Recenzja: Aqua Acoustic La Voce S2

Odsłuch cd.

xxx

Kompletna maszyneria do grania.

   Powiem tak: bynajmniej nie oczekiwałem, że La Voce z iOne zabawią się w gramofon. Widziałem wprawdzie, że iOne daje parę, dynamizując przekaz w stopniu spektakularnym, ale że aż tak „zrobi Imigranta”, to mi się nie wydawało. Aliści szła sobie lista wybranych utworów (najróżniejszych gatunkowo) z Tidala, a na niej na kilkunastym miejscu był ten Immigrant… Doszedł, odpalił – i mnie przytkało. Ja pierniczę, całkiem jak gramofon! A choć słowo gramofon nie kojarzy się potocznie z czymś groźnym, to wierzcie mi, ten Immigrant zagrany z analogu przez dobry gramofon robi duże wrażenie. Coś jakbyś miał w pokoju chmurę burzową albo kocioł grożący wybuchem. To oczywiście lepiej słyszalne jest z kolumn, siadając na piersi ciężarem, ale słuchawki tym razem też dały radę i po raz pierwszy nie z gramofonu tym typem prezentacji zagrały. Ale to pojedynczy przykład, chociaż najwięcej mówiący, niemniej wszystkie utwory grane po jakiejś godzinie były już bardzo dalekie od grania La Voce solo, które chwaliłem za uniwersalność. To już nie była uniwersalność, to była czysta podnieta. Taka nie poprzez zjawiskowe światło, magię eteryczności i wszelkie inne chwyty z gatunku spokojnej niezwykłości, tylko taka epatująca energią, potężna, dramatyczna.

Wiem, że to trochę koślawo wyszło, bo powinienem się skupiać na samym przetworniku, ale o nim to przede wszystkim chciałbym powiedzieć, że jest narzędziem dla iOne; albo iOne do niego jest odpowiednim wstępem, kluczem otwierającym komnatę. Wszystko jedno jak to zaszeregować, ważne, że razem dają czadu. Nie darzą tej miary subtelnością, co niesamowity Calyx Femto, ale z nawiązką to nadrabiają siłą i energią przekazu. Nasycenie, kontrasty, dynamizm, głębia i przede wszystkim energia – to były główne atuty. I tego się już nie dało puszczać ot tak, mimo uszu, to przyciągało całą uwagę. Pełna jazda i pełne wyżycie – tak to należy opisać.

Pozostała jeszcze do porównawczego w bezpośredniej konfrontacji przebadania sprawa jakości samego przetwornika, oraz tego jak gra on z zestawem głośnikowym. Odkurzyłem przeto nudzący się pod obecność wielkiego Accuphase odtwarzacz CD Resteka i użyłem go jako wzorca lub samego napędu, korzystając znów z połączenia koaksjalnego po kablu Acoustic Zen, tyle że już oczywiście bez iOne. Tak nawiasem La Voce nie ma wejścia koaksjalnego RCA, ale wystarcza nałożyć na S/PDIF małą, groszową przejściówkę. Restek podawał sobie i La Voce sygnał, który oba porównywane przetworniki (zewnętrzny i jego własny) podbijały do 192kHz/24-bit, a zatem było to coś w rodzaju gęstych plików, wszakże nie oszukujmy się – nawet te gęste „master” z Tidala są słabsze od dobrych płyt CD czytanych przez dobry odtwarzacz.

xxx

I jeszcze tylko słuchawki.

Weźmy się za konkrety. A w ich ramach zmuszony jestem przyznać, że słuchając przez dwa tygodnie La Voce prosto z kabla USB, nawet tak dobrego jak Gemini, przywykłem do traktowania go jako udanego i uniwersalnego przetwornika, ale nie sięgającego wyżyn flagowego Myteka czy wzmiankowanego Femto. Tymczasem klasyczny napęd Philips Pro zainstalowany w Resteku natchnął włoską maszynę może faktycznie nie aż taką wybitnością niuansową, niemniej brzmieniem dokładnie z tych samych rejonów. Gęstym, wybitnie płynnym i smakowicie wyrafinowanym. Dopiero co pisałem, że z iOne grał dźwiękiem szczególnie dynamicznym i mocnym, zdolnym nawiązać konkurencyjną walkę poprzez inne atrybuty z takimi natchnionym wyrafinowaniem, a tu proszę – samo La Voce też tak zagrało z płyt CD. Nie przenikało co prawda aż tak głęboko w materię brzmienia, zostawiając coś z tego repertuaru dla droższych, potrafiących jeszcze lepiej rozbijać brzmienia na składowe maszyn, ale pod względem analogowości, czaru i gorącego oddechu muzyki miało już tę szczególną magię, którą najlepsze DAC-ki za swe duże pieniądze sprzedają. Imponowało zwłaszcza wypełnieniem i siłą basu. To było ciemne, wybitnie gęste, wybitnie wypełnione, wybitnie płynne i z wybitnym basem granie. Pod względem siły wyrazu podobne poziomem do tego z iOne, ale organizujące rzecz inaczej. Nie poprzez samą skomasowaną energię, obdarzającą promieniście tężyzną całe pasmo, tylko przez bardziej statyczne skoncentrowanie energii na sile basu i wypełnieniu, przy jednoczesnym epatowaniu muzykalnością i czarem ogólnym, co przy komputerze dalece było słabsze. Gdyby tak jeszcze pośród tego ciemnego, gęstego brzmienia detale doświetlały się mocniej, można by mówić już o czystej rewelacji, ale i tak grało to bardzo dobrze. Poziom analogowości niemalże był gramofonowy – doprawdy rzadko i nie na tym poziomie widywany – podobnie jak poziom wypełnienia. Zarówno ze wzmacniaczem Phasemation i słuchawkami, jak i torem głośnikowym z Twin-Head, Croftem i Dynaudio C4 Platinium, dawało to jednoznaczne audiofilskie szczęście, którego przy komputerze bez iOne wcale bym nie podejrzewał. Zejścia i nasycenie wiolonczeli, perkusyjny atak, maestria pogłosów, głosy same – były na poziomie wybitnym. Momentalnie dawało sie odczuć, że nie mamy do czynienia z przetwornikiem wysokiej ligi. Jedynie rozdzielczość mogłaby być nieco lepsza i światło bardziej zróżnicowane, ale nie po to Aqua Acoustic ma dwa droższe przetworniki, żeby nie miały one nic do roboty. Nie było to także granie jakieś piorunująco szybkie, tylko przede wszystkim masywne, gęste, walcujące. A już zwłaszcza muzyczne, muzykalnością imponujące. Mające niezgorsze „siodła”, o których wiele już razy pisałem, jako o czynniku szczególnej urody. Miało tym samym słodycz i ujmowanie, doskonale pasujące do tego super wypełnienia i mrocznej atmosfery. Muzyczny teatr i rembrandtowskie klimaty oczarowywały słuchacza. I wcale nie było duszno! Dobry przewiew, a wraz z nim pełnia satysfakcji. I żebym nie zapomniał – towarzyszyła temu odpowiednia ekstensja popisowo trójwymiarowych sopranów, a więc nie sam przetaczający grzmot basu.

Aqua La Voce HiFi Philosophy 001 (3)

I są słuchawki.

W efekcie drugi już występ włoskiej maszyny dający duże przeżycia. Na dodatek wyraźnie różny stylistycznie od tego przy komputerze z iOne. A przecież nie udawajmy – La Voce to nie gwiazda pierwszej wielkości. Ta od Aqua Audio zwie się przecież Formula, a po drodze jest jeszcze La Scala. Mimo to dwa razy byłem autentycznie zaszokowany i tylko to zwykłe granie, prosto przez USB, wypadło znacznie skromniej.

By dopełnić opisu i przede wszystkim sprawdzić, czy nie popadłem w przesadny zachwyt, posłuchałem na koniec porównawczo Resteka bez Aquy. Różnica pomiędzy jego własnym przetwornikiem a propozycją Włochów okazała się ewidentna. Na dodatek o wiele większa aniżeli się spodziewałem. Miałem bowiem tego Resteka na podstawie wcześniejszych odsłuchów za też gęsto i muzykalnie grający odtwarzacz, ujmujący siłą spokojnej melodyjności a nie jakimiś sopranowymi zrywami. Tymczasem okazało się, że od La Voce gra zdecydowanie mniej gęstym i wypełnionym dźwiękiem. Jego tonacja, wraz z większym procentowym udziałem sopranów, okazała się wyższa, a same te soprany bardziej płaskie i świdrujące. Medium się rozgęściło, stając niemalże nieobecnym, jeśli nie liczyć kąsających muszek podkładu, a przestrzeń poszerzyła – nie tylko skutkiem większej transparencji, ale także zwiększenia obszaru. Ogólnie stało się jaśniej, luźniej i nie tak melodyjnie. Zupełnie inny klimat i inna pora dnia. Chłodniej, jaśniej, bardziej rześko i na bardziej otwartej przestrzeni. Ani śladu super gęstej i mrocznej atmosfery wybitnej muzykalności, gdzie spektakularnie trójwymiarowe soprany czarowały urodą, a ciśnienie nasyconego dźwięku aż przytłaczało. Restek zagrał dobrze, ale w parze z La Voce podobał mi się zdecydowanie bardziej. Mniej było wprawdzie w tym duecie świeżości i transparencji, ale muzykalność, gęstość i nasycenie dźwięku, a także jego uroda wybitne. Także pogłosy oferowała Aqua piękniejsze, a jej gramofonowy styl pozwalał z satysfakcją słuchać nawet najgorzej nagranych rzeczy. I jedno jeszcze wymaga podkreślenia. Dość często, a nawet przeważnie, dzieje się tak, że bardzo muzykalna aparatura ma tendencję do nudy. Więc owszem, mamy płynnie, ciepławo oraz miło, ale niewiele poza tym. To jednakże nie odnosi się do La Voce. W parze z Restekiem dał włoski przetwornik pokaz siły i witalności, a nie spokojne, lelawe granie.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

14 komentarzy w “Recenzja: Aqua Acoustic La Voce S2

  1. PIotr Ryka pisze:

    Przepraszam za nieco nieadekwatne zdjęcia, ale zrobiono je przed recenzją. Zdjęcie wnętrza na stronie producenta.

  2. fon pisze:

    Oj chyba wkradł się błąd na temat zastosowanych kości przetwornika nie jest to pcm1794-k a powinno być pcm1704-k

    1. PIotr Ryka pisze:

      Faktycznie, ale wkradł się na stronie polskiego dystrybutora. A 1704 to ta sama kość co w moim Cairnie. Wybitna kostka.

  3. PIotr Ryka pisze:

    Jeszcze tytułem uzupełnienia. Z uwagi na upały nie chciało mi się, ale wczoraj wiedziony nudą podpiąłem do La Voce wzmacniacz słuchawkowy Pathosa. Znakomite duo i o wiele muzykalniejsze granie niż Pathosa z Restekiem czy Sigmą. Największy atut – trójwymiarowość dźwięku. Zjawiskowa.

  4. Andrzej38 pisze:

    Witam.
    U mnie lepiej z PC sprawdził się Dragon ale La Voce do plików także jest super! 🙂
    Pozdrawiam

    1. PIotr Ryka pisze:

      Dragon to żywsze brzmienie, bardziej w stylu Ayona Sigmy. La Voce wyraźnie ożywia się dopiero z iOne. Wcześniej jest spokojne.

  5. Robert pisze:

    Szkoda, że dystrybutor nie dostarczył modułu USB. Akurat mam La Voce ze wszystkimi modułami (XMOS, XLR, TDA1541, AD1865) i porównując wejście USB z zewnętrznym konwerterem Gustard U12 po kablu AES/EBU DH Labs D110, nie odnotowałem istotnych różnic.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Tak to niestety jest. Każdy test to tylko orientacyjna informacja. Nie da się przetestować słuchawek czy kolumn ze wszystkimi wzmacniaczami, wzmacniaczy ze źródłami itd. Moduł USB na pewno nie jest na ozdobę i swoje zadanie wykonuje. Za to mu się w końcu płaci 🙂
      Niedługo ma przyjechać przetwornik Aqua Audio Formula i on zapewne będzie miał maksymalne wyposażenie. Ponoć jest fenomenalny.

  6. W__ pisze:

    A jak ten przetwornik ma się do La Scali. Wprawdzie odsłuchiwany był w połączeniu z innym transportem, ale może jednak jakieś porównanie ?

    1. PIotr Ryka pisze:

      La Scala jest bardziej dynamiczna, szybka, przenikliwa i precyzyjna. Co poza tym, to tylko porównanie bezpośrednie mogłoby wykazać, zwłaszcza że La Scali słuchałem dawno.

  7. Panie Piotrze a jak się ma kabel coaxialny acoustic zen silver bytes do Tellurium Q Blue

    1. PIotr Ryka pisze:

      Jutro postaram się sprawdzić. Zajęty byłem recenzją.

  8. Andrzej38 pisze:

    Witam.
    Napisał Pan „La Voce wyraźnie ożywia się dopiero z iOne” czyli lepiej gra po spdif niż po USB, dobrze rozumiem? 🙂

    1. PIotr Ryka pisze:

      Dobrze, ale w przypadku użycia iOne dotyczy to wszystkich próbowanych pod tym kątem przetworników. Oczywiście warunkiem jest dobry kabel koaksjalny. Teraz jednak ifi wprowadza iGalvanic, który ma dawać separację galwaniczną złączom USB – i to znacznie lepszą od tej z iOne. Test powinien być niebawem, ale jeszcze tej rewelacji nie słuchałem. Niestety cena dużo wyższa, około dwóch tysięcy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy