Recenzja: Final Audio LAB II

Brzmienie

Poziom miniaturyzacji i szczegółowości budzi ogromne uznanie!

Poziom miniaturyzacji i szczegółowości budzi podziw.

   Rzecz przebadałem wszechstronnie, z użyciem odtwarzacza przenośnego, komputerowego zestawu przetwornik – słuchawkowy wzmacniacz, a także z użyciem klasycznej aparatury audiofilskiej.

Pierwsza sprawa odnośnie tej otwartości, taka bardziej praktyczna. Słuchawek nie trzeba mocno pchać w ucho, jak to ma miejsce w przypadku dokanałowych konstrukcji zamkniętych, których mamy zdecydowaną większość. U nich staranne, dokładnie zamykające ucho osadzenie dousznej nakładki ma znaczenie kluczowe i niejednokrotnie spotyka się na forach lub w komentarzach opinie, że te czy inne mające być świetnymi słuchawki dokanałowe okazały się grać o wiele gorzej niż obiecywano; a potem, kiedy komuś takiemu poradzić, żeby dokładniej je sobie zaaplikował, te głosy milkną, a nawet zdarza się, że ktoś powie: „Dziękuję!” Takich podziękowań na pewno tym razem nie będzie, ponieważ słuchawki nie wpycha się a przystawia do kanału słuchowego, co całkowicie wystarcza by grały pierwszorzędnie; czyli w sumie ergonomia działa w ich przypadku niewiele inaczej niż u normalnych słuchawek nausznych. Nie można natomiast drogocennych pchełek Finala podczas słuchania przytrzymywać, ponieważ najmniejsze dotknięcie ażurowej obudowy powoduje radykalną degraduję brzmienia.

Odnośnie samego dźwięku. Słuchając w kolejnych lokacjach czyniłem porównania do podobnie użytecznych ze sprzętem przenośnym i też powstałych z użyciem druku 3D NightHawk, a także do jednoznacznie audiofilskich, wysokoopornie nieprzyjaznych słabszym mocowo wzmacniaczom Beyerdynamic T1. Zwłaszcza do nich, jako że chodziło przede wszystkim o konfrontację z którymiś, w odniesieniu do których nie pojawi się cień wątpliwości, iż są wyjątkowo klarowne i grające w sposób otwarty. Porównania te wypadły ciekawie i dość jednoznacznie w odniesieniu do głównego miejsca przeznaczenia, czyli aparatury przenośnej.

Niezwykłym kunsztem producent wykazał się również tworząc jeden z najdoskonalszych z najmniejszych przetworników dynamicznych w historii audio.

Niezwykłym kunsztem producent wykazał się również tworząc jeden z najdoskonalszych i najmniejszych przetworników dynamicznych w historii. Jego grubość wynosi 6µm!

Nie ma wątpliwości – Final Audio LAB II to zgodnie z wyglądem słuchawki dla sprzętu mobilnego. Na tym polu czują się zdecydowanie najlepiej pod względem konkurencyjności, choć, jak należało przypuszczać, ze stacjonarnym systemem Phasemation przy komputerze, a jeszcze bardziej z lampowym Twin-Head i odtwarzaczem, grały ogólnie lepiej. Nie miały tam jednak przewagi, a przy Twin-Head Beyerdynamiki okazały się lepsze. Natomiast z przenośnym Cowonem trójwymiarowo drukowane Finale królowały. Grały popisowo czystym i najbardziej strzelistym dźwiękiem, a także super nośnie i z olśniewającą klarownością medium, obrazowaną szczególnie przez wspaniale strzelające soprany. A także, zgodnie z obietnicą, na dużej i otwartej scenie o niespotykanych u słuchawek dokanałowych rozmiarach, że najmniejszego się nie czuło zamknięcia i aż to było niesamowite. Stylistycznie takie bez ocieplania i dociążania, a za to swobodnie i z twarzą ku niebu a nie ziemi. Że jakbyś latał na motolotni a nie jechał ciężarówką.

Ta ich sopranowa otwartość w połączeniu z klarownością okazała się wyraźnie lepsza niż u wszystkich przykładanych do Cowona słuchawek, że momentalnie słychać było po przejściu jak dźwięk się wraz z tymi Lab II otwiera, oczyszcza i staje bardziej sugestywny. Nie tłamsi się, nie ściemnia i nie przydusza, tylko otwiera i wybucha krystaliczną czystością. Jednakże pojawiła się przy okazji niestety i zła wiadomość dla wielbicieli basu, często towarzysząca słuchawkom o pochodzeniu japońskim. To nie jest wcale regułą, jako że można mnożyć przykłady słuchawek pochodzących z Japonii o basie popisowym, że wymienię Fostex TH-900 czy Denon D7100, niemniej japoński słuchacz w przeciwieństwie do europejskiego nadmiaru basu nie lubi i mające stanowić popis japońskiego producenta Lab II najwyraźniej to uwzględniły.

Całość zestawu dostarczana jest w wyjątkowo wykwintnym, biżuteryjnym etui.

Całość zestawu dostarczana jest w wyjątkowo wykwintnym, biżuteryjnym etui.

Czy chcący, czy nie chcący – to jest osobna sprawa – ale basu takiego jak sopranów w słuchawkach tych nie ma. A przypomnijmy obietnicę o lepszych skrajach pasma, a więc i lepszym basie. W odniesieniu do sopranów nie ma wokół tego zobowiązania dyskusji – są na rewelacyjnym poziomie i udane pod każdym względem. Natomiast bas nie ma niskiego zejścia i nie ma szerokiego pola akustycznego, a tylko się zaznacza jako same uderzenia bądź tła, i w efekcie do tego z też dokanałowych AKG K3003 pod względem ilości i mocy brakuje mu bardzo dużo. Tam sytuacja była zgoła odwrotna i wcale moim zdaniem nie lepsza, jako że bas dominował cały przekaz a nie był aż tak jakościowy, by z tego czerpać wyłącznie przyjemność. Przytłaczał i się narzucał, a postać miał jakościowo średnią i suma dźwięku brała się z tego też nie jakaś oszałamiająca. Szczerze mówiąc już wolę, kiedy bas jest skromniejszy ale nie przeszkadzający, bo wówczas dźwięk dostajemy całościowo bardziej czytelny, a chociaż nie pojawią się delicje basowe, to idzie z tym wytrzymać, zwłaszcza gdy inne delicje dają. Szkoda takiego super basu, bowiem lube to smaki, ale u Final Audio LAB II przynajmniej nie ma basowego przytłoczenia, a jest  swoboda i sopranowy lot.

Najwięcej z dźwięku trójwymiarowych dokanałówek Finala można było oczywiście wyczytać podczas testów z użyciem Twin-Head, a sprawy się pokazały ciekawe i mocno specyficzne. Składniki brzmienia dotąd nie słyszane, a najbardziej spośód nich rzecz dobitna, to jednolitość całej brzmieniowej postaci. Albowiem dźwięk zazwyczaj jawnie się różnicuje i separuje na różne składowe brzmienia i jest to łatwe do wyłapania a potem analizy. W pierwszym rzędzie pojawia się podział na głos zasadniczy i pogłos, a w dalszych na podzakresy pasma (nieraz poprzedzielane słyszalnymi lukami), jak również na rozpołowienie stereofonicznych kanałów, na poszczególne sceniczne plany, na różne brzmieniowe smaki pojawiające się w ludzkich głosach, na twardości i zmiękczenia, na szorstkości oraz na gładzie – i inne jeszcze dualizmy.

A czy brzmienie jest równie niesamowite co warstwa wizualna tych słuchawek?

A czy brzmienie jest równie niesamowite co warstwa wizualna tych słuchawek?

Wszystkie te podziały w Final Audio LAB II są słyszalne, niemniej ich stopień rozdzielenia okazuje się mocno zredukowany i podporządkowany ujednoliconej całości. Nie można w żadnym razie twierdzić, że to brzmienie się zlewa i staje nieczytelne. – Jest najzupełniej odwrotnie i to w zasadniczym stopniu. Niemniej dzieje się to pod dyktando efektu całościowego, realizowanego środkami wcześniej u żadnych słuchawek nie słyszanymi. Bo na przykład nie można wyodrębnić pogłosu. Sam głos zasadniczy ma już w siebie wbudowaną wyczuwalną dawkę pogłosowości, całkowicie z nim utożsamioną i nie dającą się wyodrębnić; a więc nie stanowiącą otoczki na kształt aureoli, gdzie sam dźwięk i jego odbicia to rzeczy wyraźnie różne. Podobnie muzyczne plany zostają skomasowane w dużą ale pozbawioną holograficznych efektów scenę, przy czym sama stereofonia jest popisowo zrośnięta, dając jednolity na miarę niemalże systemów wielokanałowych spektakl. Dobrze zrośnięte jest też pasmo, bez żadnych luk międzyzakresowych, a jedyny dobrze wyczuwalny podział to wielosmakowość w głosach – mimo iż są one raczej powierzchniowo wygładzane niż stroszone na brzmieniowych powierzchniach. W efekcie dzieje się coś niezwykłego, jako że takie złączanie sugerowałoby małą scenę i nieciekawe, ujednolicające się brzmienia. A jest dokładnie na odwrót – na wielkim, otwartym obszarze dzieją się rzeczy spektakularne, a czystość i nośność brzmienia odbierać będzie głos wszelkim krytykom. Jedyne co można w mierze krytyki wyartykułować poza uwagą o tym niezbyt nisko schodzącym i nie dość złożonym akustycznie basie, to spostrzeżenie, że na dużych membranach przetworników Tesla u flagowych Beyerdynamic dźwięk bardziej się różnicował, pozwalając bliżej przyglądać się tworzącym go składnikom. Bas był tam mocniejszy i bardziej różnopostaciowy, ze znacznie szerszym polem akustycznego działania, pogłosy nie wtopione w same dźwięki, a ludzkie głosy także były zasobne w więcej składowych brzmienia.

Owszem - takiego bogactwa brzmieniowego i obszerności sceny próżno szukać w innych słuchawkach dokanałowych!

To trzeba ocenić samemu. Na pewno jest to brzmienie inne od dotąd znanych.

Niemniej popisowe soprany i wspaniała otwartość Lab II w dużym stopniu to nadrabiała, toteż nie zachodziło zjawisko pogarszającej się jakości po przejściu na nie z T1, lub co najwyżej śladowe. Natomiast całościowo brzmienia te były różne, mimo iż nie różniące się oświetleniem i temperaturą. Różne przede wszystkim innym traktowaniem pogłosu, ale także tą ogólną jednolitością brzmieniową u Final Audio LAB II. Nie zacieśnianą w wąskie ramy niedużej sceny i jednolitość smaku samego brzmienia, tylko przeciwnie, rozpościeraną na wielkim, otwartym obszarze i odbieraną – o dziwo – jako różnorodność. I może najlepiej dałoby się tą różnicę scharakteryzować poprzez stwierdzenie, że słuchający Lab II odnosisz wrażenie, iż ich substancja brzmieniowa wytopiona została z jednej rudy, podczas gdy u T1 mamy do czynienia z czymś w rodzaju brzmieniowego kolażu, tak wyraźnie się te ich brzmieniowe substraty różnią. Umyślnie oczywiście przejaskrawiam, bo aż tak to się nie różnicuje, ale jest coś na rzeczy i różnice idą właśnie w takim kierunku.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

15 komentarzy w “Recenzja: Final Audio LAB II

  1. abadonna pisze:

    Aż dziwne, że do tej pory Apple nie podkupiło którejś z tych firm słuchawkowych z pod ciemnej gwiazdy. Z ich amazingiem mogliby faktycznie coś za tak niedorzeczną cenę pogonić. Beatsy z ich cenami, to przy tym jednak totalny plebs, psu wstyd by było je założyć.Tu przebitka jak u Escobara. Strzelam, że jeśli chodzi o jakość dźwięku, to te słuchawki są warte jakieś 100 razy mniej. Recka fajna.

    1. Piotr Michalak pisze:

      Rekomendowałbym nie strzelać, póki nie posłuchasz 🙂

      Sporo zależy od tego, czego słuchasz i szukasz w muzyce. Na pewno brzmieniowo te słuchawki będą polaryzować rynek.

      A co do Apple i Japończyków, to znając ich, w życiu nie sprzedadzą swojej firmy. Tam się szanuje „swoje”, to ma wymiar pozafinansowy.

    2. Marcin K. pisze:

      Zgadzam się z osobą podpisaną „abadonna”, a nawet powiem więcej – te słuchawki brzmią na poziomie dokanałówek za około 100 zł.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Nie, nie brzmią tak. Z dokanałówkami jest wiecznie ten sam problem – trzeba je umieć odpowiednio głęboko wcisnąć i muszą pasować do danych uszu. Dlatego sam nie używam, customy mnie nie interesują. I w ogóle moje uszy nie tolerują dokanałówek, poza testowymi odsłuchami nigdy ich nie używam.

  2. Tawek pisze:

    Gratuluję
    Jako posiadacz piano forte x-g mogę sobie tylko wyobrazić to cudo słuchawki z duszą 🙂
    Final-prawdziwi geniusze

  3. Maciej pisze:

    Dobrze się czytało, dziś posłucham

  4. Wiceprezes pisze:

    Jakby to kogoś przypadkiem interesowało, to według słów dystrybutora na dzień 5.11 pozostały do nabycia… 2 sztuki tych słuchawek. Nie, nie w Polsce. W ogóle 🙂

  5. Piotr Michalak pisze:

    Panie Piotrze, gratuluję recenzji Lab2. Dzielę się – napisałem kilka dni temu pierwszą (chyba) recenzję tego sprzętu przynajmniej w polskim i anglojęzycznym necie: http://www.strategie-rozwoju.pl/pierwsza-recenzja-final-audio-lab2-w-polsce-i-na-swiecie/ (też wrzuciłem na forum.mp3store).

    Kupiłem je… dla mnie trafione w 10. Już tęsknię za ich brzmieniem i głębią.

    Jeśli uznałby Pan wrzucanie linków za niekulturalne, proszę zachować dla siebie i usunąć z komentarza, nie obrażę się 🙂

    Dziękuję za rady dot. Twin Head.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Nie, linki są w porządku. Najważniejsze jest poszerzanie wiedzy.

  6. Tawek pisze:

    No nie zawiodłem się zbyt krótko ich słuchałem ale tak dźwięk jest pełniejszy głębia to coś czego nie znalazłem nawet w topowych nausznikach jedyne na czym się zawiodłem to ze są lekkie i przez to nie siedzą tak pewnie w uchu ale i tak magia jest ..

    1. Piotr Michalak pisze:

      Na to, że nie siedzą w uchu tak dobrze jak inne, cięższe Piano Forte, jest prosty patent. Otóż ich kabel jest dosyć ciężki (cięższy niż w PF również) relatywnie do „posiatkowanej” lekkiej tytanowej słuchawki. Kabelek dajemy zatem nie PRZED siebie, ale ZA siebie i na wysokości biodra przewijamy w przód, by podłączyć do źródła. Czyli kabel dajemy na plecy. To samo w Piano Forte – tego typu słuchawki są wtedy nieco dociążone w dobrym kierunku, w stronę chrząstki ucha, a końcówka „grająca” lekko zachacza się z przodu o chrząstkę okalającą kanalik uszny. Jest to idealne ułożenie przynajmniej w moim przypadku dla tego typu słuchawek. Szkoda by było, aby słuchawka o tej cenie wypadła z ucha i o coś się potłukła 🙂 Łatwo też wtedy wyjąć słuchawkę i zawiesić na szyi.

  7. Piotr Michalak pisze:

    Jak się okazuje, jestem chyba jedynym właścicielem tych słuchawek w Polsce.
    To trochę nawet smutne – w Azji rozeszły się jak świeże bułeczki.
    Może cena (naród biedny? niedoceniający słuchawek? wolący głośniki? w ogóle mało audiofilski?), może design (świecący, jaskrawy, faktycznie pod Azję bardziej)?
    W każdym razie grzeją się trzeci dzień i coraz lepiej grają.
    Chyba… strojone pod iPhone’a, bo wiele z niego wydobywają i łatwo dają się napędzić, a dodatki w postaci Mojo czy Aune umiarkowanie niewiele wnoszą, jak mi się na razie zdaje.
    Nie mają jeszcze tak wielkiej głębi sceny, która mnie urzekła, chyba kwestia wygrzania.
    W każdym razie radość wielka, obcowanie z czymś niesamowitym, z użytkową sztuką, a jakość brzmienia z górnej półki. Inne flagowce (stacjonarne!) poszły na razie w odstawkę.

    1. Piotr Michalak pisze:

      Na poczet przyszłych pokoleń, jakby ktoś w przyszłości rozważał używaną sztukę – albo nawet nową, bo Nobumasa z Fonnex trzyma dla Polski jedną sztukę kupioną na magazyn – i dla uczciwości – update dotyczący brzmienia i wygrzewania. Lab2 po wygrzaniu już nie epatują ogromem sceny i płaszczyzn, lecz raczej bogactwem brzmienia. Przypominają pod tym względem teraz bardziej Sonorous X niż AKG K1000, a szły mi początkowo w tym drugim kierunku. To naprawdę dziwaczne, jak się zmieniły.

      Mają absolutnie przebogatą średnicę, stały się intymne, ciepłe. Ilość informacji, gęstość muzyki – zabija wiele pełnowymiarowych słuchawek, przy czym stały się one ciepłe, miękkie, łagodne, delikatne, kulturalne. Co ciekawe, bas schodzi nisko, jest subbass, choć nie jest wyeksponowany. Góra jest delikatna, łagodna, jak w innych flagowcach Finala.

      Zdecydowanie słuchawka wybitna i jedna z ulubionych w mojej kolekcji; żadna słuchawka douszna nie daje takiego bogactwa brzmienia i ferii barw, a mało która pełnowymiarowa pod tym względem może konkurować (tu jedynie ze znanych mi modeli Sonorous X jednak zwycięża, pod warunkiem założenia nowych padów; większość osób miała nieprzyjemność odsłuchiwać na starych, zajechanych, zabijających przestrzeń; Stax SR-009 z dobrym napędem oczywiście też zwycięży, ale za to nie zagra tak dobrze z iphone’a;)).

      1. Arek pisze:

        Staxow twoje pchelki i tak nie przebija.

      2. Przemysław pisze:

        Panie Piotrze, dziękuję za podzielenie się opinią na temat tych słuchawek, chociaż za taką cenę mój wybór padłby jednak na Sonorousy X (najwyżej ocenionych w materiale na yt). Pozdrawiam serdecznie i gratuluję udanej serii/trylogii Battle of the Flagships.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy