Recenzja: Final Audio LAB II

untitled-design   Ta recenzja w sensie praktycznym, przedzakupowym, jest raczej bez sensu. Dotyczy bowiem czegoś, czego możliwość kupienia jest nikła zarówno na rynku pierwotnym jak wtórnym. Pojawia się więc raczej na zasadzie ciekawostki a nie normalnej edycji, tak żeby czegoś się dowiedzieć, choć to się raczej nie przyda. Piszę ją też dla własnej przyjemności i również żeby coś wiedzieć; a poza tym – kto wie? – może takie słuchawki niebawem opanują rynek i te są tego zwiastunem?

Nie przeciągajmy wstępów i przejdźmy do sedna. Tym sednem jest specjał od japońskiego Final Audio, które tytułem technicznego popisu i chęci zwrócenia na siebie uwagi wykonało we współpracy z powiązaną z koncernem Hitachi NTT Data Engineering Systems Corporation specjalne słuchawki dokanałowe, rzeźbione techniką druku 3D w tytanie. Efekt tego wygląda specjalnie, ale nie tylko wygląda. Producent gromko podnosi powstałe dzięki niemu możliwości brzmieniowe, mające polepszać klarowności, zwiększać i naturalizować scenę, a także dawać lepsze przetwarzanie na skrajach pasma. A zatem lepszy bas i soprany oraz ogólna widoczność, jak również większa i bardziej naturalna scena. Ale w sumie cóż z tego, skoro słuchawki powstały w limitowanej ilości dwustu zaledwie sztuk i kosztują aż 18 tysięcy?

Na to osiemnaście tysięcy zaczynam mieć tak nawiasem uczulenie, jako że to kolejny wyskok słuchawkowy opatrzony tą kwotą po Audeze LCD-4 i Focal Utopia. Ale o portfel tym razem nie ma zmartwienia, bo jak mówiłem słuchawki powstały w ilości dwustu par, z których ponad sto dziewięćdziesiąt już się rozeszło, czyli nic prawie nie zostało. Jednymi z nielicznych pozostałych, sygnowanymi jako Sample 2, dysponuje jednak chwilowo polski dystrybutor, który otrzymał je celem prezentacji na najbliższym AVS, a potem słał będzie je dalej, na kolejny pokaz do Wiednia. Tymczasem są jednak kiedy to piszę u mnie, na dwa dni zaledwie, tak więc mowy nie ma o jakimś bliższym zżyciu i szeroko zakrojonych badaniach. Tym bardziej, że wiele sprzętu powróciło czasowo do dystrybutorów na to właśnie AVS, czyli możliwości sprzętowe przejściowo są węższe. Coś jednak zostało na miejscu i się tego użyje, tak żeby te tytanowe druki nie przeszły nam koło nosa. Zwłaszcza, że nikt ich jeszcze nie miał okazji opisać, co przy tych szczególnych ponoć potencjach nie powinno ujść przed zbadaniem i dać się zdiagnozować. Sam polski dystrybutor podczas odwiedzin powiedział mi bez ogródek, że są lepsze od Final Piano Forte, które były dotąd najlepsze z dokanałowych w ofercie Final Audio. Skupmy się teraz na przedmiocie.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

15 komentarzy w “Recenzja: Final Audio LAB II

  1. abadonna pisze:

    Aż dziwne, że do tej pory Apple nie podkupiło którejś z tych firm słuchawkowych z pod ciemnej gwiazdy. Z ich amazingiem mogliby faktycznie coś za tak niedorzeczną cenę pogonić. Beatsy z ich cenami, to przy tym jednak totalny plebs, psu wstyd by było je założyć.Tu przebitka jak u Escobara. Strzelam, że jeśli chodzi o jakość dźwięku, to te słuchawki są warte jakieś 100 razy mniej. Recka fajna.

    1. Piotr Michalak pisze:

      Rekomendowałbym nie strzelać, póki nie posłuchasz 🙂

      Sporo zależy od tego, czego słuchasz i szukasz w muzyce. Na pewno brzmieniowo te słuchawki będą polaryzować rynek.

      A co do Apple i Japończyków, to znając ich, w życiu nie sprzedadzą swojej firmy. Tam się szanuje „swoje”, to ma wymiar pozafinansowy.

    2. Marcin K. pisze:

      Zgadzam się z osobą podpisaną „abadonna”, a nawet powiem więcej – te słuchawki brzmią na poziomie dokanałówek za około 100 zł.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Nie, nie brzmią tak. Z dokanałówkami jest wiecznie ten sam problem – trzeba je umieć odpowiednio głęboko wcisnąć i muszą pasować do danych uszu. Dlatego sam nie używam, customy mnie nie interesują. I w ogóle moje uszy nie tolerują dokanałówek, poza testowymi odsłuchami nigdy ich nie używam.

  2. Tawek pisze:

    Gratuluję
    Jako posiadacz piano forte x-g mogę sobie tylko wyobrazić to cudo słuchawki z duszą 🙂
    Final-prawdziwi geniusze

  3. Maciej pisze:

    Dobrze się czytało, dziś posłucham

  4. Wiceprezes pisze:

    Jakby to kogoś przypadkiem interesowało, to według słów dystrybutora na dzień 5.11 pozostały do nabycia… 2 sztuki tych słuchawek. Nie, nie w Polsce. W ogóle 🙂

  5. Piotr Michalak pisze:

    Panie Piotrze, gratuluję recenzji Lab2. Dzielę się – napisałem kilka dni temu pierwszą (chyba) recenzję tego sprzętu przynajmniej w polskim i anglojęzycznym necie: http://www.strategie-rozwoju.pl/pierwsza-recenzja-final-audio-lab2-w-polsce-i-na-swiecie/ (też wrzuciłem na forum.mp3store).

    Kupiłem je… dla mnie trafione w 10. Już tęsknię za ich brzmieniem i głębią.

    Jeśli uznałby Pan wrzucanie linków za niekulturalne, proszę zachować dla siebie i usunąć z komentarza, nie obrażę się 🙂

    Dziękuję za rady dot. Twin Head.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Nie, linki są w porządku. Najważniejsze jest poszerzanie wiedzy.

  6. Tawek pisze:

    No nie zawiodłem się zbyt krótko ich słuchałem ale tak dźwięk jest pełniejszy głębia to coś czego nie znalazłem nawet w topowych nausznikach jedyne na czym się zawiodłem to ze są lekkie i przez to nie siedzą tak pewnie w uchu ale i tak magia jest ..

    1. Piotr Michalak pisze:

      Na to, że nie siedzą w uchu tak dobrze jak inne, cięższe Piano Forte, jest prosty patent. Otóż ich kabel jest dosyć ciężki (cięższy niż w PF również) relatywnie do „posiatkowanej” lekkiej tytanowej słuchawki. Kabelek dajemy zatem nie PRZED siebie, ale ZA siebie i na wysokości biodra przewijamy w przód, by podłączyć do źródła. Czyli kabel dajemy na plecy. To samo w Piano Forte – tego typu słuchawki są wtedy nieco dociążone w dobrym kierunku, w stronę chrząstki ucha, a końcówka „grająca” lekko zachacza się z przodu o chrząstkę okalającą kanalik uszny. Jest to idealne ułożenie przynajmniej w moim przypadku dla tego typu słuchawek. Szkoda by było, aby słuchawka o tej cenie wypadła z ucha i o coś się potłukła 🙂 Łatwo też wtedy wyjąć słuchawkę i zawiesić na szyi.

  7. Piotr Michalak pisze:

    Jak się okazuje, jestem chyba jedynym właścicielem tych słuchawek w Polsce.
    To trochę nawet smutne – w Azji rozeszły się jak świeże bułeczki.
    Może cena (naród biedny? niedoceniający słuchawek? wolący głośniki? w ogóle mało audiofilski?), może design (świecący, jaskrawy, faktycznie pod Azję bardziej)?
    W każdym razie grzeją się trzeci dzień i coraz lepiej grają.
    Chyba… strojone pod iPhone’a, bo wiele z niego wydobywają i łatwo dają się napędzić, a dodatki w postaci Mojo czy Aune umiarkowanie niewiele wnoszą, jak mi się na razie zdaje.
    Nie mają jeszcze tak wielkiej głębi sceny, która mnie urzekła, chyba kwestia wygrzania.
    W każdym razie radość wielka, obcowanie z czymś niesamowitym, z użytkową sztuką, a jakość brzmienia z górnej półki. Inne flagowce (stacjonarne!) poszły na razie w odstawkę.

    1. Piotr Michalak pisze:

      Na poczet przyszłych pokoleń, jakby ktoś w przyszłości rozważał używaną sztukę – albo nawet nową, bo Nobumasa z Fonnex trzyma dla Polski jedną sztukę kupioną na magazyn – i dla uczciwości – update dotyczący brzmienia i wygrzewania. Lab2 po wygrzaniu już nie epatują ogromem sceny i płaszczyzn, lecz raczej bogactwem brzmienia. Przypominają pod tym względem teraz bardziej Sonorous X niż AKG K1000, a szły mi początkowo w tym drugim kierunku. To naprawdę dziwaczne, jak się zmieniły.

      Mają absolutnie przebogatą średnicę, stały się intymne, ciepłe. Ilość informacji, gęstość muzyki – zabija wiele pełnowymiarowych słuchawek, przy czym stały się one ciepłe, miękkie, łagodne, delikatne, kulturalne. Co ciekawe, bas schodzi nisko, jest subbass, choć nie jest wyeksponowany. Góra jest delikatna, łagodna, jak w innych flagowcach Finala.

      Zdecydowanie słuchawka wybitna i jedna z ulubionych w mojej kolekcji; żadna słuchawka douszna nie daje takiego bogactwa brzmienia i ferii barw, a mało która pełnowymiarowa pod tym względem może konkurować (tu jedynie ze znanych mi modeli Sonorous X jednak zwycięża, pod warunkiem założenia nowych padów; większość osób miała nieprzyjemność odsłuchiwać na starych, zajechanych, zabijających przestrzeń; Stax SR-009 z dobrym napędem oczywiście też zwycięży, ale za to nie zagra tak dobrze z iphone’a;)).

      1. Arek pisze:

        Staxow twoje pchelki i tak nie przebija.

      2. Przemysław pisze:

        Panie Piotrze, dziękuję za podzielenie się opinią na temat tych słuchawek, chociaż za taką cenę mój wybór padłby jednak na Sonorousy X (najwyżej ocenionych w materiale na yt). Pozdrawiam serdecznie i gratuluję udanej serii/trylogii Battle of the Flagships.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy