Recenzja: Audeze EL-8 Openback

Brzmienie

Zupełnie nowa koncepcja stylistyczna jest bardzo estetyczna.

Zupełnie nowa koncepcja stylistyczna jest bardzo estetyczna.

   Wszystkie te techniczne zabiegi i wynalazki bardzo są zmyślne i mądre, ale sedno w tym, co z tego w sensie samej muzyki w uszach będziemy mieli. I tu, przyznać muszę, mocno od paru dni drapię się w głowę. Słuchawki przyjechały w stanie „surówka” i kilka tygodni uczciwie się wygrzewały, tak więc „zrobione” zostały odpowiednio do odsłuchów. Od paru dni tedy słucham i towarzyszą temu uczucia mieszane. W Internecie można, jak zawsze przy okazji dużych premier, przeczytać entuzjastyczne recenzje, nieodmiennie podczepione do strony producenta, a sam właściciel forum Head-Fi nad tymi Audeze skutkiem odbytych już w styczniu na wystawie CES odsłuchów się rozpływał. I wcale nie chcę powiedzieć, że całkowicie mijają się te relacje z prawdą. Ale zgodzić się z nimi tak do końca też nie umiem.

Producent anonsuje słuchawki jako przenośne, tak więc użycie ich ze sprzętem przenośnym pozostaje najważniejszym zadaniem i od niego rozpoczniemy.

Z Cowonem Plenue

Z flagowym odtwarzaczem Cowona zagrały nowe Audeze gęsto, masywnie, basowo, melodyjnie. Zdecydowanie wolałem przy tym tryb »Slow« w filtracji odtwarzacza, bo z »Fast« było za mało muzycznie; jakoś tak nerwowo i sztucznie. Soprany niepotrzebnie się podkreślały i wszystko faktycznie było takie „szybkie”, bez należytego oglądania się na muzykę. Za szybkie w każdym razie jak dla mnie i nie dość porządnie w sensie melodyki wypowiedziane. Może przy energicznych rockowych kawałkach ktoś miałby z tego szybkiego filtrowania radochę, ale sam nie miałem. Całkiem nie miałem ochoty na tego »Fast« w porównaniu ze »Slow«, tak więc w tym ostatnim na dobre osiadłem.

Skupię się w tej części odsłuchów na porównaniu Audeze EL-8 z OPPO PM-3, jako że to jawni konkurenci o zbliżonych parametrach i cenach. A przyznać trzeba na samym już wstępie, że różnica stylistyczna wynikająca z tych odsłuchów okazała się wyraźna, ani przez chwilę nie pozwalając o sobie zapominać. Żadne tam niuanse, tylko całkiem inne muzykowanie.

Poza charakterystyczną perforacją grili, nie ma tu żadnych nawiązań do serii LCD.

Poza charakterystyczną perforacją grili, nie ma tu żadnych nawiązań do serii LCD.

OPPO PM-3

Zrecenzowane już OPPO zagrały zgodnie z tym co stoi w ich recenzji – dźwiękiem bardziej przejrzystym, z bardziej podkreślającymi się a nieznacznie mniej melodyjnymi sopranami i ogólnie bardziej kontrastowo a jednocześnie bardziej klarownie. Mniej wypełniały, natomiast  bardziej stawiały na kontrapunkt delikatnych i dźwięcznych wysokich tonów na tle potężnego i masywnego basowego fundamentu. Basu pracującego w sposób bardziej odczuwany niż u Audeze, pozostającego na skraju pasma, tak samo jak bardziej wyśrubowane i osobne soprany. Pomiędzy mocno akcentowanymi skrajami pojawiała się średnica o dużej przenikliwości i indywidualizacji głosów; taka na przestrzał i bardziej niż u Audeze pasująca do analizy. Niewątpliwie muzyczna w całościowym sposobie bycia i całkowicie płynna, ale nie stroniąca od możliwości starannego przeglądu charakterystyki dźwięków i rozbioru brzmień na detale. Sprzyjała temu wyższa tonacja i większa lekkość dźwięku, a w pewnym stopniu także nieco dalej umiejscowiona scena, która mniej się wpierała do głowy, a przez to lepiej pozwalała oglądać. W żadnym razie nie było to granie jasne czy lekkie, albo tylko przejrzyste. Miało muzyczny czar, miało masę i miało nasycenie, ale mniej było zgęszczone a bardziej transparentne niż u konkurencji. Dołączało się do tego lekkie podbarwienie sopranami średnicy, nadające ludzkim głosom szczególnie wyraźnej artykulacji i działające odmładzająco; wraz z tą dokładną artykulacją sprzyjające możliwościom analitycznym w odniesieniu do dźwięku.

Znakomicie wypadła dynamika i szybkość, natomiast powierzchnia brzmienia była trochę bardziej chropawa niż u Audeze – i to nie tylko w sensie chropowatości stanowiącej końcowy sznyt dźwiękowych tekstur, nadający im swoistego uroku, ale do pewnego stopnia także w sensie mniejszej melodyjności. Taka bardziej w stylu płyt CD niż winylowych. Całościowo był to jednak niewątpliwie spektakl, którego przejrzystość, dynamizm i muzyczny czar pozwalały słuchać z satysfakcją nawet komuś przyzwyczajonemu do najwyższych brzmieniowych lotów. Takie granie na cały etat i w pełnym popisie, a nie miętoszenie i udawanie muzyki. Fakt, że słuchałem głównie plików dobrej jakości, ale ta dobra jakość właśnie jest po to, by była lepsza i do słuchania bardziej się nadająca.

Są to zarazem pierwsze słuchawki Audeze w pełni wykonane maszynowo.

Są to zarazem pierwsze słuchawki Audeze w pełni wykonane maszynowo.

Audeze EL-8

Wraz z przejściem na Audeze trafiamy w muzyczne gdzie indziej. Całkiem na inny obszar. Pasmo bardziej się zwarło i stało zdecydowanie spójniejsze, a w efekcie perkusja nie wyróżniała się w przekazie tak mocno, a soprany do tego stopnia nie skrzyły. Stało się bardziej gęsto i gładziej. Gramofonowo. Wysokie dźwięki zyskały większe przestrzenne rozpostarcie i większy przejawiały nacisk na melodykę, a także wybrzmiewają dłużej. W efekcie fortepian zaprezentował się lepiej. Zagrał spójniej, głębiej, bardziej dźwięcznie na obszarze całego pasma, a nie tylko dźwięcznością w iskierkach sopranów. Bardziej też potężnie i dostojnie.

Mniej było natomiast u Audeze elementów popisu i dynamiki. Granie wraz z ich użyciem stawało się spokojniejsze i bardziej homogeniczne. To zapewne w jakiejś mierze skutek tego, że Audeze potrzebują zdecydowanie więcej prądu, którego goły odtwarzacz przenośny nie może w odpowiedniej dla nich dawce zapewnić. W efekcie trochę przygasa dynamika i traci na tym przejrzystość, ale nie melodyka i nasycenie. To brzmienie można śmiało określić jako wstęp do prawdziwego winylu. Nie tak rozpięte na skali dynamicznej jak u mniej wymagających OPPO i nie tak udanie łączące transparencję z melodyjnością, jak to ma miejsce u wybitnych słuchawek w systemach stacjonarnych, ale zdecydowanie zmierzające w tym kierunku i dające namiastkę tamtych doznań. Można także powiedzieć, że bardziej w stylu samej muzyki niż się nią popisywania. Bardziej w linii melodycznej niż na amplitudach dynamiki, mocnych akcentach perkusyjnych i przejrzystej dźwięczności. Bardziej powściągliwie i mniej ekspresyjnie, a w zamian bardziej koherentnie i melodyjnie.

Inne jeszcze pojawiły się podczas tego słuchania zjawiska, ale nie chcę się do nich odnosić w oparciu o odtwarzacz przenośny, tak więc dokładniejszą analizę brzmienia nowych Audeze odłożymy do czasu posłuchania ich z wysokiej klasy wzmacniaczami stacjonarnymi.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

11 komentarzy w “Recenzja: Audeze EL-8 Openback

  1. Mirek pisze:

    Już myślałem ze pogonią moje K1000 z cary 300B…oczywiście żartuje nic nie gra lepiej niz k1000 z cary 300B:), prawda Panie Piotrze?

    1. Piotr Ryka pisze:

      To zależy od kategorii. W kategorii uporczywości niektóre byty grają lepiej.

  2. Sławek pisze:

    To ten sam przedział cenowy co HiFiMan HE500, ciekawe jak by wypadły w konfrontacji z nimi…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Marnie.

      1. Sławek pisze:

        Podłączone do Audio-gd NFB6 4-pinowym XLR-em?
        No zanim FAW zdobędzie końcówki do nowych EL-8, to może nie, ale potem marnie?
        Mówiąc szczerze, to nie takiej odpowiedzi się spodziewałem – przecież nie mogło być mowy o bezpośrednim porównaniu.
        Rzucam wyzwanie – posłuchajmy na tym samym sprzęcie, a z Zabrza do Krakowa jest niedaleko!!!!!!!

        1. Piotr Ryka pisze:

          Tu nie są potrzebne bezpośrednie porównania, wystarczy zwyczajna logiczna reguła przechodniości. Jeżeli HE500 grają na poziomie słuchawek za 5 tysięcy – a grają – podczas gdy Audeze EL-8 nie grają, to wniosek jest oczywisty. Dokładne opisanie różnic bez bezpośredniego skonfrontowania nie jest możliwe, ale zaszeregowanie ogólne tak. Podobnie HiFiMAN HE500 nie muszę porównywać z Orpheusem czy K1000, by wiedzieć, że są gorsze.

          Z Zabrza do Krakowa faktycznie nie jest daleko. Możesz podjechać.

  3. Sławek pisze:

    Ufff…, a to mi ulżyło, bo źle zrozumiałem Pana pierwszy wpis. Jak HE500 są lepsze to kamień spadł mi z serca.
    Tak się trochę wprosiłem, ale w tej sytuacji to straciłem motywację, a zyskałem dobry humor. Bo to przyjemnie wiedzieć, że słuch mnie nie oszukał przy wyborze słuchawek.
    Wielkie dzięki

    1. Piotr Ryka pisze:

      Przepraszam za tą jednosłowną, możliwą do różnego interpretowania odpowiedź. Dla mnie było oczywiste, że HE500 grają lepiej. To wynika z ich napisanej dawno temu przeze mnie recenzji, którą można sobie wyszukać na liście alfabetycznej, w połączeniu z tą opisującą Audeze EL-8.

    2. Maciej pisze:

      Ja jakoś nie miałem cienia wątpliwości, że EL8 są słabsze od HE500 czytając odpowiedź 🙂

      EL8 to najsłabsze z Audeze… Tak jak najsłabszy Mercedes jest słabszy od średniej klasy Toyoty.

      1. Maciej pisze:

        Współczesny Mercedes.

    3. Sławek pisze:

      Mea culpa…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy