem płycie Leonarda Cohena Ten New Songs.

Odnotowałem jeszcze, że pojawiała się pełny wizualizacja instrumentów, jak również niezwykle cenne uczucie, które można określić mianem przeciągania smyczkiem po duszy. Takie szczególne wzmożenie uczuć, mimowolnie pojawiające się pod wpływem muzycznych doznań – szczególnie przenikających. To już sygnały mówiące o bardzo wysokim poziomie i wyrafinowanym sposobie kreowania wartości duchowych. O wybitnych predyspozycjach do piękna i do wzruszeń.   

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

6 komentarzy w “Recenzja: Audioform Adventure 203,5

  1. Sławomir S. pisze:

    Głośniki te 'słyszymy’ na razie dzięki barwnemu opisowi, ale widzimy na oczy własne. I nie dowierzam im (tj oczom właśnie). Zastanawia mnie, jak taki wtórny wzorniczo produkt, ewidentnie wzorujący się na pomyśle Focala, może firmować projektant wzornictwa przemysłowego. Brr..

    1. PIotr Ryka pisze:

      A co z pozostałymi głośnikami? Dlaczego wolno takie nie odgięte robić tym, którzy sami nie wymyślili pierwszego nieodgiętego? I czy wolno robić rowery tym, którzy nie wynaleźli bicykla, a samochody komukolwiek poza Daimlerem?

      1. Sławomir S. pisze:

        A wolno, wolno .. i wolno nie być zachwyconym. Nie zarzucam wzorniczej wtórności poprzez użycie głośnika z membraną o kształcie stożka, którą już ktoś wymyślił. Dlatego absurdalny ten przykład z bicyklem i samochodem, zwłaszcza z samochodem, gdzie obecnie właśnie FORMA jest nośnikiem rozpoznawalności marki. Podobnie z tak porozcinaną bryłą głośnika – to stało się rozpoznawalnym elementem wzorniczym marki Focal. WZORNICZYM w rozumiemiu FORMY, która stała sie czymś więcej niż obudową dla funkcją i konstrukcji. Nie twierdzę , ze produkt jest wtórny, jest zapewne nasycony innowacjami, ale FORMA jest wtórna. A wzornictwo to FORMA.

        1. PIotr Ryka pisze:

          Ale przecież w tym wypadku nie chodzi o formę wzorniczą w sensie czysto wizualnym, tylko formę podporządkowaną użyteczności. Audioform, podobnie jak Focal, uważa że kątowe ustawianie głośników z ogniskową na słuchaczu daje dobre efekty. Osobiście mogę jedynie stwierdzić, iż obie kolumny Audioformu podobały mi się bardzo, a kolumny Focala na AS w 2013 uznałem za dźwięk wystawy, podczas gdy ich flagowe Utopie w roku 2014 grały na AS koszmarnie. Odnośnie zaś do samej formy, to Audioform stawia swoje na nóżce i tył wykańcza półkoliście, a Focal nie. Tak więc podobieństwo jest częściowe.

          1. Julian S. pisze:

            Z tego co słyszałem od Pana Tomasza projekt kolumn serii Adventure powstał jakieś 10-12 lat temu, a zatem na długo zanim Focal stworzył taką formę dla swoich głośników.
            W tamtych latach było to wzornicze objawienie. Niestety o undergroundowych kolumnach Audioform praktycznie nikt nie słyszał, a produkty Focala są znane powszechnie i dlatego można odnieść wrażenie że projekt Audioform jest wtórny, choć to nieprawda.
            Na marginesie dodam że od strony wzorniczej ja osobiście mam innego faworyta w ofercie tej firmy, czyli głośniki z serii Nord (choć nigdy ich nie słyszałem).

  2. Sławomir S. pisze:

    W takim razie wycofuję swoje 'formalne’ marudzenie. A popchnięty w kierunku sprawdzenia oferty firmy Audioform wyrażam szczere uznanie dla projektu kolumn z serii Classic. Less is More!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy