Recenzja: Ancient Audio P1

Budowa

Ancient_Audio_P1_010 HiFi Philosophy

Przedni panel nie pozostawia wątpliwości – oto kolejna kreacja od krakowskiego Ancient Audio.

Urządzenie jest niewielkie ale trochę ważące. Mniej by znacznie ważyło, gdyż w środku nic ciężkiego w nim nie ma, lecz stoi na granitowym postumencie stabilizującym, mającym za zadanie stabilizować warunki pracy stanowiącego clou procesora. Tak więc waga się pewna pojawia, a ściślej 2 kilogramy.

Od zewnątrz jest to metalowe pudełko o czarnym grzbiecie i złotym panelu frontowym, z orientacją na głąb, czyli wąskie od przodu a ku tyłowi biegnące. Taki zatem wzmacniaczowy autobusik, na którego przodzie znajdziemy niewielkie i lekko chodzące pokrętło potencjometru oraz dwa skobelki, z których lewy jest włącznikiem a prawy przełącznikiem programów. W tym miejscu raz jeszcze podkreślmy, że zainstalowany w środku procesor jest dokładnie taki sam jak ten już testowany poprzednio – osobny – a jedynie pamięć posiada nie tak pojemną, w związku z czym może zapamiętać sto kilkadziesiąt a nie kilkaset ustawień programowych; konkretnie sto dwadzieścia pięć. Aż tylu pozycji żaden skobelek ani nawet jakieś wielkie pokrętło obsługiwać nie może, tak więc uciekł się producent do tradycyjnego w takich razach zabiegu z wewnętrznymi przełącznikami, których jest osiem i których wariantowe ustawienia dół-góra z łatwością mnożą kombinacyjne możliwości, tak więc wystarczy sobie zapisać który wariant jest który i po odpowiednim nastrojeniu (to tylko u producenta) można będzie akcelerować brzmieniowo całe stado słuchawek, w tym wszystkie posiadane, bo przecież nikt chyba więcej niż sto dwadzieścia pięć par nie ma, a nawet jak ma, to tylu aż nie używa na co dzień.

P1 - tak zwie się nowa, zminiaturyzowana wersja procesora P3 o którym pisaliśmy około roku temu.

P1 – tak zwie się nowa, zminiaturyzowana wersja procesora P3 o którym pisaliśmy około roku temu.

Poza tym jest od przodu jeszcze tylko pojedyncze gniazdo na duży jack, natomiast nie ma indykatora włączenia, co ma dobrą i złą stronę. Dobrą, bo nic w oczy nie kłuje, a złą, bo trzeba zapamiętać jakie położenie włącznika oznacza włączenie (do góry), a w przypadku problemów z siecią trzeba będzie zajrzeć do środka, bo to tam zlokalizowano czerwoną diodę aktywności. Nie łączy się to wszakże z żadnym ryzykiem ani stratą czasu, bo metalowy wierzch obudowy nie jest przykręcony ani w inny sposób przymocowany, spoczywając luźno na podstawie, a wnętrze jest zabezpieczone prądowo i niczego pod napięciem tam dotknąć nie można, gdyż wszystko co pod gołym prądem znajduje się od spodniej strony płytki układu.

Z tyłu są dwa wejścia RCA, umożliwiające podpinanie dwóch źródeł, oraz pojedyncze wyjście, pozwalające na to używanie zewnętrznego wzmacniacza jako dodatkowego źródła mocy. Poza tym zwisa smętnie kabel na stałe zainstalowany i wzięty od lampki nocnej, co się zapewne jednym za minimalizm spodoba, a innym wręcz przeciwnie. Zwróciłem na to konstruktorowi uwagę i obiecał instalację gniazda sieciowego, pomimo problemów ze znalezieniem dla niego miejsca.

Wspomniane dwa wejścia nie mają selektora wybierającego, co zrobiono z premedytacją, bo każdy taki selektor oznacza utratę jakości, tak więc wyboru dokonuje się poprzez użycie danego źródła a nie przełącznikiem, przy czym omyłkowe użycie dwóch naraz niczym nie grozi poza kociokwikiem. Z kolei wyjście na inny wzmacniacz nie oznacza pominięcia własnego, ale ten został tak pomyślany, by przede wszystkim niczego nie psuć. Jest to prosty układ napięciowy małej mocy, tak więc wspomaganie go mocnym dodatkowym wzmacniaczem zewnętrznym będzie jak najbardziej słusznym pociągnięciem, którego praktyczne efekty należy przetestować, co też za chwilę się stanie.

W tym wypadku poza miniaturyzacją największą atrakcję stanowi wprowadzenie pełnoprawnego wzmacniacza słuchawkowego.

W tym wypadku poza miniaturyzacją największą atrakcję stanowi wprowadzenie pełnoprawnego wzmacniacza słuchawkowego.

Dodać jeszcze na koniec wypada, że skobelkowy przełącznik programowy na panelu przednim jest trzypozycyjny, przy czym pozycja środkowa oznacza wyłączenie procesora, pozwalając ocenić pracę samego wbudowanego wzmacniacza. Oznacza też, że bez grzebania przy wewnętrznych przełącznikach możemy akcelerować programowo jedynie dwie pary słuchawek.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

22 komentarzy w “Recenzja: Ancient Audio P1

  1. Tadeusz pisze:

    Panie Piotrze testował Pan może to urządzenie z HD800 ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie. Ale wiem, że będzie red. Pacuła.

  2. Piotr Ryka pisze:

    Przepraszam za istotną pomyłkę, choć może nie taką ogromnie ważną praktycznie dla użytkownika, ale jednak w błąd wprowadzajcą i w istotny sposób niedoszacowującą możliwości tego P1. Otóż może on obsługiwać 125 a nie 25 programowych ustawień słuchawek i kolumn, tak więc jest dużo bardziej wszechstronny i pojemny.

  3. kabak1991 pisze:

    A ile właściwie kosztuje? Bo nie widzę na stornie producenta w zakładce cennik, no chyba że przegapiłem w recenzji. Pytam z ciekawości bo sam myślałem upolować raczej Bursona Virtuoso, w razie czego popędzi ortodynamiki.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Przegapiłeś. Kosztuje 6 tysięcy.

  4. Adam K. pisze:

    Panie Piotrze, mam pytanie. Czy używa Pan na co dzień „poprawiacz” słuchawkowy Headphone Optimized Transducer, który kiedyś pozytywnie Pan recenzował?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie, nie używam. Na żądanie dystrybutora został do niego odesłany.

  5. roman pisze:

    Czy mając do wydania taką kwotę na wzmacniacz lepiej kupić jakiś wzmacniacz czy to urządzenie do którego mógł bym podłączyć posiadanego już LYRa ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Powiedzmy, że sprzedałbyś Lyra i dołożył sześć tysięcy, to miałbyś siedem. Co za to? To zależy, jakie masz słuchawki i czy to nie na nie powinna pójść część albo całość pieniędzy. Napisz jakie to są, a pociągniemy temat. Bo tak, to działamy po omacku.

  6. Piotr Ryka pisze:

    Ale niezależnie od niuansów i relacji wzmacniacz-słuchawki jedno mogę zagwarantować – jak macie problemy ze swoim torem, to P1 je naprawi i stanie się dużo lepiej. Więcej basu, gdyby go było mało, lepsze soprany, lepiej dobrana tonacja – itd.

  7. roman pisze:

    chodzi o to czy lepiej naprawiać problemy ,czy kupić inny wzmacniacz

    1. Piotr Ryka pisze:

      W przypadku Shiita Lyra musiałbyś kupić jakiegoś Cary CAD-300-SEI, by uzyskać analogiczny efekt jak z poprawą od P1. Tak mi się wydaje. Ale to pewnie zależy też od używanych słuchawek. Bo na pewno nie wszystkie poprawiają się w równym stopniu.

  8. kabak1991 pisze:

    Piotrze, myślisz że amp Ancient Audio spięty z Chordem Hugo albo Phasmationem kablami siganture majkela to dobry pomysł? Czy nie ma sensu przepłacać i lepiej wziąć Bursona Virtuoso?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Myślę, że duet Hugo lub Phasemation z P1 będzie miał znacznie większe możliwości niż sam Burson. To moim zdaniem ewidentne. Sobie tego P1 prawdopodobnie zostawię, a właśnie używam go w konfiguracji z Schiitem i dość drogimi słuchawkami, których recenzja niebawem. Bez niego te drogie słuchawki bardzo tracą, przynajmniej z Schiitem. I to tym za 10 tysięcy, więc to sporo znaczy.

      Pożytek z tego P1 jest właściwie jeden (a więc nazwa jest adekwatna). Pozwala na użycie praktycznie każdych słuchawek. Z nim nie ma czegoś takiego jak niedopasowanie. (Oczywiście po wdrożeniu odpowiedniego oprogramowania.) Do dowolnego wzmacniacza można kupić dowolne słuchawki – byle tylko moc się zgadzała – a brzmienia na pewno się zejdą. A jak się nie ma P1, to trzeba szukać dopasowania poprzez próby i błędy, korzystając z pomocy recenzentów i innych audiofili. Wiadomo, że do Cary 300-SEI pasują Grado GS1000, a do Bakoona HD 800. Takich naturalnych zestawień jest trochę w audiofilskiej przyrodzie i można na nich bazować, ale one zawsze ograniczają, bo zawsze możemy zamarzyć o innych słuchawkach. A wtedy się przyda P1. Bardzo się przyda.

      1. Stefan pisze:

        Ciekawe jakby spasował się do STAXów 🙂

        1. Piotr Ryka pisze:

          A to się może niedługo okaże.

  9. roman pisze:

    Mam wrażenie że opinia Pacuły jest mniej entuzjastyczna .

    1. Piotr Ryka pisze:

      Każdy ma przecież prawo do własnej. Ja swojej nie zmieniam. Przetwornik zostaje.

  10. roman pisze:

    wydaje się że Pacuła słuchał z wyjścia słuchawkowego procesora a Ty podłączyłeś pod swój wzmacniacz i stąd minimalnie inne odczucia ,chociaż tak ogólnie to bardzo podobne,nie przeszkadza Ci wbudowany na stałe kabel zasilający ?

  11. roman pisze:

    chyba nie dokładnie czytałem,Ty też słuchałeś z wyjscia słuchawkowego procesora

    1. Piotr Ryka pisze:

      Sam w sobie, całkiem solo, P1 jest już bardzo dobry, gdy chodzi o poprawianie słuchawek oraz nasycanie, barwność i elegancję dźwięku. Natomiast przekazuje za mało energii, i tą może dostać tylko od zewnętrznego wzmacniacza. Przynajmniej dopóki nie pokaże się wersja z mocniejszym własnym.

  12. Bartek pisze:

    Po przeczytaniu tej recenzji mam dylemat – jaki wzmacniacz kupić do moich Night Hawków: P1 czy ifi iDSD Micro? Ten drugi miał osobną recenzję i bardzo pozytywną ocenę. Jest tańszy, ale zapewnia większą mobilność i funkcjonalność. Jak to jest naprawdę z wrażeniami odsłuchowymi? Czy Night Hawki zagrają faktycznie o klasę lepiej z P1, niż z Micro? Czy wspomniany „garnkowy” pogłos (o którym nie ma ani słowa w recenzji słuchawek http://hifiphilosophy.com/recenzja-audioquest-nighthawk/) to przypadłość objawiająca się tylko w tandemie Night Hawk + P1 bez włączonej korekcji?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy