Recenzja: Audioform Adventure 203,5

Odsłuch

Audioform Adventure 203

Jest to trzy i pół drożna konstrukcja z zamkniętą, segmentową obudową.

   Prawdę rzekłszy, przystępując do relacji z odsłuchu czuję lekkie zażenowanie. Wynika ono z dwóch względów – z konfrontacji z kolumnami o wiele droższymi, która mimochodem i na dystans wprawdzie, ale się jednak zdarzyła. A także z tego, jak mocno trzeba będzie chwalić, co zawsze jest krępujące. Krępujące zarówno dlatego, że w codziennym życiu rzadko trafiamy na przedmioty tak dobre, a więc wymagające takich pochwał; a także z uwagi na to, że pisząc takie pochwały, człowiek sam łapie się na tym, iż przestaje w nie wierzyć i musi co czas jakiś podpierać się wspomnieniami. A skoro samemu się nie dowierza, to jakże ci inni, ci tylko czytający, mieliby wierzyć, skoro wspomnień na poparcie nie mają? Tak więc, myślę sobie, niechaj nie wierzą i krytykują, a ja swoje i tak napiszę, bo przecież nie będę przed sobą i przed innymi kłamał. Lecz by dodać otuchy i satysfakcji dostarczyć poszukiwaczom wad oraz wszelkich słabości, zacznę od tego, co może nie jest aż krytyką, ale co mieć można przynajmniej za wyraz pewnych słabości.

Pierwsza z takich spraw, to wypełnianie pomieszczenia dźwiękiem. W materiałach firmowych producenta znajdziemy adnotację, że kolumny grać winny na metrażu minimum dwudziestu metrów. – Sam nie odniosłem takiego wrażenia. Przeciwnie, na moich dwudziestu sześciu i przy suficie na ponad trzy głośniki dały wprawdzie radę, ale na pewno nie była to potęga brzmienia zdolna wgniatać słuchacza w fotel czy rozsuwać mu ściany. Był wprawdzie kontakt fizjologiczny, w postaci odczuwalnego na skórze dotyku, ale znacznie słabszy od tego, co potrafiły zaoferować takie Raidho, Zingali czy duże Audioformy. Tak więc z dużymi metrażami ostrożnie i dla nich na pewno odpowiedniejszy będzie model 304; te natomiast 203,5 powinny się dobrze sprawdzić w pomieszczeniach od piętnastu do dwudziestu i trochę metrów. No chyba, że komuś nie zależy na wybitnie głośnym słuchaniu i na muzyce jako akustycznym ciśnieniu także poza obrębem bębenków słuchowych, bo wówczas nie ma sprawy, kolumny na pewno nie zawiodą w sensie samej muzyki. Druga rzecz, to owe kąty ustawienia głośników w kolumnach. Same kąty są prawidłowe, ale goleń podtrzymująca całość powinna być trochę wyższa, no chyba, że będziemy słuchać siadając na wyjątkowo niskiej kanapie, bo wówczas będzie w sam raz. Ale ponieważ sam nie siadałem, musiałem coś dodatkowo pod głośniki podkładać, bo nie lubię kiedy głosy rozchodzą się niżej głowy.

Audioform Adventure 203Audioform_Adventure_203,5_HiFiPhilosophy_003Audioform Adventure 203Audioform Adventure 203

 

 

 

 

I trzecia sprawa – ostatnia. Kolumny mają budowę zamkniętą, tak więc bez bass-refleksu, a zatem brak dodatkowego ujścia dla basu, który cały propaguje membranami dwóch obsługujących głośników. Wszystko jest z tym w porządku, dopóki nie będziemy mieli do czynienia z płytą, na której bas został ewidentnie podbity – i to w sposób dobitny. Kiedy trafimy na taką płytę (nie jest ich wiele, niemniej występują) lepiej mieć będzie w zapasie bass-refleks jako wentyl, bo chociaż u Audioform 203,5 nie dzieje się nic złego, to czuć jednak, że głośnik basowy o nieco większej średnicy, poparty ewentualnie bass-refleksem, lepiej by sobie z tym nadmiarem basowości poradził. Ale to, jak powiadam, jedynie na rzadkich (przynajmniej w mojej kolekcji) płytach z wyraźnie dopompowanym basem – i to dopompowanym na maksa. Natomiast z tymi normalnymi, mającymi bas nawet bardzo potężny lecz naturalny, mniejsze Adventure radzą sobie bezproblemowo, zarówno co do plasowania basu w przestrzeni, jak i samej basu postaci.

Tyle tytułem adnotacji, może nie aż krytycznych, ale zwracających na pewne rzeczy uwagę. Bo w końcu nie recenzujemy kolejnych Vox Olympian, a choćby nawet, to one też mają swoje ograniczenia – i jeszcze jakie! Dwieście metrów metrażu, jako spokojne minimum odsłuchowego obszaru, to raczej nie coś do spełnienia przez przeciętnego audiofila. I w sumie tak jest zawsze – nie ma rzeczy idealnych, pasujących do każdych wymogów. A teraz będę chwalił.

Audioform_Adventure_203,5_HiFiPhilosophy_005

Całość opiera się na charakterystycznej dla serii stopce.

Pochwały zacznę od powrotu od tego, że słuchałem niedawno kolumn za kilkaset tysięcy (nie powiem jakich, jeszcze mi życie miłe) – w dodatku gonionych elektroniką z okablowaniem za kolejne na oko sto parędziesiąt – i wiecie co, do tych mniejszych Audioform napędzanych moimi lampami nie miało to podejścia nawet w głębokim ukłonie. Jazgot, syki, obcość, chłód, nadwymiarowe pogłosy; a zatem piłowanie po uszach w wymiarze czystej makabry i ogólnie biorąc sztuczność całkiem nie do przyjęcia. Żal mi tych, co takie rzeczy kupują i potem muszą słuchać (słuchaniem tym pewnie jeszcze dumnie się szczycąc), a takich kupujących niewątpliwe jest wielu, bo inaczej firmy za tym stojące musiałyby splajtować. A firmy znane, cenione, takie z samego topu. No nic, niech sobie kupują i składają bezrozumnie takie brzmieniowe dziwactwa, a my się bierzmy tymczasem za prawdziwą muzykę.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

6 komentarzy w “Recenzja: Audioform Adventure 203,5

  1. Sławomir S. pisze:

    Głośniki te 'słyszymy’ na razie dzięki barwnemu opisowi, ale widzimy na oczy własne. I nie dowierzam im (tj oczom właśnie). Zastanawia mnie, jak taki wtórny wzorniczo produkt, ewidentnie wzorujący się na pomyśle Focala, może firmować projektant wzornictwa przemysłowego. Brr..

    1. PIotr Ryka pisze:

      A co z pozostałymi głośnikami? Dlaczego wolno takie nie odgięte robić tym, którzy sami nie wymyślili pierwszego nieodgiętego? I czy wolno robić rowery tym, którzy nie wynaleźli bicykla, a samochody komukolwiek poza Daimlerem?

      1. Sławomir S. pisze:

        A wolno, wolno .. i wolno nie być zachwyconym. Nie zarzucam wzorniczej wtórności poprzez użycie głośnika z membraną o kształcie stożka, którą już ktoś wymyślił. Dlatego absurdalny ten przykład z bicyklem i samochodem, zwłaszcza z samochodem, gdzie obecnie właśnie FORMA jest nośnikiem rozpoznawalności marki. Podobnie z tak porozcinaną bryłą głośnika – to stało się rozpoznawalnym elementem wzorniczym marki Focal. WZORNICZYM w rozumiemiu FORMY, która stała sie czymś więcej niż obudową dla funkcją i konstrukcji. Nie twierdzę , ze produkt jest wtórny, jest zapewne nasycony innowacjami, ale FORMA jest wtórna. A wzornictwo to FORMA.

        1. PIotr Ryka pisze:

          Ale przecież w tym wypadku nie chodzi o formę wzorniczą w sensie czysto wizualnym, tylko formę podporządkowaną użyteczności. Audioform, podobnie jak Focal, uważa że kątowe ustawianie głośników z ogniskową na słuchaczu daje dobre efekty. Osobiście mogę jedynie stwierdzić, iż obie kolumny Audioformu podobały mi się bardzo, a kolumny Focala na AS w 2013 uznałem za dźwięk wystawy, podczas gdy ich flagowe Utopie w roku 2014 grały na AS koszmarnie. Odnośnie zaś do samej formy, to Audioform stawia swoje na nóżce i tył wykańcza półkoliście, a Focal nie. Tak więc podobieństwo jest częściowe.

          1. Julian S. pisze:

            Z tego co słyszałem od Pana Tomasza projekt kolumn serii Adventure powstał jakieś 10-12 lat temu, a zatem na długo zanim Focal stworzył taką formę dla swoich głośników.
            W tamtych latach było to wzornicze objawienie. Niestety o undergroundowych kolumnach Audioform praktycznie nikt nie słyszał, a produkty Focala są znane powszechnie i dlatego można odnieść wrażenie że projekt Audioform jest wtórny, choć to nieprawda.
            Na marginesie dodam że od strony wzorniczej ja osobiście mam innego faworyta w ofercie tej firmy, czyli głośniki z serii Nord (choć nigdy ich nie słyszałem).

  2. Sławomir S. pisze:

    W takim razie wycofuję swoje 'formalne’ marudzenie. A popchnięty w kierunku sprawdzenia oferty firmy Audioform wyrażam szczere uznanie dla projektu kolumn z serii Classic. Less is More!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy