Recenzja: Aqua Acoustic La Diva i La Scala

 

Aqua_Acoustic_La_Diva_La_Scala_009_HiFi Philosophy   Dawnośmy się odtwarzaczem płyt kompaktowych nie zajmowali, a ściślej od czasu dzielonego Ayona Sigma/CD-T, a to już rok prawie. Można oczywiście zabrać się za to było wcześniej, bo w końcu jest ich na rynku trochę, ale fakt że się jeden przed drugi nie pchają mówi sam za siebie, jasno dowodząc, że coraz bardziej zawężają im horyzont rynkowy z jednej strony powracające hurmem i w tryumfie gramofony, a z drugiej napierające w rosnącej masie odtwarzacze plikowe – od PC-tów zasobnych w przetwornik, poprzez smartfony i takie przenośne, a na coraz liczniejszych stacjonarnych kończąc,

I co to się porobiło, panie szanowny? A tak było miło. Jeszcze osiem lat temu nic na to nie wskazywało, bo gramofony nieśmiało dopiero zaczynały się pokazywać, a plikowców nie było wcale. Za to każda debata wokół nabywania nowego CD rozpalała namiętności i spory toczono zawzięte, że ten a nie tamten, a ów, to już wcale. A teraz gramofony-paniska, że w pas trzeba się kłaniać i bez nich wielkiego audio prawie już nie ma; odtwarzaczy plikowych tłumy wokół, że się trzeba między nimi przeciskać; a poczciwe CD-ki, to owszem, egzystują, i nawet jeden z drugim jest jeszcze gotów o wyższość poszczególnych modeli się kłóci, ale to już nie taka temperatura sporu i nie ta sama co kiedyś rozgorączkowana publika. O kable to się jeszcze czasami do krwi pobiją, ale o odtwarzacze już nie bardzo. Jednak co by nie mówić, każdy szanujący się audiofil płyt CD zgromadził zapas niemały i w czymś je kręcić musi, żeby nie zardzewiały. Latka też lecą nieubłaganie i starsze odtwarzacze pora złomować, za nowszymi się rozglądając, bo nie każdy chce mieć tylko gramofon albo tylko plikowca, co jasno wynika z korespondencji z czytelnikami. Pytania o dobry CD ciągle padają, a chociaż przeważnie w odniesieniu do przedziału poniżej dwudziestu tysięcy, to teraz zajmiemy się takim dwa i pół raza droższym, dzielonym i sławnym, bo takie mocniej działają na wyobraźnię i lepiej wszystkim są znane. A ten tutaj to nawet klasyk, rzecz bardzo uznana i sławna, a że na dodatek ze słonecznej Italii, ojczyzny pięknego śpiewu, to tym jeszcze lepiej.

Recenzowałem onegdaj znakomity włoski odtwarzacz, Lector CDP-7, ale o nim to teraz należy powiedzieć, że wraz z nowszą wersją podupadł boleśnie i trzeba o nim zapomnieć. A szkoda wielka, i może go jeszcze wydźwigną, ale na razie sza, bo to porażka. Nagrodę pewnie w związku z tym zaraz od kogoś dostanie albo już dostał, gdyż to wypróbowana metoda ratowania nadszarpniętych, tak więc tym bardziej ostrzegam. Kto inny musi zatem bronić honoru włoskiego audio na odcinku cyfrowych odtwarzaczy płytowych, ale o to nie ma zmartwienia, bo strzeże go właśnie nasz tytułowy duet przetwornika z napędem od Aqua Acoustic – La Diva-La Scala.

Na początek czepię się nazwy, bowiem Aqua Acoustic brzmi trochę dziwnie, ale uświadomiwszy sobie, że w wodzie dźwięk niesie się prawie pięć razy szybciej, dzięki czemu dociera o wiele dalej i wieloryby potrafią wymieniać wiadomości na dystansie nawet stu kilometrów (wykorzystując dodatkowo kanały akustyczne na styku wód o różnej temperaturze), szybko dociera do nas, iż „wodna akustyka” może stanowić synonim wyższości. Poza tym początkowe „aq” znaczy tu także według producenta „aqurate”, no więc tym bardziej. La Scala znów – to wiadomo – najsławniejszy teatr operowy świata i matka wszystkich oper, a La Diva to główna postać na jego scenie – tak zwana primadonna we własnej postaci. Divy operowe nie są wprawdzie od czasu ustania słynnej rywalizacji Marii Callas z Renatą Tebaldi tak popularne jak niegdyś, ale wciąż pomieszkują w legendach, że przypomnimy oszałamiającą ponoć Giudittę Pastę, której Bellini dedykował najsłynniejszą kobiecą arię Casta diva; muzę Rossiniego, potrafiącą śpiewać sopranem i altem, przedwcześnie tragicznie zmarłą Marię Malibran, czy Jenny Lind, podziwianą przez Chopina i uwielbianą przez Mendelssohna. Tak więc już w samej nazwie przedmiotu tu opisywanego zaszyte są wielkie ambicje i światowe aspiracje, a pozostaje sprawdzić, czy są zasadne.

Firma Aqua Acoustic nie wlecze za sobą długiej historii, którą mogłaby się przyozdobić, ale to ma też swoje zalety, gdyż nie ciąży żadnym balastem opinii ani koniecznością kontynuacji jakiejś drogi rozwojowej. Poza tym i tak ma się ta włoska marka w co promocyjnie przyodziać, bo firma została wprawdzie powołana do życia pod obecną nazwą dopiero w 2010 roku, ale wcześniej istniała przez dwie dekady pod inną, świadcząc usługi wykonawcze i projektowe dla zewnętrznych zleceniodawców, których nazw zdradzić nie można, ponieważ objęte jest to klauzulą tajności. Powołana została w Mediolanie przez konstruktorów Stefano Jelo i Cristiana Anelli, z myślą, by wykonać możliwie najlepsze przejście od dźwięku cyfrowego na pylcie (bądź w przypadku samego przetwornika także plikowego) do jego analogowej reprezentacji w głośnikach, z wykorzystaniem rozległej wiedzy, jaką udało się zgromadzić na przestrzeni wieloletniej działalności,

Przedsięwzięcie zainicjowane pod herbem Aqua Acoustic się najwyraźniej powiodło, bowiem w bardzo krótkim czasie spadło nań wiele nagród, włącznie z takim typu: „Najlepszy przetwornik na świecie”, czy „Niczego lepszego dotąd nie słyszałem”.  A były też między nimi laurki od najbardziej znanych recenzentów, jak również złote medale za najlepszy dźwięk na targach, tak więc rekomendacyjny przyodziewek ledwie jeszcze raczkujące Aqua Acoustic bardzo prędko posiadło. Trzeba także od razu wspomnieć, na jakiej bazie ten najlepszy transfer cyfry w analog miał się odbywać; i tu wymienić musimy brak cyfrowej filtracji na wejściu, nieobecność sprzężenia zwrotnego, czystą klasę A w odniesieniu do wzmacniania sygnału, super kości  w przetworniku (pracujące osobno po dwie  w każdym kanale), brak upiększania poprzez nadpróbkowanie i sztuczne wygładzanie, a także zaprzęgnięcie do roboty tranzystorów MOS-FET i lamp. Gdyby więc chcieć to ująć krótko a treściwie, zamiany cyfry w analog postanowiono dokonać najkrótszą drogą i w oparciu o możliwie najlepszą technologię, a podejście z brakiem filtracji szybko znalazło naśladowców pośród najbardziej znanych producentów. Pora sięgnąć po szczegół.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

10 komentarzy w “Recenzja: Aqua Acoustic La Diva i La Scala

  1. Piotr Ryka pisze:

    Parę tytułów płyt:

    Stan Getz – Bossanova Yeats, Vangelis – Themes, El Greco, Antarctica, Usher –Sampler, Piwnica pod Baranami, Cortot – Chopin, Pepe Romero – Flamenco, Greenday – American Idiot, Dire Straits – Brothers in Arms (SACD), Led Zeppelin II, Beethoven – The Symfonies (von Karajan), Harmonia Universelle II, Miles Davies – Aura, Cat Stevens – Teaser and the Firecat, Jan Garbarek – Mnemosyne, Montserrat Caballe – Bellini & Donizetti, Mozart – Violin Concertos (David Oistrakh), Czarodziejski flet (Gardiner), Metalica – Black Bułat Okudżawa – Najlepsze przeboje….

    I wiele, wiele innych.

  2. Maciej pisze:

    O fajnie, posłucham te 2/3 których nie znam z tej listy.

  3. Maciej pisze:

    może bardziej nawet 3/5…

  4. Stefan pisze:

    Ciekawe zestawienie Piotrze, nie znałem Milesa z tej strony, bardzo ciekawy album bardzo mocno zróżnicowany, taki kolorowy 🙂
    Od dziś jest w mojej kolekcji.

  5. manio pisze:

    a gdzie się podziała DIANA KRALL , sie zapytywowuje !!!!

    toż wszem i wobec wiadomo że na tym najlepi wychodzo ałdiosystemy wszelakie …

    a tu jakiesik cepelingi, grin deje i traszometaliczni … toż na tym sie 50% systemów wykłado na zabój … szkliwo schodzi z uzymbienio i ałdiofile same w kaftany bezpieczeństwa wskakujo !!!
    .
    …a tak naprawdę – powyższy zestaw świadczy o tym że recenzent wie o co chodzi…
    gitarka solo , no dobra, nawet z towarzyszeniem fletu – też niech będzie … tylko jak ocenić na tej podstawie bas, szybkość ataku, rozdzielczość nagranych fafnastu instrumentów…
    .
    ja oprócz oczywistych oczywistośći wymienionych przez recenzenta, zachęcam zawsze do pójścia w extremalnie trudne rejony a więc : syntetyczny bas w super szybkich pulsacjach [np. gęste! techno w wielu odmianach] czy też wściekły i szaleńczy obszar metalu [np. death melodic/symphonic itp. – Metallica przy tym to dość romantyczne nuty są ;)].
    .
    wiem że fachowcy powtarzają mantrę typu Diana Krall – ale dla mnie [mimo że ją lubię i płyty jakieś posiadam] – to extrema błystawicznie pokażą bazowe , podstawowe możliwości systemu :
    – czy dół jest szybki, rozdzielczy, zwarty, punktowy czy odwrotnie
    – czy system jest czuły na impulsy [nie bezwładny]
    – czy gęste płyty [a jest ich obecnie chyba większość – bo w cyfrowym studio można ścieżek dokładać aż do znudzenia] są odczytywane tak że można poszczególne partie instrumentów śledzić pojedynczo czy też trzeba je wyławiać z kakofoni dźwięków …
    większość systemów się na tym wykłada – jak ktoś słucha tria jazzowego lub kameralistyki – nie zauważy nawet tych niedociągnięć – ale jak słucha rzeczy szybkich i gęstych – bez bazowych umiejętności systemu – szybko mu ochota na słuchanie przejdzie albo płytotekę zmieni …

    1. Maciej pisze:

      No i tu przychodzi mi na myśl kolejna sprawa: systemy uniwersalne. Wiele osób mówi: Panie, to do jazzu idealne, tu to wybitne wokale, a ten zestaw super metal zagra, no ale na tym to pan nie pogra elektroniki, itd… A ja ciągle, może naiwnie, dążę do tego by mój tor wszystko potrafił zagrać świetnie. I wiecie co? Może błądzę, ale wcale nie uważam, że duże triody i szerokopasmowce wzbogacone 15″ basem w bi-ampingu nie graję dobrze metalu. Ostatnio był u mnie przyjaciel i jak poszły w ruch takie gatunki był mocno zaskoczony.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Każdy dobry system musi umieć zagrać wszystko. Inaczej nie jest dobry. Tu nie ma żadnego podziału na role. Musi grać całym pasmem i z odpowiednią przestrzenią A wtedy sprawdzi się w każdym repertuarze.

  6. gość44 pisze:

    Zdjęcia lepsze niż zazwyczaj. Jeszcze trochę … 🙂

    1. Maciej pisze:

      Ja bardzo lubię zdjęcia do recenzji na HiFiPhilosphy, bo są naturalisyczne. Trochę czasem tylko brakuje 'sesji rozbieranych’. Ale to pewnie nie każdy dystrybutor umożliwia…

      1. Piotr Ryka pisze:

        Sprzęt jest często zapieczętowany i nie da się go ruszyć, bo potem bez plomb nie ma naprawy gwarancyjnej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy