Recenzja: Audeze EL-8 Openback

Audeze_EL-8_Openback_003_HiFi Philosophy   Znana dobrze wszystkim miłośnikom słuchawek amerykańska Audeze postanowiła uderzyć w niższy przedział cenowy i obok high-endowych Audeze LCD-3 oraz modeli z ich kosztowego pobliża wypuściła słuchawki nie szacowane na circa dwa tysiące dolarów, tylko na siedemset. Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do niewesołego faktu, że ceny dolarowe przeznaczone dla rynku amerykańskiego u nas znacznie są wyższe, bo przecież nie zarabiamy tak jak Amerykanie. Szkoda jednak czasu na ironię. Nie po to flota amerykańskich banków łupi słabszą resztę świata, żeby mieszkańcy USA nie mieli z tego pożytku. Tak więc zarobki mają tam wyższe a ceny niższe, by było sprawiedliwie. Albowiem jest sprawiedliwe, aby silniejszym żyło się lepiej. Stoi za tym zarówno proste, podwórkowe rozumowanie, jak i teoria Darwina, jawnie głosząca prymat silniejszego. Tak więc słusznie twierdził Luis de Funes w Manii wielkości – że bogaci są po to, żeby byli bogaci, a biedni, żeby byli biedni.

Ale słuchawki Audeze EL-8 nie są tańsze, gdyż są dla biednych. Są dla przenośnego sprzętu, a to oznacza pewne cesje na rzecz taniości. Młodszy klient, mniejsza waga, mniejsze gabaryty, wyższa skuteczność – to wszystko wymusza ustępstwa. Nie tylko są wprawdzie na ulicę, bo do tego nadaje się w jeszcze większym stopniu wersja zamknięta, ale takie ich przeznaczenie przewidziano przede wszystkim, a w każdym razie między innymi. Są w tej sytuacji naturalnym konkurentem dopiero co zrecenzowanych też amerykańskich OPPO PM-3 i do nich między innymi będziemy je przymierzali. Polska cena wcale nie jest przy tym specjalnie wyższa od amerykańskiej, gdyż dystrybutor się spiął – za co gromkie dlań brawa – i postarał o niższą marżę. W efekcie wynosi ona 2950 PLN, co nie brzmi szczególnie groźnie, ale mało także to nie jest. Zważywszy, że już za siedemset złotych mamy znakomite Beyerdynamic DT990 PRO, a za trochę ponad tysiąc takie przedmioty kultu, jak Sennheiser HD 600 czy AKG K701, powinniśmy oczekiwać za tyle bardzo dużo. Tym jeszcze bardziej, że za dwa osiemset oferują również nadające się na ulicę Grado RS2, a to już naprawdę nie przelewki.

Sytuacja dla nowych Audeze jest zatem poważna i mocno mimo tej niższej ceny i małej marży będą musiały się sprężać. Tak to bowiem w audiofilizmie jest, że cenę bardzo wysoką możesz dyktować wyłącznie w przypadku wyrobu wyjątkowego, nie mający tańszego ekwiwalentu; a kiedy takie ekwiwalenty na rynku się czają, klient niechybnie pójdzie do tańszych i wrzaski reklamowe oraz renoma marki nie zawsze są w stanie temu przeciwdziałać. Jednak w tym wypadku producent wydaje się niezrażony i mocno w siebie wierzący. W końcu odniósł niemały sukces, co go zapewne napawa otuchą. Marka Audeze wiele już znaczy na światowych rynkach i w słuchawkowym świecie, a jeśli zważyć, że to właśnie Audeze zapewnia nas o innowacyjności i zrealizowaniu w modelu EL-8 dawno powziętych zamierzeń, to nic tylko te nowe Audeze porywać i słuchać, bo ciekawość aż zżera. Ale spokojnie, najpierw zobaczmy jak ta realizacja wypadła w warstwie wizualnej, technicznej i pod względem ergonomii.

Wygląd i budowa

Po pancernym opakowaniu serii LCD nie pozostało ani śladu.

Po pancernym opakowaniu serii LCD nie pozostało ani śladu.

  Słuchawki są solidne i sporo ważą. Nie udało się Audeze nawiązać pod względem lekkości do konkurencji od OPPO, tak więc by było wygodnie, muszą te nowe EL-8 osiadać perfekcyjnie i częstować przyjemnym dotykiem. Tu, można powiedzieć, rozczarowania nie ma i wszystko się dobrze udało. Podłużne muszle (po raz pierwszy u tego producenta) i analogicznego kształtu pady z łatwością obejmą małżowinę nawet formatu XL, a wygodę zwiększa fakt, że pady są profilowane, czyli jak zwykle w takim wypadku szersze za uchem; a więc tym bardziej pasujące i zapewniające odpowiednie ułożenie. Nie gorzej ma się rzecz w odniesieniu do pałąka, który nie jest od strony głowy sztywny i jedynie na osłodę wyścielony, ale ma podpiętą od dołu elastyczną taśmę z doczepioną szeroką poduszeczką, dzięki czemu przylega dokładnie a zarazem lekko i miękko. W efekcie spory ciężar nie jest odczuwany i odebrałem słuchawki jako jednoznacznie wygodne. A nie tylko wygodne, ale w dotyku też miłe, jako że pady i obszycie tej podwieszonej pod pałąkiem poduszeczki są przyjemne i chłodne w kontakcie ze skórą. Producent nie chwali się co to za materiał, tak więc na pewno nie jakiś ekskluzywny, ale tworzywo dobrano odpowiednie i zdaje egzamin.

Rzecz ciekawa, konstrukcja pałąka w sensie bycia kształtką z paska metalu, zakończoną po obu stronach obrotowymi łączami, jest dokładnie taka sama co u OPPO i zapewne pochodzi od tego samego zewnętrznego producenta. Jedynie pasek zamiast obszycia oraz sposób chwytania muszli stanowią o odmienności. U OPPO jest to widelec, z obu stron mocowany, a u Audeze pojedynczy chwytak, pracujący analogicznie jak u Fostexa TH-900, tyle że mocowany do muszli tylko w jednym miejscu. Dzięki umiejscowionym na samym pałąku obrotnicom umożliwiający w przeciwieństwie do Fostexa a analogicznie do OPPO odkładanie słuchawek na płask, co ma swoje zalety.

Wszystkie te ergonomiczne udogodnienia nie powinny zaskakiwać, jako że projekt wizualny i ergonomiczny zleciło Audeze jednemu z najlepszych specjalistów – firmie BMWDesignWorks USA; czyli mającej siedzibę w Newbury Park – California, a biura projektowe w Monachium i Szanghaju, wyspecjalizowanej korporacji designerskiej, pracującej przede wszystkim na rzecz koncernu BMW, ale także dla Noki i Siemensa. Tak więc Audeze poszło tym razem na całość i sporo w model EL-8 musiało zainwestować, ponieważ takie projekty tanie nie są. W zamian oczekiwało zapewne bardzo dużo dobrego, ale dobra pomimo sporego ciężaru wygoda chyba nie do końca współpracuje w efekcie finalnym z eleganckim wyglądem. Na pierwszy rzut oka słuchawki mnie nie ujęły. Z jednego przede wszystkim powodu, jednak dla słuchawek najważniejszego, to znaczy kształtu i wykończenia pokryw zewnętrznych.

Tak jak i nazwa serii - oto: Audeze EL-8 Openback.

Tak jak i nazwa serii – oto: Audeze EL-8 Openback.

W przypadku modelu Openback są te pokrywy żebrowane i mające w tym żebrowaniu zaznaczone wyraźne A jak Audeze, a w modelu zamkniętym szczelnie są jednolite. W obu wypadkach jest to takie samo podwójne jajo, z których większe, stanowiące obwód, się uwypukla, a wewnętrzne, będące maskownicą, jest wklęsłe. Ale nie o to chodzi – jajo, nie jajo – tylko o fakt, że wyglądają te pokrywy jakby były z plastiku. A wcale nie są, bo wykonano je z metalu. Wszakże pociągniętego matową czernią, która plastik bardzo dobrze imituje. Zazwyczaj postępuje się na odwrót, to znaczy elementom plastikowym usiłuje nadać metalowego wyglądu, a tu jest właśnie w przeciwnym kierunku i moim zdaniem biuro designerskie od BMW w tym pobłądziło. Ale może taka panuje moda, może młodym ludziom takie coś się właśnie podoba? Efekty sprzedażowe pokażą. Nieszczególnie prezentuje się także kabel, będący czymś w rodzaju miniatury tego od Staxa i dużych Audeze, to znaczy też jest wielożyłową taśmą, tyle że o wiele cieńszą i węższą. Nie wygląda to źle, ale jakiś efektowny oplot byłby chyba korzystniejszy wizualnie. O pewnej ekskluzywności i wysokich ambicjach wyrobu miała też świadczyć drewniana opaska stanowiąca obrzeże muszli. Konsekwentnie, w nawiązaniu do padów oraz pokryw, jest ona wykończona matowo, a samo drewno szaro-brązowe, co wraz z pozostałą matową czernią nadaje słuchawkom posępnego wyglądu. Wyglądają jakby je zamówił u Audeze zakon karmelitów bosych bądź franciszkanów, ale ma to także swój urok, bo przecież nie wszystko na tym świecie musi błyszczeć i się mienić. Audeze EL-8 nie krzyczą – Tu jestem! – tylko właśnie usiłują nie rzucać się w oczy, co przy przeznaczeniu ulicznym jest jak najbardziej sensowne. Dyskretna elegancja – taki zapewne był zamiar. Wszakże to, niezamierzone zapewne, podobieństwo do plastiku moim zdaniem psuje efekt.

Wraz ze słuchawkami dostajemy jedynie kabel długości dwóch metrów i materiałowy pokrowiec, a przyzwoicie się prezentujący stojak i dodatkowe kable trzeba sobie dokupić. Opakowanie to porządne pudełko z bardzo grubej tektury; ładnie się otwierające i sensownie zaprojektowane. Szkoda tylko, że prawie nic oprócz słuchawek nie zawierające.

Wyposażenie i jego upakowanie zmieniono na bardziej przystające do dzisiejszych trendów.

Wyposażenie i jego upakowanie zmieniono na bardziej przystające do dzisiejszych trendów.

Pora zerknąć w stronę inżynierii dźwiękowej. To druga, obok projektowania wizualnego przez BMW, mocna teoretycznie strona nowych EL-8, a zarazem obszar wdrażania innowacji przez samo Audeze. Jak się z materiałów technicznych dowiadujemy, w innowacyjny sposób podwojono w nowej konstrukcji siłę magnesów neodymowych, co opatentowane zostało pod nazwą FLUXOR™ MAGNETIC TECHNOLOGY i dzięki czemu słuchawki mogą być lżejsze. Fakt – cięższe wprawdzie znacznie od przenośnych OPPO, są równocześnie wyraźnie lżejsze od własnej firmy modeli z serii LCD; tak o jakieś 200 gramów. Jest zatem w tym względzie postęp, chociaż nie przełomowy. Przełomem miała być natomiast nowa technologia na styku diafragma-cewka, gdyż oba te podstawowe składniki słuchawkowego przetwornika akustycznego  zoptymalizowane zostały w sensie geometrycznym, to znaczy dopasowania grubości i siły działania w zależności od miejsca położenia.

Diafragma okazuje się mieć różną w różnych miejscach grubość, co też zostało opatentowane i nazwane UNIFORCE™ DIAPHRAGM TECHNOLOGY, a co ma wyrównywać nierównomierności powstające na obszarze działania cewek magnetycznych – w przypadku słuchawek planarnych cewek pokrywających całą powierzchnię diafragmy, a nie jak u dynamicznych położonych jedynie w centrum i stamtąd oddziałujących. Pokrywających jednak nierównomiernie w sensie identyczności czasu i siły działania. Wścibscy internauci wyszukali jednak słabszą stronę tego projektu, polegającą na fakcie, że cewki są teraz tylko po jednej stronie, a nie jak u modeli LCD oraz u konkurencji od OPPO i HiFiMAN-a po obu. To musi osłabiać kontrolę i rodzi wątpliwość, czy aby te silniejsze magnesy i różnej grubości diafragma mogą takie osłabienie nadrobić. Ale może właśnie przegonić? Może będzie nawet lepiej? Przekonamy się.

Audeze_EL-8_Openback_006_HiFi Philosophy

Pierwszy kontak z nowym prodkutem Audeze jest do prawdy zadowalający. Przechodzimy do samych słuchawek.

Skutkiem starań o lżejsze cewki nie dziedziczą Audeze EL-8 po wyższych modelach dużej wagi, co tym jest wartościowsze, że dziedziczą po nich zwiększający wydatnie ciężar wynalazek zwany Fazorem.

FAZOR™ TECHNOLOGY to już jakiś czas temu opatentowana technologia specjalnej maskownicy z poziomych kształtek metalu, zamontowanych nad przetwornikiem od strony ucha. Ingerować mają te kształtki pozytywnie w brzmienie, na podobieństwo ustroi akustycznych instalowanych w salach odsłuchowych; zmieniając charakterystykę fali dźwiękowej – jak zapewnia Audeze – zarówno w sensie poszerzenia widma, zwłaszcza na górze pasma, jak i całościowo lepszego dźwiękowego obrazowania. Ten akurat wynalazek został już przez użytkowników sprawdzony i otrzymał wysoką notę.

Ważące 460 gramów Audeze EL-8 przenoszą pasmo 10 – 50 000 Hz i chwalą się 102-decybelową skutecznością. Przyjąć mogą w odbiorze chwilowym nawet 15 W mocy, a zalecana wartość mocowa wzmacniaczy to 1-4 W, co jak na sprzęt przenośny jest zaskakująco dużym wymaganiem. Średnica samego przetwornika wynosi 100 mm, a powierzchna diafragmy 34,3 cm². Jest to wprawdzie znacznie mniej niż u dużych OPPO, ale z grubsza analogicznie do ich przenośnego modelu PM-3, a poza tym już nieraz pisałem, że mniejszy przetwornik może być lepszy. Wszak najlepsze obecnie spośród słuchawek dynamicznych, Ultrasone Edition5, mają membrany o średnicy zaledwie 40 mm.

Brzmienie

Zupełnie nowa koncepcja stylistyczna jest bardzo estetyczna.

Zupełnie nowa koncepcja stylistyczna jest bardzo estetyczna.

   Wszystkie te techniczne zabiegi i wynalazki bardzo są zmyślne i mądre, ale sedno w tym, co z tego w sensie samej muzyki w uszach będziemy mieli. I tu, przyznać muszę, mocno od paru dni drapię się w głowę. Słuchawki przyjechały w stanie „surówka” i kilka tygodni uczciwie się wygrzewały, tak więc „zrobione” zostały odpowiednio do odsłuchów. Od paru dni tedy słucham i towarzyszą temu uczucia mieszane. W Internecie można, jak zawsze przy okazji dużych premier, przeczytać entuzjastyczne recenzje, nieodmiennie podczepione do strony producenta, a sam właściciel forum Head-Fi nad tymi Audeze skutkiem odbytych już w styczniu na wystawie CES odsłuchów się rozpływał. I wcale nie chcę powiedzieć, że całkowicie mijają się te relacje z prawdą. Ale zgodzić się z nimi tak do końca też nie umiem.

Producent anonsuje słuchawki jako przenośne, tak więc użycie ich ze sprzętem przenośnym pozostaje najważniejszym zadaniem i od niego rozpoczniemy.

Z Cowonem Plenue

Z flagowym odtwarzaczem Cowona zagrały nowe Audeze gęsto, masywnie, basowo, melodyjnie. Zdecydowanie wolałem przy tym tryb »Slow« w filtracji odtwarzacza, bo z »Fast« było za mało muzycznie; jakoś tak nerwowo i sztucznie. Soprany niepotrzebnie się podkreślały i wszystko faktycznie było takie „szybkie”, bez należytego oglądania się na muzykę. Za szybkie w każdym razie jak dla mnie i nie dość porządnie w sensie melodyki wypowiedziane. Może przy energicznych rockowych kawałkach ktoś miałby z tego szybkiego filtrowania radochę, ale sam nie miałem. Całkiem nie miałem ochoty na tego »Fast« w porównaniu ze »Slow«, tak więc w tym ostatnim na dobre osiadłem.

Skupię się w tej części odsłuchów na porównaniu Audeze EL-8 z OPPO PM-3, jako że to jawni konkurenci o zbliżonych parametrach i cenach. A przyznać trzeba na samym już wstępie, że różnica stylistyczna wynikająca z tych odsłuchów okazała się wyraźna, ani przez chwilę nie pozwalając o sobie zapominać. Żadne tam niuanse, tylko całkiem inne muzykowanie.

Poza charakterystyczną perforacją grili, nie ma tu żadnych nawiązań do serii LCD.

Poza charakterystyczną perforacją grili, nie ma tu żadnych nawiązań do serii LCD.

OPPO PM-3

Zrecenzowane już OPPO zagrały zgodnie z tym co stoi w ich recenzji – dźwiękiem bardziej przejrzystym, z bardziej podkreślającymi się a nieznacznie mniej melodyjnymi sopranami i ogólnie bardziej kontrastowo a jednocześnie bardziej klarownie. Mniej wypełniały, natomiast  bardziej stawiały na kontrapunkt delikatnych i dźwięcznych wysokich tonów na tle potężnego i masywnego basowego fundamentu. Basu pracującego w sposób bardziej odczuwany niż u Audeze, pozostającego na skraju pasma, tak samo jak bardziej wyśrubowane i osobne soprany. Pomiędzy mocno akcentowanymi skrajami pojawiała się średnica o dużej przenikliwości i indywidualizacji głosów; taka na przestrzał i bardziej niż u Audeze pasująca do analizy. Niewątpliwie muzyczna w całościowym sposobie bycia i całkowicie płynna, ale nie stroniąca od możliwości starannego przeglądu charakterystyki dźwięków i rozbioru brzmień na detale. Sprzyjała temu wyższa tonacja i większa lekkość dźwięku, a w pewnym stopniu także nieco dalej umiejscowiona scena, która mniej się wpierała do głowy, a przez to lepiej pozwalała oglądać. W żadnym razie nie było to granie jasne czy lekkie, albo tylko przejrzyste. Miało muzyczny czar, miało masę i miało nasycenie, ale mniej było zgęszczone a bardziej transparentne niż u konkurencji. Dołączało się do tego lekkie podbarwienie sopranami średnicy, nadające ludzkim głosom szczególnie wyraźnej artykulacji i działające odmładzająco; wraz z tą dokładną artykulacją sprzyjające możliwościom analitycznym w odniesieniu do dźwięku.

Znakomicie wypadła dynamika i szybkość, natomiast powierzchnia brzmienia była trochę bardziej chropawa niż u Audeze – i to nie tylko w sensie chropowatości stanowiącej końcowy sznyt dźwiękowych tekstur, nadający im swoistego uroku, ale do pewnego stopnia także w sensie mniejszej melodyjności. Taka bardziej w stylu płyt CD niż winylowych. Całościowo był to jednak niewątpliwie spektakl, którego przejrzystość, dynamizm i muzyczny czar pozwalały słuchać z satysfakcją nawet komuś przyzwyczajonemu do najwyższych brzmieniowych lotów. Takie granie na cały etat i w pełnym popisie, a nie miętoszenie i udawanie muzyki. Fakt, że słuchałem głównie plików dobrej jakości, ale ta dobra jakość właśnie jest po to, by była lepsza i do słuchania bardziej się nadająca.

Są to zarazem pierwsze słuchawki Audeze w pełni wykonane maszynowo.

Są to zarazem pierwsze słuchawki Audeze w pełni wykonane maszynowo.

Audeze EL-8

Wraz z przejściem na Audeze trafiamy w muzyczne gdzie indziej. Całkiem na inny obszar. Pasmo bardziej się zwarło i stało zdecydowanie spójniejsze, a w efekcie perkusja nie wyróżniała się w przekazie tak mocno, a soprany do tego stopnia nie skrzyły. Stało się bardziej gęsto i gładziej. Gramofonowo. Wysokie dźwięki zyskały większe przestrzenne rozpostarcie i większy przejawiały nacisk na melodykę, a także wybrzmiewają dłużej. W efekcie fortepian zaprezentował się lepiej. Zagrał spójniej, głębiej, bardziej dźwięcznie na obszarze całego pasma, a nie tylko dźwięcznością w iskierkach sopranów. Bardziej też potężnie i dostojnie.

Mniej było natomiast u Audeze elementów popisu i dynamiki. Granie wraz z ich użyciem stawało się spokojniejsze i bardziej homogeniczne. To zapewne w jakiejś mierze skutek tego, że Audeze potrzebują zdecydowanie więcej prądu, którego goły odtwarzacz przenośny nie może w odpowiedniej dla nich dawce zapewnić. W efekcie trochę przygasa dynamika i traci na tym przejrzystość, ale nie melodyka i nasycenie. To brzmienie można śmiało określić jako wstęp do prawdziwego winylu. Nie tak rozpięte na skali dynamicznej jak u mniej wymagających OPPO i nie tak udanie łączące transparencję z melodyjnością, jak to ma miejsce u wybitnych słuchawek w systemach stacjonarnych, ale zdecydowanie zmierzające w tym kierunku i dające namiastkę tamtych doznań. Można także powiedzieć, że bardziej w stylu samej muzyki niż się nią popisywania. Bardziej w linii melodycznej niż na amplitudach dynamiki, mocnych akcentach perkusyjnych i przejrzystej dźwięczności. Bardziej powściągliwie i mniej ekspresyjnie, a w zamian bardziej koherentnie i melodyjnie.

Inne jeszcze pojawiły się podczas tego słuchania zjawiska, ale nie chcę się do nich odnosić w oparciu o odtwarzacz przenośny, tak więc dokładniejszą analizę brzmienia nowych Audeze odłożymy do czasu posłuchania ich z wysokiej klasy wzmacniaczami stacjonarnymi.

Brzmienie cd.

I trzeba przyznać, że zabieg ten przyniósł zdecydowaną poprawę jakości wykonania - wszystko jest idealnie spasowane i  wzbudza uznanie na tle konkurencji.

I trzeba przyznać, że zabieg ten przyniósł zdecydowaną poprawę jakości wykonania – wszystko jest idealnie spasowane i wzbudza uznanie na tle konkurencji.

Ze smartfonem

Jak należało oczekiwać, mający silne ograniczenia mocowe smartfon nie okazał się dla nowych Audeze dobrym partnerem. Przenośne OPPO zdecydowanie brały tutaj górę, a jak grały, o tym jest w ich recenzji. Tak więc chcący używać przenośnych Audeze ze swoim telefonem, zdecydowanie powinni zaopatrzyć się w jakiś przenośny wzmacniacz, bo bez niego zagrają w sposób wyraźnie okrojony. Z za mocno temperowanymi sopranami – w sposób odczuwalnie pozbawionymi dźwięczności – i całościowo dźwiękiem nienaturalnym, mocno stłumionym. Trzeba jednak podkreślić, że mimo braku dźwięczności i przy szczątkowej dynamice potrafiły EL-8 zachować spójność i muzykalność. Te walory trzymają się ich mocno i nawet za słaby prąd nie potrafi im ich odebrać. Tak więc słuchanie nawet z gołym smartfonem jest możliwe, ale w tej konkurencji OPPO jednoznacznie górują, toteż lepiej będzie dla nowych Audeze, gdy darujemy sobie szczegóły.

Ze wzmacniaczem przenośnym OPPO HA2

Opis brzmienia nowych Audeze z przenośnym wzmacniaczem od OPPO na tle słuchawek konkurencji znalazł się w dopiero co publikowanej recenzji samego wzmacniacza, tak więc do niej odsyłam. Przypomnę jedynie, że zagrały z nim Audeze ciekawie i na technicznie wysokim poziomie, oferując niespodziewanie wysoką przejrzystości i głęboko brzmiący, koherentny całokształt, któremu do pełni szczęści zabrakło jedynie perfekcyjnego scenicznego ładu i całkowicie poprawnej artykulacji. Jednak tymi zagadnieniami zajmiemy się za moment, gdy odsłuchowe towarzystwo przeniesie się na teren stacjonarnych wzmacniaczy. Nie, żeby tu nie było o czym mówić, ale rzecz należy zanalizować możliwie najrzetelniej, z jak największą dbałością o nie stawianie przedwczesnych i niezasłużonych zarzutów. A do tego potrzebujemy lepszej aparatury.

Nawet kabel z serii LCD się nie ostał - mamy tu doczynienia z płaskim przewodem o zupełnie nowej konstrukcji konektorów.

Nawet kabel z serii LCD się nie ostał – mamy tu doczynienia z płaskim przewodem o zupełnie nowej konstrukcji konektorów.

Ze stacjonarnym wzmacniaczem przy komputerze

I już jesteśmy, tak więc niedługo to trwało. Na pierwszym etapie sprzętu stacjonarnego posłużymy się mieszanką, to znaczy użyty zostanie nominalnie przenośny, ale powiadający o sobie, że jest lepszy od stacjonarnych, przetwornik Chord Hugo, spięty interkonektem Sulek Audio z tranzystorowym wzmacniaczem Sugden Masterclass HA4. Tak żeby te stacjonarne wzmacniacze mogły być i tranzystorowe, i lampowe, dając pełny przegląd. Zostawiwszy Sulkowi godzinę na rozgrzewkę a sobie na odpoczynek, zabrałem się za słuchanie.

Napisałem już na samym początku, że zadanie przed nowymi Audeze stoi niełatwe, gdyż muszą stawić czoła groźnej konkurencji ligi tysiąca złotych, a przed chwilą, że pojawiły się z przenośnym wzmacniaczem pewne zastrzeżenia, które należy uważnie przebadać. Nie bez satysfakcji, jako że zawsze kibicuję przedmiotowi recenzji, mogę teraz napisać, że z obu tych opresji nowe Audeze wyszły obronną ręką, uwalniając mnie od tego drapania się w głowę, spowodowanego słuchaniem ich z za słabymi wzmacniaczami. Zarówno od AKG K712, jak i od Sennheiserów HD 600 (choć tu w mniejszym już stopniu) zagrały dźwiękiem bliższym, bardziej czystym i bezpośrednim. Mimo że Hugo nie jest DAC-kiem oferującym gęsty przekaz, potrafiły zarazem nadać EL-8 brzmieniu właśnie sporego zgęszczenia i masy, co przy równoczesnej przejrzystości, jaką zawsze oferują ze wzmacniaczami o większej mocy, stworzyło dobry, chętny do brania nawet przez kapryśnego słuchacza spektakl.

Pisząc powyższe rozwiewam równocześnie wątpliwości związane z kwestią drugą – z problemami artykulacyjnymi. Przed pełnym wygrzaniem miały te nowe Audeze taką właściwość, że obraz muzyczny w nich się podwajał. Nie ogniskowały dokładnie, tylko miał astygmatyzm, i w efekcie wszystko zyskiwało pogłosową otoczkę, taką aureolę podwojonego dźwięku. Dosyć to było irytujące i dziwne w odbiorze, ale w pełni wygrzany egzemplarz zupełnie tego już nie ma.

Zmiany, zmiany, zmiany... A jak się ma dźwięk dobywający się zza sławnego Fazora? Posłuchajmy.

Zmiany, zmiany, zmiany… A jak się ma dźwięk dobywający się zza sławnego Fazora? Posłuchajmy.

Z kolei gdy moc zastosowanego wzmacniacza czy zintegrowanego odtwarzacza plikowego jest za mała, pojawia się sceniczny bałagan, a i sama czystość artykulacyjna ulega degradacji. Ma miejsce coś w rodzaju lekkiego mamrotania, a dźwięki w głębi sceny jedne o drugie zawadzają; i wszystko to razem nie tworzy atmosfery ładu i piękna. To jednak wyłącznie rezultat braku odpowiedniej mocy, zdolnej dostatecznie szybko i dokładnie rozruszać tą nowego typu zmiennej grubości membranę, wspieraną nowymi cewkami i akustycznym Fazorem. Nie ma rady – Audeze EL-8, jeżeli oczekujemy od nich naprawdę wysokiego poziomu doznań, muszą ten swój minimum jeden Watt mocy dostać, a bez tego mamroczą i bałaganią. Nie są to zjawiska uniemożliwiające przyjemne słuchanie, bo jak napisałem w recenzji wzmacniacza HA-2, okazały się grać z nim głębszym i bardziej trójwymiarowym dźwiękiem od samych dedykowanych mu OPPO PM-3, ale ktoś szczególnie wyczulony na zniekształcenia i sceniczny bałagan mógłby mieć mimo to spore zastrzeżenia. Tego rodzaju sytuacja z przetwornikiem Chorda i wzmacniaczem Sugdena już się nie powtórzyła, a fakt, że słuchawki pokazały lepszą artykulację i bezpośredniość od będących klasykami AKG i Sennheiserów, wystawia im wysoką notę. Poza tym trzeba podkreślić, że nowe Audeze grają zawsze ładnie cieniowanym, pozbawionym jaskrawości, głębokim i spójnym dźwiękiem, który ze słabszą mocowo i jakościowo aparaturą sporo wprawdzie traci, ale wciąż daje się słuchać na zasadzie przyjemnego, relaksacyjnego odbioru bez high-endowych pretensji. (Czego nie można powiedzieć o brzmieniu z taką aparaturą OPPO PM-3, które zawsze usiłują dać popis.) Natomiast wysoką klasę przejawiają przenośne Audeze wyłącznie wraz z wysoką mocą i oczywiście jak najlepszym sygnałem. A wówczas brzmienie ich pozostaje gładkie, głębokie i z poetyckim światłocieniem, a jednocześnie zyskuje mocny realizm, wypierający wszelkie relaksacyjne ciągoty. Na ile zaś jest to granie naprawdę wysokiego poziomu, to sprawdzimy za moment z najlepszą aparaturą i w towarzystwie naprawdę drogich słuchawek.

Brzmienie cd.

Kilka żródeł, kilku konkurentó i wszystko powinno być jasne.

Kilka żródeł, kilku konkurentó i wszystko powinno być jasne.

Ze stacjonarnym wzmacniaczem przy odtwarzaczu

Accuphase DP-700 i ASL Twin-Head to ostatni etap testowania nowych Audeze. Zespolone w odsłuchową całość świetnym Acoustic Zen Absolute Cooper wyznaczały inny poziom jakości audio. Mimo to nie oczekiwałem dużego przeskoku, choć tak raczej machinalnie, z marszu, zmęczony wcześniejszymi odsłuchami. A oczekiwać powinienem, ale nie miałem na dywagacje czasu. Przeniósłszy słuchawki w drugi kąt pokoju od razu zabrałem się za słuchanie, bo wzmacniacz od dawna czekał pod prądem. A wówczas mimo zmęczenia zostałem zaskoczony. Zaskoczony właśnie jakością i jednocześnie własnymi wątpliwościami, które z miejsca się ulotniły. Nie istnieje nic takiego jak braki artykulacyjne czy bałagan sceniczny u nowych Audeze. To znaczy istnieje, ale jedynie kiedy nie otrzymują dość prądu albo kiepski sygnał. W innym wypadku nic takiego się nie pojawia. W dobrym, lampowym torze pojawia się za to wyjątkowo przyjemne, leciutko kremowe światło, przy czym trzeba napisać, że oświetlenia te Audeze nie mają całościowo przyciemnionego, a jedynie lekko złagodzone i z cieniami tam gdzie powinny być cienie, a w efekcie ich muzyczny pejzaż jest bardzo satysfakcjonujący. Trochę jaśniejszy i mniej rozmigotany niż u HD 600, a nieco ciemniejszy i bardziej wyrazisty niż u AKG K712.

Odniosę się od razu całościowo to tych tańszych a groźnych konkurentów. Nowe Audeze są lepsze, ale lepszość ta oscyluje. Z Sugdenem i Hugo była wyraźna, a z Twin-Head już nieznaczna, zwłaszcza w odniesieniu do HD 600. Ten wzmacniacz właśnie pod te słuchawki był oryginalnie strojony, a choć uległ diametralnym przemianom, skłonność do lepszego traktowania słuchawek o wysokiej impedancji w nim pozostała. A skutkiem tego HD 600 brzmią z nim wyjątkowo i nie słyszałem ich lepiej grających. Niezwykle wyczulone na sygnał, ciemne, soczyste i połyskliwe stanowiły groźniejszą konkurencję od też bardzo dobrze, ale spokojniej grających AKG. Jednak Audeze dały radę się obronić. Co ciekawe, właśnie artykulacją, ale przede wszystkim wypełnieniem. Pełniejsze, więcej ważące i ładniej – bardziej trójwymiarowo – obrysowane były ich brzmienia, a sposób wypowiadania dokładniejszy. Bardzo nieznacznie, ale dający przewagę, a przecież to przede wszystkim słuchawki na ulicę, podczas gdy HD 600 są po audiofilsku przeznaczone do domu.

Audeze_EL-8_Openback_013_HiFi PhilosophyAudeze_EL-8_Openback_015_HiFi PhilosophyAudeze_EL-8_Openback_017_HiFi PhilosophyAudeze_EL-8_Openback_019_HiFi Philosophy

 

 

 

 

EL-8 nie miały przewagi pod względem wielkości sceny, ale mimo to na scenie miały przewagę podwójną. Bardziej potrafiły, zwłaszcza po bokach, odrywać dźwięki od głowy i precyzyjnie je na scenie lokować, a poza tym pierwszy plan miały bliższy i zdecydowanie bardziej bezpośredni. Bezpośredniość ta brała się ze wspomnianego lepszego wypełniania i dokładniejszego rysunku, no i oczywiście też z samej bliskości. Obecność aktorów na scenie miały Audeze od konkurentów ligi tysiąca wyraźnie lepszą, co wychodziło wprawdzie głównie w porównaniach a nie w oderwanym słuchaniu, chociaż nad AKG nawet w oderwaniu górowały. Jedynie sam obszar sceny z kolei AKG miały większy, ale to znany ich atut.

O paśmie nowych Audeze nie ma już wiele do dodania. Z lepszym wzmacniaczem pojawiło się głównie ładniejsze oświetlenie i przybyło wyraźnie piękna, jak również wzmagała się czujność na sygnał, ale charakter ogólny pozostał. Sfera sopranowa nie jest u nich nigdy podostrzona, a jednocześnie gdy tylko we właściwej ilości prąd zostaje podany, okazuje się ona dobrze eksponowana, chociaż zarazem spójna, nie próbująca się wyodrębniać. Ogólnie do tych sopranów nie miałem żadnych zastrzeżeń, a w przypadku fortepianu i wokali zabrzmiały tak, że duże brawa. Te najtrudniejsze do odtworzenia brzmienia zawsze wypadały bardzo poprawnie.

A konkluzja jest taka - zupełnie nowe Audeze mają ogromny potencjał, lecz nie łatwo go wydobyć. Ale i tak warto spróbować.

A konkluzja jest taka – zupełnie nowe Audeze mają ogromny potencjał, lecz nie łatwo go wydobyć. Ale i tak warto spróbować.

O średnim zakresie w zasadzie też już powiedziałem, bo skoro pojawiał się realizm i dobre wokale, to musiał być bardzo dobry. Trochę w sumie to masło maślane, bo za realizm w największym stopniu odpowiadają właśnie ludzkie głosy, ale że nie tylko, więc nie tak do końca. Wrażenie obecności i naturalności było tak czy inaczej z dobrą aparaturą dobitne i podobnie jak do sopranów nie można mieć było zastrzeżeń. Zawsze elegancka artykulacja, sporo czaru, żadnej przesady, zero sztucznych podbić czy niedostatków emocjonalnych. Ani obojętności, ani histeryczności – sam naturalizm.

No i bas. Nie jest tak potężny jak u chociażby Fostexów TH-900, czy własnej firmy Audeze LCD-3, ale jest solidny, zaznaczony i porządnie zrobiony akustycznie. Nie atakuje niskim zejściem, jednak w przekazie wyraźnie się uwidacznia, a akustykę ma pierwszorzędną. W efekcie dobrze grające bębny i odczuwalne basso continuo, chociaż nie jakieś subwooferowe doznania.

Słowo na koniec o porównaniach z najlepszymi, czyli OPPO PM-2, Sennheiserami HD 800 i Fostex TH-900. Tak jak nowe średniej klasy Audeze bronią się przed atakami Sennheiserów HD 600 czy AKG K712, tak z kolei flagowe modele ligi pięć tysięcy bronią się przed nimi. Artykulację mają jeszcze lepszą, a cały przekaz akustycznie bogatszy. W sumie zatem relacje jakość-cena pozostały niezaburzone i rewolucji tym razem nie będzie.

Podsumowanie

Audeze_EL-8_Openback_018_HiFi Philosophy   Nowy produkt amerykańskiego Audeze, inauguracyjnie poparty mocnym marketingiem, posiada walory pozwalające mu pozostawać na rynku bez większych obaw o sprzedaż, ale wielkiej kariery też raczej nie zrobi. Swą nieznacznie lepszą grą od dobrych słuchawek za tysiąc-półtora i słyszalnie słabszą od modeli flagowych, plasuje się akuratnie na swoim miejscu, choć jednocześnie wysokie wymagania prądowe nieco to uplasowanie zaburzają. Sprzęt przenośny raczej nie oferuje potrzebnych mu mocy, bo jednego Wata nie spotyka u niego się często. Z drugiej strony napędzane bezpośrednio przez przenośnego Chorda Hugo zagrały bardzo dobrze, ale o tym będzie w recenzji wzmacniacza, która jest następna w kolejce. Poza tym nawet kiedy moc jest poniżej minimum z przedziału optymalnego, grają te Audeze, głębokim i nasyconym dźwiękiem, a jedynie scena i artykulacja nie są na piątkę.

W sumie opinia o tych słuchawkach ma postać wyraźnie falującą. Niezłe jakościowo, ale potrzebujące dużej mocy; wykonane z dobrych surowców, ale mające nieco posępny wygląd; wygodne, lecz trochę jak na ulicę za ciężkie; ładnie opakowane, ale z minimalnym tylko wyposażeniem; niezbyt drogie, jednak też i nie tanie, lepsze od tańszych, jednakże nie zagrażające droższym. Żadna więc w sumie sensacja, ale też nie awaria. Droższe nieco od OPPO PM-3, od których bardziej nadają się do sprzętu stacjonarnego, ale mniej do nominalnie przeznaczonego dla nich przenośnego, stanowią sensowną alternatywę. I tak od ambiwalencji do ambiwalencji. Dlatego wciąż można drapać się w głowę, mimo iż wątpliwości odnośnie samej jakości ich brzmienia ustąpiły.

W punktach:

Zalety

  • Z dobrym sprzętem stacjonarnym grają naprawdę ładnie.
  • W przypadku dobrego przenośnego pokonują popularne słuchawki średniej klasy.
  • Żadnych kłopotów ze sferą sopranową.
  • Dobre wypełnienie i dobra spójność pasma.
  • Akcelerowane optymalnie mają czystą artykulację, są przejrzyste i oferują wysoką kulturę brzmienia, co podkreśla się w wokalach i brzmieniach fortepianowych.
  • Bardzo dobrze potrafią także grać utwory rockowe, choć nie oferują sławnego super basu Audeze.
  • Wygodne.
  • Odpinany kabel doprowadzony do obu muszli.
  • Porządne opakowanie.
  • Firma Audeze ma już swoją renomę, tak więc łatwe przy odsprzedaży.
  • Dobre parametry techniczne.
  • Cena taka sama jak w Ameryce.
  • Made in USA.
  • Polski dystrybutor.

Wady i zastrzeżenia

  • Za duże wymogi prądowe jak na słuchawki dla sprzętu przenośnego.
  • Wysoki ciężar.
  • Żadnego dodatkowego wyposażenia.
  • Nieco przygnębiający wygląd.
  • Dwa razy droższe od dobrych słuchawek ze średniego przedziału.
  • Licho wyglądający kabel.
  • Design od takiego designera mógłby być bardziej inspirujący.

 Sprzęt do testu dostarczyła firma:

audiomagic

 

 

 

Strona producenta:

c06ca3df_Audeze_Logo-Night-BG_600x300

 

 

 

 

Dane techniczne:

  • Konstrukcja: wokółuszna, otwarta.
  • Typ przetwornika: ortodynamiczny (planarny), o średnicy 100 mm, z Fazorem.
  • Cewki: jednostronne z magnesami neodymowymi o podwojonej sile działania i z patentem Fluxor magnets.
  • Diafragma: zmienniej grubości o powierzchni 34,3 cm².
  • Maksymalna chwilowa moc sygnału: 15W.
  • Zalecana moc wzmacniacza: 1 – 4 W.
  • Maksymalne ciśnienie akustyczne: 130 dB.
  • Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 50 kHz.
  • THD: <0.1% (1kHz, 1mW).
  • Impedancja: 30 Ω.
  • Skuteczność: 102 dB/1mW.
  • Kabel: 2,0 m, podpinany dwustronnie, z końcówką 3,5 mm i przejściówką na 6,3 mm.
  • Waga: 460 g.
  • Cena: 2950 PLN.

System:

  • Źródła dźwięku: PC, Cowon Plenue, Sony Xperia Z2, Accuphase DP-700.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Chord Hugo, OPPO HA-2, Sugden Masterclass HA4.
  • Interkonekty: Acoustic Zen Absolute Cooper, Sulek Audio.
  • Listwa: IsoTek EVO3 Sirius.
  • Kondycjoner: Entreq Powerus Gemini.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

11 komentarzy w “Recenzja: Audeze EL-8 Openback

  1. Mirek pisze:

    Już myślałem ze pogonią moje K1000 z cary 300B…oczywiście żartuje nic nie gra lepiej niz k1000 z cary 300B:), prawda Panie Piotrze?

    1. Piotr Ryka pisze:

      To zależy od kategorii. W kategorii uporczywości niektóre byty grają lepiej.

  2. Sławek pisze:

    To ten sam przedział cenowy co HiFiMan HE500, ciekawe jak by wypadły w konfrontacji z nimi…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Marnie.

      1. Sławek pisze:

        Podłączone do Audio-gd NFB6 4-pinowym XLR-em?
        No zanim FAW zdobędzie końcówki do nowych EL-8, to może nie, ale potem marnie?
        Mówiąc szczerze, to nie takiej odpowiedzi się spodziewałem – przecież nie mogło być mowy o bezpośrednim porównaniu.
        Rzucam wyzwanie – posłuchajmy na tym samym sprzęcie, a z Zabrza do Krakowa jest niedaleko!!!!!!!

        1. Piotr Ryka pisze:

          Tu nie są potrzebne bezpośrednie porównania, wystarczy zwyczajna logiczna reguła przechodniości. Jeżeli HE500 grają na poziomie słuchawek za 5 tysięcy – a grają – podczas gdy Audeze EL-8 nie grają, to wniosek jest oczywisty. Dokładne opisanie różnic bez bezpośredniego skonfrontowania nie jest możliwe, ale zaszeregowanie ogólne tak. Podobnie HiFiMAN HE500 nie muszę porównywać z Orpheusem czy K1000, by wiedzieć, że są gorsze.

          Z Zabrza do Krakowa faktycznie nie jest daleko. Możesz podjechać.

  3. Sławek pisze:

    Ufff…, a to mi ulżyło, bo źle zrozumiałem Pana pierwszy wpis. Jak HE500 są lepsze to kamień spadł mi z serca.
    Tak się trochę wprosiłem, ale w tej sytuacji to straciłem motywację, a zyskałem dobry humor. Bo to przyjemnie wiedzieć, że słuch mnie nie oszukał przy wyborze słuchawek.
    Wielkie dzięki

    1. Piotr Ryka pisze:

      Przepraszam za tą jednosłowną, możliwą do różnego interpretowania odpowiedź. Dla mnie było oczywiste, że HE500 grają lepiej. To wynika z ich napisanej dawno temu przeze mnie recenzji, którą można sobie wyszukać na liście alfabetycznej, w połączeniu z tą opisującą Audeze EL-8.

    2. Maciej pisze:

      Ja jakoś nie miałem cienia wątpliwości, że EL8 są słabsze od HE500 czytając odpowiedź 🙂

      EL8 to najsłabsze z Audeze… Tak jak najsłabszy Mercedes jest słabszy od średniej klasy Toyoty.

      1. Maciej pisze:

        Współczesny Mercedes.

    3. Sławek pisze:

      Mea culpa…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy