Recenzja: Accuphase DC-37

Budowa

Accuphase_DC-37_001_HiFi Philosophy

Tej linii nie da się pomylić z żadną inną – to Accuphase, Accuphase…

 Nawiązanie do flagowego DC-901 to w rzeczywistości jedynie chwyt marketingowy, a tak naprawdę przetwornik jest analogonem tego zawartego w odtwarzaczu jednobryłowym DP-720. Ten także już opisałem, ale co innego grać płytą, a co innego plikiem. Płytą oczywiście także i tu można – z komputerowego napędu albo jakiegokolwiek innego – lecz nawet audiofilski żółtodziób zdaje sobie sprawę, że takie całkiem osobne przetworniki tworzy się przede wszystkim dla plików.

Plik może nie jest najszczęśliwszym określeniem, bo obrazowo przywołuje stos kartek a nie zbiór impulsów elektrycznych, lecz językowo już się otrzaskał, a poza tym tak czy siak chodzi o zapis bitów. Atramentem na papierze, czy impulsami na nośniku magnetycznym – nie ma różnicy co do istoty. Jest za to odnośnie prędkości odczytu, a ta w przypadku plików z nośników magnetycznych  umożliwia odtwarzanie muzyki przełożonej na cyfry w czasie rzeczywistym z natychmiastową transpozycją do dźwiękowego pierwowzoru. Wyobrażacie sobie kogoś czytającego cyfry z kartki a potem zamieniającego ich zbiory na modulacje fali elektromagnetycznej słane głośnikom? Ciekawe ile czasu zajęłoby odtworzenie w ten sposób jednego taktu.

Przywołałem historyjkę o plikach nie bez powodu, gdyż uświadamia ona jak ważny jest czynnik czasowy. W przypadku odtwarzania cyfrowych zapisów muzycznych jeszcze ważniejszy niż metronom przy normalnym odczycie nutowym, jako że zmiana tempa to w żywej muzyce jeden z podstawowych chwytów interpretacyjnych, natomiast urządzenia audio mają odtwarzać zapis w idealnym porządku czasowych następstw, tak żeby pierwowzór nie został odkształcony. To zaś wymusza posiadanie na pokładzie jak najlepszego czasowego wzorca, pozwalającego korygować anomalie przy tworzeniu i odczycie kodów cyfrowych. Tymczasem Accuphase, podobnie jak opisywany niedawno odtwarzacz Aqua Acoustic, nie raczy informować otoczenia o użytym zegarze, rozwodząc się w zamian nad złożonością sposobu zamiany cyfr w nośniku na analogowy sygnał finalny. Czynnik czasowy przemilcza, częstując dla niepoznaki długą historią o ośmiu w każdym kanale przetwornikach przesuniętych względem siebie o jeden cykl, tak żeby odzyskiwaną z cyfrowych próbek analogową sinusoidę maksymalnie wygładzić. A trzeba przyznać, że osiem osobnych DAC-ków w jednym kanale to sytuacja faktycznie sporadyczna, uświadamiająca klasę urządzenia. Gdy inni chwalą się już jednym osobnym na kanał, a dwa w kanale to ho-ho! jak dużo, Accuphase oferuje aż osiem, które zbiegają się na dodatek w dziewiątym, to znaczy sygnał z tych ośmiu scalany jest przez znajdującą się na ich zbiegu kości ES9018S od Sabre. Kości te są ośmiokanałowe, tak więc wszystko się zgadza i wygładza, a całość stanowi wzorzec stosowany zarówno w szczytowym DC-901, jak i w najnowszym, jednoczęściowym DP-720.

...DC-37.

…DC-37.

U DC-901 jest wprawdzie jeszcze szacowniej, jako że ma on po szesnaście a nie osiem DAC-ków w kanale i stosownie do tego po dwie a nie jednej scalającej kości ES9018S, a także wiele innych jeszcze wyższej klasy rozwiązań, które wyliczyłem porównawczo w recenzji odtwarzacza DP-720. Odpowiednio do tego zdecydowanie też więcej kosztuje, toteż bezpieczniej będzie o nim zapomnieć, bo gra jednak w innej lidze, tak więc przywoływanie go przez producenta jako analogii do DC-37 jest bardziej przesadnym zabiegiem marketingowym niźli faktyczną analogią. Za to samych kości DAC ma nasz tytułowy DC-37 mniej tylko o połowę, a kosztuje trzy razy taniej. W dodatku ma tych kości i tak więcej od innych, czyli chwalić się nimi wolno mu jak najbardziej.

Dobrze, dajmy spokój kościom i zostawmy sprawę zegara. Poza tym godne odnotowania są dwa duże, zapuszkowane transformatory toroidalne, oddzielne dla sekcji cyfrowej i analogowej. Wspiera je bateria sześciu potężnych kondensatorów olejowych, a z tyłu, za grubą grodzią z metalu, są również wzajemnie odseparowane metalem sekcje cyfrowego wejścia i analogowego wyjścia. Napięcia w analogowej stabilizują dodatkowo zasilacze obwodowe, a za obliczenia w cyfrowej odpowiada pojedynczy, programowalny procesor Xilinxa. Tak więc o dobre zasilanie się postarano, a obliczenia są wykonywane w klasycznym dla wysokich modeli Accuphase, sprawdzonym stylu.

Osobne przyciski aktywacji na przednim panelu pozwalają wybrać wejście USB, jedno z dwóch optycznych, jedno z dwóch koaksjalnych oraz zalecane dla napędów od samego Accuphase HS-Link. Najlepsze jest właśnie ono wraz z najważniejszym w całym cyfrowym graniu USB, mogącym tutaj obsługiwać sygnał 32-bitowy o częstotliwości do 384 kHz, a także DSD miary 5,6 MHz.

Poza ulokowanymi pod klasycznym dla Accuphase wyświetlaczem przyciskami wyboru na jak zawsze mieniącym się odcieniami złota panelu przednim jest tylko włącznik główny i dwa przyciski regulacji siły głosu, a wszystko to powtarza się na dołączonym pilocie, takim samym jak w najnowszych odtwarzaczach.

Z tyłu poza cyfrowymi wejściami jest po parze analogowych wyjść RCA i XLR, które obsługiwane są przez osobne stopnie wyjścia, tak więc bez obaw o jakość mogą być używane równocześnie. Polaryzację na bolcach XLR można zmieniać małym suwakiem i warto sprawdzić, która dla naszego wzmacniacza jest lepsza.

Generalnie w przypadku pierwszego DACa Accuphasea łatwo go na pierwszy rzut oka pomylić z którymś z odtwarzaczy tej zacnej firmy.

W przypadku pierwszego DACa Accuphasea łatwo go na pierwszy rzut oka pomylić z którymś z odtwarzaczy tej zacnej firmy.

Wraz z przetwornikiem otrzymujemy płytę ze sterownikami, pozwalającymi podbijać próbkowanie, ale sam jakoś wolę stare, dobre 44,1 kHz od tych wygładzaczy w wyższych częstotliwościach. Są te sztucznie podbijane częstotliwości bardziej gładkie, to fakt, ale zwykle brakuje im ikry – i z Accuphase częstotliwość podstawową także wolałem. Pewnie, pewnie – są pliki mające natywnie wyższe próbkowanie, a wówczas to inna historia, ale na takie trzeba się wykosztować bardziej. Poza tym przetwornik zdecydowanie woli pracować w standardzie bezpośrednim ASIO, a odtwarzane w nim przez program JRiver dobrze nagrane płyty w klasycznym 44,1/16 zabrzmiały rewelacyjnie.

Na koniec ostatnia uwaga. Obszerny grzbiet GC-37 nie jest drewniany, tylko wykończony sympatycznym, ciemnopopielatym tworzywem, co okazuje się bardzo praktyczne, gdyż umożliwi postawienie bez obaw o porysowanie wzmacniacza. W sytuacji gdy przetwornik jest tak obszerny, chociaż tyle można zrobić na rzecz oszczędności miejsca.

Złocista zamiana cyfry w analog od Accuphase waży ponad 14 kilogramów, stoi na firmowych, karbonowych podstawkach o sporej średnicy i prezentuje się jak wszystkie wyroby tej marki, czyli pierwsza klasa.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

7 komentarzy w “Recenzja: Accuphase DC-37

  1. Bartek pisze:

    Witam. Dziękuje z recenzje, jak zawsze ciekawa.
    Jest szansa na recenzje jakiegoś Luxmana? Czy dystrybutor dalej nie wyraża chęci?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Polski dystrybutor Luxmana – firma Audio Center – zrezygnował z dystrybucji. Podobno współpraca układała się fatalnie a warunki dyktowane przez Japończyków były skandaliczne. Zwłaszcza w odniesieniu do serwisu.

      1. Bartek pisze:

        Trudno, może kiedyś, Luxman z tego co wiem został przejęty przez jakiś koncern Chinski IAG (International Audio Group) w sensie własności. Produkcja jest w Japonii nadal. Ten IAG ma tez brytyjskiego QUADA i inne.

        1. "AAAFNRAA pisze:

          Ten „jakiś” koncern ma połowę jak nie więcej angielskiego audio: Audiolab, Quad, Mission, Wharfedle, Castle, Ekco, Leak.

          1. Piotr Ryka pisze:

            Tak, to są tacy chińscy bracia, co wykupili kawał świata audio.

  2. Maciej pisze:

    Piękna rzecz. Fajnie że są jeszcze takie typowo japońskie urządzenia w takiej narodowej ichniej estetyce. Pilot jest rodem jak z Technicsa. I ma to sporo uroku. Jakby jeszcze tańsze były te Accuphase, jak owe Technicsy. Bo pytanie co bardziej się liczy dla producenta. Trafić pod strzechy czy do ekskluzywnych kręgów bogaczy.

    1. slvn pisze:

      Odpowiedź na to pytanie, zawarta jest w cenie urządzenia, niestety 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy