Recenzja: Audioform Adventure 100

   Krakowskiej firmy Audioform przedstawiać nie muszę, bo już dwa razy recenzje jej głośników pisałem, a z usług wyższego modelu 304 często korzystam przy innych recenzjach. Przypomnę jedynie, że jak na krajowe warunki istnieje od naprawdę dawna, bo ponad dwudziestu lat, zaczynając od koleżeńskich przysług dla tych, którzy kolumny zrobione przez Tomasza Kursę na własny użytek słyszeli i też zapragnęli mieć takie. Z czasem zrobiło się tego zbyt dużo, by mogło stanowić działalność jedynie okazjonalną – i tak powstał Audioform. A skoro już powstał i nawet pozwolił się zrecenzować, to teraz idzie za ciosem i ma być obecny na AVS.  Nie jestem pewien z jakimi kolumnami i jaką elektroniką, ale sala podobno już od organizatora została wynajęta i każdy mógł będzie czegoś na własny użytek posłuchać. Ale wpierw ta recenzja, pisana już niemal na walizkach. Miała bowiem powstać już dawno, ale ciągle coś przeszkadzało. Pan Tomasz coś nieustannie udoskonalał – a to akustykę obudowy, a to głośnik wysokotonowy, którego sam jest autorem – a i ja go ze swej strony nie ponaglałem, obłożony innymi recenzjami z przyjemnością tę odkładając na potem, głównie skutkiem przyrodzonego lenistwa oraz spraw niezwiązanych. Aż czas się zagotował, bo przecież miało być na długo przed AVS i kolumny do producenta miały z dużym zapasem wrócić, a tu dni zaledwie zostały. No więc jazda, prędziutko, bo już się trzeba pakować. I tylko jeszcze dodam, że te głośniki spośród dotąd opisywanych są najbardziej dla ludzi, bo za osiem tysięcy sześćset. A są naprawdę niekiepskie…

Budowa

Mały Audioform nie taki znów mały.

   Adventure 100 są podstawkowe, ale u Audioformu są takie wszystkie – nawet te podłogowe. Każde mają bowiem krótszą lub dłuższą nogę o kaczej stopie ze zwrotnicą, a te mimo taniości mają tę nogę dość krótką, bo w części głośnikowej są wyraźnie podługowate i wcale nie jakieś małe. Mieszczą się w tej podłużnej sekcji cztery rzeczy: dwa głośniki szerokopasmowe o średnicy 12 cm każdy, pojedynczy tweeter pomiędzy nimi i poniżej, na samym dole, jeszcze niewielki bass-refleks. Cała sekcja jest lekko odchylona do tyłu i nieodmiennym zwyczajem Audioforma nie jest pudłem, tylko tuż za samymi głośnikami zaczyna się zwężać do tyłu, by przejść na koniec w łukowaty finał. Nie ma natomiast charakterystycznego dla większych głośników firmy podziału szczelinowego z różnymi kątami odgięcia dla poszczególnych głośników, co przejął potem sławny Focal. (Bynajmniej nie żartuję, są na to świadkowie i dowody, że Audioform był pierwszy.) Tu jednak oddzielono fizycznie jedynie niższy głośnik szerokopasmowy, odpowiedzialny wraz z subwooferem za bas, natomiast sekcję górną wyposażono w mały wentyl tylny – i jest to jedyna rzecz z tyłu poza samym tyłem, bo bass-refleks ma wylot z przodu.

Mocy ten układ akustyczny może wygenerować 100 W przy nominalnej impedancji 6 Ω i paśmie przenoszenia 40 Hz – 23 kHz. Punkty podziału na zwrotnicy to 325 i 2600 Hz, a skuteczność to przyjazne niezbyt mocnym wzmacniaczom 87 dB. Całość waży 20 kg na sztukę i prezentuje się lepiej niż dobrze. Nie będę pisał rewelacyjnie, bo i tak przy tym audio za dużo rewelacji, które potem topnieją w oczach i jeszcze bardziej w uszach. Tak więc bardziej wstrzemięźliwie pochwalę, a są do pochwał powody. Od strony estetyczno-praktycznej takie, że kolumny nie zabierają dużo miejsca – i to zarówno faktycznie, jak w postrzeganiu. Dystans pomiędzy stopą a obudową uwalnia przestrzeń na tyle dużą, by poczuć lekkość a nie zwalistość, a odchylenie do tyłu wraz ze zwężaniem się obudowy i łukowatym finałem daje poczucie fachowości i dopracowania. Bo jak już kiedyś pisałem, obudowy w postaci prostych pudeł to nie jest przejaw zaawansowania, a chociaż się nieraz sprawdzają dzięki wewnętrznym dodatkom, sam ich wygląd już budzi wątpliwości, nie mówiąc o tym, że wyglądają jak mebel pańszczyźnianego chłopa.

Czerń głośników i tła.

Ucieczkę przed takim wrażeniem u Adventure 100 daje także w wysokim gatunku matowy fornir, bardzo fachowo położony i ładnie korespondujący obwiedniami po obu stronach z lśniącoczarnym akrylowym frontonem, zdobnym połyskliwymi czerniami karbonowych głośników. Uzupełnienie to wykończenie wysokogatunkową imitacją czarnej skóry powierzchni płaszczyzn górnych stopy i sekcji głośników. Ładnie to razem wygląda – lekko w całościowym odbiorze, fachowo i przyjemnie kolorystycznie. Nie zaprząta zbytnio sobą uwagi, a kiedy już zaprząta, to jesteśmy zadowoleni. To wszystko nie może dziwić kiedy przypomnieć sobie, że autor to nie tylko inżynier i jednocześnie muzyk, ale równocześnie dyplomowany artysta plastyk ze specjalnością wzornictwa przemysłowego.

Zadowoleni możemy być także z samej techniki, bo przyłącza głośnikowe są podwójne i od WBT, a w dodatku umieszczono je od strony wierzchniej na pięcie stopy, co skraca długość potrzebnego kabla i bardzo ułatwia proces łączenia. Zwłaszcza że każdy typ zaczepu się nada, na równi widełki, banan, krokodylek i goły drut.

Nie od macochy są też same głośniki, pochodzące od uznanego STX i z membranami karbonowymi. To jednak odnośnie obu szerokopasmowych, z których jeden pełni rolę basowca z odcięciem na 325 Hz, natomiast głośnik wysokotonowy to już konstrukcja własna Audioformu, choć oczywiście posiłkująca się zewnętrznymi podzespołami.

I elegancka całość.

Bardzo konstruktor jest z niej dumny i trudno nie podzielać jego zdania. W trakcie bytności u mnie ten głośnik był parokrotnie zastępowany coraz lepszymi konstrukcjami i mogłem na własne uszy być świadkiem ewolucji ku coraz bardziej trójwymiarowym i eleganckim sopranom.

 

 

 

 

 

 

Odsłuch

Równie elegancka patrząc od dołu i od góry.

   Część odsłuchową poprzedzę wstępem, który się tu należy. Z dwóch powodów, ale nie martwcie się, nie będzie tego dużo. Powód pierwszy to wzmianka o tym jak kolumny przybyły. Przyjechały, zasapany twórca je wnosił a ja mu przytrzymywałem drzwi, ale ważne jest co innego – ważne pierwsze wrażenie. Odpaliliśmy i momentalnie słyszę, że te kolumny się bardzo udały. Od razu też zapytałem, na ile są wycenione, a słysząc że na przedział 8-9 tysięcy natychmiast pomyślałem, że wielu ludzi mieć będzie z tego autentyczną radochę.

Powód drugi jest bardziej egoistyczny, bo będę samochwałą. Mam pewien udział w tych głośnikach, gdyż strojone były moim systemem i moimi uszami. Parę razy w dodatki, co polegało na przelutowywaniu oporników i kondensatorów w zwrotnicy, a także na zewnętrznych, już nie u mnie robionych, modyfikacjach obudowy. Aż wreszcie, za czwartym bodaj razem, uznaliśmy z konstruktorem, że wszystkie wytyczane przez płyty i nas samych wymogi zostały spełnione, to znaczy słucha się super przyjemnie i z zaangażowaniem.

Tu wstęp możemy pożegnać (i co, ile było?), by przejść do sprawy zasadniczej, określającej produkt. Produkt – podkreślmy – tani, a już wiemy, że dobry estetycznie, wiemy także, że wybitny brzmieniowo, ale nie wiemy dokładnie w jaki sposób.

Wczoraj spędziłem w towarzystwie Audioform Adventure 100 wiele godzin, a nie słuchałem ich wcześniej przez jakieś dwa miesiące. Praca, praca i wciąż ta praca – co rusz to inny odsłuch, a sprzęt w większości drogi, nieraz same słuchawki dwa razy droższe niż te Audioformy. A kolumny to już w ogóle – od czterdziestu do trzystu tysięcy. Więc co? Biedne te Audioformy? Otóż wcale a wcale! Fakt, sprzęt dostały do pomocy porządny; sam kabel głośnikowy Acoustic Zen Absolute dużo od nich więcej kosztuje, a interkonekt Sulek 6×9 to nawet ponad dwa razy. Odtwarzacz za czterdzieści tysięcy do tego i sekcja wzmacniania kolejne tyle, a kable zasilające także każdy od pięciu w górę. Nie pasuje taki system – powiecie. Może faktycznie, ale za to ujawnić takie coś mogło, ile te Adventure 100 warte. A warte dużo więcej niż te faktyczne osiem sześćset, przy czym słowo honoru, że nic mi do z tego zysków, sama najwyżej satysfakcja.

A teraz słowo najważniejsze – słowo o konkrecie brzmieniowym. Audioform Adventure 100 to nie są głośniki studyjne, nie przeznaczone do tego, żeby wyciągać pęsetą detale i oglądać pod mikroskopem. Także nie po to, by były ultra neutralne – jak letnia woda w kranie – i żeby potem jakiś pan recenzent mógł napisać, że jak ich słuchał, to mu się niezbyt podobały, ale odkąd je oddał, to ich mu brakuje. To nie jest ta historia, tu niczego nie trzeba ratować tłumaczeniami. Audioform Adventure 100 to są kolumny do zżerania – niczym najlepszy hamburger z porządnymi frytkami na prawdziwym, włoskim keczupie, albo jak super żarcie z grilla, smażone rydze, czy fachowo pieczona z jabłkami i śliwkami kaczka. To się żre a nie szuka w tym ości, udając że jest fajnie.

I równie eleganckie jako para.

Bo ten dźwięk jest właśnie wysmażony, aromatyczny, ociekający jakością. Do słuchania i do kochania, a nie udawania, ehem, zadowolonych znawców. To nie jest „zdrowa dieta”, że żebra po niej widać i zęby wyłażą z dziąseł, tylko się nażresz i będziesz leżał, i będziesz cały zadowolony. Cholesterol tak ci podskoczy, że się ze łba będzie kurzyło, ale – co stanowczo podkreślam – to nie jest żaden fast food, tylko wykwintna restauracja.

Przejdźmy wreszcie od wstępnych pochwał do konkretnych konkretów. Tonacja jest lekko obniżona, ale sopran na tym nie cierpi. Składników basowych jest więcej, skutkiem czego soprany pełniejsze i bardziej dociążone, ale nie pozbawione otwartości i mocy. Doskonale to pokazują wysokie tony fortepianu i instrumenty dęte. Jedne i drugie mocne, złociste a nie srebrzyste, lecz przejmująco wibrujące; bez śladu najmniejszego przycięcia, przynajmniej nie w warstwie normalnego odbioru. Więc góra może zachwycać jednocześnie otwartością, trójwymiarowością, złocistą barwą i mocą. I trzeba jeszcze podkreślić, że ten nowy tweeter (przełożony już teraz do wszystkich kolumn Audioforma) daje nie tylko samą trójwymiarowość, ale też wzmacnia holografię, i to w wydatny sposób.

Poniżej tony średnie, a przy nich uwaga o cieple. Kolumny docieplają, dźwięk nie jest neutralny. Docieplają bardzo przyjemnie, akurat by się podobało a nie trzeba było się wietrzyć. I docieplają w sposób lubieżny, bo głosy mają słodycz, ale nie w sposób nadmiernie lepki, że jakbyś ssał cukierek. Dojrzałe, ciepławe, pozłociste i lekko chropawe głosy są jednocześnie nośne i nie brak im dynamiki, dramatyzmu, a w razie potrzeby drapieżności. Są super przyjemne pod każdym względem, bo dociążone a otwarte, ciepłe a nie za ciepłe i słodko-pozłocisto-chropawe ale nie cukierkowate. W dodatku bardzo mocne i dynamiczne, a także duże jako źródła. Zawieszone na dobrej wysokości, wpisane w super (naprawdę super) stereofonię i mocno odczuwaną, ożywioną porządnie przestrzeń. Przestrzeń mającą swój ciężar własny a jednocześnie transparentną – i co ogromnie działające in plus – całkowicie oderwaną od kolumn oraz holograficznie w bardzo zdecydowany sposób rozpisaną na plany. To dużo razem więcej niż można by oczekiwać od głośników za kilkanaście a nie osiem tysięcy. Nie taka wprawdzie szczegółowość jak u tak kosztujących Diapason Adamantes i nie tak finezyjną kreską kreślony kontur, ale treść absolutna rewelacja w sensie czystej przyjemności słuchania, podobnie jak holografia i stereofonia.

A grają palce lizać.

Wszystko to nie byłoby możliwe bez odpowiedniego udziału basu. Ten nie jest wstrzemięźliwy, laboratoryjnie zważony, tylko jak pan Zagłoba – gruby, rubaszny wesoły. Ale uwaga – nie tylko taki. Także budzący respekt mocą i rozległością obszaru. Jak w muzyce elektronicznej się ozwą basowe tła, to są to górskie masywy a nie jakieś rachityczne obłoczki. A jak bęben wali, to na całego. A jak wiolonczela (nie mówiąc o kontrabasie) zjeżdża w niskie nuty, to aż ci ciarki wyskoczą.

Odsłuch cd.

Stopa, że nawet słoń takiej nie ma.

   Przestudiowałem ten bas dokładnie także pod kątem swoistości brzmień i pogłosu. Na tyle jest nisko schodzący i jednocześnie zachowujący swoistość, że deska pod obcasem stepującego to prawdziwe drewno a nie sam trzask. Ale z kolei sam pogłos aż na granicy przedobrzenia, że już dalej ni kroku. Wraz z tym głosy dojrzałe, pogrubione, choć w przypadku sopranów należycie strzeliste i wcale nie za ciężkie. To samo w przypadku tenorów, bynajmniej nie oscylujących ku barytonom; najwyżej kontratenorom basowym albo tenorom dramatycznym. Ale normalna mowa już tak, już pogrubiona, dojrzała, cięższa. Ale tu wkraczają do akcji szczegółowość, transparencja, otwartość i super czucie przestrzeni. Dzięki nim zjawia się znakomite rozróżnienie postaci na scenie oraz samych scenicznych planów, a także oddzielenie jakościowe struny od struny, jednego od drugiego instrumentów dętych, każdego słyszanego głosu. W efekcie wielki spektakl – nie waham się użyć słowa wielki. Tak jak mówiłem – to się żre, to się chłonie, czujemy przemożną radość z tak podawanej muzyki. To nic, że jest trochę podkręcona basem, za bardzo złota a nie dość srebrna. Że dyszkanty nie do końca są dyszkantami i dlatego wyjec z rokowego zespołu (specjalnie biorą tam wyjców) wył będzie niższym aniżeli faktycznie ma głosem. Fun factor jest maksymalny, powstając na styku melodyjności, otwartości, transparencji, pełni, holografii, ciepła, przyciemnienia i basu. Coś kapitalnego jaka mieszanka i za jakie maciupkie pieniążki! To prawda, że akurat w tym torze wspierane przez duże, ale na pewno da się też świetnie przy wsparciu mniejszych.

Cóż więcej? Także na pewno to, jaka ta muzyka jest bliska i daleka. Daleka, bo cała za głośnikami i cała w od nich oderwaniu; a bliska, bo mimo to wykonawcy tak są obecni, że masz z nimi bezpośredni kontakt. Są jakby naprawdę byli, parę kroków i są przy tobie. Żadnego pośrednictwa, odejścia w perspektywę. To tyczy nie tylko wokalistów ale całej muzyki. Jesteś na koncercie, w klubie, tuż, blisko, to się dzieje. Zwłaszcza że świetne czucie przestrzeni i scena spójna – żadnej luki, żadnych martwych obszarów.

A dźwięk, że mało kto ma.

Rewelacyjne oklaski i żadnych problemów z wypełnieniem dużego pokoju, chociaż dźwięk cały przed słuchaczem; nie oskrzydlający i nie wychodzący poza ściany, jedynie za tą z tyłu. Pomimo tak dużego basu wysoka odporność na zakłócenia basowe. Bass-refleks w krytycznych sytuacjach był u kresu wysterowania, ale tak na ułamki sekund i nie w sposób irytujący. W zamian super basowe przeżycia – w dół głęboko schodzące i się rozchodzące na przestrzeń, że to na pewno wolę niż wstrzemięźliwość kontrolowaną. Trochę zarazem żałowałem, że już interkonekt Hijiri na AVS wyjechał, bo ciekawym by było, jak z nim ten bas się układa.

Poza generalną zabawą na bardzo wysokim poziomie jakościowym i bardzo niskim cenowym jest jeszcze jedna zbitka warta wyeksponowania. Zbitka łatwości z ciekawością. Bo słucha się nadzwyczaj łatwo – nic dosłownie z zabawy nie wybija i żaden się nie zjawia mankament – a jednocześnie to brzmienie jest nie tylko łatwe, ale także ciekawe, intrygujące, fascynujące aż. W odpowiednich momentach też tajemnicze albo dojmująco liryczne, że w efekcie pełna paleta emocjonalna, a jedynie nic z wystudiowanej neutralności, trzymania w ryzach, staropanieńskiej samokontroli i towarzyszącej jej na zawołanie histerii. Też żadnej trudności z napędzaniem – grymasów dla sprzętu i kabli. Pewnie, że jak dać lepsze, to lepiej, ale da się też ze słabszymi.

I może jeszcze jedna zbitka – kontrast góry i dołu. Bo raz jeszcze napiszę: bas wyjątkowo jest mocny, ale soprany też mocne i otwarte. A mimo to nie ma wrażenia gry skrajami, jak to ma miejsce na przykład w słuchawkach Fostex TH900. Środek jest też wyeksponowany, w razie potrzeby najbardziej. I tak jest przy tym ładny, że się od razu zakochasz. Chyba że lubisz te chude, blade, przeźroczyste i na patykowatych nogach. Do tego drajw, tempo, dynamika – po całych godzinach słuchanie się nie nudzi i nie ma uczucia zmęczenia.

Naprawdę!

Podsumowanie

   Aż się spociłem od tego chwalenia, a wcześniej od słuchania. Ale już się powachlowałem, ochłonąłem i jestem trzeźwy. Nowe Audioform Adventure 100 nie są dla osób wstrzemięźliwych – pragnących słuchać w sposób wystudiowany, ciesząc się neutralnym podejściem i techniczno-realizacyjnym stylem profesjonalnym. Dla zdeklarowanych abstynentów, stroniących od muzycznych alkoholi i mniej skłonnych do najmocniejszych wzruszeń, będę miał niedługo inne polskie głośniki za zbliżone pieniądze. Te są natomiast dla chcących się wkręcać na całość w atmosferę zabawy, cieszyć michę uśmiechem, tupać i wymachiwać. Żeby był drajw, ubaw, radość, a nie dywagacje nad miarą basu i prawidłową lub nie kolorystyczną gamą w koloraturze sopranów. Bo wprawdzie soprany koloraturowe brzmią w tych Audioform rewelacyjnie, ale przy ich słuchaniu zwyczajnie szkoda czasu na analizy, lepiej się oddać muzyce. Zwłaszcza że oferuje tyle specjałów; tak bardzo rzadko zbieranych razem w imię czystej radości, w tym fantastyczną umiejętnością rozdzielenia muzycznego materiału na partie przy pełnej klasie każdej z nich. Że jest holografia i całkowite oderwanie, a jednocześnie głosy bliższe i dalsze tak pięknie współpracują i same są tak piękne, tak obecne. Pełna magia, do tego wolna całkiem od obcości. Nie ma żadnej dziwności, no chyba, że sama muzyka dziwna; natomiast jest czar i jest tajemniczość, że chce się słuchać i słuchać.

Może z tą chęcią przesadzam, może to tylko pod mój gust tak bardzo, aczkolwiek mam wiele gustów i różne style grania mi przypadają do gustu. Jak będą te Audioform na AVS i będą tam w dobrym towarzystwie, to sami się przekonacie. Mam obawy czy będą, z niepokojem do ich sali będę wchodził. Ale miejmy nadzieję, że zagra tam naprawdę dobrze i się nie będę musiał tłumaczyć. A tutaj z serca jeszcze napiszę, że mi się ten wieczór z Audioform Adventure 100 strasznie podobał i naprawdę się cieszą, że takie głośniki trafiają do klientów za niewiele ponad osiem tysięcy. Bo wprawdzie twórca Tomasz kręcił nosem, że co duże kolumny to duże, ale spektakl z Audioform Advenutre 100 też może być duży i super. Zero wad, sama najlepsza zabawa; no chyba, że pan analityk albo księgowy. To dla pana jest co innego…

 

W punktach:

Zalety

  • Nieduże głośniki, wielka zabawa.
  • Do radości słuchania a nie analiz.
  • Otwarte, strzeliste, przestrzenne soprany.
  • Mocny, chropawo przyjemny i ciepły środek.
  • Potężny, przestrzenny, detaliczny bas.
  • Ogólne dociążenie i przyciemnienie.
  • A jednocześnie stu procentowa przejrzystość i transparencja.
  • Duży spektakl, prawie jak z dużych kolumn.
  • Pełna szczegółowość całkowicie na służbie muzyki.
  • Doskonałe czucie przestrzeni i tej przestrzeni pełna żywość.
  • Całkowite oderwanie dźwięku od kolumn.
  • Dobitna wieloplanowość poparta holografią.
  • Głęboka za głośnikami scena.
  • Bezpośredni kontakt z wykonawcami.
  • Rewelacyjny fortepian i instrumenty dęte. (Bliskie tym odtwarzanym przez tuby.)
  • Moc, drajw i dynamika.
  • Jako wypadkowa łatwość słuchania a jednocześnie brak nudy.
  • Pełny walor emocjonalny wzbogacany o tajemniczość.
  • Mocny pogłos, ale unikający wrażenia obcości.
  • To wszystko za relatywnie bardzo małe pieniądze.
  • I bardzo dobrze się prezentuje wizualnie.
  • Dopracowana akustycznie obudowa.
  • Wysokiej klasy głośniki.
  • Niewielka ilość zajmowanego miejsca.
  • Nadają się do małych i dużych pokoi.
  • Posadowienie na półkulach, nie wymagające kolców i nie rysujące podłogi.
  • Łatwość podpinania i oszczędność na długości kabla głośnikowego.
  • Zwrotnica oddzielona od sekcji głośników.
  • Made in Poland.
  • Znany producent.
  • Mogę się pod nimi podpisać.
  • Rewelacyjny stosunek jakości do ceny.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Nie dla lubiących styl analityczny, wstrzemięźliwy, wyważony i neutralny.
  • Wraz z obniżoną tonacją głosy ludzkie trochę niższe niż w rzeczywistości.
  • Warto dokupić porządne zwory.

 

Dane techniczne Audioform Adventure 100:

  • Kolumny 2,5 drożne, otwarte, w układzie głośników d’Appolito.
  • Moc: 100 W.
  • Impedancja nominalna: 6 Ω.
  • Efektywność: 87 dB.
  • Pasmo przenoszenia: 40 Hz – 23 kHz.
  • Zwrotnica: 12 dB na oktawę/18dB/18dB.
  • Podziały zwrotnicy: 325 i 2600 Hz bez filtra pasmowo-przepustowego.
  • Strojenie rezonansu obudowy: 40 Hz.
  • Wymiary: 1000 x 325 x 230 mm.
  • Waga: 20 kg.
  • Cena: 8600 PLN

 

System:

  • Źródła: Ayon CD-35 Signature.
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1.
  • Kolumny: Audioform Adventure 100.
  • Interkonekty: Crystal Cable Absolute Dream, Sulek Audio 6 x 9.
  • Kabel głośnikowy: Acoustic Zen Absolute.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power
  • Reference One, Sulek Power.
  • Zwory: Oyaide
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Listwy: Power Base, Sulek Audio.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

21 komentarzy w “Recenzja: Audioform Adventure 100

  1. Marcin pisze:

    Panie Piotrze,
    Czy wg Pana te kolumny dobrze się zgadają z Heglem H190? Ten ostatni zamierzam kupić, tylko czekam na Pańska recenzję :).

  2. hifiphilosophy pisze:

    Jak się nie mylę, to dokładnie takie zestawienie ma grać na AVS. Spodziewam się posłuchać, to napiszę. Powinno to zagrać, ale skontrolować nie zaszkodzi.

  3. Marcin pisze:

    Super, dziękuję. A czy jest Pan w stanie mniej więcej określić, kiedy można się spodziewać recenzji H190? I najważniejsze – czy jest szansa wykorzystać te Audioformy w recenzji tego Hegla? Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      O Hegla zapytam dziś w Warszawie. Trochę jednak na pewno zejdzie, bo najpierw opisy i relacje z AVS, a ma być tego sporo.

  4. 123 pisze:

    może sobie nie musi Pan firmy przedstawiać ale nie pisze Pan do siebie i dla siebie

    1. Piotr Ryka pisze:

      Piszę jak najbardziej sobie, ale faktycznie nie dla siebie. Natomiast po to jest na stronie wyszukiwarka u góry po prawej, żeby tam wpisać np. audioform – i wówczas starsze recenzje dotyczące firmy się ukażą i jej historię będzie można sobie przyswoić.

  5. ls pisze:

    Jedne z fajniejszych kolumn, jakie słyszałem na AVS. Teraz wygrzewają się u mnie te trochę mniejsze, czyli M100. Jest dobrze, a nawet bardzo dobrze 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      To się cieszę.

      1. ls pisze:

        Z każdą kolejną godziną odsłuchu jest jeszcze lepiej. Tak, można ich słuchać i słuchać. dźwięk dynamiczny. Wysokie tony są dźwięczne, średnica bardzo naturalna, bas zwarty, kontrolowany. Nie potrafię to tak opisać jak pan Piotr, ale to jest moje brzmienie, takiego poszukiwałem. Świetnie się komponują ze wzmacniaczem Baltlab Epoca 3. Póki co mam wiele radości.

  6. Piotr Ryka pisze:

    Odnośnie Hegla i Audioformów na AVS, to kiedy byłem w ich pokoju, gospodarz realizował osobliwy projekt sprawdzenia brzmienia ze starym wzmacniaczem Technicsa. Nie grało to rewelacyjnie, chociaż nieźle. Tak więc względem Hegla, to trzeba poczekać na jego recenzję.

    1. Marcin pisze:

      Czy w takim razie można liczyć na udział Audioform Adventure 100 w recenzji Hegla H190?

      1. Piotr Ryka pisze:

        Miejmy nadzieję. Są duże szanse.

  7. ls pisze:

    Z każdą kolejną godziną odsłuchu jest jeszcze lepiej. Tak, można ich słuchać i słuchać. dźwięk dynamiczny. Wysokie tony są dźwięczne, średnica bardzo naturalna, bas zwarty, kontrolowany. Nie potrafię to tak opisać jak pan Piotr, ale to jest moje brzmienie, takiego poszukiwałem. Świetnie się komponują ze wzmacniaczem Baltlab Epoca 3. Póki co mam wiele radości.

  8. tommypear pisze:

    Panie Piotrze a sluchal Pan moze serii nord ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie, nie słuchałem.

  9. ls pisze:

    No i stało się. Zamówiłem. Nie mogłem sobie odmówić. Najprawdopodobniej za dwa tygodnie będę szczęśliwym posiadaczem tych kolumn. Myślę,że zostaną u mnie na dłużej niż wszystkie poprzednie kolumny. Gratulacje dla konstruktora.

    1. RH pisze:

      To może od razu wzmacniacz lampowy od SkyAudio, z którym grały na AVS? 🙂
      Świetne połączenie, które wszystkich, również przez swoją przypadkowość, zaskoczyło.
      pozdrowienia

      1. ls pisze:

        Tak, słyszałem. Świetnie to grało. U mnie kolumny są połączone z Baltlabem Epoca III i też to świetnie brzmi. Na wzmacniacz SkyAudio muszę jeszcze trochę pooszczędzać :). W każdym bądź razie dodałem firmę do książki adresowej. Myślę, że to tylko kwestia czasu zanim stanę się posiadaczem tego wzmacniacza.

  10. Grzesiek pisze:

    Audioform ma jakiś cennik, gdziekolwiek ? Ile kosztują te M100 ?
    Dziękuję 🙂

  11. Dariusz Kudliński pisze:

    Panie Piotrze w jakiej odległości od ściany najlepsze ustawienie

    1. Piotr Ryka pisze:

      Ale bocznej czy tylnej?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy