Recenzja: Audio-Technica ATH-A2000Z

Audio-Technica_ATH-A2000Z_HiFiPhilosophy_009   To raz jeszcze Audio-Technica, na finał. Takim finałem powinien być wprawdzie nowy flagowiec, ale że na razie go nie ma, będziemy musieli zadowolić się modelem o oczko niższym, których to oczko niższych modeli japońska firma oferuje kilka. Nie jak inni, którzy z reguły posiadają jedne słuchawki pełniące rolę następnych po flagowych, tylko trzy takie, z których jedne to model otwarty a dwa zamknięte. Te pozostałe, czyli ATH-AD2000X oraz ATH-W1000Z, zostały już opisane, a teraz pora na ostatnie z wiceflagowych – zamknięte ATH-A2000Z.

Warto przypomnieć w tym miejscu znaczenie liter X i Z na końcach sygnatur. Każda oznacza modyfikację, z tym że Z tą późniejszą, najbardziej aktualną. Tak więc słuchawki ATH-A2000Z to dwakroć zmodyfikowany model ATH-A2000, który jakieś osiem lat temu zawitał na światowe rynki, stając się dla obserwatorów poczynań sławnego japońskiego producenta pewnym zaskoczeniem. Wcześniej bowiem zaraz za liderującymi ATH-W5000 o hebanowych pokrywach lokowały się te już opisane otwarte AD2000, a także zamknięte W1000 o podobnie drewnianych obudowach, a wraz z tym sprawa zajmujących drugą pozycję w hierarchii wydawała się sfinalizowana i nikt żadnego nowego gracza się nie spodziewał. Można więc było liczyć jedynie na następców a nie uzupełnienia, a tu tymczasem ktoś mający moc decyzyjną w sztabie konstrukcyjnym Audio-Techniki zadecydował o powstaniu jeszcze jednego prawie szczytowego modelu o budowie zamkniętej, mającego pokrywy nie z drewna tylko z tytanu.

Tytan to surowiec niemalże czarodziejski, jeszcze bardziej od żelaza i stali. Zróbcie na sekundę krok w tył od czysto słuchawkowej problematyki i pomyślcie, jak nasza cywilizacja by wyglądała, gdyby metale twarde i ich stopy nie były dostępne, albo gdyby nie było możliwe ich upowszechnienie. Kiepsko by było, nieprawdaż? Obróbka kamienia pozostawałaby czynnością niezwykle czasochłonną, jak było w czasach kamienia łupanego i gładzonego, a orka drewnianym radłem to, powiedzmy sobie szczerze, akt czystej desperacji. Spośród tych twardych, wyznaczających technologiczne standardy metali, tytan jest najszlachetniejszym ze szlachetnych, ale niestety, jak to ze szlachectwem bywa, rzadkim i drogim. O jego nadzwyczajnych przymiotach decyduje dwakroć prawie większa względem żelaza lekkość w połączeniu z większą twardością, wyższą temperaturą topnienia i odpornością na korozję. Tak więc tytan to prawdziwy rarytas a nie tylko nazwowy gigant, osłony z którego u ATH-A2000Z są niewątpliwą nobilitacją i próbą wdrożenia czegoś nadzwyczajnego. Nieszczególnie przy tym koniec końców drogiego, jako że najnowsza, świeżo zmodyfikowana Audio-Technica ATH-A2000Z kosztuje $650, co na naszym rynku przełożyło się na cenę 3400 PLN; identyczną jak w przypadku modelu ATH-W1000Z o drewnianych muszlach.

Budowa

Kolejna Audio-Technica na naszych łamach. Tym razem sprawdzamy model ATH-A2000Z, będący liderem odświezonej serii ART.

Kolejna Audio-Technica na naszych łamach. Tym razem sprawdzamy model ATH-A2000Z, będący liderem odświezonej serii ART.

   Przejdźmy do konkretów. Słuchawki prezentują się świetnie, albowiem te tytanowe osłony rzeczywiście zdobią. Srebrzysto-popielaty metal  o wyraźnym połysku oraz odcieniu niespotykanym pośród rzeczy codziennego użytku, uzupełniono nie rzucającym się w oczy, delikatnym grawerunkiem i okolono matowymi obwiedniami. Reszta, to znaczy pałąk, jego mocowania, kabel i brak regulacji, są dla Audio-Techniki typowe i kilka już razy opisane, a względem flagowego modelu otwartego ATH-AD2000X różnica jest jeszcze taka, że pady wykonano z dobrej gatunkowo sztucznej skóry a nie weluru. O tej sztucznej skórze trzeba jeszcze dorzucić, iż to ona stoi za faktem, że opisywany teraz model A2000Z względem poprzednika z końcówką X staniał aż o 200 dolarów; tamten bowiem posiadał pady szczególne, ze sztucznej skóry Clarino, produkowanej przez japońską Kuraray Co., Ltd., podczas gdy ta teraz użyta jest tylko bardzo dobra, a nie niezwykła, na podobieństwo Alcantary z sennheiserowskich HD 800. Lecz dzięki temu teraz może być znacznie taniej, a zwyklejsza sztuczna skórka i tak jest w bardzo dobrym gatunku.

Względem otwartego flagowca inaczej dzieje się z jeszcze jedną rzeczą, mianowicie z trzymaniem. O ile w przypadku słuchawek ATH-AD2000X zmuszony byłem napisać, że siedzą na głowie nieco luźno, to o tych opisywanych teraz powiedzieć tak w żadnym razie nie można. Przylegają pewnie a zarazem bez zbędnego nacisku, idealnie rozkładając akcenty pomiędzy nacisk a wygodę. Reszta, o ile nie liczyć konstrukcyjnej różnicy otwarte-zamknięte, właściwie jest identyczna. Pasmo przenoszenia 5 Hz – 45 kHz, średnica membrany 53 mm, skuteczność 101 dB i waga różna o zaledwie pięć gramów, jak również impedancja odmienna zaledwie o 2 Ohmy. Taki sam też trzymetrowy kabel z przejściówką i podobne opakowanie w postaci tekturowego pudełka. Gdybyście jednak na tej podstawie podejrzewali, iż brzmienia też będą identyczne, to ostrzegam – nie będą.

I jak na wybijającego się reprezentanta przystało, 2000Z posiadają bardzo charakterystyczne, tytanowe wykończenie.

I jak na wybijającego się reprezentanta przystało, 2000Z posiadają bardzo charakterystyczne, tytanowe wykończenie.

Kończąc sprawy techniczne powiedzieć trzeba o czymś jeszcze, mianowicie o technologii wewnętrznego wykończenia zamkniętych komór, nazwanej przez Audio-Technicę Double Air Damping System (D.A.D.S), stale udoskonalanej. Bardzo różne daje ona efekty w poszczególnych modelach, zwłaszcza gdy idzie o dawki basu oraz pogłosu, a u A2000Z zastosowana została oczywiście najnowsza jej modyfikacja, dobrze wyważająca proporcje, o czym już teraz pozwolę sobie wspomnieć. Za samo tworzenie dźwięku odpowiedzialne są oprócz tej akustyki identyczne lub niemal identyczne przetworniki co u AD2000X i A1000Z, mające ręcznie nawijane cewki ze specjalnie spłaszczanego drutu aluminiowego stapianego powierzchniowo z miedzią beztlenową czystości 7N i napędzane magnesami z permenduru, czyli stopu żelaza z kobaltem oraz niewielkimi domieszkami wanadu, tantalu i niobu. Nie ma zatem elektromagnesów z tradycyjnego dla wysokiej klasy słuchawek neodymu, są za to permendurowe, charakteryzujące się niezwykle wysoką indukcją nasycenia, rzędu 2,43 Tesli.

Odsłuch: Przy komputerze

Wygląda to bardzo ekskluzywnie, choć wymaga dużej dozy dbałości od posiadacza. I nerwów u ich fotografa...

Wygląda to bardzo ekskluzywnie, choć wymaga dużej dozy dbałości od posiadacza. Jak również mocnych nerwów u ich fotografa…

   Zacznijmy od aktualnie obsługującego komputer zestawu złożonego z przetwornika Hegel HD30 i wzmacniacza słuchawkowego Schiit Ragnarok, czyli od warunków identycznych jakie przysługiwały kilka dni wcześniej słuchanemu modelowi ATH-AD2000X. Ściśle biorąc prawie identycznych, ponieważ dopiero teraz dotarł i użyty został dwużyłowy kabel USB ifi Gemini, dedykowany przystawce czyszczącej i uszlachetniającej ifi iUSB3.0, którą każdemu gorąco polecam.

A skoro warunki były prawie te same, wzbogacone o sam lepszy kabel, to nie ma sensu wracać do poszerzonych o wiele słuchawek opisów i skupmy się na samym porównaniu do tej otwartej Audio-Techniki ATH-AD2000X. Lepsze byłoby wprawdzie takie do też zamkniętej i tyle samo kosztującej ATH-A1000Z, ale że jej nie było, to i porównania nie będzie.

Ciekawość wzięła jednak górę i sięgnąłem najpierw po Sennheisery HD 600, jako utrwalony na przestrzeni dwóch dekad wzorzec brzmienia słuchawek z przedziału 1000-2000 PLN. Na tle trzy razy prawie droższego japońskiego konkurenta klasyk klasyków okazał się grać dźwiękiem wyczuwalnie wolniejszym i takim bardziej zobiektywizowanym a mniej zaangażowanym. To można zresztą opisywać na różne sposoby, kładąc nacisk albo na zalety obiektywizacji, albo zaangażowania. Tak czy owak HD 600 zachowywały do prezentowanej muzyki większy dystans, podając brzmienia płytsze, wolniejsze i dalej położone. Bardziej wodniste i mniej na emocje oddziałujące, lecz niewątpliwe potrafiące się podobać i bardzo poprawne. Jak zawsze przy tym kontrastowe i połyskliwe, a więc nie pozbawione efektowności. Jednak nie sposób było nie czuć, że Audio-Technica wyżej i przenikliwiej idzie z sopranami, tło muzyce podaje czarniejsze, a ją samą lepiej zgęszcza i bardziej nasyca smakiem. A że w dodatku wszystko u niej działo się bliżej, to i obraz ten działał mocniej i bardziej osaczał, bardziej wciągając słuchacza w obręb zdarzeń. A jeszcze wszystko mocniej było też rozedrgane i wibrujące, tak abyś w żadnym razie nie pozostał obojętny. Do tego dołączała przewaga drugiej krawędzi pasma, jako że bas w zamkniętej Audio-Technice niższe posiada zejście i nie jest zakłócany czymś, co można nazwać niepotrzebną przymieszką wyższych tonów.

Wsparte tytanem od zewnątrz i najnowszą wersją akustycznego wyścielenia D.A.D.S. od środka, japońskie słuchawki podawały bas czysto, przestrzennie i bliżej utwardzania niż zmiękczania. Był to bas gęsty, pozbawiony nadmiaru echa, matowy w odcieniu i robiący całościowo świetne wrażenie. Dokładnie wyważony ilościowo i wystudiowany brzmieniowo, w odróżnieniu od tego z modelu flagowego W5000 (przynajmniej tego z lat dawnych), dawał dowód trafności i skuteczności rozwiązania D.A.D.S., z czego wniosek płynął nieunikniony, że A2000Z mają powody kosztować więcej niż Sennheiser HD 600; aczkolwiek prawie trzykrotność ceny ma się nijak do różnicy w jakości brzmienia. Ta jest może, umownie licząc, rzędu dwudziestu, trzydziestu góra procent, a nie prawie trzystu. No ale tak to w audiofilizmie od dawna działa, że z niewielkich różnic jakościowych rodzą się wielkie cenowe. Ile z tego pochodzi od pazernej chciwości, a ile od rzeczywistych kosztów pójścia naprzód z brzmieniem względem doskonale sporządzonych tańszych rozwiązań, tego jednak fachowo oszacować nie potrafię, ponieważ żadna fabryka ani biuro projektowe słuchawek czy innego sprzętu nie pozostają moją własnością.

Pokryte tytanem komory akustyczne są jedynym charakterystycznym elementem tego modelu. Reszta wizualnego aspektu produktu wpisuje się w pełni w klasyczną bryłę marki Audio technica.

Pokryte tytanem komory akustyczne są jedynym charakterystycznym elementem tego modelu. Reszta wizualnego aspektu wpisuje się w klasyczną bryłę marki.

Przejdźmy do zapowiedzianego porównania z droższą o niecały tysiąc otwartą flagową Audio-Technicą ATH-AD2000X, która miała tu oczywiście do odegrania własną rolę, rolę słuchawek lepszych. I tu nie pojawiło się żadne zaskoczenie poza może tym jednym, że różnica między tymi z kolei słuchawkami okazała się dość analogiczna pod względem jakości względem poprzedniej, podczas gdy towarzysząca jej cenowa wydawała się być prawidłowo proporcjonalna, a nie dwa razy w przybliżeniu przeszacowana. Jakie techniczne zabiegi za różnicą tą stały, to pozostaje słodką tajemnicą producenta, ale fakt faktem – przy niemal identycznych parametrach technicznych brzmienia okazały się inne. A przy tym inne nie na prostej zasadzie otwarte kontra zamknięte, co byłoby czymś oczywistym i nie skłaniającym do dociekań, tylko w sposób dalece bardziej złożony.

Co za różnice i jakie style? Można uogólniając powiedzieć, że styl opisywanych teraz ATH-A2000Z okazuje się świetny ale całościowo prostszy i mniej zależny od klasy sygnału. Słuchawki grają wyjątkowo czysto i w oparciu o na całą szerokość rozwarte pasmo. Soprany szybują hen w górę, bas grzmoci mocno na dole, a pomiędzy nimi śpiew niesie się dźwięcznie i w sposób znamionujący wysokie techniczne zaawansowanie użytych przetworników. Nie brak mu misterności i dobrze wyrażających się akcentów indywidualnych, jak również specyfiki smaków, gęstości nasycenia barw, ciepła i przywołania żywych, naturalnie zachowujących się istot. Jednocześnie obraz jest, jak mówiłem, bliski i wciągający, a całość plenerowa duża i nośna. Słucha się więc świetnie i zaangażowanie samo do słuchacza przychodzi, a żadne pejoratywy temu nie przeszkadzają, toteż dopóki nie wchodzimy w porównania, wydaje się, że konkurujący w obrębie tej samej marki otwarty flagowiec ma za jedyną zaletę samo bycie otwartym, co wiele osób lepiej znosi od odcinających otoczenie słuchawek zamkniętych. Ale kiedy porównania ruszają i pierwsze próby są już za nami, wówczas różnice okazują się spore i niemal wszystkie na korzyść tych droższych otwartych.

Pierwsza i chyba najważniejsza dotyczy średnicy, obrazowanej najdosadniej przez zachowanie ludzkiego głosu. Pisałem w recenzji samych otwartych AD2000X, że głosy ludzkie traktują szczególnie, potrafiąc oddzielić ogólną przenikliwość sopranową i połyskliwość od narzucania tych akcentów ludzkim głosom. Tak więc na tle rozdzwonionej i połyskującej instrumentacji głosy okazują się u tych słuchawek w naturalny sposób bardziej matowe niż skrzypce, kastaniety albo dzwoneczki, a także odznaczają się dobrą miąższością przy braku podbarwiania niskimi tonami. Pozostają zatem całkowicie wolne od przekłamań i sztucznego efekciarstwa, czyli osiągania pozytywnego efektu w uproszczony sposób. Głos ludzki pozostaje w otwartym flagowcu wyłącznie ludzkim głosem, bardzo dobrze wyposażonym w obfity bagaż indywidualizmu i piękna.

Reszta wizualnego aspektu tego produktu wpisuje się w pełni w klasyczną bryłę marki Audio-Technica.

Klasyczny pałąk a la Audio-Technica.

– Indywidualizm artykulacji, muzyczne falowanie i odpowiednio ujmowana oprawa pogłosu – to wszystko jest u tych AD2000X mocno obecne i na tle tego opisywane teraz A2000Z wypadają słabiej. Miesza się u nich do ludzkich głosów sopranowa nuta zewnętrzna, podobnie jak miesza się połyskliwość. Tylko bas pozostaje na swoim miejscu, bo jak wcześniej pisałem, bas ten naprawdę zrobiony jest przednio. Niemniej i on nie miał tak złożonej i efektownej akustyki jak u otwartego flagowca, pozostając czymś bardziej jednorodnym i popisującym się bardziej niskością zejścia oraz dobrym uplasowaniem w paśmie, a mniej akustycznym oddaniem przestrzeni wewnętrznej instrumentów i akustyką odbić.

Odsłuch cd.

Co się zaś tyczy brzmienia, to wydaje się ono wręcz idealnie zbalansowane.

Odnośnie brzmienia, to wydaje się być bardzo dobrze przyrządzone.

   Sumarycznie zatem wypadło to tak, że zamknięte ATH-A2000Z okazały się grać blisko, wystarczająco gęsto, energicznie i z zaangażowaniem, ale w sposób mniej wyrafinowany i różnorodny niż otwarte ATH-AD2000X. Prezentowały styl bardziej ujednolicony w wyrazie, oparty głównie na rozwartości pasma, wspaniałej przejrzystości oraz świeżości brzmienia, a mniej na indywidualizacji i dopieszczającej dbałości o brzmienia poszczególne. To jednak wystarczało, by słuchacza natychmiast do nich przekonać, a nawet ułatwiało odbiór, w mniejszym stopniu zmuszając do skupiania uwagi na smaczkach i detalach, które dopiero w uważnych porównaniach na specjalnie dobranych fragmentach muzycznych pozwalały docenić większy kunszt droższego modelu. Ale trzeba mu przyznać, że prezentuje naprawdę mistrzowskie już zaawansowanie techniczne, nie ustępując flagowcom od Sennheisera czy Beyerdynamica, a że kosztujące upiorne zgoła pieniądze Audeze LCD-4 (których przez chwilę też porównawczo słuchałem) potrafią jeszcze więcej – to inna, jeszcze bardziej zaawansowana technicznie sprawa. Niemniej zarazem jest tak – i na to mocno zwracam uwagę – że brzmienia prostsze, o ile tylko właściwie są przyrządzane, potrafią dawać nie mniejszą satysfakcję, o ile tylko nie robić bezpośrednich porównań albo nie fiksować sobie w pamięci jakichś wzorcowo brzmiących fragmentów muzycznych. Bo po co psuć zabawę tęsknotą za rzeczami na które nas nie stać, albo z innych powodów nieosiągalnymi, jak choćby te paskudne Sony MDR-R10, które mnie tyle zdrowia kosztują.

 

Przy odtwarzaczu

Przy odtwarzaczu zrobiło się jeszcze ciekawiej, ponieważ ATH-A2000Z weszły na poziom reprezentowany przy komputerze przez ATH-AD2000X. Wiem, że te nazwy mogą się mylić, tak więc na wszelki wypadek napiszę, że tańsze zamknięte grały jak poprzednio droższe otwarte. Zyskały naprawdę dużo i pod każdym względem, a najbardziej spodobało mi się to, że całkowicie zapanowały nad sopranami, całościowo obniżając tonację, dzięki czemu ich brzmienie stało się bardziej dojrzałe i jeszcze chętniejsze do słuchania. Na przestrzeni dwóch jakichś godzin odsłuchu przebyłem cały używany zwyczajowo do ocen repertuar i zabawę miałem w trakcie tego pierwszorzędną. Bo w sumie nie jest najważniejsze, czy dane słuchawki grają poprawnie albo efektownie. Najważniejsze jest to, czy się ich dobrze słucha. A słuchało się tych zamkniętych Audio-Technik przednio i nic a nic w tym słuchaniu nie przeszkadzało. Wspomniałem już o sopranach i obniżeniu tonacji, a do tego jeszcze dołączał bas, który okazał się teraz znacznie jeszcze potężniejszy – i aż przestałem w efekcie rozumieć, jak jest możliwe, że flagowe zamknięte ATH-W5000 mogły go mieć przy tych samych co do schematu a teoretycznie lepszych przetwornikach i tym samym systemie D.A.D.S. za mało. Czy to ich heban tak źle współpracował, czy inny bies jakiś? W każdym razie ATH-A2000Z basu dawały zdecydowanie więcej i nie zawaham się napisać, że aż kilka razy. To był bas na całego i dla prawdziwego smakosza, a nie jakieś basowe resztki na skraju pasma.

W zasadzie nie można znaleźć jakiegokolwiek słabszego aspekty brzmienia. Wszystko jest poukładane, w idealnych proporcjach i świetnie wykończone. Brawo!

W zasadzie nie można znaleźć jakiegokolwiek słabszego punktu. Wszystko jest poukładane i w dobrych proporcjach.

Poza tym ATH-A2000Z są od zamkniętych flagowych W5000 zdecydowanie mniej echowe, natomiast scenę mają niestety mniejszą i mniejszą też niż ATH-W1000Z. Nie potrafią także sypać takim jak flagowiec worami szczegółów ani tak misternie dopieszczać detali, ale ze wzmacniaczem lampowym i super źródłem okazały się dużo bardziej smakowicie niż przy komputerze przyrządzać wokale, zachowując przy tym moc, szybkość i wciąż, a nawet jeszcze bardziej, prezentując wyraz brzmieniowy taki do brania od pierwszej do ostatniej minuty. Muzyka od razu brała w swój obręb słuchacza i nie rozczarowywała nawet po kilku godzinach słuchania. Nic nie męczyło, nie powstawało poczucie zamknięcia, żadnych nie było drażniących zniekształceń, stłumień, braku dynamiki, niedostatku mocy. Jazda na całego przez każdy repertuar – od skrzypiec po gitarę basową i od dzwoneczków po kościelne organy. Ogólnie w stylu nie przesadzającym z pietyzmem dla liryzmu i melodyjności, tylko raczej po trapersku, postawnie, po męsku – z drajwem, przygodą i parciem naprzód. Bardziej więc narracyjnie niż tkliwie i mocno a nie mizernie. Tak po rockowemu i zabawowo, a nie jejku-jejku-plim-plam-plum i niech ktoś mnie utuli…

Podsumowanie

W zasadzie nie można znaleźć jakiegokolwiek słabszego aspekty brzmienia. Wszystko jest poukładane, w idealnych proporcjach i świetnie wykończone. Brawo!

Wygląd zaś musi budzić najwyższe uznanie, czemu w sukurs przychodzi łatwość napędzania i wygoda noszenia.

   To są dobre słuchawki. Wrażliwe na jakość sygnału i chcące bardzo dobrego, ale radzące sobie też z gorszym, a równocześnie nie stwarzające ograniczeń najwybitniejszym nawet urządzeniom towarzyszącym. Nie wychodzą z nich wady ani gdy sprzęt jest słaby, ani kiedy najwyższej jakości, dzięki czemu zawsze są do lubienia i zabawy w naturalnym, nieskażonym jakimś manieryzmem stylu. Pomaga temu przede wszystkim bas, szybkość i dobre nasycenie, a panowanie nad sopranami nie jest wprawdzie mistrzowskie, ale gdy się dłubnie przy wzmacniaczu i źródle, to ono też powinno być super. W dodatku napędzanie jest bardzo łatwe i już niewielka dawka mocy krzesać będzie gęste, mocno atakujące dźwięki, czyli o tę dobrą zabawę rzeczywiście jest łatwo, a równocześnie nie będzie ona innym przeszkadzać. Bowiem walory użytkowe nie pozostają w tyle. Słuchawki dobrze izolują od otoczenia, są zaskakująco lekkie i bardzo wygodne, a wygląd mają wręcz popisowy, naprawdę efektowny. Z miejsca widać, że muszle to nie aluminium czy jakaś nierdzewna stal, a ażurowy pałąk nie grzeje w głowę, podobnie jak przyjemne w dotyku pady. Do tego dochodzi długi i elastyczny kabel, dzięki lekkości nic a nic nie ciągnący do dołu i pozwalający dzięki tej elastycznej długości siadać gdzie chcemy. Szkoda tylko, że brak mu odpinania i symetryzacji, które trzeba będzie we własnym zakresie ewentualnie załatwić, a jakiś woreczek do noszenia albo etui w podróż też by nie zaszkodziły, lecz wobec faktu, że woreczków na świecie nie brak, nie są to duże braki i zalety łatwo je przyćmiewają.

Generalnie słuchawki są brzmieniowo z poziomu Beyerdynamic T90, tyle że na pewno ładniejsze. Niestety obciążone japońską genetyką ekonomiczną, mającą bolesne następstwa. Wszystko co z Japonii jest drogie i na to nie ma rady, ale w zamian jest posmak egzotyki i czar Dalekiego Wschodu. I jeszcze w sukurs przychodzi bardzo dobrze tym razem sprawdzający się system D.A.D.S., a także inne chwyty techniczne, w postaci miedzi klasy 7N, tytanu, permenduru, elastomeru i super przetworników o specjalnymi uzwojeniu oraz średnicy aż 53 mm. W efekcie brzmienie dostajemy wprawdzie nie stricte takie jak u flagowych Sennheiserów, Beyerdynamiców czy od samych szczytów Audio-Techniki, ale już bardzo mu bliskie, z samego przedsionka szczytowości.

 

W punktach:

Zalety

  • Popisowa czystość i otwartość brzmienia.
  • Żadnego poczucia, że to słuchawki zamknięte.
  • Wciągająca słuchacza bliskość pierwszego planu.
  • Duża (chociaż nie ogromna) scena.
  • Świetna stereofonia.
  • Dobra gęstość i nasycenie dźwięku.
  • Naprawdę mocny bas.
  • Pełna otwartość sopranów.
  • Dobra jakość wokali; przy wysokiej klasy torze nawet bardzo dobra.
  • Nuta ciepła, a już na pewno żadnego chłodu.
  • Spora melodyjność.
  • Główny akcent na spontaniczność i dobrą zabawę.
  • Wyważone, z umiarem dozowane pogłosy.
  • Szybkość.
  • Dynamika.
  • Drajw.
  • Bardzo łatwe do napędzenia.
  • Akceptują różne poziomy jakościowe aparatury towarzyszącej.
  • Zaawansowane technologicznie przetworniki.
  • Sprawdzający się system D.A.D.S.
  • Lekkie.
  • Wygodne.
  • Nie grzeją.
  • Długi, elastyczny, lekki i ogólnie dobrej jakości kabel.
  • Bardzo ładne.
  • Made in Japan.
  • Polski dystrybutor.

Wady i zastrzeżenia

  • Odpinany przewód i drugi krótszy w komplecie, a także symetryczna końcówka, by nie zaszkodziły.
  • Podobnie jak jakiś woreczek lub etui do transportu.

 

Sprzęt do testu dostarczyła firma:

YWRkPTIwMHgyMDB4RkZGRkZGJmJnPTIzMHgyMzA=_src_12218-logo

 

 

 

 

 

 

Dane techniczne:

  • Słuchawki dynamiczne o budowie zamkniętej.
  • Cewki nawinięte specjalnie spłaszczanym drutem aluminiowym pokrytym stopowo miedzią czystości 7N.
  • Magnesy z permenduru.
  • Diafragma o średnicy 53 mm, pokryta siateczką z miedzi 7N.
  • Osłony zewnętrzne z tytanu o wykończeniu lustrzanym.
  • System akustyki wewnętrznej D.A.D.S.
  • Pasmo przenoszenia: 5 Hz – 45 kHz.
  • Moc maksymalna sygnału: 2,000 mW.
  • Czułość: 101 dB/mW.
  • Impedancja: 44 Ω.
  • Waga: 294 g.
  • Kabel: czterożyłowy długości 3.0 m z OFC-6N w osłonie elastomerowej.
  • Cena: 3400 PLN.

 

System:

  • Źródła: PC i Accuphase DP-700.
  • Przetwornik: Hegel HD30.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Schiit Ragnarok.
  • Słuchawki: Audeze LCD-4, Audio-Technica ATH-A2000Z, Audio-Technica ATH-AD2000X, Sennheiser HD 600.
  • Interkonekty: Tonalium Audio XLR, Siltech Royal Queen Signature RCA.
  • Kabel USB: ifi Gemini z ifi iUSB3.0.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

25 komentarzy w “Recenzja: Audio-Technica ATH-A2000Z

  1. Jacek pisze:

    Czy porównania w tekście do modelu który kosztuje tyle samo nie powinny być zamiast do A1000Z to do W1000Z?

    1. PIotr Ryka pisze:

      Tak, oczywiście, to błąd. Dziękuję za jego wskazanie.

      1. Jacek pisze:

        Czyli ogólnie obydwa modele stoją na tym samym poziomie lecz posiadają różne atuty? W1000Z większa scena i liryczność przekazu, natomiast A2000Z z mniejszą sceną i z większym impetem. Chciałbym jeszcze zweryfikować różnice w ilości sopranu, czy któryś model sypie z większą ilością?

        1. PIotr Ryka pisze:

          Soprany są chyba ilościowo podobne. A2000Z mają natomiast mocniejszy bas, ale poziom całościowy W1000Z zrobił na mnie większe wrażenie. To bardziej wyrafinowane słuchawki, a te teraz recenzowane bardziej prostoduszne i takie rockowe.

        2. Wojtek pisze:

          Ilościowo mniej więcej podobne, natomiast trzeba pamiętać, że A2000Z będą wydawały się ostrzejsze na pierwszy rzut ucha dzięki bardziej aktywnej wyższej średnicy tego modelu. Wykorzystam tę okazję, żeby nie zgodzić się z Piotrem co do sceny. Z całą pewnością nie powiedziałbym, że jedne mają zdecydowanie lepszą scenę od drugiej. Są to mocno od siebie różniące się sceny, o zupełnie innym kształcie i dystansie od słuchacza. W skrócie – to, że W1000Z grają stanowczo „dalej” od uszu, nie oznacza dla mnie wcale iż ich scena jest lepsza. Ale to już sprawa subiektywna. Z tych dwóch słuchawek, A2000Z zrobiły na mnie zdecydowanie lepsze wrażenie niż W1000Z. Określenie ich jako „bardziej prostoduszne i takie rockowe” raczej mi się nie podoba. Nie ma nic prostego w brzmieniu tych słuchawek.

          1. PIotr Ryka pisze:

            Scena W1000 jest bardziej podobna do tej z W5000, bardziej perspektywiczna. A co do upraszczania, to proszę zrobić porównanie z AD2000X na dobrym torze i stanie się jasne, co mam tu na myśli i co w recenzji zostało opisane. A chociaż nie miałem okazji bezpośrednio porównać, to wokale u W1000 wydały mi się bardziej dopieszczone brzmieniowo. Tu mogę się jednak mylić.

          2. Jarek pisze:

            W pełni sie zgadzam. Co więcej uważam, ze W1000 to straszliwy zmulacz i zaokraglacz brzmienia. Tak w ogóle to po odsluchu W1000, A2000Z i A1000Z wybrałem te ostatnie 🙂 Sa najbardziej uniwersalne! I najłatwiejsze do napedzenia 🙂

          3. PIotr Ryka pisze:

            Jarku, ty masz prawdziwy młyn ze słuchawkami.

  2. Sławomir S. pisze:

    Wzrasta ilość ciekawych modeli zamkniętych. Wydaje się, że ciekawym konkurentem dla A2000Z mogłyby być najnowsze T5p w udoskonalonej wersji. Czy szanowna Redakcja przewiduje wzięcie na warsztat?

    1. PIotr Ryka pisze:

      Przewiduje. Mają przyjechać we wtorek.

      1. PIotr Ryka pisze:

        I przyjechały.

        1. mario_l pisze:

          no to pięknie,
          czekamy na obszerną ecenzje z niecierpliwością 🙂

          1. PIotr Ryka pisze:

            Nie tak zaraz. Na razie są surowe.

        2. mario_l pisze:

          czekamy, czekamy
          obok słuchawek final audio pandora 6-tka mogą to byc najlepsze zamknięte headki w cenie do 4 tyś 🙂
          u A2000Z odpowiednich cech bycia naj w tym przedziale cenowym doszukać się nie mozna
          są bardzien na pziomie technicznym beyerów T70 a nowe AT zostały tak nieprzyzwoicie wysoko wycenione …

          1. Jarek pisze:

            No bez jaj! 🙂 Gdzie T70, a gdzie A2000Z! To dwa różne światy 🙂

  3. Patryk pisze:

    Final Sonorous 6 oraz Audioquest NH to najlapsze sluchawki za pozadana kwote jakie mozna kupic i ktore pozwola cieszyc sie naprawde muzyka.
    ??

    1. Piotrek Kosowski pisze:

      Patryku a czy może majstrowałeś w swoich Pandorach 6 coś z padami? Ja je mam już dłuższy czas, zakupiłem używane, jak się okazało z lekko większym przebiegiem niż myślałem. Są dla mnie tak okrutnie niewygodne, że zamiast słuchać muzyki to głowa boli. Zauważyłem że jeden z doświadczonych słuchaczy ma na nich pady z M50X.

  4. Sławek S. pisze:

    Proces formowania ciągle trwa czy zniechęciły do recenzji? (T5p)

  5. Marcin M pisze:

    Mam pytanie odnośnie montażu w muszlach w/w słuchawek gniazd kablowych.
    Czy montaż gniazd np. micro jack wpłynie na jakość dźwięku reprodukowaną przez słuchawki?

    1. PIotr Ryka pisze:

      Dobrze wykonany montaż dobrych jakościowo gniazd nie powinien pogorszyć brzmienia. Większość słuchawek przechodzi na odpinane kable a jakość ogólna raczej na tym nie cierpi.

      1. Marcin M pisze:

        Dziękuję za odpowiedź
        Pozdrawiam

  6. Piotrek Kosowski pisze:

    @ Jarek : „Tak w ogóle to po odsluchu W1000, A2000Z i A1000Z wybrałem te ostatnie 🙂 Sa najbardziej uniwersalne! I najłatwiejsze do napedzenia :)”

    Witam panów! Jarek, co do Twojej teorii o A1000Z to właśnie spotykam się z nią nie pierwszy raz. Na headfi wśród ludzi którzy porównywali te słuchawki na meecie 1:1 też wiele, zdecydowana większość, osób wybierała właśnie A1000Z. I że względu na dźiwęk, jak również ja stosunek ceny do jakości.

    Ja posiadam AD700X i A700X. Do czasu kiedy sprawiłem sobie beyery T1v2 obie Audio Technica bardzo lubiłem. T1 zdeklasowały je niemiłosiernie.

    No ale ze względu na cenę T1 nie pozwolę sobie na inne odsłuchy niż kanapowe loty, dlatego też te A1000Z wydają się złotym środkiem, jeszcze na tyle racjonalnym żeby brać je ze sobą wszędzie gdzie się chce.
    Czy zgodzicie się ze mną że to dobra teoria?

    Tak jeszcze dodam że pod wrażeniem T1 jestem od pierwszego momentu, oczywiście słuchawki już zmieniły się dalece od początku, ale bardzo ciekawi mnie szkoła ATH wysokich lotów 🙂
    Pozdrawiam

  7. AAAFNRAA pisze:

    No i zbliża się nowy flagowiec. Audio Technica ADX5000 otwarte, 420 ohm, nowy przetwornik. Ręcznie składane w Tokio, każdy egzemplarz numerowany, no i cena… 2190 EUR 🙂

    Robi się gęsto na słuchawkowym topie. Akurat lubię Audio Techniki i chętnie posłucham.

  8. Maniek pisze:

    Witam Panie Piotrze jaki dac by Pan polecał do tych słuchawek. Chodzi tylko o współprace z PC. Cena to 2000~2500zł.
    Pozdrawiam

  9. Piotr Ryka pisze:

    ifi iDSD micro Black Label.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy