Odsłuch cd.
Nie chcę tego opisu rozrywać na poszczególne słuchawki, choć niewątpliwie w stylu takim najbardziej od pierwszej chwili spektakularnym zagrały Sonorous VIII. Wszyscy jednak byli naprawdę spektakularni. Od w porównaniu skromnych ale już wiele pokazujących AKG K712 z kablem Oyaide, poprzez przeraźliwie od nich lepsze AudioQuest NightHawk, aż po najłagodniejsze i pokazujące wszystko w perspektywie Sennheisery HD 800 oraz ekstremalnie popisowe Sonorous VIII.
Głębia zejścia kontrabasu i wibracje wiolonczeli wbijały w fotel, a rytm perkusji i brzmienia głosów syciły klasą. Zaznaczała się przy tym spora różnica pomiędzy plikami czytanymi z YouTube przez Windows Media Playera, a takimi odtwarzanymi w ASIO przez JRiver. Zdecydowanie większa niż w odniesieniu do natywnych wyższych częstotliwości, jako że już w 44,1 JRiver potrafił zaszaleć. Grał naprawdę dożylnie, inspirując piękną głębię przeżyć, a chociaż nie był tak mistrzowski pod względem wyczyszczenia tła jak odchodzący w przeszłość JPlay, to i tak to nadrabiał pierwszoplanową gęstością faktur i dojmującą wibracją. Te same utwory puszczane w WMP brzmiały spokojniej i próbowały nadrabiać głębią i gładzią zawieszonymi w ciemniejszej inscenizacji, ale choć także było to bardzo dla ucha miłe, to jednak nie dawało tej szczególnej satysfakcji, jaka pojawia się kiedy coś gra naprawdę daleko poza przeciętnością.
Jeszcze lepiej, a przynajmniej pod niektórymi względami, wypadły słuchawki napędzane Lebenem CS300F. Ten zagrał mniej spokojnie, a za to głębiej drążył muzyczną naturę. Nie uspokajał tylko przenikał, a w efekcie osiągał większy indywidualizm i różnorodność.
W odróżnieniu od Sugdena nie jest to wzmacniacz uniwersalny, a więc nie zachodzi z nim sytuacja, gdy wszystkie słuchawki równie świetnie się spisują przy co najwyżej niewielkich przewagach jednych nad drugimi. Interkonekt Sulka wprawdzie i w odniesieniu do niego bardzo dobrze się sprawdził, znacznie łagodząc różnice, podobnie jak przyczynił się do tego zasilający Acoustic Zen Gargantua, niemniej trudno było nie zauważyć, że japoński wzmacniacz preferuje słuchawki o pełniejszym i łagodniejszym stylu grania. Najbardziej wraz z nim zyskały skromne AKG, które dźwigał niemal na poziom wielokrotnie droższych, spośród których najbardziej upodobał sobie AudioQuest NightHawk, Audeze LCD-3 oraz Sennheiser HD 800. Był jednak jeszcze jeden faworyt – OPPO PM-2. Słuchawki te trudno zaliczyć do uspakajających, jednak z Lebenem dobrali się jak w korcu maku. Tonacyjne dopasowanie wspierało a nie degradowało obustronne popisy przenikliwości i przejrzystości, a nośność dźwięku i jego złożoność kształtowały całościowo znakomity odbiór.
Na przeciwległym krańcu tradycyjnie męczyły się Grado GS1000, znane z braku dopasowania do tego wzmacniacza. Przysłuchałem się temu uważnie i przyczyna jest jedna – Leben zbytnio forsuje ich pogłosowość. Chwilami przechodzi to w jawne zniekształcenia, ale nawet kiedy tak się nie dzieje, cały muzyczny obraz, mimo niewątpliwego bogactwa, pozostaje bardzo daleki od naturalności. Drażni swą echowością przechodzącą w dudnienie i dźwiękowymi zbitkami basu na tle sopranowych szarż. Tymczasem podobny, choć właśnie nie echowy, styl OPPO pasował idealnie, znakomicie sprawdzając się na całym przekroju pasma. Z kolei Fostex TH-900 znów był nazbyt echowy, a jego przeciwieństwem Audeze LCD-3, żadnej echowości nie przejawiające. Te grały najmasywniej, najbliżej i tak najbardziej zwyczajnie, o ile brzmienie tak wysokiego lotu zwyczajnym zwać można. Zwyczajność ta brała się właśnie z bliskości i braku pogłosu, co odzierało wprawdzie z tajemniczości, ale rzucało w sympatyczną codzienność. AudioQuest NightHawk były z kolei znacznie już bardziej tajemnicze, a OPPO szczególnie pasujące i niesamowite przenikliwością opisu. Najtańsze w stawce AKG grały tu na potrójnych sterydach, a flagowe Sennheisery na swoim dobrym poziomie, chociaż nie takim jak z Bakoonem. Znakomicie wypadły też oba Sonorousy, ale o nich będzie w recenzji flagowego modelu X.
Pora porzucić słuchawkowe pielesze i udać się po naukę do głośników. Znów więc w ruch poszły DeVore Orangutan, a także świeżo przybyłe monitory Stirling Broadcast SB-88, napędzane w obu przypadkach moim systemem, ale w dwóch wariantach źródłowych. Raz z samym Cairnem, a raz z nim jedynie w roli napędu i tytułowym Accuphase DC-37 jako przetwornikiem – a więc tym, czym jest on i zarazem wszystkim, czym być może.
W dużym stopniu pojawiło się déjà vu, choć nie w tym znaczeniu, iżbym nie zdawał sobie sprawy, kiedy to było, albo ulegał całkowitemu złudzeniu. Niewątpliwie była to analogia z pisaniem recenzji odtwarzacza DP-720, którego także z Cairnem porównywałem. Różnice nie okazały się wprawdzie aż tak widoczne, bo napęd w obu sytuacjach obecnie testowanych był identyczny, ale istota pozostała ta sama. Cairn grał twardszym nieznacznie, mniej płynnym i troszkę lżejszym dźwiękiem, a także miał mniej czarne i mniej poprzez to zaznaczające się tło. Całą atmosferę mniej nasyconą i gęstą, a łuki melodyczne nie tak gładkie i płynne. Minimalnie w porównaniu postrzępione, a zarazem – paradoksalnie – mimo tych strzępków bardziej powierzchowne. Ludzkie głosy pokazały się trochę jak słuchane z drugiego pokoju, a nie rozkosznie osadzone w swej bezpośredniej konkretności. Takie bardziej słyszane w przelocie, albo bez zwrócenia się do kogoś twarzą, a także bledsze, chłodniejsze i mniej substancjalne. Smutniejsze poprzez to w sposób oczywisty, a za to bardziej lotne – bo mniej przytwierdzone do podłoża i konkretu. Mające skądinąd ciekawy klimat, tak jak cała ta Cairnowa muzyka, lecz sporo w tyle pod względem precyzji obrazowania, barwności i naturalnego powabu. Tak bardziej w stronę szkicu, choć niewątpliwie biegłego technicznie, a nie portretu sztalugowego z całym przepychem sztuki portretowej.
Dynamika i wielkości scen były dosyć zbliżone, aczkolwiek lokalizację źródeł Accuphase pokazywał zdecydowanie lepszą, natomiast niewątpliwie japoński przetwornik więcej wyciągał z nagrań, to znaczy przy tym samym poziomie głośności lepiej było słychać szum tła, bardziej ożywiała się przestrzeń i więcej można było wyczytać pod względem samej technologii nagrań; choć znów paradoksalnie, sama muzyka bardziej o wiele była muzyką, jawiąc się jako prawdziwsza i milsza.
Witam. Dziękuje z recenzje, jak zawsze ciekawa.
Jest szansa na recenzje jakiegoś Luxmana? Czy dystrybutor dalej nie wyraża chęci?
Polski dystrybutor Luxmana – firma Audio Center – zrezygnował z dystrybucji. Podobno współpraca układała się fatalnie a warunki dyktowane przez Japończyków były skandaliczne. Zwłaszcza w odniesieniu do serwisu.
Trudno, może kiedyś, Luxman z tego co wiem został przejęty przez jakiś koncern Chinski IAG (International Audio Group) w sensie własności. Produkcja jest w Japonii nadal. Ten IAG ma tez brytyjskiego QUADA i inne.
Ten „jakiś” koncern ma połowę jak nie więcej angielskiego audio: Audiolab, Quad, Mission, Wharfedle, Castle, Ekco, Leak.
Tak, to są tacy chińscy bracia, co wykupili kawał świata audio.
Piękna rzecz. Fajnie że są jeszcze takie typowo japońskie urządzenia w takiej narodowej ichniej estetyce. Pilot jest rodem jak z Technicsa. I ma to sporo uroku. Jakby jeszcze tańsze były te Accuphase, jak owe Technicsy. Bo pytanie co bardziej się liczy dla producenta. Trafić pod strzechy czy do ekskluzywnych kręgów bogaczy.
Odpowiedź na to pytanie, zawarta jest w cenie urządzenia, niestety 😉